Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Toro Nagashi

Rozdział 1

Autor:Enchantable
Redakcja:IKa
Tłumacz:naughty_girl87
Serie:Bleach
Gatunki:Dramat, Fantasy, Mistyka, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony, Tłumaczenie
Dodany:2009-10-28 19:39:09
Aktualizowany:2009-11-05 21:00:09


Następny rozdział

Tłumaczenie zostało zamieszczone za zgodą autora.

Oryginał: Toro Nagashi


- Właź tam!

Byakuya został wrzucony do celi, jego zranione ramię boleśnie uderzyło o ziemię. Tylko duma powstrzymała krzyk od wyrwania się z jego ust. Duma z tego, kim kiedyś był, duma shinigami, kapitana, głowy rodu. To ona wysuszyła jego oczy i zamknęła mu usta, podczas gdy chciał tylko krzyczeć. Zamiast tego podniósł się i bezwładnie oparł o ścianę, używając jej by usiąść prosto. Głowa była dziesięć razy cięższa niż wydawało się to możliwe, mimo że jego kenseikan zamienił się w pył na polu bitwy.

Przegrali Wojnę Zimową.

Ta możliwość nie przeszła mu nawet przez myśl. Przecież byli tymi dobrymi, a dobrzy zawsze zwyciężają. Takim jak Aizen miano pokazać gdzie jest ich miejsce, miano z nich zrobić przykład, tacy jak on nie mieli uzyskać dostępu do rodziny królewskiej. Nie mieli zostać Bogiem. Jednak Aizen nigdy wcześniej nie stosował się do reguł, więc Byakuya stwierdził, iż całkiem logiczne było to, że nie zastosował się i tym razem. Cztery filary zostały odsłonięte, dwa padły natychmiast, pozostałe dwa krótko potem. Priorytetem stało się uratowanie miasta zamienionego w pole bitwy, ochrona niewinnych dusz jego mieszkańców. Ostatecznie okazało się to bezużyteczne.

Zastanawiał się, kto przetrwał. Nie mógł uwierzyć, że był ostatnim ocalałym. Uniósł głowę, szukając jakiejkolwiek wskazówki, mogącej mu powiedzieć gdzie się znajduje. To nic nie dało. Cela była biała, jej sterylność wręcz przygniatała. Rząd czarnych krat oddzielał go od drugiej połowy pokoju. Przez nie mógł zobaczyć drzwi, ale to było wszystko. W pokoju nie było żadnych mebli, niczego co mogłoby się mu w jakikolwiek sposób przydać. Przez chwilę prawie dał się zawładnąć rozpaczy. Przez chwilę na jego twarz prawie wypłynął żal, który kotłował w jego ciele. Przez chwilę prawie stracił kontrolę. Odzyskał ją, odmawiając okazania słabości.

Szczególnie teraz, gdy drzwi otworzyły się i wszedł Gin Ichimaru. Wyglądał tak samo. Ten sam szeroki uśmiech, te same zmrużone oczy, nie był nawet draśnięty. Ciało Byakuyi zaprotestowało, gdy uniósł się z wysiłkiem. To nie było fair, że Gin Ichimaru stał po drugiej stronie krat, szczerząc się do niego. Kiedy Byakuya stanął wreszcie na nogach, jego oddech był urywany, czuł pot, który pokrył mu brwi. Gin parsknął i pokręcił głową.

- No no, nie musisz udawać silnego przy mnie - powiedział wesoło. - Ja już wygrałem.

- Na razie - wykrztusił z trudem Byakuya.

- Nadal uparty. - Uśmiech Gina, choć wydawało się to niemożliwe, stał się jeszcze szerszy. - Zobaczymy czy to cię rozluźni.

Przez chwilę Byakuya nie był pewien, co rzucił. Uderzając w ziemię wydało mokry dźwięk i rozlało na podłogę jakiś płyn. Natychmiast spojrzał w dół, pożałował tego jednak. Od razu rozpoznał obrożę. Rozpoznałby ją nawet, gdyby był ślepy. Była to obroża, którą Rukia nosiła wtedy gdy miała zostać stracona, tyle, że tym razem ociekała świeżą krwią. Krew udekorowała podłogę wokół niej jaskrawą czerwienią. Jego oczy rozszerzyły się, a spojrzenie przeskoczyło na stoicką, wyszczerzoną twarz Gina.

