Opowiadanie
Fragment z życia Astrów
Autor: | Koranona |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Obyczajowy |
Dodany: | 2010-07-06 08:00:54 |
Aktualizowany: | 2010-06-25 16:29:54 |
Anatol Aster zbudził się z dziwnym uczuciem niepokoju. Śniło mu się, że siedzi w kuchni, w swoim własnym domu i że wszelkie przedmioty, znajdujące się w tym pomieszczeniu, zaczęły do niego przemawiać. Głównie skarżyły się na pogodę i na utrzymującą się w powietrzu wilgoć. Anatol był człowiekiem racjonalnym, mądrym. Był ogólnie cenionym, zimnym profesjonalistą. I nie dopuszczał do siebie myśli, że mówią do niego przedmioty. Tak więc siedział i właśnie miał napić się herbaty z kubka, który głośno protestował, ale wtedy się obudził. Przez chwilkę patrzył w sufit, jakby miał tam wyczytać wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. Sufit milcząc, odmówił wytłumaczenia czegokolwiek i wrócił do bycia sufitem. Aster westchnął i pomyślał; to był sen, zwykły, najzwyczajniejszy sen. Podniósł się, przetarł twarz dłonią i stwierdził, że obok niego na łóżku nie ma jego żony (ani niczyjej innej), a jej połowa jest już pościelona. Znalazł stopami wymięte już kapcie, nałożył je i wstał. Sięgnął po wiszący na oparciu krzesła szlafrok, narzucił go sobie na ramiona, odwracając się w kierunku drzwi. Dobiegający spod drzwi mocny zapach kawy i smażonych naleśników świadczyć mógł tylko o jednym; jego żona szykowała w kuchni śniadanie.
Otworzył skrzypiące drzwi, notując w myślach, że jak tylko wróci z pracy, musi naoliwić zawiasy. Zszedł po niemniej skrzypiących schodach. Pierwsze, co przywitała wzrokiem rodzina Anatola (w składzie: żona przygotowująca śniadanie, młodszy syn i starszy syn), były jego wymiętolone kapcie i kościste kolana. Gdy tylko pojawił się cały, żona wróciła do przewracania naleśników, starszy syn do czytania książki, a młodszy do bawienia się widelcem. Anatol ominął siedzących przy stole chłopców, podszedł do małżonki, pocałował ją w policzek i sięgnął po leżące na sosnowej półeczce okulary w grubej, czarnej oprawce.
- Siadajcie już moje skarby, zaraz podam śniadanie. Arek, wyjmij sztućce dla ojca - powiedziała Aleksandra Aster, nie odrywając wzroku od wirującego w powietrzu cieniutkiego ciasta.
Anatol, poczuwając się do bycia „skarbem”, usiadł naprzeciwko swojego młodszego syna, rozkładając gazetę. Arek odłożył ze złością książkę, zamaszyście otworzył szufladę, wręcz nazbyt agresywnie, wyjął z niej widelec i nóż, położył je szybko na stole i wrócił do czytania. Czytający gazetę spojrzał ze zdumieniem na leżące obok niego sztućce, po czym wracając wzrokiem do tekstu powiedział:
- Co takiego czytasz młody człowieku - ojciec uwielbiał to określenie - że tak ci spieszno z powrotem do lektury?
- Nic... - burknął zza stronic chłopak.
Anatol chrząknął znacząco.
- Ależ synku, czy to tak ładnie zwracać się do taty? Odpowiedz no grzecznie - powiedziała pani Aste, nakładając naleśniki na duży talerz i kładąc go na stole.
- No, fantastykę... - powiedział niechętnie syn i odłożył książkę, patrząc łapczywie na jedzenie.
- Poczytałbyś coś porządnego - powiedział ojciec po głośnym westchnięciu i również odłożył gazetę.
Chłopak, jako że już miał pełne usta i nie mógł się odezwać, spiorunował wzrokiem swojego ojca ale speszył się, kiedy ten odwzajemnił spojrzenie.
- Oj przestań już, Anatol. Doceniłbyś przynajmniej, że nasz syn czyta jakiekolwiek książki. - Aleksandra usiadła przy stole i pogłaskała po głowie pominiętego w całej rozmowie najmłodszego w rodzinie Antka.
Ojciec westchnął (a wzdychać lubił, bo w jego mniemaniu podkreślało to jego wyższość umysłową nad całą resztą rozmówców).
- To o czym jest ta książka, co?
- No... o wiedźmie, która podróżuje między wymiarami. Podróżuje z kotem i tak dalej...
- Ach, czyli tak jak się spodziewałem, same głupoty.
- A tato, nas odwiedzi czarownica? - spytał Antek, sięgając po kolejnego naleśnika.
Anatol zrobił poważną minę, odłożył gazetę i zmierzył syna zimnym wzrokiem zza okularów.
- Nie. Drodzy panowie, nie wiem co za głupoty wam przychodzą do głowy, ale to nie bajka. Tu trzeba myśleć, bo bez myślenia daleko nie zajedziecie!
- Oj już przestań, kochanie. - Aleksandra z wyrzutem spojrzała na męża. - Już zjedliście? Bardzo dobrze. Zmykajcie chłopcy na górę. - Zaczęła sprzątać ze stołu.
- Czy mogłabyś przygotować mi jedzenie do pracy? Myślę, że dziś będę siedział trochę dłużej - odezwał się Anatol, gdy chłopcy wrócili do swoich pokoi.
- Ależ oczywiście. - Aleksandra uśmiechnęła się i przelotnie złapała za rękę zmierzającego do łazienki męża.
Aster stanął przed lustrem. Spojrzał na swoją poważną, sfatygowaną twarz i doszedł do wniosku, że musi się ogolić. A i to wiele nie dało jego wyglądowi. Zauważył, że zaczynają mu się robić zmarszczki, i co gorsze, stwierdził że lepiej wygląda uśmiechając się. No nic, pomyślał, uśmiech nie jest naturalny dla twarzy. Jest niepoważny.
Anatol ubrał się, obejrzał, ocenił, że wygląda porządnie. Wyszedł z łazienki, notując że kończy się krem po goleniu. Od razu skierował się do garażu. Już miał wybywać do pracy, gdy złapała go żona.
- A co z jedzeniem? - spytała, podając mu papierową torbę.
- Zapomniałbym. - Wziął ją od żony i wsadził do czarnej teczki.
- Jakiś dzisiaj marudny jesteś.
- Może to kwestia tego, że wiem, że czeka mnie mnóstwo papierkowej roboty, która pewnie i tak pójdzie na marne bo koncern spaprze sprawę.
- Tobie tez przydałyby się jakieś wakacje od realności - westchnęła Aleksandra, kręcąc głową. - Może pożyczysz książkę od Areczka.
- Stanowczo nie, nie lubię fantastyki - powiedział Anatol, ucałował żonę, dosiadł swojego smoka i poleciał do pracy.
Ostatnie zdanie mnie rozwaliło! Nudny dzień z życia zwykłego ojca rodziny(choć paradoksalnie w miarę zajmująco przedstawiony). Ponarzekał, ponarzekał i odleciał na smoku. Boskie:)