Opowiadanie
Days of Destroyer
VI. Krzyk w ciemności- bo w dzień nie ma takiego efektu…
Autor: | Socki |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy |
Uwagi: | Fusion |
Dodany: | 2009-08-25 23:40:50 |
Aktualizowany: | 2009-08-25 23:40:50 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.
Ruchy, ruchy, ruchy!- Ponaglał ich kapłan. Wszyscy w panice pakowali się i zbierali obozowisko.
- Co się dzieje? O co chodzi?- Krzyknęła zdezorientowana Lina do Xellosa.
- Fetusy! Przylazły tutaj! Szybciej, Amelia chodź tutaj!- Wszyscy zebrali się wokół kapłana.
- Amelia!- Księżniczka ciągnęła za sobą przerażoną kobyłę. Usłyszeli przeraźliwy wrzask. Ich wrogowie byli coraz bliżej.
- Jak to możliwe, że wrócili tak szybko?!- Zapytał Zelgadis. Kapłan nie odpowiedział, milczał chwilę w skupieniu poczym nagle otrząsnął się z zadumy i krzyknął.
- Jedziemy!- Xellos chwycił Gourego za kołnierz, ten zaś złapał Linę, ona wzięła rękę księżniczki, która trzymała konia, którego tuliła smoczyca. W ostatniej chwili Zelgadis zdążył złapać Filię za rękę.
Chwilę później byli już na ogromnej równinie smaganej lodowatym wiatrem, którego zawodzenie przypominało jęki ludzi.
- Gdzie jesteśmy?- Zapytała przerażona Amelia.
- Równiny Morghołtu. Najzimniejsze miejsce w tej części świata. Chodź tutaj..- Filia zagarnęła zziębniętą dziewczynę pod swój płaszcz.
- Lina…- Xellos wyciągną rękę w stronę czarodziejki. Ruda uśmiechnęła się przebiegle i podbiegła w stronę kapłana, po chwili w miejscu gdzie stali unosiła się tylko chmurka siarki.
- Co, o co chodzi?- Zdezorientowany Goury rozglądał się dokoła.
- Hej! Lina! Tylko wróć na śniadanie!- Krzyknął w ciemność.
- Zamknij się idioto, usłyszą ciebie.- Zel zdzielił szermierza w łeb.
- Ale kto?
- Goury, proszę policz proszę te kamyczki.- Filia wręczyła zdezorientowanemu facetowi garść kamyków, które Goury w skupieniu zaczął przeliczać kamyki.
- A ziarnka piasku też?- Zapytał
- Też-
Zaspani wędrowcy rozsiedli się pod samotnym głazem i cichutko czekali na powrót Xellosa i Liny.
Amelia zasnęła wtulona w Filię, Zel przysypiał przytulony do miecza a Goury skrupulatnie przeliczał kamyki.
Filię ze snu wyrwał silny ból w ramieniu. W odruchu zaczęła je rozmasowywać myśląc, że to wina skurczu. Dopiero po chwili zorientowała się, że Xellos najprawdopodobniej oberwał. Westchnęła ciężko i szczelniej otuliła się płaszczem i przytuliła się do Amelii mając nadzieję, że to jakoś ją ogrzeje.
Z początku chciała zasnąć ale lodowaty wiatr i uporczywe myśli nie pozwalały jej na ten luksus. Nie mogła zapomnieć momentu, w którym Zelgadis zapytał Xellosa dlaczego upiory wróciły tak szybko. Gotowa była przysiąc, że usłyszała wtedy coś w rodzaju „był ktoś jeszcze”. A w dodatku zachowanie potwora i Liny, oni wiedzieli, że coś się święci. Czy to możliwe, że udało jej się podsłuchać myśli Xellosa? A co jeżeli on podsłuchuje jej…no i przede wszystkim kim był ten „ktoś jeszcze”. Te pytania nie dawały jej spokoju.
- Filia, Filia.- Lina szturchała śpiącą smoczycę.
- Obudź się, skończyliśmy.- Kapłanka powoli przetarła oczy, czerwone słońce wznosiło się nad szarym stepem, zalewając nieurodzajne gleby posoką światła.
- Dopiero świta.- Rozejrzała się dokoła, nie opodal stał Xellos. Oboje z Liną przedstawiali obraz nędzy i rozpaczy.
- Musimy uciekać, przemienisz się w smoka?-
- Ta ak. Jasnee.- Ziewnęła
- A, co z koniem?-
- Xellos ją weźmie, i tak musi wejść w astral.-
- Aż tak ciężko?-
- Złożyliśmy zaklęcie rozkazu. Przez parę dni nie ruszą się z tej puszczy, a my musimy jak najszybciej dotrzeć do Almare.- Rozejrzała się po obozie. Xellos usiadł pod drzewem, a Zel zbierał i związywał ich rzeczy. Amelia spała przytulona do Undis. Nagle jej wzrok padł na Gourego który dalej liczył kamyki.
- Co mu zrobiliście?- Zapytała Lina
- Kazaliśmy liczyć kamienie-
- Ale on umie tylko do dziesięciu.-
- No to ma zagwostkę.
- Gdybyście mogli się odwrócić…Hej Xell, mógłbyś odwrócić się na chwilę!- Poprosiła resztę Filia
- Co? A tak jasne!-
Filia po raz ostatni się rozejrzała i zabrała się do przemiany w smoka.
Olbrzymi złoty smok przykląkł przy przyjaciołach. Undis szalała ze strachu, a zmęczony Xel nawet nie starał się jej pilnować.
-Wsiadajcie.-Poleciła Filia
Xellos za parę godzin będziemy w Almare.
Jasne lećcie, ja na miejscu, znajdę jakąś tawernę.- Odparł demon i wyparował.
Unosili się nad chmurami a Filia nawet nie pilnowała by lot był stabilny i wygodny dla przyjaciół. Wciąż zastanawiała się kim, lub czym mogło być to coś, o czym pomyślał Xellos. W momencie gdy czarownica zwróciła jej uwagę, że prawie wszyscy już mają dosyć tych turbulencji, ustatkowała lot i zapytała.
- Jacy oni są?-
- Kto? Upiory?- Zdziwiła się czarownica.
- Tak.-
- No przecież widziałaś, jeden cię zranił w nogę.
- No ale…tego było ciemno.- Wymamrotała Filia.
- A właśnie, skoro mowa o twojej nodze…Filia, dlaczego Xellos był taki wściekły kiedy ciebie pocięli?- Zapytał Zelgadis. Filię odrobinę przytkało na dźwięk tych słów.
- No nie wiem…może zapytaj Namagomi?-
- Zel chciał zapytać dlaczego też Xellosa bolała noga kiedy ciebie zranili, tylko zrobił to w bardziej taktowny sposób.
- Nie mam pojęcia.-
- Jasne to dlaczego ten cień mówił, że teraz ma na Xellosa haka?- Prychnęła Lina krzyżując ręce na piersi.
- Jaki cień?- Przestraszyła się Filia.
- No cień, jak to cień. Ty masz swój cień, ja mam swój cień. No cień.- Zaczęła kulawo tłumaczyć Lina.
- Założę się, że Xellos zabronił ci o tym mówić.- Wtrącił Zelgadis.
