Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Beyblade Dark Spirit

I znowu razem

Autor:skipi4444
Korekta:Dida
Serie:Beyblade
Gatunki:Akcja, Komedia, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony, Self Insertion
Dodany:2009-05-06 09:48:44
Aktualizowany:2009-05-06 09:48:44


Następny rozdział

Niewielka, chińska wioska...

Na placu, pośrodku skromnych chatek, zebrało się kilkunastu miłośników beybladingu. Na arenie bój toczyły właśnie dwa dyski, które błyskawicznie przemieszczały się po polu walki. Oba spiłowały się po krawędziach, po czym odskoczyły od siebie.

- He, he... - zachichotał niższy wzrostem zawodnik. - Tym razem zaskoczę cię, Lee.

- Czekam na to, Kevin - odpowiedział mu przeciwnik, nie spuszczając oka ze swojego dysku.

- Są nieźli - stwierdził pokaźnych rozmiarów osobnik, przyglądający się z boku grze.

- Racja - przytaknął mu towarzysz. - Kevin ostatnio dużo się nauczył.

Dyski znów odskoczyły od siebie.

- Hej, Ray! - Do dwójki obserwatorów podbiegła różowowłosa dziewczyna, wymachując czymś w górze.

- Mariah? - zdziwił się drugi z kibiców.

- Przyszedł do ciebie list. To od pana Dickensona. - Mariah wręczyła chłopakowi przesyłkę.

- Ciekawe co pisze... - Zaintrygowany Ray natychmiast otwarł list i przebiegł po nim wzrokiem.

Tymczasem dysk Lee nabierał prędkości.

- Nie uciekniesz mi! - zdenerwował się Kevin. - Galman! - zawołał.

- Na to czekałem... - Lee uśmiechnął się pod nosem. - Galeon ruszaj!

Dysk Kevina nie zdążył nawet zareagować, gdy niespodziewany atak przeciwnika wybił go z areny.

- Co?! - wykrzyknął Kevin.

- Idzie ci coraz lepiej, ale na twoim miejscu jeszcze bym potrenował.

- A niech to!

- Co pisze? - spytała Mariah, ciekawie spoglądając to na przyjaciela, to na list.

- Pan Dickenson zwołuje zebranie i chce, żebyśmy stawili się wszyscy: ja, Tyson, Max, Kai i Daichi.

- Po co masz tam jechać? - zdziwił się Lee. - Przecież wasza drużyna już dawno się rozpadła.

- Nie wiem - odparł Ray, zamyślając się.

Ponura rezydencja na krańcu miasteczka...

Pukanie do drzwi. Lokaj, nie usłyszawszy zaproszenia, lekko uchylił wejście.

- Paniczu Hiwatari... List do pana. - Lokaj wyciągnął przesyłkę, jednak nie odważył się wejść do środka.

Chłopak, siedzący na łóżku, odebrał list, po czym bez słowa wyjaśnienia zamknął drzwi przed posłańcem. Następnie podszedł do okna, przysłoniętego grubymi zasłonami i otworzył kopertę. Szybko przeczytał wiadomość, ale nie zdawała się ona robić na nim żadnego wrażenia. Chłopak zmiął kartkę i wyrzucił ją do kosza, stojącego nieopodal łóżka. Nie odwracał przy tym oczu od widoku, wyłaniającego się z przebłysków świata zza zasłon. Na stoliku obok niego leżał dysk z rozkruszonym Bit Chipem.

Podwórze przed skromnym sklepikiem...

Młody chłopak o blond czuprynie składał właśnie dysk, mocując go na wyrzutni.

- Teraz powinno być idealnie - mruknął pod nosem, po czym nastawił się do wypuszczenia dysku. - Raz... dwa... trzy... kręć się! - Chłopak wypuścił dysk, a ten poszybował mocno w przestrzeń, dezorientując tym nawet właściciela. - Wooow!

Dysk zatrzymał się na chodniku, a następnie slalomem pomknął po ścianie budynku.

- Tak jest! - ucieszył się chłopak.

- Max. - Ze sklepiku wyszedł ojciec nastolatka. Dysk ominął go, mało nie ucierając mu nosa, a następnie wylądował w ręku właściciela.

- Przepraszam tato. - Max zaśmiał się, próbując wybrnąć z opresji.

- W porządku, Max. Dostałeś list. Zdaje się, że to od pana Dickensona.

- Od pana Dickensona? - Chłopak natychmiast wziął się do lektury przesyłki.

- Pan Dickenson chce, żebyśmy się spotkali w starym składzie - oznajmił chłopak w kaszkiecie, siedząc na drabince w parku, w towarzystwie kolegi, trzymającego na kolanach laptopa oraz brązowowłosej dziewczyny. Nieopodal nich grupka kilka lat młodszych dzieciaków ściśle otoczyła arenę beybladingu, na której pojedynek toczyło właśnie dwóch ich rówieśników.

