Opowiadanie
Days of Destroyer
VII. Wąwozy Garoty oraz inne górskie kurorty.
Autor: | Socki |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy |
Uwagi: | Fusion |
Dodany: | 2009-09-03 18:22:08 |
Aktualizowany: | 2009-09-03 18:22:08 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.
- Ja wiedziałam, że tak będzie! Z nim od początku są same kłopoty! - Filia darła się na Xellosa od pół godziny.
- Jasne! To było jasne!!! Typowy facet! Mogłeś spytać kogoś o drogę.-
- Skończ.- Xellos stał znudzony naprzeciw Filii i zajmował się wszystkim innym niż trzeba. Właśnie oglądał małego ptaszka który wił gniazdko na drzewie.
- Ale nie. Wielki pan Xellos zawsze wszystko wie najlepiej!-
- Skończ- Powtórzył kapłan.
- Jak to było? „Doskonale wiem gdzie jesteśmy, nie będę nikogo pytał”
- Skończ.
- Nie SKOŃCZĘ!!!. Słuchaj mnie kiedy do ciebie mówię!!!
- Krzyczysz.
- Co?
- Krzyczysz, nie mówisz- Xellos zachowywał zimną krew.
- Uuu po nim.- Szepnął Goury
- Stawiam 10 do 1, że Filia zaraz go rozniesie.- Mruknął Zelgadis.
- Yh…Ty….ja ci….NIE MOGĘ!!!- Wrzasnęła Filia i usiadła zrezygnowana na kamieniu.
- Nie mogę!!!- Dodała tonem osoby bliskiej płaczu.- Od dwóch tygodni nie wzięłam ciepłej kąpieli, wszystko mnie boli, i mam dosyć tych przeklętych gór!!!- Podniosła kamyczek i z całej siły rzuciła w ptaszka który wił sobie gniazdko.
- Filia!!!- krzyknął Xellos z wyrzutem.
- O to pamiętasz jak się nazywam?-
- Obserwowałem tego ptaszka!- Fuknął demon.
- Ptaszka? Ptaszka!!! To przynajmniej już wiem dlaczego zabłądziliśmy. Xellos woli obserwować ptaszka!-
- Przeginasz!!!- Zagroził kapłan.
- O nie to ty przeginasz, drogi panie!!!- Syknęła rozjuszona smoczyca.
- Słuchaj ty, rozpuszczona, kapryśna i bezczelna…smoczyco, dziewczyno…czy jak tam wolisz.
- Mam dosyć twojego ciągłego jęczenia, wydzwania i marudzenia! Gdybyś nie krytykowała mnie na każdym kroku to pewnie dawno byśmy byli na miejscu.
- Gdybyś TY łaskawie wsadził swoja dumę do kieszeni to mógłbyś spytać kogoś o drogę!!!
- Doskonale wiem gdzie jesteśmy!!!- Przerwał Filii Xellos.
- Tak? To gdzie?-
- W górach.
- No nie, no ja zwariuję, trzymajcie mnie bo go uduszę.- Goury i Zel podlecieli do Fili i chwycili dziewczynę za ręce.
- Ej co się tutaj dzieje?- Zza drzewa dobiegł ich głos Liny a po chwili pokazała się też właścicielka. Za nią kroczyła Amelia. Obydwie zatrzymały się w zdumieniu obserwując scenę. Filia miota się jak szalona, Goury i Zel ją trzymają a Xellos chodzi w kółko jak zdenerwowany bohater filmów o służbach zdrowia.
- Spytaj tą wariatkę co się dzieje!- Wrzasnął kapłan gdy tylko zobaczył Linę. W jego głosie słychać było lekką nutkę nabytej przed chwilą nerwicy.
- Ja ci dam, ty, ty, ty….Namagomi nie żyjesz, ja ci to mówię nie żyjesz!- Krzyknęła Filia próbując wyrwać się Zelgadisowi i Gouremu.
- Hola, hola spokojnie. O co znowu poszło?- Lina weszła między Xela a Filię z głębokim postanowieniem rozwiązania tej kłótni w miarę spokojnie.
- To jego/ jej wina!!!- Krzyknęli jednocześnie i znowu skoczyli ku sobie.
- Nie można się z nim/nią dogadać!!!- Ponownie się oskarżyli. Lina teatralnym gestem pomaskowała skronie a następnie chwyciła parę kapłanów za kołnierze i posadziła ich na ziemi.
- Siadajcie tutaj.- Poleciła. Zwaśniona dwójka spojrzała na nią z zaskoczeniem.
- Siadać!- Krzyknęła Lina, a Xellos i Filia posłusznie usiedli przed czarodziejką.
- Słuchajcie, nie możecie się tak ciągle kłócić…czas zaakceptować siebie nawzajem.
- Al..-
- Sza…
- Bo…
- Powiedziałam coś?- Zagroziła wiedźma.
- Tak.- mruknęła zdenerwowana Filia
- Ale…
- Powiedziałam cicho!
- Jak już powiedziałam, najważniejsza jest współpraca, pamiętacie jacy byliście dla siebie mili…czasami…niekiedy…od czasu do czasu?
- Nigdy!- krzyknęli razem
- No to teraz macie powód żeby zacząć. Ja nie mówię od razu o wielkiej przyjaźni ale małymi kroczkami możecie dojść do celu. Zobaczycie, sami się zdziwicie jak za rok, dwa może będziecie się wspaniale dogadywali. Ale trzeba chcieć, trzeba zacząć. Popatrzcie na Zelgadisa, Amelię, Gourego i na mnie…może też kiedyś będziecie tacy wspaniali jak ja. Ale pamiętajcie, wszystko w swoim czasie. Na początek możecie zacząć…ot…choćby sadzić marchewkę . A zresztą wasze kłótnie są też uciążliwe dla środowiska, no wiecie :Po pierwsze, tracę apetyt, a to źle wpływa na moje zdrowie.-Mówiła Lina. Filia dyskretnie zerknęła na szkielet górskiego niedźwiedzia, który został po małym „co nie co”-
- Po drugie drażnicie Gourego i Undis, a zwierzęta nie lubią hałasu.
- A po trzecie …wyglądacie wtedy jak małe dzieci. Chcecie wyglądać jak małe dzieci?!- Wykładała im ruda tonem dobrej przedszkolanki, a trzeba zaznaczyć, że Lina i ton dobrej przedszkolanki to doprawdy ciekawy widok. Dlatego też Xellos i Filia popatrzyli na siebie z lekkim zażenowaniem i nie chodziło im bynajmniej o ich zachowanie. Lina podniosła się powoli.
- A tak w ogóle to znalazłyśmy przełęcz do Wąwozu Garoty-
- Ha!- krzyknął tryumfalnie Xellos
- A i jeszcze jedno, za każdą kłótnię...chodzicie cały dzień związani sznurkiem...nie…albo lepiej, za ręce…to was czegoś nauczy.- Oświadczyła Lina.
- Co?!- Krzyknęli wszyscy…Amelia, Zelgadis i Goury też.
- Co jak co…tak rozkazywać to ty mi nie będziesz. Możesz pomarzyć- Oburzył się Xellos.
- Cóż, marzenia są po to…- Zaczęła Lina z zadziornym uśmiechem.
- Na pewno nie po to by się spełniały.- Przerwała jej Filia.
Od dwóch godzin wspinali się pod górę. Wąwóz Garoty, był tak naprawdę przełęczą łączącą to co rozdzielił potężny masyw Smoczych gór, czyli wschód Wewnętrznego świata ze światem Zewnętrznym.
Góry te, jak sama nazwa wskazuje, słynęły z ogromnych populacji smoków czerwonych i brunatnych, zamieszkujących najbardziej strome stoki. Jednak mało kto pamiętał o przynoszącym wątpliwą chlubę rycerzom, zakonie Łowców smoków, którzy podobno strzegli Wąwozu Garoty a tak naprawdę pobierali niebotycznie drogie cła i w dodatku robili czarne interesy na smoczych łuskach i pazurach.
Wąwóz wyglądał jak ogromy zielony placek przecięty srebrną wstążką rzeki. Szafirowa kosodrzewina, góry błyszczące w słońcu jak białe zęby smoków i drzewa ubrane w czerwono złote szaty jesieni sprawiały, że widok był nader uroczy. No i jeszcze to świeże górskie powietrze.
Cała grupa przysiadła na sporej półce skalnej przyglądając się z góry potężnym mosiężnym bramom zamykającym wejście do Wąwozu. W dali majaczyła szara bryła fortecy łowców.
- To jak robimy?- Zapytała Amelia. - Szturmujemy czy podstępem?-
- To zależy od ceny.- Powiedziała Lina wystawiając twarz w stronę słońca. Zanim ktoś zdążył coś powiedzieć Xellos teleportował się w chmurze siarki, po chwili pojawił się i ogłosił, że cło wynosi 200 sztuk złota od łebka i 350 od konia.
- No to szturmujemy.- Westchnęła Lina strzelając z palców.
- Taa a co z okiem Wielkiego Żmija?- Zapytał Zelgadis. Zapadła cisza, którą przerwał Goury.
- A może by tak tam wejść i poprosić?- Zaproponował.
- Można by powtórzyć ten fortel ze zwojem i hersztem zbójów.- Powiedziała Lina spoglądając na Xellosa.
- Nie…ci nie są tak durni.- Powiedział kapłan kręcąc głową. - Problemem nie jest siła tych pajaców tylko ich ilość…chodzi tylko o to żeby nie zdążyli się zorientować co się dzieje. Jeżeli ich zajmiecie zanim zamkną skarbiec to nie będzie najmniejszego problemu. Wyniosę stamtąd oko.
- A nie możesz po prostu się tam pojawić…w tym skarbcu?- Zapytał Goury.
- Nie można teleportować się w miejscu, którego się nie widziało. Dlatego ktoś musi odciągnąć uwagę łowców.- Wyjaśniła mu Lina.
- To nie będzie problem.- Nagle oświadczyła Filia. Wszyscy momentalnie na nią spojrzeli.
- No…Jakby nie patrzeć jestem ostatnim złotym smokiem, nie?- Zapytała lekko zmieszana. - Chyba trudno o coś co by bardziej zainteresowało łowców smoków.
- W sumie nie głupi pomysł.- Przytaknęła Lina odgarniając grzywkę z czoła i zwracając swoje spojrzenie ku dolinie.
- Mowy nie ma!- Przerwał im nagle kapłan. Reszta grupy zaskoczona tak ostrym sprzeciwem zamarła w oczekiwaniu na jakieś uzasadnienie decyzji demona.
- Czy przed chwilą sam nie powiedziałeś, że musimy odciągnąć ich uwagę?- Zapytał podejrzliwie Zelgadis.
- No nie zgadzam się żeby to była ona.- Sprostował demon.- Pewnie wszystko spartaczy.- Dodał ale nie zabrzmiał chyba zbyt przekonywająco bo czarownica posłała mu niedowierzające spojrzenie.
- Xellos wszystko w porządku?- Zapytała ostrożnie Lina.- To nie jest zachowanie, które przystoi demonowi…które przystoi tobie.
- No dobra masz mnie. Nie może tam lecieć bo ją upolują. W tym się specjalizują…nazwa Łowcy Smoków wcale nie oznacza, że lubią sobie wypić. - Żachnął się kapłan.
- Zaraz, zaraz…coś z tobą nie tak?- Wypalił Zel.
- Jestem moralnym bankrutem bo chcę ją uratować?- Zirytował się Xellos i podniósł się z ziemi. Filia wciąż siedziała i wyglądała na oniemiałą. Wyglądała, bo tak naprawdę nie była. Prowadziła zażartą dyskusję, tylko, że TYLKO z Xellosem i TYLKO w myślach. Więc przeciętny obserwator myśli, że jest oniemiała.
- Dlaczego miałbyś ją ratować?- Ni stąd ni zowąd zapytał podejrzliwie Zelgaids.
- Bo jestem wrednym draniem, demonem bez zasad…demonem z pod ciemnej gwiazdy? Jestem tak podły, że ratowanie jej skóry i tym samym zmuszanie do przebywania w moim towarzystwie mnie kręci. - Oświadczył demon wskazując na Filię, która wcale nie wyglądała na taką co by chciała być uratowana przez Xellosa. Więcej, ona wyglądała na taką, która wolałaby nie znać słowa „ratunek” gdyby miało to mieć jakiś związek z tym kapłanem.
- Przecież to jasne, że masz w tym jakiś swój, nam nie znany cel. Zawsze kombinujesz, zawsze chcesz nas wrobić…i teraz chcesz jeszcze sprzątnąć Filię. - Oświadczył Zel tonem znawcy.
- Zelgadisie, czy ty mnie podrywasz?- Wypalił Xellos perfidnie patrząc mu prosto w oczy. Chimera zamilkła a reszta grupy wlepiła spojrzenia w demona czekając na rozwinięcie wypowiedzi.
- To straszne, zawsze posądzacie mnie o najgorsze.- Dodał po chwili namysłu.
- Dziwi cię to?- Prychnął wciąż naburmuszony Zelgadis. Reszta grupy nic nie mówiła…niech sobie chłopaki pogadają.
- Doktor Frankenstein zapłacił za swe złe ambicje, ale potwór powinien wyruszyć na poszukiwania swej jedynej…prawda?-
- Tutaj nie będzie 'tej jedynej', Xellos. Nie w tej historii. Ty byłeś, jesteś i będziesz zły.-
- W takim razie domagam się rozmowy z tym, który ją napisał.
- Dobra…a może ja powinnam zdecydować, co?- Wtrąciła Filia przerywając tym samym Xellosowi przednią zabawę w irytowanie Zelgadisa. Kapłan odwrócił się w jej stronę i po chwili jego myśli ugodziły w jej mózg jak porządny psychiczny kopniak…chyba w ten sposób na nią krzyknął. „Durny smoku, idź się zabij ale dopiero kiedy będę wiedział czy twoja śmierć i mi nie zaszkodzi!” „Mówiłam ci już, że jesteś narcyzem? Nic mi się nie stanie, tylko ściągnę ich uwagę.” Odparła. „Jeżeli zginiesz to cię zabiję!” Zagroził kapłan. „Czyli co? Zgadzasz się. Przekonałam cię? ” Zapytała zdumiona siłą swojej perswazji Filia. „ Nie, nie przekonałaś mnie. Ale oni zaczynają myśleć, że się o ciebie martwię. Z kolei jak ja pomyślę, że można tak pomyśleć to mnie mdli.”
- Eee Filia? Xellos?- Zapytała niepewnie Lina machając im ręką przed oczami.
- Tak? - Mruknęła smoczyca.- A tak…no to ja sądzę, że polecę i ściągnę ich uwagę na siebie a Xellos weźmie to oko.
- No a ja zakończę to kulą smoka. - Zaproponowała czarownica.- A wy co o tym myślicie?
- Nie głupie.- Przytaknął Zelgadis.
- I tak nie ma sensu bawić się w podchody.- Zawtórowała mu Amelia. Goury nie myślał, więc nawet nikt go nie pytał.
- Xell?- Lina zwróciła się do kapłana.- A ty jak uważasz?
- Przepraszam. Nie uważałem. Wciąż nie mogę pozbierać się po tym co powiedział mi Zelgadis.
- Dobra, skończ pajacować.- Syknęła chimera.
Długo się nie naradzali. Filia zamieniła się w smoka, Xellos strzelił focha a reszta weszła na wzgórze by obserwować przebieg akcji. Po chwili Linie znudziło się czekanie i wraz z Gourym pobiegli włączyć się do zabawy, pozostawiając księżniczkę i chimerę samych sobie.
- Myślisz, że są głupi do tego stopnia by się nabrać?- Zapytał Zelgadis obserwując żołnierzy tłoczących się w dole doliny.
- Masz swoją odpowiedź.- Westchnęła Amelia gdy wszyscy łowcy jak jeden rzucili się w pogoń za złotym smokiem.
- Oni chcą ją łapać na wędkę, czy jak?- Zapytała. Rzeczywiście łowcy biegli wzdłuż doliny i wymachiwali mieczami, co było raczej głupim zachowaniem jeżeli weźmie się pod uwagę rozmiary, szybkość i wysokość na jakiej znajdowała się Filia.
- Tak sobie myślę… te brunatne i czerwone smoki muszą być piekielnie głupie skoro dają złapać się komuś takiemu.- Mruknął Zel obserwując całe zajście i nagle za plecami usłyszał szczęk metalu.
- Rzuć broń i wstań z podniesionymi rękami!- Rozkazał ktoś, kto stał za nim.
- Nie mam broni w ręce…- Sprostował Zelgadis nie racząc się nawet podnieść czy chociaż odwrócić.
- Wstań!!!- Krzyknął napastnik.
- Nie…- Zaprotestował Zel i nawet nie racząc zmienić tonu głosu z „bardzo znudzony” na „znudzony, ale zdolny do wypowiedzenia pełnego zdania”.
- Wstawaj!!!
- Nie mam najmniejszego zamiaru…- Zaprotestował i to zapewne skłoniło rycerza do przywalenia mu mieczem. Niestety klinga odbiła się od ramienia chimery i wpadła z rąk szermierza.
- Bu!- Mruknął odwracając się w stronę napastnika. Młody mężczyzna, właściwie to chłopaczek upadł na kolana na widok twarzy chimery i z przerażoną miną zaczął się wycofywać, po czym uciekł z piskiem.
- To takie upokarzające.- Westchnął Zelgadis naciągając kaptur na głowę.
- Niech pan się nie martwi, liczy się wnętrze.- Pocieszyła go Amelia zamierając w połowie gestu przyjacielskiego poklepania po ramieniu.
- Ta, chyba pieroga.- Mruknął skubiąc źdźbła trawy. Nagle z oddali dobiegł dziwny skrzyp i wybuch.
- Oho…to nie brzmiało jak Fireball.- Zaniepokoiła się księżniczka.
- Amelio, chyba już wiem jak łapią te smoki. Patrz.- Powiedział Zelgadis podając jej swoje dłonie, które miały posłużyć za lornetkę. W oddali parunastu kilometrów, nad przełęczą krążyła Filia i co chwila nurkowała ku ziemi.
- Co ona wyprawia?- Zdziwiła się Amelia.
- Niszczy katapulty. Przyjrzyj się uważnie, wystrzeliwują w jej stronę sieci.- Wytłumaczył Zelgadis.
- Nie jest dobrze.- Dodał.- Chyba przynieśli harpuny.
Rzeczywiście, na spore drewniane wierze wnoszono broń podobną do tej, której używają wielorybnicy. Filia cudem uniknęła sieci wyrzucanych w powietrze jednak to co teraz jej szykowali szanowni gospodarze mogło okazać się nie lada problemem.
Wystrzelono pierwsze pociski i jednocześnie dało się słyszeć huk rozwalanej bramy wejściowej. Lina już zmierzała w stronę fortecy, Xellos zapewne też już znalazł oko Wielkiego Żmija a jeżeli nie, to niedługo to zrobi.
- Jeszcze tylko chwila panienko Filio!- Krzyknęła Amelia.
- No…czas na nas.- Zarządził Zelgadis i podniósł się z ziemi. Amelia wzięła Undis i ruszyli w
Stronę przejścia wciąż uważnie obserwując poczynania przyjaciół. W końcu doszli do niewielkiego pagórka na, którym czekała na nich Lina z Gourym.
- To co? Rozwalasz?- Zapytał Zelgadis.
- Czekamy na Xellosa, zaraz powinien…-
- Jestem.- Przerwał Linie tajemniczy kapłan pojawiając się tuż obok nich.
- Dacie wiarę! To jest prawdziwe oko!!!- Wypalił pokazując im okrągły przedmiot zamknięty w szkatułce.
- Musiałeś zajrzeć, co?- Mruknęła Amelia wywracając oczami na znak dezaprobaty.
- Lina celuj tak, żeby od razu rozwalić bramę wyjściową…smoki pilnujące terenów po za przełęczą będą wiedziały, że jesteśmy po ich stronie.- Polecił kapłan wskazując palcem na koniec doliny zwieńczony wysokimi wieżami.
- Się robi się!- Zawołała uradowana czarownica i wspięła się na kamień zdobiący szczyt pagórka. Zatarła ręce i zaczęła recytować.
- Ciemność ponad brzaskiem.
- Karmazyn ponad strumieniem krwi…- Nagle przerwał jej jednocześnie krzyk Filii i Xellosa.
- Co jest?!- Wypaliła przerywając i dopiero teraz zobaczyła, że sylwetka Filii zachwiała się na tle niebieskiego nieba i zaczęła opadać. W tej samej chwili stojący obok nich Xellos zaklął siarczyście i osunął się na kolana trzymając za ramię.
- Cholera co to za cyrk!!!???- Krzyknęła Lina nie mogąc uwierzyć w to co widzi.
Ranny smok bardzo przypomina rannego ptaka…spada w ten sam sposób, rozpaczliwie machając skrzydłami, tylko, że upadek smoka jest bardziej groźny dla otoczenia.
- Zabije nas jak na nas wpadnie!!!- Krzyknął Zelgadis widząc lecącą na nich ogromną postać Filii, lecz w momencie gdy dziewczyna straciła resztki sił rozbłysło jasne światło i teraz na spotkanie z ziemia zmierzała tylko zwykła kobieta.
- Levitation!- Krzyknął Zel i schwytał w locie smoczycą, z którą wylądował z nie lada problemem. Dziewczyna miała rozerwane prawe ramię, całe szczęście podczas przemiany ogromny harpun, który przebił jej skrzydło wypadł z rany. Dziura była na tyle mała by nie zagrażać życiu Filii, lecz była na tyle duża, by nie można było jej wyleczyć przy pomocy zwykłej magii.
- Smoki będą wiedziały co robić! Lina pośpiesz się!- Krzyknął Zelgadis wiążąc na ramieniu dziewczyny ciasny supeł i rzucając zaklęcie uzdrawiające.
- Trzymaj się Filia.
- Spokojnie, nic mi nie będzie.- Powiedziała cicho i usiadła, lecz w tedy dobiegł ich zduszony głos Xellosa.
- A nie mówiłem!
- Panie Xellosie, co panu jest?!- Zapytała Amelia podbiegając do niego.
- Nic!- Warknął próbując się wyrwać dziewczynie ale nie udało mu się. Księżniczka zdążyła oderwać jego dłoń od ramienia i wszyscy ujrzeli ranę niebywale podobną do tej, którą miała Filia…tylko, że trochę mniejszą.
- Nie wierzę!- Wykrzyknął Zelgadis.
- Nie do wiary!!!- Wypaliła Lina przyklękając przy demonie.- Ze wszystkich darów smoczej krwi.
- Tak…- Syknął kapłan posyłając jej wściekłe spojrzenie.- I nic nam nie będzie.
- Co za ironia losu.- Westchnęła Lina.
- Ale o co chodzi?- Tym razem to pytanie padło z ust Amelii.
- Carpere tractum.- Oświadczyła czarownica podnosząc się. - Jeden z darów smoczej krwi. Bardzo rzadki…człowiekowi daje on niesłychaną moc…no wiesz, śmiertelnik z witalnością smoka. Jednak nigdy nie słyszałam, o przypadku połączenia demona ze smokiem. Przecież są gorszym połączeniem niż olej i woda!-
- Woda i sód?- Podsunęła księżniczka.
- Niesamowite, to musi być coś w rodzaju magii łączonej. - Westchnął Zelgadis patrząc na parę oburzonych kapłanów łypiących na resztę grupy z pod byka.
- Lino wszystko fajnie ale ku nam zmierza armia łowców smoków.- Przerwał jej Goury, który jako jedyny zachował zimną krew w tej sytuacji i nie podniecał się jakimś tam połączeniem.
- Ah tak!- Zreflektowała się czarownica i ponownie zajęła swoje stanowisko na kamieniu.
- Ciemność ponad brzaskiem.
- Karmazyn ponad strumieniem krwi…
- W twoim imieniu zaprzysięgam się…
- Z ciemnością…
- Wszyscy głupcy…i mur.. stojący na naszej drodze zostaną zniszczeni…
- Mocą, którą i ja władam!
- KULA SMOKA!- Krzyknęła czarownica a potężny strumień energii wystrzelił z jej dłoni orając grunt i pogłębiając przełęcz o parę naście dodatkowych metrów. Siła zaklęcia nie tylko powiększyła wąwóz i zniszczyła mur ale i zamieniła zieloną okolicę w krajobraz marsowy.
- Jeszcze żyjecie?- Zapytała odwracając się w stronę pary kapłanów.
- A jak myślisz?!- Prychnął wciąż obrażony Xellos.
- Gdybyś nie był taki chciwy nic by cię takiego nie spotkało.- Oświadczyła Lina trafnie domyślając się, że oboje, demon i Filia chcieli zachować swoje połączenie w tajemnicy.
- Dobra, bierzemy nasze astralne bliźniaki i zasuwamy do tego Wielkiego Żmija, trzeba ich podkurować.
- Nie trzeba nas kurować.- Wtrąciła Filia.
- A jak chcesz przejść przez to…to coś? Z dwójką rannych i koniem?- Zapytał Zelgadis wskazując na ogromny rów.
- Cóż, wypełnię to wodą, zbudujemy tratwę i popłyniemy.- Oświadczyła Lina. Wszyscy ryknęli śmiechem…nawet koń.
- Ze wszystkich szalonych ludzi na świecie, ty jesteś najgorsza Lino!- Krzyknął Zelgadis dmuchając zaklęciem w coś co miało posłużyć im za żagiel.
- Myślę troszkę nie konwencjonalnie, czy to takie straszne?- Zapytała Lina z zachwytem obserwując taflę wody, po której mknęli z zawrotną szybkością.
- Od dziś będzie to jezioro Wielkiego Żmija!!!- Krzyknęła i w tym momencie tratwa zaryła o drugi brzeg doliny. Siła powstała w wyniku zderzenia drewna z ziemią wyrzuciła czarownicę w górę i posłała ją parę metrów dalej. Lina już się zerwała by ochrzanić Zelgadisa lecz nim to zrobiła spojrzała w górę, i zrozumiała, że to o co się uderzyła to nie był kamień, tylko szpon.
- O…matko.- Wypaliła widząc przed sobą bestię wielkości małego zamku. Potwór drgnął i pochylił się lekko by przyjrzeć się lepiej przybyszom. Trzeba zaznaczyć, że wszyscy byli wielkości jego źrenicy otoczonej przez tęczówkę koloru płomienia…no może byli nawet trochę niżsi.
- Naprawdę jesteście spore.- Wyjąkała w końcu Lina trafnie odgadując, że ma przyjemność obcowania ze smokiem. Rzeczywiście, był przynajmniej trzykrotnie większy od Filii, miał też zupełnie inną budowę. Całe jego ciało pokrywała gruby zrogowaciały pancerz i tylko podgardle miał pokryte drobniutką łuską taką jak u węży lub złotych smoków. Nie miał też piór na końcówkach skrzydeł tak jak złote smoki( to dzięki nim na niebie pozostawał taki fajny ślad) lecz tylko błoniaste skrzydła przypominające stare parasole. Właściwie to wyglądał jak klasyczny smok, o których uczy się w szkołach i pokazuje na lekcjach biologii.
- On przynajmniej nie wygląda jak muminek.- Wypalił w końcu Xellos. Bestia powoli poruszyła się i zwróciła spojrzenie na kapłana.
- Kapłan Bestii, hę? Szpieg?- Głos smoka rozbrzmiał w głowach przyjaciół.
- Dezerter.- Wtrąciła Filia. Xellos posłał jej mordercze spojrzenie ale milczał.
- Hmm…Czegóż to szuka w tych stronach troje ludzi, chimera, demon, złoty smok i koń?
- Mamy sprawę do Wielkiego Żmija. Przynieśliśmy mu jego oko.- Powiedział Zelgadis wychodząc na przód.
- Doprawdy jesteście dziwną kompanią.- Westchnął smok i nagle przeciągnął się rozkładając przy tym skrzydła, których błony były pokryte wzorami przypominającymi te u motyli, tylko, że wszystkie były w odcieniach krwistej czerwieni.
- I mówicie, że przybywacie w pokoju?- Dopytywał się smok.
- A co nie widać?- Prychnęła Lina.
- Nie obrażaj się, jestem wartownikiem, taka moja praca panno…
- Lina, Lina Inverse. A to jest Goury Gabriev, szermierz. Ten niebieski to Zelgadis Greywords, brunetka to księżniczka Amelia Wil Tesla Seyruun, blondynka to Filia Ul Copt a Xellosa znasz. Jesteśmy poszukiwaczami przygód.
- Ja nazywam się Azazarael i jestem strażnikiem Iglic Zachodnich. - Powiedział. Nagle smok
uniósł się na tylnich łapach i jak na zwolnionym filmie zamienił się w człowieka. Wszystkich zatkało, a szczególnie damską cześć grupy. Azazarael był, no…piękny. Miał przynajmniej dwa metry wzrostu a wspaniałej sylwetki pozazdrościłby mu nawet elficki książę. Nosił brązowy płaszcz z podbiciem koloru krwi i wspaniałą klamrą z przodu, reszta jego stroju przypominała ubiór książąt z pradawnych państw. Jednak jego strój i sylwetka ni jak się miały do twarzy. Tak jak wszystkie smoki rysy miał ostre, twarz pociągłą a oczy duże. Jednak jego tęczówki wydawały się płonąć a delikatne łuki brwiowe i pełne usta dziwnie kontrastowały z mocno zaznaczoną szczęką i wysokim czołem. Czerwone jak ogień włosy miał związane w kucyk sięgający mu pasa. Chwilę zajęło zanim, którekolwiek z przyjaciół zdołało coś z siebie wydusić.
- Ja myślałam, że wy się nie zmieniacie.- Wydukała Lina.
- Tak długo byliśmy traktowani jak bestie, że się w końcu nimi staliśmy.- Powiedział ze smutkiem Azazarael. - Na szczęście nasz pan, Wielki Żmij, wspaniały alchemik opanował technikę wyrobu artefaktów i stworzył Glejty Przeciwstawienia. Pomagają nam w przemianie.- Wskazał na klamrę zdobiącą szatę.- Niestety bez oka nie jest w stanie robić kolejnych.
- O! No to widzisz! Wy potrzebujecie oka, my potrzebujemy alchemika! Zaprowadź nas do swojego pana.- Oświadczyła Lina i wyszczerzyła się do smoka.
- Od lat nikogo nie przepuściłem.- Zawahał się smok.
- Masz okazję to zmienić.- Podsunęła czarownica.
- Dobrze ale pozwólcie, że sprawdzę wasze myśli. Takie są u nas zasady. - Powiedział Azazarael. Reszta, chociaż niechętnie zgodziła się na sprawdzenie myśli, co nie było zbyt przyjemne ale dało się znieść.
- Nie kłamiecie, ale nie powiedzieliście wszystkiego. Nic mi jednak do waszej wyprawy, zachowajcie to dla siebie.- Oświadczył smok i po chwili zadarł głowę i wydał z siebie dźwięk, który słyszeli tylko w swoich głowach. Nie minęła minuta gdy na niebie pojawiły się trzy potężne sylwetki smoków, dwóch o brązowych skrzydłach jednego o czerwonych. Trzy bestie zamieniły się w równie przystojnych co Azazarael mężczyzn i ruszyły w stronę przybyszy.
- To jest książę Zehir.- Ich przewodnik przedstawił im posępnego smoka o ciemnych oczach i włosach.- A to Lyonis i Maonder. - Dodał wskazując na dwóch pozostałych przybyszy. Na jakiś czas zamilkli pewnie rozmawiając w myślach, po czym zwrócił się do nich sam książę.
- Od lat żaden śmiertelnik nie odwiedzał Smoczych Urwisk. Musimy dbać o nasz kraj, jest naturalną fortecą i nie zaryzykujemy przeprowadzenia przez nasze tajne ścieżki tylu obcych. Będziemy musieli zawiązać wam oczy.- Powiedział Zehir wyciągając wstążki i zawiązując je na oczach przybyszy.
- Wybacz pani, tobie i twojej rasie ufam.- Powiedział szybko gdy tylko zorientował się, że Filia jest smokiem.
- Ależ nic się nie stało. Jeżeli uznasz to za konieczne i mi możesz zawiązać oczy.- Powiedziała szybko i uśmiechnęła się miło. Mężczyzna omiótł ją wzrokiem i po chwili namysłu oświadczył:
- Chyba znajdę lepsze zastosowanie dla tego kawałka materiału.- Odwiązał materiał z rany Filii, która goiła się, tak jak przystało na smoczą ranę, w wyjątkowo szybkim tempie, i zawiązał na niej chustę. Dopiero przyglądając się z bliska, Filia dostrzegła, że skórę księcia pokrywają cienkie linie układające się w przeróżne wzory.
- No…gotowe.- Zaśmiał się odrzucając hebanowe włosy na plecy i oferując Filii ramię. Dziewczyna spojrzała na przyjaciół starając się ukryć rumieniec ale przecież wszyscy mieli zawiązane oczy. Po chwili wahania podała rękę smokowi i ruszyli wzdłuż krętej ścieżki, która ginęła w lesie. Dosłownie ginęła. W momencie gdy przekroczyli linię drzew dróżka się urwała a oni zdani byli jedynie na smoki. Szli w milczeniu przez dobrych parę godzin, wspinając się pod górę i podziwiając( to tylko w wypadku Filii) uroki lasu. Pozbawiony podszycia i bardzo jasny, wyglądał bardziej jak kolumnada katedry zwieńczona zielonym, kołyszącym się na wietrze sufitem.
- Proszę mi wybaczyć moją poufałość, ale jak to się stało, że nigdy nie mieliśmy okazji gościć u siebie kogoś takiego jak ty?- Zapytał Zehir przyglądając się z uwagą Filii. Dziewczyna się zamyśliła.
- Nie zrozum mnie źle książę, ale przez ostatnich parę lat nie miałam ochoty szukać pobratymców. - Powiedziała w końcu. „Taa a że smoki to niby takie społeczne. Już ja jestem bardziej społeczną istotą” Usłyszała w głowie głos Xellosa.
- Zamknij się!- Syknęła.
- Mówiłaś coś?- Zdziwił cię smok i przystanął oglądając się na Filię.
- Nie. Mówię, że po prostu wieje.- Skłamała na poczekaniu. Zehir pokiwał głową i bez zastanowienia ściągnął z pleców coś pomiędzy peleryną a płaszczem i zarzucił jej na ramiona. „Zaraz zwymiotuję” Skomentował to Xellos. „Spadaj” Odwarknęła. „Jak romantycznie…yhh będzie mi się śniło po nocach.” Filia już chciała powiedzieć, że niepotrzebnie oddawał jej swój płaszcz lecz wtedy wyszli z lasu i szybko zmieniła zdanie.
Podróżników owiał lodowaty górski wiatr, bawiąc się ich włosami i rozwiewając je we wszystkie strony. Przed nimi rozciągała się szmaragdowa połonina a na horyzoncie widniały trzy najwyższe szczyty górskie Smoczych gór. Wyglądały jak ser, całe podziurawione grotami wydrążonymi przez smoki, które krążyły wokół szczytów mieniące się w słońcu jak rajskie ptaki. Jedno można było o nich powiedzieć, chociaż na ziemi wyglądały pokracznie, w powietrzu zyskiwały więcej gracji niż jakiekolwiek inne stworzenia.
- Sinitar stolica smoków i biały dwór Driael, dom króla smoków.- Powiedział Zehir przystając i ciesząc oczy widokiem. Po chwili wydał rozkaz zdjęcia przepasek by jego goście także mogli nacieszyć się tym widokiem.
- Dalej musimy już lecieć.- Powiedział i zaraz na powrót zamienił się w ogromną bestię. Filia poszła za przykładem reszty smoków, skryła się za kamieniem i przemieniła się.
- Przy nich wyglądasz jak chucherko. - Powiedziała Lina zadzierając głowę do góry.
- Złote smoki są najmniejsze ze wszystkich.- Wytłumaczył Xellos bawiąc się lagą.- Właściwie to trudno je nazywać smokami.
- Oj bo oberwiesz.- Zagroziła Filia i przycupnęła tak by reszta grupy mogła na nią wejść.
- Konia możecie zostawić tutaj, nic mu się nie stanie, nie ucieknie a jedzenia nie zabraknie.- Oświadczył Azazarael ze zgrozą obserwując jak smoczyca pozwala ludziom wejść na swój grzbiet.
- Co za czasy.- Mruknął tylko i odbił się od ziemi rozrywając ziemię swoimi wielkimi szponami. Po chwili i oni znaleźli się w powietrzu.
- Hej, Filia, jak tam twój facet?- Zapytał Xellos pojawiając się tuż obok Filii gdy już lecieli w stronę gór.
- Spadaj Xellos.- Mruknęła od niechcenia. - To nie jest zabawne.
- Wręcz przeciwnie.- Zaśmiał się kapłan.
- Filia, o czym on gada?- Zapytała Lina przechylając się na jej grzbiecie.
- O niczym.- Fuknęła smoczyca i wyminęła zanoszącego się śmiechem demona.
Trzy góry rosły przed nimi w zastraszającym tempie i już po chwili znajdowali się przy jednej z jam wykłutych przez smoki. Filia z pewnym trudem wylądowała w górze, nie dlatego, że nie umiała latać, tylko dlatego, że wciąż ją bolało skrzydło.
- O mamo…- Wypaliła Amelia gdy jej oczom ukazały się ogromne groty stworzone przez smoki.
Wewnątrz nie było żadnych ozdób, tak właściwie to pomieszczenia były jedynie wielkimi, okrągłymi salami wykutymi w białym jak śnieg kamieniu. Jednak ich ogrom zwalały z nóg. Musisz sam sobie wyobrazić drogi Czytelniku, jak wielkie były, skoro w jednej z nich mogła latać swobodnie przynajmniej dziesiątka smoków.
- Uważajcie żebyście nie spadli, pod spodem też są komnaty. - Ostrzegł ich Zehir.
- Bardzo to…to jest bardzo…- Zaczęła Amelia szukając odpowiedniego określenia.- Bardzo odkrywcze.
