Opowiadanie
Zamaskowany
Człowiek w masce
Autor: | kimoki |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe, Romans |
Uwagi: | Self Insertion, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2010-07-27 10:30:29 |
Aktualizowany: | 2014-06-18 16:29:29 |
Następny rozdział
Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)
Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.
Paweł Jaworski
Było ciemno, wokół można było usłyszeć tylko krople wody, rozbijające się o skały, wycie wiatru, wślizgującego się między szczelinami w ścianach groty i kroki.
Wśród ciemności rozlega się echo kroków, szybkich kroków. Dwie osoby: łowca i ofiara. Nagle rozległ się dźwięk zderzenia się stali. Rozpoczęła się walka, nierówny bój w mroku, gdzie można było liczyć tylko na swoje umiejętności, na zmysł słuchu, ponieważ wzrok był ograniczony. Nagle niespodziewanie rozbłysło jasne światło i rozległ się krzyk bólu. Pozostała tylko jedna osoba. Był to wysoki chłopak w podartym ubraniu ze sterczącymi do góry szkarłatnymi włosami i tego samego koloru oczami, połyskującymi zza białej maski, ułamanej przy ustach. Na zewnątrz padało...
- Jak zimno... - powiedziała pokiereszowana postać, chwiejąc się i osuwając powoli na ziemię. Wkrótce poczuła kojący dotyk mroku.
- Obudził się! - Dotarł do jego uszu podekscytowany dziewczęcy głos.
- Jak się czujesz? - Tym razem zwróciła się do niego.
Chłopiec poczuł dotyk delikatnej dłoni na swojej skórze, chociaż przyniosło mu to jak dotąd dziwne nieznane ukojenie, napiął wszystkie mięśnie. Miał ochotę podnieść miecz i walczyć, lecz ból nie dawał mu spokoju.
- Już wszystko dobrze, jesteś bezpieczny, niedługo będziemy w domu. - Zabrzmiał ponownie dziewczęcy głos.
Nieustannie cierpiąc, otwierał powoli oczy, lecz jedyne co ujrzał to mgła, która zakrywała wszystko, wciąż zaniepokojony odgłosami ludzi, parskaniem konia i wibracjami spowodowanymi jazdą po wyboistej drodze, wyjęczał wreszcie:
- G-gdzie... ja... jestem?
Zanim całkowicie oprzytomniał, powróciła ciemność i cisza. Zamaskowany chłopak ponownie udał się w stan błogiej nieświadomości. Po pewnym czasie zbudził się ponownie, zalany potem po pełnym koszmarów spoczynku, tym razem nie czuł tak okropnych boleści jak wcześniej, choć wciąż odczuwał je w pewnym stopniu. Słysząc głosy parskających koni, pasących się krów i świń, zdał się na zmysł węchu. Poczuł rześkie powietrze, roznoszące zapach kwiatów. Było ciepło. Otworzył oczy, ale wciąż widział tylko zamglenie powoli ustępujące miejsca kolorom, kontrastom i ostrości. Chwilę potem widział dach nad głową, czuł jak z zachodu opalają go promienie słońca, nie leżał już na zimnej ziemi na deszczu cały poraniony, tylko w dużym ciepłym łóżku z pulchną poduszką pod głową. Obandażowany niczym mumia. Na wprost łóżka, w którym leżał, dostrzegł otwierające się drzwi. Próbował wstać, lecz w momencie, gdy chciał to zrobić, zza drzwi nagle wyłoniła się postać i szybko podbiegła do niego, pomagając mu się wygodnie ułożyć.
- Wreszcie się obudziłeś. Nie ruszaj się jesteś wciąż ranny. - Zabrzmiał znajomy zatroskany dziewczęcy głos, który słyszał tak niedawno, głos pełen ciepła i życzliwości.
Usadowiwszy się w pozycji siedzącej przy pomocy dziewczyny, zaczął jej się uważnie przyglądać. Była to niewysoka dziewczyna, z długimi srebrnymi i połyskującymi w promieniach słońca włosami, sięgającymi jej do pasa. Patrzała na niego swoimi zielonymi oczami, uśmiechając się przy tym życzliwe.
„Wygląda jak anioł...” - pomyślał chłopiec po czym w końcu zapytał pełnym niepokoju głosem:
- Kim jesteś? Gdzie ja jestem? Dlaczego tu jestem? Czemu jestem w takim stanie?
- Nazywam się Kristina. Znajdujesz się w domu gdzie mieszkam, we wsi zwanej Moren. Jesteś tutaj, ponieważ wraz z bratem znaleźliśmy cię nieopodal Jaskini śmierci. Jakieś trzy i pół godziny jazdy stąd na zachód. Byłeś na skraju śmierci, po udzieleniu Ci pierwszej pomocy przywieźliśmy Cię tu i zaopiekowaliśmy się tobą. Spałeś trzy dni i trzy noce. Powinieneś coś zjeść, jesteś wyczerpany, potem zmienimy Ci bandaże - zakończyła, podsuwając mu tackę z jedzeniem.
Chłopiec milczał, spoglądał przez okno, przez które włamywały się do domu promienie słoneczne. Widział rozciągające się po horyzont pola. Nie miał większego wyboru, musiał się więc zgodzić na propozycję Kristiny, jednak wciąż odczuwał strach. Po posiłku skonsumowanego z pomocą Kristiny i zmianie bandażów, dziewczyna zapytała:
- Jak się nazywasz? - Chociaż zapytała wyraźnie, chłopiec milczał siedząc wciąż w łóżku, spoglądając w stronę okna.
- Więc może pokażesz nam co kryjesz za tą maską? Chciałem Ci ją zdjąć, gdy cię znaleźliśmy, ale Kristina upierała się, żeby tego nie robić, bo na pewno nie nosisz jej bez powodu. Więc odpuściłem. Nazywam się Tom - wtrącił się wysoki, szczupły chłopak, który pojawił się nagle w progu drzwi. Miał krótkie czarne włosy i brązowe oczy. Nie uśmiechał się. Jego twarz bardziej wskazywała na ciekawość, lecz zamaskowany chłopiec, siedzący w łóżku wciąż nie odpowiadał.
- Uratowaliśmy ci życie, chociaż mogliśmy zostawić cię nie pastwę losu! Pomogliśmy Ci więc należą się nam jakieś wyjaśnienia! - wybuchnął nagle Tom.
- Nie prosiłem was o pomoc - burknął nagle maskujący się chłopak.
- Gnoju! - wrzasnął Tom, zmierzając w jego kierunku, złapał go za kołnierz i spojrzał prosto w jego szkarłatne oczy.
- Przestańcie natychmiast! - wrzasnęła nagle Kristina. Chłopcy zaskoczeni jej zachowaniem dali sobie spokój. Tom opuścił pokój.
- Nie przejmuj się nim. On tak zawsze jak się nie wyśpi. To był mój brat Tom. W rzeczywistości on się najbardziej martwił - powiedziała Kristina, po czym także opuściła pokój.
Minął miesiąc od czasu całego zdarzenia. Bezimienny chłopak, siedząc na dębie, rozmyślał nad tym co się właściwie stało i co jeszcze robi na tej wsi.
- Hej! - zawołał nagle ktoś z dołu. - Hej! - zawołał zignorowany wcześniej znajomy głos. Rozpoznał głos Toma. - Mam coś dla ciebie, zerwałem to z pobliskiej jabłoni - powiedział chłopak, rzucając do góry soczyste czerwone jabłko. - Niech ci wyjdzie na zdrowie.
- Dzięki! - zawołał z góry i zeskoczył na dół.
- Hej Naru - powiedział Tom. - Rozumiem, że nie możesz z jakiegoś powodu wyjawić nam swojego imienia, więc nazwałem cię Naru po zmarłym przyjacielu, a to czyni nas przyjaciółmi, więc dla czego jeszcze nie pokazałeś mi swojej twarzy? Ciągle tylko chowasz ją za maską. Czego się boisz? - zapytał Tom, wskazując palcem na twarz chłopca.
- Cóż nie wiem, skąd mam tę maskę, ani nie pamiętam jak się nazywam, nie pamiętam także skąd wziąłem się wówczas pod tą jaskinią. Nie wiem co może się wydarzyć, gdy ją ściągnę - powiedział ponuro.
- Możemy zaryzykować, nie masz czego się obawiać, jesteśmy przyjaciółmi i nieważne co się stanie, nic tego nie zmieni - stwierdził Tom z uśmiechem.
- Dobrze więc - powiedział zaniepokojony zamaskowany chłopak, ściągając powoli swą maskę. - Zrobię to ponieważ prosi mnie o to mój pierwszy przyjaciel.
W momencie, gdy Naru ściągnął swą maskę, poczuł niesamowite zimno, pociemniało mu przed oczami i stracił nad sobą panowanie. Niebo zachmurzyło się zaczął padać deszcz, błyskawice niczym aktorzy dawały występ na ziemie z towarzyszącym im głośnym pogrzmiewaniem. Wokół można była wyczuć rządzę krwi, ból i nieopisaną nienawiść.
- Tom! Tom! Co się stało Tom?! - krzyczał Naru po odzyskaniu świadomości. - Co tu się wydarzyło?! Kto Ci to zrobił?! - krzyczał po zobaczeniu swojego przyjaciela całego we krwi, leżącego na ziemi. Na całym ciele miał ślady pazurów, tak jak by ktoś go chciał pociąć za pomocą szponów.
Leżąc w kałuży krwi Tom wyjęczał:
- Nienawidzę cię potworze... Odejdź z... - Nie dokończywszy zdania Tom zmarł.
Te słowa uderzyły w Naru i trafiły tak głęboko w serce, że postanowił już nigdy nie ściągać maski. Stojąc cały upaprany we krwi oprzytomniał.
- Kristina! - wykrzyknął, po czym począł biec w kierunku domu.
Gdy dotarł na miejsce, spostrzegł, że nie ma już domu, ze wsi, w której przebywał zostały ruiny, nie pozostał żaden cały kamień na kamieniu. Nie było już nic, tylko płomienie trawiące pozostałości wsi i martwe ciała, wokoło. Latając nerwowo od chaty do chaty, nieustannie przebijając się przez płomienie, czuł ból spowodowany oparzeniami, ale nie poddawał się i szukał dalej, chociaż wiedział, że jeszcze chwila i sam spłonie. W końcu odnalazł ją nieprzytomną pod gruzami. Miał ochotę odejść z pogorzeliska, lecz nie mógł. Czuł, że traci coś ważnego, chociaż nie wiedział co. Chociaż jego ręce były w paskudnym stanie, całe poparzone, zaczął odkopywać dziewczynę, nie zwracając uwagi na ból jaki czuł. Gdy to zrobił, wziął ją w ramiona i szybko pobiegł w kierunku znajdującej się nieopodal w lesie chatki uzdrowiciela.
Dziękuję. :) Miło, że Ci się podoba. :)
Zamaskowany
Ciekawe i to bardzo ;)
Ciekawa jestem, jak ty go dokończysz ;>
Naprawde cię podziwiam ;)
Zamaskowany
Oczywiście czekałem tylko na pierwsze komentarze i miałem komputer w naprawie potem więc niedługo wezmę się za kontynuację.
Extra tekst mam nadzieje że go jeszcze dokończysz ;**