- W starym składzie? - zdziwiła się dziewczyna.

- Zgadza się - przytaknął.

- Ale dlaczego, Tyson? Przecież jest już dawno po zawodach.

- Tego nie napisał. Jak chcesz sama przeczytaj. - Chłopak podał jej list.

- Nie o to mi chodzi! - zirytowała się. - Pytam się o to, czy nie domyślasz się z jakiego powodu chce was widzieć.

- Nie mam pojęcia. Wszystkie sprawy zostały już zakończone. Przynajmniej tak mi się wydaje. - Wzruszył ramionami. - Khe! A może chce po prostu zwołać dla mnie konferencję i pokazać przyszłym zawodnikom jak wygląda mistrz idealny.

- Ty się nigdy nie zmienisz, Tyson... - westchnęła. - A co ty o tym myślisz, Kenny?

- Skoro chce was widzieć wszystkich, na pewno nie chodzi o żadną banalną sprawę - odpowiedział ich kolega.

- Zgadzam się z tobą, Szefie - dodał głos z laptopa. - To musi być jakaś gruba ryba.

- Ja tak tylko przypuszczam, Dizzy.

- Zawsze jest pewne prawdopodobieństwo, że masz rację.

- Załóżmy, że to prawda. - Tyson zeskoczył z drabinki. - Wydawało mi się, że zasługujemy na odpoczynek po tych wszystkich zmaganiach.

- A jeśli Boris znowu coś knuje przeciwko nam... - podrzuciła dziewczyna.

- Daj spokój, Hilary! Boris jest już skończony, jest kompletnym bankrutem. Nie ma mowy, żeby się tak szybko pozbierał. Poza tym ustalaliśmy, że kończymy już karierę, czy nie, tak? Pora dać szansę młodszym.

- I kto to mówi - ozwał się znów komputerowy głos.

- On ma rację - przyznał Kenny. - Kai, Max i Ray zgodzili się na takie warunki.

- Jednym słowem, jesteśmy na emeryturze.

- W takim razie nie rozumiem... - Hilary oparła się o barierkę.

- Dostałem list! - Usłyszeli znajome wołanie.

- Huh? - zdziwił się Tyson.

- To Daichi - zakomunikował jego towarzysz.

Z pagórka zbiegał właśnie młody chłopak o bordowej czuprynie, wymachując w powietrzu kopertą.

- Dostałem list! Ha, ha! - powtórzył, po czym z poślizgiem zatrzymał się przed Tysonem. - I co powiesz, Tyson? Dostałem list od pana Dickensona, a to oznacza, że zaakceptował mnie jako część waszej drużyny - relacjonował rozgorączkowany. - Teraz już nic nie możesz mi zrobić! - Zamachał przed nim złośliwie kopertą.

- Daj to! - Tyson chciał mu wyrwać przesyłkę, lecz Daichi w porę cofnął się, co poskutkowało tym, że Tyson zarył w ziemię. - Ty mały... - Trząsł się ze złości. - Niech ja cię tylko dorwę!

- Spróbuj! - Chłopak uskoczył, po czym z bezpiecznej odległości pokazał mu język.

- Pojedziesz na spotkanie z panem Dickensonem, Daichi? - spytał Kenny.

- Oczywiście! Jako przyszły mistrz nie mogę zmarnować takiej okazji! Może pan Dickenson mianuje mnie kapitanem nowej drużyny...

- Po moim trupie! - Tyson natychmiast się podniósł. - Kenny, pakujemy się. Nie możemy go puścić samego.

- Ale... - zaczął Kenny.

- Zazdrościsz? - dalej kpił Daichi. - Zobaczysz, że mam rację! Ha!- Wypuścił dysk na arenę, a ten zmiótł dyski obu graczy z pola walki.

Hol w pewnym dostojnym budynku...

Tyson z przyjaciółmi zatrzymali się tam na widok oczekujących Raya i Maxa.

- Ray! Max! - ucieszył się na ich widok Tyson.

- Tyson! - rzucił Ray.

- Świetnie was znowu widzieć! - Chłopak podbiegł do nich i uścisnął po kolei.

- Jak za starych dobrych czasów.

- Nawet lepiej - dodał Max.

- Hilary, Kenny, Daichi - rzekł Ray na widok reszty.

- Wspaniale, że znowu jesteśmy razem - odparła Hilary.

- Racja! - przyznał Max.

- To na co czekamy? - spytał Tyson. - Zdawało mi się, że pan Dickenson chce nas widzieć.

- Nie ma jeszcze Kaia... - zauważył Max.

- Faktycznie...- przyznała Hilary.

- Z nim zawsze są problemy - westchnął Tyson.

- Myślicie, że nie przyjdzie?

- To nawet lepiej dla nas! - prychnął Daichi. - Kai nam nie jest do niczego potrzebny.

- Hej, lepiej trzymaj język za zębami! - Tyson stanął nad nim groźnie. - Kai należy do naszej drużyny i nikt nie może temu zaprzeczyć. Jest członkiem zespołu, tak jak każdy z nas, a my nie skreślmy żadnego zawodnika, nawet Kaia.

- Czy to ma sens...? - zaczął Ray. - Od momentu gdy Dranzer roztrzaskał się na kawałki, Kai mógł stracić zapał do walki. Nikt z nas nie widział go od tej pory, a wszyscy wiemy jak Dranzer był dla niego ważny.

- Chcesz powiedzieć, że się całkiem załamał? - spytała Hilary.

- To niemożliwe! - prychnął Tyson. - Ja wierzę w Kaia i wiem, że się tu dzisiaj zjawi!

- Na co jeszcze czekacie? - Powitał ich chłodny głos ostatniego zawodnika. - Nie jesteśmy na przyjęciu. - Otworzył drzwi gabinetu.

- Kai... - rzekł Kenny.

- A nie mówiłam! - ucieszył się Tyson.

Cała grupa stanęła w elegancko umeblowanym gabinecie. Książkę na półkę odkładał właśnie staruszek o sympatycznym wyglądzie. Gdy zobaczył całą siódemkę, uśmiechnął się pod nosem i kiwnął w ich stronę zapraszającym gestem.

- Wejdźcie moi drodzy, wejdźcie - zachęcił ich staruszek.

- Panie Dickenson... - zaczął Tyson - my przyjechaliśmy do pana w związku z tym listem.

- Zgadza się - przyznał Ray. - Wezwał nas pan tu wszystkich, ale nie wyjaśnił powodów.

- Czy to cos poważnego? - spytała Hilary.

- Spokojnie moje dzieci, powoli. - Pan Dickenson usiadł w za biurkiem. - Wybaczcie, że nie wyjaśniłem wam wszystkiego w liście, ale to sprawa dość poważnej wagi. Sytuacja znowu się skomplikowała... - westchnął.

- Co to znaczy? - spytał Max.

- Otóż... jesteście już w odpowiednim wieku, aby zakończyć karierę i rozumiem to. Każda passa powinna kiedyś dobiegnąć końca, a mistrzowie ustąpić miejsca przyszłym pokoleniom. W pełni się z tym zgadzam. Uważam jednak, że powinniście odbyć jeszcze jeden trening i w tym celu chcę, żebyście się udali na południe kraju.

- Jeszcze jeden trening? - zdziwił się Tyson. - Ale po co?

- Widzicie, stanowisko trenera drużyn beyblade wymaga specjalnych kursów, ale pomyślałem, że ułatwię wam tą sprawę właśnie w taki sposób.

- Po zakończeniu tego treningu, będziemy mogli oficjalnie pracować jako trenerzy, tak jak brat Tysona? - spytał Ray.

- Zgadza się. Pomyślałem, że nie musicie rezygnować z tego co lubicie, jeśli oczywiście nie macie nic przeciwko...

- To świetny pomysł! - rzucił Max.

- Racja! - przyznał Tyson. - Wchodzę w to!

- Ja rezygnuję - odparł Kai, zbierając się już do wyjścia.

- Kai? - zdziwiła się Hilary.

- Zaczekaj Kai - rzekła pan Dickenson, a ten zatrzymał się. - To nie przypadek, że wybrałem dla was właśnie taki sposób treningu. W miejscu, do którego się udacie, grasuje pewien gang. Z moich źródeł wynika, że dysponuje on Czarnym Dyskiem.

- Co?! - wykrzyknął Tyson. - Ktoś kontroluje bestię Czarnego Dranzera?!

- Na to wygląda... - westchnął. - Wiem, że jedyną osobą, której do tej pory udało się opanować Czarny Dysk, jesteś ty, Kai. Dlatego ta sytuacja bardzo mnie niepokoi.

- To stąd ten trening - zauważył Max.

- Dokładnie. Chciałem, abyście w ramach treningu zajęli się tą sprawą. Rozumiem to, że zasługujecie na odpoczynek, ale jesteście najlepszymi zawodnikami, jakich miałem i tylko na was mogę liczyć. Nie chcę, aby Czarny Dranzer wyrwał się spod kontroli.

- Rozumiemy pana - odparł Tyson. - Ja się na to zgadzam, a wy?

- Jestem za - rzekł Ray.

- Tak! - przytaknęli Daichi i Max.

- Co ty na to, Kai? - spytał staruszek.

- Nie mogę nic zrobić - odparł Kai, spoglądając w bok.

- Nie musisz się niczym martwić Kai. Zamieszkacie u mojej siostrzenicy. Ona zna kogoś, kto może pomóc twojemu Dranzerowi.

- Teraz nie masz wymówki, co? - rzucił przyjacielowi Tyson, choć Kai nawet na niego nie spojrzał.

