Opowiadanie
Zamaskowany
Symbol
Autor: | kimoki |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe, Romans |
Uwagi: | Self Insertion, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2011-02-10 17:14:13 |
Aktualizowany: | 2014-06-18 16:31:13 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)
Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.
Było ciemno, wokół można było usłyszeć tylko krople wody, rozbijające się o skały, wycie wiatru, wślizgującego się między szczelinami w ścianach groty i kroki.
Wśród ciemności rozległo się echo kroków, szybkich kroków. Dwie osoby: łowca i ofiara. Nagle rozległ się dźwięk zderzenia stali. Rozpoczęła się walka, nierówny bój w mroku, gdzie można było liczyć tylko na swoje umiejętności, na zmysł słuchu, ponieważ wzrok był ograniczony....Chociaż było ciemno, Naru wcale się nie martwił, bowiem w ciemności czuł się o wiele swobodniej niż w ciągu dnia, nie widział kto go atakuje, ani też broni przeciwnika, lecz przeczuwał gdzie padnie cios. W mroku widać było tylko blask stali, uderzającej o siebie z wielką siłą. Niczym iskra, która szybko się pojawia i natychmiast znika. Lecz nigdy nic nie jest takie proste jak się wydaje. Gdy już zablokował jeden z kilku wymierzonych w niego ciosów, prawie natychmiast poczuł, jak coś tnie jego skórę na wskroś od klatki piersiowej aż do pasa. Jęknął cicho, po czym szybko zaatakował, okazało się jednak, że w miejscu gdzie celował nikogo nie było, ale za chwilę poczuł ponownie cięcie, lecz tym razem na plecach. Osunął się na kolana pod wpływem bólu.
- Wracasz ze mną. - Rozległ się zimny głos napastnika.
- Nie.. - wyjęczał ranny chłopiec ze strachem w głosie. Rozległ się dźwięk pęknięcia, a następnie jakby coś sypało się na ziemię. W jednej chwili rozbłysło światło..
Naru zerwał się z ziemi, na której spał, dusząc w sobie krzyk strachu, który chciał rozlec się wokoło. Cały zalany potem i oddychając ciężko, siedział i patrzył na swoje dłonie, które drżały. Kolejny koszmar. Kristina leżąca obok nie spała, lecz nie mówiła nic. Bacznie obserwowała towarzysza. Martwiła się, gdyż to nie był pierwszy raz, gdy tak się zachował. Ostatnim razem, gdy widziała go takiego przerażonego, było to gdy podczas walki z dziwnymi ludźmi w miasteczku na środku pustyni Anu, nawiązała się rozmowa o jego przeszłości. Od tego czasu coraz częściej miewał koszmary. Nie raz obudził się z krzykiem. Kristina wiedziała, że on cierpi.
- Przepraszam, że was obudziłem. - wypalił nagle Naru. Wiedział, że Kristina i Zen nie śpią, mimo ich wysiłków by nie dać mu tego zauważyć. Zen był bardzo czujny, zwłaszcza jeśli chodziło o Naru. Był bardzo podejrzliwy. Lecz nie odpowiedział.
- Nic się nie stało. - wymruczała zaskoczona dziewczyna. Było ciemno, parę minut po północy. Naru wstał, i poszedł w głąb lasu, w którym się zatrzymali by przenocować. Ognisko, które płonęło pośród nich, już dawno zgasło. Kristina wstała i ruszyła za nim. Przedzierając się przez zarośla wreszcie dostrzegła chłopca. Był nad płynącym niedaleko jeziorkiem i obmywał twarz pod maską, nie zdejmując jej. Po chwili usiadł i zamyślił się. Dziewczyna podeszła do niego.
- Jest ciemno.. - szepnął nagle Naru.
- Tak. - przytaknęła Kristina.
- Zupełnie jak wtedy.. - powiedział zagadkowo chłopiec.
- Mówiłeś przez sen. - oświadczyła Kristina.
-Co takiego? - zapytał niewzruszony.
- „Nie mam zamiaru tam wracać.” - zacytowała Kristina.
- Rozumiem. - odpowiedział, wciąż niewzruszony.
- Co się z Tobą dzieje? - wypaliła Kristina, próbując zbliżyć swoją dłoń do jego twarzy, lecz została złapana za nadgarstek. - Czemu nie pozwalasz się do siebie zbliżyć, gdy cierpisz w samotności? Co to za koszmar, który śni ci się od tak dawna? Gdzie nie chcesz wracać? Co się do cholery stało w twojej przeszłości? - wypytywała zirytowana dziewczyna. Lecz tak jak oczekiwała nie otrzymała żadnej odpowiedzi.
- Wracaj spać. - odpowiedział, krótko. - Musisz wypocząć.
-A co z tobą? - zapytała.
- Ja już się wyspałem. Znajdę coś na śniadanie i wrócę do was.
Kristina odeszła. Naru poszedł jeszcze głębiej w las.
Wyruszyli o świcie, wypoczęci szli więc w dalszą drogę, tylko Naru potykał się zmęczony. To było wprost dziwne dla Kristiny, która od jakiegoś czasu widziała go w kondycji, której nie dorównywał żaden człowiek, lecz dzisiaj był dość słaby.
- Powinieneś odpocząć. - zaczęła zatroskana dziewczyna do Naru.
- Racja, nie jesteś w najlepszej kondycji. Gdyby ktoś nas zaatakował byłoby ciężko. - dodał Zen.
- To nic, dobrze, że mamy ciebie Zen. - odpowiedział niewzruszony Naru. Jednak co chwilę się potykał i ziewał. W końcu doszli do małej wioski.
- Wioska Św. Alexi. W końcu dotarliśmy. - oznajmił Naru, kończąc kolejnym ziewnięciem.
- Może będzie tu jakaś gospoda, odpoczniesz, w takim stanie daleko nie zajdziesz. - zaproponował Zen, lecz zmęczony chłopak nie odpowiedział. Szli jeszcze przez krótszy czas. Aż dotarli bardziej w głąb, gdzie powoli zaczynało się życie.
- Budzi wspomnienia. - westchnęła Kristina po chwili patrzenia na wieś, troszkę przypominającą jej dom. - Muszę się na chwilę wrócić, zostawiłam coś. - Oprzytomniała nagle dziewczyna.
- Co takiego? - zapytali jednocześnie chłopcy.
- Nic szczególnego, zaczekajcie chwilę, zaraz wrócę. - odpowiedziała. Minęła chwila od jej zniknięcia za drzewami, gdy nagle rozległ się krótki krzyk.
- To niewątpliwie krzyk Kristiny! - zareagował prawie natychmiast Zen i rzucił się w kierunku lasu, a Naru ruszył za nim. Gdy dotarli na miejsce, Kristiny nigdzie nie było. Po chwili bystre oczy Zena dostrzegły kawałek materiału z sukni dziewczyny, przytwierdzony do drzewa grotem włóczni, powyżej którego wydrapany był jakiś dziwny symbol. Był to mały ptaszek z koroną na głowie, zamknięty w okręgu i przekreślony na krzyż. Naru zdawał się znać ten symbol.
- Co to może znaczyć? - zapytał Zen.
- To znak buntowników, sprzeciwiających się przeciwko księciu Vanderbegu, ale co oni robią w takim miejscu? - Zastanawiał się Naru. - Zen poszukaj pomocy w wiosce, a ja rozejrzę się za Kristiną. - dodał. Zen skinął głową i oddalił się. Po rozejrzeniu się, Naru zauważył ślady prowadzące na zachód i podążył w tym kierunku.
W tym samym czasie, w bliżej nieokreślonym miejscu, Kristina odzyskiwała przytomność. Otwierając powoli oczy, czuła chłód. Gdy już otworzyła je, dostrzegła, że jest w jakiejś jaskini, przy ścianach widniały stojaki z różnej maści broniami. Bała się. Próbując się poruszyć, zauważyła, że jest przywiązana rękami z dwóch stron sznurem do drewnianych słupów, a na wprost dziewczyny znajdywał się rząd włóczni wymierzonych prosto w nią.