- Nie żebym go słuchała…ale tak.- Mruknęła wiedźma odwracając wzrok.
- Co za idiota.- Syknęła Filia i przyśpieszyła.
- Filia, co ty tam mruczysz?-
- Lina czy jakiekolwiek zaklęcie jest w stanie uwięzić cień?!- Krzyknęła.
- Nie a co…- Zdziwiła się czarownica i nagle dotarł do niej sens pytania i wypowiedzianych przez nią słów.
- Na bogów, jak mogliśmy być tak głupi!!!- Krzyknęła łapiąc się za głowę.
- Dokładnie…- Potwierdziła smoczyca.
Zaczęli wznosić się wysoko, ponad ciężkie ołowiane chmury. W jednej chwili znaleźli się na bezkresnej równinie chmur. Zalanej złotym światłem słońca, puchate obłoki tworzyły niezliczone pagórki, wzniesienia i wąwozy. Powietrze było tutaj czyste i krystaliczne, jak źródlana woda, a nad nimi nie było nic, tylko nieskończony bezmiar błękitu.
- Trzymajcie się!!!- Krzyknęła Filia. Odpowiedzią na jej polecenie był przeraźliwy krzyk jej przyjaciół, którzy zdawać by się mogło, nie byli fanami tego typu atrakcji. Zbliżali się do ziemi w zastraszającym tempie, tak, że Zel nagle poczuł potrzebę wydania Filii paru prostych komend.
- Filia hamuj! Hamuuuuuj!
ŁUP!!! Filia wylądowała na ogromnej wierzy, niszcząc przy okazji cały dach sporej budowli. Dachówki posypały się z hukiem a wraz z nimi z dachu zsunęła się Filia a co za tym idzie i cała reszta.
- Szybko, szybko, zmień się zmień Filia. - Lina starała się rozgonić gwiazdki kręcące się wokół głowy smoczycy.
- Zaraz zlecą się strażnicy! Ruchy!- Ponaglała ją.
- Dobra, dobra.- Wyjęczała Filia i przemieniła się w dziewczynę. Chwilę potem przybiegła cala chmara strażników.
- Obywatele, nie widzieliście tu gdzieś w pobliżu Złotego Smoka?- Zapytał strażnik, na którego twarzy nie było za grosz istnienia czegoś co nazywamy inteligencją.
- Nie no…nie ależ skąd…Złoty smok?! Tutaj- Lina zaczęła kręcić nogą w piasku i bezradnie wznosić oczy ku niebu.
- O odleciał…odfrunął- Wyskoczyła Filia machając przy tym rękami.
- Gdzie?- Strażnicy rozglądali się dokoła.
- Do góry.- Mruknął Zel
- Lina, ale przecież Filia jest…-Jeb czarownica zdzieliła durnego rycerza.
- Chora bardzo…chora…na dżumę…lepiej idźcie, bo jeszcze was zarazi. Prawda Filia.-
- A psik! Smark….Lina umieram- Wymruczała Filia bez większego entuzjazmu.
- G gdzie oni są?- Spytał zdziwiony Goury.
- Zwiali…Dobrze panienka gra panienko Filio.- Ucieszyła się Amelia.
- Musimy jak najszybciej znaleźć tego popaprańca, ma mojego konia!- Wykrzyknęła Filia
wchodząc na główną ulicę i rozglądając się dookoła.. Alwar było ogromnym miastem handlowym, i ośrodkiem wielu gildii. Wtulone w ścianę gór osłaniane było od nieprzyjaznych wiatrów stepu. Wyglądało jak ogromny grzyb, który wrósł w ścianę masywu górskiego. Budynki powoli wspinały się pod górę, by w końcu w nią, wejść. W połowie wysokości góry, ze ścian wystawał ogromny rzeźbiony balkon…Ośrodek gidii kupców.
Przez miasto przepływała wyjątkowo szeroka rzeka, nad którą wielu mieszkańców, wedle tutejszej mody budowało mieszkania. Większość budynków była wysoka i stożkowata, Tysiące wieżyczek upodabniały miasto do ogromnego jeża w kolorze zgniłej zupy grzybowej.
- Hej tu jesteście…co tak szybko!- Wszyscy odwrócili się na dźwięk beztroskiego głosu Xellosa. Stał na środku gapiąc się na nich a obok niego posłusznie przystanęła Undis.
- O bogowie! Jak ja się martwiłam, myślałam, już się bałam, że cię dorwie.- Wypaliła Filia na ich widok.
- Jak ja tęskniłam- Dziewczyna pobiegła w stronę zdziwionego, kapłana. Amelia i Lina w napięciu obserwowały całą scenę.
- Moje kochanie!- Filia zarzuciła ręce na szyję zdziwionej klaczy.
- Moja maleńka, maleńka dziewczynka, nic ci się nie stało skarbie? Dobrze się tobą zajmował?- Tuliła się do konia, który najwyraźniej odwzajemniał jej uczucia. Xellos dalej stał w tej samej pozycji.
- Ona kocha tego konia…czy jak?!- Wybełkotała Lina gapiąc się na Amelię. Filia dorwała się do Xellosa i zaczęła zasypywać go pytaniami.
- Jak zniosła podróż?
- Fil…
- Dobrze się zachowywała?-
- Tak, ale Fi…
- Nie bała się prawda?
- Nie…- Xellos złapał Filie za ramiona gdy ta otwierała już buzię by zadać kolejne pytanie.
- Dasz mi w końcu coś wam powiedzieć?- Zapytał
- Najpierw mnie puść. - Xellos postawił smoczycę.
- O co chodzi?- Zapytała Lina podchodząc do nich.
- O coś ważnego…najpierw chodźmy do tawerny…to nie daleko.
Kluczyli między, małymi domkami i chatkami. Przeszli przez most, skręcili w małą uliczkę a cały czas towarzyszył im nieznośny zapach gnijącej wody. W końcu znaleźli przed drzwiami maleńkiej przytulnie wyglądającej karczmy.
- I o co ci chodziło?- Zapytał Zelgadis
- Tutaj w Gildii Kupców, chyba możemy znaleźć wskazówkę do naszych dalszych poszukiwań. Sufit Gildii ma mapy świata zewnętrznego.
- Mapy? Mówiłeś, że byłeś w świecie zewnętrznym.- Zdziwiła się Lina podnosząc wzrok na potwora.
- No byłem. Jakieś dwa tysiące lat temu…- Przyznał Xellos wzruszając ramionami.
- No nie mów, że zapomniałeś.- Prychnęła rozzłoszczona Lina.
- A co miałem zrobić.
- Wziąć mapy z zamku?!- Zaproponowała Amelia.
- O na ten przykład wziąć mapy z zamku!!!- Wykrzyknęła Lina w tryumfalnym geście celując palcem w niebo.
- Ale taki map to ja nie potrzebuję…to gdzie co leży to ja wiem.- Zachichotał Xellos.
- A jakie jeszcze mogą być mapy?!
- Przykro mi to tajemnica.
- Coś mi tu śmierdzi, i nie jest to pan Goury.
Powoli doszli do maleńkiego, drewnianego domku ozdobionego krzywym dachem i z lekka brudnym, miedzianym szyldem.
