Opowiadanie
Notes
Propozycja
Autor: | listopad |
---|---|
Serie: | Twórczość własna, Death Note |
Gatunki: | Dramat |
Uwagi: | Wulgaryzmy |
Dodany: | 2010-02-15 23:46:22 |
Aktualizowany: | 2010-02-15 23:46:22 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Wrzuciłem notes do plecaka, zgarniając go zamaszystym ruchem z zaśmieconej powierzchni biurka, razem z długopisami. Może chociaż jeden z nich będzie pisał. Dorzuciłem ołówek i komplet rysików. Nie wiem po co.
- Idziesz?
Kankiri podrapał się z namysłem w podgardle. Przeciągnął się leniwie, potrąciwszy wyciągniętą ręką zwisające liście paproci. Posłałem mu zniecierpliwione spojrzenie. Paprotka majtała się na boki. Czas mijał.
- No - odpowiedział w końcu. I wyleciał przez okno. Zamknięte.
Wychodząc z pokoju, wyłączyłem radio. Ubrałem się szybko, zarzuciłem plecak na ramię i opuściłem mieszkanie. Na schodach było ciemno. To dobrze. Jakoś ostatnio lepiej czułem się w ciemnościach niż w jaskrawym świetle żarówek. Echo moich kroków, wybijających nierówny rytm na kamiennej posadzce i zaplutych stopniach klatki schodowej, krążyło po piętrach, odbijając się od porysowanych ścian i wylatując na świat przez nieliczne okna. Kiedy znalazłem się na dworze, bóg śmierci już na mnie czekał.
- Tomasz...?
- Hę?
- Znasz jakąś fajną piosenkę? Taka cicha uliczka. Zdaje się, że niezła tu akustyka, można by...
- Zamknij się.
Popatrzył na mnie jakoś tak markotnie. Żałosny.
- Tomasz...
Przyspieszyłem kroku, udając że go nie słyszę. Czy ten kretyn naprawdę nic nie rozumie...?
- Tomasz...! Powiem ci wierszyk. Chcesz? Na pewno chcesz, inaczej byś powiedział że nie chcesz... Chociaż w sumie, dziwny jakiś jesteś. Może jednak byś nie powiedział... Kto cię tam wie. Wydaje mi się, czy się na mnie obraziłeś? No, ale nie bądź taki, nie jesteś przecież dzieckiem. Zauważyłeś? Już cię nie nazywam chłopcem... Ale powiedz mi, dlaczego twój kot się nie nazywa? Mogę mu wymyślić jakieś imię? Niech będzie... Führer. Ładnie, prawda? I brzmi jakby ktoś mruczał... - trzeba przyznać, że był uparty.
Rozejrzałem się ostrożnie na boki. Nikogo nie było w pobliżu. Właściwie, nic dziwnego. Przy takiej pogodzie...
- Nie zamierzam z tobą rozmawiać na ulicy. Ktoś może zobaczyć.
- A co powiesz na mały monolog?
- Nie wiem jeszcze jak, ale kiedyś na pewno cię zabiję. Masz moje słowo.
Kankiri zaczął się śmiać. Popatrzyłem na niego z irytacją. Czy wszyscy bogowie śmierci są tacy?
- Dlaczego spytałeś o jego imię? Nie powinieneś go znać?
- Koty to nie moja działka - obruszył się - Zresztą, tak naprawdę to koty nie mają takich swoich prawdziwych imion. Tylko te wymyślone przez ludzi. A ich nie widać.
- Czekaj, co masz na myśli?
- W związku z czym?
- No, że ich nie widać. To znaczy, że na przykład moje imię możesz zobaczyć? Tak jakby oczami...?
- A znasz jakiś inny sposób patrzenia? - spojrzał na mnie zdziwiony. Uparcie badałem temat dalej.
- Czyli patrzysz na kogoś i widzisz jego imię...
- No tak. A wiesz co? Ty też tak możesz.
Zatrzymałem się. Wykład przestał być ważny. Chciałem tylko dowiedzieć się czegoś więcej.
- Jak? - zapytałem. Serce zabiło szybciej. Ha, zabiło...
- Możesz się ze mną zamienić. Ja daję oczy, ty połowę swojego pozostałego życia. Wystarczy, że zechcesz. Nawet tu i teraz...
- Połowę, czyli ile?
- Mówiłem, że ci nie powiem.
- Aha. Czyli dowiem się dopiero po wymianie...
- Nie.
- Jak to nie? - jego odpowiedź zbiła mnie z tropu - Dlaczego?
- Jesteś teraz posiadaczem notesu.
- No i co? Jestem nieśmiertelny? - teoretyzowałem - Nie, skoro zabierzesz mi połowę życia... To musi być połowa z czegoś skończonego. Więc?
- Będziesz widział tylko swoje imię. Nie pytaj. Tak po prostu jest...
- Na cholerę mi moje imię!? - no i nie wytrzymałem - Przecież je, kurwa, znam!
A on się tylko uśmiechał.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.