- Obudziłaś się już? Nie kombinuj, a nic ci nie będzie. - Usłyszała, suchy i groźny głos. Obok niej siedział potężny mężczyzna z dziwnie wyglądającą bronią, kijem zakończonym z obu stron krętym ostrzem. Była to odmiana halabardy, która potrafi być szczególnie niebezpieczna w niewłaściwych rękach.
- Kim jesteście? Czego ode mnie chcecie? - zapytała przestraszona.
- Jesteśmy buntownikami. A twoją rolą jest tylko przyciągnąć tutaj swojego zamaskowanego przyjaciela. - odpowiedział mężczyzna.
- Czego chcecie od Naru?
- Od niego nic, tylko od zleceniodawcy nagrody za jego głowę. - odpowiedział spokojnie.
- Zleceniodawcy? - Zdziwiła się dziewczyna.
- Zadajesz za dużo pytań, zamknij się wreszcie! Gdy tylko przybędzie tu twój przyjaciel, ukręcimy temu potworowi łeb i zgarniemy pieniądze i tyle. Jeśli będziesz się sprawowała, to może dożyjesz jego śmierci - odpowiedział chamsko buntownik. -Rafaelu! - krzyknął nagle.
- Słucham - odpowiedział młodzieniec, który nagle pojawił się obok. Wyglądał dość przyjaźnienie, patrzył na Kristinę z uprzejmością w oczach. Do pasa z dwóch stron przyczepione miał sztylety. Twarzy przywódcy buntowników nie mogła niestety dostrzec, był odwrócony do niej tyłem.
- Czy zadbałeś o to, żeby nasz gość zjawił się tu wkrótce? - zapytał przywódca.
- Oczywiście, lecz kręci się z nim pewien elf. Czy mam się nim zająć? Byłoby zabawnie. - Uśmiechnął się Rafael.
- Zrób jak uważasz, niech nikt nam nie przeszkadza, a ty zasłużyłeś na chwilę przyjemności. - Zaśmiał się głośno buntownik.
- Tak więc zrobię - odpowiedział młodzieniec, kłaniając się uprzejmie przywódcy, jak i Kristinie, uśmiechając się przy tym i wkrótce po tym wyszedł.
Zen biegł przez las, kierowany przeczuciem zatrzymał się, wyciągnął łuk i posłał strzałę w kierunku drzew.
- Jesteś bardzo czujny, nie dziwię się zresztą. - Rozległ się łagodny głos zza drzew.
- Kim jesteś? I czego chcesz!? Gdzie jest Kristina!? - Niecierpliwił się Zen.
- Spokojnie, pomożesz mi zabić tylko trochę czasu. - Ponownie rozległ się spokojny głos.
- Nie mam czasu na pierdoły, pokaż się! - krzyknął łucznik. Z wysokiego drzewa zeskoczył młody chłopiec, ten sam co wówczas został wezwany przez przywódcę buntowników. Zen natychmiast wystrzelił swą strzałę w jego kierunku, lecz chłopiec jej uniknął.
- Coś często spotykam ludzi z bardzo dobrym refleksem, zaczynam się martwić o siebie... - zaczął Zen z przekąsem. Nagle chłopiec złapał za swoje sztylety, ustawiając się w pozycji wygodnej do walki. Ostrza miał skierowane w swoją stronę, i był lekko wychylony do przodu, za chwilę ruszył w kierunku Zena, zadając cięcie, elf jednak zwinnym ruchem uchylił się przed atakiem, by natychmiast odskoczyć w tył i uniknąć prawie natychmiastowego wymierzonego w niego cięcia drugim sztyletem. Zen wiedział, że walka za pomocą łuku nie ma sensu, więc dobył swój błyszczący miecz. Po chwili z ostrza spłynęła stróżka krwi.
- Huh jednak trafił. - Spostrzegł się Zentharis. Przykładając dłoń do policzka, który miał lekko rozcięty.
- Nie rozpraszaj się. - ostrzegł elfa chłopiec. - A tak przy okazji nazywam się Rafael - dodał, po czym ponownie zaatakował. Gdy tylko Zen zrobił unik nożownik zamachnął się nogą, by zadać kopnięcie i w tym samym czasie sztyletem trzymanym w drugiej ręce zadać cios. Zen uchylił się, równocześnie kopiąc napastnika w jedyną stojącą na ziemi nogę, ten nim stracił równowagę, wykonał szybkie salto w tył, odbijając się od drzewa stojącego za nim. Wystrzelił niczym strzała w kierunku przeciwnika, by go dźgnąć. Zen robiąc unik, natychmiast wykonał cięcie swoim mieczem w lecącego wciąż przeciwnika, rozcinając mu skórę przy klatce piersiowej. Szanse były wyrównane.
Tymczasem Naru dotarł po śladach do jaskini, gdzie przetrzymywana była Kristina. Wziął w rękę wiszącą na ścianie pochodnię, po czym zagłębił się w mrok.
- Wygląda znajomo. - marudził pod nosem i szedł dalej. W grocie, w której się znajdował było mnóstwo ludzi. Chłopiec nie mógł sobie pozwolić na to, żeby go nakryto, przynajmniej nie w tej chwili. Przez jakiś czas bezszelestnie jak cień przemieszczał się po jaskini, by w końcu ujrzeć miejsce, gdzie przetrzymywana była jego towarzyszka.
- Ktoś tam jest! - Rozległ się nagle krzyk. Kristina w tym czasie zrobiła gwałtowny ruch rękami, jakby chciała się uwolnić, wiedziała, że to Naru, lecz w głębi serca wolałaby, żeby nie przychodził. Wokoło słychać było odgłosy walki i krzyki.
- To twój przyjaciel. - odezwał się przywódca i zachichotał.
- Naru uciekaj! Nie przychodź tu! To pułapka! - krzyczała Kristina. Jednak w tym momencie buntownik zerwał się z krzesła, na którym siedział, zamachnął się ręką i uderzył Kristinę z otwartej dłoni w twarz. Dziewczyna jęknęła.
- Zamknij się! - krzyknął. W tym samym momencie do pomieszczenia wszedł Naru. Jego źrenice zwęziły się. Był wściekły. Widząc całe zajście, nie zastanawiając się ruszył do ataku wyciągając swój miecz. Jego maska lekko pękła i zaczynała powoli kruszyć się, Naru nie myśląc długo wymierzył swój cios w brzuch buntownika, który zrobił skok w bok i swoją halabardą zaatakował głowę chłopaka. Nie mówili nic, nie było sensu. Kristina tylko przyglądała się i drżała. Chłopiec uchylił się w tył, lecz drugą stroną nietypowej broni przeciwnika nagle otrzymał cięcie trochę pod żebrami. Odskoczył w tył, by natychmiast zablokować kolejny wymierzony w jego głowę atak. Buntownik uśmiechnął się tylko i podbiegł szybko do chłopaka, by dźgnąć go w brzuch. Naru był wyczerpany, lecz chociaż czuł niesamowity ból, nie upadł, blokując broń przeciwnika w swoim brzuchu. Podbiegł do niego, by zadać mu cios pięścią w nos.
- Naru! Przestań, zostaw mnie i uciekaj! - krzyczała zatroskana Kristina.
-Zamknij się wreszcie! - warknął na nią przywódca buntowników. Naru zerwał się nagle z miejsca, w którym się znajdował i kopnął przeciwnika w brzuch. Halabardnik rzucony pod wpływem siły chłopca uderzył w ścianę, oszołomiony ciosem upuścił swoją broń.
- Nigdy więcej nie próbuj zwracać się w ten sposób do Kristiny! - krzyknął chłopiec tuż przed samym uderzeniem. Walka nie była równa, buntownik był bardzo silny, a Naru w tym momencie osłabiony przez koszmary, które nawiedzały go co noc. Człowiek, z którym walczył, ruszył się nagle z miejsca, łapiąc Naru za kołnierz rzucił nim o pobliską ścianę, która także pękła, lecz na tym nie poprzestał. Nie zastanawiając się dłużej szybko podbiegł do chłopca i począł go bić z bliska, to w twarz, to w brzuch i ponownie w twarz, na koniec rzucił nim ponownie. Przestraszył się na chwilę, gdy oczy chłopca coraz bardziej zaczęły się zalewać czernią, a maska była cała już tylko pod samymi oczami. Kristina z przerażenia nic nie mówiła. Naru chociaż powoli tracił nad sobą kontrolę, wcale nie był mocniejszy, jak to do tej pory się działo. Wyglądało to jakby walczył z samym sobą, nie chcąc pokazać swojego prawdziwego oblicza. Popluł się krwią.
