Opowiadanie
Notes
Zasady
Autor: | listopad |
---|---|
Serie: | Death Note |
Gatunki: | Dramat |
Uwagi: | Wulgaryzmy |
Dodany: | 2010-01-12 23:30:10 |
Aktualizowany: | 2010-01-12 23:30:10 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Z rzadka wertując słownik, zacząłem analizować zdania zapisane na wewnętrznej stronie okładki notesu, niepozornego narzędzia mordu. Krótki, zwięzły wykaz reguł dotyczących korzystania z zeszytu. W miarę czytania umysł mi się rozjaśniał, pozwalając zapomnieć o otaczającym mnie depresjonującym świecie. Miejscami zaczynało być nawet zabawnie, zwłaszcza kiedy włączyła się kreatywno-humorystyczna część mojej osobowości. Zasady wydawały się być proste. „The human whose name is written in this note shall die”. Czyli tak to działa… A co, jeżeli parę osób ma to samo imię i nazwisko? „This note will not take effect unless the writer has the person’s face in their mind when writing his/her name. Therefore, people sharing the same name will not be affected”. Aha. Chociaż z drugiej strony, to trochę komplikuje sprawę. Nie wystarczy wiedzieć, jak się nazywa potencjalna ofiara, trzeba jeszcze znać jej wygląd. A jak zrobi sobie operację plastyczną...? I czy trzeba aktualizować dane? Czy jak przypomnę sobie twarz znienawidzonej nauczycielki, powiedzmy sprzed dziesięciu lat, to trafi ją szlag, czy nie?
„If the cause of death is written within 40 seconds of writing the person’s name, it will happen”. Ograniczenia czasowe… Ma sens. Chociaż z drugiej strony, to trochę mało tego czasu. Przyczyna śmierci. Eee, umarł bo wpisałem jego imię do notesu...? Zakładam że nie o to chodzi. Śmierć w wyniku wypadku samochodowego. Śmierć spowodowana porażeniem prądem. Śmierć w pożarze. Śmierć przez utopienie. Śmierć samobójcza. Śmierć poprzedzona wyjedzeniem licznych kawałków ciała przez stado chomików syryjskich... Śmierć z nudów. Straszne. “If the cause of death is not specified, the person will simply die of a heart attack”. Może być i tak.
„After writing the cause of death, details of the death should be written in the next 6 minutes and 40 seconds”. Czyli mogę nawet wymienić imiona chomików. Hmm...
- A kuku!
Podskoczyłem przerażony. Nade mną wisiał Kankiri. Nie wiem jak długo. Wypełniał sobą cały pokój. Skrzydła sterczały na boki, zawadzając o półki z książkami. A on po prostu unosił się w powietrzu.
- Nie machasz skrzydłami... - stwierdziłem.
- Za mało miejsca - odparł niefrasobliwie. No, skoro tak mówi...
- Jak się tu dostałeś? Nikt cię nie widział? Mówiłem przecież, żebyś poszedł w cholerę...!
- Nudziło mi się.
Zgrzytnąłem zębami. Zawsze myślałem, że śmierć to poważna sprawa.
- Pytałem, czy ktoś cię widział - powiedziałem powoli, starając się nie okazać emocji. Na szczęście radio było włączone, nie musiałem się więc obawiać, że matka usłyszy naszą rozmowę.
- Tylko ty mnie widzisz - wzruszył beztrosko kościstymi ramionami. Uspokoiłem się.
- Mam parę pytań.
- Se miej... Nie muszę ci nic mówić.
- To nie znaczy, że nie możesz.
- Ale tak jest ciekawiej. Śmiesznie wyglądasz jak się złościsz, wiesz? - naprawdę, miałem ochotę go zabić. Czy da się zabić śmierć?
Nie da się. Próbowałem go udusić, ale moja ręka przeszła na wylot przez jego opierzoną szyję. W efekcie walnąłem w szafę. A on się śmiał. Ale ja jeszcze znajdę na niego sposób.
Spojrzałem ponownie na zasady. Czułem się zmęczony. Dochodziła trzecia, a ja miałem wrażenie, że jest późny wieczór. Na dworze zrobiło się granatowo, zerwał się wiatr. Chmury, sunące nisko nad dachami, kłębiły się groźnie, powarkując co jakiś czas. Zdziwiłem się. Jesienią burze nie zdarzają się właściwie nigdy. Błysnął pierwszy piorun, po chwili rozległ się stłumiony wichrem odgłos grzmotu. W pokoju mało co było widać, nie chciało mi się wstawać i zapalać światła. Zawsze lubiłem taki półmrok. Codziennie przychodzi czas, kiedy kończy się dzień, ale nie jest jeszcze ciemno. Tylko szaro. Wszystko wtedy wydaje się być dalekie i nierealne. Zupełnie jak we śnie.
- Usiadłeś na aksamitkach - powiedziałem.
- Na czym...? - bóg śmierci przekrzywił głowę, nie rozumiejąc o czym mówię.
- Takie kwiatki - wytłumaczyłem - Usiadłeś na nich.
- Eee... Przepraszam? Nie chciałem?
- Nieważne. Usiadłeś na nich. Nie zawisłeś nad nimi. Nie... przesiąkłeś? Ty usiadłeś.
- No i co z tego? - obruszył się - I tak dawno zdechły.
- Skoro ty możesz czegoś dotknąć, to coś - lub ktoś - może dotknąć ciebie...
- Nie rób sobie nadziei. Chłopcze.
Rzuciłem mu pełne pogardy spojrzenie.
- I ty masz być niby bogiem śmierci, hę?
- Są bogowie gorsi ode mnie... - mruknął.
- Zaraz - zmarszczyłem brwi - Chcesz mi powiedzieć, że nie jesteś jedyny...?
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.