- Cieszę się, że podjęliście taką decyzję. - Pan Dickenson uśmiechnął się.

Cała siódemka już wkrótce znalazła się w autokarze, który miał zawieźć ich do celu.

- Mam złe przeczucie - odparła Hilary, wpatrując się w krajobraz zmieniający się za oknem.

- Masz na myśli Czarnego Dranzera? - spytał Ray, odwracając się w jej stronę.

- Mieliśmy z nim masę kłopotów na naszych pierwszych mistrzostwach - przyznał Max. - Tylko Kaiowi udało się nad nim wtedy zapanować.

- To prawda, że to najpotężniejsza bestia na świecie? - spytała Hilary.

- Bzdura! - rzuciła natychmiast Tyson. - Może i kiedyś nią była, ale po tylu treningach, jestem pewien, że każdy z nas mógłby ją pokonać.

- Jednak pan Dickenson wyglądał na naprawdę zaniepokojonego tą sprawą - zauważył Kenny.

- Według mnie problem nie tkwi w samej bestii, ale w tym kto ją posiada - odezwała się Dizzy.

- Zgadza się. Przejęcie kontroli nad Czarnym Dyskiem wymaga wysokich umiejętności, więc ten kto ją przejął musi być bardzo doświadczonym zawodnikiem.

- Ciekawe komu Boris mógł powierzyć to zadanie... - zamyślił się Tyson. - Może domyślasz się o kogo chodzi, Kai? - zwrócił się do towarzysza, zajmującego tył busa.

- Nie - uciął krótko Kai, uparcie wpatrując się w widoki za oknem.

- Ha! To i tak bez znaczenia! - podjął Daichi. - Ten ktoś nie spodziewa się jeszcze, że przyjdzie mu się zmierzyć z takim graczem jak ja! Zetrę go na proch, bez względu na to jaki dysk posiada i wreszcie pan Dickenson doceni mnie i moje ponadprzeciętne umiejętności!

- Nie wygaduj głupot! - Tyson zepchnął go z krańca siedzenia. - Ty najwyżej możesz popatrzeć, jak my załatwiamy tę sprawę.

- Nie mam zamiaru tylko siedzieć i patrzeć! Ja tu przyjechałem walczyć!

- Sądzę, że znajdziemy dla ciebie jakiegoś początkującego zawodnika...

- Zostaw go dla siebie! Ja wybieram Czarnego Dranzera! Khe! Przekonamy się kto pierwszy go znajdzie. - Odwrócił się obrażony.

- Jak dzieci - westchnął Ray.

- Hej, jesteśmy już prawie na miejscu - zauważył Kenny.

Po kilku minutach autokar zatrzymał się. Grupa wysiadła na parkingu sympatycznego miasteczka. Za nimi rozpościerały się niskie bloki mieszkalne, otoczone zielonymi trawnikami, a przed nimi rozciągał się chodnik, prowadzący gdzieś w głąb osiedla.

- Huh? I co teraz? - spytał Tyson.

- Zdaje się, że miała tu na nas czekać siostrzenica pana Dickensona - zauważył Ray.

- Ale tu nikogo nie ma - rzekł Max.

- Wystawiła nas! - stwierdził zdenerwowany Tyson.

- Huh? - Kai dostrzegł płynnie wirujący dysk z boku busa. Właściciela dysku nie było nigdzie widać, a obiekt obracał się nadzwyczaj szybko i pewnie. Dysk zaczął cofać się w stronę chodnika, niezbyt prędkimi, acz urywanymi ruchami. Kai ruszył za nim zaciekawiony owym zjawiskiem.

- Hej, Kai! - Tyson zauważył reakcję przyjaciela. - Gdzie idziesz? Czekaj!

- Ten dysk... - zamyślił się Kenny, gdy cała grupa dołączyła do towarzysza.

- Widzicie to?! On nas prowadzi! - zauważyła Hilary.

- To może być jakiś głupi kawał - odparł Ray.

- Możemy zaryzykować - odparł Max. - I tak nie mamy nic do stracenia.

- Racja.

- Porusza się bardzo płynnie i lekko. - Kenny otworzył swojego laptopa. - Co o tym myślisz, Dizzy?

- Czy ja wiem, Szefie... - odpowiedział komputerowy głos. - Jest idealnie wyważony, wydaje się jakby prawie wcale nie odczuwał grawitacji.

- Ktoś ma naprawdę porządny sprzęt - przyznał Max.

- Nie porusza się szybko tylko ze względu na nas, ale jego budowa świadczy o tym, że może uzyskać naprawdę wysokie prędkości. Poza tym jest przystosowany do agresywnego stylu walki. Uff... pozazdrościć jego właścicielowi.

- Chciałbym się z nim zmierzyć! - rzucił Daichi.

- Czy to możliwe, że to siostrzenica pana Dickensona? - spytał Ray.