- Dla smoków to jak najbardziej praktyczne rozwiązanie.- Wyjaśnił Azazarael. - Gdyby nasze groty miały podłogi musielibyśmy wychodzić na zewnątrz za każdym razem gdy chcielibyśmy lecieć w górę lub w dół. Dzięki takiej konstrukcji możemy latać we wnętrzu góry.
- I tak wyglądają wasze wszystkie groty?- Wypaliła księżniczka czując, że zaczyna rozumieć co to znaczy lęk wysokości.
- Nie. Tylko główne. Wszystkie mniejsze groty…- Powiedział Zahir wskazując palcem na spore korytarze prowadzące w głąb góry.- …są połączone tylko jednym, dwoma przejściami. Ogólnie konstrukcja naszych grot przypomina pajęczą sieć więc nie obawiajcie się, że się zgubicie.
- Nie no co ty? Przecież te sale wcale nie są do siebie podobne. A to, że dla nas wyglądają jak ogromne białe jaskinie…- Mruknęła Lina, która chyba najbardziej ze wszystkich przyjaciół czuła się tutaj nieswojo. Cóż, nie bez powodu nosiła przydomek „Pogromczyni Smoków” lecz w tym momencie wolała o tym nie pamiętać.
- Poinformuję ojca o waszym przybyciu, jestem pewien, że przyjmie was jak najszybciej będzie mógł. Tymczasem Azazarael odprowadzi was na spoczynek.- Powiedział Zehir.
- Byle nie na wieczny.- Jęknęła Lina ale posłusznie podążyła za smokiem i resztą grupy.
Xellos zarzucił lagę na ramię i ruszył za smokiem rozglądając się po drodze po pomieszczeniach. Były takie białe i takie okrągłe, że aż zachciało mu się ziewać.
A fakt, że był u smoków? Że niby co? Że niby miało go to obchodzić? Przecież zabijał tylko te złote i to dawno temu. I to nie dlatego, że chciał tylko, że musiał. Gdyby robił w życiu co chciał to już dawno byłby mistrzem cukiernictwa posiadającym niezależny i zarazem najwspanialszy sklep ze słodyczami w całym wszechświecie. Gdyby to nie wypaliło, zostałby zawodowym obibokiem…a gdyby to też nie wypaliło, zostałby obibokiem z zamiłowania a utrzymywałby się z kradzieży jabłek. Jak on kochał być sobą. Beztroskim, wspaniałym sobą.
A będąc zupełnie szczerym ze SOBĄ, musiał przyznać, że martwi go jedna rzecz. A mianowicie: Chciało mu się spać. Nie. To nie jest żart odautorski, to jest poważny problem Xellosa. Chodziło o to, że wcześniej wystarczała mu godzina snu, teraz potrzebował już czterech. Co więcej, był w stanie wyczuć co się dzieje z Filią. Pomijając fakt, że słyszał jej rozmowy z tym Zbirem, Zebirem, czy jak mu tam, czuł też kiedy byli blisko siebie a to go trochę przerażało. Wolał nie wiedzieć co się stanie gdy jakiś facet będzie się do Filii przystawiał.
Przystanął przerażony samą myślą o swego rodzaju uczestnictwie w(załóżmy najstraszniejszą wersję) pocałunku z facetem.
- Xellos? Coś się stało?- Zapytała Filia dziobiąc go palcem w plecy. Odwrócił się i spojrzał na nią a scena, którą sobie wyobraził stałą się jeszcze realniejsza.
- Żebyś wiedziała.- Jęknął. I wtedy do głowy przyszła mu jeszcze gorsza rzecz. Skoro miał połączenie z Filią(co z tego, że była jak połączenie Skype z komórką) i w jakiś sposób czuł to co ona, a ona to co on…to co by było gdyby ją pocałował?*
- Zzieleniałeś. - Powiedziała dziewczyna przyglądając się mu z jeszcze większą uwagą. Niezbyt
grzecznie odsunął ją od siebie, wyminął i ruszył na przód starając się zapomnieć o tym o czym chciał zapomnieć a nie mógł. Zawsze tak jest, jak nie chcesz o czymś myśleć to myślisz o tym dwa razy mocniej. Dlatego kiedy Lina ponownie poruszyła temat Carpere tractum poczuł niemalże ulgę. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym teraz się znaleźli. Była to, uwaga, biała okrągła grota…no kto by pomyślał. Tylko, że ta była klaustrofobicznie mała i przypominała wnętrze jajka. Reszta grupy rozłożyła na podłodze swoje rzeczy i chyba mieli zamiar uciąć sobie drzemkę(Filia i Goury już to zrobili), bo wszyscy się położyli. A to akurat był dobry pomysł.
- No i co teraz zrobicie?- Zapytała Lina przyglądając się im z drugiego końca „jajka”.
- Odtańczymy taniec hula.- Odparł z odpowiednią dozą sarkazmu w głosie. - Nic Lino. Co mamy do cholery zrobić, przefiltrować mnie i odcedzić to co smocze?
- Nie…chodzi po prostu o to, że kto jak kto ale ty powinieneś szukać jakiegoś rozwiązania…to w twoim stylu.
- Najwyraźniej przez kilka tygodni przeszedłem na stronę światła. Znaczy się, albo to, albo Filia sprzedała swoją duszę.
- A ja cię zawsze brałam za demona, który jak coś zacznie to dokończy.
- Nie. Po prostu mi to schlebia.
- A może pan Xellos po prostu nie chce zrywać tego połączenia?- Podsunęła niepewnie Amelia. Kapłan nawet nie skomentował tej uwagi.
- Nie zafochasz się i nie zaprzeczysz?- Zdziwił się Zelgadis przyglądając się mu uważnie.
- Nie. Zachowam się dojrzale.- Oświadczył.
- Dojrzale? Z fioletowymi włosami i w tej koszuli?- Prychnęła Lina powstrzymując od kompletnego ryknięcia śmiechem.
- Wiesz co…większość ludzi krzywo patrzy na magów bitewnych topless.
- Ja jednakowoż twierdzę…- Zaczęła Lina ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
- Do jasnej cholery! Nie kłóci się z wami, bo to nie ma sensu! Tak samo jak nie udziela wam po raz kolejny tej samej odpowiedzi…BO TO NIE MA SENSU. Nie ważne czy Xellos powie „na razie nie możemy nic zrobić” raz, czy dziesięć razy i nie ważne ile razy zapytać „na pewno?”. Uwierzcie mi za jedenastym razem nie wpadnie na pomysł jak zerwać połączenie! - Wypaliła nagle Filia, która poderwała się ze swojego posłania i omiotła ich wściekłym spojrzeniem. Zapadła cisza jak makiem zasiał a smoczyca nic sobie z tego nie robiąc położyła się ponownie spać.
- Właśnie…chciałem to powiedzieć.- Wydukał Xellos patrząc na dziewczynę z czymś co mogło być przerażeniem ale jeszcze nim nie było, lecz ona już go nie słuchała.
- To ona nie spała?- Wybąkała Amelia.
- Ona stara się zasnąć!- Fuknęła Filia przewracając się na drugi bok.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że przez ostatnią minutę zaciekle broniłaś Xellosa?- Zapytał Zelgadis, który tak jak reszta był wciąż pod sporym wrażeniem zaistniałej sytuacji.
- Wiem. Teraz będę miała koszmary.- Odparła blondyna.
