Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Dajmitoproszę

Rozdział 3

Autor:Alira14
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fikcja, Mroczne
Uwagi:Fusion, Yaoi/Shounen-Ai, Przemoc
Dodany:2010-05-03 15:32:30
Aktualizowany:2012-08-26 16:28:30


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

***

Bycie szpiegiem, prawdziwym szpiegiem, jest trudne. Ludzie naoglądali się Jamesa Bonda i myślą jakie to fajne, że głównie pijesz martini i dzielisz się płynami ustrojowymi z osobnikami płci przeciwnej. Nikomu nie przyjdzie do głowy, że ludzcy agenci nieświadomie ukradli pomysł naturze, a prawdziwy szpieg musiał uzyskać takie zdolności jak idealne podobieństwo do tapety. Numer D-503 poczekał aż mężczyzna wyszedł z budynku i odkleił od siebie wzorek w różyczki. Nie posiadał wyobraźni, więc nie zaczął się zastanawiać czemu ludzkość zawsze chce ozdabiać swoje domy kwiatuszkami. Podszedł do zwłok. Przełożeni będą z niego dumni, tym razem zrobił zdjęcia jak należy - lewy profil, prawy profil i en face. Szkoda, że nie mógł poszkodowanej włożyć w ręce tablicy numeracyjnej. Ułatwiło by to później pracę tym od kartotek. Mówi się trudno i śledzi się dalej. Zanotował, że istota zwana Szaleństwem obserwowała mężczyznę przez pół godziny, zastanawiając się jaką wybrać płeć. Zdecydowało się na żeńską, po czym odkryło, że szaleniec jest z rodzaju tych o ograniczonym postrzeganiu rzeczywistości. Stwierdziła „Nienawidzę gdy są samodzielni” po czym zmieniło płeć na męską i sobie poszedł do schizofreniczki spod siódemki. D-503 pobrał odciski palców i wszystko dokładnie schował w wewnętrzne kieszenie. Sprawdził jeszcze raz czy kamizelka obcasoodporna jest prawidłowo zapięta. W tym tygodniu jemu przypadał dyżur w mieszkaniu pani N., a niejaka Sharkie Gogan miała irytujący zwyczaj wpadać tam w odwiedziny minimum raz w tygodniu. Pomyślał, że więcej śledzić obiektu płci męskiej nie będą. Ich zadaniem było nagrywać sekrety i wyrzuty sumienia, a mężczyzna nie posiadał ani jednego ani drugiego. Jeszcze raz sprawdził kamizelkę i poszedł pracować dalej. Tym razem dokładnie przemyślał sprawę i zamierzał udawać stojak na kapelusze.


***


Spokojnie przyglądała się dzieciom, huśtającym się na wiszących zwłokach. Wyglądały na radosne, przypadkowo kopiąc trupy w żebra. Z ran ciekła żywica wymieszana z ciekłym żelazem. Od ciała powoli odpadały kawałki kory. Jeden bachor tak mocno się wiercił, że zwłokom na których siedział wypadła śrubka z oka. To niesamowite, ile martwe przedmioty potrafią zapamiętać ze swojego poprzedniego życia. I ile ludzie potrafią nie widzieć. Wilczyca położyła się, szykując do drzemki. Posłała swojego towarzysza do tamtej chorobliwie chudej wariatki po więcej jedzenia. Odkąd dokonała się jego transformacja, wolała jak najmniej z nim przebywać. Tak było bezpieczniej. Martwa trawa wydawała się być wyjątkowo wygodna, a w krzykach dzieciaków było coś usypiającego... Ten dzień zapowiadał się na cichy i nudny. Co za miła odmia... Czy ta kobieta ma płetwę na plecach?


***


Zmrużyła oczy. Ta cholerna płetwa wciąż tam była. Musiała cały czas się koncentrować, odnosiła wrażenie, że prawdziwy obraz próbuje się zasłonić wizją tego co normalne. Momentami kobieta wyglądała jak niegroźna Azjatka z rudymi włosami. Trzeba było przyznać nieznajomej, umiała się maskować.


***


Ten pseudopies za grosz nie potrafił się maskować. Litości, czy normalny zwierzak stoi w pozycji jakby pilnie potrzebował do ubikacji i zezuje przed siebie? Żeby to chociaż ładne było, ale nie. Całe w ciapkach po błocie, pazury czarne od brudu i ogon jak szczotka. Jak Nadzieja mogła sugerować, że chciałaby zjeść coś takiego? Sharkie westchnęła, policzyła w myślach do dziesięciu i podeszła do Zwierzęcia. W nosie miała, co ludzie pomyślą, jak zacznie rozmawiać z psem, ale by wyjść na pokojowo nastawioną, pochyliła się.

