Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Lets change the rules of our relationship

Część IV

Autor:Fimi
Korekta:Dida
Serie:Naruto
Gatunki:Dramat, Obyczajowy, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony, Yaoi/Shounen-Ai
Dodany:2010-07-14 08:39:09
Aktualizowany:2011-03-01 12:06:09


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Minuty leciały, a on wciąż leżał rozłożony na swoim łóżku, pogrążony we własnych myślach. Nie potrafił zrozumieć samego siebie. Ludziom przytrafiały się różne sytuacje życiowe, z powodu których żegnali się ze swoim dotychczasowym życiem. U niego nie tak do końca to wyglądało. Mógł wprawdzie zachować kontakt ze swoimi przyjaciółmi. Mógł kontaktować się z nimi przez telefon, dzwoniąc, pisząc esy, czy też pisać przez komunikator. Wolał od razu. Może na początku byłoby w porządku, pisaliby i rozmawialiby ze sobą, gdyby nie pewna, bardzo ważna kwestia. Jego przyjaciele także poszli do nowych szkół, do różnych klas, spotykając tam na pewno nowych ludzi, przyjaciół, miłości... Przyszłość była dla niego jasna i przejrzysta. Z upływem czasu każde z nich zaczęłoby coraz rzadziej się do siebie nawzajem odzywać. Nie umiałby, nie chciał patrzeć, jak odchodzą. Jak Kiba znajduje nowego przyjaciela, a ona nowego chłopaka. Jak powoli zapominają o nim, zamykając ich wspólne dni pełne szczęścia i radości, czasem smutków, ale jednak szczęśliwe. A on sam? Minęło jedenaście miesięcy odkąd ostatni raz ich widział. Niby niewiele, a jednak sporo. Wciąż o nich myślał, z nadzieją, że jak wyjdzie za drzwi będą na niego już czekać, tak jak dawniej. Niestety, chociaż było to możliwe, to tak też się nie stanie. Znalazł sobie nowych kolegów, ale nie mógł się okłamywać - oni w żaden sposób nie zastępowali jego bliskich. W żaden. Spędzał czas z nimi i zawdzięczał im tylko zabijanie czasu, który wydawał się i tak dłużyć z każdym dniem. Nawet gdy był z nimi, wciąż czuł się samotny.

Rodzice nieustannie wmawiali mu, że to kwestia czasu, że przyzwyczai się. Znajdzie nowe miejsce, ludzi, przyjaciół, miłość, życie. Że odnajdzie się na nowo. Jakże jego rodzice się mylili. Jedynie co mu dali to koszmar zmagania się ze szkołą nie na jego poziomie i z ludźmi, którzy mu nie podchodzili. Miejsce, w którym się znalazł, kompletnie do niego nie pasowało. Gdzie to nowe życie? Gdzie jest osoba, która powinna wypełnić jego pustkę w sercu? Gdzie ona jest? Im dłużej nad tym myślał, tym bardziej był świadomy, że nie chce nowej „jej”. Wiedział, że to miłość jego życia i już żadna osoba nie wzbudzi w nim uczucia, które sprawiała ona. Oboje czuli do siebie coś wyjątkowego, od tamtego dnia. On czuł, że jest jego drugą połówką, przeznaczeniem, jego dopełnieniem. Nie tylko on tak uważał. Wiele osób twierdziło, że są idealną parą, stworzeni dla siebie. Ludzie z szkoły, znajomi, przyjaciele, jej koleżanki, Kiba, a nawet ich rodziny. Jednak w przypadku jego rodziny okazało się być to najwyraźniej kłamstwem. Gdyby naprawdę tak uważali, dlaczego chcieli rozłączyć tę dwójkę żyjących dla siebie ludzi? To prawda, że byli młodzi, ale przecież nikt nie wie, kiedy pojawia się ta jedyna, niepowtarzalna, prawdziwa miłość.

- Twojego taty nie ma w domu? - zapytał, zbliżając się do niej na łóżku na czworaka.

- Nie, czemu pytasz? - zapytała, udając, że nie wie co mu chodzi po głowie.

- Dobrze wiesz - rzekł, uśmiechając się uwodzicielsko, jak sama stwierdziła.

Odwzajemniła uśmiech, z tym, że jej był szczery i zachęcający. Siedziała na swojej poduszce w koszulce na ramiączkach i kusych spodenkach. Uwielbiał, gdy odkrywała swoje zgrabne nogi. Wziął delikatnie do rąk jej prawą nogę, podtrzymując łydkę oraz kostkę i zaczął delikatnie składać pocałunki na jej delikatnej i słodko pachnącej skórze. Szedł coraz wyżej, a ona chichotała z przyjemności. Gdy doszedł do jej ust, za nim postanowił je pocałować, chciał spojrzeć jej w oczy, którymi rozkochała go w sobie, w które mógł patrzeć bez przerwy. Z jej twarzy emanowało szczęście. On także był szczęśliwy. Jedynie czego oboje mogli już pragnąć, to bycie sobie jeszcze bliższymi. Chcieli się kochać jeszcze bardziej. Być ze sobą związani. Czuć siebie nawzajem. Jednak oboje wiedzieli, że są na to jeszcze trochę za młodzi, ale mogli czekać. W nieskończoność. Na siebie.

- Co tak patrzysz? - zapytała.

Jednak nie doczekała się odpowiedzi. Zamknął oczy, dotykając ostrożnie swoimi ustami jej. Wargami badał ich wielkość - pełne. Smakowały wiśnią, a w dotyku były miękkie. Poczuł, jak obejmuje go mocno rękami, przyciągając jego ciało do siebie, by móc poczuć jego ciężar. Ich sylwetki oświetlała pomarańczowa poświata, która pochodziła z zachodzącego słońca. Z czasem, pocałunki przestały być delikatne, a spragnione, intensywne. Całował ją z miłością. Z największą, jakĄ tylko mógł. Ona także oddawała je, nie chcąc pozostać obojętną. Za każdym razem mieli wrażenie, że doznają czegoś nowego. Tak, jakby ich pierwsze pocałunki powtarzały się, w różnych okolicznościach i z równą ciekawością. Po tym zawsze obejmowali się mocno, milcząc i delektując się ciszą, swoją obecnością, ciepłem.

Wtedy wierzyli, że nic nie jest w stanie zniszczyć ich miłości. Ufali sobie nade wszystko. Nie mieli pojęcia, że jeszcze tego wieczora los przesądzi o ich szczęściu.

Kochał ją nad życie. Przy niej czuł się szczęśliwy, niczego mu nie brakowało. Nawet rozłąka nie zmieniła jego uczuć do niej. Czy ona tez to czuła? Czy myślała o nim tak często, jak on o niej? Czy myślała w ogóle? Czy znalazłby się ktoś, kogo mogłaby nim zastąpić? Zawsze kiedy myślał o tym, czy znalazła innego chłopaka czuł niewyobrażalny ucisk na sercu. Czy mogła czuć się szczęśliwsza, niż kiedy była z nim? Co czuła, kiedy ostatni raz ją całował? Cierpiał. Dla niego wszystko przepadło. Jak miał się odnaleźć w tym nowym życiu?

Miejsce, do którego przyprowadził ich Sasori nazywało się „Fantaji Kafe”. Była to ekskluzywna i jedna z najdroższych kawiarni, która znajdowała się w regionie Chugoku. Tylko ludzie z bogatych domów byli w stanie sobie pozwolić na wygodę i pyszności, które serwowano w tym miejscu. Podawano tu wielkie i różnego rodzaju puchary lodów, wyśmienite desery i napoje. Miejsce było eleganckie, ale równocześnie przytulne.

Gdy weszli, kilka osób odwróciło się w ich stronę, widząc w jakim są stanie. Tego dnia wyjątkowo mało zamożnych ludzi postanowiło spędzić troszkę czasu w tym lokalu. Jednak starsi byli zdziwieni, widząc trzech młodych mężczyzn, którzy w przeciwieństwie do starszych nie byli elegancko ubrani. Nie zwróciwszy na to uwagi usiedli gdzieś w rogu, gdzie nikt ich nie widział, na wygodnym fotelu. Blondyn czuł się nieco skrępowany, przebywając w takim miejscu, będąc niezadbanym.

- Podać coś panom? - zapytała drobna kelnerka o krótkich brązowych włosach, podając menu.

Sasori spojrzał na kolegów obok, którzy wahali się, by cokolwiek odpowiedzieć.

- Poproszę trzy gorące mleczne czekolady - odezwał się do dziewczyny.

- Oczywiście, zaraz podam. - Uśmiechnęła się odchodząc.

Chociaż mało mówił, był uważnym obserwatorem i słuchaczem. Lubił się przyglądać i poddawać analizom ludzkie uczucia. Niektórzy mieli prosty sposób myślenia, a inni natomiast byli tajemniczy. W takich przypadkach człowiek szczególnie go intrygował. Czasem to było zabawne. Z samych obserwacji wywnioskował, że oboje siedzący obok niego chłopacy mają słabość do czekolady, zwłaszcza Deidara. Niebieskooki wolał czekoladę mleczną z kawałkami orzechów, natomiast rudowłosy wolał deserową bez dodatków.

- Proszę, państwa zamówienie.

- Dziękujemy.

Blondyn poczuł, jak zbiera mu się więcej silny w ustach, kiedy patrzył na duży kremowy kubek, wypełniony czekoladą i śmietaną, która ładnie zdobiła całość. Chociaż wiedział, że to dla niego, jakoś nie potrafił sięgnąć bez pozwolenia.

- Jest dla ciebie, możesz pić - rzekł Akasuna, najwyraźniej wyczuwając jego opór.

Gdy dotknął opuszkami delikatnie kubka poczuł ból. Wyglądało na to, że jego ręce były skostniałe z zimna. Spuścił lekko głowę, mając zmartwioną minę.

- Ja...

- Nie przepraszaj Dei. - Usłyszał jak zawsze jego ciepły głos, złapał jego dłonie, ogrzewając swoimi.

- Ale...

- Gdybym nie chciał tu teraz z tobą być, to bym nie przychodził - powiedział, uśmiechając się lekko.

Jego słowa bardzo go ucieszyły. Pewnie sam nie wiedział, ile mu przysparzał ciepła w sercu mówiąc to. Był taki troskliwy i czuły na czyjeś krzywdy. Zawsze się martwił o swoich przyjaciół i wspierał ich. Najbardziej go zawsze cieszyło, że Pain sam z własnej woli, bez proszenia, chciał spędzać z nim czas. Zwłaszcza, kiedy widział, że jest mu ciężko. Najbardziej ze wszystkich pochwalał jego talent. Był jednocześnie szczęśliwy z tego powodu, ale także i zły na siebie. Ukrywał przed nim, jak i przed resztą fakt, że chodzi z Madarą. Źle się czuł, miał wrażenie, że ich okłamuje, choć nie chciałby znowu, żeby Uchiha o tym wiedział. A gdyby im powiedział? Jakby zareagowali? Dlaczego jego chłopakowi tak bardzo zależało na utrzymaniu tego w tajemnicy? Teraz miał opowiedzieć Painowi o tym, co go gnębi, co jest przyczyną jego nieustającej depresji. On go ranił. Za każdym razem. Nawet już zapomniał, jak to się stało, że stali się parą. Przecież... Oni się nawet nie kochali. Ich bycie razem polegało na dostarczaniu temu bezczelnemu facetowi w nocy rozrywek. Wtedy wolał go słuchać, ponieważ nie był do końca uważany za członka Akatsuki i mogli go od razu wywalić. Teraz już tak nie było. Nawet gdyby zerwali, najlepiej także w tajemnicy, wciąż byłby z nimi. Nie do pomyślenia, ile jeden człowiek jest w stanie sprawić drugiemu bólu.

- Dei? - Usłyszał ponownie głos rudowłosego.

- Ja... Nie wiem od czego...

Wiedział. Jednak za bardzo się wahał i bał. Bał się, że Madara spuści mu za to niezłe lanie. Musiał chwilę sobie wszystko poukładać w głowie. Wolał nadal tkwić w tym toksycznym związku, czy też przetrwać możliwą złość bruneta i skupić się na tym, który mu się podoba. Powie. W tej chwili postanowił, że ma głęboko w poważaniu, co on sobie pomyśli. Ma już dosyć tego niewiernego kretyna.

Z zewnątrz dobiegło pukanie do jego drzwi.

Zdziwiony, kogo może nieść do niego, poderwał się leniwie z łóżka, ziewając i drapiąc się po głowie. Pukanie nie ustawało ani na chwilę, co go trochę irytowało, ale nie miał sił krzyknąć, by ta osoba przestała. Możliwe też, że ten ktoś domyślał się, że spał i dlatego robił to tak nieustannie i głośno. Ktokolwiek to był, dobrze główkował. Czyżby Shikamaru?

Gdy otworzył drzwi i zlustrował przybysza z pietra wyżej, nie był pewny, czy to rzeczywistość, czy też sen.

- Cześć młotku - przywitał się z uśmiechem, jak zawsze przepełnionym ironią.

Od razu nie odpowiedział. Brunet domyślił się, że potrzebuje chwilę, by jego obecność mogła dotrzeć do jego rozumu. Był także zadowolony, gdy mina blondyna wykrzywiła się w grymas.

- Co ty tu do cholery? Pomyliłeś pokoje?

- Z czystej ciekawości chciałem sprawdzić, jak ci idzie nauka. Oczywiście nie wierzyłem w to i jak widać, moje przypuszczenia nie okazały się błędne.

- Pheh, nie masz co robić... Uchiha - rzekł akcentując nienawistnie jego nazwisko.

- Wiesz chociaż, jak się je pisze? - zapytał złośliwie. - Tak na poważnie, to Kosuda-sensei prosił mnie, bym ci udzielił korepetycji. Mam zamiar mu się trochę podlizać, więc może coś zrozumiesz - rzekł, za nim Naruto zdążył się odegrać jakąś ripostą.

- Żartujesz, prawda? - Jego złość ustąpiła zastępując zdziwienie.

- Nie.

Sasuke bez jakiejkolwiek krępacji wprosił się do jego pokoju, badając go wzrokiem.

- Tak jak tez przypuszczałem, do schludnych nie należysz.

- Cos ci nie pasi?!

- Posprzątaj tu.

- Że co? - Zamrugał oczami, nie bardzo rozumiejąc co do niego mówi.

- Masz posprzątać, czegoś nie rozumiesz?

Dotąd takie słowa wyszły tylko z ust jego matki, która zawsze powtarzała, żeby sprzątał za sobą, ale on ignorował to. A teraz sprzątać każe mu Sasuke? Jakim prawem ten cholery Uchiha każe mu cokolwiek robić, zwłaszcza na jego terenie.

- To mój pokój i nie rozkazuj mi. - Prychnął z oburzeniem.

- Ech... Jak człowiek ma się skupić w takim chlewie? - rzekł przymykając oczy. - No trudno, pójdziemy do mnie - powiedział spokojnie.

- Pogrzało cię? - stwierdził oskarżycielsko. - Jeszcze ktoś nas zobaczy i powstaną głupie plotki i teorie. A ty potem będziesz się nabijał, że sam nie daję sobie rady!

- Mnie to nie przeszkadza.

Naruto drgnął widząc, jak czarne oczy wpatrują się w niego bez jakichkolwiek emocji. Czuł się jak zbity z tropu. Gdzie u licha podział się jeszcze sprzed chwili ten złośliwy Sasuke, jakiego znał? Nie mógł uwierzyć, że tak nagle postanowił być dla niego miły. Sam nawet nie zauważył, kiedy nałożył na siebie spodnie i buty.

- To chodźmy. - Prychnął ozięble, a Uchiha bez słowa obrócił się, idąc w kierunku swojego pokoju.

To było irytujące, że musieli mieszkać w tym samym budynku, a już naprawdę okropne było to, że Sasuke miał pokój tuż nad nim. Czasem obawiał się, że zacznie w nocy na złość hałasować, by nie mógł spać - blondyn by tak zrobił.

- Itachi, mam nadzieję, że nie będzie c i przeszkadzać obecność Naruto? - zapytał, wchodząc do ich pokoju.

- Nie, skądże - zaprzeczył łagodnie jego starszy brat. - Cześć Naruto.

- Cześć - odpowiedział, patrząc niespokojnie na niego.

- Tu usiądziemy - rzekł krótkowłosy brunet, siadając przy stoliku, przy którym jak się domyślał Naruto, robili prawie wszystko.

Bardzo nie podobało mu się zachowanie Sasuke, a raczej jego nagła zmiana. Nie był pewny też do końca, czy czasem nie wpadł w jakąś intrygę uknutą przez niego. Dlaczego zrobił się nagle uprzejmy dla niego? Zaprasza go do siebie i jeszcze, choć ciężko mu to przyznać, tłumaczy zrozumiale. Sam nie był pewny, czy takie jego oblicze bardziej by mu odpowiadało, aczkolwiek chyba wolałby to, od jego pyskówek.

Poczuł się niekomfortowo, zdając sobie sprawę, że jego starszy brat nie spuszcza go z oczu, nawet, gdy go na tym przyłapał. Nie był pewny, o co jemu znowu może chodzić. Był niemalże pewny, że myślał w tym momencie o nim. Co jednak mogło być w nim na tyle interesującego, że długowłosy oderwał się od swojej lektury, którą trzymał w rękach.

- Rozwiąż to, a ja skoczę do toalety. - Usłyszał głos obok siebie.

Obserwował go aż do drzwi łazienki, za którymi po chwili zniknął. Spojrzał badawczo na Itachiego, który zaraz pomachał ręką w geście, żeby podszedł. Choć nie wiedział, o co mu chodziło i czy powinien, podszedł do niego niepewnym krokiem, przyglądając się uważnie.

- O co chodzi? - powiedział zniżonym głosem.

- Mówiłeś Sasuke cokolwiek o tym, co się wydarzyło? - spytał spokojnie.

- Nie, my właściwie nie rozmawiamy ze sobą za bardzo.

- Więc na wypadek gdyby pytał, nie mów mu prawdy, zwłaszcza o Hidanie.

- Dlaczego? - Czuł, jak ciekawość się w nim zbiera.

- Wolałbym, żeby o niczym nie wiedział.

- A dlaczego wy czegoś nie zrobicie z nim?! - zapytał, robiąc zezłoszczoną minę.

- Życie nam miłe... Chyba nie myślisz, że zadajemy się z nim, bo go lubimy? Mordercę?

Oboje zamilkli na chwilę. Nie rozumiał. Nadal nie potrafił ogarnąć sytuacji, w której się znalazł. Czyżby więc Hidan im groził, że ich zabije, jak coś powiedzą?

- Nie chcę, by mój brat o tym wiedział. Mam wystarczające wyrzuty sumienia, że Paina w to wciągnąłem.

- Wciągnąłeś? To znaczy, że...?

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.