- Dowiemy się na miejscu - odparł Tyson.

- Ale ja chcę teraz! - Daichi wypuścił swój dysk. - Strata Dragoon, ruszaj!

- Daichi, nie! - zawołał Tyson, lecz było już za późno. Nieznany dysk pomknął błyskawicznie, nie dając się wyprzedzić agresorowi. - Gońmy go!

- Już ja cię dostanę! - Daichi wyprzedził grupę. - Dalej, pokażmy mu, na co nas stać Strata Dragoona! - Dysk Daichiego zaczął przybliżać się do celu. - Mamy go! - Nagle obcy dysk pomknął szybko na drzewo. - Nie pozwolę ci uciec! Dalej! - Dyski ścigały się po konarach. Oba skoczyły prawie w tym samym czasie, z tym, że dysk Daichiego został już w locie spiłowany po krawędziach i wylądował z pewnymi trudnościami. - Co?! A niech cię! - Chłopak nie rezygnował z pościgu.- Starata Dragoon, ruszaj! - Jego dysk pomknął z wyjątkową szybkością, doganiając rywala. - Udowodnię ci, kimkolwiek jesteś, że to ja jestem lepszy! Atakuj! - Dysk Daichiego otoczyła żółta aura. Pędził on prosto na przeciwnika.

- Och, nie! - rzuciła Hilary, zatrzymując się z resztą. - On go zmasakruje!

Tymczasem nieznany dysk w oka mgnieniu znalazł się na rynnie mijanego budynku, po czym odbił się od niej i z impetem uderzył w agresora. Dysk Daichiego poturlał się już, zaprzestając wirowania, a jego rywal wylądował gładko na chodniku, jakby nigdy nic.

- Co?! - wykrzyknął Daichi. - Jak to możliwe?!

- Dostałeś za swoje, Daichi!- rzucił mu Tyson.

- Niesamowite... - odparł Kenny. - W ostatniej fazie nabrał wprost zadziwiającej prędkości, a ten atak... nie sprawił mu żadnych trudności. Wydaje się być w takiej samej formie, jak przed starciem, a może nawet i lepszej.

W tym momencie dysk błyskawicznie zatoczył kółko wokół grupki, po czym ruszył pędem naprzód.

- Hej, zaczekaj! - zawołał bezskutecznie Tyson, po czym ruszyli biegiem za nim.

- A ja? - Daichi pochwycił swój dysk, goniąc swoich towarzyszy na trasie.

Drużyna zatrzymała się dysząc na zielonej przestrzeni, wypełnionej kilkoma arenami, wokół których zgromadziły się grupki dzieciaków, dopingujących młodych graczy beyblade. Poza tym poletkiem znajdował się niewielki plac zabaw, a po lewej stronie podłużny budynek. Nieznany dysk zaczął wirować pomiędzy drabinkami.

- Huh? To tu? - zdziwiła się Hilary.

- Ty idioto! - Tyson walnął po głowie Daichiego. - Gdybyś tak bezmyślnie nie rzucił się do walki, nie musieliśmy gonić przez całą drogę!

- To nie moja wina! - zaprotestował Daichi. - To wszystko przez ten szalony dysk!

- Ale... gdzie jest jego właściciel? - spytał Ray

- Tu jest tylu graczy... Może być wszędzie - stwierdziła Hilary

Kai spojrzał na budynek. Z niego wystrzeliły trzy kolejne dyski, dołączając do wirującego na dole. Dyski rozłączyły się i powróciły do czterech właścicieli.

Spojrzeli w bok, gdzie na drabince siedziała dziewczyna o czarnych, długich włosach. To do niej należał dysk, który towarzyszył im tak długo. Dziewczyna była w ich wieku. Na ich widok uśmiechnęła się, po czym zeskoczyła z drabinki, zbliżając się do gości.

- Hej - przywitała się. - Nazywam się Kirara i miałam was odebrać z parkingu.

- Właściwie to twój dysk nas odebrał - odparł Kenny.

- Chyba nie macie mi tego za złe. Przepraszam, że musieliście biec pół drogi, ale gdybyście go nie sprowokowali, ręczę, że zachowałby się odpowiednio. - Spojrzała krzywo na Daichiego, który skrępowany ową sytuacją, schował się za Tysonem.

- Jesteś siostrzenicą pana Dickensona? - spytał Ray.

- Zgadza się. Na czas treningu zamieszkacie u mnie.

- Nie jesteś tu sama - spostrzegł Kai, spoglądając na dwóch chłopaków, stojących pod budynkiem w cieniu.

- Och, to moi przyjaciele: Lasaro i Shiro. - Do dziewczyny podbiegła druga, młodsza, o brązowych włosach. - A to Annabell.

- Właściwie Ana - dodała dziewczyna, uśmiechając się szeroko.