- Krwawa kaszanka?- Przeczytała z niedowierzaniem Lina.
- Przeszkadza ci to?- Zapytał Xellos uchylając drzwi. Z pomieszczenia dobiegał wesoły gwar, a płomień wesoło trzaskał na palenisku. Podróżnych owiał zapach mięsa przyrządzanego na rusztach.
- Żarcie?- Goury węszył w powietrzu.
- Żarcie!- Popatrzyli na siebie z Liną
- Żarcieeeeeee!- Teraz Amelia i Zelgadis zaczaili, o co chodzi, i cała czwórka wpadła do knajpy.
- Jeeeeść!!!-
- Dużo Jeeeeeeść!- Lina wskoczyła na stół i starała się dać do kelnerowi zrozumienia, że jest głodna.
- Nie wchodzisz?- Zagadnął Xellos Filię stojącą u progu gospody.
- Muszę odprowadzić Undis?
- A wiesz gdzie jest?-
- Nie.
- Ale znajdę.- Dodała po chwili namysłu.
- A może pokazać ci?
- Możesz powiedzieć gdzie jest a ja pójdę sama.-
- Znowu zaczynasz.
- Nic nie zaczęłam.- Uchylili się przed szynką, która z impetem wyleciała z okna.
- Owszem-
- Po prostu powiedz gdzie jest?
- Po co skoro wystarczy, że ci pokażę. I tak się zgubisz.
- Jednakowosz nalegam…
- Dobra pójdź na około knajpy potem skręć w lewo, zawróć w prawo i przejdź obok domku stajennego…Na pewno znajdziesz.- Prychnął Xellos od niechcenia machając ręką.
- A żebyś wiedział!- Ofuknęła go Filia.
- Dobra!
- Dobra!!!
Ruszyła do przodu, ale nagle coś ją szarpnęła tak, mocno, że wylądowała na siedzeniu.
- Undis, chodź, idziemy!.- Powiedziała. Klacz popatrzyła na Xellosa i cichutko chrapnęła.
- No chyba żartujesz, po co ci on?!- Szarpnęła mocniej konia, ale ta w ogóle się nie ruszyła, cały czas patrzyła wyczekująco na kapłana.
- O bogowie! Xellos? Ale czemu właśnie on?!...Xellos!- Zawołała za demonem wchodzącym do gospody. Kapłan niechętnie obrócił się na pięcie.
- Co?-
- Ni, co!- Warknęła, ale zaraz ugryzła się w język.
- Znaczy, zdaje się, że Undis się bez ciebie nie ruszy.
- Undis? - Zapytał, niby z niedowierzaniem, dając Filii do zrozumienia, że pewnie chodzi o nią.
- Tak Undis, sam zobacz.- Pociągnęła klacz, lecz ta tylko wyciągnęła pysk w stronę potwora. Podszedł powoli z paskudnym uśmiechem.
- Dobry konik, chodź, zaprowadzimy cię do stajni.- Wyciągnął rękę po wodze, ale natrafił tylko na zaciśnięta pięść Filii.
- A a a… Najpierw mi powiesz, co jej zrobiłeś.- Oświadczyła
- Nic.
- Uważaj, bo uwierzę.
- Dobra, masz mnie. Kupiłem cukier.- Westchnął kapłan i bez problemu otworzył zaciśniętą pięść dziewczyny, zabrał jej wodze i ruszył do przodu.
Zaprowadzili konia do stajni, Filia cały czas była nadąsana z powodu tego cukru, a Xellos przeciwnie…był w wyśmienitym humorze. Nagle smoczycę coś tknęło.
- To wcale nie jest droga, o której mówiłeś.- Wypaliła przystając.
- Nie. Tamtą byś wróciła powrotem pod tawernę.
- O ty!- Filia już sięgała po maczugę gdy nagle Xellos schwycił ją i z całej siły pchnął w stronę zbudowanego obok gospody stoiska dla koni. Dziewczyna zapadła się w wysoki stóg siana czując, że złość w niej zaczyna coraz bardziej przypominać czynny wulkan. Chciała się zerwać ale coś odebrało jej władzę w rękach i nogach. Jedyne co mogła robić to bezradnie przewracać oczami. Przed oczyma wyobraźni już miała tortury, które zada temu fioletowemu buszmenowi gdy nagle drzwi gospody skrzypnęły a ją zalało lodowate poczucie grozy sprawiające, że włosy zjeżyły się na jej karku.
- Kapłan Bestii…cóż za przemiłe spotkanie.
- Roa…nie kazałem ci się trzymać z dala?- Zapytał Xellos. Serce Filii przyśpieszyło, pęta którymi unieruchomił ją Xellos trochę zelżały więc poruszyła się nieznacznie tak by móc dostrzec twarz Cienia. Był to wysoki mężczyzna spowity w płaszcz z czarnego futra, jego ciemne włosy uczesane były przez wiatr, smagłą cerę pokrywały liczne blizny i jedynie żółte wilcze oczy odznaczały się w tej twarzy przeraźliwego łowcy.
- Ty to jednak jesteś głupi Xellosie…- Żachnął się ów Roa.
- Ostatnimi czasy coraz częściej to słyszę. Ale ty też nie jesteś szczególnie mądry skoro przychodzisz do miasta, w którym ja załatwiam swoje sprawy.
- Dobra…ale nie ja próbowałem zamknąć Cień zaklęciem rozkazu.-
- Pass…- Xellos wyszczerzył się do gościa w bezczelnym uśmiechu. Filia nie mogła uwierzyć w to co się dzieje. Ten gość, ten cały Roa, wiedział o zaklęciu rozkazu. W takim razie to on musiał być tym Cieniem…Tylko dlaczego Xellos gadał z nim z takim spokojem? Może spiskował przeciwko nim? Z zamyślenia Filę wyrwał głos Xellosa.
- To wszystko Roa czy coś jeszcze?
- Hola, hola. Nie rób takiej groźnej miny kapłanie Bestii…
- Przeszkadzasz mi…- Odparł mu ostrzegawczy ton.
- Dobra już sobie idę. Ale zanim pójdę muszę ci coś jeszcze przekazać.
- Nie chcę ciebie słuchać…
- Weź pod uwagę to, że szukam cię od tygodnia.
- Streszczaj się.
- Nie wiem co planujesz Xellosie, mistrzu Bestii, ale wiedz, że nie ma siły, będącej w stanie pokonać potęgę, która przybędzie zza morza. Czterech i Cień już was dogoniło…ale zbliża się większe niebezpieczeństwo. Wzdrygasz się iść, krótszą drogą Xellosie, wiesz co podąża waszym śladem. Dym i płomień. Garm, demon antycznego świata. Przekroczył już Zachodnie Drumliny, wytropi tych, którzy szukają klucza i zabije. Myślisz, że człowiek może sprzeciwić się woli Niszczyciela?
- A to się zobaczy.- Odparł kapłan wzruszając ramionami.
- Powiedz mi, stary przyjacielu, kiedy Xellos, Mistrz Bestii, stracił rozum?- Zapytał ten cały Roa, jednak kiedy Xellos drgnął mocniej zaciskając dłoń na ladze zorientował się, że przegiął, ponieważ szybko się cofnął.
- Żegnaj stary przyjacielu. Następnym razem spotkamy się jako wrogowie lecz jeszcze dziś możecie spać spokojnie.- Powiedział ściszonym głosem. Nagle stanął i zadarł głowę zupełnie jakby wietrzył, po chwili zwrócił twarz w stronę szopy, w której ukryła się Filia. Xellos drgnął gwałtownie i zwrócił się do mężczyzny.
- A więc ustalone. Od za sekundy zostajemy wrogami…radziłbym ci zwiewać.- Powiedział uśmiechając się. Demon odwzajemnił uśmiech, gwizdnął i po chwili zniknął dosiadając olbrzymiego wilka.
- Rany, rany…ci nieznośni fani.- Westchnął kucając przy snopie siana, z którego wygrzebała się Filia.
- Dzięki.- Fuknęła.
- Nie musisz być taka sarkastyczna. Uratowałem ci życie.-
- Ale ja ci naprawdę podziękowałam. I przyznaj się…chodziło ci głównie o ratowanie siebie samego nie mnie.
- Przyznaję się. Mimo wszystko, dziękujesz mi.- Demon uśmiechnął się do niej w bezczelnym uśmiechu, poczym wyciągnął w jej stronę dłoń i wyjął z włosów słomkę.
- Kto to był? Ten cały Cień czy kto?- Zapytała wyglądając zza jego ramienia.
- Gdyby to był Cień, nie skończyło by się na pogróżkach. To Roa syn bogini wilków Ririnef i pomniejszego demona. Wybitny łowca…
- Czego?- Zapytała Filia
- No, domyśl się.- Powiedział bez większego entuzjazmu Xellos.
- Smoków? Skoro taki wybitny, to dlaczego mnie nie wyczuł?
- Myślę, że coś podejrzewał. Szczęście w nieszczęściu Filia- san, teraz oboje śmierdzimy ni to smokiem, ni to demonem.
- Trafnie to ująłeś. Śmierdzimy.
- A o co chodzi z tym Garmem?- Dopytywała się.
- Chodzi o to, żebyśmy go nigdy nie spotkali. A i jeszcze jedno…
W tym samym czasie, w Krwawej Kaszance reszta grupy siedziała przy stole, ozdobionym stertą pustych talerzy, zastanawiając się gdzie są Xellos i Filia i kto za nich zapłaci.
- To wiecie jak zrobimy?- Zaproponowała Lina.
- No…dajesz…- Mruknął bez większego entuzjazmu Zelgadis.
- Ja idę poszukać tego fioletowego pajaca, ściągam go tu i on płaci…potem w kimę. Jeżeli nie wrócę w ciągu godziny wy.- Tu wskazała kością od kurczaka na Zela, Amelię i Gourego.- idziecie do gospodarza, mówicie, że nie macie kasy i sprzątacie.
- A wrócisz w ciągu tej godziny?- Zapytał nieprzytomnie Goury.
- Jasne!- Zapewniła go wiedźma.
- Goury…- Zel popukał kumpla w ramię.- Nic tak nie mści się na mężczyźnie jak wiara w prawdomówność kobiety…- Szepnął mu na ucho.
- Serio?- Zdziwił się szermierz.
- Słyszałam!!!- Wrzasnęła Lina próbując Zelowi wymierzyć kopa ale ten zrobił unik.
- Mimo wszystko, musimy znaleźć pana Xellosa.- Westchnęła ciężko Amelia.
- I ten dziwny koleś o niego pytał…- Dodała po chwili.
- Pewnie dlatego zwiał…jak to tajemniczy kapłan.- Mruknęła Lina siadając ponownie na krześle.
- A Filia?- Zapytał Zelgadis.
- Co Filia?
- Nie powiesz mi, że uciekł z Filią.- Wypaliła chimera i po chwili milczenia wszyscy ryknęli śmiechem.
- Twoje pomysły zwalają mnie z nóg Zel, i nie pozwalają się podnieść!- Zaśmiała się Lina ocierając łzę.
- Jeżeli nie przyjdzie to ja mu…
- No co ty mu…?- Podchwycił Zelgadis i uśmiechnął się złośliwie.
- Goury!- Lina zwróciła się do szermierza.
- Pożyczysz mi swój miecz światła nie?- Zapytała beztrosko.
- Ale Pokota mówił, że będzie mój i tylko…
- Goury, przecież to nie jest już twoja pamiątka rodzinna.
- Mimo wszystko, wolałby nie. Nie ufam ci Lino.- Oświadczył nadąsany szermierz.
- Nie dziwię się.- Szepnął Zel Amelii na ucho.
- Goury pałko muszę czymś ukarać Xellosa.
- To walnij go czymś.
- Właśnie chcę to zrobić! Twoim mieczem!
- Miecza ci nie dam!
- Chcę go tylko pożyczyć.
- Możesz marzyć.
- Wiesz marzenia są po to…
- Na pewno nie po to by się spełniały Lino!- Oburzył się Goury.
- Jak przyjdzie co do czego to on umie nawet długie zdania sklecić, nie?- Zdziwiła się Amelia.
- Mimo wszystko, wiąż mnie zastanawia gdzie jest ta dwójka…przydało by się zapłacić.
- No to chodźmy.- Zaproponował Zel wstając od stołu i odsuwając krzesło dziewczyny.
- Ale panienka Lina…
- Są zajęci. Po za tym Xellosa trzeba pilnować. Już i tak dostał moim zdaniem zbyt duży kredyt zaufania. Prowadzi nas nie wiadomo gdzie…wolę mieć na niego oko.
- A ja nawet oboje.- Westchnęła Amelia. Doszli do drzwi, nacisnęli klamkę i gdy tylko wyszli dostrzegli siedzących na ziemi pod szopą Xellosa i Filię.
- I pamiętaj, nikt a nikt nie może się o nas dowiedzieć. - Powiedział Xellos. Amelia wytrzeszczyła oczy i posłała zaskoczone spojrzenie, równie zaskoczonemu Zelowi. W tym czasie z karczmy wypadła też Lina i Goury, których w porę udało im się uciszyć i teraz cała czwórka podsłuchiwała rozmowę kapłanów.
- Wiem…koniec z nami, jeżeli ktoś się dowie.- Mruknęła Filia.
- Wiesz dlaczego to takie ważne? Póki nikt o tobie nie wie i jesteś bezpieczna jestem w stanie chronić nas oboje. - Oświadczył kapłan. Szczęki reszty grupy przywalił z hukiem o ziemię.
- Może ja też powinnam walczyć czy coś?-
- Nie…przynajmniej nie na razie. Jeszcze napytasz sobie biedy. Dopóki nie znajdziemy sposobu na połączenie, albo chociaż informacji o podobnych przypadkach musimy być bardzo ostrożni.
- Dobra. Najważniejsze, żeby nikt o nas nie wiedział.- Powiedziała raz jeszcze Filia.
- To co wracamy?- Zaproponował kapłan. Reszta usłyszała jak odnoszą się z ziemi, więc w popłochu skryli się w gospodzie.
- A wy jeszcze nie śpicie?- Zdziwił się Xellos wchodząc do środka i widząc ich siedzących sobie jak gdyby nigdy nic, przy stole.
- A tak jakoś…zapłacisz?- Wypaliła Lina szczerząc się do niego. Demon uśmiechnął się krzywo ale zapłacił, następnie skinął na Filię i razem zniknęli na piętrze.
- JAAAA!!!- Wypaliła Amelia gdy tylko upewniła się, że nie słyszą.
- Co?- Zdziwił się Goury.
- Oni są zakochani! Jak słodko!- Zapiszczała księżniczka.
- Głupiaś…Amelio…- Prychnęła Lina.
- Wpakowali się we wspólne kłopoty.- Oświadczyła.
- Panienko Lino, przecież to co usłyszeliśmy mówi samo za siebie.- Oburzyła się Amelia.
- Ale o co chodzi?- Wtrącił szermierz.
- Za to, to co widzimy na co dzień przeczy temu.- Upierała się Lina.
- Ona ma rację. To jak z tą nogą. Oni coś kombinują.- Przyznał rację czarownicy Zel. Reszta
pokiwała z uznaniem głowami i ruszyli na górę. Może to o czym rozmawiali wydało się co poniektórym zabawne, ale Zelgadis wiedział, że to nie przelewki. Jak długo w ich grupie będą jakieś tajemnice, tak długo będą wystawieni na niebezpieczeństwo. Jednym słowem, jak długo w ich grupie będzie Xellos będą mieli problemy. I z tej sytuacji były tylko dwa wyjścia, wyciągnąć z pary kapłanów ich tajemnicę, lub też pozbyć się tajemniczego kapłana. Zelgadis wiedział, że ani smok ani demon nie, raczej, będą chcieli mówić, więc…tak on przynajmniej nie będzie miał skrupułów z pozbyciem się Xellosa i liczył na to, że reszta grupy też nie.
- T to jest nasz pokój?- Zająknęła się Filia gdy tylko weszli do swojej „sypiali” . Stali w malutkim
pokoiku, w kominku wesoło trzaskał pomarańczowy ogienek, w jednym kącie był postawiony, ogromny niski fotel a w drugim stało spore bukowe łóżko. Wszystko fajnie ale oboje, to jest Filia i Xellos, bardziej niż o ogienkach i fotelach marzyli o oddzielnych łóżkach.
Wiatr grał za oknem a zegar gwarzył na ścianie i zdawało się, że to pomieszczenie żyje własnym, powolnym, przytulnym życiem. Zmęczonym wędrownikom, takim jak oni, pokój, a w szczególności łóżko wydawało się najwspanialszą rzeczą na świecie, po tylu dniach niewygody. Trudno więc było nie zrozumieć reakcji Xellosa i Filii.
- Kto pierwszy ten lepszy!- Krzyknęła dziewczyna i rzuciła się na łóżko. To samo uczynił demon.
- Byłam pierwsza!- Krzyknęła i spróbowała zrzucić Xellosa z łóżka.
- Śnisz, jasne, że byłem pierwszy!- W odpowiedzi kapłan ściągnął ją za sobą.
- Kobiety mają pierwszeństwo!-
- Jesteś smokiem.-
- Ale płci żeńskiej!-
- Potwory nie przestrzegają etykiety!-
- To zaczną! Nie masz podstaw by roszczyć sobie prawa do tego łóżka!- Krzyknęła Filia. Na chwilę zapadła cisza.
- Jestem ładniejszy.- Oświadczył Xellos i wdrapał się na łóżko. Dziewczyna zbita z tropu tym błyskotliwym argumentem chwilę milczała a gdy znowu próbowała wdrapać się, demon jej na to nie pozwolił. Urażona Filia i jeszcze bardziej urażona od niej, jej duma musiały znaleźć sobie miejsce gdzieś przy kominku. Po raz ostatni posłała kapłanowi pełne wyrzutu spojrzenie ale on już spał, lub udawał, że śpi.
Lina ziewnęła przeciągle i rozejrzała się po pokoju. „Czas wstawać” pomyślała i szturchnęła leżącego
obok niej Gourego. Szermierz dalej spał snem kamiennym więc wzrok czarownicy padł na jego nowy miecz światła, który zwykli kłaść między sobą(tak jak i resztę najważniejszych rzeczy) gdy spali na jednym łóżku. Sięgnęła po cichutku po broń i przyciągnęła ją ku sobie. „Mimo wszystko, nie jest to prawdziwy miecz.” Powiedziała do siebie obracając rękojeść w dłoniach. „ W rzeczywistości nawet głupiec zorientuje się, że to nie to.” Westchnęła ciężko. Jak mieli iść na koniec świata i jeszcze dalej z tak byle jaką bronią?
I nagle Linie przyszedł do głowy wspaniały pomysł. Alwar od dawno słynęło ze wspaniałych cechów i gildii, z Gildią Kupiecką- najbardziej wpływową organizacją, na czele. Nie było miejsca do, którego by nie dotarli mieszkańcy tego miasta. Lina była pewna, że przy odrobinie szczęścia i odrobinie geniuszu jej( no i może Zela i Xellosa) uda im się odnaleźć odpowiedni sposób by wzmocnić działanie broni. Może jakiś talizman? Tylko, że wtedy musieli by za niego zapłacić. Wysypała zawartość swojej sakwy na brzuch śpiącego Gourego i uważnie przejrzała.
- Nie jest tego wiele.- Westchnęła ciężko.
- Brzask, Nazar, idol z nieistniejącego już państwa, idbukke i kadzidła z pierwszej świątyni króla
ognistego smoka…a talizmanów Xellosa nie oddam. Może by tak samego Xellosa?- Zastanawiała się na głos. W tym czasie Goury zdążył się wybudzić. Zdziwiony szermierz spojrzał najpierw na swój brzuch, który posłużył czarownicy za stół a następnie na samą wiedźmę.
- Nudzi ci się?- Zapytał. Lina nie odpowiedziała od razu. Zgarnęła wszystko do sakwy i posłała mu naburmuszone spojrzenie.
- Kombinuję jak tu załatwić ci lepszą broń.- Mruknęła.
- A z moją coś jest nie tak?- Zapytał Goury.
- Poza tym, że jest nic niewartym fajansem…to nic. - Odparła. Facet wziął do rąk miecz i wysunął z pochwy.
- Rzeczywiście, cudowny to on nie jest.- Westchnął. Lina posłała mu zdziwione spojrzenie, zaskoczona tym krytycznym stwierdzeniem z ust szermierza.
- Nie żeby mi to przeszkadzało.- Powiedział szybko Goury. - Ale bądźmy szczerzy Lino, i tak postawisz na swoim.
- Powiedziałabym, że nie głupio gadasz ale nie lubię tworzyć oksymoronów. - Westchnęła Lina odgarniając grzywkę z czoła.- Oksymoron to sprzeczne stwierdzenie, coś w stylu mądry Goury lub…
- …sympatyczna Lina.- Powiedział pod nosem facet tak by wiedźma tego nie usłyszała.
- Wracając do tematu miecza. Alwar oferuje niesamowite usługi w przeróżnych dziedzinach, można tu znaleźć rzadkich już w tych czasach Żerców i Zaklinaczy broni.
