Opowiadanie
Notes
Kot
Autor: | listopad |
---|---|
Serie: | Twórczość własna, Death Note |
Gatunki: | Dramat |
Uwagi: | Wulgaryzmy |
Dodany: | 2010-02-03 19:06:49 |
Aktualizowany: | 2010-02-03 19:06:49 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
- Co zrobiłeś kotu? - spytałem po powrocie do pokoju.
- Pomiziałem za uszkiem - odparł bóg śmierci - A co niby miałem zrobić?
Hmm. Aha.
- Możemy wrócić do naszej rozmowy?
- Eee... A musimy? - zapytał, w niezwykle irytujący sposób przekręcając głowę. Prawie jak w „Egzorcyście”. Popatrzyłem na niego z niesmakiem. Wisiał w powietrzu, tyłem do mnie, gapiąc się na półki z książkami. Jakby nie mógł po prostu stać. Nie. On musiał tam właśnie wisieć - Lubisz fantastykę...? - spytał, długim pazurem skrobiąc „Piknik...” po zniszczonej okładce.
- Znasz...? - zacząłem.
- A co? Dziwi cię to? Jak się ma całą wieczność, to trzeba sobie znaleźć jakieś hobby...
- Taa...? I co jeszcze znasz?
- Lepiej spytaj, czego nie znam - odparł, szczerząc się głupawo. Igiełkowate zębiska błyskały groźnie w słabym świetle lampki.
Sprawdziłem godzinę. Jeszcze dziesięć minut. Zerknąłem na notes, z zupełnie innym nastawieniem niż ostatnio - miał w sobie coś niesprecyzowanego, pociągającego w ten dziwny sposób, który budził wyrzuty sumienia, ale i rozkoszny dreszczyk na samą myśl, że mógłbym ulec niezwerbalizowanym podszeptom swego ego. A może raczej id? Leżał na biurku i... kusił. Dotknąłem zniszczonej, szorstkiej okładki, przejechałem wolno palcem po niemal całkowicie startym napisie. Death Note. Death Note... Death Note. Mój. Tylko mój. Mój własny. Mój skarb...
Przymknąłem oczy, wyobrażając sobie jak wpisuję do notesu... No właśnie, co? Czy może raczej kogo... Nie. Teraz to nieważne. Ważne... Długopis jeździ po papierze, gładko, płynnie, dlaczego długopis...? To powinien być ołówek, tak, ołówek, sunie delikatnie po powierzchni kartki, ale już nie rysuje koślawych ptasząt. Nie... Teraz za każdym dotknięciem rysika ktoś umiera. Umiera. Na śmierć. I już nie ma odwrotu, śmierć jest ostateczna. Jak moja decyzja. Piotrek...
Jego imię wskoczyło bezczelnie w sam środek moich rozważań. Co on do tego ma? Przez myśl przemknęło mi, że w sumie nie ma już dla niego miejsca w moim życiu, ale... Zawsze jest jakieś ale. Tym razem to „ale” było moim młodszym bratem. Otworzyłem oczy, marszcząc brwi. Co on do tego ma? Dlaczego on?
- Jak on się właściwie nazywa? - głos boga śmierci przerwał brutalnie moje rozważania.
- Hę...? Kto?
- No... Twój kot.
- A, on. Nie ma imienia. A co?
- Wiesz, nigdy nie miałem zwierzątka.
...
Lubię to opowiadanie. Od początku. Jest takie... dość nieokreślone. Nastraja spokojnie, choć nie można powiedzieć, by tchnęło optymizmem. Lubię je.