Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Tam gdzie demon mówi dobranoc

IV - Cień

Autor:Yumi Mizuno
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Mistyka, Romans, Baśń
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2010-10-11 19:43:12
Aktualizowany:2010-11-27 18:07:12


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Niebo było bezchmurne, a promiennie słoneczne docierały wszędzie, gdzie tylko mogły, strasząc cień i każąc mu chować się do kątów. Ptaszęta, przybyłe z wszystkich zakątków krainy, latały swawolnie w niebiesiech, bawiąc się lub też polując na drobne owady. Zwierzęta, takie jak króliki czy myszy, wraz ze swoimi licznymi krewnymi, wychodziły nie bojąc się niczego, by chociażby na chwilę złapać boskie promienie słoneczne.

Nagle niebo w mgnieniu oka zostało przykryte masą ciężkich ciemnogranatowych chmur, które nie przepuściły ani jednego promienia słonecznego. Po chwili z ich czeluści deszcz począł kropić, wpierw po parę kropel, by następnie przerodzić się w wielką ulewę. Ludność obu miast patrzyła z fascynacją na tak nagłą zmianę pogody, nikt nie myślał o tym, że bóg pogody słynny Sani sprawi im taką nieoczekiwaną niespodziankę.

Książe Laures stał na balkonie komnaty swego pokoju. Czarny szlafrok, niedbale związany w pasie świadczył, iż niedawno wyszedł z łoża. Popatrzył za siebie. Na wielkim, aksamitnym łożu w kolorze purpury leżała drobnej postury kobieta, o delikatnych rysach i szpiczastych uszach, przykryta lekką, czerwoną szmatą, co za kołdrę służyć jej miała. Po cóż jednak kołdra komuś, kto już nigdy nie pozna ciepła i nie zasmakuje zimna? Laures uśmiechnął się lekko i z ust swoich pozostałość jej świeżej, młodej krwi zlizał. No cóż, każdy musi z czegoś żyć. Uśmiechnął się podle i wzrok skierował na zamek miasta Azarah. Dłoń wyciągnął gestem pewnym siebie, jakoby jedną z wieżyczek chciał uchwycić i zmiażdżyć. Powstrzymał jednak swój ruch, gdyż dostrzegł przy oknie twarzyczkę Yumi, która z wielkim zachwytem i błyskiem w purpurowych oczach oglądała błyskawice na niebie. Ogon jej delikatnie falował, a uszy ruszały się na wszystkie strony, raz to nasłuchiwała, później znowu patrzyła intensywnie w niebo, czekając na coś. Kogoś? Nie wiadomo. Stała tak w amarantowej sukni i przyglądała się chmurom.

- Yumi!- krzyknął Antari, właśnie wszedł zmęczony po treningu. Wyprostował się i podszedł do niej. Zaczął bawić się jej ogonem szepcząc jej do ucha: - Mam dla ciebie prezent, taki bez okazji, aby nie było - uśmiechnął się tajemniczo, po czym złapał zdezorientowaną demonicę za rękę i pociągnął ją za sobą.

Nikt nie był świadom tego, że całą te sytuacje zdążył dostrzec Laures, sprawiła ona, że królewicz szybko i gwałtownie odwrócił się plecami do zamku Azarah.

- Co ten smarkacz sobie myśli - prychnął pod nosem i uśmiechnął się wrednie, przypominając sobie o tym, o czym jego ojciec na balu wspominał. - Wszystko to o jedną dziewczynę. Ważną, ale kiedy ją zabić. Trzeba zdobyć jej zaufanie - mówił do siebie, chodząc po komnacie. - Cichajcie myśli moje, cichajcie, proszę was. - Złapał się za głowę i osunął na twardą, kamienną ziemię.

Yumi i Antari błądzili miedzy długimi krętymi korytarzami. Były tam pajęczyny, niesprzątnięte od wielu wieków, nie wiadomo jakiej istoty kości nadawały temu miejscu niemiłą, wręcz przerażającą atmosferę. Ogień, co go Antari dumnie w silnych dłoniach trzymał, falował nieustannie prądem wiatrów wzmagany.

- Gdzie idziemy? - zapytała Yumi, lekko krzywiąc się. Nie przepadała za takimi wycieczkami w miejsca, gdzie chodzić samej jej ojciec nie pozwalał.

Nie dostawszy żadnej odpowiedzi, poszła za nim. Chłopak zatrzymał się obok kwadratowej dziury w podłodze. Była w niej stara, pokryta mchem drabina. Antari gestem głowy pokazał Yumi by zeszła na dół. Dziewczyna miała mieszane uczucia, lecz w końcu mimo wszystko zeszła w dół. Nie wiadomo czy rozsądku w ten czas jej zabrakło, czy też wielka ciekawość od dziecka wrodzona pchnęła ją na samo dno. Pod jej drobnym ciałem drabina skrzypiała i trzeszczała. Przez głowę demonicy wiele myśli wtedy przechodziło, a może drabina nie wytrzyma i się zawali? Kto ją wtedy wydostanie? Ten demon? Mimowolnie popatrzyła do góry na chylącą się posturę Antariego, po chwili ruszyła jednak dalej stopień po stopniu schodziła coraz niżej, Ant został jednak na górze przyglądając się jej z uwagą.

Tym czasem królewicz Laures chodził po swoim pokoju i poganiał małe pokraczne stwory, by szybciej usunęły truposzkę z jego łóżka.

- Jeden z nich już poszedł do Yumi - powiedział zimno Yasha, pojawiając się za Lauresem. - Już będzie po niej, a za to, co się z nią tam stanie, to ten czerwony poniesie karę. - Rozbawiony usiadł na łóżku syna, który milcząc stał, uśmiechając się tylko kpiąco.

- Jesteś zbyt pewny siebie ojcze - rzucił mu w twarz. - Do rekina posyłasz płotki - skarcił go, a przecież to rolą ojca winno być karcenie syna. - Ona zginie, ale to królewska krew, zginąć wiec musi z twojej bądź mojej ręki, a nie pomiotu! - Uderzył dłonią w ścianę, groźnie na ojca patrząc. Yasha nie odpowiedział, uśmiechną się tylko szyderczo zadowolony, że wiele w Lauresie jest z niego samego.

- Antari... - szepnęła niepewnie. - Co ty knujesz?

- Ja? Zobaczysz już za chwilę. - Usłyszała głos wyżej niej samej, dalej w głębię schodząc. Drabina zdawała się nie kończyć, a dna nie widać było.

W końcu wielka ciemność otoczyła ją. Dziewczyna na twarzy czuła wiatr piękny, pachnący różami z ogrodów, które pamiętała z lat dziecięcych. Było bardzo miło, ale… Zmarszczyła brwi i chwyciła się za bok, nie miała katany. Odwróciła się gwałtownie za siebie, ale nic poza ciemnością nie ujrzała. Była sama.

- Gdzie ja do cholery jestem?! - szepnęła, mrużąc oczy, choć i tak to zdało się na nic. Wreszcie jej drobna stopa dotknęła ziemi, pewnym gestem stanęła i poczęła dłońmi w ciemnościach błądzić, niestety nawet czubka własnego nosa ujrzeć nie mogła, a słodki do tej pory zapach stawał się już dla jej wrażliwego nosa za mdły. Zasłoniła dłonią usta i zmrużyła oczy, by wzrok skoncentrować i chociażby najmniejsze załamanie światła wychwycić. Ostrożnie w tył się zwróciła tak, by plecami ścianę dotknąć i głośno westchnęła.

- Yumi... - Rozległ się z nikąd głos, zimny, surowy, okrutny lecz dziwnie znajomy.

- Kim jesteś?! - krzyknęła, tempo oddechów mimowolnie przyspieszając, głos ten mimowolni słyszała w głębi samej siebie.

- Kim ja jestem? - Głos zaśmiał się szyderczo. - Jestem twoim marzeniem, wyśnionym paniczem, królem - mówił z pogardą.

- Że niby, co? - zdziwiła się. - Ty nas zaatakowałeś tam w lesie? - burknęła pod nosem niezadowolona.

- Sama zdecyduj... - Głos zamilkł, a ciemność poczęła znikać, w tym momencie dziewczyna obudziła się.

Był już ranek Fer krakał na kamiennym parapecie, a na jej łóżku siedział Morg. Promiennie słońca delikatnie przenikały przez firanki w jej pokoju, mimo to słychać było krople deszczu spadające na ziemie za oknem.

- Znowu krzyczałam - powiedziała raczej niż zapytała.

Morg kiwnął tylko twierdząco głową. Nic nie mówił. Dziewczyna przetarła knykciami kąciki oczu i ziewnęła.

- Która? - Popatrzyła na niego przymrużonymi oczami, były raczej znakiem nie zmęczenia, ale zamyślenia.

- Ranna, idź jeszcze spać. Dzisiaj musisz być w pełni sił - powiedział zimno i surowo.

- A to, dlaczego?

- Dzisiaj twoja matka wraca ze świata ludzi.

- Dzisiaj? To już dzisiaj?

- Tak.

- Nie mogę teraz spać - krzyknęła i szybko wstała.

- Uśniesz w nocy za szybko, a pani przyjedzie dopiero wieczorem. - Ton jego zmienił się, mówił tak jak gdyby tłumaczył nieznośniej córce, co ma robić, kiwnął palcem w geście pouczenia. Jednak nie skończył na tym swojego wywodu. - Śpij teraz, będziesz wypoczęta, teraz ci się już nic złego nie stanie, jestem przy tobie pani - uśmiechnął się lekko.

- Dobrze - szepnęła, kuląc uszy. Na próbę rozbawienia nawet nie zareagowała.

Antari stał za drzwiami jej sypialni. Zmarszczył brwi, w głębi cieszył się, że nic się jej nie stało i skończyło się tylko na majakach, jak gdyby w innym świecie się znalazła. Przeklął cicho i nieobecny wzrok na kruka skierował, który kręcił głową raz w lewo raz w prawo. Przecież za nią schodził, była tuż przed nim. Zniknęła, a gdy znalazł ją na dole leżała obok trupa jakiejś krwiożerczej bestii. Zmarszczył brwi i warknął pod nosem.

Mimo iż dzień był w zenicie, ciemność ogarniała całe ziemie, ulubiona pora demonów, niby dzień a jednak noc. W zamku Malus Laures stał zadowolony przed ojcem.

- Widzisz, mówiłem ci, że on zginie - powiedział z dumą i satysfakcja książę.

- Ktoś go zabił, Cienia nie tak łatwo pokonać - szepnął niezadowolony król.

- Łatwiej niż myślisz, ojcze. - Ukłonił się i odszedł do swojego pokoju. Yasha popatrzył na ślady swojego syna, buty on miał całe we krwi. Szaroskóry chrząknął w niezadowoleniu i poszedł do sypialni.

Usiadł na skraju łoża, patrząc się z obłędem w oczach na wiszącą za oknem głowę człowieka, ten widok dziwnie go uspokajał. Krew powoli spadała na ziemię, a w oczach jeszcze widać było przerażenie i ból zadawanej śmierci. Śmieszne, ale to nie demony zabiły tę kobietę o włosach niczym anielskie, ale sami ludzie. Demon nie wiedział, dlaczego, ale wiedział że ta kobieta była piękna, chrząknął i popatrzył na żonę za plecami, po czym na pusty wyraz dziewczęcej twarzyczki. Była taka młoda, taka piękna, nieszkodliwa. Właśnie dlatego będzie zabijał ludzi, bo oni zabijają piękno. Zacisnął ręce i popatrzył znowu na żonę. Ona też była piękna, ale nie była człowiekiem, to bosko, że nie była człowiekiem, ale kurczaki też ludźmi nie są wiec nie może zabijać kurczaków? Ale kurczaki musi zabijać po to by jeść. Yasha miał mętlik w głowie, życie bez kurczaków, bo kurczaki są ludźmi... Nie, nie, nie... kurczaki nie są ludźmi wiec je zabijać można, ale to, co nie jest człowiekiem jest dobre, ale dobrego zabić nie wolno, zatem nie można zabić kurczaka... Potrząsnął gwałtowniej głową i wzrokiem zagubionego dziecka popatrzył na śpiącą żonę. Spała tak słodko, białe włosy spadały na jej twarz. Nie pozwoli by ich potomstwo, pomijając Lauresa, wychowywało się w świecie, gdzie piękno jest tak dewastowane, a to co jest inne musi zostać zniszczone, nie, to nie oni są zagrożeniem. Demony były co prawda później niż ludzie, ale porównać trzeba krainy. Demony zdecydowanie są bardziej tolerancyjne, gdyż w ich świecie wszystko już było, a ludzie ciągle są obojętni, nawet jak najlepsze rozwiązanie postawi się im przed ich paskudne mordy. Kiwnął głową do siebie, świadomy tego, że wreszcie pomyślał mądrze i z dumą popatrzył na żonę.

Kobieta otworzyła oczy i mlasnęła.

- Nie myśl tyle kochany - uśmiechnęła się, mrużąc pożądliwie oczy.

- Dlaczego? - zdziwił się.

- To sprawi tylko mętlik w głowie. - Ziewnęła i przyłożyła głowę do poduszki, oczy zamykając. Tak. Musi chronić ją i jej dzieci. Potrząsnął głową. Nie powinien już myśleć i wtulił się w nią od tyłu i usiłował usnąć.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.