- Co jej zrobiłeś? - zażądał wyjaśnień, jego głos niski i zły.

- Och, nic trwałego - odpowiedział Gin. - Jeszcze... - dodał. - To czy jej głowa pozostanie przytwierdzona do szyi czy nie, zależy wyłącznie od ciebie - westchnął dramatycznie. - Szkoda byłoby złamać twoją obietnicę, który to już raz teraz, drugi?

- Chce ją zobaczyć - powiedział.

- Oi oi, nie powinieneś przysparzać twojej siostrze więcej bólu. Zdziwiłbyś się jak bolesne jest chodzenie na pogruchotanej nodze.

- Czego ode mnie chcesz? - spytał odrywając wzrok od obroży i przenosząc go na Gina.

- Chcę wiedzieć gdzie jest Yoruichi Shihouin - odpowiedział.

- Dlaczego miałbym to wiedzieć?

- Nie wiesz? - uśmiech Gina nagle znikł.

Byakuya pokręcił głową i pożałował tego, słysząc przenikliwe słowa.

- Szkoda - powiedział Gin uśmiechając się.

- Jestem pewien że głowa twojej siostry będzie fantastyczną dekoracją.

Odwrócił się i wyszedł, machając ręką. Byakuya ześlizgnął się w dół po ścianie, jego oczy przybrały martwy wyraz i skupiły się na okrwawionej obroży leżącej na ziemi. Chciał zawołać Gin’a z powrotem, móc skłamać i powiedzieć mu że ma pewne podejrzenia. Ale słowa zamarły mu w gardle, gdy spłynęła na niego bezlitosna prawda. Dla postronnego obserwatora wyglądał jak człowiek zapatrzony w jedyny kolorowy punkt w całkiem białej celi. Jednak dla każdego, kto go znał, wyglądał jak człowiek który zupełnie zwariował.

Gin obserwował go przez szczelinę w drzwiach ze zadowolonym uśmiechem na twarzy. Yoruichi zniknęła, unikając jakimś sposobem złapania. Mógłby z tego powstać problem, jeżeli szybko nie udałoby się im zlokalizować tak zwanej "Demonicznej Kocicy". Wyznaczył dużą liczbę shinigamich do przeczesania otoczenia miasta w poszukiwaniu jej, ale nie miał wątpliwości, że zmieniła się w kota.

Jego uśmiech rozszerzył się, gdy podszedł do następnej celi, już czując, że powietrze staje się coraz zimniejsze. Ze wszystkich ostatnich "nabytków" ten był zdecydowanie jego ulubionym. Zastanowił się czy on też był takim wrzodem na tyłku kiedy był dzieciakiem. Otworzył drzwi. Ewidentnie musieli niedawno przyprowadzić go z "rozmowy". Inaczej niż w przypadku Byakuyi, którego rany były częściowo zaleczone, jego były świeże. Mimo tego że był na kolanach, a usta miał splamione własną krwią, uniósł głowę i spojrzał na Gina. Jego oko, to, które nie było zamknięte z powodu opuchlizny, powiedziało Ginowi że Toshiro Hitsugaya nie chciał niczego bardziej jak tylko zabić go bardzo, bardzo wolno. Gin był rozbawiony myślą, że chłopiec nadal może być tak dumny, nawet wtedy, gdy został tak dotkliwie pobity.

- Nie wyglądasz najlepiej Shiro - powiedział, przezwisko które wyszło z jego ust odniosło taki efekt, jakiego oczekiwał.

Hitsugaya wystrzelił do przodu, jego ręce złapały brzegi krat. Zanim jednak mógł się ruszyć dalej, Gin złapał Shinso i odrzucił go do tyłu, przyszpilając do ściany koniuszkiem zanpakutou. Krzyk wyrwał się z ust chłopaka, gdy końcówka ostrza zanurzyła się w jego brzuchu. Gin nie pchnął na tyle głęboko, by spowodować jakąś poważną szkodę, tylko na tyle, żeby Hitsugaya poczuł ból. Wyciągnął zanpakutou, schował go do pochwy w czasie gdy ciało Hitsugayi skurczyło się na podłodze w stercie bieli i czerwieni.

- Oi oi, gdybyś tylko współpracował jestem pewien, że te rozmowy byłyby krótsze - powiedział z fałszywą szczerością.

- Nie obchodzi mnie to - odpowiedział Hitsugaya przez zaciśnięte zęby, krew w gardle utrudniała mu mówienie.

- Czytałeś za dużo historyjek na dobranoc. - wymruczał Gin, potrząsając głową. - Sądzisz, że wymyślisz sposób na to żeby wszystkich uratować, że sprawisz żeby ona przejrzała na oczy - jego uśmiech rozszerzył się. - Nie uda ci się to. To naprawdę proste. Ty nie jesteś księciem, a mała droga Momo, choć można o niej powiedzieć różne rzeczy, nie jest księżniczką.

- Nie wspominaj o niej - wysyczał, jego głowa uniosła się w górę a wzrok skrzyżował się z oczami Gina.

- Oi, to nie mówienie jest problemem. - odparł gładko. - Jestem pewien, że znowu cię odwiedzę.

Odwrócił się i powoli wyszedł z pokoju. Gdy tylko zamknęły się drzwi, usłyszał udręczone wycie, pochodzące od więźnia w środku. Gin uśmiechnął się jeszcze szerzej i wsadził ręce do kieszeni. Myślał, że zostanie i pomęczy go trochę dłużej, ale wymiana ostatnich słów z Hitsugayą stworzyła całkiem nową możliwość. Odwrócił się i wyszedł z więzienia, wkraczając w oślepiające promienie słońca Seretei. Ci, którzy go natychmiast otoczyli, opadli w niskich ukłonach, mamrocząc wyrazy szacunku.

Miał ochotę utoczyć z nich coś czerwonego.

Wszyscy byli zdrajcami. Kilka budzących grozę egzekucji i nagle byli lojalni Aizenowi. Nie znali nawet znaczenia tego słowa. Teraz wszyscy nosili biel. Nigdy nie sądził, że będzie mu brakowało czarnych uniformów. Ignorując ludzi minął ich, kierując się do miejsca w którym znajdowała się Momo Hinamori. Może nie była więźniem, ale męczenie jej było nie mniej zabawne. Szczególnie wtedy, gdy krew Hitsugayi zdobiła jego zanpakutou.

Odchylił głowę do tyłu i pozwolił słońcu ogrzać swoją twarz. Zapowiadał się dobry dzień.

Wiedział to.

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Yumeka : 2011-01-30 22:10:41
    Potencjał i tłumacz potrzebujący bety

    Opowiadanie ma potencjał, to się czuje. Jakaś wizja jest, ostatecznie na stworzeniu Ouken świat się nie kończy. Jest, co czytać, choć to nie jakiś ósmy cud świata.

  • Miyomi : 2009-11-05 15:44:23
    Takie... Takie... średnie...

    Tytuł komentarza mówi sam za siebie. Gubiłam się między przejściem Gina od Byakuna do Kapitana Śnieżki i od Kapitana Śnieżki do Momo. Jeśli dobrze zrozumiałam... Bo może on nie poszedł do Momo... Wyłapałam kilka literówek np.: "Hitsuaya", "Hitsugya" "Yoruichi Shihon" (prawidłowo "Yoruichi Shihouin") i "nie musisz udawał silnego przy mnie" (a nie "udawać"?). Po za tym, z tego co pamiętam, to Aizen już uważał się za Boga i chciał dostać się do pałacu królewskiego, nie boskiego, więc zdanie "Nie mieli zostać Bogiem" (już pominę to, że według mnie powinno być "Bogami") jakoś nie ma sensu... Może miało być "Nie mieli zostać królami/królem"? Życzę powodzenia w dalszym tłumaczeniu, bo widziałam, ile tego jest. Pozdrawiam

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu