Opowiadanie
Dom Wariatów
Żądza pieniądza
Autor: | DuchDucha |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Dramat, Komedia, Parodia |
Uwagi: | Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2010-10-16 10:35:23 |
Aktualizowany: | 2010-10-16 10:35:23 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Jeśli chcesz rozpowszechnić opowiadanie, to zaznacz, że autorem jest DuchDucha i wskaż na blog http://zanapar.blog.onet.pl/.
Dyrektora Rożdzewskiego nienawidzili wszyscy, którzy mieli nieprzyjemność się z nim spotkać. Był to człowiek gburowaty, arogancki, małostkowy, chamski i skrajnie niekompetentny w każdym znaczeniu tego słowa, ale jako że otaczał się zbieraniną jeszcze większych niedojd, nikt tego nie zauważał, a nawet wyróżniał się inteligencją i sprytem.
Kochał tylko syna, widząc w nim swoje dokładne odbicie sprzed lat, a nienawidził żony, która będąc główną księgową, rządziła jego finansami i w domu, i w pracy, nie pozwalając mu na jakikolwiek wydatek niekorzystny dla jej osoby lub rodziny, w której znajdowali się aptekarze, prawnicy i lekarze. Dyrektor był święcie przekonany o słuszności racji, którą powtarzała mu świętej pamięci matka, że: „Człowiek jest wart tyle, ile zarabia”. Dlatego ciężko pracował nad tym, by nikt nie zarabiał więcej od niego, a do urzędników odczuwał wstręt i urazę, za to że nie pozwolili mu przystąpić do własnego klubu, gdzie mógłby zarobić więcej. Niestety jego plany zarobkowe niezmiennie krzyżowała żona, przelewając całość jego wypłaty na tylko sobie znane konta w obawie przed tym, że wyda je na kochanki, których nie mógł mieć, ponieważ brak gotówki wydawał się być im jeszcze bardziej obrzydliwy niż jego obleśna aparycja i wystające włosy z nosa oraz uszu.
Nieustannie zmuszając swoją komórkę jedynaczkę do wytężonej pracy, nie potrafił zrozumieć dlaczego będąc „człowiekiem wartościowym” jest aż tak niedoceniany. Za każdym razem przypominał sobie słowa matki, tłumaczące jego niepowodzenia życiowe zawiścią „małych ludzi” i postanawiał zarabiać coraz to więcej pieniędzy, co miało pokazać jego wielkość.
Po przeczytaniu jak wielkie fortuny rodzą się na giełdzie, postanowił grać. Aby zdobyć niezbędne fundusze, przeszukał pudełka na drobiazgi żony w poszukiwaniu czegoś na tyle cennego, by dało się to spieniężyć. Udało się odnaleźć złote ozdóbki i sznur pereł, których nigdy nie widział i nie wiedział skąd tam się wzięły. Zaniósł je do lombardu, gdzie facet o szczurzych zębach, zakupił je za ułamek wartości. Pozyskawszy w ten sposób niezbędne środki finansowe poszedł do maklera. Ten człowiek z kolei był jeszcze bardziej perfidny i przebiegły od Rożdzewskiego, lecz w odróżnieniu od niego odznaczał się niebywałym intelektem i gładką gadką. Uzbrojony w takie narzędzia pracy z łatwością przekonał klienta do zainwestowania w najbardziej ryzykowne inwestycje. Pieniądze włożył do szuflady, gdzie cierpliwie leżakowały, a dyrektorowi słał optymistyczne relacje z tego, ile zyskał danego dnia i czekał. Czekał. Czekał. Wreszcie nadszedł upragniony kryzys i okazja, by oznajmić swoim klientom, że stracili wszystko, a jego działalność upadła i postanowił przenieść się na Wyspy Bahama.
Tego dnia musiał zawitać w swoim biurze wyjątkowo wcześnie, bo już w południe, aby zatrudnić nowego pracownika na stanowisku opiekuna, co poczytywał sobie jako akt niegodny jego osoby i równoważny z degradacją. Do młodego pracownika w wynędzniałym stroju i jakby wychudzonego nie miał absolutnie żadnych pytań i pozwolił oddziałowej, której ze wzajemnością nie znosił, na zadawanie pytań. Na koniec z łaski raczył podpisać jakiś podsunięty mu papier, co zrobił bez zastanowienia.
Żona zniknięcie ozdóbek potraktowała jako jednoznaczny dowód zdrady. Jednak nigdy nie powiedziała mu o swoim odkryciu, ponieważ przyznałaby się w ten sposób, że większa część pensji męża szła na jej kochanków i poprawianie urody, na którą mąż i tak nie zwykł zwracać uwagi.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.