Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Podróż

Rozdział 4

Autor:Kh2083
Gatunki:Fantasy
Uwagi:Utwór niedokończony, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2010-03-27 08:05:32
Aktualizowany:2010-03-21 18:38:32


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Rozdział 4

Resztę wieczoru Agnar spędził na milczeniu i rozmyślaniu o tym co stało się z jego przyjacielem. Nie był świadkiem jego śmierci, ale przeczucie oraz więź jaką mieli ze sobą od wielu lat, mówiły mu że już nigdy nie zobaczy jego brodatej twarzy. Illyana siedziała blisko rzeki na jednym z okrągłych głazów i wrzucała do wody malutkie kamyki. Była w bardzo złym nastroju, cała sytuacja zaczęła ją przerastać. Wiedziała, że to co stało się ze starszym człowiekiem było po części jej winą a poza tym po raz kolejny przestała nad sobą panować po tym jak chłopak uderzył ją w twarz. Poczuła zawartą w swoim ciele magię Belasco oraz zdała sobie sprawę jak blisko jej do stania się kimś takim samym jak jej dawny mistrz. Dziewczyna nie zauważyła nawet, kiedy Agnar znalazł się przy niej. Chłopak popatrzył na jej twarz przypominając sobie co zrobił kilka godzin temu.

- Przepraszam, za to że cię uderzyłem. - oznajmił.

- Wiem w jakim byłeś nastroju, nie jestem na ciebie zła.

- Tak, ale nie powinienem był tak zareagować. Cały czas miałaś rację, nawet gdybyśmy dostali się do domu Korusa niczego nie bylibyśmy w stanie zrobić.

- Musiałam przebić Cię mieczem żebyś to zrozumiał. - Illyana odparła uśmiechając się lekko.

- Może mi się należało.

- Wiesz, mówiąc prawdę ja też powinnam cię za coś przeprosić. Te rzeczy które wygadywałam kiedy wpadłam w złość. O tym, że nie obchodzi mnie los Korusa i twój... - Agnar przerwał jej w pół zdania.

- Mówiłaś prawdę. Znasz nas dopiero dwa dni, jesteś zagubiona w obcym ci miejscu, naturalnie że chcesz się stąd jak najszybciej wydostać.

- Nie o to chodzi. Są pewne rzeczy dotyczące mnie o których nie chcę rozmawiać... ja czasami przestaje być sobą, zachowuje się dziwnie, nieracjonalnie... wpadam w złość... wiele przeszłam i nie wyszłam z tego w pełni cała... można powiedzieć, że mam czarniejszą część duszy... nie powiem ci szczegółów bo nie mogę, przynajmniej nie w tej chwili...

- Czyli wtedy we śnie i jak cię uderzyłem... to cię złapało?

- Tak... - Illyana opuściła wzrok. Poprawiła włosy. Zawahała się przez chwilę po czym kontynuowała.

- Może będzie lepiej jeśli dalej będę podróżować sama?

Agnar nie odpowiedział jej. Popatrzył w ciemne niebo jakby czegoś tam wypatrując.

- Nie. Obiecałem Korusowi, że z tobą pojadę. A teraz gdy jego być może już nie ma, nabrało to szczególnego znaczenia. Muszę spełnić jego ostatnią wolę. - Chłopak odszedł na kilka kroków. Znów popatrzył gdzieś w dal.

- A teraz śpij już. Jutro wyruszamy z samego rana. - dodał zakańczając rozmowę. Illyana oddaliła się w kierunku tlącego się jeszcze ogniska. Położyła się na kawałku materiału, który dostała od starego zielarza i zamknęła oczy oczekując na sen. Była zmęczona podróżą i używaniem magii, dlatego dość szybko udało jej się usnąć. Miała przyjemny sen o Piotrze i Kitty oraz wspólnej wycieczce w góry. Poczuła się bezpieczna i rozluźniona. Sen zakończył się dość nieoczekiwanie bo dziewczyna po raz kolejny zobaczyła rudego, brodatego mężczyznę spacerującego po niebie z tobołkiem podróżnym. Tym razem brodacz odwrócił się do niej i pomachał jej ręką uśmiechając się. Dziewczyna obudziła się w środku nocy. Przez kilka minut leżała bez ruchu patrząc na rozpościerające się ponad nią niebo. Gwiazdy lśniły niczym neony jakiegoś wielkiego miasta, były bliższe, bardziej wyraziste niż na Ziemi. Dwa meteory przecięły atmosferę pozostawiając za sobą świecące smugi. Illyana szła powoli brzegiem rzeki patrząc na mieniące się w niej różnokolorowe światełka. Pomyślała, że to żyjące tu owady urządzają swój codzienny pokaz. Zauważyła siedzącego nieopodal Agnara. Chłopak był skulony, ściskał swój miecz. Blondynka postanowiła podejść bliżej. Usiadła obok niego, ale on nie zareagował prawdopodobnie nawet nie zauważając dziewczyny. Illyana przyjrzała mu się bliżej. Okazało się, że z jego oczu płynęły strumienie łez. Mutantka dotknęła jego dłoni i ścisnęła ją mocno. Agnar nie zareagował. Zamknął oczy próbując przerwać potok łez. Illyana nie odzywając się ani jednym słowem położyła mu głowę na ramieniu.

Tazia spacerowała po pokładzie galeonu oglądając dzieło zniszczenia dokonane przez jej matkę. Ludzie dookoła niej byli zajęci pracą: jedni naprawiali uszkodzone części statku, inni zakrywali zmarłych towarzyszy białymi materiałami. Widząc Tazię uśmiechali się do niej, ponieważ była dla nich bohaterką. Dziewczyna nie mogąc poradzić sobie z własnymi myślami poszła do kajuty kapitańskiej. Przy masywnym biurku zastała siedzącego Azureusa. Mężczyzna był zabandażowany a po wyrazie jego twarzy widać było, że wciąż odczuwał silny ból: zarówno fizyczny jak i psychiczny. Tazia widząc go w takim stanie nie wiedziała czy powinna się do niego odzywać. Azureus popatrzył na nią, lekko się uśmiechając.

- Przez resztę podróży będę kapitanem tego statku. Jako jeden z rycerzy królowej mam takie prawo i obowiązek. Popatrz ile tutaj jest wspaniałości! Te dywany przywieziono z Gannatii, widać to po motywie geometrycznym a tutaj jest szmaragdowa tarcza ludu Arillon. Wiesz, odłam tej rasy praktykujący czarną magię należy do Klanu Nocy...

Dziewczyna wiedziała, że stan Azureusa jest poważny a on chciał odwrócić uwagę mówiąc o przedmiotach z pomieszczenia.

- Ja... ja muszę Ci o czymś powiedzieć... jak byłam mała to każde spotkanie z mamą zaczynałam od spaceru po ogrodzie. W świątyni dysków nie było dobrej gleby więc mama musiała radzić sobie czarami żeby stworzyć i pielęgnować ogród. Ona wiedziała, że ja tak kocham kwiaty, zawsze przygotowywała dla mnie zaklęcia... - Tazia nerwowo przełknęła ślinę. W jej oczach pojawiły się łzy.

- I zawsze razem ze mną tworzyła magiczne rośliny... to moje najpiękniejsze wspomnienia... naprawdę. Ale teraz po tym co zobaczyłam... jak czar tworzenia drzewa może być użyty... - Tazia zaczęła się trząść. Azureus delikatnie się podniósł i chwycił ją za rękę.

- Nie mów dalej... wyrzuć to z pamięci! Pamiętaj tylko o tym co było dobre!

- Nie potrafię! Gdy zamykam oczy widzę to okropieństwo! - Dziewczyna usiadła na krześle.

- Nie jestem w stanie sobie z tym poradzić! Nie mogę poradzić sobie z sobą! Zabiłam własną matkę!

- Tazia. Twoja matka zginęła z ręki Czarnego Jeźdźca. Ja także miałem w tym udział, więc możesz mnie nienawidzić. Ale nie czuj wrogości do siebie, ty zrobiłaś tylko to co było konieczne. Nie zabiłaś matki, tylko wroga, czarownicę która zagrażała życiu wszystkich ludzi na pokładzie. Pokazałaś ogromną siłę i wytrwałość. Jestem przekonany że będziesz w stanie stawić czoła każdej przeciwności losu.

- Nie wiem, naprawdę nie wiem czy nie zostawić tego wszystkiego... mam ochotę cię zabić!

- Możesz to zrobić. Jesteś wolna, przecież nam tak naprawdę zależy tylko na wolności, prawda? Ale czy chcesz żeby to wszystko poszło na marne? Życie twojej matki i tych marynarzy? Nasza wyprawa? Wszystko to co sobie postanowiłaś?

Tazia zakryła twarz dłońmi. Nie miała ochoty patrzeć na Azureusa.

- Jesteś dziś silniejsza niż wczoraj a dzięki temu bliższa naszego zwycięstwa. Pamiętaj o tym. Kiedy do nas przystępowałaś mówiłem ci że będziesz musiała wiele poświęcić. Teraz widzisz, że mówiłem prawdę. Pojawią się przed nami jeszcze większe przeciwności i tragedie, ale zwycięstwo będzie dzięki temu jeszcze wspanialsze. Ze zgliszcz starego świata wyłoni się nowy świat prawdy w którym Tarania będzie wolna. Tak jak każdy jej obywatel. I nigdy nie będzie już drugiej Elli.

- Ja nigdy nie wybaczę sobie tej zbrodni! - odparła dziewczyna.

- Nauczysz się z nią żyć. Tak jak ja poświęciłem swoją duszę dla naszej krainy. Historia będzie nas pamiętała jak bohaterów.

- Albo największych potworów. - dziewczyna wyszeptała i wyszła z kajuty.

Azureus nie poszedł za nią. Wiedział, że jego rozmowa przyniosła oczekiwany efekt a Tazia nie zwróci się przeciwko niemu. Czarnowłosa poszła na drugi koniec statku, najdalej jak tylko mogła od miejsca w którym gromadzono zwłoki. Wychyliła się za burtę tak jakby próbując dostrzec coś w głębinach morza, lecz na próżno. Zacisnęła oczy, aby powstrzymać napływające łzy. W tym samym momencie podeszła do niej trójka marynarzy.

- Przyszliśmy po raz kolejny podziękować za to co dla nas zrobiłaś.

- Uratowałaś nas przed śmiercią a nasz statek przed zatonięciem.

- Dlatego chcemy zaprosić cię na uroczystość pożegnania naszych towarzyszy, którzy zostaną oddani morzu. Chcemy zaprosić cię jako gościa honorowego.

Tazia lekko odwróciła głowę.

- Nie wiem czy dam radę. Bardzo źle się czuję po tym wszystkim.

- To jest dla nas szczególnie ważne.

- Chcemy zmienić imię naszego statku. Chcemy, żeby od dzisiaj nasz okręt nosił twoje imię.

Tazia zamknęła oczy. Przełknęła ślinę.

- Dobrze, to dla mnie prawdziwy zaszczyt. - Dziewczyna pierwszy raz zmusiła się do uśmiechu.

Illyana i Agnar wstali bardzo wcześnie rano. Nie rozmawiali ze sobą o tym co zdarzyło się wczoraj i w nocy. Szybko przygotowali konie i wyruszyli w dalszą drogę. Agnar po raz ostatni spojrzał w okolice domu Korusa lecz tym razem nie zobaczył nawet smugi dymu. Dolina wyglądała spokojnie tak jakby zupełnie nic się nie wydarzyło.

- Mogę cię o coś zapytać? - Illyana odezwała się pierwsza.

- Tak?

- Powiedz mi, czym była świątynia położona na szczycie góry w której się pojawiłam gdy mnie tu porwano?

- Nie wiem dokładnie, nigdy nie byłem w tych okolicach. Podobno pojawiało się tam wiele świetlistych dysków. Dlatego zbudowano tam świątynię, ale przestano do niej pielgrzymować przed wiekami.

- Świetlistych dysków? - Illyana zapytała myśląc o swoich specjalnych zdolnościach.

- W tej krainie czasami pojawiają się dyski z których bije światło naszego Boga. Dzięki nim kapłani potrafią sprowadzać jego łaski na wiernych. Są źródłem ich magii, czyli magii światła. Przebywanie w świetle dysku jest dla nas prawdziwym przywilejem i tylko nieliczni mogą doświadczyć takiego przeżycia.

- A jeśli dyski są bramami z których wydobywa się magia, to czy ktoś próbował przejść na ich drugą stronę zobaczyć co kryje się u ich źródła?

- Nie, oczywiście że nie. Podobno niektórzy próbowali, ale nikt nie przeżył takiego doświadczenia.

- Rozumiem. - Illyana zamyśliła się. Postanowiła nie mówić chłopakowi o swojej mocy.

- A co to takiego? Dziewczyna zapytała patrząc na porośniętą mchem, drewnianą rzeźbę przedstawiającą słońce obok której przejeżdżali.

- To kaplica. Jest dla nas symbolem świetlistego dysku. Przy niej wolno zatrzymać się każdemu i prosić o łaski. Zobaczysz wiele takich w podróży, szczególnie za granicami Taranii.

- Jaka jest Tarania? - dziewczyna pytała dalej.

- Jest dużo większa od Aranis. Ma ogromny port, miasto i zamek Królowej. Ponadto mieści się tam główna świątynia Światła w której urzęduje Najwyższy Kapłan. Porastają ją ogromne lasy. Prawdę mówiąc niewiele o niej wiem, bo widziałem tylko jej główny port. Całą resztę opowiedział mi Korus.

- A Falaria?

- Nie wiem... nigdy nie słyszałem o niej żadnych opowieści. - odparł szczerze chłopak.

- W tym przynajmniej się nie różnimy. Mam jeszcze parę pytań...

- Czekam. Czas nam szybciej zejdzie jak będziemy rozmawiać.

- Kim jest Nieśmiertelny Jeździec... o mało mnie nie zabił, chciałabym wiedzieć o nim coś więcej.

- To najemny zabójca i porywacz. Jeśli Cię ścigał to najwyraźniej ktoś chce Ciebie albo twojej śmierci. Nikt nie wie skąd on pochodzi ani kim naprawdę jest. Prawdopodobnie przemierza te krainy od stuleci... zawsze towarzyszy mu orszak ludzi, którzy w przeszłości stali się jego ofiarami. Orszak złożony z żywych trupów posłusznych swemu mistrzowi. Ludzie mówią, że jest nekromantą, przeklętym królem, demonem lub istotą pochodzącą z pustki pomiędzy światami. Podobno nie można z nim wygrać, ani go zabić... - Agnar zamknął oczy. Przypomniał sobie widmo Jeźdźca patrzące na jego twarz i uśmiechniętą postać starca. Zacisnął pięści.

- No nie wiem... ja go pokonałam.

- Tylko jego widmo. W prawdziwym świecie wybebeszył by cię jednym ciosem miecza.

- Nie dałby rady! - Illyana odparła lekko się uśmiechając.

- Raz widziałem jego ofiary... wszyscy poprzebijani czarnymi strzałami. Straszne... podobno ich ciała zniknęły z grobów w jedną noc po tym jak je pochowano. Skoro już o tym mówimy... dziękuję ci...

- Za co?

- Za to, że mnie powstrzymałaś przed powrotem do domu Korusa. Jeśli był tam Czarny Rycerz to prawdopodobnie uratowałaś mi życie.

- Dostałam od Ciebie w szczękę w nagrodę...

- Mam cię znów przeprosić?

- Nie, nie... już dobrze.. po prostu się z tobą drażnię z nudów.

- Illyana... tęsknisz za swoimi przyjaciółmi? - Agnar zapytał po chwili milczenia.

- Tak... cały czas o nich myślę a szczególnie o jednej z nich: Kitty i o moim bracie.

- Na pewno się o ciebie martwią.

- Też tak myślę. Magneto pewnie już rozpoczął poszukiwania.

- Kto to jest Magneto? Twój brat?

- Nie... mój... nauczyciel.

- Nauczyciel... Ten Magneto jest czarnoksiężnikiem?

- Tak i to bardzo potężnym... - Illyana mówiąc to śmiała się w myślach.

- To on podarował ci miecz?

- Tak, jestem mu bardzo za to wdzięczna... uratował mnie.

- Powinien być dumny z takiej uczennicy.

- Myślisz?

Rozmowa pary znajomych się przeciągała. Wkrótce ich konie znalazły się na dużej, ziemnej drodze która wyglądała na bardzo uczęszczaną. Zatrzymali się. W niedalekiej odległości zobaczyli stojące gdzieniegdzie pierwsze zabudowania wiejskie.

- Zbliżamy się do Aranis. - Oznajmił chłopak.

- Nareszcie!

Po kilkunastu minutach para podróżników trafiła na niewielki rynek portowego miasteczka. Mieściło się tam wiele zabudowań z których niektóre były drewnianymi domami, natomiast inne przypominały małe kamienne wieże. W okolicach centrum portu Aranis budowli kamiennych było najwięcej w całym miasteczku, gdyż mieszkali tutaj najbogatsi. Miejsce było dość zatłoczone przez miejscowych, kupców oraz marynarzy goszczących na wyspie. Illyana i Agnar przywiązali swoje konie do jednego z grubych słupów wystających pomiędzy domami i postanowili porozglądać się po okolicy. Dziewczyna z zainteresowaniem przyglądała się wszystkim obecnym na rynku. Stare, grube kobiety sprzedające mięso patrzyły na nią z uwagą. Brodaty sprzedawca skór zwierząt których dziewczyna nie była w stanie zidentyfikować zamrugał do niej puszczając ze swej fajki obłoki dymu. Jakieś miejscowe kobiety o rozczochranych włosach gwizdały na Agnara. Nieopodal krasnolud o łysej głowie kłócił się z jakimś siwym mężczyzną sprzedającym ozdabiane, okrągłe tarcze.

- Dziwne... - oznajmił cicho Agnar.

- Dlaczego?

- Tutaj nie powinno być tak tłoczno... zawsze gdy byłem w Aranis na rynku nie było aż takich tłumów.

- Może mają tutaj jakieś święto, albo coś podobnego...

- Nie. To niemożliwe o tej porze roku.

Blondynka zatrzymała się przy stoisku z różnorodną biżuterią. Zaczęła przyglądać się łańcuszkom.

- Prawda że piękne? Będzie pasować do twarzy tak ładnej kobiety. - siwa dama odezwała się do dziewczyny widząc jej zainteresowanie przedmiotami. Chciała jej jak najszybciej sprzedać towar.

- Są ładne, ale ja nie mam na nie... pieniędzy... - odparła Illyana. Agnar podszedł bliżej dziewczyny.

- Chcesz taki? Mogę ci kupić w ramach przeprosin.

- W sumie należy mi się chyba za cios pięścią w szczękę, nie?

- Illyana... Wybierz sobie jakiś.

- Ok... może wezmę ten - dziewczyna powiedziała wskazując na złoty wisiorek obrazujący węża zjadającego własny ogon.

- Wspaniały wybór! - krzyknęła sprzedawczyni wyraźnie ukazując zadowolenie. Agnar wziął łańcuszek z jej ręki i powiesił go na szyi Illyany.

- Przepraszam... - oznajmił po raz kolejny. Dziewczyna tylko się uśmiechnęła wyglądając na zniecierpliwioną. Agnar wskazał jej palcem coś w oddali i po chwili oboje skierowali się na jedną z dróg prowadzących do głębi osady i mieszczącego się w niej portu.

Wśród tłumu ludzi przechadzał się jakiś dziwny mężczyzna w czarnym ubraniu. Miał ciemne włosy, bladą twarz i kpiący uśmiech. Skinął ręką na innego człowieka - łysego osiłka i razem z nim zniknął gdzieś za straganami z mięsem. Wkrótce obaj znaleźli się za jednym z okrągłych murowanych domów. Mięśniak oparł się o jego ścianę. Jego szczupły towarzysz wyjął z torby czarny kryształ i zaraz po tym potarł go delikatnie ręką. Z przedmiotu wyleciał mały, czarny człowieczek, który natychmiast zamienił się w obłok dymu a oczom obserwujących ukazał się obraz twarzy Illyany w świetlistym dysku. Z kryształu rozległ się głos Azureusa.

- Wyznaczam nagrodę za Arianę, opiekunkę świetlistych dysków. Wyznaczam jeszcze większą nagrodę dla tego kto przyprowadzi do mnie jej towarzyszkę o złotych włosach! Żywą i w dobrym zdrowiu! Azureus z Taranii.

- Widziałeś tamtą dziewczynę? Zupełnie taka jak w tym liście magicznym... - odparł czarnowłosy.

- Czy ja wiem... niby tak, ale spacerowała z jakimś facetem a nie z kapłanką... - powiedział jego łysy towarzysz drapiąc się po głowie.

- Czy to ważne? Tylko za nią wyznaczono nagrodę. Poobserwujemy ich trochę. A później wykonamy zadanie i dostaniemy kasę.

- Oczywiście! Ale dzielimy się po połowie? - zapytał łysy.

- Tak mój drogi Urhgorku , oczywiście że tak.

Agnar zatrzymał się na chwilę przy stoisku z jedzeniem aby zrobić zapasy na dalszą podróż. Gruby przedawca w brudnym fartuchu bardzo szybko wybrał interesujące chłopaka kawałki mięsa i worek pełen fioletowych owoców. Agnar wziął do ręki jeden z nich i podał go blondynce. Dziewczyna ugryzła kawałek.

- Dobre, słodkie... - powiedziała.

- Kupiłem tyle, że starczy na całą wyprawę morską do Taranii.

Chłopak wyjął z torby ciemnozielone liście.

- Masz, przyda ci się na morzu.

- Co to takiego?

- Ochronią cię przed morską chorobą.

- Dzięki. Co teraz zrobimy?

- Pójdziemy do portu. To kilkanaście minut drogi stąd. Może uda mi się spotkać jakichś znajomych, którzy znajdą dla nas odpowiedni transport. A jeśli nie to będziemy musieli zapłacić...

- Czy długo będzie trwała wyprawa do Taranii?

- Nie, może kilka dni przy dobrych wiatrach. Morze Niepokoju jest bardzo wąskie pomiędzy portami. Dlatego biegnie tędy główny szlak handlowy.

Dziewczyna poczuła na twarzy powiew zimnego wiatru, poczuła zapach morza. Agnar zatrzymał ją ruchem ręki.

- Co się stało? - zapytała.

- Popatrz w tamtą stronę. - chłopak wskazał blondynce zgrupowanie ludzi stojących w oddali. Kilku mężczyzn w skórzanych zbrojach prowadziło związanych kupców ubranych w kolorowe, wyszywane skomplikowanymi wzorami szaty.

- Co się tam dzieje?

- To strażnicy portu Aranis. Kręci się ich dzisiaj niesamowicie dużo. Są najemnikami księcia rządzącego tym miastem. W tej chwili zatrzymali kupców z Kartelu Podróżników. To strasznie dziwne, gdyż oni nigdy nikomu nie sprawiali kłopotu. Liczy się dla nich tylko punktualne dotarcie do miejsca w którym przeprowadzają swoje wymiany. W razie nieporozumień idą na kompromis.

- Może ta grupa jest inna, może byli pijani i zaczęli rozróby?

- Nie... popatrz tam. - chłopak wskazał na inne zgrupowanie strażników miasta. Mężczyźni prowadzili jakąś kobietę ubraną w białą suknię wraz z dwójką jej dzieci. Dziewczyna zatrzymała się. Rozglądnęła się dookoła widząc przechadzające się wszędzie grupy uzbrojonych ludzi.

- Rzeczywiście dziwnie to wygląda. Robią łapanki ludzi... tak jakby siłą wprowadzali porządek na ulicach.

- Albo kogoś szukają... - odparł Agnar zaciskając pięść.

- Myślisz, że chodzi im o mnie? - zapytała dziewczyna czując strach.

- Nie wiem, lepiej będzie jak się stąd oddalimy.

Illyana zauważyła brodacza idącego od portu, który był wyraźnie z czegoś niezadowolony. Podbiegła do niego.

- Przepraszam pana, czy coś się tutaj stało? Dlaczego strażnicy zatrzymują tych ludzi?

- Nie mam zielonego pojęcia! Książę zamknął port i wszystkie drogi lądowe prowadzące do Aranis! Nikt nie może wydostać się z miasta! Ja już teraz jestem spóźniony, cholera jasna! Przez tego nadętego gnojka zgnije mi cały transport!

- Wie pan dlaczego zamknięto port? - zapytał Agnar podchodząc do mężczyzny.

- Nie wiem! Nic mi nie powiedzieli! Moi koledzy próbowali się kłócić z tymi gnojami i tylko po mordach oberwali! I spędzą całą noc w śmierdzących lochach ratusza! A tak w ogóle to dajcie mi spokój! Nie mam czasu na rozmowy!

Brodacz szybko oddalił się od swoich rozmówców.

- Może podejdę do żołnierzy i zapytam dlaczego zamknięto port? - dziewczyna zaproponowała.

- Nie. Jeszcze ci się oberwie. Najlepiej będzie jak się stąd jak najszybciej oddalimy.

- Co tu się dzieje? - zapytała retorycznie Illyana.

- Książe próbuje złapać porywacza. - Ktoś odpowiedział cichym głosem.

Blondynka instynktownie się odwróciła. Stał za nią szczupły mężczyzna o czarnych włosach. Uśmiechał się złowieszczo.

- Kim pan jest? Skąd pan o tym wie? - zapytał Agnar podchodząc do nieznajomego.

- Jestem Flaroth. Kręcę się tu i ówdzie. Usłyszałem różne rzeczy. - czarnowłosy patrzył na Illyanę, mierząc wzrokiem jej całe ciało.

- Porywacza? Jakiego porywacza? - dziewczyna próbowała się dowiedzieć.

- Dzisiaj rano zaginęły dwie córki księcia... Władca wpadł w złość. Przepytuje wszystkich którzy znaleźli się w mieście... Przeszukuje każdy dom. Tylko tyle wiem... Dopóki się nie znajdą żywe lub martwe nie odpuści.

- Żywe lub martwe?

- Tak... książę by ich nawet nie próbował szukać gdyby razem z nimi nie zaginął naszyjnik Arcalc - jego najdroższy skarb. Na pewno nie... Nic więcej nie wiem. - posępny mężczyzna oddalił się od blondynki.

- Chodź już stąd. - oznajmił Agnar dotykając ramienia dziewczyny.

- No i co teraz zrobimy?

- Poszukamy noclegu, może do jutra wszystko się wyjaśni.

- Pamiętam, że na obrzeżach miasta była jakaś gospoda. Może się tam zatrzymamy?

- Dobry pomysł Illyana.

Czarnowłosy mężczyzna wrócił do zaułka gdzie wcześniej rozmawiał z Urhgorkiem. Łysy stał oparty o ścianę tak jakby przez ten cały czas nie ruszył się nawet o milimetr.

- Widziałeś ją?

- Tak, nawet z nią rozmawiałem. Próbuje się stąd wydostać, ale przez to porwanie jest uziemiona. Mamy szczęście.

- Łapiemy ją teraz? - zapytał łysy drapiąc się po głowie.

- Nie, chcę ją jeszcze poobserwować. Jest ładna, ma jasne włosy i niebieskie oczy. Ma bardzo egzotyczny zapach... nie pochodzi stąd. I jeszcze jedno... pachnie magią.

Illyana i Agnar dotarli do gospody. W pobliżu budynku było kilku strażników miejskich, którzy sprawdzali ludzi usiłujących wydostać się z miasteczka. Nie zwracali uwagi na nieznajomych idących w stronę gospody. Dziewczyna weszła do tawerny pierwsza. Zaduch pomieszczenia, zapachy piwa, brudnych ubrań i pieczonego mięsa uderzyły ją ze wszystkich stron. Wnętrze było wyjątkowo zatłoczone i głośne, wielu podróżników zatrzymanych siłą w Aranis łagodziło swoje zdenerwowanie trunkami alkoholowymi oraz rozmowami o głupocie miejscowego władcy i stratach jakie przez niego będą musieli ponieść. Gruba kobieta poruszała się pomiędzy gośćmi dwa razy szybciej niż zazwyczaj roznosząc piwo i napoje. Agnar i dziewczyna podeszli do karczmarza. Jakiś mężczyzna z rudą brodą, łysą głową i czerwonym nosem uśmiechnął się krzywo do blondynki ale ta całkowicie go zignorowała.

- Chcemy wynająć pokój. - Agnar oznajmił grubasowi.

- Będzie ciężko. Mam wszystko zajęte. Został tylko mały pokoik na poddaszu, ale nie wiem czy się nadaje do zamieszkania.

- Liczy się dla nas cokolwiek. Ostatnią noc spędziliśmy na łące więc wszystko będzie dobre.

- Dobra, skoro tak sami uważacie...

Chłopak załatwiał z karczmarzem formalności a Illyana przyglądała się gościom knajpy. Oprócz żony grubasa nie było tam ani jednej kobiety. Dziewczyna poczuła się trochę zakłopotana. Do oberży weszło trzech krasnoludów ubranych w stroje strażników miasta. Jeden z nich trzymał jakiś zawinięty pergamin. Goście widząc ich wejście przycichli i wlepili w nich swoje przekrwione oczy i przepite fizjonomie. Agnar dotknął ramienia Illyany.

- Chodź już, na górze będziemy mieć chwilę spokoju.

- Zaczekaj, zobaczymy co mają do powiedzenia.

Jeden z krasnoludów, mający rudą brodę rozwinął zwój i zaczął z niego czytać. Dwóch pozostałych podparło się pod boki.

- Książę Aranis zakazuje opuszczania miasta wszystkim jego mieszkańcom oraz opuszczania portu przez wszystkie okręty dopóki nie zostanie rozwiązana sprawa porwania jego córek i kradzieży.

Na sali zapanowała wrzawa. Łysy karzeł o czarnej brodzie odpiął od pasa topór i uderzył nim w jedno z drewnianych krzeseł. Ogromny hałas spowodował że goście się uspokoili. Jego towarzysz kontynuował.

- Wyznacza się nagrodę dla każdego kto odnajdzie księżniczki lub wskaże miejsce ich pobytu lub co jeszcze ważniejsze odnajdzie naszyjnik Arcalc, skarb Aranis. Pamiętać należy, że książę nie przyjmie pomocy od byle ścierwa i ktoś kto zechce pomóc w poszukiwaniach musi być znany z biegłości posługiwaniem się mieczem. - krasnolud skończył czytać dokument i wmieszał się w tłum razem ze swoimi braćmi.

- A teraz... pieczone prosie i piwo dla nas wszystkich! - zawołał na grubą barmankę.

- Chodź Illyana. - Agnar klepnął dziewczynę po plecach kierując ją w stronę schodów prowadzących na górne piętro. Wyszli na poddasze, gdzie mieścił się wynajęty przez nich pokój. W przeciwieństwie do położonej niżej kondygnacji, korytarz był tam bardzo zaniedbany i brudny. Nie było na nim nawet żadnego oświetlenia a jedyne okno jakie znajdowało się na jego odległym końcu było zabite deskami. Każdy krok dziewczyny niósł za sobą nieprzyjemne skrzypnięcie starych, dębowych desek. Agnar odnalazł drzwi do których pasował klucz podarowany mu przez właściciela gospody i otworzył je. Oczom Illyany ukazało się niewielkie pomieszczenie z jednym łóżkiem i małym trzynogim taboretem. Przez malutkie, brudne okienko wpadało światło słońca kończącego swoją powolną wędrówkę po horyzoncie.

- Co za dziura! - oznajmiła Illyana.

- Nie zatrzymamy się tutaj na długo, ale lepsze to niż mokra trawa. - odparł chłopak.

- Niby tak... ale tylko jedno łóżko?!

- Ja będę spał na korytarzu, pokój jest twój.

Dziewczyna usiadła na łóżku. Niechętnie dotknęła tkaninę na jego powierzchni.

- Ale to jest brudne...

Agnar otworzył małe okienko. W pomieszczeniu zrobiło się troszkę jaśniej i przyjemniej.

- Agnar... o co chodziło tym na dole?

- Przecież słyszałaś. Chcą, aby najemnicy i poszukiwacze przygód włączyli się w poszukiwania córek księcia i tego naszyjnika. Sprawa jest bardzo pilna bo sytuacja w Aranis robi się coraz bardziej napięta. Wszystkim się spieszy.

- Tak jak i nam, ale nie o to mi chodziło. Dlaczego oni powiedzieli że pomagać w poszukiwaniach mogą tylko ci którzy świetnie władają mieczem?

- Nie jestem tego pewien, ale chyba chcieli zakomunikować, aby poszukiwacze przygód zgłosili się do nich lub do księcia. Być może książę wie więcej o zaginięciu swych córek niż mówi całemu miastu. Może chce żeby obce osoby załatwiły tą sprawę a nie ktoś znany mu z tych okolic. Być może z jakichś powodów nie chce używać strażników do poszukiwań. - Agnar usiadł na łóżku obok Illyany.

- Czyli zatrzymanie wszystkich statków mogło być chęcią zgromadzenia w jednym miejscu różnych ludzi w tym najemników.

- Być może...

- A czy on naprawdę jest skłonny zapłacić za wykonanie zadania? - zapytała dziewczyna.

- Tak, myślę że tak... - odparł chłopak po chwili namysłu.

- W takim razie na co czekamy?

- Do czego zmierzasz? - Agnar spojrzał na dziewczynę ze zdumieniem. Blondynka wstała z łóżka i stanęła naprzeciwko niego.

- Chcemy się stąd szybko wydostać a i pieniądze by się nam przydały, prawda? Idźmy do tych strażników! Powiedzmy, że bierzemy to zadanie!

- Illyana, co ty mówisz ?

- Nadajemy się. Ty jesteś strażnikiem więc umiesz władać mieczem.

- Jestem strażnikiem z wioski, nie z miasta...

- Nie szkodzi! A ja jestem bardzo obca, więc spełniam drugi warunek. A i mieczem potrafię walczyć. Czego więcej może od nas chcieć? - Dziewczyna po tych słowach wybiegła na korytarz.

- Illyana! - czarnowłosy zawołał za nią. Nie usłyszał odpowiedzi.

- Illyana! Zaczekaj! - Zniecierpliwiony poszedł za dziewczyną.

Dziewczyna bardzo szybko znikła z korytarza i zbiegła na najniższe piętro gospody prosto w tłum zapijaczonych bywalców przybytku. Kiedy chłopak ją dogonił, ona przeciskała się obok dupiastego grubasa zmierzając w kierunku stolika przy którym siedziały krasnoludy.

- Jestem Illyana z... odległego kraju... jestem podróżniczką... - blondynka zaczęła rozmowę z brodaczami. Mężczyźni nie zwracali na nią uwagi. Głośno jedli pieczeń popijając ją piwem.

- Jestem Illyana... - mutantka powiedziała jeszcze głośniej. Jeden ze strażników odwrócił się do niej.

- Spadaj stąd! Nie mamy ochoty na prostytutki! - Dziewczyna słysząc jego wypowiedź zacisnęła pięści i poczerwieniała ze złości. Wiedziała jednak, że nawiązanie kontaktu z krasnoludami jest dla niej bardzo ważne, więc się uspokoiła.

- Nie, nie przyszłam do was w takim celu! Jestem podróżniczką! Razem z moim partnerem Agnarem jesteśmy poszukiwaczami przygód! - wskazała palcem na chłopaka stojącego w bezpiecznej odległości.

- Usłyszałam jak czytaliście informację od księcia! Ja i Agnar jesteśmy gotowi podjąć się tego zadania oczywiście za dobrą nagrodę!

Trzech krasnoludów popatrzyło na siebie nawzajem i wybuchło śmiechem.

- Chcesz wykonać to zadanie dziewczynko? Razem z tym chłopaczkiem!

- A potraficie wspólnie unieść jeden miecz? - Trzech strażników po raz kolejny zaśmiało się głośno.

- Agnar jest strażnikiem tak jak wy! Ja też dobrze radzę sobie w walce, jesteśmy gotowi na takie zadanie!

Jeden z krasnoludów podrapał się po brodzie, popatrzył na swoich towarzyszy lekko się uśmiechając.

- Niech twój chłopak tutaj podejdzie i napije się z nami krasnoludzkiego piwa! Niech pokaże, że jest prawdziwym mężczyzną! Jeśli wytrzyma z nami kilka kolejek, to oznacza, że będzie też w stanie unieść miecz! - Mężczyźni po raz kolejny ryknęli śmiechem.

- Przyjmujemy twoje wyzwanie! Agnar przyjmuje twoje wyzwanie! - Illyana oznajmiła i podbiegła do czarnowłosego chłopaka.

- Co ty wyprawiasz? Co im nagadałaś! - Chłopak zapytał zbliżającą się do niego blondynkę.

- To, że przyjmujesz ich wyzwanie! Chcą cię sprawdzić?

- Jakie znowu wyzwanie? Nic nie słyszałem przez ten gwar.

- Proste! - Illyana chwyciła go za dłoń idąc w kierunku krasnoludów.

- Co ma być proste?

- Napijesz się z nimi kilka kolejek piwa krasnoludzkiego! Wtedy Ci zaufają i uwierzą, że jesteś na tyle silny by wykonać zadanie!

- Co im nagadałaś? Nie ma mowy! Nie zrobię tego! Nie mam zamiaru się kompromitować!

- Daj spokój! Nikt nawet tego nie zauważy a może uda nam się dzięki temu zarobić.

- Nie zrobię tego! Nie ruszam się nawet na krok.

- Idziemy! Chwilka i będzie po sprawie!

- Tak... ty chyba nigdy nie widziałaś krasnoludów.

Illyana bardzo się zdenerwowała. Puściła dłoń chłopaka.

- Dobrze! Zostań tu skoro się boisz! Ja tam pójdę i zrobię to za Ciebie!

- Sama sobie narobiłaś kłopotów to je załatwiaj! - Agnar krzyczał na nią.

- Tchórz i mięczak! - Dziewczyna szybko odeszła od swego towarzysza. Stanęła przed stołem brodaczy. Uderzyła w niego obiema rękami.

- Dawajcie ten kufel! Na co czekacie!

Mężczyźni byli przez chwilę zmieszani, ale wkrótce na ich twarzach pojawił się uśmiech.

- Skoro kobieta prosi to nie wypada kazać jej czekać. Piwo! - Barmanka przyniosła kilka kufli i rozdała je wszystkim przy stoliku, także Illyanie. Blondynka popatrzyła wyzywająco na swoich przeciwników i zbliżyła kufel do ust. Agnar usiadł na końcu sali. Zrezygnowany zakrył twarz dłonią. W innym kącie pomieszczenia siedział Flaroth i Urghgork. Łysy osiłek jadł udziec mięsa a jego czarnowłosy towarzysz przyglądał się Illyanie i całemu zajściu z krasnoludami.

- Ona jest naprawdę fascynująca. Jej osoba wciąga niczym bagna na Aranis. To będzie fascynujące polowanie... - cicho oznajmił uśmiechając się.

Dziewczyna wzięła do ręki zimny kufel z piwem. Z pewnym niepokojem spojrzała na siedzących przed nią mężczyzn, później na Agnara, który stał w bezpiecznej dla niego odległości a następnie innych bywalców gospody. Wydawało jej się że wszystkie oczy są zwrócone w jej stronę, że wszyscy się z niej śmieją. Wzięła napój do ust. Był wyjątkowo mocny. Już po kilku łykach poczuła ciepło rozchodzące się po całym jej ciele. Odłożyła naczynie na blat stołu, lekko ją potrzepało. Jeden z brodatych mężczyzn wypił zawartość swojego kufla do dna. Jego dwóch towarzyszy zrobiło to samo. Popatrzyli na blondynkę przekrwionymi oczami.

- Masz już dość. Jesteś taka słaba? - Wszyscy trzej się zaśmiali.

- Nie! - odparła twardo Illyana i zabrała się do picia napoju. W tamtej chwili wiedziała już że nie było to ziemskie piwo a konkurencja naprawdę mogła być trudna, przed czym próbował ostrzec ją Agnar. Jednak nie mogła się już wycofać. Po kilku minutach wypiła piwo do dna. Czuła ogromne gorąco, zakręciło się jej w głowie. Z niepokojem oczekiwała dalszego rozwoju sytuacji. Brodacze ku jej przerażeniu poprosili o kolejną porcję trunku. Tym razem podano im coś o ciemniejszym zabarwieniu. Mężczyźni wypili wszystko. Widać było, że zaczynają być coraz bardziej pijani.

- Czekamy dziewczynko! - krzyczeli.

Illyana podniosła kufel. Zawahała się. Alkohol w tym świecie był o wiele mocniejszy niż ziemski, nawet jedno wyglądające niepozornie piwo. A co tym razem przyjdzie jej wlać do żołądka? Dziewczyna miała ochotę teleportować się stamtąd jak najdalej. Doszła do siebie bardzo szybko i zabrała się za picie kolejnego napoju. Tym razem smak był wręcz nie do zniesienia, Illyana ściskała rączkę kufla aby go od siebie nie odrzucić. Udało jej się przejść kolejną próbę. Świat zafalował jej przed oczami, w głowie kręciło się jakby zeszła z karuzeli. Widząc to trzech krasnoludów szykowało się do odejścia od stolika.

- Dokąd to! - wrzasnęła na nich mutantka.

- Widzimy, że masz już dość. Nie chcemy cię zabić, dziewczynko - odparli uśmiechając się.

Illyana uderzyła w stół obiema pięściami.

- Nieprawda! Dawajcie następne! - krzyknęła jeszcze mocniej.

Poderwała się gwałtownie. Świat zawirował jej przed oczami. Straciła przytomność i osunęła się na stolik. Krasnolud stojący najbliżej podrapał się po brodzie. Wskazał ręką na chłopaka. Agnar ostrożnie podszedł do niego.

- Twoja kobieta naprawdę nam zaimponowała. Jest silna i przeszła naszą próbę. Możecie wstawić się jutro u księcia i podjąć się zadania. - brodacz poklepał Agnara po plecach po czym wskazał na dziewczynę.

- Przyjdźcie z rana... o ile ona w ogóle się obudzi... - Uśmiechnął się. Drugi z krasnoludów także zwrócił się do młodego strażnika.

- Zaopiekuj się nią teraz. Będzie miała ciężką noc i poranek.

Czarnowłosy mężczyzna patrzył na blondynkę z drugiego końca pomieszczenia.

- Jesteś prawdziwym skarbem do odkrycia, dziewczyno. - pomyślał.

Agnar zaniósł nieprzytomną dziewczynę do wynajętego pokoju i delikatnie położył ją na łóżku. Przez kilka minut wpatrywał się w jej śpiącą twarz.

- Dla ludzi to piwo jest jak trucizna... - powiedział sam do siebie. Usiadł na taborecie i zabrał się za przeszukiwanie lezącej na podłodze torby.

- Na szczęście Korus zaopatrzył mnie w zapas ziół - pomyślał sięgając po znane mu lecznicze rośliny.

Tymczasem nad spokojnym morzem po którym wolno poruszał się Galeon dowodzony przez Azureusa królowała ciemna noc. Na pokładzie kończyła się ceremonia pogrzebowa członków załogi, którzy polegli podczas szaleńczego ataku kapłanki. Większość nieżyjących marynarzy została oddana morskim głębinom, jedynie zwłoki kapitana pozostały na okręcie, gdyż zwyczajem było iż on musiał go opuścić ostatni. Wszyscy załoganci stali milcząco blisko burty statku, dookoła drewnianej deski na której spoczywał ich kapitan. Jego zwłoki były starannie owinięte we flagę ozdobioną ogromną figurą złotego orła. W centralnym punkcie zgromadzenia stał Azureus ubrany w strój rycerza królowej z jasną peleryną i wymalowanym orłem na piersiach. Jedną rękę wciąż miał na temblaku, drugą unosił ku górze a trzymał w niej drewnianą rzeźbę przedstawiającą słońce. Tazia siedziała kilkanaście kroków dalej w miejscu z którego nie widać było leżącego trupa. Nie mogła znieść jego obecności. Azureus po raz kolejny uniósł w górę drewniane słońce. Na jego znak czterech marynarzy podniosło deskę ze zwłokami swego dowódcy.

- Synu morza, wielki wojowniku. Oddałeś swe życie broniąc ludzi nad którymi Królowa powierzyła ci opiekę, broniąc jej imienia i do końca walcząc o interesy własnej krainy urodzenia. Twoja postawa zapewniła ci miejsce w pamięci wszystkich mieszkańców naszego państwa skąpanego w świetle! Niech twój duch uda się na zasłużony wieczny odpoczynek w świecie wiecznego światła niekończącej się potęgi naszego pana! Ja jako rycerz Królowej i reprezentant Wielkiego Kapłana, proszę Pana Światła aby przyjął cię do swego królestwa i obdarzył szczęściem na które zasługujesz! Twoim grobem będzie głębia, która towarzyszyła ci w każdej godzinie życia! - Mężczyzna opuścił rękę w której trzymał słońce.

Marynarze przenieśli trupa kapitana o kilka metrów w kierunku burty i wyrzucili go w mroczną głębinę morską. Przez kilka minut panowała zupełna cisza przerywana jedynie monotonnym szumem fal. W pewnym momencie Azureus uznał, że należy zakończyć ceremonię i odwróciwszy się rozpoczął powrotną wędrówkę do swojej kajuty. Wśród marynarzy zaczęły się rozmowy.

- Przynieście trunki! Musimy pożegnać pieśnią naszych towarzyszy! - Ktoś zawołał.

- I wypić za ich dusze! - dodał inny mężczyzna.

- I za świetlaną przyszłość naszej wybawczyni! - krzyknął jeszcze inny załogant. Kilku marynarzy wołało w kierunku Tazii. Chcieli aby pożegnała poległych razem z nimi i w ich stylu. Dziewczyna nie wiedziała jak zareagować. Po chwili namysłu pobiegła do kajuty kapitańskiej. Zastała Azureusa siedzącego przy biurku pogrążonego w całkowitej ciemności.

- Dlaczego tutaj przyszłaś? - zapytał ją długowłosy.

- Nie wiem, jakoś nie odpowiada mi świętowanie po takiej tragedii.

- Ci ludzie uważają, że inne pożegnanie obraziło by ich przyjaciół. Tak samo, jak twoje zachowanie teraz. Oni wybrali cię na patronkę tego statku. Musisz tam iść, choćby na chwilę. - oznajmił mężczyzna nawet nie patrząc na swą przyjaciółkę. Dziewczyna przez chwilę milczała. Zacisnęła pięści.

- Ja nie mam najmniejszej ochoty na zabawę...

Azureus przesunął się o niewielką odległość, jeszcze bardziej pogrążając się w mroku.

- Świętowanie tych marynarzy jest sposobem na zapomnienie o okropieństwach jakie ich wczoraj spotkały. Może powinnaś spróbować ich sposobu? - powiedział.

Po kilkunastu sekundach dodał krótko:

- Idź tam Tazia. Zapomnij o wszystkim na chwilę.

Czarnowłosa cały czas się wahając wyszła z kajuty. Zeszła wolno po drewnianych schodach do części statku w której zgromadzili się marynarze. Jeden z nich zauważył dziewczynę i szybko do niej podbiegł.

- Już jesteś! To świetnie! Zaraz będziemy śpiewać balladę o naszym kapitanie! Niech usłyszy nas w krainie światła! - mówił prawie krzycząc. Tazia lekko się uśmiechnęła i pewniejszym krokiem ruszyła w stronę mężczyzn.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.