Lina w końcu dała za wygraną. Stwierdziła, że drażnienie Xellosa, który kompletnie ją ignoruje to już
nie jest to samo więc ułożyła się na swojej pelerynie, wlepiła spojrzenie w rękaw Gourego i zaczęła czekać na nadejście snu. Gdy tak czekała w jej głowie pojawiały się szalone teorie odnośnie połączenia Xellosa i Filii. Oczywistym było, że było ono efektem daru smoków, w dodatku Xellos miał nieszczęście otrzymać ten najrzadszy. Mógł dostać samą regenerację a otrzymał większość smoczych zdolności z Filią w głowie w gratisie. Co śmieszniejsze, Filia w niewyjaśniony sposób otrzymywała też przekaz od swojego nieszczęsnego pasożyta. Trudno też było zaprzeczyć, że połączenie między dwójką kapłanów było silne, żeby nie powiedzieć bardzo silne. Biorąc pod uwagę parę rzeczy takich jak demonizm Xellosa i boskość Filii Lina miała podstawy by podejrzewać, że para kapłanów może w jakiś sposób tworzyć, czy wpływać na Eter. Ta świadomość niezwykle kręciła czarownicę ponieważ Eter- boski pierwiastek to rodzaj magii, która istniała tylko pięć minut po rozpoczęciu stworzenia świata, który zresztą sama stworzyła po czym rozpadła się na magię żywiołów, magię ciała, magię ducha, magię umysłu, magię światła(boską) i magię ciemności(chaosu) oraz na trzy biegłości magicznych stworzeń, czyli biegłość smoków, biegłość elfów i wampirów, które też uznawano za specyficzny rodzaj magii.
Jeżeli tylko Lina mogła zapanować nad taką potęgą…taką potęgą…potęgą.
Powieki czarownicy stały się ciężkie, oddech miarowy i już po chwili Lina spała z błogim uśmiechem na twarzy.
Obudził ją dopiero głos, któregoś ze smoków. Lina otworzyła oczy i przeciągnęła się. Nad nią stał Azazarael i chyba coś mówił.
- M mógłbyś powtórzyć?- Wyjąkała próbując powstrzymać ziewnięcie.
- Mówię, że Wielki Żmij Kian, chce was widzieć. - Powiedział smok i stanął w wejściu, przodem
do nich, czekając zapewne aż się zbiorą do wyjścia. Lina niewiele myśląc obudziła Gourego porządnym kopniakiem i pośpiesznie się ubrała.
- Kto ma oko?- Zapytała. Zelgadis uniósł rękę do góry.
- Ale myślę, że lepiej, żeby niosła je Filia.- Zaproponował.
- W sumie racja.- Przytaknęła Lina i wręczyli podarek dla króla smoków zaskoczonej Filii.
- Jak słodko.- Skomentowała to kapłanka.
Smok poprowadził ich wzdłuż białych korytarzy aż w końcu doszli do niebywałego tu zjawiska architektonicznego, czyli schodów.
- Cóż za rozpusta.- Powiedział Zel patrząc na stopnie wielkości sporych balkonów. W końcu doszli do komnaty, królewskiej i tu spotkały ich dwie kolejne niespodzianki. Po pierwsze, była ona mniej biała niż pozostałe pomieszczenia, a po drugie, jej mniej białość była pewnie spowodowana płaskorzeźbami pokrywającymi ściany. Na samym końcu pieczary stał tron na kamiennym wzniesieniu, lecz by do niego dojść musieli pokonać sporą przestrzeń, którą zapewne zajmował Wielki Żmij, gdy był Wielkim Żmijem smokiem a nie Wielkim Żmijem człowiekiem. W końcu stanęli przed tronem sędziwego smoka o brązowych włosach przetykanych pasmami siwizny. Smok milczał.
- Umm…no więc my…my przynieśliśmy panu oko.- Powiedziała w końcu Lina. Smok dalej milczał.
- Te co zabrali łowcy.- Dodała. Nic. Żadnej reakcji.
- No i pokonaliśmy tych łowców…- Ciągnęła.
- Tato…- Przerwał jej Zehir i podszedł do sędziwego smoka, który jak to ma w zwyczaju wapno(to jest osoba starsza niż TY) właśnie w najlepsze spał. - Tato…- Szturchnął go. Staruszek podskoczył i powiódł po zebranych jednym okiem.
- Przepraszam, musiałem uciąć sobie komara. O Pani Koszmarów Przenajświętsza czy to złoty smok czy mnie moje oko myli?!- Wypalił gdy tylko zobaczył Filię. Smoczyca uśmiechnęła się niepewnie i kiwnęła głową.
- A w dodatku kobieta…- Oświadczył z zachwytem król.
- Mamy pańskie oko.- Powiedziała Filia robiąc parę kroków w stronę Wielkiego Żmija i starając się tym samym zmienić temat, tak by Xellos nie miał się z czego naśmiewać.
- Niech Królowi Ognistemu Smokowi będą dzięki. Już myślałem, że nigdy go nie odzyskam. Ta banda narwańców…niech ich piekło pochłonie…rozwiesiła jakieś magiczne sieci, przez które nie mogliśmy nic zrobić!
- Magiczne sieci?!- Zdziwiła się Filia zamierając w pół gestu(podawania oka oczywiście). „Zapomniałem ci powiedzieć” Usłyszała w myślach głos Xellosa. „Ta jasne, myślałeś, że sobie z nimi nie poradzę?” Prychnęła. „Poprawka Filio. Ja to wiedziałem.”
- Jak dobrze, że przynieśliście moje oko.- Westchnął Kian i wyciągnął z dłoni Filii swoją gałkę oczną. Nie krępując się schwycił ją w palce i wepchnął z powrotem w oczodół. „ No to było odrażające, nawet jak dla mnie. Filia też tak potrafisz?” Zapytał Xellos. „Mógłbyś wreszcie się zamknąć?”
- Oh…od razu inny świat.- Ucieszył się Kian gdy tylko jego oko zawirowało w oczodole, tak jak powinno.
- To dosyć normalne…tylko parą oczu można widzieć w 3D.- Mruknął Zelgadis znudzony już trochę tym wręczaniem oczu i wzywaniem wszystkich świętości jakie się dało.
- Więc powiedzcie jak wam się to wszystko udało? Chciałbym wiedzieć jak to się stało, że od przeszło pięćdziesięciu lat jesteśmy w stanie wojny z ludźmi a tu nagle pojawia się cała szóstka, przepraszam piątka i okazuje się być sprzymierzeńcami. Właśnie, dlaczego nam pomogliście przybysze zza gór?
- Cóż…- Westchnęła Lina i przystanęła obok Filii.- Nie ukrywam, że liczyliśmy na twoją pomoc Wielki Żmiju.
- A cóż jest takiego w czym mogę wam pomóc?- Zdziwił się smok.
- Mamy trzy pytania…które zasadniczo można także interpretować jako prośby.- Wyjaśniła czarownica. Smok zamrugał i przyjrzał się jej uwarzenie.
- No więc słucham…- Powiedział w końcu.
- Po pierwsze, ściga nas wielkie widmowe coś a mój, znaczy się jego miecz.- Tu wskazała na Gourego.- To niestety podróbka. Słyszałam, że Żercy przy pomocy czarnego eliksiru potrafią zamienić zwykłą broń w oręż godny bogów.- Kontynuowała Lina. Smok kiwał i w zamyśleniu słuchał jej słów. Po jakimś czasie dał znak dłonią by przedstawiła kolejne pytania.
- Po drugie, na naszego przyjaciela rzucono czar, który zamienił go w chimerę. Czy można to odwrócić?
- Po trzecie…czy jest sposób na odebranie Daru Smoków?-
Starzec odchrząknął poczym podniósł się z tronu i zaczął przechadzać po sali. Po jakimś czasie tego krążenia dał ręką znak i gościom podano wodę z górskich strumieni. Przyjaciele myśleli, że już nie doczekają się odpowiedzi gdy Kian przywołał do siebie syna i oboje gdzieś zniknęli.
- Pewnie zapomniał o co go pytałaś, stary sklerotyk.- Prychnął Zel siadając na ziemi i wlepiając wzrok w wodę w kubku. Chwilę po wypowiedzeniu tych słów do sali wkroczył król a za nim jeszcze dziesięć innych smoków, w tym parę smoczyc. Wszyscy zatrzymali się przed grupą.
- W dowód wdzięczności, chciałbym wam ofiarować to o co prosiliście drodzy przybysze. Jednak nie jestem w stanie spełnić waszych próśb tak jakbyście mogli to sobie wyobrażać.
- Przedstawiono mi wasze imiona i wraz z radą doszliśmy do wniosku, że w przypadku miecza możemy wam pomóc. Do walki z cieniem potrzebowalibyście Eliksiru Ostateczności, który sprawia, że broń zadaje o wiele większe obrażenia. Jednak od dawien dawna nie można już uświadczyć białego odczynnika potrzebnego do wyrobienia tego eliksiru, chodzi tu o pierze czarnych smoków.- Mówił starzec. - Dlatego chcieliśmy wam ofiarować Ostateczność. - Na dźwięk tych słów Lina podskoczyła jak poparzona.
- Nie mówisz…Nie mówi Pan poważnie.- Wypaliła. Reszta wlepiła oczy w Wielkiego Żmija. Skoro Lina tak się podniecała to oznaczało, że to coś, czymkolwiek to było, było tego warte.
- Wręcz przeciwnie.- Oświadczył Kian i skinął na dwa smoki, które podeszły do Gourego i wręczyły mu niezbyt estetyczny, lekko zużyty miecz w pochwie ze starej skóry. Szermierz przyjął podarek ze specyficznym wyrazem twarzy.
- Podczas wojny o Tatalię zdrajca stanu Demetri Azibeder, stanął przed sądem Najwyższego Króla Ognistego Smoka, wydano wtedy na niego wyrok śmierci. Okazało się jednak, że jego skóra stała się niezwykle twarda na skutek eliksiru trwałości, który wypił. Zatem w Kuźni Przeznaczenia wykuto Ostateczność by wykonać wyrok śmierci wydany przez dwór Tatali. Myślę, że lepiej się sprawdzi na służbie u człowieka niż leżąc w naszych skarbcach.
- Na wasze drugie pytanie mam odpowiedź.- Oświadczył król jednak nim przeszedł do meritum odwrócił się i wrócił na tron. Zel nie mógł się powstrzymać i ruszył za nim.
- Sposób na odwrócenie zaklęcia jest.- Oświadczył smok.- Niestety nie jest on dostępny współczesnym alchemikom, magia na tym poziomie przepadła wraz z latami świetności tego świata. Nie mniej jednak, zawsze pozostaje nadzieja. Gdzieś wśród lodów Vorii znajduje się Krypta Czasu, w której jest zamknięta wiedza jeszcze z Czasu Cudów.
- Wiedza z Czasu Cudów?- Powtórzyła Lina.- Czasy kiedy Kreatorzy walczyli ze Starożytnymi, czasy tak odległe, że nie żyje już nikt kto by o nich pamiętał. Krypta gdzie jest zawarta wiedza jeszcze sprzed Ciszy, czyli cofnięcia rozwoju.
- Domyślam się, że jest ona zamknięta.- Przerwał jej Zelgadis, który zdawał się pozostawać dosyć sceptyczny.
- Potrzebny ci będzie klucz Thorna.- Przytaknął smok.
- Świetnie. - Mruknęła chimera i wróciła między przyjaciół.
- Zawsze coś.- Pocieszyła go Amelia.
- A teraz trzecia odpowiedź. Zanim jednak wam jej udzielę, muszę wiedzieć kto nie chce Daru Smoków?- Zapytał z zatroskaną miną. Filia i Xellos popatrzyli na siebie a po chwili wahania wyszli przed tron króla.
- My…znaczy on. Bo on jest, no cóż… Demonem. Ale to był przypadek!!!- Szybko wypaliła Filia widząc jak na twarzy sędziwego smoka odmalowuje się przerażenie.
- Związaliście swoje losy. To nienaturalne. Chcieliście oszukać przeznaczenie i dlatego spotyka was kara…- Zaczął kręcąc głową.
- Tak to już wiemy.- Wypalił Xellos.- Czy można temu zaradzić?
- A po cóż ta walka?- Zdziwił się Kian.- Dar Smoka to połączenie, to koło i samospełniająca się przepowiednia. W ciągu chwili wytworzyliście między sobą więź tak silną, że próba jej zerwania, może ją pogłębić. Zresztą, to w końcu dar.
- Czyli nic nie da się zrobić?- Jęknęła Filia.
- Moim zdaniem szkoda sił ale możecie próbować. Możliwe, że czas sam to zmieni…ale nie zwyciężycie tego w sobie alchemią. To jest pewne.
Filia obejrzała się za siebie i raz jeszcze pożegnała się z widokiem Smoczych gór. Trzy dni spędzili w
tym niesamowitym miejscu i znowu trzeba było wyruszać im w drogę. Ich śladem podążały stwory Niszczyciela, a do tego gonił ich czas. Żeby było śmieszniej oni gonili białego królika, a wizyta u Kiana tylko skomplikowała im życie. Zelgadis chociaż twierdził, że Voria to bzdura, wciąż był pochłonięty studiowaniem map. Sama Filia i Xellos byli na etapie próby pogodzenia się z tym co ich spotkało, lecz nie najlepiej im to wychodziło. Raz po raz darli się na siebie, wściekając się jeszcze bardziej gdy tylko zauważyli kolejne objawy ich połączenia. Jedynie Goury wydawał się być w pełni usatysfakcjonowany. Ostateczność rzeczywiście była niezwykłą bronią i biada temu, kto próbował temu zaprzeczyć.
Jednak jak na razie czekały ich ważniej zadania do wykonania niż odzyskanie dawnej postaci, czy zerwanie niezrywalnego połączenia z twoim największym wrogiem.
Opuścili właśnie Smocze Góry i przekroczyli granice Świata Zewnętrznego. Za sobą zostawili zielone krainy zmierzając w kierunku szarych równin rozciągających się na południowym wschodzie. Kolejnym celem ich podróży było Shadowspire, które miało trochę namieszać w ich życiach. Jednak jak na razie zupełnie nieświadomi swojej przyszłości i swojego znaczenia szli przed siebie, szukając jakiegokolwiek rozwiązania.
Kto by mógł podejrzewać co przyniesie przyszłość?
Na razie nic nie podejrzewali bo byli zbyt zajęci. Lina próbowała odkupić od Gourego Ostateczność, a Goury starał się jej nie sprzedać. Zelgadis dziwnie patrzył na Amelię, która dziwnie patrzyła na niego. Xellos dalej pozostawał tym samym cynicznym, leniwym draniem, gdy Filia szukała okazji do jęczenia lub histeryzowania. Ot, obraz niemal sielankowy gdyby nie widmo wojny, końca świata i niewyjaśnionych zagadek, które wciąż majaczyły na horyzoncie.
** Nie wiem do końca jak to może być, nigdy nie całowałam się z nikim kto czuł by trochę mnie, a ja trochę jego ale tak sobie myślę, drodzy Czytelnicy, że to jak rozmowa z samym sobą przez telefon. No wiecie, dzwonicie na jedną komórkę, odbieracie, przykładacie do ucha i gadacie z samym sobą…
:D
To się okaże.
"- Zdajesz sobie sprawę z tego, że przez ostatnią minutę zaciekle broniłaś Xellosa?- Zapytał Zelgadis, który tak jak reszta był wciąż pod sporym wrażeniem zaistniałej sytuacji.
- Wiem. Teraz będę miała koszmary.- Odparła blondyna. "
Hahaha to było dobitne :P
Hmm jeśli dobrze pamiętam to kolejny rozdział jest jednym z zabawniejszych, już nie mogę się doczekać :))