Tymczasem w lesie walka pomiędzy Rafaelem i Zenem wciąż trwała, oboje stali pocięci i poobijani prawie bez sił.
- Nie jesteś złym człowiekiem, dlaczego to robisz? - wydyszał Zen.
- A co ty możesz o mnie wiedzieć? - Zdenerwował się Rafael, wcale w nie lepszym stanie.
- Widzę to po twoich oczach i tym jak walczysz. Ty nie walczysz ze mną lecz z kimś innym.. Dlaczego więc to robisz? - zapytał ponownie.
- Chcesz wiedzieć? Więc ci powiem. Będzie to wspaniała nagroda przed twoją śmiercią. - odburknął. - Nienawidzę tego gnoja, przywódcy. Zabił kiedyś moją rodzinę, planuję zabijać dla niego, zdobyć jego zaufanie i kiedy nadejdzie czas, zabić go! - odpowiedział Rafael.
- Dlaczego więc teraz go nie zabijesz? Przecież jesteś bardzo silny. - zapytał zaskoczony elf.
- Jestem jeszcze za słaby, on jest niewyobrażalnie silny. - odpowiedział, po czym skierował się w stronę Zena z zamiarem ataku.
- Naru z nim teraz walczy, zabije go. On nie jest taki słaby jak ja! - krzyknął Zen i Rafael nagle się zatrzymał.
- Jest tak potężny? - Zdziwił się nożownik.
- Nie wyobrażasz sobie jak bardzo. - Rafael słysząc to, pobiegł ile sił w nogach w stronę groty.
- Czekaj! - krzyknął Zen, po czym pobiegł szybko za nim.
Tymczasem Naru wciąż walczył z buntownikiem. Był wyczerpany i widać było, że nie ma już sił, lecz po każdym ciosie powstawał, by kontynuować zmagania. Przeciwnik był już poirytowany jego postawą, więc wziął łuk i wymierzył grotem strzały w serce chłopca. W tym momencie Zen i Rafael wbiegli do sali, w której odbywało się starcie. Lecz było trochę za późno, strzała została wystrzelona.
- Naru! - Nie wytrzymała Kristina, lecz stało się coś dziwnego strzała choć sięgnęła celu, przeleciała przez serce chłopca jak przez powietrze, przebiła się przez kawałek szaty, którą był okryty i przeleciała na wylot, ale nie było na niej krwi, a Naru nawet się nie zachwiał. Wszyscy byli oszołomieni, lecz buntownik nie mógł sobie na to pozwolić. Słyszał jak silny jest ten chłopak i wiedział, że musi uważać, więc wystrzelił kolejną strzałę prosto w linę, która powstrzymywała włócznie wymierzone w Kristinę przed wystrzeleniem. Naru zauważył to, lecz nie było czasu, żeby złapać strzałę, Zen i Rafael stali jak wryci, nie mieli już siły. Naru wskoczył na tor lotu broni, które wystrzeliły w Kristinę, chłopak stanął twarzą na wprost twarzy Kristiny był bardzo blisko. Został przebity, bronie zatrzymały się w połowie w jego ciele, chłopiec złapał się za słupki, do których była przywiązana dziewczyna i wypluł krew. Kristina nie była w stanie nic powiedzieć. Wokół Naru atmosfera zaczęła się zmieniać jego maska pękła już całkowicie, a oczy zalały się czernią, nie miał już sił by nad sobą panować. Powietrze jakby zaczęło wirować, a z jego ciała wydobywał się czarny dym, jego włosy też stały się czarne, a oddech nierówny, był wściekły, ponieważ Kristina została jednak zadraśnięta. Chłopiec nie myślał już racjonalnie, w tym samym momencie rzucił się na buntownika, po czym, złapał go za kark i cisnął o ziemię, bił go niemiłosiernie, robiąc coraz większy krater w ziemi. Zen i Rafael przeczuwali niebezpieczeństwo. Naru chociaż najeżony włóczniami, przebijającymi jego ciało, stawał się coraz bardziej niebezpieczny. Zen podbieg szybko do Kristiny i odwiązał ją, lecz ona prawie natychmiast ruszyła do wściekłego chłopca, który stał nad martwym już ciałem buntownika i rzuciła mu się na szyję ze łzami w oczach.
- Kristina, nie! - krzyknął Zen, lecz ona zrobiła swoje. I zadziałało coś w rodzaju magii. Chłopiec, który był wściekły, w momencie zaczął się uspokajać i wracać do normalności, za chwilę już maska powróciła w całości. Twarz, bez maski nie mogła być zidentyfikowana, była tak wykrzywiona w grymasie nienawiści, że nie wyglądała ludzko.
- To niesamowite, on naprawdę go zabił - powiedział Rafael, po czym klęknął przy ciele przywódcy. Naru w tym czasie osunął się na ziemię i stracił przytomność z upływu krwi, nie mógł się dłużej trzymać na nogach.
Drzwi znanej w wiosce uzdrowicielki Anny otworzyły się z hukiem.
- Proszę pomóż mu, zapłacimy ile chcesz! - wydyszała Kristina, upadając pod nogi Anny. Za nią weszli Zen i Rafael niosąc już w pół martwego Naru.
Na ich widok medyczka szybko wskazała na stolik.
- Nie ma czasu, połóżcie go tu! - nakazała - Nie ma czasu na przenoszenie go, skąd on ma tyle ran? - zapytała. - W co żeście się wpakowali? Przecież on dawno powinien już nie żyć! - krzyknęła Anna, próbując zatamować krwawienie i wsłuchując się w bicie serca chłopaka.
- Dziwne jego serce nie bije, lecz oddycha. - Zdziwiła się uzdrowicielka.
- Jego można uleczyć tylko magią. - oświadczyła Kristina.
- Co za idiota, tak nieumiejętnie usunął ostrza z ran?! - krzyknęła Anna. Naru był już bardzo blady, jego oddech stawał się coraz słabszy i nierówny, nie było czasu. Anna złożyła swoje ręce i po pojawieniu się magicznej bladozielonej poświaty, przyłożyła je do serca Naru, lecz poczuła coś w rodzaju dziwnego nieprzyjemnego impulsu przeszywającego jej ciało i nie mogła zbliżyć się do jego serca. Kristina na chwilę spostrzegła na jego ramieniu, mały symbol, ukoronowanego ptaka zamkniętego w okręgu. Będąc w szoku nie mogła go rozpoznać, lecz wiedziała, że gdzieś go już widziała. Anna spróbowała ponownie w innym miejscu i tym razem obeszło się bez problemów. Po długim czasie zmagania się z ranami chłopca, wreszcie nadszedł czas odpoczynku.
- Prawie go zabiliście idioci! Nigdy więcej nie próbujcie wyciągać nic z niczyich ran bez doświadczonego medyka! - krzyknęła wściekła Anna. - Ta noc będzie dla niego decydująca, nie wiem co się stało i nie wnikam, ale teraz wszystko zależy od jego woli życia. Jeśli zbraknie mu tej woli to umrze - dodała, patrząc na zatroskaną Kristinę. - I jeszcze coś. Was też trzeba opatrzyć chłopaki - dodała wściekła i zaczęła zajmować się ranami chłopców.
- To moja...
- To jest tylko i wyłącznie jego wina, że się tak urządził, nieważne co się stało, to był jego wybór - przerwała Kristinie Anna, jak gdyby wiedziała co zaszło. - Jeśli naprawdę się za to obwiniasz, to powinnaś być z nim przez ten czas. Jeśli urządził się tak dla ciebie, to twoja obecność jest teraz dla niego najważniejsza. - dodała. Chłopcy siedzieli bez słowa. Byli bardzo zdenerwowani, tym co zrobili i usłyszeli, obwiniając się.
