Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Zamaskowany

Sprzymierzeniec

Autor:kimoki
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe, Romans
Uwagi:Self Insertion, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2010-12-10 22:35:34
Aktualizowany:2014-06-18 16:30:34


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)

Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.


Szli już dłuższy czas, ale nie widać było najmniejszych zmian krajobrazu, gdzie okiem sięgnąć rozciągał się las. Gęsta trawa, gdzieniegdzie wielkie głazy, jak i małe kamienie. Ogromne drzewa, większe niż zazwyczaj, dużo większe. Wszędzie pełno saren, królików i innych zwierząt, żyjących w spokoju, niedaleko na wschód płynął nurtem czysty strumyczek, z którego jeleń popijał wodę. Kawałek na zachodzie jama niedźwiedzia. A trochę przed nimi wielka tablica z napisem. „Esa de niss'e rangh a mess'ess, la dan”.

- Co to może oznaczać? - zapytała Kristina, po chwili wpatrywania się w obwieszczenie.

- „Przybysze strzeżcie się, ceną za wszelkie szkody jest krew.” - odpowiedział Naru. - To tereny elfów, musimy być ostrożni i nie niszczyć natury. Elfy są bardzo zżyte z matką ziemią i są bardzo wrażliwe na ewentualnie szkody. Wtenczas stają się bardzo niebezpieczne.

- Czyli ten wspaniały krajobraz to ich dzieło?

- Tak, lecz ostatnimi czasy ludzie niszczą tę ziemię. Ludzie i elfy toczą walki między sobą. Gdyż ludzie uważają, że ta ziemia będzie idealna dla osiedlenia się. Elfy się nie zgadzają, to jedyne miejsce gdzie żyją, Nie ma ich wielu, mieszkają w takich lasach i zabijają nieprzyjaciół.

Idąc wciąż przed siebie Kristina rozmyślała, zastanawiała się co by było gdyby spotkali elfa. Nigdy nie widziała tych stworzeń, a z opowiadań babci, gdy była jeszcze dzieckiem wynikało, że to bardzo przyjazne istoty. Nagle coś świsnęło. Zza krzaka z szelestem wyfrunęła strzała kierując się wprost w Kristinę. Naru złapał ją tuż przed twarzą dziewczyny. Dziewczyna zszokowana całym wydarzeniem stanęła w bezruchu. Nie miała pojęcia co zrobić.

- Padnij! - krzyknął Naru, po czym drugą ręką złapał drugą strzałę, wystrzeloną tym razem w niego. Uchylając się w lewo uniknął trzeciej, aby już po chwili zrobiwszy wymach nogą złamać kolejną. I rzucić jedną ze strzał jak włócznią, w miejsce, z której przyleciała. Rozległ się krótki krzyk i nagle z lasu wybiegli okoliczni zbóje, było ich pięcioro. Wyglądali dość nieschludnie, lecz tęgo. Głowy owinięte jakąś szmatą, a sami ubrani w skórę zwierzęcą.

- Kłusownicy. - powiedział po cichu Naru. Po czym szybko uniknął ciosu mieczem, wymierzonego w niego, i już w tej samej chwili kopnął kolejnego z atakujących, który pod wpływem siły chłopca poleciał wprost na głaz, stojący nieopodal i osunąwszy się po nim stracił przytomność, lecz to jeszcze nie był koniec. Chwilę potem zaatakowano go z dwóch stron, i nadciągała kolejna dwójka. Chłopak złapał jednego z nich za rękę, w której ten trzymał miecz, po czym rzucił nim jak workiem kartofli, w napastnika za nim. Tym razem kolejny cios wymierzony był w bezbronną Kristinę, Naru odebrał osiłkowi miecz zwinnym ruchem, po czym złamał mu rękę i szybko zamachnął się, by ugodzić ostatniego ze zbójów w brzuch.

- Już jesteś bezpieczna. - oznajmił chłopiec po walce.

- Czy oni nie żyją? - zapytała wstrząśnięta dziewczyna.

- Albo oni albo my. - powiedział sucho.

- Kim oni byli? - zapytała niepewnie.

- Kłusownikami, wybijającymi okoliczną zwierzynę. - Po chwili znowu została wystrzelona strzała, Naru złapał ją i złamał w dłoni.

- Cóż za nieludzki refleks. - Rozległ się głos. Za chwilę zza pobliskiego głazu wyłonił się elfi młodzieniec. Był wysoki i szczupły. Jego uszy były szpiczaste i długie. Jego oczy były błękitne jak niebo. Skórę miał gładką. A w ręce trzymał duży łuk z cisowego drzewa, a na cięciwie naciągniętą strzałę z zatrutym grotem. Okryty był szatą, zasłaniającą jego ciało.

- Nie jesteśmy tu by walczyć. - powiedział szybko Naru.

- Jak zwykle... Kłusownicy przychodzą, wybijają nam zwierzynę, inni zaś wycinają drzewa, a gdy przychodzi co do czego mówią, że nie chcą walczyć. - skarżył się elf.

- Nie jesteśmy kłusownikami. Zostaliśmy zaatakowani więc musiałem się bronić. -odpowiedział chłopak.

- Kim jesteś i dla czego nosisz maskę? Odpowiadaj szybko! - niecierpliwił się elfi młodzieniec.

Nagle za łucznikiem pojawił się rzucony wcześniej o głaz kłusownik. Celował mieczem w głowę nieostrożnego elfa, jednak nim zdążył zaatakować Naru zniknął z miejsca, w którym stał, aby już po chwili pojawić się przed napastnikiem, wyrwać mu zwinnym ruchem miecz z dłoni i ugodzić go nim w serce.

- Dlaczego mnie uratowałeś? - zapytał zaskoczony łucznik.

- Jak już powiedziałem, nie chcemy z wami walczyć. - powtórzył się Naru.

- Nazywam się Zentharis de Arr. - Uspokoił się elf. - A wam jak na imię? - zapytał tym razem spokojnie.

- Jestem Naru, a ona to Kristina. - Wskazał na zaskoczoną obok dziewczynę.

- Co tu robicie?

- Jesteśmy tu przypadkiem. Kierujemy się na wschód. - oświadczył krótko chłopiec.

- Więc kierujecie się na pustynię Anu.

- Mniej więcej. Trochę się zgubiliśmy więc Zentharisie, czy mógłbyś wskazać nam najkrótsza drogę? - wtrąciła Kristina.

- Mówcie mi Zen. I oprowadzę was. Jestem wam coś winien. - odpowiedział przyjaźnie. Po dłuższej chwili podróży znaleźli się na skraju pustyni Anu.

- Dziękuję za pomoc. - podziękowała dziewczyna.

- Jak to jest, że mówisz w naszym języku? - zapytał nagle Naru.

- To proste. Nauczyłem się od ludzi, napadających na nasz las.

- Rozumiem. - przytaknął. I wkrótce wyruszyli.

***

Wszędzie dookoła piach, wiatr wiał mocno, lecz nie przynosił ukojenia zgrzanej dwójce podróżników. Wprost przeciwnie był gorący i duszący. Piach, który niósł, nie pozwalał dojrzeć niczego w oddali. Piekł w oczy i nie pozwalał swobodnie oddychać. Naru, który widział, że Kristinie jest bardzo ciężko, zasłonił jej twarz swoim okryciem, wystawiając w tym samym momencie samego siebie na działanie piachu.

- A co z tobą? - zapytała zmartwiona o chłopca Kristina.

- Nie martw się o mnie. - odpowiedział krótko. - Mnie nic nie grozi. - dodał po chwili.

Zmierzali więc dalej przed siebie. Wiatr się nasilał. Po chwili był tak silny, że Kristina zachwiała się, lecz Naru objął ją ramieniem i powstrzymał przed upadkiem.

- Wytrzymaj jeszcze chwilę, jesteśmy blisko. - oświadczył chłopiec.

Kristina nie odpowiedziała. Choć bardzo się starała, nie potrafiła nic dostrzec. Z każdą chwilą stawała się coraz bardziej zaciekawiona chłopakiem. Jego umiejętnościami i możliwościami, gdyż nigdy nie widziała w swoim życiu nikogo równie uzdolnionego i tajemniczego. Rozmyślała jednocześnie o Zenie, którego spotkali jakiś czas temu. Po pewnym czasie wędrówki, dostrzec już można była wyraźne kontury miasta. Wkrótce już byli w środku. Miasto nie było duże. Była to zaledwie mała mieścina na środku pustyni. Od samej bramy rozciągały się parami rzędy domów budowanych z cegieł, a pomiędzy nimi ścieżki prowadzące w różnych kierunkach. Na wprost nich była ścieżka o wiele szersza od pozostałych. Ludzie krążyli w rożne strony, lecz większość wzdłuż tejże drogi. Naru i Kristina zmierzali właśnie jej szlakiem.

- Gdzie my idziemy? - zapytała nagle.

- Do centrum. Jest tam dużo straganów, i ofert pracy. - odpowiedział chłopiec. - I ludzi... - dodał ozięble.

- Nie mamy już pieniędzy by uzupełnić zapasy. - oznajmiła dziewczyna.

- Więc znajdę pracę. I na jakiś czas zatrzymamy się w jakiejś gospodzie. Musisz odpocząć i przeczekać zbliżającą się burzę piaskową na zewnątrz. Później wyruszamy w drogę.

Po chwili Kristina ściągnęła z głowy kaptur, którym się okryła na czas podróży przez pustynię. Jej długie włosy wylały się spod kaptura jak potężna fala, przebijająca się przez tamę, olśniewając wszystko wokół. Miła odmiana dla szarego miasteczka. Lecz ludzie są różni. Po pewnej chwili jakiś osiłek złapał ją za ramię, próbując odwrócić w swoją stronę.

- Hej, może pójdziemy się zabawić? - powiedział jednocześnie. Nie zdążył jednak zrobić nic. Nie minęła nawet sekunda, jak runął na ziemię. Widać było tylko błysk stali i słychać jej szczęk chowanej do pochwy, którą Naru miał przyczepioną do pasa. Nikt nie był w stanie powiedzieć co się stało.

- Nie odwracaj się i załóż z powrotem kaptur. Nie zwracaj na siebie uwagi. - szepnął do zszokowanej Kristiny Naru. - Ci ludzie to plugawe istoty.

Kristina usłuchała się rady chłopca.

- Ktoś go zabił! - krzyknął ktoś daleko już za ich plecami.

Dziewczynie nie spodobało się to co zrobił Naru. Dobrze wiedziała, że to on zabił, lecz wiedziała też, że to w jej obronie. Mimo wszystko nie potrafiła zrozumieć jego dzikiej natury. Dlaczego wszystko załatwia za pomocą miecza? I dlaczego tak bardzo nienawidzi ludzi? Zastanawiała się nad tym w myślach. Nie pytała jednak o nic. Wiedziała, że nie otrzyma odpowiedzi. Więc postanowiła cierpliwie czekać aż kiedyś chłopak sam wyjawi jej, co w nim siedzi. Szli już jakiś czas, zbaczając z głównej alei, idąc przez jakieś dzielnice, aż w końcu trafili do gospody, gdzie mogli spokojnie wynająć pokój. Obok drzwi wisiał szyld z napisem „Pod zdechłym psem”. Niezbyt przyjemne miejsce, jak i sama nazwa, lecz nie mieli innego wyjścia.

- Witam przybyszów w moich skromnych progach, zakładam, że potrzebujecie miejsca do wypoczynku, To będzie was kosztować piętnaście srebrnych monet. - powitał ich właściciel.

- Nie stać nas na pokój dla dwóch osób. - szepnęła do ucha Naru Kristina.

- Nie martw się. - oznajmił krótko chłopiec. - zapłacę za jedna osobę, a sam stąd znikam. - odpowiedział Naru właścicielowi. Po czym wyszedł. - Nie jest tu przyjemnie, ale w swoim pokoju będziesz bezpieczna. - dodał przed wyjściem.

Kristina usłuchała się go ponownie. Po jakimś czasie chłopak był już w centrum, znalezienie pracy nie przyszło mu trudno, w tym miasteczku, każda para rąk była przydatna. Chłopiec wykonywał pracę fizyczną, nosił duże skrzynie z warzywami od straganu do straganu, za trochę srebra, praca była ciężka, lecz dobrze płatna. Pracował ciężko, wiedział, że Kristina będzie się martwić, chciał jej zapewnić dobrobyt, lecz nie wiedział czemu. Czuł, że nie może jej stracić, lecz nie potrafił zrozumieć owego uczucia. Mijały godziny, lecz Naru w ogóle się nie męczył, a nosił coraz więcej, był tak skupiony na zarobku, że zapomniał, o radzie, którą dał Kristinie. Swoją pracą zwrócił na siebie czyjąś uwagę, bowiem żaden normalny człowiek nie byłby w stanie przez parę godzin nosić po kilka dużych skrzyń w obu rękach. Przyszła noc. Chłopiec zarobił wystarczającą kwotę, by móc przenocować w drogiej gospodzie, lecz wrócił, z powrotem do miejsca, gdzie zostawił Kristinę i nie dopłacając za kolejną osobę, wspiął się zwinnie na dach gdzie spędził noc, co jakiś czas spoglądając przez poniższe okno, czy z dziewczyną wszystko w porządku. Naru nie trwonił pieniędzy, gdyż wiedział, że po opuszczeniu tego miasteczka te będą im bardzo potrzebne.