- Kogo?- Zdziwił się Goury.
- Ehhh ty to jesteś…W obecnych czasach broń wykuwa kowal, zazwyczaj w piecu hutniczym. Czasami by uzyskać lepszy efekt jest ona wykuwana w wulkanie lub z metalu przetopionego przez ogień smoka.
- To wiem…
- Milcz Goury. Na czym to ja? Aha… Żercy i Zaklinacze tworzą broń przy użyciu bardzo skomplikowanej magii, mikstur chemicznych i obrzędów. O broni przez nich wykutej mówi się do teraz. I tak na przykład, zabójca demonów Temilus albo Ostateczność, który prędzej czy później sprowadzał nieszczęście na swojego pana, zostały wykute w Alwar. Są jeszcze dwa mityczne miecze równowagi, Ensenrli, miecz światła i Golmthal miecz ciemności, które zostały wykute w kuźni Chaosu, najsławniejszej kuźni w historii. Niestety podczas ich wykuwania kuźnia została zniszczona. Do teraz pozostały tylko nieliczne informacje jak tworzyć taką broń.
- A można je kupić?- Zapytał Goury. Lina się chwyciła za głowę.
- Czyś ty zmysły postradał!? Te dwa miecze mają odegrać decydującą rolę w końcu świata a ty chcesz je kupować?! Swoją drogą…zastanawia mnie, czy nie tego szuka Xellos.- Westchnęła Lina.
- Cóż Goury. Nie ma co na razie marzyć o mieczach równowagi. Zadowolimy się ulepszeniem twojego, chociaż i na to nie mamy pieniędzy.- Powiedziała zeskakując z łóżka i zabierając się za poranną toaletę.
- Nie możesz rzucić tego czaru? Tego, który zwiększał wartość przedmiotów?- Zapytał blondyn także zwlekając się z łóżka.
- Co ty Goury! To najlepsi kupcy na świcie, skapną się!- Ofuknęła go czarownica.
- I nie rozbieraj się przy mnie!- Dodała szybko gdy tylko zorientowała się, że facet ściąga koszulę.
- Daj spokój, jakbyś pleców nie wiedziała. - Odparł Goury. Lina się chciała odgryźć ale zamilkła w obawie, że będzie to wyglądało jak kaprys dzieciaka, czy coś. Ale tak na wszelki wypadek odwróciła się.
- Zresztą, mogłabyś użyć tych talizmanów od Xellosa…- Zaproponował szermierz zabierając się za zapinanie pasków od miecza.
- Od kiedy ty taki pomysłowy, co?!- Ofuknęła go Lina czując, że to ona powinna była wpaść na ten pomysł.
- Babcia mi kazała…- Padła odpowiedź.
- Szkoda, że nie kazała ci być mądrzejszym. - Westchnęła Lina i nałożyła przepaskę na czoło. Za nic w świcie by się przed sobą nie przyznała, że Goury jak chciał to aż tak głupi nie był, dlatego elegancko upięła pelerynę i ruszyła w stronę drzwi. Opuścili pokój i ruszyli w stronę drzwi od apartamentu Amelii i Zela ale ich już nie było.
- No to do Xellosa i Filii.- Powiedziała Lina pukając w drzwi pary kapłanów.
- Xel!!! Filia!!! Pobudka!- Zawołała.
- Może są na dole?- Zaproponował Goury.
- A słyszysz ich wrzaski?!- Lina opowiedziała pytaniem na pytanie.
- No właśnie.- Mruknęła gdy nie doczekała się odpowiedzi.
- Swoją drogą…to podejrzane, bo Xellos nie musi spać.-
- Ale może lubi?- Podsuną Goury.
- Kto by nie lubił gdyby miał do podziału pokój z wysoką blondynką o niebieskich oczach.- Powiedziała Lina z kwaśnym uśmiechem i zaczęła grzebać w zamku.
- Ależ Lino, oni się nie lubią.- Zaprotestował szermierz.
- Toż wiem matole. Nabijam się tylko, przecież dziecko wie, że Xellos i Filia.
- Xellos!!! Filia!!!- Wypaliła Lina na widok pary kapłanów leżących na jednym łóżku. Fakt, znajdowali się w maksymalnej odległości od siebie ale mimo wszystko był to dla Liny wystarczający powód by ryknąć na cały regulator:
- Co wy robicie na jednym łóżku?!- Filia i Xellos podskoczyli a na schodach dało się słyszeć czyjeś kroki.
- Panie Xellosie?! Pani Filio?! Co wy robicie na jednym łóżku?!- Wypaliła Amelia, która pojawiła się w drzwiach. Zarówno demon jak i smoczyca nie śpieszyli się z odpowiedzią. Wodzili nieprzytomnym wzrokiem po pokoju i nagle Filia zorientowała się, że nie jest tam gdzie zasnęła, czyli pod kominkiem.
- Xellos, jak to się stało?!- Wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- Lunatykowałaś.- Odparł beztrosko kapłan ale u swojemu zdziwieniu Filia wiedziała, że skłamał. Jeszcze bardziej się zdziwiła gdy w myślach usłyszała głos demona, który z lekkim rozbawieniem objaśniał jej całą sytuację. „ Czułem się jak bym sam spał na podłodze, wiec cię przeniosłem. Śpisz jak kamień Filio, i ważysz tyle co kamień.”. Chciała się na niego rzucić ale dziwnie by wyglądało gdyby Xellos oberwał za coś, co powiedział jej w myślach, więc się powstrzymała.
- No więc?- Głos Liny ściągnął ją na ziemię.
- No więc?- Powtórzyła tępo Filia.
- Co robiliście na jednym łóżku?!- Zapytała ruda z wredną miną.
- To samo co wy, nie widać?- Zapytał Xellos zwlekając się z łóżka i rozglądając w poszukiwaniu peleryny.- Odpoczywaliśmy po upojnej nocy pełnej bardzo jednoznacznych i wymownych zachowań.
- Jakoś nie chce mi się w to wierzyć…- Mruknęła Lina podpierając ręce na biodrach.
- Mi też. A tu patrz, jaka niespodzianka! Cóż, mogę powiedzieć, tak działam na kobiety. Nawet na nią…zanotuj nigdy nie powinienem w siebie wątpić.- Oświadczył demon z wyjątkowo zaciesznym uśmiechem.
- Myślę, że zapamiętasz.- Powiedziała Filia wymijając go i podchodząc do przyjaciół stłoczonych w progu ich pokoju.
- Po co go pytasz, skoro i tak wiesz, że nie udzieli ci normalnej odpowiedzi. Tylko dajesz mu kolejną okazję do drwin…- Mruknęła.
- Zawsze jest nadzieja.- Odpowiedziała Lina.
- Że co, że powie prawdę?-
- Nie, że zarzuci jakimś śmiesznym tekstem.- Odpowiedziała czarownica. Filia wywróciła oczami na znak dezaprobaty i zatrzasnęła drzwi.
- To było chamskie.- Skwitował ją demon.
- Nie, bo ty wcale nie jesteś chamski.- Odparła Filia i sięgnęła po sukienkę i pelerynkę, z którymi chciała udać się za parawan, lecz parawanu nie było.
- Jestem złośliwy, nie chamski.- Usprawiedliwił się Xellos.
- Gdzie zaczyna się mokre a kończy wilgotne?- Zapytała Filia i posłała mu wredny uśmiech. Nie wiadomo czy Xellos załapał o co chodziło smoczycy, czy też nie. Sam narrator nie wie o co biega. I to nie prawda, że trzeba wiedzieć co się pisze. Tak samo jak nie trzeba wiedzieć co się robi. Wbrew temu powszechnemu przekonaniu większość ludzi nie myśli i jakoś z tym żyje, na ten przykład geniusze lub obnośni handlarze. Z tym, że w przypadku tych pierwszych niemyślenie sprawia, że mogą być genialni, za to w przypadku osobników nachodzących tereny prywatne brak pomyślunku jest przyczyną zgonów. Co tu się zresztą dziwić…wiecie, że za handel obnośny powoduje choroby płuc i raka piersi?
- Nie wiem co chciałaś przez to powiedzieć Filio. I nie wiem czy chcę wiedzieć.- Oświadczył kapłan(czyli jednak nie załapał) i chyba uznał, że czas wreszcie się przebrać bo ściągnął koszulkę i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu tego co miał na siebie włożyć. Filia skwasiła się i pomyślała czy nie mógł wcześniej przygotować sobie tej cholernej koszuli. Otóż nie, nie mógł. Każdy facet, niezależnie od rasy, ma naturalny nawyk ściągania wierzchniej warstwy odzienia kiedy tylko nadarzy się okazja. Jest to jedna z cech, która odróżnia mężczyzn od kobiet. Do teraz nikt nie wie czemu ma służyć takie zachowanie.
- Masz, ubierz się i wyjdź.- Warknęła Filia wciskając kapłanowi w ręce koszulę i zastanawiając się dlaczego akcja nie może się obejść bez solidnego opisu całej ceremonii przebierania się w dzienny ubiór.
- Dlaczego mam wychodzić?- Oburzył się Xellos.
- Wiesz dlaczego.
- Nie mogę…
- Nie, nie możesz.
Zelgadis poprawił kaptur i rozejrzał się po zatłoczonej, szarej i zatopionej w mgle, głównej ulicy
Alwar.
- Dałby pan…dałbyś spokój Zelgadisie.- Powiedziała Amelia przyglądając się mu z lekkim rozbawieniem.
- Alwar to przejście między dwoma światami, myślę, że nikt tu na pana nie zwróci uwagi.- Oświadczyła.
- Aha…- Skwitował jej wypowiedź i rozejrzał się po ulicy. Nie liczył na to, że znajdzie tu jakiś większy zbiór ksiąg ale może jakiś prywatny zbiór? Albo chociaż jakaś świątynia. Jednak jak na razie jedyne co widział to sklepy bankierów, płatnerzy, kuźnie, stajnie, apteki i inne skomercjalizowane działalności.
- Dobra idziemy do Gildii Kupców.- Oświadczył za jego plecami głos Xellosa.
- Ty idziesz.- Poprawiła go Lina. - Ja jestem naturalnym wrogiem każdego kupca, persona non grata i te sprawy. Myślę, że obecność czarownicy ściganej listem gończym na nic ci się nie przyda…
- Po prostu powiedz, że masz inne plany.- Mruknął Xellos. Lina wyszczerzyła się w przepraszającym uśmiechu.
- To też.- Powiedziała i zaśmiała się głupio.
- Filia z tobą pójdzie.- Dodała po chwili.
- Filia nie ma wyboru.- Wtrąciła smoczyca.
- Dobra…ale po południu wyruszamy.- Powiedział demon i ruszył wraz z Filią w górę głównej ulicy, prowadzącej do Gildii Kupców.
- Myślę, że powinnaś iść z nimi.- Zelgadis zwrócił się do Amelii.
- Bo?
- Bo jesteś księżniczką wpływowego kraju?
- W sumie racja.- Przytaknęła i popędziła za parą kapłanów.
- To było perfidne, pewnie chcieli pobyć sami. - Zachichotała Lina, która wyłoniła się zza jego ramienia.
- Na pewno.- Mruknął i skręcił w jakąś mniejszą uliczkę prowadzącą w stronę rzeki.
- Hej, Zel! Gdzie idziesz?!- Zapytał go Goury doganiając go wraz z czarownicą.
- Na pewno nie tam gdzie wy. - Odburknął próbując spławić parę natrętów.
- Cóż, my wybieramy się do alchemika. Ich Tronk, na pewno wiele o nim słyszałeś. - Powiedziała niby „tak sobie” Lina.- Ale ciebie pewnie to nie interesuje. Zelgadis zaklął pod nosem i ruszył za czarownicą i jej przyjacielem.
Po dłuższym spacerze po krętych i dżdżystych uliczkach Alwar wreszcie dotarli na miejsce. Na końcu ślepej uliczki, znajdował się stary drewniany szyld, smętnie kołyszący się na deszczu. Ledwo zauważalne szare schody prowadzące do piwnicy przypominały bardziej równię pochyłą niż cokolwiek innego. Ostrożnie zeszli w dół i pchnęli stare, zmurszałe drzwi. Wnętrze laboratorium Icha było takie jak te drzwi. Wilgotne, ciemne, zaniedbane.
- Prawdziwa pracowania alchemika.- Oświadczyła z dumą Lina i rozejrzała się po sklepiku. Wszędzie znajdowały się tysiące dziwnych przedmiotów zaczynając na umagicznionej broni a na biżuterii kończąc.
- Eliksiry i kurioza! W czym mogę pomóc?- Usłyszeli skrzekliwy głos a po chwili zza lady wychylił się jego właściciel, stary jaszczuroczłek ubrany w skórzany fartuch.
- Doszły mnie słuchy, że w tych stronach można umagiczniać broń. - Powiedziała Lina potrząsając sakwą.
- Owszem, owszem…- Przytaknął Ich zacierając trzypalczaste dłonie.
- Mam tu broń z gatunku tych niezwykłych, Goury…- Lina rozejrzała się w poszukiwaniu szermierza, który oglądał sprzęt znajdujący się w sklepie. Właśnie wziął do ręki dziwny podłużny przedmiot z czerwonym guziczkiem, po którego naciśnięciu pojawił się długi zielony snop światła(oczywiście przy akompaniamencie charakterystycznego „bzymmm”) , wyglądający jak świetlisty kij. Goury zamachnął się parę razy a kij przetopił wszystko co napotkał na swojej drodze wydając przy tym śmieszne elektryczne „bzzz” i „wsium” .
- Goury przestań się wygłupiać.- Poprosiła go czarownica i przywołała do siebie. Pokazali alchemikowi miecz a ten obejrzał go w skupieniu.
- To nie oryginał, prawda?- Dopytywał się.
- Oryginału bym nie polepszała.- Powiedziała Lina.
- Tak, tak. Cóż mogę rzecz. Jest to broń, która wymaga specjalnej techniki…- Zaczął Ich.
- Ile?- Przerwała czarownica.
- Nie…panienko, ja ci tego nie ulepszę. Do tego jest potrzebny czarny eliksir.
- Słucham?