- Miło nam - rzekł Tyson. - Ja jestem Tyson, a to Max, Ray, Kai, Daichi, Kenny i Hilary.

- Wujek mówił mi o waszym treningu na trenera. Szkoda tylko, że trafiliście na takie okoliczności.

- Jakie okoliczności? - spytał Max.

- Musimy rozprawić się z pewnym gangiem - skrzywiła się. - Dysponują groźnymi bestiami. Jedną z nich jest Czarny Dranzer.

- Hej, właśnie po to tu jesteśmy! - zawołał Tyson. - Pan Dickenson zaproponował, żebyśmy w ramach treningu rozprawili się z tym gangiem.

- Co?! - zdenerwowała się. - Przecież mówiłam mu, że to tylko kwestia czasu, jak ich dorwiemy!

- To nie fair - zgodziła się Ana.

- Nie powiedział wam? - spytał Tyson.

- Nieważne - westchnęła. - Lepiej zajmijcie się treningiem, a my zajmiemy się tym gangiem.

- Nie ma mowy! - rzucił Daichi. - Jesteśmy tu po to, aby rozerwać ich na strzępy!

- Nie dacie im rady!

- Jesteśmy mistrzami! Nie żartuj, że o nas nie słyszałaś?!

- Mistrzami? - uśmiechnęła się podstępnie. - Czy to nie twój dysk bezskutecznie próbował dogonić mój?

- Udałoby mi się, gdyby nie...

- Gdyby nie co? - zaparła się.

- Obiecaliśmy to panu Dickensonowi, a umów się dotrzymuje - rzucił Tyson.

- I co ja mam z wami zrobić? - westchnęła. - Chodźcie, słyszałam od wujka, że nie wszystkie wasze dyski są sprawne. Przyda im się porządna renowacja. - Kiwnęła na nich i razem z Aną ruszyła przodem.

- A tamta dwójka? - Max spojrzał w bok, ale chłopaków już nie było. - Huh?

- Będą u Luny przed nami. Luna prowadzi kawiarnię, połączoną ze sklepem z gadżetami beyblade.

- To bardzo praktyczne - przytaknął Ray

- Tak. Ta kawiarnia to prawdziwy magazyn najnowszych części do dysków. Przy okazji Luna posiada sporo urządzeń, które pomagają lepiej przygotować nasze dyski.

- Jeśli macie jakiś problem z dyskami, Luna zawsze go rozwiąże - dodała Ana. Niższa z dziewczyn obróciła się w ich stronę, posyłając grupce beztroski uśmiech. Była ubrana w prostą, dwuwarstwową sukienkę, przewiązaną z boku małą kokardką. Wydawała się być w wieku czternastu, a co najwyżej piętnastu lat.

- Chętnie ją poznam - odpowiedział od razu Kenny.

- Polubi was. Podobno jesteście profesjonalistami.

- Bah! - prychnął Daichi. - Nie ma nikogo lepszego od nas! Jesteśmy mistrzami! Nie wierzę, że nie oglądałyście ostatnich Mistrzostw Świata.

- Oglądałyśmy, ale Shiro i Lasaro strasznie się przy nich nudzili. Dziwią się, jak było można dopuścić do zawodów niektórych graczy.

- Na przykład których?!

- Było takich kilku... - zamyśliła się. - Według mnie grali naprawdę fatalnie.

- W takim razie dlaczego sami nie staną do rywalizacji? - rzucił Tyson.

- Ponieważ nie chcemy grać przeciwko słabeuszom. - Wzruszyła ramionami.

- Każdemu trzeba dać szansę - odparł Max.

- Ja wiem, ale te całe mistrzostwa właśnie na tym polegają. My wolimy rywalizować z najlepszymi.

- Ciekawe co taka młoda wie o prawdziwej rywalizacji... - mruknął Tyson pod nosem.

- Czasem może wiedzieć więcej niż ty, Tyson. - Kirara posłała mu lekki uśmiech.

- Hej, skąd możesz być tego taka pewna? - Tyson od razu postawił się. - Sprawiacie wrażenie dobrych graczy, ale jeśli to prawda, to dlaczego nie widziałem was na żadnych zawodach? Jakie korzyści macie z siedzenia tutaj i ukrywania się? Boicie się rywalizacji, czy co?

Dziewczyny spojrzały po sobie ze znaczącymi uśmiechami.

- Zdobycie mistrzostwa byłoby dla nas zbyt proste - odpowiedziała Ana. - Wolimy większe wyzwania.

- Na przykład pokonanie Czarnego Dranzera? - spytał Kai.

- Na przykład - zgodziła się Kirara. - W ten sposób dużo łatwiej można znaleźć prawdziwych mistrzów.

- Kilka miesięcy temu Kirara dorwała naprawdę groźnego gracza - dodała Ana.

- Kogo? - spytał Tyson.

- Nazywał się Brooklyn.

- Co?! Walczyłaś przeciwko Brooklynowi?!

- Tak, ale niestety tylko zremisowałam. Muszę kiedyś poprawić ten wynik - odparła Kirara.

- Tylko zremisowała? - rzucił zszokowany Kenny. - Tylko...

Chłopaki spojrzeli po sobie, zaskoczeni stwierdzeniem dziewczyny. Jedynie Kai nie spuszczał jej z oka.

- Jesteśmy już prawie na miejscu - rzuciła Ana.

Ich oczom ukazał się sympatyczny budynek. Przed nim stały cztery stoliki, przy których siedziało kilka osób, popijając kawę lub herbatę. Gdy weszli do środka, powitał ich przyjemny wystrój. Za ladą po jednej stronie stały półki, bogato zaopatrzone we wszystko, co potrzebne dla spragnionych i nieco zgłodniałych klientów, a po drugiej stronie lśniły nowe części różnego rodzaju i różnych marek do dysków. Przy siedzisku właścicielki lokalu nie było nikogo, choć jej miejsce było wyraźnie zaznaczone laptopem i sprzętem obok komputera. Po stronie klienta siedzieli już na barowych stołkach Lasaro i Shiro.

- Nie czekaliśmy długo - odparł granatowowłosy chłopak.

- Jak zwykle, Lasaro - rzuciła mu Kirara.

- Ładny wystrój - rzekła Hilary, rozglądając się po pomieszczeniu.

- Cała Luna - rzekła Kirara. - Jest bardzo uporządkowaną osobą.

- Skoro zremisowałaś z Brooklynem, musisz być naprawdę świetnym zawodnikiem - rzekł Tyson. - Zmierz się ze mną!

- Och, Tyson... nie wiem czy to dobry pomysł...

- Kirara! - Zza zasłony wypadła dziewczyna o długich blond włosach, gdzieś w wieku osiemnastu lat. - Przyprowadziłaś tych nowych. Miło mi was poznać. Jestem Luna.

- To Tyson, Max, Kai, Ray, Daichi, Kenny i Hilary - przedstawiła ich Ana. - Na pewno przyda im się renowacja dysków.

- Pokażcie co tam macie - zachęciła ich Luna. - Trochę podkręcimy te zabawki.

- Sam nie wiem... - rzekł Ray.

- Możecie jej zaufać - poleciła przyjaciółkę Kirara.

- Ja nie dam! - zaprotestował Daichi. - Mój Strata Dragoon nie potrzebuje pomocy!

- Daj spokój Daichi, chyba nie chcesz, żeby cię ominęła profesjonalna odnowa dysku - rzucił Tyson. - Ale od pojedynku i tak się nie wywiniesz, Kirara! - podkreślił, kładąc swój dysk na ladzie obok dysku Maxa i Raya.

- W takim razie zgadzam się - odpowiedziała Kirara.

- Ale proszę na niego uważać! - zastrzegł sobie Daich, kładąc dysk.

- Nie zrobię mu krzywdy. - Luna zabrała się do rozbierania dysków.

- A ty, Kai? - zwrócił się do towarzysza Max.

- Nie mam czego pokazywać - uciął Kai.

- Hej, to ty pokonałeś Brooklyna, prawda? - rzuciła Kirara. - Musisz być doskonałym graczem, Kai. Dziwię się, że nie zdobyłeś do tej pory mistrzostwa.

- Nie idealizuj go! - zbuntował się Tyson.- To ja jestem mistrzem!

- Problem polega na tym, że bestia Kaia rozpadła się po pojedynku z Brooklynem - uzupełniła Hilary.

- Rozpadła się? Ależ to żaden problem! - rzuciła Luna. - To się da naprawić, jeśli oczywiście wszystkie fragmenty Bit Chipu z bestią zostały zachowane.

- Naprawdę? Jesteś w stanie to zrobić? - zdziwił się Kenny

- Oczywiście. Przyzwyczaiłam się do tego, od kiedy Kirara z zespołem zaczęli toczyć naprawdę groźne pojedynki. Szczególnie Kirara ma talent do psucia.

- To nie moja wina - mruknęła Kirara.

- I co ty na to, Kai?- spytał Tyson. - Jestem pewien, że masz przy sobie wszystkie części Bit Chipu.

Kai milcząco podszedł do lady, po czym położył na niej dysk, a obok wysypał niewielkie kawałeczki rozbitej całości.

- Świetnie. - Luna skrupulatnie zebrała fragmenty, a następnie zaczęła ostrożnie układać je na tarczy jednej z maszyn obok laptopa. - Będzie gotowy za dobę.

- Jak to w ogóle możliwe? - spytał Kenny. - Nigdy się nie spotkałem z takim sprzętem.

- To najnowsza technologia - wyjaśniła Luna. - Działa tylko w przypadku Bit Chipów, które zawierają bestię. Cały proces polega na wydobyciu z części resztek mocy i scaleniu ich ze sobą. - Po ułożeniu kawałeczków w odpowiednim układzie na kształt koła, dziewczyna zamknęła przezroczystą pokrywę, po czym wpisując odpowiednie dane do laptopa, naprowadziła na części wiązkę lasera. - Aby całkowicie zniszczyć bestię należy zniszczyć całą jej strukturę, każdą cząsteczkę, która przejawia moc właściwej bestii. W takim przypadku jak ten, wystarczy połączyć cząsteczki ze sobą. To poskutkuje przywróceniem bestii jako całości do naszego świata. - Na powrót zajęła się dyskami pozostałych czterech zawodników.

- Jednak dobrze, że tu przyjechaliśmy - odparł Max.

- To potężna bestia. - Luna rzuciła okiem na laptopa. - Szkoda, że nie wykorzystałeś jeszcze pełni jej umiejętności.

- Co to znaczy? - spytał Kai.

- Dranzer, tak... - Kirara spojrzała na laptopa, siadając z brzegu lady. - Luna ma rację. Ta bestia mogłaby jeszcze wiele pokazać.

- Ognisty Feniks... - uzupełniła Luna. - A feniks zawsze odradza się z popiołów. Powinieneś to wiedzieć, Kai.

- Hej, a co powiecie o moim Strata Dragoon? - podjął natychmiast Daichi. - Potężny jest, co nie?

- Przeciętny... - uciął zielonowłosy chłopak obok Lasaro.

- Jak rozwali twój dysk na kawałeczki, to nie będziesz taki pewny siebie! Bah!

- Nie gram ze słabeuszami.

- Co?! Nie jestem słabeuszem! Ty za to jesteś tchórzem, który boi się podjąć wyzwania! Wiesz, że jestem lepszy i dlatego się boisz, co?! Ha! Mam rację, co?!

- Mógłbym cię zgnieść na proch, ale znęcanie się nad dziećmi mnie nie bawi - prychnął Shiro.

- Niech ja tylko dostanę swój dysk z powrotem... - Daichi trząsł się ze złości.

- Nie prowokuj go, Shiro - rzuciła Kirara. - To są nasi goście.

- Twój wuj musiał się pomylić - rzekł Shiro. - Banda Xero zmiecie ich z powierzchni ziemi.

- Wiem - westchnęła Kirara. - Trzeba będzie ich nieco podszkolić.

- Xero? To on dowodzi tym gangiem? - spytał Max.

- Tak - przytaknęła Ana. - Próbujemy go dorwać już od kilku tygodni, ale ciągle nam ucieka.

- Złapiemy go! Gwarantuję to wam! - obiecał Tyson.

- To się dla nich źle skończy, Kirara - ostrzegła Luna. - Xero to nie byle zawodnik.

- Wiem. - Kirara spuściła wzrok.

- W porządku, Tyson. Twój dysk jest już gotowy. - Luna wręczyła mu dysk.

- Nareszcie! - ucieszył się Tyson. - Teraz możemy się zmierzyć, Kirara!

- Nie tak szybko Tyson - odparła dziewczyna.

- Przecież obiecałaś! Teraz nie możesz się wycofać!

- Nie mam zamiaru się wycofać, ale mam jeden warunek.

- Warunek? Jaki warunek?

- Zanim zmierzysz się ze mną, musisz pokonać Shiro.

- Co?! Ale to z tobą miałem walczyć.

- Taki jest mój warunek. Pokonasz Shiro, a możesz pojedynkować się ze mną. Nie ma innego wyjścia.

- Nie mam nic przeciwko - odparł Shiro. - Przyda mi się dobra rozgrzewka.

- Rozgrzewka?! - zdenerwował się Tyson. - Rozmawiasz z mistrzem świata! Nie masz ze mną najmniejszych szans!

- Więc mi to udowodnij! A może boisz się stracić swój mistrzowski tytuł?

- Skoro tak... Sam tego chciałeś!

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Lilith : 2012-09-21 19:54:34
    Pokonane widmo anglicyzacji ;p

    Fakt, że dialogów jest tu dużo (wiem z doświadczenia,że tak "wychodzi" przy pisaniu fanfików z anime, kiedy w oryginale mamy krajobrazy na ekranie), ale styl jest bardzo dobry, a słownictwo zróżnicowane, w dodatku - moje prywatne skrzywienie - piszesz "och" a nie "oh", co jest plagą internetu. Charaktery postaci są świetnie uchwycone, nie wiedziałam tego anime od lat, a natychmiast stanęli mi przed oczyma jak żywi :) Popracuj nad opisami i skrob dalej, z chęcią będę czytała!

  • Slova : 2009-05-07 20:49:45

    Waw, super. Same dialogi. Nie pomyślałeś aby, że przydałoby się więcej opisów, a mniej dialogów? Tak stosunek 3:1.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu