Opowiadanie
Wammy's House
13 lipca 1988
Autor: | Yumi Mizuno |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Death Note |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Kryminał, Mroczne, Obyczajowy |
Uwagi: | Przemoc, Erotyka, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2011-01-20 16:47:54 |
Aktualizowany: | 2011-01-20 16:47:54 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Nastał kolejny dzień, a wraz z nim te same wyzwania. Z każdą nowa chwilą, to co już jest za mną, wydaje mi się odległe i nudne. Gra przestaje być interesująca, jak się w nią wygrało, a książka nie zachęca znowu, kiedy wiadomo jak się skończy.
Budzę się zawsze dobry kwadrans przed budzikiem, mam czas na rozmyślania. Albo najczęściej nie myślę w ogóle. Patrzę się po prostu na ten kremowy sufit i wsłuchuję się w poranny silnik śmieciarki.
Pokój mój jest stosunkowo taki sam jak innych. Różni się tym, że mam w nim dwa łóżka. Od czasu jak B miał atak szału, zechciał nocować ze mną. Pewnie dlatego, że ja wszystko wiem, że będę mógł mu jakoś pomóc. Podnoszę się i patrzę na swoje odbicie w lustrze. Nie różni się niczym od tego, które przywitało mnie wczoraj.
Budzik dzwoni. Schodzę w piżamie i podchodzę do szafki z ubraniami, wyciągam wyprane dżinsy w kolorze khaki i nieco rozciągniętą białą bluzkę. Ręką grzebię w poszukiwaniu bielizny. Mam kilka par takich samych spodni i kilkadziesiąt takich samych koszulek. Inaczej nie mam zamiaru się ubierać. Ubrany w wyżej wymieniony strój podchodzę do lustra i obracam się za siebie. Łóżko brata jak zawsze jest puste, nawet wtedy kiedy ja wstanę. Tak jak gdyby chciał mnie wyprzedzić, Co mnie zaciekawiło. Zawsze posłanie swoje zwijał w równe kostki - teraz tak nie było. Poduszka na ziemi leżała, a zwinięta w bliżej nie określonego kształtu kupę kołdra dyndała z krawędzi łóżka. Kolejny atak? Nie. U niego to się inaczej objawiało.
Popatrzyłem ponownie na znaną mi twarz i dotknąłem policzka. Mam już prawie dziwieć lat, a ja nadal czuję się ograniczany. To miejsce nie daje mi już wystarczająco wiele zasobów intelektualnych co wcześniej, kiedy poznawałem i uczyłem się. Dlatego też wyczekuję dnia albo wyjazdu, albo tego kiedy dostanę komputer. Mniemam, że dzięki niemu poziom moich osiągnięć wzrośnie.
Popatrzyłem na szczotkę do włosów i odszedłem od lustra. Nie czeszę się. Nie chcę.
Otworzyłem drzwi i wyszedłem na korytarz. Na końcu czerwonego dywanu stała Amy, czekając aż wszyscy wyjadą. Kiedy tak się stało zaprowadziła nas do jadalni.
- Amy - powiedziałem podchodząc do niej.
- Tak L? - zapytała się, patrząc na mnie.
- Widziałaś B?
- Wiesz - przeciągnęła - nie przypominam sobie ich.
- Ich?
Pokojówka przytaknęła.
- W sypialni nie było Purpurowej.
Nic więcej nie mówiłem. Wsadziłem dłonie w kieszenie i szedłem dalej przed siebie, po schodach w dół do jadalni. Kiedy usiadłem z kubkiem kakao i zacząłem go słodzić, w drzwiach stanęła zmachana i blada jak ściana Fiołek. Ubranka swojego nie zmieniła od wczoraj, a poczochrane włosy nie świadczyły niczego dobrego. Poza tym miała jeszcze podkrążone oczy, co świadczyło o nie przespanej nocy.
Upiłem łyk kakao i podniosłem wolną rękę. Zauważyła mnie i szybko podbiegła do mnie, dłonie opierając na krawędzi stolika. Oddychała głęboko jak po maratonie. Nic nie mówiłem, dałem jej zacząć. Ale z suchym gardłem nie powie niczego. Podsunąłem jej pod nos kubek mojego kakao. Złapała się go i już po trzech łykach zaczęła prychać, że za słodkie.
- Co się stało? - zacząłem, biorąc swój napój.
Potrzebowała chwili. Usiadła na czerwonym plastikowym krzesełku i popatrzyła na mnie szklistymi oczami. Normalnie to byłby znak płaczu, ale policzki miała normalne. Choroba? Nie znam jej temperatury. Najbardziej prawdopodobne jest to, że szklane oczy to oznaka niewyspania i ciężkiej nocy.
- N...nic - powiedziała, nie patrząc mi w oczy. Kłamała.
- Co się stało? - ponowiłem pytanie.
- N...nic! - wykrzyczała. - A nawet jakby coś się stało, i tak byś nie uwierzył! - powiedziała z wyrzutem. Teraz patrzyła się na mnie, prosto głęboko w oczy. Mówiła prawdę.
- Mimo wszystko spróbuję - odparłem, kładąc dłoń na jej głowie. - Mów. Dotyczy to B. - Nie pytałem, ja to wiedziałem, a jej reakcja utwierdziła mnie w tym przekonaniu.
Oczy zaczęły jej drżeć i w pierwszej chwili szok wykrzywił jej twarz. Warga dolna wraz z brodą chodziły do góry i na dół tak jak gdyby chciała coś powiedzieć, a nie mogła lub też nie chciała. Mierny z niej był aktor.
- Po co cię przysłał? - Zdjąłem dłoń z jej głowy, nadal nie spuszczając z niej wzroku.
- L... Wierzysz w potwory? - wyskoczyła ni stąd ni zowąd.
- Nie - odparłem szybko.
Przygryzła wolna wargę, odwracając głowę na bok.
- A jak gdybym powiedziała ci, że one istnieją?
- Odparłbym, że masz temperaturę. Świat realny jest policzalny, a potworów nikt nigdy nie widział. - Uśmiechnąłem się lekko, rozbawiony jej dziecięcą naiwnością. W końcu miała zaledwie sześć lat...
Uderzyła pięścią w stół.
- One są! I chcą zrobić coś bardzo złego! - mówiła z przekonaniem. Najgorzej było, kiedy ludzie wierzyli w to co mówili. Wtedy gotowi zarzekać się, że ich babka była osłem, a oni są osłoludźmi i nie wyjdzie 0 na żadnych maszynach. Westchnąłem i złapałem ją za brodę, by nie trącić z nią kontaktu wzrokowego. Teraz łzy pociekły jej po policzkach. Nienawidziłem kiedy płakała.
- Możesz w to nie wierzyć! - mówiła drążącym głosem, przenosząc zaciśnięte pieści na moją dłoń. Zdeterminowała się i pociągnęła mnie za rękę, która właśnie trzymałem na jej brodzie. - Możesz wierzyć w te twoje liczby i zadania! Potwory są! Ale ty ich nie widzisz! - Oddychała głęboko, mocniej szarpiąc za mój rękaw. Mimo złości w głosie, łzy nadal leciały po jej policzkach. Podniosłem głowę. Wszyscy się na nas patrzyli. Amy przykładała dłoń do ust, a Watari już się zbierał, by ją ode mnie odciągnąć. Pokiwałem głową, by został tam gdzie stał i wzrok przeniosłem na klęczącą już u nóg mojego krzesła dziewczynę.
- Co te potwory chcą zrobić? - zapytałem się. Jak pozwolę jej mówić, uspokoi się na pewno.
Pokręciła przecząco głową, dłonie zaciskając na fioletowej sukience w białe kwiatki. Nie wiedziała.
- B wie? - ciągnąłem dalej. Ruch jej głowy pokazał, że tak, mój brat bliźniak wie. A w swoją chorą zabawę wciągnął też i ją. Zeskoczyłem z krzesła i popatrzyłem na uspokojone już rodzeństwo. Wszyscy traktowaliśmy Fiołka jak przyjaciółkę, a zarazem najcenniejszy skarb. Ona była uosobieniem wszystkich nieznanych nam uczuć. Podałem jej dłoń by wstała i przestała czyścić sukienka podłogi.
- Zaprowadź mnie do niego - powiedziałem spokojnie. Dziewczyna szybko podniosła się i trzymając mnie za rękę, wyciągnęła z jadalni. Nic nie mówiła, tylko szlochała. B wiedział, ze gdyby on kazał mi coś zrobić, odmówiłbym z czystej niechęci, wiedział, że jej nikt nie odmówi. To była jego karta? I te potwory.
Wyszliśmy bladym świtem z sierocińca. Skierowała mnie w okolice szklarni. Na jednej z ławek siedział B. Patrzył się w bok, szepcząc do siebie, albo kogoś. Wtedy poczułem jak dłoń Fiołka zaciska się na mojej.
- B to potwór? - zapytałem się jej.
- Nie... - szepnęła, zatrzymując się jakieś dziesięć kroków od B... Puściła moją dłoń, która automatycznie wsadziłem do kieszeni i kucnąłem, przyglądając się jak mój brat zeskakuje z ławki. Uśmiechał się lekko, ale nieszczerze, resztę dzielącej nas różnicy pokonał sam, stając nade mną.
Milczeliśmy dłuższą chwilę. Kątem oka zauważyłem, że Purpurowa idzie w to miejsce, gdzie wcześniej był B też coś szepcząc pod nosem. Lecz podczas, gdy on był spokojny, ona cała drżała ze strachu.
- Co jej dałeś? - zapytałem się brata.
- Nie uwierzysz, ale nic - odparł zimno i oschle.
- Mówiła o potworach, teraz mówi do siebie. Więc?
- Pomyślałeś, że może ona naprawdę widzi potwora? - zapytał kpiąco.
- Pomyślałem - odparłem spokojnie.
On nie odpowiedział nic. Zaczął tylko kreślić jakieś znaki w powietrzu nad moją głową. Odprawiał jakieś rytuały. Pozwoliłem mu. Jak przez to Fiołek miałaby być spokojniejsza, to niech i tak będzie. Kiwnąłem głową do siebie, przenosząc wzrok na brata. Zastygł w bezruchu w dziwnej pozycji nad moją głową.
- Obronimy cię L! Nie pozwolimy by potwór ciebie zjadł! - krzyknęła dziewczynka, wyraźnie zadowolona z wyczynów mojego bliźniaka. Podeszła do nas w podskokach, nadal jednak pozostając bladą ze strachu.
- Dobrze, a potem pozwolisz, że ja ocalę wasze brzuchy przed wrzodami - odparłem spokojnie. Na twarzy B zagościł mimowolny uśmiech.
- Przed czym? - Zamrugała kilka razy przenosząc wzrok na powietrze, tak jak gdyby patrzyła komuś w twarz. - Nie, Ranarag tobie nie damy jeść.
- Ra...na...rag? - powtórzyłem zdziwiony.
- Potwór! - krzyknęła tłumaczącym głosem.
Zatem tak go nazwali. Mają wyimaginowanego przyjaciela. Uśmiechnąłem się, czytałem gdzieś, że to normalne wśród dzieci. B opadł na ziemię wyraźnie zmęczony, widać było że to co robi zabierało mu siły, albo po prostu tak świetnie grał. Przygryzłem paznokcia u kciuka, patrząc na nich zamyślony, miedzy palcami nóg bawiąc się źdźbłami trawy. Milczeliśmy teraz wszyscy. Musiałem pozbierać myśli. Nie trwało to długo, bowiem zaniepokojony Watari, znalazł nas w krzakach.
- Tutaj jesteście - odezwał się, widząc scenę jak B podnosi się z kolan i siada podkulony, podobnie jak ja.
- Tutaj! L jest bezpieczny! Potwór go nie zje! - powiedziała zadowolona dziewczynka.
- Potwór? - powtórzył zdziwiony starzec. - Zmyślony przyjaciel? Wy musicie coś zjeść - dodał surowym tonem. Pomogłem B wstać z ziemi, nie pytając już o nic...
Zabawa jednego dnia? Tego nie wiem. Pora jeść.
Resztę dnia spędziłem normalnie, w książkach i dobierając sprzęt komputerowy. B był tak zmęczony, że darował sobie zajęcia dzisiejszego dnia i poszedł spać. Za to mała Fiołek coraz to głośniej i zabawniej mówiła do siebie, albo do tego niewidzialnego potwora imieniem Ranarag... Dziwnie nie podobała mi się cała ta sytuacja... Ale cóż, co ma być to będzie.
Oj, L się na pewno domyśli i to już niedługo, prawda?
Kilkadziesiąt takich samych koszulek xDD
Czekam na dalsze części ^^