- Czarny eliksir…ale do tego potrzebne są bardzo rzadkie odczynniki. Oddech demona, łuski przynajmniej dwóch ras smoków, meteor, wilcze oko, korzeń arabaskusa, szparag biały. No i trzeba wiedzieć jak to uwarzyć. - Westchnął kręcąc głową.
- A kto będzie wiedział?- Zapytała Lina czując, że czarny eliksir może być bliżej niż mu się to wydaje. Nieskromnie mówiąc, miała wprawę w robieniu rzeczy niemożliwych.
- Cóż, pewnie Wielki Żmij Kian, mieszka po drugiej stronie Wąwozu Garoty ale odkąd łowcy smoków ukradli mu oko jest nie do życia.-
- To znaczy?- Dopytywała się Lina.
- To znaczy, że nie daje nikomu przejść na drugą stronę gór, nie przez wąwóz. Co więcej, nie chce z nikim rozmawiać no i oczywiście jest w stanie wojny z łowcami. To ostatnie akurat nikogo nie dziwi.
- To komplikuje nieco sprawę.- Westchnęła czarownica ale mimo wszystko nie miała zamiaru rezygnować z wizyty u Wielkiego Żmija. Zwłaszcza teraz, gdy okazało się, że pilnuje przejścia na drugą stronę gór.
- Domyślam się, że ten kto odda oko Kianowi będzie miał w nim sprzymierzeńca.- Odezwał się po raz pierwszy Zelgaids.
- To się rozumie samo przez się.- Odparł Ich.
- A kto ma to oko?-
- Pewnie Adrin Turim, przywódca łowców smoków.
- Dziękujemy za informacje. Wygląda na to, że czas na nas.- Powiedział Zelgaids i ruszył w stronę wyjścia. Lina została jeszcze chwilę by kupić potrzebne składniki i już po chwili szli w stronę „Krwawej Kaszanki”
Amelia, Xellos i Filia także załatwili swoje sprawy w Gildii Kupców i teraz wlekli się brukowaną
ulicą w stronę gospody.
- Wciąż nie rozumiem dlaczego kazał mi pan rozmawiać z tym Przewodniczącym o skupie węgla. Węgla to moje państwo ma wody. - Żachnęła się Amelia. Xellos posłał jej jeden ze swoich firmowych uśmiechów.
- Nie chodziło o to by ciebie ta rozmowa interesowała, tylko jego.- Wytłumaczył.
- Hę?-
- Xellos chciał, żebyś odwróciła jego uwagę.- Wytłumaczyła zniecierpliwiona Filia.
- Ukradł pan coś?!- Wypaliła Amelia.
- Głośniej, jeszcze się wszyscy nie usłyszeli.- Syknęła smoczyca.
- Potrzebowałem paru informacji… - Wytłumaczył się demon rozkładając bezradnie ręce.
- A teraz gdy już je mam, możemy ruszać w dalszą drogę.- Dodał.
Doszli do „Krwawej Kaszanki” a tam już czekali na nich Lina, Zelgadis i Goury…oraz ciepły obiad.
- Załatwiliście to co mieliście załatwić?- Zapytała Lina z buzią pełną kurczaka.
- Można tak powiedzieć.- Powiedział Xellos siadając przy stole.- A wy?
- Można tak powiedzieć…- Mruknął Zelgadis.
- Zel, ściągnijże wreszcie tą maskę.- Zwróciła mu uwagę czarownica.- Naprawdę nie jesteś aż taki straszny. -
- Dzień dobry czy chcą państwo złożyć zamówienie?- Zapytał tłusty, rumiany gospodarz podchodząc do nich, jednak gdy zobaczył Zelgadisa pobladł i wyszeptał.- Proszę nie zjadaj mnie!!! Ja mam żonę i dzieci! Ich zjedz.
- Zamknij się idioto i przynieś nam jakiejś strawy.- Syknęła chimera. Zel nawet nie mógł się spodziewać, że jego wygląd w tym przypadku oznaczał posiłek gratis.
- A właśnie, Xellos.- Powiedziała Lina napychając się tłustymi ziemniakami.
- W Wąwozie Garoty mamy do czynienia z konfliktem. Łowcy smoków zwinęli oko Wielkiemu Żmijowi i teraz on nie chce nikogo przepuścić na drugą stronę…
- Mam go sprzątnąć?- Zdziwił się kapłan.
- Czyś ty zmysły postradał?! To genialny alchemik!
- Już ja się znam na genialności smoków.- Mruknął Xellos i uniknął ciosu wymierzonego przez Filię.
- Chociaż z drugiej strony…może wiedzieć coś o przypadkach, o których nikt inny nie słyszał.- Dodał demon posyłając smoczycy porozumiewawcze spojrzenie.
- Wygląda na to, że wszyscy mamy do niego interes.- Westchnęła Amelia i zamyśliła się.
- Potrzebujemy tylko oka.- Powiedziała.
- E tam. Jakoś się skombinuje.- Wypalił Goury z rozbrajającym uśmiechem na twarzy.
- Taa…jak zwykle. Jakoś to będzie.- Przytaknęła Lina.
- Nie za bardzo znam się na waszych sposobach na misje…z pięciu waszych przygód brałam udział
tylko w jednej, nie licząc tej teraz…ale czy nie jesteście zbyt optymistyczni i beztroscy?- Zapytała niepewnie Filia co Xellos skomentował tylko krótkim „nie jęcz”.
Po skończonym posiłku cała szóstka spakowała się, zabrała konia i wyruszyli w stronę północnych bram miasta. Długo szli za nim zostawili za sobą grzybopodobne Alwar i wkroczyli na wąski i zaniedbany szlak prowadzący do Wąwozów Garoty. Po jakimś czasie wędrówki teren zaczął się wznosić a roślinność karłowacieć i rzednieć.
- Idziemy teraz wzdłuż masywu górskiego. Bądźcie ostrożni, kłębi się tutaj od skalnych wilków i Szczurołaków, paskudni złodzieje. - Powiedział Xellos prowadząc ich po krętej ścieżce.
- Wolałbym żebyście się nie pakowali i w miarę możliwości trzymali blisko siebie.- Dodał.
- Ciebie też się to tyczy.- Zwrócił się w stronę Filii. Dziewczyna zrobiła nieszczęśliwą minę ale milczała.
- No dobra, parę dni wspinaczki i powinniśmy być na miejscu.- Ogłosi ku rozpaczy wszystkich Xellos.
Fajne nawet bardzo
"Lina rozejrzała się w poszukiwaniu szermierza, który oglądał sprzęt znajdujący się w sklepie. Właśnie wziął do ręki dziwny podłużny przedmiot z czerwonym guziczkiem, po którego naciśnięciu pojawił się długi zielony snop światła(oczywiście przy akompaniamencie charakterystycznego „bzymmm”) , wyglądający jak świetlisty kij. Goury zamachnął się parę razy a kij przetopił wszystko co napotkał na swojej drodze wydając przy tym śmieszne elektryczne „bzzz” i „wsium” . Goory znalazł lightsaber ???
Twój synkretyzm fantastyczny powala mnie na kolana...i to w sumie pierwsza fantastyka w tym stylu napisana przez dziewczynę- którą przeczytałem.