Opowiadanie
Bajka o Trzech Ochroniarzach czyli Homogedon
Uke czy seme?!
Autor: | Ariel-chan |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Fantasy, Komedia, Romans |
Uwagi: | Yaoi/Shounen-Ai, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2010-04-21 19:17:01 |
Aktualizowany: | 2010-08-15 13:18:01 |
Następny rozdział
Część 1: Uke czy seme?!
1. Noc.
- Antek, śpisz? Bo ja nie.
Przy takich hałasach się nie dało.
- Jasne, zapomniałem zatyczek do uszu…
- Co te dwa debile wyprawiają?!
Zerwałam się z łóżka wściekła jak… pszczółka Maja. Antek próbował coś wskórać, waląc łokciem w ścianę, ale tylko skończyło się na tym, że musiał zapieprzać do łazienki po plastry. Ściana twarda, a łokieć jednak nie. Ja w tym czasie ubrałam się w szlafrok i jak nie wparowałam do pokoju obok… Ci dwaj leżeli se w gatkach (dobrze, że nie bez) jeden koło drugiego i nie mogli dojść do porozumienia w pewnej „ważkiej” sprawie.
- Znowu się kłócicie o to samo?! - spytałam, stając w drzwiach z rękami założonymi na siebie i odpowiednio zmarszczonymi brwiami, aby jak najlepiej podkreślić swoją złość. Byle mi tak nie zostało, bo zdecydowanie nie chciałam, żeby ci dwaj (albo nawet trzej) zaczęli mnie nazywać „Hiro-san”, patrz manga: Junjou Romantica.
- No bo Zenek znowu chce być seme! - oznajmił Franek głosem, jakby miał to być koniec świata.
Wywróciłam oczami. Zenek i Franek kłócili się o to… który ma być seme (stroną dominującą), a który uke (stroną zdominowaną).
- No to przecież wam mówiłam, że macie się zmieniać! - jęknęłam na wpół zła, na wpół zrozpaczona, bo to w końcu nie pierwsza, nie ostatnia kłótnia w wykonaniu moich ochroniarzy.
- Ale Zenek!/Ale Franek! - odparli chórem, próbując zwalić winę jeden na drugiego.
- Kto był wczoraj seme? Zenek, tak? No to dziś jest Franek! I dyskusja skończona.
- Ale ja nie chcęęęęęęęęę! - zawył Zenek. - Szefowo, zlituj się nade mną!
- Żadne „zlituj”, Zenek! Jesteś dziś uke i koniec, kropka, mam dość waszego ujadania po nocach! Jeszcze raz mnie zmusicie do wchodzenia sobie z butami w intymność, jak to powiedział Włóżmitu, patrz „But Manitu”, to przysięgam, że was…!
- Wylejesz? - dokończył Franek, coś wyraźnie zadowolony, że nie musi robić za uke, a raczej powinnam powiedzieć: z pewnych względów zadowolony, że to jego partner będzie uke.
- Nie. Zabiorę jednego i dam Antka w jego miejsce.
- Oooooo! - Franek się ucieszył. Gej jeden od początku miał smaka na mojego słodkiego Antosia.
- Tylko nie Antka! - Zenek zdecydowanie się nie ucieszył. Biseks jeden od początku za moim słodkim Antosiem nie przepadał.
- Do widzenia, panom. A raczej dobranoc.
- No i jak? - spytał Antek, gdy wróciłam do łóżka. - Który seme?
- Franek.
- Dzięki Bogu.
- A jak twój ‘okieć?
- Nic mu nie jest. To co, śpimy?
- A no, śpimy.
Odwróciłam się na drugi bok. Antek spał ze mną na moim zajedwabistym łóżku z baldachimem. I tak jest stu procentowym gejem, w przeciwieństwie do tamtych dwóch kłócących się o duperele biseksów (to znaczy, Franek twierdzi, że jest gejem totalnym, ale rozumiecie, żeby ich jakoś ujednolicić, obu nazywamy albo gejami albo biseksami), więc mogłam sobie na to pozwolić. Tak po prawdzie, wolałabym go sobie nie zamieniać, jeszcze na Franka - ujdzie, ale broń Boże, nie na Zenka.
2. Po pół godzinie…
- O kurwa. - zaklął nieładnie Antek.
Obudziły nas jakieś niezidentyfikowane dźwięki zza ściany.
- Potwierdzam. To ja już sama nie wiem, czy lepiej jak się kłócą, czy jak… nie kłócą.
- Ooo… Przypomina mi się mój Stefan… - Antek zaczął mrużyć te swoje niebieskie, śliczne oczęta. - On też tak zawsze… O, no właśnie tak!
Wolałam nie dowiadywać się już, czym konkretnie było owe „no właśnie tak”, więc tylko zapukałam (czytaj: walnęłam) z impetem w ścianę. Po chwili, zamiast usłyszeć ciszę, usłyszeliśmy „ciiiii, ciszej, skarbie”, czyli Franka uciszającego Zenka względnie (bo czasem trudno rozróżnić ich po głosie) Zenka uciszającego Franka. Dochodziła czwarta rano. Chyba damy sobie spokój ze spaniem.
- Boooże, dlaczego ja wzięłam se gejów na ochroniarzy? - zadałam sobie retoryczne pytanie, obracając się na brzuch.
- Sama chciałaś gejów… - kołdra poruszyła się wraz ze wzruszeniem ramion Antka. - Szukałaś tak długo, aż nas znalazłaś. Musieli być geje. Przecież nawet na Zenka nie chciałaś się zgodzić, bo jest biseksem. Jakby nie był z Frankiem, to byś go nie przyjęła. Nooo, i jakby nie był taki dobry w swoim czarnoksięskim fachu.
- No wiem, wiem. Teraz nie żałuję, chociaż, jak widać, są i minusy mieszkania z dwójką zakochanych gejów. A’ propos zakochanych gejów… - szturchnęłam Antka łokciem, też położył się koło mnie na brzuchu. - Bardzo za nim tęsknisz? Za Stefanem?
- Acha… - potwierdził tylko Antek.
- Może jednak cię zwolnić, co? - próbowałam go podpuścić.
- No co ty?! - obruszył się momentalnie. - Miałbym cię zostawić na pastwę tych dwóch debili, ćwoków i zboczeńców? Na tyle męskiej dumy jeszcze mi zostało, by nie zostawiać kobiety samej w sytuacji podbramkowej. Przecież gdyby nie ja… no i Franek, niewiadomo, co temu rudzielcowi strzeliłoby do łba!
- Kiedy Zenek i Franek, jak słyszymy prawie każdej nocy, świata poza sobą nie widzą.
- Taa, oczywiście. Tylko Franek z chęcią rzuciłby się na mnie, a Zenek na ciebie. Gapi się na mnie, Franek znaczy się, zbok jeden, jak na jakiegoś malowanego pudelka na wystawie, mało by się nie ślinił na mój widok i to jeszcze bez krępacji przy Zenku! Jak mu kiedyś strzelę z mojego kałasznikowa, to mu się amorów na dwa fronty odechce!
- No nie, proszę, nie zabijaj moich ochroniarzy. Wiesz, jak trudno było znaleźć Czarodzieja-geja i karate-mistrza też geja?
- Ja go nie zabiję, ja tylko mu coś odstrzelę. Przy okazji, problem kto uke, a kto seme będą mieli z głowy.
- A my, przy jeszcze większej okazji, może się wreszcie wyśpimy... - ziewnęłam.
- Te, a wiesz… Mam pomysła… - Antkowi uśmiech rozjaśnił śliczną mordkę. - Może się na nich zemścimy co? Zrobimy ich w konia, że… - naszeptał mi „plan zemsty” do ucha. - Tylko musimy ich przekonać, że jednak jestem biseksem.
3. Następnego dnia…
- Antek, co ty się tak dziwnie „łasisz” do tej naszej szefowej, co? - spytał przy śniadaniu nieco zdębiały wymienionym przez siebie faktem Franek. Ponieważ Zenek robił wczoraj za uke, był z deczka jakby... nieobecny.
- A co, nie mogę? - odpowiedział pytaniem Antek, robiąc maślane oczka głupiego blondyna, który udaje, że nie wie o co chodzi.
- No, nie bardzo.
- Kiedy mi się szefowa podoba.
- Ekchem, Antek, halo! Ziemia do Antka! Jesteś gejem! G-e-j-e-m! Zapomniałeś?!
- A Zenek to niby co?
- Ee… No biseks chyba...
- To może ja też?
Franek zdębiał jeszcze bardziej. Wykrzywił ten swój łeb pełen czarnych kędziorów i z otwartą gębą przeniósł wzrok na Zenka, który właśnie starał się, by łyżka z jajecznicą trafiała mu do ust, nie gdzie indziej, co, najwyraźniej, w chwili obecnej, było dla niego najtrudniejszym zadaniem pod słońcem albo i księżycem. Odetchnął, szczęśliwy, że Zenek to zdecydowanie nie ranny ptaszek i odpowiedział Antkowi:
- Jaja se robisz.
- Nie robię se jaj. Prawda, szefowo? - uśmiechnął się do mnie, trzepocząc długimi rzęsami.
- Noo, ostatnio coś Antek do głowy dostaje. Nie umie już tak grzecznie wyleżeć przy mnie całej nocy.
- Zaraz, szefowo, przecież ty…
Brunet wybałuszył na mnie te swoje czarne ślepia. Bo moi ochroniarze byli w idealnym zestawie kolorystycznym - jeden blondyn, jeden brunet i jeden rudzielec, do wyboru, do koloru, że tak powiem.
- Żeby z Zenka sobie jaja robić, to owszem, ale ze mnie? Wredni jesteście. Nie uwierzę, że mój śliczny Antoś jest biseksem.
Biedny Antoś, chyba wszyscy chcą mieć na niego monopol, nie tylko ja nazywam go „swoim i ślicznym”.
- A ja… nie uwierzę… że szefowa… by sobie pozwoliła na takie… zachowanie… z jego strony. - wydukał Zenek, ledwie przytomny. Jedzenie i mówienie sprawiało mu trudność, ponieważ Franek wycisnął z niego siódme poty wczorajszej nocy.
- Dlaczego nie? - spytałam. - Śpię z nim już dwa lata, więc może w końcu zrozumiał, że woli kobiety, co?
- Ech, to mi szkoda Stefana. Chłopak się załamie.
- Sze… fo… wo…
- Eeem… Słucham cię, Zenuś?
- Żartujesz… sobie… prawda? Ja jestem… twoim ulubieńcem, nie ten… ciotowaty gejek-sklejek… prawda?
- Eee… Ychym. - potwierdziłam. Zenek wyglądał niczym zombie na urlopie, któremu ktoś nie dał spać całą noc, dlatego kiwnęłam Antosiowi, żeby na razie skupić się z naszą zemstą tylko na Franku. W zasadzie nie „ktoś”, a Franek, ale dobra… Niewyspany Zenek był obecny tylko ciałem, dziwne, że w ogóle zrozumiał „cośkolwiek” z naszej konwersacji. Franek robił to specjalnie, by mieć z nim spokój przez następnych parę dni, bo zazwyczaj Zenek po jednym razie jako uke miał wszystkiego dość na jakiś czas, a przez pierwsze parę godzin z rana był spokojny jak aniołek. W związku z tym ostatnim, nie tylko Franek lubił, gdy jego facet robił za uke, całej naszej trójce było to bardzo, ale to bardzo na rękę. Bo wiecie, Zenon zwykł drzeć się nam nad głowami od samego rana, w ten sposób mieliśmy spokój, a do ochrony i tak miałam jeszcze Franciszka i Antoniego.
No… Gorzej, że Zenek był moim jedynym Magicznym ochroniarzem. Franek i Antek byli kompletnie nie magiczni, specjalizowali się w sztukach walki (to Franek) i broni palnej oraz białej (Antek). Dobrze, że nie mieliśmy dzisiaj żadnej roboty, inaczej Zenek byłby całkiem nie do życia i musielibyśmy iść radzić sobie sami, to znaczy we trójkę, a ja zdecydowanie wolę mieć jednego Magicznego przy sobie, w razie gdyby z moimi mocami znowu stało się coś nieoczekiwanego.
Znowu, ponieważ dwa lata temu stało się coś, co zmusiło mnie do przyjęcia tej trójki nie całkiem zdrowych osobników na moich osobistych ochroniarzy. Załatwiła mnie jedna taka mafia, którą miałam rozbić za całkiem pokaźną sumkę. Pojęcia nie miałam, że mają w swoich szeregach Magicznego. Ów Czarodziej zapieczętował moją moc na amen. Bez magii byłam normalną dziewczyną, bezbronną jak cholera, bo nawet broni przy sobie nie nosiłam. Nigdy nie lubiłam broni palnej, magią mogę zabić, ale nie muszę, wiem, jak daleko mogę się posunąć, by nie mieć później wyrzutów sumienia, że zabiłam, choć nie musiałam, a z pistoletem? Z moim „celem”, strzelę w łeb zamiast w nogę i po człowieku. Po co mi późniejsze żale? Dlatego nigdy nie nosiłam broni i nadal nie noszę.
Teraz nie muszę, bo mam Antka, speca od broni wszelakiej maści. On zawsze nosi przy sobie parę granatów, ze dwa, trzy pistolety, nóż i kałasznikow w futerale na gitarę, o ile chce mu się go dźwigać. Franek natomiast jest mistrzem karate, ju-jutsu, taekwondo, kung-fu i w ogóle chyba ma czarny pas we wszystkim, co tylko możliwe, nie zdziwiłabym się, gdyby z tym swoim czarnym wyglądem miał też japońskie korzenie. Rudy Zenek jest Magicznym, tak jak ja, Czarodziejem pałającym się Czarną Magią, w dodatku jednym z najlepszych, a tak mówię, ponieważ nie udało mi się go pokonać ani razu. Wszelkie pojedynki, treningi zawsze kończyliśmy remisem, albo, najczęściej, wcale nie kończyliśmy, bo Franciszek akurat wołał na śniadanie/obiad/kolację lub też przerywał nam specjalnie, twierdząc, że jak tak dalej pójdzie, to zastanie nas ranek i on za Chiny nie doczeka się w łóżku na swojego faceta.
4. Koło południa…
- ANTEEEEEEEEEEEEK!
- No nie, obudził się wreszcie?
- Antek!!! - Zenon wpadł do dużego pokoju, w którym oglądaliśmy z Antkiem „Gotowe na wszystko”, a Franek grzecznie udawał, że bardzo interesuje go to, co się dzieje na ekranie (właśnie Andrew został zmuszony, by na przyjęcie Halloweenowe przebrać się za Cher i zaczęłam się zastanawiać, kto lepiej by wyglądał tak przebrany - Antek czy Franek? Zdecydowanie Antek, tylko nie byłam pewna, czy temu ukesiowi czarne włosy pasują); już dawno we trójkę stwierdziliśmy, że jakiś tajfun albo pół-czynny wulkan powinni nazwać imieniem Zenona. - Antek, co ma znaczyć, że jesteś biseksem, co?! Gadaj! Bo jak nie, to ci nogi z dupy powyrywam! I to bez znieczulenia!
- Zenon, kochanie, oni tylko żartowali. - powiedział mu spokojnie Franek, który pewnie zdążył już o wszystkim zapomnieć.
- Nie żartowaliśmy. - odparł z jeszcze większym spokojem Antek. - Niedawno odkryłem, że jestem bi i że mi się szefowa podoba, coś w tym złego, Zenonie?
- Złego?! Pytasz, czy złego, platfusie?!
- Nie mam płaskostopia.
- Noż, tyyyy…! - rudzielec trzymał teraz Antka za fraki i syczał mu w twarz literką „y”, a tamten z odpowiednio obojętną miną dłubał sobie palcem… w uchu, co prawdopodobnie podpatrzył u bohaterów mangowych; po chwili Zenek go puścił i stwierdził: - Masz szczęście, kurrrrna, że jesteś nie magicznym beztalenciem, bo tak bym cię obsmażył, żebyś się już tylko na zakonnicę nadawał.
- Taa? No to dawaj! - Antek bez ceregieli wyciągnął z kabury pistolet maszynowy (tak, on takie rzeczy nosi przy sobie -.-‘) i położył se go na ramieniu, omal nie wydłubując Franciszkowi oka. - Nie ma sprawy, sprawdzimy kto ma szybszy refleks, ty ze swoimi czarami-marami, czy ja z moją MP piątką, chmm?
- Ej, nie ma żadnych bijatyk w moim domu. Poplamicie mi nowy dywan, albo nie-daj-boże, sufit, który Franek, podkreślam Franek… - tutaj Franek spojrzał na mnie odpowiednio, czyli pod tytułem: „Na cholerę mnie w to mieszasz?!” - …z takim poświęceniem pomalował. - samo wspomnienie imienia Franciszka momentalnie sprowadziło tamtych do parteru, wiedzieli z doświadczenia, że, spokojny, bo spokojny, ale właśnie dlatego… z naszym Frankiem lepiej nie zadzierać. - Antek, krecie, za bardzo się wczuwasz! - a tego opieprzyłam jeszcze telepatycznie.
- To on się zaczyna, szefowo! - jęknął Zenek. - Jeżeli naprawdę jest biseksem, musisz go wywalić albo przynajmniej wykastrować, tak nie może być, żebyś spała z bi…
- To ciebie też musielibyśmy wykastrować! - przerwał mu Antek, czując, że powieka zaczyna mu drgać ze złości. Franek oglądał powtórkę „Milionerów”, znając już odpowiedzi i najwyraźniej nie miał zamiaru wtrącać się do tej kłótni. Nie żeby nie był o Antka zazdrosny, był i to bardzo, ale po prostu nam nie uwierzył, nie byliśmy dla niego na tyle przekonywujący… Nooo, już nie długo, a nawet ty, Franciszku, nam uwierzysz!
- Słuchaj no, cioto!
- I kto to mówi?!
- Masz mnie słuchać, a nie przerywać!
- Antoś, nie przerywaj mu… - poprosił Franek.
Usiadłam obok, napiłam się kawy Antka i zaczęłam przeglądać dla niepoznaki program telewizyjny.
- Te, Franek… - zagadnęłam do niego cicho, udając, że gadam do siebie. - Ty weź go bardziej męcz nocami. Żeby był na wpół przytomny chociaż do piętnastej.
- Starałem się, szefowo, wierz mi, ale Zenek, cholera, mocny jest, nie da rady go tak łatwo wykończyć.
- Właśnie, nie przerywaj mi! Słuchaj! Szefowa nie po to poruszyła niebo i ziemię, by znaleźć jak najlepszych ochroniarzy-gejów, żeby teraz się okazywało, że ty jesteś bi! Wiesz przecież, przez co ona przeszła! Nie chce mieć w łóżku faceta, który w każdej chwili może jej zrobić krzywdę! Pozwalałem ci z nią spać, bo ci ufałem, że jesteś stu procentowanym homoseksualistą, a teraz się okazuje…! Uch, ty… - Zenek chyba się zmęczył.
- Skończyłeś? - spytał spokojnie Antek.
- Nie!
- Skoro skończyłeś, to teraz ja gadam. Za kogo ty mnie masz, rudzielcu?
- Słucham?!
- Pytam, za kogo ty mnie masz? Myślisz, że jestem takim zboczeńcem jak ty, który myśli tylko jedną częścią ciała i że to coś zmienia, że jestem bi? Ludzie, nie znamy się dwa dni, tylko dwa lata, szefowa chyba zdążyła mi zaufać za ten czas, skoro jeszcze mnie nie wywaliła, co?
Muszę przyznać, byłam pod wrażeniem, zarówno Zenka jak i Antka. Bo Zenek po prostu martwił się o mnie na swój własny, wybuchowy sposób, a Antek był, nie powiem, naprawdę świetnym aktorem. Jakbym nie wiedziała, to bym mu uwierzyła na słowo. Chyba nawet gdyby był heteroseksualny, nie przestałabym mu ufać.
- Wiesz, Antoś. - odezwałam się. - Co było, to było, ale teraz ufałabym ci nawet gdybyś okazał się wcale nie być gejem.
- Ee… - nie wiedzieć czemu… - Nie jestem gejem, jestem bi, czyli pół-gejem! - …ale chyba zakłopotałam tym Antka. Nawet więcej, normalnie go zatkało i więcej już nic nie powiedział. Zenek również się uspokoił i poszedł oglądać „Milionerów”. Franek, swojemu chłopakowi na złość, z pięć razy mówił, że ten Urbański to mu się podoba. Nie żeby logicznym było bycie zazdrosnym o prowadzącego teleturnieju, ale nikt nigdy nie twierdził, że Zenek kiedykolwiek zachowuje się logicznie.
5. Późnym wieczorem
Po wieczorynce (którą Antek po prostu musiał obejrzeć), wiadomościach (które zaś Franek po prostu musiał obejrzeć) i po filmie ze znaczkiem tylko dla dorosłych (którego zaś Zenek po prostu nie mógł przegapić), położyliśmy się spać, jak gdyby nigdy nic. Gdyby nie wcześniejsza ostra riposta blondyna, podejrzewam, że Zenek w dalszym ciągu miałby do niego jakieś wąty, a tak to tylko krzywo patrzył, gdy udawaliśmy się z Antkiem na spoczynek do jednego pokoju.
Zenek, jeszcze wykończony, wręcz zmordowany po wczoraj, padł do łóżka i ani myślał o czymkolwiek, co chociażby tylko stało obok aktywności zwanej potocznie seksem, Franek natomiast, zadowolony, że nie musi kłócić się o bycie seme, zapalił sobie lampkę nocną i oparty o poduszkę rozwiązywał krzyżówkę. Tak między nami, ten pierwszy nie miał pojęcia, że ten drugi cieszył się, że jego partner jest na tyle niedomyślny, że nie domyśla się, że jego uke… robi za seme tylko po to, by go zmęczyć i następnego dnia móc w spokoju… powytężać umysł nad Jolką, ewentualnie zrobić co innego, co wymagałoby od niego popracowania tą częścią ciała, która naprawdę odpowiada za myślenie. Bo, było nie było, Franek był intelektualistą, Zenek - sensualistą. Oczywiście, prawdziwe motywy Franka były mi i Antkowi doskonale znane, jednak to nie przeszkadzało nam narzekać na ich całonocne kłótnie i obmyślać plan zemsty. W sumie, Antek nie dziwił się, że Zenek tak się opiera… w końcu jego uke zmuszał go do oddania pozycji seme, a ja popierałam wszystko, byle tylko dali nam obojgu spać.
- Franek, słyszysz to? - Zenek, leżąc na brzuchu i trzymając ręce pod poduszką, otworzył jedno oko i nasłuchiwał.
- Co? - zaabsorbowany rozwiązywaniem Jolek, Franciszek potrafił kompletnie odciąć się od świata i mógłby nie zauważyć nawet stada antylop gnu, przebiegającego mu przez pokój.
- Te odgłosy…
- Jakie odgłosy?
- Zza ściany… Coś jakby… „Ach, tak, Antek, tak!”…?
- Acha… - odpowiedział normalnie Franek. - ŻE JAK?!?! - tak, Franek zareagował z lekkim opóźnieniem, ale odpowiednio. Spojrzeli na siebie rozszerzonymi ze zdziwienia gałami i - na raz, dwa, trzy - przykleili się obaj do ściany. Po paru minutach, Franciszek miał szczękę na pościeli niżej, a Zenona ciężko było odróżnić od ściany, która była tak czerwona, jak jego twarz w tej chwili, że o włosach nie wspominając.
- Co… oni… tam… robią…?
- Mi to brzmi jak…
- Nie kończ!
- Ale to brzmi jak sprężyny łóżka, które…
- Franek, zamilcz, bo nie ręczę za siebie!
- Kiedy sam pytałeś… Ej, dokąd?! - ryknął Franek, łapiąc swojego seme za gatki i prawie mu je ściągając.
- Idę ratować szefową!
- Jakie ratować, jakie ratować, Zenek! Życie ci niemiłe?! Ukatrupią cię, jeśli im tam teraz wejdziesz, jak nie ona z fireballa, to on z kałasznikowa, a ja nie chcę zbierać twoich szczątków po całym cholernym domu!
- To co, mam im na to tak po prostu pozwolić?!
- Zenek, proszę cię… - westchnął w tym momencie czarnowłosy. -Szefowa jest już dorosła, a i Antkowi należy się od nas trochę kredytu zaufania, wszak nie znamy się od wczoraj. Poza tym, posłuchaj tego… Czy to ci brzmi, jakby działa jej się krzywda?
- Niczego nie będę słuchał! Dobranoc! - zły i wściekły położył się z powrotem do wyra, tym razem nie od strony ściany, a Franek zaproponował mu, że przyniesie zatyczki do uszu. Usłyszawszy nie odpowiedź, a coś w rodzaju warknięcia, odłożył krzyżówkę, zgasił światło i przytuliwszy się do pleców swego seme, zamknął oczy, by spać, co, tak po prawdzie, nie prędko mu się udało. Podejrzewam, że Franciszek, na zewnątrz udający względny spokój, wewnątrz przeżywał katusze, spowodowane swoją nieodwzajemnioną miłością do Antoniego, z którym, jak myślał, zaczęłam mieć romans, bo, choć jedno z nas było wolne, drugie, które nie było mną… miało Stefana, którego w tej chwili miało zdradzać. Ta, jasne! ;)
6. I znowuż, następnego dnia…
Obudziło mnie trzaskanie drzwiami. Wszystkim możliwymi drzwiami, łącznie z drzwiczkami segmentu kuchennego. Była dopiero siódma rano, a nie spaliśmy chyba do drugiej.
- Co jest, do kuźwy nędzy?! - Antek podskoczył jak oparzony dopiero przy trzecim, albo piątym trzaśnięciu.
- Zenek, a cóżby innego? - odparłam spokojnie. - Jest wściekły. Sądzisz, że o to, co myśli, że robiliśmy, czy o to, że nie daliśmy im spać, tak jak oni zwykle nam?
- Pewnie o jedno i drugie. Przedwczoraj wykończył go Franek, wczoraj my... Lepiej wstańmy, „powiedzmy, nie jesteśmy sami”… - blondyn próbował zażartować z „Ich Troje” i ich słynnego przeboju. - Znaczy się… ubierzmy się i przygotujmy na bombę, którą nam tu Zenek rzuci, gdy wreszcie przypomni sobie o monitoringu.
- Myślisz, że sobie przypomni?
- Jak nie on, to Franek.
- KURRRRRWA, W CIULA MNIE ZROBILI!!! - rozległo się po całym mieszkaniu.
- Oo. Ile mu to zajęło? - spytałam, nie odrywając wzroku od książki.
- Już patrzę… Jest dwunasta, czyli jakieś pięć godzin. I tak szybko się kapnęli, założę się, że to zasługa Franka.
- Dooobra, to teraz… uwaga.
Usłyszeliśmy tupot nóg, tylko dwóch, a brzmiało, jakby zbliżało się co najmniej dwunastu Zenków. Odłożyłam moje kochane „Miasto kości”, żegnając się na tę chwilę z uroczym Alekiem i zajedwabistym Magnusem, założyłam na twarz uśmiech a’la Bree Van De Kamp z „Desperatek” i czekałam… z ognistym fireballem w jednej dłoni, aż drzwi otworzą się z hukiem i będę mogła ową ognistą kulę wykorzystać odpowiednio na łbie o kolorze równie ognistym co ona. Wiązanka przekleństw, którą Zenek zapoczątkował jeszcze na zewnątrz, ustała wraz z momentem przekroczenia progu naszego pokoju. Antek, przerwawszy swoją ulubioną grę na komputerze (oczywiście, jakąś strzelankę z cyklu „bardzo krwawa i bardzo głośna”), czyścił właśnie swojego, równie ulubionego kałasznikowa. Franek zatrzymał się na plecach Zenka, który zatrzymał się w ostatniej chwili, by jednak nie zakosztować mojego słodkiego ognistego czaru.
- Coś mówiłeś, Zenonku? - zapytałam z całkiem wrednym uśmiechem.
- Ja też tak potrafię, wiesz? - odpowiedział Zenek, odzyskując ducha walki, którego najwyraźniej stracił przypomniawszy sobie (na mój widok ;) wczorajsze ostrzeżenie Franciszka.
- Zenek, kochanie, no już dobrze! Zażartowali sobie z nas, i tyle, należało nam się! - uspokajał go Franek. - Chodźcie, pewnie chcecie to zobaczyć!
Czyż zapomniałam wspomnieć, że w całym domu mamy zainstalowane kamery, dzięki którym mogliśmy wczoraj „na żywo” oglądać reakcje dwóch panów z sąsiedniego pokoju oraz dzięki którym nasza mała mistyfikacja właśnie wyszła na jaw? Przeszliśmy do salonu obok tylko po to, by na drugim komputerze obejrzeć nagranie z zeszłej nocy, na którym Antek i ja… gramy wpierw w karty, potem w „Eurobiznes” i statki, czasem podskakując dobitnie na łóżku i wydając odpowiednie odgłosy. Nie znam się, w zasadzie wyszło mi to raczej sztucznie, ale ważne, że te dwa matołki nie kapły się, iż robimy ich ewidentnie w konia.
- Co to miało być, co?! - jeden z matołków i tak domagał się wyjaśnień.
- Zenek, to nie moja wina, że ślepy jesteś! - wzruszył ramionami Antek.
- Raczej głupi jak but… - dodałam od siebie.
- Co proszę?!
- Następnym razem po prostu zastanów się ze trzy razy nim nie pozwolisz nam spać w nocy, dobrze? - powiedział Antek.
- Co, to miała być jakaś zemsta?!
- Zenon… Po prostu bądź grzecznym ukesiem, kiedy Franciszek cię o to prosi.
- U… Ukesiem?!
To był pomysł Antka, ale jako, że jego śliczna facjata była o wiele bardziej narażona na spotkanie z pięścią Zenona niż moja, zdecydowaliśmy, że to ja powiem zakazane dla rudego semiaka słowo ukeś.
- Szefowo, szefowa chce mnie dzisiaj chyba wkurzyć za wszystkie czasy! Nie jestem żadnym pierdolonym ukesiem! Jestem rodowitym z krwi i kości, najprawdziwszym, męskim seme!
- Tak, tak, no już dobrze, dobrze! - pogłaskałam rodowitego z krwi i kości, najprawdziwszego męskiego seme po jego rudej, krótkiej czuprynie, czując na sobie czarnookie, z lekka „wkorwione” spojrzenie. A pomyślałby kto, że Franek Antka kocha, a z Zenkiem „tylko” sypia, zresztą, co za różnica, kto kogo kocha, kto z kim sypia, to geje, kto ich tam kiedykolwiek zrozumie?! Geje i te ich relacje, ech… No, nie licząc Antka. Ten to wierny mąż i druh, takiego to tylko pozazdrościć. Kocha swojego Stefana ponad wszystko, mimo że Stefan… nazywa się Stefan.
Przy okazji, monitoring w całej stumetrowej chałupie nie mamy po to, by podglądać sąsiadów zza ściany (chociaż oni usilnie próbują nam wmówić, że tak!), ale po to by nigdy więcej nikt podejrzany nie włamał mi się do domu. Prawdę mówiąc, zdarzyło się to parę razy, jednak sytuacja wyglądała mniej więcej jak z tej bajki o misiach, wiecie: „O, ktoś jadł z mojego talerza!” „O, ktoś spał w moim łóżku!”. Dosłownie. Nigdy nic nie zginęło, nie wyglądało to też, jakby ktoś czegoś szukał, raczej jakby… no, miał wielką ochotę zamieszkać sobie w moim domu! Podejrzewałam, że to jakiś włóczęga, któremu jakimś cudem udaje się przejść moje bariery, a który od czasu do czasu musi coś zjeść lub skorzystać z toalety. Oczywiście, odkąd umieściliśmy przed domkiem wielki napis „obiekt monitorowany”, więcej coś takiego się nie powtórzyło. Szkoda, bo miałam ochotę odkryć, kim że może być, mój, jak to go określił Franek, „tajemniczy wielbiciel”.
Patrzę, a tu takie opowiadanko. No nic, pomyślałam i kliknęłam. Czytam, no niezłe, ktoś ma fajny styl i w ogóle. Podjeżdżam w górę i... zaskoczenie! To znowu Ariel-chan i jej twórczość! :D I tak pomyślałam, że skomentuje. Tekst naprawdę dobry, ale przede wszystkim lubię twój styl i taką lekkość pisania. Jak ktoś już zacznie, to nie może przestać^^ Z natury jestem anty-yaoistką i nie przepadam za schematem chłopak-chłopak-przyjaciółka, ale tutaj bardzo miło się to czytało ;D Pozdrawiam!
SEKE O_o nowe słowo.
Czemu ja tego wcześniej nie zauważyłem? x.X
No, dziś komentuję xD
xD
Ja podejrzewam, że Franek uważa się za seke :P xD
nya~!
Waa~! Biedny Zenon x3u jakież te ukesie w tych czasach są niegrzeczne xD
;3
Oo, dzięki wielkie ;3 Taa, ja też ich lubię xD W planach mam jeszcze rozdział trzeci, czy więcej... tego na razie nie wiem ^^'