Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Dziwadło

Tato, zimno mi cz.3

Autor:dark whisper
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Dramat, Fikcja, Horror, Mistyka, Mroczne
Dodany:2010-12-04 19:20:56
Aktualizowany:2010-12-04 19:20:56


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Kopiowanie tylko za zgodą, można się skontaktować przez maila.


Długie, jasne włosy, wymazane i posklejane czymś gęstym i ciemnym. Podobnie jak biała, krótka do kolan sukienka. Z lewej dłoni zwisał bezwładnie stary, brudny miś. Spojrzała na bladą twarz. Dziewczynka zaciskała w bolesnym grymasie sine usta. Z zupełnie pozbawionych tęczówek i źrenic oczu płynęły łzy. Biło od niej blade, zimne światło, które nie rozświetlało, a wprost przeciwnie - pogłębiało mrok wokół dziewczynki.

Zniknęła, gdy tylko weszłam na pierwszy stopień. Zrezygnowałam z ostrożności i pobiegłam na górę. Na piętrze były trzy pary drzwi. Pierwsze z lewej. Bił od nich chłód. Nie miałam wątpliwości.

Nie musiała się włamywać. Weszła do małego pomieszczenia. Okna były zasłonięte. Na półkach zauważyła zabawki. Środek pokoju zajmowało dziecięce łóżeczko. Znalazła się w pokoju córki doktora. Na pościeli zobaczyła to samo, co na dłoniach lekarza. Odsunęła łóżeczko. Deski pod nim były pokryte plamami. Dotknęła ich i zauważyła, że są poluzowane. Wyjęła jedną z nich. Westchnęła. Zobaczyła nieruchome oczy, leżącej pod podłogą dziewczynki. Biała sukienka, umazana cała w ciemnobrunatnej, zastygłej krwi. Jasne włosy sklejone i przyległe do twarzy. Zastygłe oczy nieco już zdeformowane, ale wciąż wyrażające zdziwienie i smutek. Brudny miś zaciśnięty w pośmiertnym uścisku przez małą, białą rączkę - jedyny świadek smutnego losu jego właścicielki, stał się wiernym towarzyszem w ciemnościach. Zamknęła na chwilę oczy. Stała tak zgięta przez chwilę. Wzięła głęboki wdech i usunęła resztę desek. Odsłoniła grube zasłony. Już wschodzące słońce wlewało się ciepłymi promieniami do zimnego pokoju. Padało na złote włosy i bladą skórę. Spojrzała na dziewczynkę, która od jakiegoś czasu stała obok okna. Otaczający ją mrok nieco zmalał. Nie odrywając od niej oczu, usiadła na brzegu łóżeczka i zapaliła. Wiedziała, że dziewczynka musi się jeszcze z kimś spotkać. Zdążyła spalić dwa papierosy, gdy usłyszała skrzypienie drzwi na dole. Lekarz zauważył, że ktoś się włamał. Szybkim krokiem chodził po parterze i sprawdzał każdy pokój. Wbiegł po schodach i stanął w progu. Zbladł i znieruchomiał. Przypominał bardziej posąg, niż człowieka. Wbił w nią wzrok. Jego usta zaczęły drżeć.

- Jak? - wypowiedział to słowo z wielką trudnością.

Zgasiła papierosa i wstała z łóżeczka.

- Jaki ojciec nie szukałby własnego dziecka? Zwłaszcza, że żył pan z nią i dobrze się nią opiekował, w co mimo wszystko nie wątpię.

- Powiedziała pani przecież...

- Tak to prawda. Lekarze od początku są nauczani logicznego myślenia i profesjonalnego podejścia do ludzi, w tym przypadku bez większych emocji. To jednak nie dotyczy bliskich. Żadna szkoła nie nauczy jak nie kochać swojej żony i córki. Dlatego też niewskazane jest leczenie bliskiej rodziny. W takich przypadkach często emocje biorą górę, a ręka przestaje być pewna.

Padł na podłogę. Gdy spojrzał na swoją córkę, zaczął się trząść. Usłyszała łkanie. Podeszła bliżej.

- Musiała być bardzo podobna do matki. Nie dość, że przez nią zmarła pana ukochana, to gdy pan na nią patrzył nie mógł zapomnieć o żonie.

- Nie! - Odwrócił się do niej. Twarz miał mokrą od łez. Teraz była wykrzywiona w gniewie. Zaraz jednak się opamiętał i ponownie skulił.

- To nie jej wina - wyszeptał. - Ja jestem mordercą. Skrzywdziłem ją. - Zaczął gładzić jej złote włosy. Zabiłem najpierw jej matkę, a potem... - przerwał łkaniem. - Dlaczego to zrobiłem? Byłem taki samotny. Przestałem operować. Musiałem przyjechać do tej dziury. Zostałem nikim. A jeszcze ona... - Gniew w głosie zaczął rosnąć. - Jeszcze pytała, gdzie jest mama. Hipokrytka. Nie, nie... - Zaczął kręcić głową. - To ja jestem winny. Nie ona. Nie moja córeczka. Tak bardzo żałuję. Żałowałem od samego początku, gdy tylko przestała oddychać. Przepraszam, bardzo przepraszam. - Padł twarzą na podłogę.

- Więc to nie jest jej wina? - zapytała.

- Nie, nie jest. Żeby mi tylko wybaczyła - wyszeptał.

Spojrzała na dziewczynkę stojącą pod oknem. Mrok całkowicie zniknął. Po chwili rozpłynęła się.

- Ona panu wybaczyła. - Na te słowa doktor się podniósł i odwrócił. Na twarzy pojawiło się zdziwienie. - Pańska córka prosiła mnie o pomoc, teraz spoczywa już w pokoju.

- Dziękuję - powiedział z cieniem ulgi.

Podeszła jeszcze bliżej:

- Dlaczego pan jej nie pochował? Dlaczego ją uwięził, gdzie jest chłód i mrok? Ona się bardzo bała. Bała się zimna i ciemności. - Z każdym jej słowem twarz doktora wykrzywiała się w narastającym bólu, coś w nim pękało. Widziała to, mimo tego nie przerywała: - Pana dłonie. Krew córki nigdy nie zostanie z nich zmyta. Ja panu nigdy nie wybaczę.

Odwróciła się i wyszła. Resztę zostawiła doktorowi.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.