- Masz coś co mnie interesuje, musimy poro...- W tym momencie poczuła jak jakieś idiotyczne kocisko swoimi pazurami przecina jej ubranie na plecach. Nowa marynarka!


***


SKOŃCZONY IDIOTA!!! Gdy tylko zobaczył, że w stronę Wilczycy pochyla się jakieś dziwne indywiduum, tradycyjnie rzucił się na kark, spodziewając się litrów krwi. Wyglądał na zdziwionego, że podarło się tylko ubranie. Zdziwionego i wkurzonego. Jak ochłonie znowu będzie twierdził, że to jej wina. Musiała przyznać, nie poznała się na nim. Przed transformacją świetnie udawał skończonego idiotę, dopiero ostatniego dnia przemiany wyszło na jaw, że jest patologicznym przypadkiem psychopaty, nie widzącym nic złego w zabijaniu ludzi, którzy go irytują. Wilczycę traktował jak swoją własność, zabawkę. Już dawno by się go pozbyła, zakopała jego zwłoki w jakimś opuszczonym kąciku, ale cholera była od niej dwa razy większa. I pomyśleć, że nazywała go Szczurkoś bo była pewna, że zmienia się w gryzonia... Teraz ta durna pantera po raz kolejny wpakowała ich w jakieś bagno. Oż fuck, kobieta się szczerzy, kobieta się szczerzy!


***


Pies próbował ją chyba przepraszać za zachowanie towarzysza, chyba nawet w ramach rewanżu ugryzła go w łapę za to co zrobił, ale Sharkie niczego nie pamiętała z ostatnich pięciu minut. Od momentu gdy zdjęła marynarkę i zauważyła w niej cztery duże dziury, przed jej oczami pojawiła się czerwona mgiełka zapomnienia. Wróciła do siebie, jak przeklęte kocisko było przywiązane do huśtawki za własny ogon. Sądząc ze stanu futra, chyba kilka razy go „pohuśtała”. Drugi futrzak chował się za kosz na śmieci i cały się trząsł ze strachu. Okej... Coś jej mówiło, że pomocy w swoim śledztwie od nich nie uzyska. Chyba, że załatwi im kilkugodzinną terapię u psychiatry by wyleczyć z traumy. Czyli nic tu po niej. Westchnęła, zrobiło jej się trochę głupio więc rzuciła przerażonemu zwierzakowi swoje drugie śniadanie (dziesięć kanapek z kurczakiem i sałatą, ale bez masła - trzeba dbać o linię) pod łapy i poszłą w swoją stronę. Czarna pantera coś ryczała złowrogo próbując się uwolnić, rzuciła w niego jabłkiem i się natychmiast zamknął. Gdy przeszła spory kawałek, zauważyła, że na chodniku formują się niezbyt miłe dla niej napisy.

- Daj se spokój! Co niby miałam zrobić?!? Ta marynarka była z najnowszej kolekcji! Teraz może co najwyżej robić za durszlak przez te idiotyczne maszkary! „Zwierzęta”, też coś...

Poprzednie zdania się zmazały i pojawiło się jedno nowe. Sharkie przez chwilę tępo się na nie patrzyła, po czym stwierdziła:

- Dobra, ale najpierw zmienię ubranie na letnie.


***


„W TAKIM RAZIE IDZIEMY DO PIEKŁA”


***


Zdaję sobie sprawę, że jestem nienormalna. On jest ode mnie dużo starszy i do tego gejem! Okłamującym siebie, wkurzającym, dziwacznym gejem, ale jednak! Cały czas mi docina i prycha z pogardą gdy nasze spojrzenia się spotkają. A jednak... Trzyma mnie za dłoń, tak szybko schował mnie za siebie gdy jakiś pijaczek chciał mnie zaczepić, tak cudnie na niego warknął... A gdy zaburczało mi w brzuchu, co prawda przewrócił oczami, ale specjalnie dla mnie walnął z całej siły w łeb faceta siedzącego przed nami! No, wiem, że Homcio jest super silny, ale i tak ryzykował dla mnie pobic...Zaraz. Czy ja go nazwałam Homcio?! Weź się w garść, dziewczyno!


***


Widzę cię, moja najdroższa. Siedzisz cztery rzędy ode mnie, ale i tak twój blask mnie oślepia. Jest tak wspaniale, tak wspaniale, bo wiem, że tyś jest prawdziwa. Tamte próbowały mnie zwodzić swoją urodą, odwrócić od ciebie, ale wiem, ale wiem, tylko twoja krew jest prawdziwie słodka, skóra prawdziwie gładka, a szepty prawdziwie miłosne. Słyszę cię co noc, wzywałaś mnie, błagałaś, bym cię uwolnił od tych głupców. Kocham cię, ty wiesz, że kocham. Tak cudnie wyglądasz siedząc na tym plastikowym krześle, wśród nas, śmiertelników. Widzę, jak ten obrzydliwy dureń cię dusi swoją obecnością, naprzykrza się samym swoim istnieniem. Nie martw się najdroższa, wiem czego ode mnie wymagasz. Wciąż słyszę twe miłosne szepty...


***


Wciąż nie mogę się przestać na niego gapić. To nienormalne. Póki co, grozi mojemu drugiemu śniadaniu okaleczeniem przy pomocy słomki do picia (nie wiedziałam, że można nią przebić krzesło, tamten koleś chyba też nie), ale w końcu się zorientuje, że podejrzanie długo patrzę się na jego nos. Bo w życiu nie przyjdzie mu do głowy, że wpatruję się w jego oczy. Mają taki piękny błękitny odcień, a jak tak wściekle syczy to wyglądają jak morze w czasie burzy... Cholera, zaczynam robić się romantyczna! Jakby ten jego kotołak nas widział, to by pewnie umierał teraz ze śmiechu... Durny futrzak. Oż szlag, chyba zemdleję, w jaki boski sposób starł sobie pot z czoła...Czym ja się do diabła podniecam?!? Przecież miliony razy widziałam spoconych ludzi! Spokojnie, to pewnie efekty uboczne tej wody co wypiłam rano. Nic co leżało w fioletowym plastikowym króliku z wydrążonym tyłkiem i napisem na głowie „Wodziuchna z rana słodziuchna jak marcheweczka trala lala” (ktoś tu naprawdę powinien mieć dożywotni zakaz wymyślania rymów) nie miało prawa być świeże.


***


Dom Sharkie Gogan nigdy nie był pod obserwacją. Może Szpiedzy nie posiadają wyobraźni, ale nie są skończonymi idiotami. Coś im mówiło, że przyłapanie na szpiegowaniu istoty posiadającej dziesięciocentymetrowe obcasy nie skończyłoby się poczęstunkiem i herbatą. Z podobnych powodów żaden ptak nigdy nie siedział przy oknach czwartego piętra. Nawet wśród wróbli szybko rozchodzą się historie typu jak to szanowany członek ptasiego społeczeństwa „Asiotywstrętnyszkodniku” zniknął w tajemniczych okolicznościach, pozostawiając po sobie tylko garść piór i dziwny wrzask wydany w ludzkim języku. Najwięksi pierzaści naukowcy do dziś zastanawiają się jak przetłumaczyć krzyk „Znalazłam mięsny dodatek do jajecznicy!”. Tak czy inaczej, nie było nikogo kto mógłby się zastanowić nad dziwnym zachowaniem kobiety-rekina. Gdy już ubrała się w nową sukienkę tak drogą, że jej sprzedaż mogłaby wyżywić jedną dwunastoosobową rodzinę plus dalekich kuzynów z Ciapciaka Dolnego, zatrzymała się przed drzwiami wyjściowymi, pacnęła w czoło, poszła do kuchni, zajrzała do lodówki i wyjęła z niej dwulitrową butelkę coca-coli.

- Hm, nawet sprytnie schowana pod salami, ale nie ze mną te numery. - Podeszła do zlewu i wylała zawartość. Natychmiast na ścianie pojawiły się gigantyczne napisy, wyrażające pełne oburzenie nadawczyni.

- No co?! To, że ty to pijesz, nie znaczy, że ja też będę! Cola rozpuszcza zęby, wiesz?!

Po dokonaniu mordu na butelce, w końcu wyszła. Na odchodne rzuciła w stronę ściany:

- I nawet nie myśl o wsadzeniu nowej! W odróżnieniu od ciebie ja dbam o zdrowie!


***


„MOJA WŁASNA POSTAĆ ROBI MI ŚWININĘ!!!”


***


Wciąż nie przestawała się na niego gapić. Udając, że wysyła sms-a sprawdzał w odbiciu ekranu komórki czy może nie ma czegoś na twarzy, z czego ta mała bestia mogła się teraz śmiać. Nic. Raz niby przypadkowo walnął ją łokciem w ramię by załapała aluzję. Co prawda odwróciła się, ale po chwili znowu czuł jak ta mała swoim bezmózgim spojrzeniem go lustruje. Czuł się tak jakby chciała mu wywiercić dziurę w plecach. Nie mógł skupić się na grze. Homofobia doszedł do wniosku, że wzięcie potworka ze sobą było wyjątkowo złym pomysłem. Mógł bezprawnie bić obcych ludzi w ramach dokarmiania bachora, to prawda. Spodziewał się jednak, że ta będzie cały czas siedziała i marudziła pod nosem jaki ten mecz jest głupi, aż w końcu zaśnie. Ale nie! Siedziało to, wciąż cholernie przytomne i patrzyła się na jego nos. Bez. Przerwy!!! Jeszcze jakiś dureń z tyłu wrzucił mu coś we włosy! Licząc do dziesięciu od tyłu, wyrwał papier z włosów. Coś mu mówiło, żeby w nocy dzieciaka przykleić Ironii do pleców, byłoby teraz mniej proble... Śmieć okazał się fragmentem kartki w kratkę, na którym ktoś nabazgrał wiadomość.


***


„Ona jest moja, ty pedale”


***


Zaczął się dziwnie zachowywać. Znaczy, dziwniej niż zwykle. Próbował coś wypatrzeć z tyłu, z wyrazu twarzy wnioskuję, że nie zobaczył tego co chciał. Najpierw odwrócił się do osoby siedzącej obok i zadał najgłupsze pytanie jakie można zadać grubasowi z brodą, którą mógłby mu pozazdrościć Rasputin:

- Nie jesteś czasem kobietą w przebraniu co?

Tłuścioch był świadkiem przedziurawienia fotela słomką do picia, więc jak tylko najgrzeczniej potrafił, odpowiedział, że nie. Po tej... interesującej wymianie zdań, Homofobia spojrzał na mnie tak jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. Długą chwilę gapił się i milczał, jakby się zastanawiał co powiedzieć. Gdy już zaczynała we mnie kiełkować nadzieja, że rzuci coś w stylu „Chyba jestem jednak hetero”, powiedział to:

- Więc...Gdy mieszkałaś na ulicy nie próbowałaś sobie w żaden sposób... ”dorobić”?

- Zdefiniuj słowo „dorobić”.

- Bo ja wiem... dziecięca prostytucja? Ej, nie krztuś się, to tylko pytanie! Zaraz! To moja cola! Oddawaj!

- Khe! Khe! SŁUCHAM?!?

- No, zajmowałaś się czymś takim czy nie?

- Nie!

- No to może uwodzenie staruchów, granie lolitki, jakieś stare... znaczy... miłostki z okresu niemowlęctwa?

- Nie, nie i jeszcze raz NIE! Skąd ci przyszły do głowy tak idiotyczne pytania?!?

No naprawdę, Homo jest zwyczajnie niereformowalny! Miałam mu już wykrzyczeć co o nim myślę (znaczy, o tych pytaniach, nie odbiło mi by krzyczeć „I co gorsza, wydajesz mi się atrakcyjny!”), gdy zrobił coś, co kazało mi zamilknąć. Objął mnie. On. Mnie. Objął. O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże!!! Poczułam jak ciepło znowu wraca na policzki, zamknęłam oczy. Jego woda kolońska tak dobrze pachniała...


***


Powiedziała, że niczym takim się nigdy nie zajmowała. Albo przynajmniej myśli, że nie. Świrów w dzisiejszych czasach może sprowokować nawet zakładanie rękawiczki na rękę w odpowiedni sposób. Nie miał szans, by się zorientować, co za idiota rzucił tą kartką, więc postanowił zrobić najsensowniejszą rzecz jaką można było zrobić na jego miejscu - złapał dzieciaka i przytulił, patrząc czy ktoś z tylnych krzeseł na to zareaguje. Z niewiadomych przyczyn bachor położył swój łeb na jego piersi. Pewnie to jakiś odruch na zasadzie „zrobiło się ciemno to idziemy spać”, ale nie miał czasu na takie głupoty. Już zdążył pomyśleć, że nic z tego nie wyjdzie, gdy kątem oka zobaczył jakiś ruch. Instynktownie upadł na ziemię, prawdopodobnie miażdżąc młodej żebra. Coś wbiło się w tył oparcia krzesła rzędu przed nimi. Nikt nic nie zauważył. Jakimś cudem drużyna gospodarzy strzeliła gola i wszyscy podnieśli się z krzeseł głośno bluzgając lub wiwatując. Na dole kilka osób już zaczęło się bić. Dziwne, zupełnie jakby świr wiedział kiedy rzuci... O cholera. Spojrzał na to czym w niego rzucono. Nie miał do czynienia z przeciętnym świrem.

- Idziemy stąd. Natychmiast.

- Ale ten tłum...

- Powiedziałem natychmiast!

Ktoś próbował zabić go cyrklem. Zakrwawionym żeby było ciekawiej.


***


Twoje szepty wróciły. Powiedziałaś tym swoim słodziutkim głosikiem „Pamiętasz czym pisałeś nasze inicjały na tej ostatniej podróbce mnie? Rzuć tym, ukarz go”. Och, urocza kokietko, przecież wiesz, że w miejscu tak pełnym ludzi nie ma szans bym trafił, prawda? Wbiło by się w któregoś z tych ślepców, nie widzących twego piękna i zrobiłoby się zamieszanie. Tak myślałem. Wybacz mi, ach proszę cię, wybacz, zwątpiłem w ciebie, zwątpiłem. Czyż nie dawałaś mi powodów bym wierzył w twe słowa? Po raz kolejny moja najdroższa się nie myliłaś. Zwykła zabawka rzucona w twoim imieniu, stała się narzędziem przeznaczenia. Niestety, ten fagas zrobił unik, wstrętny unik. Ach, widzę obrzydzenie na twej twarzyczce, chcesz bym cię uwolnił od tego wybryku natury. Nie martw się, uratuję cię...


***

Ziewnął, a może ziewnęła. Przy tym facecie nie mogło się zdecydować. Po chwili postanowiło postawić na rolę męską. Gdyby ktoś go zauważył, zacząłby się zastanawiać czy jegomość nie zabłądził w drodze na bal. Frak, jedwabne spodnie, kamizelka, cylinder, nawet drewniana laseczka z mosiężną gałką. Wszystko czarne, z delikatnym odcieniem fioletu. Do spodni miał przywiązane pawie pióra, z twarzy był dosyć przystojny, była to jednak uroda osoby, do której nie podchodziło się bez noża w ręce. Wydawał się być... nieprzewidywalny. Długimi palcami wyciągnął papierosa z kieszeni osoby siedzącej obok, posolił, po czym wyrzucił za siebie. Jedno oko miał czerwone, drugie niebieskie. Hałaśliwy tłum nie przeszkadzał mu w oglądaniu całego przedstawienia. Zawsze uważał ludzi za przezroczystych. Dosłownie. Mógł się dokładnie przyglądać jak za jego drobną sugestią nowy pupilek biegł w stronę gdzie uciekli jasnowłosy i drobna dziewczynka. Uśmiechał się.

- Może maleństwo i wygrałaś pierwszą rundę, ale nie cały mecz. - Po czym powolnym krokiem podążył w stronę wyjścia, nucąc: „Johnny, na urodziny twe, w prezencie dam ci mnie...”.

***

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Usagi : 2011-07-14 01:06:28
    Kurczę...

    Kurczę, robi się coraz to ciekawiej... Na dodatek z każdym zdaniem, wszystko zaczyna robić się jasne i zlepia w jedną całość. Mam nadzieję, że ten... Jak go nazwać, psychopata? Oby nie dorwał Daito, za bardzo lubię tą postać. :)

    Genialny tekst, genialny...! ^ ^

  • natika1 : 2010-07-07 14:19:43
    Cudo!

    Normalnie nie mogłam przestac pochłaniać tego tekstu. Gratuluję dowcipu i lekkości. Zauważam pewne niedociągnięcia stylistyczne i pomijanie dość ważnych słów budujących strukturę leksykalną zdania (tzn. oddających sens zdania). Gratuluję pomysłu i odwagi w pisaniu. Naprawdę mi sie podoba! :)

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu