Opowiadanie
Bardzo straszna Draksylwania
Rozdział 5 - Jezioro Smutku i ptak.
Autor: | Tula |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy, Komedia, Przygodowe |
Dodany: | 2010-11-20 19:24:22 |
Aktualizowany: | 2010-11-20 19:24:22 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Zapał Liny przeszedł równie szybko, jak się pojawił. Niestety, słowo się rzekło, a Lina nie lubiła nie dotrzymywać obietnic. Swój zły humor oznajmiła głośnymi narzekaniami.
- Jeszcze kawał drogi - zrzędziła, zapomniawszy o skarbach starej stolicy Draksylwanii. - A nową i starą stolicę dzieli następny kawał drogi… Przyjdzie Nowy Rok, a my nawet nie spotkamy tego całego Janka!
Filia straciła wreszcie cierpliwość i uprzejmie przypomniała czarodziejce, kto wymyślił sobie rozbijanie legalnej grupy przestępczej. Lina zamilkła.
Tymczasem bohaterowie szli i szli, i szli, i szli jeszcze kawałek, aż wreszcie…
- Jezioro Smutku - oznajmiła Lina, wskazując jezioro widoczne w oddali. - Tam się zatrzymamy na noc.
- W świętym miejscu?! - przeraziła się Amelia.
- Nie jest święte - poprawił ją Zelgadiss.
- Dla mnie jest! Przecież z jeziorem związana jest cudowna legenda! Czarownik zakochał się w pięknej księżniczce. Spotykali się potajemnie, bo nikt nie akceptował ich związku. Podjęli decyzję o wspólnej ucieczce. Mieli spotkać się przy tym jeziorze. Ale wrogowie napadli na zamek królewski i tylko księżniczce, która właśnie się wykradała, udało się przeżyć. Przybiegła tutaj, jedna ścigali ją już wrogowie. Czarownik, chcąc ją ocalić, zamienił księżniczkę w łabędzia, by ci jej nie rozpoznali…
- O, znam to - zauważyła Filia. - Czarownik był na tyle kiepskim magiem, że nie potrafił odczarować księżniczki. Tylko nocą mogła ona odzyskać ludzką postać, do tego tylko przebywając na Jeziorze Smutku.
- Ale ciągle się kochali! - zawołała Amelia.
- W każdym razie, parę lat później przechodził tędy książę - kontynuowała Filia. - Od pierwszego wejrzenia zakochał się w łabędziu. Tak bardzo, że zapragnął go na obiad. Książę był celnym strzelcem i bez problemu zabił księżniczkę. Czarownika nie było wtedy w pobliżu. Księcia od jedzenia odrzucił nieco fakt, że łabędź właśnie zamienił się w kobietę. Tak więc czarownik po powrocie zastał zwłoki ukochanej. Zdołał rzucić na jej duszę czar: nie mogąc żyć bez księżniczki, zapewnił im lepszą przyszłość. Po iluś tam latach dusze zarówno czarownika, jak i księżniczki miały się odrodzić w innych ciałach i spotkać ponownie nad Jeziorem Smutku. Wtedy się rozpoznają i znów pokochają.
Amelia popłakała się ze wzruszenia.
Xellos obserwował do tej pory poczynania gromadki bohaterów z bezpiecznej odległości. Widząc jednak, że czyny bohaterów nie układają się po jego myśli, a wręcz stają się absurdalne, postanowił wkroczyć do akcji i dyskretnie pokierować Liną Inverse.
Uśmiechnął się siebie. Już miał przed oczami gorące powitanie, które go czeka…
Amelia była zbyt podekscytowana, by zasnąć. Pozostali wykorzystali to i postawili księżniczkę na czatach. A nuż pojawi się kolejny bandyta draksylwański?
Na razie panował spokój. Tak duży spokój, że Amelia nabrała ochoty na zrobienie czegokolwiek. Podreptała na skraj jeziora i podniosła z ziemi kamień. Może nie powinna tego robić, ale puszczanie kaczek miało w sobie coś magicznego. Amelia nabrała w tym dużej wprawy, choć sporo czasu minęło od ostatniego razu, gdy puszczała kaczki. Kamień odbił się kilka razy od powierzchni wody i utonął. Po chwili księżniczka schyliła się po następny, ale chlupot wody sprawił, że natychmiast się wyprostowała.
- Panno Lino! - wrzasnęła, nie spuszczając wzroku z istoty, która właśnie wyłoniła się z jeziora. - Panie Gourry! Panie Zelgadiss! Panno Filio!
Wyrwani ze snu towarzysze Amelii, niezbyt radośni, natychmiast doskoczyli do niej. Istota z jeziora już dobijała do brzegu.
Nikt o nic nie pytał. Wszystkim odjęło mowę.
Stała przed nimi przepiękna kobieta. Jej kasztanowe loki sięgały ziemi, zielone oczy obserwowały obcych. Z jednej strony sprawiała przyjemne wrażenie, ale mimo wszystko…
- T-to księżniczka z legendy! - zawołała Amelia.
- Raczej nimfa wodna - mruknął bez przekonania Zelgadiss.
- Witajcie w moim domu, wędrowcy - odezwała się tymczasem istota dźwięcznym głosem. - Dużo deszczu spadło od czasu, gdy ostatni raz… Ale cóż to!
Kobieta zatrzymała wzrok na Zelgadissie. Ten rozejrzał się, ale nie było wątpliwości - to na niego patrzyła. I to jak patrzyła! Chimera zaczerwienił się po cebulki włosów.
- To ty! - krzyknęła radośnie i klasnęła w ręce. - Nareszcie przybyłeś, ukochany! Wszędzie poznam to zakłopotane spojrzenie!
- Kto? Co? - zapytała Lina.
- Kto? Co? - powtórzył Zelgadiss.
- Och, niebawem pamięć ci wróci! - zawołała kobieta. - Chyba że znowu nie wyszło ci zaklęcie. To by było zabawne, prawda? Ostatnie zaklęcie w życiu! Może moje imię ci pomoże. To ja, Karina, twoja ukochana! Ocaliłeś mnie zamieniając w łabędzia, ale mój żywot skrócił zły książę, który w tym czasie polował. A teraz znów się spotkaliśmy!
- Zaraz, chwila! - krzyknęła Lina. - Próbujesz nam wmówić, że legenda jest prawdziwa, a Zel to twój…
- Zel. Ładnie - przerwała jej Karina, podchodząc do Zelgadiss i obchodząc go w koło, jak gdyby oceniając. - Zeluś. To brzmi piękniej niż Rumpelstiltskin. Będę cię nazywać Zeluś. Mogę, prawda?
- To takie piękne! - zachwyciła się Amelia. - Spotkanie zakochanych po latach! I będą razem do końca świata! Księżniczka i… - urwała, spoglądając na Zelgadissa - nasz Zelgadiss - dokończyła powoli.
- O, nic z tego! - zawołała Lina, chwytając Zelgadissa za ramię. - On idzie z nami! Mamy ważną sprawę do załatwienia!
- A cóż jest ważniejszego od miłości? - zapytała Karina, chwytając Zelgadissa za drugie ramię.
Zelgadiss spojrzał na nią nieprzytomnie.
- Karina - powiedział nagle. - Znam to imię…
-Zel, co ty! - wrzasnęła Lina i trzepnęła go po głowie. Jęknęła z bólu i złapała się za stłuczoną rękę.
Filia zaniosła się histerycznym śmiechem.
- Szalony pustelnik, a teraz to! - wykrztusiła. - Ja zwariuję! Miało być łatwo i przyjemnie!
Amelia nie za bardzo wiedziała, czy powinna pogratulować Zelowi pięknej kobiety, czy zacząć płakać. Gourry również milczał, z tego samego powodu.
- Chodź, Rumpelku… ups, Zelusiu! - zachichotała Karina. - Zabiorę cię na moją wyspę. I zawsze będziemy razem!
Zanim pozostali zdążyli zareagować, rozstąpiły się wody jeziora, a Karina chwyciła Zelgadissa za rękę i pociągnęła za sobą. Lina rzuciła za nimi Fireballem, ale wtedy zamknęły się wody i zgasiły zaklęcie. Pożegnał ich radosny śmiech Kariny.
Xellos spodziewał się przynajmniej jednego ataku słownego na swoją osobę i przygotował serię ciętych odpowiedzi. Jednak rano, gdy pojawił się przy bohaterach, powitała go głucha cisza oraz spojrzenia, które wyraźnie mówiły, że ich właściciele postanowili pogodzić się ze swoim tragicznym losem i umrzeć spokojnie.
- Cześć wszystkim! - Pomachał im mało entuzjastycznie kapłan, nieco zbity z tropu. - Co to za miny? Nie cieszycie się na mój widok?
- Straszliwie - burknęła Filia.
Jakoś nie wypadało jej odpowiedzieć. Zapadła krępująca cisza.
- Medytujecie? - zapytał w końcu Xellos.
- Zastanawiamy się, czy mamy halucynacje - odparła ponuro Lina.
- Ojej! Nieświeża kolacja?
- Nie. Stuknięta baba z jeziora. Och, do diabła! - warknęła czarodziejka. - To już przesada! Rozumiem stukniętego staruszka, ale nie to! Reinkarnacja czy coś takiego pojawia się, by znaleźć ukochanego - nie ma problemu. Tym ukochanym jest Zelgadiss. Tak, nasz Zelgadiss! Ujdzie w tłumie. Ale żeby uciekli przed moim Fireballem?! Na jakąś nieistniejącą wyspę?!
- Proszę się uspokoić, panno Lino - powiedziała Amelia. - Musimy spokojnie obmyślić plan ocalenia Zelgadissa.
- A widzieliście - odezwała się znowu Lina - jakie miała wielkie…
- Myśl o biednym Zelgadissie! - zawołała Filia. - Teoretycznie ty jesteś szefową grupy!
- Nie robiliśmy żadnego głosowania! - zaprotestowała Lina.
- Ale ty jesteś najmądrzejsza i najładniejsza z nas wszystkich, Lino - wtrącił Xellos, chcąc załagodzić sytuację.
- Akurat twoje zdanie mało mnie obchodzi! Idziemy szukać wyspy!
- Genialny plan - powiedział uprzejmie kapłan.
Zignorowali jego obecność i odwrócili się w stronę Jeziora Smutku. Rzuciwszy Levitation, Lina i Amelia pofrunęły nad wodę.
- Ciekawie wam się powodzi - stwierdził Xellos, który został sam na sam z Gourry’m i Filią. - A przecież ratowaliście już świat mnóstwo razy. Skąd ta depresja? Nie powiem, żeby mi to przeszkadzało.
- Bo widzisz, Xellos - odparła Filia - przyzwyczailiśmy się do walki z mazoku. Taka odmiana nie sprzyja spokojowi.
- Tyś, który ciemniejszy od zmroku… - dobiegło ich wołanie Liny.
- Szukacie wyspy? - upewnił się Xellos.
Filia skinęła głową.
- Tyś, który w karmazyn…
- I tyle hałasu o taki szczegół? - zdziwił się kapłan i wykonał ręką skomplikowany ruch.
- …przybrany bardziej… Jest wyspa!
Dziewczyny wróciły do pozostałych.
- Udało się! - zapiała radośnie Lina. - Kalina na pewno przestraszyła się inkantacji i postanowiła pokazać!
- Karina - poprawiła Filia.
- Nieważne! Gourry, przygotuj się do lotu…
- A Xellos? - zapytała przytomnie smoczyca.
Zdawało się, że dopiero teraz całkowicie zdali sobie sprawę z obecności mazoku.
- No tak - przyznała Lina - Xellos. Co z tobą zrobimy?
- Może nam pomóc! - ucieszyła się Amelia.
Lina zamyśliła się, podejrzliwie świdrując wzrokiem kapłana, który przybrał minę niewiniątka.
- W porządku - powiedziała. - Możesz iść z nami. A jeśli zaczniesz robić jakieś sztuczki przeciwko nam, Filia zamieni się w smoka i cię zje.
- Co takiego?! - obraziła się Filia. - Ja nie jem byle czego! Mogę go co najwyżej porozrywać na kilka części.
- O rany, przekonaliście mnie - westchnął Xellos, dramatycznym gestem przykładając sobie dłoń do serca. - Przysięgam, że nie będę próbował jakichś sztuczek przeciwko wam.
„Bo przecież”, dodał jeszcze w myślach Xellos, „mój plan nie jest zaledwie jakiś.”
Wyspa, choć wydawała się mała, po wylądowaniu okazała się ogromna.
- Iluzja - domyśliła się Lina, patrząc na palmę kokosową. - Mam nadzieję, że umiecie pływać. Ruszajmy!
Bardzo szybko znaleźli niewielką chatkę w lesie. Lina podkradła się do niej i zajrzała przez okno. Za nią podążyli pozostali.
W chatce, bogato urządzonej, siedział Zelgadiss i sączył jakiś napój ze złotego pucharu. Odstawił go zaledwie, gdy zasnął.
Amelia chciała wskoczyć do środka, ale Lina ją powstrzymała.
- Czekaj - szepnęła. - Karina wraca.
Karina podeszła do Zelgadissa. W ręku dzierżyła drewnianą różdżkę.
- A teraz zapłacisz mi za wszystkie lata, które spędziłam jako łabędź! - zawołała triumfalnie. Dotknęła chimerę różdżką i otoczyła go biała mgła.
- Zamienia go w łabędzia - odgadła Amelia. - Musimy coś… zrobić… ale…
Niezdolni wydusić słowa, patrzyli na nową formę Zelgadissa. Ptak właśnie się ocknął i zaczął dreptać w miejscu.
- Kaczka- wyszeptała z niedowierzaniem Lina. - Żaby wyszły z mody?
Czarna kaczka zakwakała rozdzierająco. Karina wyglądała na zakłopotaną.
- Cóż, miałeś być łabędziem - powiedziała do kaczki. - Ale przynajmniej jesteś ptakiem. Dobrze. Potrzymam się trochę w niewoli, a potem wypuszczę i dopilnuję, byś skończył na czyimś półmisku! Może nawet moim, kto wie!
- Zelgadissie! - Amelia nie mogła dłużej czekać. Rozbiła cienką szybę i wskoczyła do środka chaty. - Odczaruj go! - zażądała.
- Ani mi się śni! - zawołała Karina. - Nieprawdopodobne, że tak szybko mnie znaleźliście. Musicie bardzo cenić tego idiotę. Cóż, nie mogę więc pozwolić wam przeżyć.
- Stój, wiedźmo! - Lina stanęła przed Amelią. - Masz pięć sekund, albo porozmawiasz ze mną i moim Fireballem!
Karina roześmiała się.
- Moja magia jest silniejsza - powiedziała.
- Sprawdzimy to!
Filia pomyślała, że lada chwila Karina i Lina pokażą sobie języki.
- Gourry, zabierz jej różdżkę! - zawołała Lina.
- Ale to kobieta - zawahał się Gourry.
- Nie masz jej zabijać, tylko zabrać jej różdżkę!
Szermierz rzucił się więc na Karinę z mieczem. Ta osłoniła się różdżką zamiast zrobić unik. Chwilę później cała gromadka patrzyła na trzymane przez wiedźmę dwa kawałki bezużytecznego drewna.
- Coście zrobili! - zawołała Karina. - Teraz już nic mu nie pomoże! Nie mogę czarować!
- Więc się nauczysz - stwierdziła krótko Lina. - Ja ci w tym pomogę. Niestety, moje umiejętności zamiany ludzi w zwierzęta i na odwrót są marne, ale posiadam dar przekonywania. Od czego by tu zacząć… Może powyrywam ci włosy, a potem…
- Uspokój się! - zawołała Filia. - Strasznie nerwowa dzisiaj jesteś!
- Wkrótce dowiesz się dlaczego - zapewniła ją Lina.
- Czy Xellos…
- Niestety nie. Po prostu natura.
- Och.
Nagle Filia ucieszyła się, że zabrali ze sobą Xellosa. Jeszcze im się przyda. Obejrzała się za siebie i zauważyła, że kapłan zniknął. No cóż, właściwie czego innego się spodziewali?
Amelia przykucnęła przy rozkwakanej kaczce.
- Jak się pan czuje, panie Zelgadissie? - zapytała uspokajającym tonem. - Zaraz panu pomożemy, proszę się nie denerwować.
- Dlaczego gadasz do kaczki?! - naskoczyła na nią Lina. - To tą babą powinnaś się zająć!
- Ale kaczka… to znaczy, pan Zelgadiss… O nie!
Przerażony ptak wyrwał się księżniczce i wyleciał przez okno.
- Filio, łap go!
Smoczyca zdołała chwycić kaczkę za ogon. Zelgadiss jeszcze bardziej się rozkwakał i wyrwał Filii, której zostało w ręce pojedyncze pióro.
- Brawo - skwitowała lodowato Lina. - Szukaj huraganu w polu.
Xellos szybko znudził się akcją Liny i reszty. Dadzą sobie przecież radę sami. Postanowił więc wybrać się na spacer po wyspie. Iluzja nie była zła, ale dość monotonna - te same drzewa, ta sama plaża. Wiedział, że rozpozna, kiedy ocalą Zelgadissa i załatwią Karinę, bo wtedy cała wyspa, jako dzieło jej magii, po prostu zniknie.
Nagle usłyszał kwakanie. Kaczka to nic dziwnego, o ile nie przedziera się między drzewami machając skrzydłami jak szalona, zamiast wznieść się w powietrze.
Xellos nie był świadkiem przemiany Zelgadissa w kaczkę - zmył się wcześniej.
Z zaciekawieniem obserwował ptaka. A może by go złapać? Zyska sporo plusów u Liny, jeśli złapie dla nich kaczkę na obiad. Sprawnie ogłuszył więc ptaka.
Zaraz potem usłyszał nawoływania.
- Cip, cip! Zelgadiiisie! Kaczuszko! Cip, cip! - wołała Lina, przedzierając się przez las.
- Na kaczkę chyba nie woła się cip, cip - zawahała się Filia.
- Kici, kici! - wołał Gourry. Filia pozostawiła to bez komentarza.
- Kwaku, kwaku! - wołała Amelia. - Panie Zelgadissie!
Za nimi wlokła się niezadowolona Karina. Lina zabrała jej różdżkę, a ona chciała odzyskać kawałki drewna. Może je potem jakoś sklei.
Dotarli w końcu na plażę. Natychmiast dostrzegli Xellosa, który zamachał im radośnie trzymaną za ogon bezwładną kaczką.
- Złapałem obiad - oznajmił.
Lina, Amelia, Filia i Gourry spojrzeli na siebie, potem na nieprzytomną kaczkę i rzucili się biegiem w stronę kapłana. Lina chwyciła Xellosa za kołnierz.
- Zabiłeś go?! - wrzasnęła. - Czy on żyje?!
- No tak…- wykrztusił zdezorientowany Xellos. - Mogę go sam załatwić, jeśli nie chcecie.
- Ani mi się waż! Oddawaj ptaka!
Lina wzięła kaczkę i podała ją Filii. Sama chwyciła kawałki różdżki.
- Ma ktoś coś lepkiego? - zapytała po chwili namysłu.
- Żywica? - zasugerowała Amelia.
- Drzewa są puste w środku - odezwała się Karina.
-A można je tak po prostu ze sobą złożyć? Potrzymam je tak, a Karina odczaruje Zelgadissa.
Spojrzeli na Karinę.
- I lepiej, żeby ci się udało - dodała Lina. - Bo inaczej…
Karina zapewniła ich prędko o swoich dobrych intencjach. Bez różdżki nie miała szans.
Chwyciła podstawiony jej kij, którego kawałki trzymała Lina. Filia wyciągnęła w ich stronę kaczkę. Xellos przyczaił się z boku, z zaciekawieniem obserwując, co też oni wyprawiają z obiadem. No dobrze, zdążył domyślić się, że kaczka nie urodziła się ptakiem, ale nie mógł się powstrzymać od nazywania chimery obiadem. Przynajmniej przez kolejne parę minut.
Karina trzepnęła kaczkę różdżką. Pojawiła się biała mgła i chwilę potem Filia zwaliła się na piasek, upuszczając Zelgadissa w jego normalnej formie chimery.
- Zel! - ucieszyła się Lina. - Udało się!
Zelgadiss nawet nie jęknął, tylko odwrócił się na drugi bok i spał dalej. Uśmiechy przyjaciół zbladły. Zamiast jednej ręki miał kacze skrzydło.
- Coś ci nie wyszło…- zaczęła Lina, ale Karina nie czekała aż czarownica skończy.
Walnęła Linę różdżką w brzuch. Choć żadne zaklęcie nie zadziałało, a różdżka ponownie stała się kawałkiem drewna, to wystarczyło, by Karina znikła w głębi lasu.
- No nie! Tyś, który ciemniejszy od zmroku; tyś, który w karmazyn przybrany bardziej niźli krew płynąca; Tyś, który pogrzebion w czasie mijającym; w Twym imieniu, o Wielki, oddaję się ciemności, by tym głupcom, co grodzą mi drogę razem zgubę przynieść i nikt nie będzie w stanie jej uniknąć! Dragon Slave!
Iluzja wprawdzie pozostała nietknięta, ale dobiegł ich wrzask Kariny.
- Trafiłam! - ucieszyła się Lina.
- Trudno byłoby spudłować Dragon Slavem - mruknęła Filia.
- Gourry, idziemy! Musimy ją złapać!
Znaleźli Karinę w przypalonej sukience i nadpalonych włosach. Rzuciła im spojrzenie pełne nienawiści.
- Zapłacicie mi za to! - syknęła.
- Proszę bardzo - zgodziła się uprzejmie Lina. - Ale najpierw zdradź nam, jak odczarować Zelgadissa. Albo powtórzę zaklęcie trzymając rękę na twoim gardle.
- Proszę bardzo! - Karina dumnie podniosła głowę. - Umrę z godnością.
Lina była zbita z tropu. Nie planowała niczego drastyczniejszego od groźby przepełnionej sadystycznymi sugestiami okrutnej śmierci.
- Proszę? - spróbowała. - Bardzo proszę?
Karina milczała jak grób.
- A może po prostu sama tego nie wiesz - westchnęła Lina.
- Oczywiście, że wiem! - oburzyła się natychmiast wiedźma. - Potrzebna wam koszula z pokrzyw, którą tkać będzie co noc dziewica, nie wypowiadając przy tym ani jednego słowa. Najlepiej, żeby miała też za sobą trzynaście dni milczenia, inaczej może nie zadziałać poprawnie. I co? Niby nie wiem?!
- Dzięki - odparła Lina. - Gourry, wracamy. Będziemy szukać mniszek.
- A idźcie sobie! - zawołała za nimi Karina. - Ale mój ukochany na pewno kiedyś do mnie wróci! Nie zapomni o mnie! I nie chcę was więcej widzieć!
I tak Lina i pozostali wyruszyli w dalszą drogę. Zelgadiss ciągle był nieprzytomny, a gromadka jednogłośnie obwołała Xellosa winnym tego stanu i kazała kapłanowi wlec chimerę, dopóki nie znajdą bezpiecznego miejsca na postój. Czyli możliwie jak najdalej od Jeziora Smutku.
Karina zaś pozostała samotna na swojej wyspie, dopóki nie pojawił się podróżujący kupiec zwany Odyseuszem. Ale to inna historia.
---------------------
Inkantacja Dragon Slave oparta na wersji Wszechbiblii Slayers.
Tak, pojawiło się lekkie nawiązanie do Kirke (postać z „Odysei” Homera).
Super
Heh :) Super, super pozytywnie. Uwielbiam poprzeinaczane legendy, sama tak zawsze roiłam :D
No dobra, że super, że fajnie /się czyta, to wiesz:) Czekamy na więcej .