Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Tam gdzie demon mówi dobranoc

V - Thir

Autor:Yumi Mizuno
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Mistyka, Romans, Baśń
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2010-12-04 19:21:43
Aktualizowany:2010-12-04 19:21:43


Poprzedni rozdział

Deszcz padał dniami, których ilość nie dało się dokładnie określić. Bo któż zdoła słońce dostrzec czy księżyc, zza chmur gęstych i ciemnych, niczym ciemność?

W życiu księżniczki wiele dziwacznych zjawisk miało miejsce przez ostatnich parę dni. Każdego dnia średnio ktoś po trzykroć zabić ją próbował. Król Inu podejrzewał, iż to sprawka jego brata, ale pewności mieć nie mógł. Antari bacznie śledził losy swojej pani, pomijając poranną i wieczorną toaletę, gdzie z przyczyn czysto etycznych, sama być miała.

Cóż począć mogła, jak tylko stać? Nauczycielka walki nie zdążyła jeszcze dotrzeć, a powozy matki co zdałyby się być tak blisko zamku, ugrzęzły w błocie. Dziewczyna, przechodząc korytarzami, doznała nagłej potrzeby wykapania się. Pośpiesznie więc zawróciła, mijając w korytarzu, śledzącego ją białowłosego demona i w toalecie wielkiej zamknęła się na zamek. Nalała do porcelanowej wanny gorącą wodę, tak że wielkie lustro co za ścianę z boku służyło, całe zaparowało. Powoli odzienie zdjęła i naga do wody weszła, w drobną dłoń myjkę wzięła i poczęła ją mydlić patrząc się pusto w wodę.

- Oby się jej tylko nic nie stało - szepnęła i zaczęła szorować ogon.

Antari stał, albo raczej leżał pod drzwiami. Wzrok jego wiele mówił, „nie podchodź, ugryzę”. Niczym pies, co swej pani przyrzekł bronić, a swą służbę jako swe życie traktować począł od tamtego wieczora.

Inu w milczeniu listy od ludu wertował, dowiadując się od nich, że w pobliżu zamku nauczycielkę fechtunku, co męskie odzienie nosić zaczęła, widzieli. Uśmiechnął się szelmowsko i podsycił płomień świecy. Wrogowie silniejsi, oni odpowiedzialni są za te ataki na życie jego córki, a ona? Może umarła? Zmarszczył brwi i podniósł się gwałtownie. - Rozkazuję jej żyć! - krzykną donośnie i wzrokiem przyłapanego na zabawie chłopca popatrzył na starą służkę, co kąt jego sali sprzątać niedawno zaczęła. - P... przepraszam - jęknął się i wyszedł z pomieszczenia.

Deszcz lał niemiłosiernie, chmur o dziwo zdawało się przybywać, bogowie nie byli po jej stronie.

- Trzymaj konie - krzyknęła niewysoka kobieta w czarnym płaszczu, co sprawiało, że złote oczy jeno obejrzeć można było. Dziewczyna delikatnymi, małymi i bladymi dłońmi błoto starała się usunąć, tak by wóz wyruszyć w ponowną drogę mógł. Mróz zetknął się z gołą skórą, zmuszał ciało do nieprzyjemnego dreszczu. Kobieta skrzywiła się i zmęczona wsiadła do karocy.

- Na demony piekła - syknęła i zdjęła czarny kaptur, czarne jak noc włosy ukazując.

- Noc taka piękna. - Z kąta karocy dobył się cichy, a zarazem zakochany głos.

- Teraz? - Podniosła brew.

- Teraz - odpowiedziała jej kobieta i za okno popatrzyć chciała, ale poczuła na sobie skupiony wzrok rozmówczyni. - Czarodziejka - odpowiedziała na pytanie. co jeno zdążyć się zaczęło kłębić w ustach czarnowłosej i wyjść na wierzch nie zdołało.

- Czarodziejka, powiadasz? - Jej uśmiech poszerzał się.

- Tak. A ty to? Co tutaj robisz, kiedy bogowie karę na miasto wymierzają? - mówiła zimno, tą samą melodią.

- Moje imię nie ma znaczenia, nie ma znaczenia też jak mam na nazwisko, dowiesz się o mnie już niebawem z afiszy w mieście Azarah. Jak tam twój kierunek i los tam cię wzywa - dodawszy te słowa, zamilkła na chwilę, by myśli swoje zebrać. - Bogowie? - zdziwiła się. Gdy opuszczała kraj, bogowie byli radzi z posłuszeństwa swoich poddanych. A teraz? Źle się dzieje w państwie istot tak odmiennych od ludzi, lecz swą odmiennością takich samych. Uśmiechnęła się, jakoby o czymś mądrym pomyśleć zdąrzyła przed gwałtownym przerwaniem jej monologu.

- Dojechaliśmy do bram psze pani - powiedział zakatarzony mężczyzna, co chwilę kaszląc i smarkając, a gluty co z nosa mu dyndały o rękaw wycierał.

- A dalej? Bramy są przed lasami. Dwie i jak mniemam bezbronne kobiety same mają las przekroczyć? - zaśmiała się czarodziejka, znacząco do towarzyszki mrugając.

- Psze pani mnie to już chuj zwisa i pomiata nim wicher - powiedział ordynarnie i w kichawę grubego palucha wsadził.

- Ostatni raz biorę najtańszą karocę - syknęła nieznajoma i z wozu wraz z bagażem wyszła.

- Oby cię gburze piekielny pomiot wychędożył - powiedziała miłym tonem czarodziejka, wpatrując się w woźnicę. Obydwie kobiety założyły kaptury na głowy i ruszyły przed siebie.

Yumi szła szybko przed siebie, a Antari jak cień krok w krok szedł za nią, chodził za nią dosłownie wszędzie, w bibliotece, w chatce przy zamku, a nawet nie chciał jej samej do Morga puścić. Powoli cała ta sytuacja zaczęła dziewczynę lekko irytować.

- Nie łaź za mną, Ant - krzyknęła wściekła, kroki swe ku komnacie ojca kierując.

Założył ręce za głowę, udając wielce urażonego i wzrok na ścianę skierował, dalej idąc przed siebie.

- A niby co teraz robisz, panie Antari? - Stanęła i na pięcie odwróciła się do chłopca twarzą. Palec wskazujący na jego piersi zatrzymując i z wściekłym ognikiem w oczach patrząc mu w oczy.

- Idę - powiedział obojętnie, łapiąc ją za dłoń i opuszczając ją tak, by jego klaty nie dotykała.

- A gdzie? - Podniosła brew, ogonem lekko merdając i uszy stawiając na baczność. Niestety jej błyskotliwość tego dnia miała nie przynieść efektów. Była już w takim miejscu, gdzie jedynym rozsądnym posunięciem byłoby do komnaty królewskiej się udać. Antari popatrzył na nią zdziwiony i zaśmiał się. Demonica w złości dolną wargę przygryzła i tupnęła nogą. - Nie idź za mną - syknęła, powarkując pod nosem, po czym za drzwiami sypialni ojca zniknęła. Antari wybuchnął głośnym śmiechem, który dało się usłyszeć mimo zamkniętych drzwi.

Komnata była wielka, kąpiąca się w barwach żółci i pomarańczy z wielkimi oknami i małym sekretarzykiem na boku, na samym środku zaś było wielkie łoże na dziesięciu rosłych mężów zdatne, a i tak by miejsca starczało. Ze smutnym wzrokiem na łoże ojcowskie popatrzyła, nie zastawszy go tam, wyszła z sali i ku jej zdziwieniu on gwarzył sobie jak gdyby nigdy nic z tym białowłosym demonem. Przymrużyła niebezpiecznie oczy i w złości poszła przed siebie, ani chwili spokoju, marzyła o tym by matka w progi zamku weszła, by już zacząć ten trening, albo też uciec. Tak uciec! To byłoby najlepsze, odpocząć od tego wszystkiego, co ją otaczało. Od ataków, zmartwień, trosk, a przede wszystkim od twarzy tego demona. Prychnęła pod nosem i na swojego kruka popatrzyła, który chodził po kamiennej posadzce tuż przy kuchni, kracząc w głos. Śniadania upolować nie mógł, bo cała zwierzyna w norach siedzi, zatem skorzysta dzisiaj z królewskiego zwierza. Widząc swoją panią zakrakał coś i piórami zatrzepotał, jakoby wzbić się w powietrze chciał.

- Co mały tobie też tutaj jest duszno? - powiedziała i kucnęła przy nim, ptak zrozumiał iż pani nie pojęła jego intencji i mocniej skrzydłami trzepotał i łebkiem, jakoby na drzwi od kuchni chciał wskazać. - Rozumiem cię, być wolnym jak ptak - zaśmiała się. - Znaczy się... Uciec - szepnęła i popatrzyła na kruka, który usilniej machał skrzydłami i krakał, co już do skrzeku porównać można było. Rozpaczliwego skrzeku błagającego o odrobinę strawy. - Tak, masz rację, - Klasnęła w dłonie i wstała. - Dziękuję przyjacielu.

Zadowolona pobiegła przed siebie, podczas gdy kruk odprowadził ją wzrokiem i zakrakał pod dziobem, nikt go już nie rozumie. Z tęsknotą w niebieskich oczach popatrzył na zamknięte drzwi od kuchni i dalej chodził jak uprzednio, kracząc. Oburzony zatrzepotał skrzydłami, w tym momencie drzwi do kuchni otworzyły się, na drewnianym progu stał Morg z wielkim udem w dłoni. Nie zauważył kruka i zamieniwszy się w nietoperza poleciał przed siebie, znikając w ciemnościach korytarzy.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.