„Jak mogliśmy być tak głupi!” - myśleli.
- Czy wiesz coś o nim, czego my nie wiemy? - zapytał w końcu podejrzliwie Zen.
- On nie pierwszy raz tu leży. - odparła Anna.
- Jak to? - dopytywał.
- Tak to, będzie potrzeba to sam wam powie. - zakończyła medyczka. - Cholera, ale mnie wkurzyliście, muszę odpocząć. - dodała i wyszła.
- Naru wracaj do nas. - szeptała Kristina ze łzami w oczach, trzymając chłopca za dłoń.
- Kri.. sti.. na.. - wyjęczał wciąż nieprzytomny chłopiec. - Prze.. pra.. szam..
- Głupi, za co mnie przepraszasz? - Łkała dziewczyna, lecz na tym się skończyło. Noc mijała, Kristina spała koło łóżka wciąż nieprzytomnego Naru, który dyszał ciężko i rzucał się co jakiś czas. Zen wstał i okrył śpiącą Kristinę kocem, który znalazł. I wyszedł z chatki. Nad ranem sytuacja była spokojniejsza, po porannych oględzinach stanu pacjenta, Anna stwierdziła, że będzie żył, lecz wciąż brała to za cud.
- Jeszcze parę dni poleży i będzie zdrów jak ryba. - zaczęła zadowolona z siebie Anna.
- Ile mam zapłacić za twoją pomoc? - zapytała Kristina.
- Po prostu pilnować, żeby znowu się w coś nie wpakował. Spłaciłam swój dług wobec niego. - zakończyła medyczka.
- Dług? - zapytali jednocześnie Rafael i Kritsina.
- Będzie potrzeba, to sam wam wyjaśni.
Tymczasem w lesie Zen spotkał jednego ze swoich elfich braci.
- Co tu robisz? Wiedziałem, że ktoś za mną idzie. - zaczął Zen.
- Staruszek wysłał mnie, żebym miał na was oko. - odpowiedział.
- Ahh ten ojciec nigdy nie zrozumie, że już nie jestem młodzikiem, który jeszcze się uczy, jak naciągać cięciwę łuku. Przekaż mu, że chłopak zdecydowanie nie jest w pełni człowiekiem i że jeszcze będę go obserwował.
- Tylko się nie zakochaj w tej dziewczynie, i nie zaprzyjaźnij z chłopcem... - Zażartował sobie. - Swoją drogą, ta dziewczyna jest urodą troszkę do nas podobna, czy ona aby na pewno jest człowiekiem? Możesz to sprawdzić? - poprosił na koniec znajomy Zena.
- Ok - zakończył krótko.
- Ahh zapomniałbym, łap! - krzyknął Elf i rzucił Zenowi dziwny zwój.
- Co to jest?
- Z tego zwoju nauczysz się świętego zaklęcia wiążącego bestie. To prezent od ojca. Przyda ci się - oświadczył i rozeszli się.
Po południu Zen wrócił do chatki. Nikt nie był specjalnie ciekawy co robił.
- Zen, Naru będzie żył! - krzyknęła Kristina.
- To dobrze. - Ucieszył się sztucznie Zen.
- No dobra chłopaki, jeśli chcecie tu zostać na jakiś czas, to bierzcie się za robotę, zbliżają się mroźne pory, drewno się samo nie urąbie, a podłoga, którą zabrudziliście, niosąc tu chłopca, sama się nie umyje, a ty dziewczynko pomożesz mi go opatrywać. Zabierać się do roboty nieroby! - krzyknęła ostro Anna. Chłopcy wzięli się za robotę, choć nie byli zadowoleni, ale nie mieli innego wyboru, w końcu mogli zostać na jakiś czas u Anny i mieli u niej dług. Kristina z chęcią pomagała medyczce. Wciąż czuła się winna za jego stan i była mu dłużna pół życia, które Naru poświęcił dla niej.
- Chcę się nauczyć sztuki uzdrawiania. - wypaliła Kristina.
- Głupia tego nie można się tak po prostu nauczyć, to lata praktyk. - zbeształa ją Anna.
- Ale ja muszę się tego nauczyć! Nie chcę znów być piątym kołem u wozu, podczas gdy Naru ciągle ratuje mi skórę. Chcę chodź trochę mu pomóc. - ciągnęła dalej Kristina.
- Ja cię nie nauczę tego, ale w stolicy jest szkoła, w której uczą tego. - Zmiękła trochę Anna. - Jeśli chcesz, nauczę cię pierwszej pomocy, ale ostrzegam, mało kto o zdrowych zmysłach chciałby mnie za swojego mentora. - dodała niechętnie po chwili namysłu.
- Dziękuję! - Ucieszyła się dziewczyna. Anna tylko westchnęła.
Minęło kilka tygodni zanim Naru wrócił do zdrowia. Chciał już ruszać, lecz Kristina chciała jeszcze przez jakiś czas zostać, przez co chłopcy musieli ciężko pracować. Chociaż Naru niechętnie tam przebywał, to cierpliwie czekał aż Kristina pozałatwia swoje sprawy. Całe dnie spędzał na dachu domku, a Anna wciąż narzekała na jego nieróbstwo. Po pewnym czasie sytuacja zrobiła się poważna.
- Widziałam go. - szepnęła cicho do Naru Anna.
- Gdzie? - Zaniepokoił się chłopak.
- Nieopodal lasu, dość dawno temu, lecz on powinien wiedzieć więcej. - powiedziała i wskazała na Rafaela.
- Nie mówcie Kristinie, wolałbym, żeby jeszcze przez jakiś czas trzymała się od sprawy z daleka, to dla niej zbyt niebezpieczne. - szepnął chłopak do reszty grupy, podczas gdy Kristina ćwiczyła wciąż na manekinie.
- Kto zlecił wam porwanie dziewczyny? - zapytał Zen Rafaela.
- Tu chodziło o niego. - Wskazał na Naru. - Ona miała być przynętą, jakiś czas temu przybył facet, uważał się za naukowca. Obiecał naszemu zmarłemu zresztą już przywódcy, że da nam siłę do obalenia królestwa, ale w zamian chciał głowę tego chłopaka, mówił coś w rodzaju, że badania jeszcze się nie skończyły, ale nic konkretnego na ten temat nie wyjawił. - dodał. Naru zacisnął pięści.
- Nie wrócę tam. - szeptał do siebie po cichu. - Nie zamierzam. - powtarzał.
- O co chodzi? - Zaniepokoiła się Anna. Zen i Rafael uważnie się przyglądali.
- Trzeba go jak najszybciej znaleźć i zabić, on nie może znowu.. - Nie dokończył, do pomieszczenia weszła Kristina.
- Coś się stało? - zapytała zaniepokojona.
- Nic, szykujemy się do podróży. - zadeklarował Naru, lecz Kristina jak zwykle wiedziała, że kłamie, z jego oczu wypłynęły krwawe, łzy gdy się odwrócił. - Możesz zostać jeśli chcesz.
- Nie, ja już skończyłam i jestem gotowa w każdej chwili do podróży.
- Wyruszę do Vanderbegu, chcę go znaleźć.. - wypalił Rafael.
- Po co? - zdziwili się wszyscy.
- Możesz wyruszyć z nami jeśli chcesz, też się tam wybieramy. - zaproponowała Kristina po chwili namysłu.
- Nie masz mi za złe tego całego zamieszania? - Zdziwił się chłopak.
- Nie, bo Bóg uczył by wybaczać. - odpowiedziała. Tak więc za kilka godzin byli gotowi by wyruszyć.
- Musisz odwiedzić Izaaka. - szepnęła Anna do Naru.
- Wiem, zboczymy trochę z drogi, nie martw się o to.
- Dzięki za wszystko! - krzyknęła Kristina już w drodze i powrócili do swojej podróży wraz z Rafaelem, którego zamiarów nikt nie znał.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.