Opowiadanie
Mój Pierwszy Gej
Część osiemnasta: Del-chan’s Part 8. Jak dobrze być sprzętem AGD! ^_^
Autor: | Ariel-chan |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Komedia, Obyczajowy, Romans |
Uwagi: | Yaoi/Shounen-Ai |
Dodany: | 2010-10-12 15:12:39 |
Aktualizowany: | 2010-10-12 15:12:39 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Nie kopiować, nie rozpowszechniać bez wiedzy i zgody autorki ;3
Część osiemnasta: Del-chan’s Part 8.
Jak dobrze być sprzętem AGD! ^_^
Ariel-chan zmusiła mnie do opowiedzenia sobie bajki na dobranoc. Nie wiem, co ja, kuźde, za wieczorynkę robię?! Idź sobie Gumisie, Muminki albo najlepiej... Pokemony pooglądać na dobranoc, a nie mnie, totalne beztalencie, do grafomaństwa namawiać!
No ale dobra, niech jej będzie… Mogę wymyślić jakąś bajkę z cyklu w-ogóle-nie-dla-dzieci.
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, jeziorami, gej-barami (tak naprawdę to jakiś tydzień temu u sąsiadów, ale każda porządna bajka powinna zaczynać się w ten sposób) żyła sobie pewna totalnie urocza księżniczka o imieniu Czarusia (która tak naprawdę była księciem i miała coś między nogami, ale ja nie o tym, bo kogo to obchodzi?) Księżniczek Czaruś chodził(a) w różowych sukieneczkach, miał(a) różowe kokardki we włosach, uwielbiał(a) różowe desery i jak już wspomniałam, był(a) naprawdę urocza/uroczy. Tak uroczy, że nie umiał się opędzić od adoratorów, czego zresztą, nie robił, bo jego surowy ojciec robił to za niego, czytaj: zaciekle pilnował jego cnoty, odganiając owych licznych adoratorów. Jednego niestety (jasne, że „stety”) nie udało się ojcu utrzymać na dystans, wszak ukemony (czytaj: ukesiowe feromony) wydzielane przez księżniczków działają na odległość i są nie do opisania potężne. Książę (ten prawdziwy) pozbawił ukesio-księżniczkę jego największego skarbu (bo na co mu on?) i zadeklarował miłość do grobowej deski (a może klozetowej? I na cholerę mu mówi, że się kocha w jakichś deskach?!).
Ojciec Czarusi, gdy zauważył, że jego syn/córka dziwnie się zachowuje, chodzi bujając w obłokach, podskakując, podśpiewując i gadając z ptaszkami (tymi na drzewach, oczywiście) jak na starym, dobrym filmie Disneya, domyślił się straszliwej prawdy i postanowił drastycznie zmienić metody wychowawcze. Jak na dobrego złego bohatera przystało, uwięził Czarusię w wysokiej wieży (czyli w jego pokoju na parterze) i odpowiednio cieszył japę, myśląc, że to cokolwiek pomoże. Ale, oczywiście, nie wiedział, iż nie można lekceważyć seme, usychającego z tęsknoty (i pożądania) za swoim kochanym uke! Już następnego dnia Książę przeskoczył żywopłot, budę dla psa i koryto od świnek (skąd tam, u diabła, wzięły się świnie mnie nie pytajcie!), wspiął się po drabinie i włamał przez (otwarte) okno do komnaty księżniczka, gdzie udowadniał mu raz po raz, jak bardzo go kocha, wiadomo w jaki sposób (prawdziwa chuć zawsze znajdzie drogę ujścia!), więc nie będę wdawała się w szczegóły. Zamieszkał w jego szafie (jak Rukia u Ichigo albo Gokudera u swojego Tsuny) i żyli razem długo i szczęśliwie, ponieważ Książę zostawił żelazko włączone i wiele z jego pałacu nie zostało, a ojciec Czarusi, jak się okazało… sam był krypto-gejem.
Koniec!
Ale ze mnie bajkopisarka…
A nie mówiłam, że nie umiem bajek pisać?!
Tak, tak, jasne! Weź ich na wycieczkę, do zoo, do Wesołego Miasteczka, no kuźwa gdzie jeszcze, może na księżyc albo od razu do gej-baru?! Że co mam zrobić?! Upić ich i urządzić im sesję zdjęciową?! Z chęcią, ale raz - uke jest nieletnie, dwa - jak, u diabła, miałabym to zrobić z moją słabą głową?! Sama się upiję, a nie ich! Zaczaić się pod domem w kominiarce albo obszernym kapturze, pobawić się w paparazzi, znienacka porobić zdjęcia i uciekać, ile sił w nogach?! Super! Wsadzą mnie do wariatkowa w najlepszym wypadku! Jedna ma lepsze pomysły od drugiej! Jak nie Wiedźma, to jakieś Pudełko!
Przeładowana głupimi pomysłami Ariel i jej nie całkiem zdrowych na umyśle koleżanek, polazłam w niedzielę do tych złych, złych gejątek. Bardzo złych, zaznaczam!
Marcinowi kupiłam to, co już jakiś czas temu podpowiedziała mi Yume. Pomysł jest genialny sam w sobie i nie mogłam z niego nie skorzystać! Po drodze znalazłam jakąś otwartą cukiernię i dokupiłam mały torcik. Szczerze wątpię, by Marcin miał swój, a nawet jeśli, to i tak już dawno go nie ma, zeżarty przez wiadomo kogo.
W nocy wysłałam mu już życzenia (podyktowane, żeby nie było, przez Ariel!), a na żywo tylko dopowiedziałam parę debilizmów (nie umiem życzeń składać!), na pewno coś w stylu, żeby mu się z Czarusiem układało, żeby się ożenili (w Holandii), trenowali dużo i inne pierdoły… Co do Ariel, która wczoraj anonimowo wysłała Marcinowi życzenia… ekchem, cytuję: Celebiku kochany, słońce nasze najsłoneczniejsze.... wszystkiego najyaoistyczniejszego na świecie, ożenienia się z Jigglypuffem, niech ci urodzi setkę Jigllypuffiątek, Celebików i w ogóle gejątek, a w związku z tym... wiecie, co macie robić, ty się staraj, a ukeś niech się uczy!
- A to prezent dla was… to znaczy dla ciebie! - wręczyłam semiakowi cholernie drogi… czekoladowy… płyn do kąpieli. - Ale dla was, bo do wspólnych kąpieli. - Marcin się zaśmiał, podziękował i powiedział, że rozumie. - Tak, Czaruś, torcik dla ciebie też mam! - zwróciłam się do ukesia, który, widziałam, już już łypał na ciacho i już już wyciągał po nie swoje rączki, kompletnie ignorując zajebisty prezent, który właśnie mu… im dałam. Oj, do czasu, drogi ukesiu, do czasu! Nie oprzesz się czekoladowemu płynowi, a już tym bardziej, nie oprzesz Marcinowi, gdy się w nim wykąpie! Zjesz go. To znaczy Marcina, chociaż płyn pewnie też...
Wracając do jedzenia bardziej odpowiednich rzeczy…
- Oj, tort zniknął. - zauważyłam nagle.
- I Czaruś też…
Mówię wam, miłość od pierwszego wejrzenia, którą musiał od razu skonsumować!
Już myślałam, że poszedł zaszyć się gdzieś ze swoją nową kochanką… eee, kochankiem, żeby go samemu zeżreć i nie dać solenizantowi nawet skosztować, ale, o dziwo… Wrócił. Mielił, co prawda, coś w ustach, ale udało mu się przynieść tacę z herbatką, talerzykami i, na szczęście, połową ciasta… Uff, ulżyło mi…
Połową?! Zrobiłam wielkie oczy pt. „Przecież ciebie nie było zaledwie parę minut!”. On je pochłonął, nie zjadł, pochłonął! Pamiętacie, jak w „Ouran High School Host Club” Honeya-senpai nazywano go kosmitą, bo żaden człowiek nie mógłby jeść aż tylu słodyczy?! Spojrzałam więc na uke jak na UFO i oskarżyłam go:
- Czarek, ty jesteś kosmitą, przyznaj się!
- Ciacha? - spytał, udając, że chce się podzielić i nawet nie słysząc mojego oskarżenia.
- A ja chciałem zdmuchnąć świeczki… - Marcin udał obrażonego.
To je sobie chyba z tyłka musiałby wytrzasnąć, bo ja mu świeczek nie przyniosłam!
- Jeszcze trochę ciacha zostało, możesz sobie zrobić z nim, co chcesz… - odparł beztrosko Czaruś. - A przynajmniej… - ukroił spory kawałek tortu i nałożył na talerzyk... sobie. - …z resztą… - dokończył i zaczął wcinać, aż mu się uszy trzęsły, a oczy świeciły z rozkoszy; w trakcie podziękował mi z pełnymi ustami. To nic, że to teoretycznie nie było dla ciebie, ukesiu kochany, tobie się wybaczy wszystko! Maniery to ty masz też z deczka ubogie, ale i tak cię wszyscy kochamy!
Ach, ja miałam spytać o te życzenia! To znaczy tak, by się nie wkopać. Ariel mi truła chyba ze trzy godziny i musiałam w końcu dać jej marcinowy numer telefonu, przysięgała, że poza wysłaniem głupich życzeń nie wykorzysta go do żadnych innych (niecnych) celów. Miejmy nadzieję, bo inaczej… ręka, noga, mózg na ścianie!
- Marcin, a dużo osób o tobie wczoraj pamiętało? - spytałam, robiąc minę kompletnego niewiniątka.
Zauważyłam, że Czaruś od razu się skrzywił. Pierwsza oznaka zazdrości? *.* Miałam ochotę znowu patrzyć na niego ze słynnymi kurwikami w oczach!
- Ychym, no nawet. - odpowiedział mi seme. - Pierwszy był oczywiście Czarek. - złapał swojego uke wzrokiem, mój natomiast mówił wyraźnie: Ha, wiedziałam! - Ty byłaś druga. Nawet pani mama znalazła chwilkę, by do mnie w dzień zadzwonić. Ojciec nawet tego nie zrobił… - ojej, biedactwo, już całkiem się ciebie wyrzekł? - Potem dwójka starych znajomych, moja była dziewczyna… - oho, nadal mają ze sobą kontakt? To nic dziwnego, że Czaruś ma taką kwaśną minę! - No i jeszcze ktoś kto się nawet normalnie przedstawić nie umie, jakaś Gwiazda Poranna, czy coś. „Happy Birthday” napisał czy napisała i nawet się nie raczył, raczyła przedstawić! - oj, Ariel, to chyba o tobie! Ej, zaraz, „Happy Birthday”?! No to mnie w ciula z tymi życzeniami zrobiła!
- Bo pewnie rozdajesz swój numer na prawo i lewo i nawet nie pamiętasz, komu dajesz. - odezwał się nagle uke, wzburzony. - To pewnie jakaś twoja cicha wielbicielka. Albo wielbiciel. - Super! Ariel, właśnie zostałaś cichą wielbicielką… ALBO wielbicielem! To „albo” jest tu najpiękniejsze! Oj, Czaruś, pojęcia nie mam, skąd ci się to wzięło, ale nawet nie wiesz, jak niewiele się pomyliłeś!
- Czaruś jest zazdrosny, że mi jakieś obce numery życzenia wysyłają. - wyjaśnił Marcin z podejrzanym uśmiechem.
- Wcale nie!
I w tym momencie po raz pierwszy zaczęłyśmy się uczyć, iż u Czarusia „wcale nie”… oznacza „wcale tak”.
- Dobra, dobra! - przerwałam im, zanim zdążyli się pokłócić o coś tak bezsensownego jak yaoistka. - Czaruś, ty mi lepiej powiedz, co dałeś Marcinowi na urodziny, o!
- Co mu dałem? Książkę taką jedną…
- Książkę?! - zdębiałam. - Super, kocham książki, ale… czy to nie jest trochę… nudne jak na prezent?
- A co innego miałem mu dać? - znowuż oburzyło się uke. - Ubrać się w sam fartuch i obwiązać wstążką?!
Glebłam. Usłyszeć coś takiego z ust Czarka?! Ale uwaga, to dopiero początek! Nie wiedziałam, że i to uke potrafi być takie ZŁE… Oczywiście, Marcina nie przebije…
- Tak, tak właśnie powinieneś zrobić! - przytaknęłam z entuzjazmem. - Czaruś, nareszcie zaczynasz myśleć, jak yaoista, brawo! W którejś mandze to wyczytał, co?
- W tej no… Yyy, to znaczy w żadnej!
- Czarek to w ogóle się coś słabo wczoraj postarał. - wtrącił się Marcin, najwyraźniej musząc mi się poskarżyć. - W moje urodziny to ja powinienem być obsługiwany, nie on.
JAK obsługiwany?! Wybałuszyłam gały na uke, który, zamiast swojej normalnej reakcji, skulić się, zaczerwienić, znowu się wkurzył i na Marcina z mordą:
- Ty zawsze wymyślasz jakieś cuda-niewidy! I tak godzę się na dużo! Wczoraj zrobiliśmy to na… - urwał i spłonął buraka. Że co?! Że jak?! Na czym?! Dokończ! Ale nie, ten się obudził, zrobił wielkie oka, przerażony, że właśnie chciał powiedzieć coś dziwnego… ZŁE UKE! Spojrzałam wymownie na Marcina: NA CZYM?!
- Też mi cuda-niewidy. - wzruszył ramiona Marcin. - To tylko pralka. - ŻE, KUŹWAH, CO PROSZĘ?! PRALKA?! xD Ja pierdolę! xD Omal nie zaliczyłam gleby, a seme, nie zważając na moje życie i zdrowie, kontynuował: - Ja bym to najchętniej zrobił na biurku ojca, ale ty masz jakieś dziwne opory…
GLEBA!
Wypierdoliłam się, no dosłownie spadłam z krzesła. Marcin się rzucił pod tytułem „Nic ci nie jest?!”, a ja cała czerwona wstałam momentalnie z „Nic mi nie jest, nic mi nie jest!”... Taa, nic mi nie jest, tylko dostałam psychicznego krwotoku, zawału, padaczki, epilepsji (to chyba dwa razy to samo?) i Bóg wie czego jeszcze, a moja wyobraźnia właśnie wylądowała w zakładzie psychiatrycznym! Nienawidzę tego seme! Czaruś, biedactwo, jak ty tu z nim wytrzymujesz?!
- W ogóle co ty taka czerwona? - zapytał mnie Marcin, gdy udało mi się pozbierać z ziemi.
- Nie jestem! - oburzyłam się.
- Jak nie, jak tak? Jesteś prawie tak czerwona jak Czarek.
Nie wiem, jak on to robi, ale w tym momencie Czaruś spąsowiał jeszcze bardziej.
- To przez ciebie! - zwaliłam winę na semiaka.
No żeby zawstydzić yaoistkę! Szczyt wszystkiego! Ja widziałam więcej niż wy dwaj razem wzięci!
- Sama przecież chcesz słuchać… - stwierdził Marcin ze wzruszeniem ramion. - Inni faceci jakoś mogą się chwalić, jakie to oni laski nie wyrwali i co z nimi robili, a ja nie mogę nic powiedzieć o moim uroczym chłopaku? Mam się czym chwalić, prawda? A że mogę tylko przy tobie…
Ja… jestem wdzięczna. Bardzo. Ale kuźwa… Jak WAS sobie wyobrażam NA pralce…
Taka pralka to ma dobrze. Może być świadkiem tylu interesujących rzeczy, w dodatku jest wielofunkcyjna… Pranie, drabina, trening, co jeszcze? Ja chce być tą pralką… Zazdroszczę pralce? O tak. Ciekawe, czy innym sprzętom domowego użytku też można doczepić nowe zastosowanie? Nie, inaczej! Pytanie brzmi: ilu (i którym) sprzętom domowego użytku te dwa zboczone gejątka zdążyły już dorobić… nowe zastosowanie?! Pewnie wszystkim… Mam nadzieję.
- Następnym razem mnie ostrzeżcie, dobrze? - powiedziałam już na głos. - A teraz wdech, wydech i kończymy ten temat, bo ja się muszę jeszcze na was uodpornić. - i z tego wszystkiego przeszliśmy na rozmawianie o całkiem niewinnych pierdołach, które nikogo nie obchodzą. Chwała Bogu na wysokościach, amen!
A’ propos Boga, małe wtrącenie odautorskie:
Allach Akbach, Allach Akbach! <ukłony w stylu arabskim>
Mana maaaaana maaana yaaaaaoi! <ukłony w stylu japońskim, czyli czołem o glebę>
Tak, to ja, Ariel-sama, Prorok i Autorka w jednym, która tego samego dnia, czyli dwudziestego piątego kwietnia, gdzieś na drugim końcu wszechświata, postanowiła złożyć hołd gejątkom… to znaczy Bogom, których kocha i wyznaje, a raczej wysławia pod Niebiosa... Ale nic więcej poza tym, iż mam własną świątynię yaoi, w której głównymi Bogami pisanymi z dużej litery są Jigglypuff i Celebi… wiedzieć nie musicie ^_^
PLASK!! Bul,bul bul... xD
Dobra.... Opowiem od początku....
Najpierw miałam (w miare xD) normalny stan psychiczny. Potem po dłuuuugiej przerwie (z powodu tworzenia mojego opowiadania "Legendy") przypomniałam sobie o MPG...
Weszłam na tanuki i weszłam na ten rozdział i...
Na spadanie z krzesła się uodporniłam xDDD. Ale pierdolłam o biurko tak, że trza mi robić operacje plastyczną xDDDD. Ze śmichu tylko co 10 sekund musiałam chodzić siusiu xD. I jeszcze mój kochany ZŁYY ukeś który wpierdzielił połowe tortu xDD. Ale potem <tu słyszymy dramatyczną muzykę> przeczytałam o pralce... Dostałam krwotoku wewnętrznego,rozwaliłam sobie twarz o biurko i zalałam cały pokój krwią(nie wiem skąd u mnie tyle krwi o.O). I dotstałam napadu śmiechu (o.O) co skończyło się tym że moja psychika siedzi w kaftaniku bezpieczeństwa ze sporą dawką środku uspokajającego xDDD.
P.S Suminaseeen!!! Gomenasai!!!! Wybaaacz że tak długo nie dawałam znaków życia, ale udoskonalałam moje kochane opowiadenie "Legendę".
-.-'
Mojego? No jest przecież w moim profilu O.o'
TYLKO NA PRALCE??????? ja Zmoderowano TO JA PŁAKAŁAM ŻE ŚMIECHU I SPADŁAM Z KRZESZŁA ^^ JA chce twojego e-maila... twoje pomysły są Zmoderowano!!!!!!!!!!!!
Zmoderowano wulgaryzmy. Każdy kolejny post w tym stylu zostanie usunięty.
IKa
^-^
Bardzo ładny twór, czepiłabym się kilku rzeczy, ale nie o to tu chodzi. W skrócie KAWAII ^-^
bez
Bardzo oryginalne opowiadanie, całkiem inne niż wszystkie, a to się chwali, jednak ciekawe fragmenty tworzą już mniej ciekawą całość. To oczywiście moja opinia, ale autorskich komentarzy jest tu za dużo i zbyt często się one powtarzają. Na początku było dobrze, Delianne odkryła tajemnicę, była (byłyście?) podekscytowane, a komentarze w stylu 'kyaaah ^.^!' wzbogacały tekst. Z czasem zaczęło się to robić nudne i denerwujące, a może inaczej - zaczęło nudzić i denerwować mnie. Nigdy nie chciałabym mieć do czynienia z główną bohaterką, jej zachowanie mnie przeraża, jest płytkie i egoistyczne, a przynajmniej takim się wydaje.
Jeśli o chłopców chodzi - w nich wszystko jest idealne. Rola uke i seme jest wyraźnie naznaczona za pomocą ciekawych środków, a Czarek mógłby ubiegać się o rolę najsłodszego-słodziaka-wszechczasów. Naprawdę, oddałabym mu serce i wszystkie słodycze.
Dodam jeszcze, że opowiadanie nie jest może moim ulubionym, ale zdecydowanie jednym z najciekawszych tutaj. Podoba mi się forma subiektywnego reportażu i płynny (nie licząc wielokropków) styl autorki.
Życzę weny i pozdrawiam.