Na następny dzień ujrzał z dachu wychodzącą zaniepokojoną dziewczynę. Po czym zeskoczył na dół do niej.

- Gdzie byłeś przez noc? - zapytała dziewczyna.

- Spałem na dachu. - odpowiedział. - Zarobiłem dużo srebra na dalszą podróż, mimo wszystko musimy przeczekać burzę piaskową.

- Martwiłam się o ciebie! Jesteś taki głupi, mogło ci się coś stać! Nie dałeś żadnego znaku życia! - krzyknęła na niego.

- Mówiłem, żebyś się nie martwiła, nic mi się nie mogło stać, pracowałem. - odpowiedział niewzruszony, nie rozumiejąc wciąż nerwów dziewczyny.

- Jesteś taki głupi! - powtórzyła się po czym wymierzyła mu siarczysty policzek. I ze łzami w oczach pobiegła przed siebie.

Chłopiec przez chwilę stał zdziwiony całym wydarzeniem, bowiem wciąż nie rozumiał niczego, przecież się starał, lecz za chwilę ruszył w pościg za Kristiną, nie wiedział czemu ją goni, lecz biegł dalej. Kristina biegła wciąż przez różne uliczki. Zapomniała o tym, że to miejsce jest niebezpieczne. Była wściekła na nieczułego towarzysza, lecz w głębi serca zgadzała się z nim co do jednego. Nie mogło mu się nic stać. Sama była świadkiem jego niesamowitych zdolności. Za chwilę wpadła na grupkę pięciu zbójów. Nie wyglądali normalnie. Oczy mieli zalane czernią. Dobrze zbudowani, a ich twarze nie wykazywały żadnych uczuć.

- Te to ona. Ona kręci się z E27! - zdziwił się jeden ze zbójów.

- Panowie to musi być pomyłka, nie znam żadnego E27. - oznajmiła przestraszona dziewczyna.

- Zamknij się! - wrzasnął kolejny z nich. - Skoro tyle z nim przebywa, to pewnie sporo o nim wie, czyli za dużo. - odpowiedział. - Trzeba się jej pozbyć - uśmiechnął się złowrogo.

Już podnosił miecz na Kristinę, gdy nagle wpadł w środek nich Naru, zabierając dziewczynę i odskakując na bok, był pewny siebie, lecz ci ludzie nie byli zwyczajni. Nagle jeden z nich pojawił się przed nim. Naru odrzucił dziewczynę w snop siana, gdzie nie było jej widać, po czym szybko wyciągnął miecz. Lecz przeciwnik zniknął, po czym za chwilę pojawił się za chłopcem i natychmiast uderzył go pięścią w policzek tak mocno, że chłopca odrzuciło w stronę pobliskiego budynku i nagle w tamtym miejscu pojawił się kolejny z nich, który zamachnął się mieczem na Naru, który zwinnym ruchem sparował cios, lecz pod wpływem prawie natychmiast wymierzonego w niego kopniaka wpadł na murek z przeciwnej strony, robiąc w nim dziurę i upadając. Zdziwiony całym wydarzeniem próbował złapać oddech. Kristina oglądała całe wydarzenie zszokowana, że jednak są ludzie silniejsi od jej towarzysza.

- I jak E27, zdziwiony? - zapytał z szyderczym uśmieszkiem nagle kolejny z nich.

- Kim jesteście i czego chcecie? - zapytał chłopiec, z trudem łapiąc oddech.

- Hahaha, twoimi krewniakami kretynie! Powstaliśmy z twojej krwi! Potworze! Hahaha! - śmiał się donośnie.

- N...nie możliwe, on nie mógł... kontynuować tego... - Naru poczuł jak od wieków znana ludzkości zjawa zwana Przerażeniem ściska jego gardło.

- Ależ mógł E27, mógł i robi to nadal. W tamtym miejscu powstaje wielu takich jak ty! Lecz zawiedliśmy się na tobie. Myśleliśmy, że jesteś silniejszy. Muszę rozczarować doktorka, a tak w ciebie wierzył. - śmiał się napastnik.

- Zabijmy go, aż wstyd, że powstaliśmy z krwi takiego słabiaka! - wrzasnął któryś z nich. Po czym wziął miecz i już miał uderzyć Naru, lecz stało się coś dziwnego. Zazwyczaj szkarłatne oczy chłopca zaczęły zalewać się czernią, a maska zaczęła powoli pękać i kruszyć się.

- Zaczęło si... - Nie zdążył dokończyć napastnik, gdyż Naru nagle odciął mu głowę swym ostrzem.

Jego ruchy stawały się coraz mniej ludzkie, lecz to samo zaczęło się dziać ze zbójami, gdy chłopiec zaatakował pierwszego z nich, nagle drugi znalazł się za nim i ciął chłopca wskroś przez plecy, Naru zawył z bólu, a maska skruszona już była pod same oczy. Wydawało się, iż za chwilę ma stracić panowanie nad sobą.

- Naru! - krzyknęła nagle Kristina ze łzami w oczach.

Chłopiec zaczął się opanowywać. Jego stan wracał do normalności, a maska zaczęła naprawiać się. Naru, choć słaby, porwał dziewczynę i zaczął uciekać, krwawiąc z pleców. Biegli już jakiś czas aż trafili na wielki plac, gdzie w końcu chłopak upadł i upuścił Kristinę. Cała czwórka napastników już była za nim. Naru sparował kolejny cios mieczem, wymierzony w niego i prawie natychmiast uniknął kolejnego drugiego z napastników, którzy widocznie dobrze się bawili widząc cierpienie chłopca. Nagle zrobiło się dość poważnie, jeden z napastników złapał Naru za kołnierz, po czym zaczął go bić pięścią po twarzy, potem w brzuch, a na końcu kopnął go tak mocno, iż ten wleciał na drewniany filar, na którym między innymi trzymał się wielki zbiornik, w którym zwykle była woda. Tym razem jej nie było z powodu panującej suszy. Owy filar złamał się i zbiornik runął na ziemię. W kłębie kurzu Naru zaczął powoli tracić przytomność. Kristina podbiegła do niego, po czym złapała go za dłoń i ścisnęła mocno.

- Trzymaj się. - wyłkała cicho.

- Kri...stina... przepraszam... Uciekaj. - wydusił z siebie chłopak.

Nagle na jednym i z pobliskich dachów pojawiła się znajoma sylwetka łucznika, naciągającego dziwną świecącą się jasnym blaskiem strzałę na cięciwę swego łuku. Strzałę tę wystrzelił w środek grupy. Światło nagle wybuchło od pocisku, raniąc pobliskich przeciwników, niestety Naru też został zraniony tym światłem, lecz Kristina klęcząca obok niego nie poczuła nic. Chłopiec zawył z bólu, jak i napastnicy. Łucznik wskoczył między nich i mieczem ze świetlistą poświatą zarżnął grupę zbójów.

- Niech bóg ma was w swej opiece. - przeżegnał się.

- Zen! - rozpoznała go Kristina. - Naru on tutaj... Pomóż mu! - dodała.

***

Podróżnicy znajdowali się w namiocie, na samym środku na macie leżał Naru. Obok niego klęczała Kristina, a z drugiej strony opatrywał go Zen.

- Jego rany są rozległe, co się właściwie stało? - zapytał nagle Zentharis.

- Nie wiem, ale to musieli być ludzie z jego przeszłości. - odpowiedziała. - Co tam się właściwie wydarzyło? Używasz magii? I czym było to światło, którym tak ich poraniłeś?

- Tak, używam magii światła. A rani ona tylko demony. Dlatego ty nie zostałaś ranna. - oznajmił, jakby nie zauważył, że zranił również Naru. - Czas podleczyć Naru, widać można uleczyć go tylko magią, dziwne..

Zen złożył ręce i skupił się, jego dłonie zaczęły świecić świętym światłem, które chciał przyłożyć do rany nieprzytomnego, lecz gdy tylko zbliżył dłonie, chłopiec jakby wyczuł zagrożenie. Otworzył oczy, które były całe czarne, nie był przytomny, coś jakby władało jego ciałem przez krótką chwilę. I złapał elfa za gardło. Trzymał mocno, Zen zaczął się dusić.

- Naru! Przestań! Naru! - krzyczała Kristina.

Za chwilę oczy chłopca znowu stały się szkarłatne, zwolnił uścisk i jego oczy zamknęły się. Zen odetchnął z ulgą.

- Widać twój przyjaciel jest bardzo wrażliwy na naszą magię. Chyba muszę przyprowadzić medyka - powiedział, po czym wyszedł.

***

Za parę dni Naru obudził się z krzykiem, cały zalany potem i przerażony. Jakby straszne wydarzenie z przeszłości nawiedziło go w snach. Z oczu płynęły mu krwawe łzy. Cały roztrzęsiony usiadł i zaczął się rozglądać. Po chwili do namiotu przybiegli Zen i Kristina, która rzuciła mu się na szyję, tuląc go mocno. Szczęśliwa, że nic mu nie jest.

- Już dobrze. - szeptała mu dziewczyna.

Naru uspokoił się. Lecz po chwili.

- Jesteś paladynem, świętym wojownikiem światła. - zaczął Naru.

- Tak, jestem. - potwierdził krótko Zen.

- Kim są paladyni? - zapytała się nagle Kristina.

- To wojownicy tępiący demony swoją świętą magią, od prawieków. - oznajmił Naru.

- Zgadza się, Ciekawi mnie dlaczego moje światło tak źle na ciebie wpływa.

-Naru, kim oni byli? Mówili coś na temat twojej krwi, o co chodziło? Kim jest „Doktorek”, o którym mówiliście? - dopytywała się zaniepokojona dziewczyna,

- Nie wiem.

- Jak to? - zapytali razem.

- Nie pamiętam nic ze swojej przeszłości... - zakończył.

Kristina zaniepokoiła się, czuła, ze chłopak coś ukrywa, Zen też to odczuł.

- Jak się tu znaleźliśmy? Przecież chwilę temu byliśmy w mieście na środku Anu - zapytał nagle ranny.

- Zen przyjechał zaprzęgiem konnym i przywiózł nas z powrotem do lasu. W mieście nie byliśmy bezpieczni, miejscowi chcieli nas zlinczować za szkody w mieście - opowiedziała Kristina.

- Muszę coś załatwić, odpoczywajcie. - oznajmił Zen, po czym wyszedł.

Po jakimś czasie Zen spotkał się ze swoim ojcem - królem elfów.

- I jak się czuje twój przyjaciel? - zapytał wiekowy elf.

- Ojcze, on o nas sporo wie, podobno stracił pamięć, lecz wydaje mi się, iż coś ukrywa. Jest czuły na nasza magię, mam wrażenie, że ma jakieś powiązania z demonami. Będę go obserwować.

- Czyli opuszczasz las? Zatem bądź ostrożny synu, wiesz co robić, gdyby coś się stało? - zapytał ojciec.

- Zabić!

Po paru dniach szykowali się już do wędrówki. Kristina nie była zadowolona, że musiała opuszczać las, lecz Naru czuł dziwną ulgę, że nie będzie miał już do czynienia ze świętym światłem, swoją drogą nie ufał Zenowi z wzajemnością. Kristina powoli spełniała swoje marzenia. Wyruszyła w podróż, by poznawać świat, poznała elfa. A teraz ruszają dalej. Była jednocześnie zaniepokojona towarzyszem, wiedziała, że nie mówi jej całej prawdy, lecz o nic nie pytała. Martwiła się o niego. Już mieli wyruszać.

- Zaczekajcie! - zakrzyknął za nimi Zentharis. - Wyruszacie do Vanderbergu? Ja też mam tam parę spraw do załatwienia. Nie macie nic przeciwko jeśli z wami wyruszę? - zapytał elf.

- Niezbyt. - odpowiedział nieufnie Naru.

- Możesz się z nami zabrać. - ucieszyła się Kristina. Po czym ruszyli w dalszą drogę.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Cadrigar : 2010-12-23 13:30:56
    Koment

    Super, najlepszy rozdzial jak narazie :)

    Postaraj sie w nastepnym tez tak jak w tym^^

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu