Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Mój Pierwszy Gej

Część dwudziesta pierwsza: Del-chan’s Part 9. Dziewczę płci męskiej.

Autor:Ariel-chan
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Komedia, Obyczajowy, Romans
Uwagi:Yaoi/Shounen-Ai
Dodany:2010-10-23 17:05:22
Aktualizowany:2010-10-23 17:05:22


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Nie kopiować, nie rozpowszechniać bez wiedzy i zgody autorki ;3


Część dwudziesta pierwsza: Del-chan’s Part 9.

Dziewczę płci męskiej.

Ariel jednak czasami (z naciskiem na „czasami”, oczywiście!) miewa genialne pomysły. Dwa dni po moim wtorkowym spotkaniu z Czarusiem i Marcinem (po którym nie wiedziałam, czy mam się wściekać, o to, że mnie tak perfidnie zostawili, czy radować, bo ujrzałam przepiękny, niecodzienny widok, o którym, zresztą mogliście przeczytać w części oczami Czarusia, więc co ja się będę powtarzać!), umówiłam się z tym pierwszym, że pójdziemy pokibicować temu drugiemu na maturach. A jako, że kibicowanie kojarzy mi się w całkiem stereotypowy, amerykańsko-filmowy sposób, w mojej głowie od razu zrodziły się obrazy z cyklu… Czaruś w mini spódniczce… i z różowymi pomponami. Czaruś podskakujący i okrzykami dopingujący swojego seme na egzaminach… Ha! Ciesz się, że Ariel ci tego nie zrobiła, Czarusiu, bo jako Wszechmogąca Autorka… nie miałaby najmniejszego problemu ze zrobieniem z ciebie… uroczej cherleederki! ;)

W szkole zjawiliśmy się z Czarusiem około trzynastej, ukeś to jeszcze, ale ja, jako „nietutejsza”, byłam tam już całkiem nielegalnie… Whatever, kto by się tym przejmował? Po pierwszej części matury z angielskiego, Marcin wyszedł z sali i czekała go przemiła (przeurocza właściwie, bo w postaci ukesiowej) niespodzianka. Na nasz… przepraszam, Czarusia widok, pięknie ubrany seme uradował się równie pięknie i prawie… przykleił się do swojego chłopaka. „Prawie” robi wielką różnicę, oczywiście, co znaczy mniej więcej tyle, że Marcinowi od razu dostało się po łapach.

- Jakbyśmy nie chodzili z Czarkiem do tej samej szkoły… nie miałbym oporów! - stwierdził poważnie Marcin; uke zmierzył go groźnym spojrzeniem, a ja miałam ochotę pytać „oporów przed czym?!”, choć to było jasne jak słońce! - Ale skoro już tu jesteście… - seme uśmiechnął się podejrzanie, zaczął się rozglądać… i nawet mi, yaoistce, nie przyszło do głowy to, co za chwilę zaproponował: - Znajdźmy jakąś pustą łazienkę. Dellcia może nam stanąć na czatach. Prawda?

- Tak! - potwierdziłam, nie wierząc własnym uszom.

Geje… sami… w łazience?! A ja pod drzwiami?! Tak, tak, tak, po stokroć tak! Żyć, nie umierać!

- Zwariowałeś?! - zaprotestował z miejsca uke, czerwieniąc się. - Ni… Niby po co?!

- Chyba po to przyszedłeś, co? - słucham?!, zdębiałam. - Żeby mnie odstresować? - achaaaa… O.o Marcin, TY mnie nie strasz! xD

- Może i tak, ale… czego ty, u licha, chcesz?

- Domyśl się! - Marcin zaśmiał się po swojemu.

Myślałam, że go uke zeżre za tą wielce niemoralną propozycję, ale o dziwo, dał się zaciągnąć do tej łazienki… na siłę, bo na siłę, broniąc się (nieznacznie) nogami i „ręcami”, ale dał.

Stanęłam pod kiblem z uchem pod drzwiami i nie zważając na to, że wyglądam jak debil (-ka?), podsłuchiwałam, ale niestety, nie słyszałam nic. Chyba naprawdę nie poszli tam po „to”, biorąc pod uwagę, iż Czaruś to raczej cicho zachowywać się nie umie… Jednocześnie mogłam być pewna, że za potrzebą we dwóch też tam nie weszli, oj, nie! No nic, pilnowanie drzwi gejątkom to obowiązek yaoistki, prawda? Później się dowiem, CO tam się działo, teraz ważne, by nikt nie chciał tu wle…

- A ty dokąd?! - zatrzymałam jakiegoś chłopaka, który właśnie w połowie moich myśli chciał mnie bezczelnie ominąć i wleźć sobie do łazienki.

- No… Do ubikacji. - kiwnął głową nieznajomy chłopak.

- Nie ma! - krzyknęłam, zasłaniając sobą drzwi. - Idź gdzie indziej!

Uparciuch skrzywił się zdziwiony co niemiara i całkiem niewzruszony odparł:

- Ale ja chcę do tej.

- Nie! Mało masz łazienek?! Znajdź sobie inną! Ta jest moja, rozumiesz? Moja! - wiem, mądre, kuźde… bardzo. - Ooo, Kamila! - zawołałam niespodziewanie, wciąż „zataranowując” sobą wejście, a ujrzawszy moją starą przyjaciółkę, której wieki chyba już nie widziałam, co ewidentnie musiało wyglądać jak dywersyjna zagrywka z cyklu: „Patrz, UFO!”

Kamila podeszła do nas, wymachując rękami jak wariatka, a ten skarżypyta od razu do niej:

- Ona nie chce mnie wpuścić do kibla.

- Czemu Bartuś nie może iść zrobić siusiu? - zapytała mnie Kamila. Odpowiedziałam tym, co mówię najczęściej, gdy brakuje mi mniej lub bardziej inteligentnych argumentów, czyli:

- Bo JA tak mówię! >_<

Chłopak nazwany Bartusiem wybałuszył na mnie gały, ale nic się nie odezwał, w przeciwieństwie do Kamili, która zawsze dobrze mnie rozumiała.

- No widzisz, Bartuś… Skoro ona mówi, że nie możesz… to znaczy, że nie możesz.

Chłopak mruknął coś w stylu „No jaja sobie robicie”, gdy nagle, z idealnym timingiem, bo pod kiblem zebrał się już spory tłumek, gejątka wyłoniły mi się zza pleców. Nie mogłam przegapić błyszczących „oczków” Czarusia i jego słodko zaróżowionych policzków… A więc jednak! *_*

W między czasie „Bartuś”, czy jak mu tam, skorzystał z okazji i wbił się na chama do tej toalety.

- Co nas ominęło? - zapytał cały rozpromieniony Marcin.

- Was?! Co MNIE ominęło?!

Marcin tylko zachichotał i powiedział, że musi już wracać na egzamin. Pożegnałam się szybko z przyjaciółką i pobiegłam za nimi po schodach na górę.

Właśnie, schody! Co to ja miałam!? Ariel-neechan mnie o coś prosiła, ale co to miało być?! Acha! Niech jej będzie! Odchrząknęłam i idąc za gejątkami prawie że w podskokach, cała happy (bo zresztą, po takiej akcji, kto nie byłby w skowronkach?! xD) zaczęłam śpiewać w rytm bliżej niezidentyfikowanej melodii:

- Yaoiyaoiyaoiyaoiyaoiyaoi…

Chłopcy przede mną zatrzymali się po paru stopniach jak jeden mąż i odwrócili do mnie z odpowiednimi minami.

- No co?! - zapytałam inteligentnie.

Oni spojrzeli na siebie, wzruszyli ramionami i ruszyli dalej, a ja w dalszym ciągu podskakiwałam, wywijałam rękami niczym babcia na wózku inwalidzkim i śpiewałam odę do yaoi, ciesząc się przy okazji jak głupi do sera. U szczytu schodów Marcin nie wytrzymał, zatrzymał się tak, że niczym w jakiejś komediowej mandze omal na niego nie wpadłam, obrócił się do mnie i zapytał:

- Czemu udajesz karetkę?

Że… CO udaję?! O_o

- Ee, niee! - odezwał się Czaruś, ratując mnie tym samym. - Ona chyba śpiewała „yaoi yaoi”. Prawda?

- Eee… tak, w rzeczy samej.

- Ach, faktycznie. Ale brzmiało trochę jak pogotowie, cha cha cha! Oj, Czaruś, Czaruś. Jak ty dobrze te kobiety… rozumiesz! - poklepał jeszcze swojego uke po policzku, ten się oburzył, że co to niby miało znaczyć, a seme, nie zwracając na niego uwagi, udał się pod swoją klasę.

Zostało już nie wiele czasu i zdążyłam się tylko dowiedzieć, że wcale powtórki Armagedonu nie było, że Czaruś z Marcinem się dogadali… i że semiak będzie składał papiery i tu, i do Poznania. Mina mi zrzedła, ale dobra… może nie będzie tak źle… Bo inaczej „Mój Pierwszy Gej” umrze śmiercią tragiczną i co wtedy?! Chciałam dowiedzieć się jeszcze wielu innych rzeczy, ale nie dość, że jak na złość ludzie zaczęli się schodzić, to jeszcze Czaruś… ja się patrzę, a on kopie Marcina! =.= Ej, zaraz, za co?! No chyba nie za TO, co było w łazience?! Już chciałam się drzeć, gdy mi się przypomniało o pewnym „chamskim” zwyczaju…

- To na szczęście! - wyjaśnił Czaruś, ciesząc się jak głupi, radochę to on miał przednią!

Marcin musiał iść na maturę, a ja w ten sposób zostałam sama, samiuteńka z tym uroczym stworzonkiem, wciąż uchachanym, że miał okazję skopać swojego seme!

- Oj, Czarek, Czarek! Ty się tak nie śmiej, tylko lepiej mi powiedz, co robiliście w tej łazience? - zażądałam odpowiedzi na najbardziej dręczące mnie pytanie...

O, już się rumieni, skubaniec jeden!

- Nic nie robiliśmy… - odpowiedział niepewnie. - To znaczy tylko... no wiesz…

- Jezu, Czarek, ty nie mów „no wiesz” yaoistce, bo ja DUŻO wiem!

Ukesiątko rozejrzało się po pięć razy na każdą z możliwych stron (teren już dawno czysty!), pochylił się do mnie cały czerwony i takim konspiracyjnym szeptem, jakby zdradzał mi tajemnicę wagi co najmniej państwowej, powiedział:

- Całowaliśmy się…

Wow…

- Nie lubię słodkich rzeczy, ale ciebie to zaraz zjem! *_*

- Hę?

Chyba się wystraszył, bo aż odsunął się ode mnie z miną oznaczającą mniej więcej: „Ale ja nie jestem jadalny… bynajmniej nie dla ciebie!”

- Eeem, głodna jestem! - wymyśliłam, by nie wyjść na jeszcze większą wariatkę. - To idziemy szukać na tym zadupiu pizzerii! A… może wolałbyś cukiernię?

Miałam wrażenie, że zaraz ogon mu wyrośnie i zacznie nim merdać, albo co lepsze… zmieni się w najprawdziwszego Jigglypuffa! Taaak… pokiwał różowym łebkiem, oczki zrobiły mu się błyszczące i duże jak u jego pokemonowego odpowiednika… To ja co? Zaczęłam grzebać po kieszeniach i znalazłam…

- Proszę. Twój flamaster.

Wręczyłam Jiggllypufowi flamaster i zostawiłam go totalnie zdębiałego z miną tym razem mówiącą: „Na cholerę dajesz mi flamaster?!”. I jeszcze kazałam mu śpiewać. Mruknął coś, że nie jest żadnym cholernym Pokemonem i że kiedyś mnie zabije, no cóż… Jakoś przeżyję! Byle znaleźć tą jadłodajnię, bo seryjnie umrę z głodu…

Ale jak na złość… nigdzie żadnej pizzerii… żadnego baru… żadnej kawiarenki… Wszędzie tylko cukiernie! Spytałam Czarka, czy przypadkiem nie zaczarował tego miejsca, licho wie, czego to te Pokemony jeszcze nie potrafią!

Po pół godzinie kluczenia znaleźliśmy wreszcie jakąś knajpkę, w której podawali też coś OPRÓCZ słodyczy i ewentualnie piwa. Zamówiłam sobie jakąś jak najbardziej wegetariańską sałatkę, Czaruś, oczywiście… ciacho. Ciekawe, co on jada na obiad? Ziemniaki w sosie czekoladowym? Kurczak na słodko? =.=’

Czaruś zaczął rozprawiać o swoich ulubionych grach… Jak się rozgada, to już nie uciszę, nawet jeśli zielonego pojęcia nie mam o czym on gada! Ale udawałam inteligentną i kiwałam, słuchając jego czarującego głosu. Z taką pasją to on potrafi mówić tylko o dwóch rzeczach, to jest albo o swojej kochanej konsoli, albo o swoim jeszcze ukochańszym chłopaku (nie śmiem przypuszczać, by było na odwrót!). Przy okazji dowiedziałam się, że nasze uke ma urodzinki ósmego listopada. No to wałek, Ariel-neesan będzie zawiedziona… Ona stawiała na trzynastego. Pudełko stawiała na szóstego. A założyły się o numer Marcina, tak więc jej koleżanka była bliżej i będzie oczekiwała, że dostanie… ŻE CO?! To chyba JA powinnam zacząć się martwić! A nie, spokojnie… Ariel obiecała, że zrobi ją w konia i da jej numer kogoś innego…

- A jak tam w domu? - spytałam, gdy już prawie musieliśmy się zbierać, bo przepisowe półtorej godziny minęło, a jeszcze trzeba było zdążyć wrócić do szkoły.

- No jest… jakaś taka… napięta atmosfera. Wydaje mi się nawet, jakby rodzice częściej bywali w domu, jakby nas pilnowali. Zwłaszcza ojciec Marcina…

- No tak… W sumie… jakbyście mieszkali sami w Poznaniu, mielibyście spokój… - stwierdziłam. - Tylko ten rok czekania… Z przerwami, bo i weekendy i święta mielibyście dla siebie… Może nie byłoby tak źle, może opłacałoby się?

- Jasne, że opłacałoby się! - Czarek zareagował nad wyraz entuzjastycznie, z jakimiś takimi ognikami w oczach (Nie, to nie to samo kurwiki! Chyba…). On… naprawdę tego chce. Westchnęłam, z lekka zawiedziona…

Na Marcina czekaliśmy jeszcze z dziesięć minut przed klasą. Kiedy wyszedł, spytałam jak mu poszło, ten tylko wzruszył ramionami i zaśmiał się, co chyba miało znaczyć „Dobrze”, ewentualnie… „Licho wie!”. Oczywiście, semiak MUSIAŁ się dowiedzieć, co robiliśmy i o czym rozmawialiśmy, Czaruś MUSIAŁ się poskarżyć, że dałam mu mazaka („Ojejku, mazaka ci dała? Biedactwo ty moje…! Wolałbyś kredki, prawda? No już już, w domciu mamy świecówki, jak wrócimy, porysujemy sobie razem, dobzie?” …Czy ja już mówiłam, że kocham tego seme?! ^_^), a przecież były o wiele ważniejsze… khem, ciekawsze sprawy!

- Marcin, powiedz ty mi no, bo temu twojemu uke nie można wierzyć… - poczułam za sobą mordercze wibracje, ale kto by się tam przejmował, kiedy ważą się losy… yaoistek tego świata?! - Na pewno TYLKO się całowaliście w tej toalecie?

Marcin alias Celebik wybuchnął śmiechem i odpowiedział:

- Tak, aż takim nieprzyzwoitym człowiekiem nie jestem, by w szkolnej toalecie tuż przed własną maturą wykorzystywać seksualnie chłopaka… - tak, bo Czaruś nie zgodziłby się za Chiny, wiesz? - …który dla całego otoczenia jest moim bratem.

- Ychym. Słuszna uwaga!

Czaruś tylko sponiewierał swojego seme wzrokiem.

Nagle jakiś obcy, nieznany mi chłopaczek do nas podbiegł, wydawał się jakiś taki przestraszony i całkiem poważnym głosem zwrócił się do Marcina i Czarusia:

- Nic wam nie jest? Bo słyszałem, że jakaś wariatka zatrzasnęła was w męskim i nie chciała wypuścić! - to o mnie?! - A Czarek ponoć się popłakał jak baba!

My z Marcinem spojrzeliśmy na siebie…

- Po pierwsze, wcale nie płakałem! - oburzył się Czarek. - Po drugie, nikt nas nie zatrzasnął, a po trzecie! Czemu wszyscy porównują mnie do kobiet?! - Marcin, czarusiowa mamusia, ja, Ariel-chan, Yume-chan, połowa yaoistycznej Polski… Czaruś, skąd ty wiesz, że WSZYSCY?! - Ja jestem facet! Stuprocentowy samiec!

…i prawie poryczeliśmy się ze śmiechu!

Aż cisnęły mi się same niecenzuralne uwagi na usta… Ale, żeby było ładnie, powiem tak… „A~cha. Stuprocentowy samiec… sypiający z drugim samcem”.

- Oj, tak, Czarek, ty jesteś stuprocentowy samiec… - potwierdził Marcin ze śmiechem i taką ironią, że jak dla mnie każdy głupi by się pokapował, że COŚ tu jest nie tak. - To kto to takie plotki rozsiewa? - zwrócił się do nieznajomego.

- Bartek. - odpowiedział chłopak i poszedł sobie.

A więc „Bartuś”, tak? Ja chcę jego adres! Czarek pewnie też! Wyślemy mu list z pogratulo… znaczy się, z pogróżkami!

- Też coś. - Czaruś zrobił obrażoną minkę.

- Czaruś, ależ z ciebie urocze… dziewczę! - wyrwało mi się nim zdążyłam pomyśleć.

- Słucham?

- No przecież… ty jesteś dziewczę. - on wybałuszył na mnie gały, Marcin TEŻ dziwnie spojrzał. - Dziewczę… płci męskiej. - dokończyłam, doprowadzając Marcina do apopleksji ze śmiechu, a Czarusia PRAWIE do rękoczynów, czytaj: chciał użyć na mnie flamastra, w ten sam sposób co Jigglypuff! Wybroniłam się mówiąc, że makijaż mi przecie niepotrzebny, a maskę na gębie… już mam! I tak nam zleciał jeden dzień z życia marcinowych matur.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • iosellin : 2010-10-24 23:48:28

    Czytam od początku i przeczytałam wszystkie 21 części, nawet co jakiś czas komentując. I o ile, gdzieś do "Armageddonu" było całkiem nieźle, to teraz, niestety, coraz gorzej. Wstawki Del "do czytelnika" czy stwierdzenia co "Ariel czy któraśtam inna koleżanka yaoistka" zrobi, niestety rozwalają tekst. Piszczenia o "gejątkach" jest zdecydowanie za wiele. Czarek z rozdziału na rozdział robi się coraz bardziej przewidywalny i sztampowy, o ile na początku był jeszcze wiarygodny z tą skrytością i nieśmiałością, to teraz robisz Autorko z niego manekina, który ma się czerwienić i żreć słodycze. Widzę w tej historii pewien potencjał i szkoda go rozmieniać na drobne. Szczerze radziłabym solidnie przeredagować. I zrobić z głównej bohaterki kogoś, kogo da się choć trochę lubić. I wywalić ten "blogaskowy styl" przejawiający się w niektórych momentach, on tylko psuje wrażenie.

  • Yukihime : 2010-10-24 20:23:39

    Madzialena, ja za to nie rozumiem, czemu tak agresywnie odpowiadasz na ich komentarze. Wyraziły tylko swoją opinię i już, nie każdemu musi się podobać to, co większości. I nie wiem, może i to przeoczyłam, ale nigdzie nie napisały, że dotrwały akurat do tego rozdziału. Napisały tylko komentarz pod najnowszą częścią, bo wtedy jest większa szansa, że autorka to przeczyta i a nuż zmieni styl pisania, chociaż śmiem wątpić. A poza tym, kojarzysz takie słowo jak "krytyka"? Czyta się po to, żeby właśnie skrytykować, czyli powiedzieć/napisać, co się o tekście sądzi. DLATEGO czytały.

    I jakie to polskie - "nie podoba się, to spadaj", albo inne odmiany ostatniego słowa. Nie róbmy z Tanuki drugiego anime.com.pl, dobrze?

    No i rzecz ostatnia - interpunkcja. W zdaniu umieszcza się przecinki, a na końcu może być tylko jeden znak zapytania (z wykrzyknikami sprawa ma się inaczej). Używanie tych małych, fajnych znaczków na klawiaturze ułatwi czytanie Twojego komentarza innym, naprawdę.

    (przepraszam, nie mogłam się powstrzymać)

    Co do samej treści jako takiej - mnie się błędy nie rzucają aż tak w oczy (co nie znaczy, że ich nie ma), ba, nawet przyjemnie mi się czytało, ale postacie głównych bohaterek i tego Czarusia nieszczęsnego były naprawdę nieznośne. Ja nie wiem, jak chłopak, nawet nastoletni, może być aż tak zniewieściały. No nie da się, nie da.

  • madzialena : 2010-10-24 18:36:52

    Nie rozumiem czegoś, skoro uważacie poziom MPG za niski to czemu w ogóle go czytacie? I skoro jest takie nudne i nie wciągajace to jakim cudem dotrwałyście/dotrwaliście aż do 21 rozdziału??? ok rozumiem każdy ma swój gust i prawo do krytyki i jest ona potrzebna, ale jak sie nie podoba to poprostu tego nie czytam tak???

  • Amarth : 2010-10-24 17:08:03
    Krytyki ciąg dalszy

    Kiedy zobaczyłam, że Eas znalazła w końcu w sobie siłę, by napisać komentarz do tej twórczości, stwierdziłam, że to wystarczająca motywacja do kopnięcia mojego lenistwa w cztery litery i postanowiłam, że ja również mogę dorzuć swoje trzy grosze. Ale tylko trzy, więcej mi szkoda.

    Może zacznę od krótkiego wyjaśnienia: przy całej mojej sympatii dla gatunku yaoi nie byłam w stanie przebrnąć przez choćby jeden cały rozdział – za każdym razem już kilka akapitów wystarczało, bym się znudziła lub bym załamała ręce, a ogólny zarys i co poniektóre szczegóły znam dzięki fragmentom podsyłanym mi przez znajome. To opowiadanie jest zwyczajnie kiepskie. Nie tragiczne – prawdziwe tragedie to ja widziałam czytając pewne mangi – a kiepskie. Dlaczego?

    Po pierwsze: styl pisania. Nie chodzi o to, że stylu tu nie ma; raczej o to, że ów styl przypomina mi miejscami zapis nagranej na dyktafon pogawędki podchmielonych kumpli, którzy już trochę odpłynęli poza granice tego, co realne (tyle że wybuchy śmiechu zastąpiono emotami). Na litość, tak się nie robi! Zaś te kawałki, które są pisane zwykłym już sposobem narracji są niemożliwie nużące. Nie jestem żadną pisarką, ale jestem czytelniczką i po autorze spodziewam się, że napisze swoją historię w sposób wciągający i atrakcyjny, a nie wywołujący w najlepszym razie ziewanie, a w najgorszym potrzebę zniszczenia tego, co akurat miało pecha znaleźć się pod ręką. Czytając to opowiadanie odniosłam bardzo przykre wrażenie, że mam przed sobą podrzędny fanfik.

    Po drugie: fabuła i bohaterowie. Zarówno jednemu, jak i drugiemu brakuje, no, wszystkiego. Brakuje realizmu, brakuje polotu, brakuje jakiejkolwiek atrakcyjności. Jestem yaoistką, tak zwaną fujoshi, od wielu lat, ale w tym opowiadaniu absolutnie żadnemu bohaterowi nie udało się zdobyć mojej sympatii. Wręcz przeciwnie – nie raz i nie dwa miałam ochotę przyłożyć im po głowach. O Del wypowiadać się nie będę, bo Eas dobrze ją podsumowała i zgadzam się z tym, co napisała w stu procentach. Zaś chłopcy? Nie, nie dam rady. Oni są bardziej jak bohaterowie jednego z yaoiców najniższej klasy. I choć może to dla niektórych nowość, to powiem głośno: życie nie jest jak manga! Życie rządzi się własnymi, innymi niż w komiksach, prawami. Zacznijmy choćby od thego, że w prawdziwych związkach podział top/bottom najczęściej nie istnieje, a kiedy już jest obecny to i tak daleko mu do tego chorego wymysłu, jakim jest seme i uke, gdzie te słowa zdają się warunkować charakter osoby. Na dodatek, i mówię to z żalem, wszyscy bohaterowie zachowują się tak, jakby ich rozwój emocjonalny zatrzymał się gdzieś w okolicach gimnazjum (a miejscami zdaje się mieć tendencję spadkową).

    Na koniec chcę tylko dodać, że choć fanfikową weteranką nie jestem, to swoje w życiu przeczytałam i mogę stwierdzić jedno: są na tym świecie autorzy, którzy potrafią nawet największą sztampę, najpospolitsze klisze i najgłupsze schematy napisać tak, że całkiem przyjemnie się je czyta, dzięki czemu nawet przy zwykłych gniotach zdarzało mi się dobrze bawić. Tobie, droga Autorko, się to nie udało.

  • Easnadh : 2010-10-24 01:08:42
    Kilka słów krytyki

    Najprawdopodobniej zostanę teraz zjedzona, ale cóż - właściwie w ogóle mnie to nie obchodzi. A pisząc, autor musi być przygotowany zarówno na słowa pochwały, jak i krytykę.

    Mówiąc wprost: nie podoba mi się. A dlaczego? No więc po kolei...

    Fabuła - sumie nie potrafię znaleźć słów. To. Jest. Koszmarne. I nierealistyczne poza wszystkie granice. Jeszcze jakoś by to uszło, gdyby akcja toczyła się w fantastycznym świecie, ale Ty starasz się specjalnie to wszystko urealnić, co tylko wzmacnia wrażenie, że tutaj straszliwie coś nie gra. Bo, rany, gdzie w prawdziwym życiu znajdziesz takich gejów jak Marcin i Czarek? (i tu przechodzimy do moich wrażeń odnośnie postaci) Jeszcze Marcin w miarę normalny jest, ale Czarek? Zrobiłaś z niego takie uke, że, doprawdy, pod względem ostentacyjnej słodkości, kawaii-zmu i umiejętności irytowania jest w stanie pobić Ayase z Okane ga Nai, a myślałam, że jest to rzecz niemożliwa. W prawdziwym życiu podziału na seme/uke albo nie ma, albo nie jest aż tak wyraźne. Zachowanie Del mogę z kolei określić jako chore. Sama uważam się za yaoistkę. Ba, wiele moich koleżanek to też yaoistki. Del yaoistką nie jest. To wariatka z manią prześladowczą. Widząc takie dziewczyny naprawdę nie potrafię się dziwić Grisznakowi, że nie cierpi yaoistek. Ma rację (nie wierzę, że to piszę...). I osobiście jest mi wstyd, że takie "yaoistki" jak Del istnieją. No i to jej dziwne nazewnictwo: "ukeś", "gejątka"... Jak to powiedziała moja koleżanka: "Jakbym była gejem, to wolałabym już być nazwana pedałem niż gejątkiem". Oh, so true.

    Od początku zastanawiało mnie, dlaczego ten tekst nie ma korekty. Fakt, rażących błędów interpunkcyjnych czy ortograficznych nie ma (poza "chmm" i "ychym" czy jakoś tak, które powinny być pisane przez "h"), ale forma całości bardzo utrudnia mi czytanie. Na początku ten luźny styl można było właściwie podać jako zaletę tekstu, ale po pewnym czasie stało się to męczące. Jakbym chciała sobie poczytać coś, co ma formę tak bardzo zbliżoną do rozmowy na gtalku, to bym sobie zwyczajnie zerknęła na moje archiwum rozmów. No i te emotikonki w tekście (nie mówię tu o treści smsów). Jezu, dziewczyno. Nie robi się czegoś takiego. chyba że ma się, hm, niewiele lat i praktycznie zerowe pojęcie o pisaniu, a z tego co widzę, Ty studiujesz polonistykę.

    Podsumowując: za dużo czystej fantazji wciśniętych w ramy realizmu. Na Twoim miejscu zastanowiłabym się trochę własną twórczością.

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Pokaż komentarze do całego cyklu