Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Kevin sam w domu

Rozdział 2, czyli słodycze również i to bardzo

Autor:Yukihime
Korekta:Dida
Serie:Pandora Hearts
Gatunki:Komedia
Dodany:2010-11-06 00:03:32
Aktualizowany:2010-11-06 00:03:32


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Notka odautorska: W tym rozdziale robi się mniej aseksualnie, aura gejowatości zalotnie trzepocze, a Break proponuje Reimowi czytanie romansów do poduszki. Mimo wszystko to NADAL nie jest yaoi, ani nawet shounen-ai, więc osoby płci męskiej spokojnie mogą to czytać. ;3

***

Poniedziałek, 21 VI, wsadź sobie ten kalendarz, bardzo proszę

Dzisiaj teoretycznie był spokój. Teoretycznie, bo Reim przytachał z Pandory z dwieście papierków do wypełnienia na jutro. Mamrotał przy tym pod nosem z miną pod tytułem „zaraz zniszczę świat przy pomocy łyżeczki do herbaty”, o ile dobrze słyszałem, coś o leniwych idiotach, którym się wydaje nie wiadomo co. Jakoś mi się dziwnie zrobiło w tym momencie, ale uczyniłem to, co umiem najlepiej, czytaj: olałem sprawę równo i poszedłem do biblioteki. Piętnaście minut później wygonił mnie Rufus, z naręczem papierów w jednej ręce, a dzbankiem kawy w drugiej. No ja to bym jeszcze wziął filiżankę, ale Reim podobnie - zaszył się w swoim pokoju i rzucał: kapciami i inwektywami w każdego, kto mu przeszkodził. Czyli mnie, no ale co ja mam robić, przepraszam? Czytać romanse? Bo w oszklonej gablotce zostało tylko to.

Cholera, ja i moje skojarzenia.


Wtorek, 22 VI, oparzyłem sobie język, szkoda tylko że czekoladą

Bo robiliśmy gorącą czekoladę. Z nudów. Jak już żeśmy się wypiszczeli i wykwiczeli (bo okazało się, że Rufus jest tak z dziesięć razy bardziej podatny na takie żałosne oparzenia niż ja) to usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy się we trójkę... no, opieprzać. Na początku Reim siedział cicho, ale potem coś mu się, delikatnie rzecz ujmując, włączyło, i zarzucił takim tekstem, że mnie w pięty poszło, a diuk miał poważne problemy z utrzymaniem się na krześle. Znalazłem też swój roczny zapas słodyczy, dziwnym trafem w schowku pod schodami. (Nie wiem jak on się tam znalazł, dochodzenie w toku.) W każdym razie od razu uprzejmie zaproponowałem, że ja przetestuję, czy te specyfiki się jeszcze nadają do jedzenia, a potem im powiem, jak było. Zostałem brutalnie odwiedziony od tego zamiaru. Pffft, nie znają się.


Środa, 23 VI, no i co my będziemy przez ten tydzień robić?

Ano, konsumować...

Jeśli ktoś kiedyś zastanawiał się, ile słodyczy można kupić w afekcie, to usłużnie odpowiadam, że od cholery. Nie wiem, ile my to będziemy jeść - Rufus też pewnie nie wie, bo coś podejrzanie cicho jest. Reim za to fuka i rzuca mi wściekłe spojrzenia, ale jak przyjdzie co do czego, konsumuje z zaskakującą wręcz jak na niego gorliwością. Dzisiaj na przykład uparł się, żeby dzielić czekoladowe jajka (skąd one się tam wzięły, to nie wiem, ale na ich widok Rufus niemal udławił się ciastkiem) na dwie połowy, nie rozwalając ich przy tym. Ten to ma problemy... W każdym razie, siedzimy, rozdzielamy i jemy, czasami popijając gorzką herbatą, tudzież jakimś soczkiem w kolorze, tak pi razy drzwi, seledynowym.

Znalazłem sobie nową biblię, jeden z oszklonogablotowych romansów. Próbowałem poczytać Reimowi na dobranoc, to najpierw mnie okrzyczał za włażenie mu do pokoju i podglądanie (no tak, zapomniałem, te mundury Pandory to niesamowicie podniecające są), a potem uprzejmie zaproponował, żebym mu wybył z pokoju i zajął się czymś pożyteczniejszym. Przepraszam bardzo, myzianie go za uszkami nie jest pożyteczne?!


Czwartek, 24 VI, okej...

Rufus wyskoczył z pomysłem rozpoczęcia działalności ekologicznej w postaci zmniejszenia ilości odpadów, innymi słowy - „Byłoby fajnie, gdybyście zżarli te oponki, bo ja już nie mogę patrzeć na słodycze”. Używa tych długich słów i używa, a mnie się tam wydaje, że i tak nie wie, co one znaczą. No ale dobra. Myśmy zmniejszali, a on tylko łypał ponuro znad filiżanki z zimną herbatą, stwierdziwszy uprzednio, że on się od zmniejszania powstrzyma z powodów osobistych. Zmęczyłem dwanaście i otrzymałem nagrodę. Szkoda tylko, że ta nagroda to było trzy kilo ciasta jagodowego. Rany boskie, po co mu trzy kilo ciasta?! Na opał? No bo chyba nie podrywał na nie pani Rainsworth? Znam wiele sposobów podrywu, na idiotę (aktualnie najpopularniejszy, jak widać), na odważniaka, na śpiewaka, na tancerza, na wszystko naraz... Ale na ciasto? Tak to raczej kobiety robią...

W takich momentach jak ten zaczynam nie lubić mojej wyobraźni. Wszystko okej, ale DLACZEGO ta sukienka musiała być w różowe groszki?


Piątek, 25 VI, w końcu jakieś postępy

Postępy w jedzeniu, znaczy się. Okazało się, że nie tylko ja wpadłem na genialny pomysł zapchania rezydencji słodyczami - oni też. Taka mała dygresja - byliby uroczym małżeństwem, serio. Jak chcą, mogę nawet zostać druhenką.

Stężenie nudy osiągnęło imponujący poziom sufitu (nie wiem, kto się tak rozpędził, że chlusnął nań kawą, ale kiedy się ukaże, wyślę mu kwiaty), wobec tego wyszukałem jakąś tysiącletnią, ledwo zipiącą fontanienkę i zacząłem się do niej dobierać. Przy pomocy siatki na motyle zdobyłem mnóstwo dowodów rzeczowych tejże wyprawy, w postaci, dajmy na to CZEGOŚ, co kiedyś musiało być monetami, ale się zabrudziło, czegoś okrągłego i z dziurą w środku (w domyśle: obrączki; NIE WIEM skąd ona się tam wzięła), bardzo, bardzo zardzewiałego gwoździa (nareszcie coś interesującego) i przemoczonych, cieplutkich jak płyta nagrobna zimą łapek. Moich własnych. Rufus jest wredna szuja i nie chce pożyczyć rękawiczek, to teraz ma - bezczelnie zająłem cały fotel, rytmicznie szczękam zębami i od czasu do czasu zasiorbuję przeciągle z filiżaneczki. Swoją drogą, dochodzę do wniosku, że on, mimo swojej domniemanej inteligencji, nie zna takiego małego słówka pod tytułem RENOWACJA. Woda w fontannie już osiem wieków temu przestała być wodą, a to, co z niej zostało, mało mnie nie wciągnęło. I było zielone. I śmierdziało jak nic. Reim cupnął na krzesełku obok mnie i dojada ciasto, bo kiedy mnie nie było to on magicznie zgłodniał i wchłonął większość ciast. Rufus co chwila przechodzi trasę kuchnia-przedpokój-salon i za każdym razem, kiedy nas mija, łypie jakoś tak dziwnie...

Udaje twardziela, najwyżej za dwie godziny też mu się coś stanie. Reim stwierdził, że skoro jego po takiej kolacji nie boli brzuch, to jego pan jest nie do zdarcia. E tam, wykruszy się, niech no tylko zainteresuje się koszykiem. Bo ja, proszę szanownego państwa, znalazłem coś poza fontanienką...


Sobota, 26 VI, HA! MÓWIŁEM!

Zainteresował się. I tym, co z koszyka wydobył, cacka się już od pół godziny. Co najmniej. To co prawda próbowało protestować, ale niestety. Co prawda protestowało dość skutecznie, bo diuk ma jedną rękawiczkę do wymiany i podrapaną rękę, ale i tak. A, i jeszcze jedno. Zawartość koszyka jest kotem.

A konkretnie - wypłowiałym, starym, półdzikim kocurem, który miał głęboko w odwłoku Rufusowe próby oswojenia go... Przynajmniej dopóki ten nie zaciągnął do roboty Reima. Razem kocisko umyli, wyczesali i teraz ich dzieło przechadza się korytarzami, obrażone jak nie wiem co. Łazi, łypie wściekle i wygląda przekomicznie - jak natapirowany mop. Oni upierają się, że tak powinno być, ale ja wiem swoje - powinni dać zwierzęciu spokój i je wypuścić.

Gdzie tam!

Nieudolnie ukrywający podekscytowanie pan domu widocznie cofnął się umysłowo w rozwoju. Stawiam tak z osiem, siedem lat. Zawiązał kotu wstążkę na szyi i próbował go pogłaskać. Powodzenia... Ja tylko pragnąłbym wtrącić, że koty, wbrew pozorom, z nieba nie spadają. I że prędzej czy później zgłosi się właściciel, albo coś.

Później

Zgłosiło się coś. Coś w postaci kucharki, jednej z tej małej, zwartej grupki służących, którzy nie są iluzjami. Kucharka podjęła próbę wyperswadowania spragnionemu myziania kotków wariatowi, że zwierzę tego pokroju w tym domu może istnieć wyłącznie jako wycieraczka, na co on odparował, że on kotka nie da i że kotek jest jego. Boże, powtórzenie i Boże, on użył. Słowa. Kotek. Reim przeczuwa najgorsze.


Niedziela, 27 VI

Wbrew przeczuciom Reima, Rufus nie zaczął pisać pamiętnika, do romansów i randek też jakoś się nie garnie. Wrócił do normalności, a w sekundę po tym żądał wyjaśnień, dlaczego te cholerne ciasta jeszcze tu stoją i jak my myślimy, kto je będzie jadł. A co, zgłasza się na ochotnika? Chętnie popatrzę...

Kot widocznie nie miał ochoty zostać wycieraczką i, mówiąc krótko, najzupełniej w świecie dał dyla. Zdolne zwierzę.

Postanowiłem w końcu wziąć sprawy w swoje ręce i oświadczyłem, że w końcu jest niedziela i jako osoby uduchowione powinniśmy się wstrzymywać od hucznych imprez. Rufus spojrzał na mnie tak, jakbym zatańczył kankana na beczce i spytał, gdzie ja widzę huczne imprezy. No cóż, jeśli on ma zamiar dłużej nas namawiać do jedzenia, to tu niedługo będzie co najmniej hucznie. Pokiwał głową i gdzieś go poniosło na jakieś trzy godziny. Później przypomnieliśmy sobie o jego istnieniu, a jeszcze później stwierdziliśmy, że siedzenie przez osiem godzin w bibliotece nawet jak na niego jest trochę dziwne. W bibliotece, owszem, był, ale jeśli ktoś oczekiwał dzikich orgii albo chociaż tych nieszczęsnych imprez, to się srogo zawiódł. Najstarszy żyjący przedstawiciel rodu Barma beztrosko sobie spał, chociaż muszę przyznać, że na jego miejscu wybrałbym fotel, nie krzesło. No, ale.

Rażeni tym widokiem jak gromem z jasnego nieba (albo kapciem, jak kto woli) stwierdziliśmy z Reimem, że warto byłoby też sobie pospać. W tym celu wróciliśmy do salonu i on zasnął w fotelu, a ja wymknąłem się po cichutku do jego pokoju i bez poczucia winy skończyłem swoją porcję kruchych ciasteczek!


Poniedziałek, 28 VI, zaczyna się robić ciekawie

No tak, zapomniałem: odnalazło się ciasto, które uparłem się upiec na początku. Rufus, gdy je zobaczył, to najpierw wpatrzył się z nadzieją w sufit, zupełnie jakby szukał tam Opatrzności czy czegoś, co pisałoby się wielką literą. Gucio, że tak to ujmę. Znalazł malowniczo i artystycznie rozsiane plamy kawy, w związku z czym przestał się gapić, a zaczął śmiać. Jeśli ktoś jest w zbyt wielkim szoku, żeby przyswoić tę jakże przerażającą informację, to mu dołożę - on się śmieje głośno i idiotycznie. Żeby było jeszcze fajniej, to ja jestem idiotą. No cóż.

Reim widocznie zwątpił ostatecznie, bo wyszedł, a po godzinie wrócił z gigantyczną butelką ginu. Rozumiem...

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.