Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Księga Zanapara

Tytus

Autor:DuchDucha
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Dramat, Fikcja, Mistyka, Obyczajowy, Romans
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2010-11-20 19:24:04
Aktualizowany:2011-05-08 12:11:04


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Jeśli chcesz je udostępnić, to napisz, że autorem jest DuchDucha i podaj link http://zanapar.blog.onet.pl/


„Niewiele wiadomo o młodości braci Tytusa i Wiktora z rodu Korneliuszy. Ta luka w życiorysach jest zastanawiająca, zwłaszcza w przypadku starszego z braci. Z tego powodu pojawiły się plotki, iż jego młodość została umyślnie przemilczana.”

„Historia Imperium. Tom II. Wiek Średni” Gnejusz Hipolit

Nazaira nocą wygląda zupełnie inaczej niż za dnia. Ozdobne zakończenia belek straszą, na ulicę wypływają na wpół zbandyciałe bojówki, posłuszne jednej z frakcji, chcących mieć wpływy polityczne, lub pospolici bandyci. Jedni niezbyt różnili się od drugich, a mające ich ścigać kohorty, ograniczały się tylko do poszczególnych dzielnic, dlatego czasem lepiej było nie wychodzić z domu, a jak już, to tylko w towarzystwie ochroniarza. Wiktor nigdy nie czuł potrzeby zabierania ze sobą mięśniaka i zwykł przechadzać się samotnie. Ubrał się w długi płaszcz z kapturem. W jednej z uliczek pomiędzy kamienicami trzech oprychów prało jakiegoś biednego faceta.

- Pożyczyłeś, to musisz oddać! - wrzeszczał jeden z nich.

Wiktorowi ten głos wydał się jakiś znajomy. Podszedł bliżej. W wątłym świetle księżyca nie widział ich zbyt wyraźnie, ale jednego z nich rozpoznał. Był to Dariusz, plebejusz i jeden z młodych bojówkarzy, popierających ród Korneliuszy.

- Czego się tak dorobiłeś, aby móc to pożyczać? - zapytał Wiktor, stojąc w cieniu.

Zaskoczona trójka bandytów oniemiała. Dariusz podszedł do nieznanego mu osobnika.

- A z kim mam przyjemność, jeśli można wiedzieć?

- Przyjrzyj mi się czopku - odparł zakapturzony Wiktor.

- A to ty. - Dariusz zupełnie się go nie spodziewał. - Czego szukasz tutaj o tej porze?

- Wiesz kogo szukam.

- A tak. - Dariusz obejrzał się za siebie. - Słuchaj. To nie jest widok dla twoich oczu. Poczekaj chwilę i zaprowadzę cię do niego.

- Jasne - kontynuował. - Mam nadzieję, że nie każesz na siebie długo czekać. - Wiktor chciał dać do zrozumienia, aby dłużnik zbyt długo nie zajmował ich uwagi.

Jeszcze zanim Wiktor wyszedł z tej ciasnej i brudnej uliczki, do jego uszu dotarły odgłosy bicia. Za rogiem razem z ochroniarzem cierpliwie oczekiwał Dariusza. Z karczmy na przeciwko wyszła jakaś banda podpitych młodzianów. Rozbawiona działaniem alkoholu gawiedź śmiała się, aby po jakimś czasie zauważyć dwójkę mężczyzn, podpierających ścianę po przeciwnej stronie ulicy. Jeden z nich wyszeptał coś do drugiego, zaczęli zerkać co chwilę w ich kierunku i po chwili ruszyli w ich stronę. Najwyraźniej szykowała się rozróba i zabranie kogoś ze sobą byłoby dobrym pomysłem.

- To niebezpieczne chodzić w nocy po tym mieście - wypluł z siebie jeden z nich. - Możemy zapewnić ci ochronę - dokończył wyciągając błyszczący nóż.

- Masz rację, w nocy nie jest tu najbezpieczniej - odparł wychodzący z uliczki Dariusz. - Właśnie dlatego powinieneś stąd spływać wprost do mamusi.

Dariusz chciał go najwyraźniej sprowokować i to mu się udało. On aż kipiał z nienawiści na sam jego widok. Chwycił mocno za nóż i zamachną się tak, że ostrze przeleciało kilka centymetrów od twarzy Dariusza. To rozdrażniło niedoszłą ofiarę nożownika, który łapiąc za uzbrojoną w ostrze rękę, uderzył agresywnego młodziana z całej siły w nos. Delikwent z miejsca zalał się łzami i upadł na kolana. Wtedy Dariusz dokończył dzieła jednym mocnym kopniakiem w przeponę, powalając go na ziemię.

- Który ćwok następny? - zawołał do reszty przestraszonych i podchmielonych dzieciaków, udających bandytów, która rozpierzchła się na wszystkie strony.

Szczeniak dogorywający na ulicy, dosięgnął noża leżącego teraz na kamieniu. Spodziewając się ataku, Dariusz przydepną mu dłoń i pochylił się nad nim.

- Na co ci to było? Sam teraz widzisz, ile jest warta twoja banda. Nie warto Tymek, nie warto. - Wstał, zdjął nogę z dłoni leżącego chłopaka i rzekł: - Chłopaki spadamy, sprawa załatwiona, nic tu po nas.

Cała grupka pięciu osób odeszła. Wiktorowi nawet zrobiło się go żal. Jeszcze przed chwilą wydawało mu się, że ma swoją bandę, a teraz skończył z niczym, jako żałosny dzieciak bez przyszłości.

- Co to był za koleś? - zapytał Wiktor.

- Taki jeden. Nazywa się Tymoteusz. Kiedyś był moim sąsiadem. Chciał do nas dołączyć, ale się nie sprawdził. Teraz ładuje się w jedną głupszą sytuację od drugiej.

- A tamten w uliczce?

- To dłużnik. Kiedyś miał zakład krawiecki, ale się rozpił i nie spłacał długów. Próbowaliśmy nawet rozpisać mu to na raty. To też nic nie dało. Dobra, nie gadajmy już o tym. - Dariuszowi wyraźnie przeszkadzała ta rozmowa. Zdaje się, że gardził swoim zajęciem, ale przecież z czegoś musiał żyć.

Przechodząc przez kilka alejek dotarli do karczmy „Pod kielichem”. Był to dość ponury budynek pamiętający czasy zakładania miasta. Jego ściany składały się ze specjalnie dopasowanych kamieni połączonych zaprawą. Niewielkie okna nie były w stanie wpuścić do środka dużej ilości światła dziennego, ani wywietrzyć panującej wewnątrz duchoty, jednak nie takie było ich przeznaczenie. Miały trzymać ciepło. Dariusz uderzył z całej siły w nieduże drewniane drzwi okute metalem.

- Kto tam? - odezwał się głos z silnym akcentem północnym.

- Otwieraj i wreszcie naucz się gadać po ludzku - powiedział Dariusz.

Drzwi otworzyły się, a w środku w świetle ognia pokazał się niski karczmarz.

- Toż to wy!

- Tak to my - zripostował Dariusz.

- On gdzieś tu powinien być - powiedział jeden z członków bandy Dariusza. Istotnie Tytus siedział w koncie, trzymając w ręku kufelek grzanego wina. Jego jasne włosy kontrastowały z ciemnym ubiorem, a jasne oczy skupione były na ścianie.

- Czółko - rzekł Wiktor.

- Czółko - odpowiedział Tytus. - Co takiego musiało się stać, że wreszcie wypełzłeś ze swojej pieczary? - drwił z jego upodobania do książek.

- Ojciec kazał cię sprowadzić do domu.

- Był wkurzony?

- Nawet bardzo, chyba wreszcie się doigrałeś. Zadawanie się z takimi typami i takie interesy, mogą skończyć się skandalem.

- Łe tam... - Tytus zaczął robić miny. - Wszystkie rody tak robią, tylko się do tego nie przyznają. Sztuka w tym, żeby się nie dać złapać za rękę. Póki uważają, że trwonię czas i pieniądze jestem kryty. Mówisz, że mam się stawić zaraz?

- Nie inaczej.

- W takim razie trzeba się zbierać - powiedział niechętnie i równie od niechcenia dopił trunek, zebrał swoje rzeczy, nałożył płaszcz i dał znać Dariuszowi, że o interesach porozmawiają jeszcze jutro.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.