Opowiadanie
Księga Zanapara
Mila
Autor: | DuchDucha |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Dramat, Fikcja, Mistyka, Obyczajowy, Romans |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2011-05-15 21:05:48 |
Aktualizowany: | 2011-05-15 21:05:48 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Jeśli chcesz je udostępnić, to napisz, że autorem jest DuchDucha i podaj link http://zanapar.blog.onet.pl/
„Homo novusy¹ to dranie. Nie akceptują zaistniałego porządku i chcą go zmienić. Obalając prawowite rody i obrońców państwa. Chcą nas zagłodzić, odebrać godności i zagarnąć majątki. To najobrzydliwsze kreatury, jakie nosił świat.”
Dominik Marek z rodu Sekstusów
- Twój ruch - powiedziała Mila do brata, zaraz po stuknięciu pionkiem w szachownicę. Była to mądra dziewczyna, która starała się wszystkich zadowolić. Miała długie, piękne, blond włosy, odziedziczone po matce, która wyzionęła ducha wydając ją na świat. - Decyduj się wreszcie! - Poganiała chłopaka pochylonego nad szachownicą. Nagle podniósł głowę, kierując wzrok na siostrę.
- Gratulację, pierwszy raz wygrałaś - odparł z miną mającą przypominać pozę zbitego psa.
- Słodki jesteś Zenonciu! - Roześmiała się, czochrając mu włosy na czubku głowy.
Mile zawsze bawiły te jego grymasy. I nie tylko ją. Jej starszy braciszek był uznawany za bawidamka. Podobno zdobywanie ich wszystkim go bawiło, on sam uważał, że ceni ich towarzystwo, a siostra po prostu uważała, że jest zabawny. Tak czy inaczej, bardzo dobrze się ze sobą czuli. Zenon wstał z krzesła i ruszył w stronę szafy, wypełnionej różnymi gatunkami win. Chwycił jedną z butelek, nalał sobie do leżącego obok szklanego kielicha i podszedł z nim do okna.
- Piękny dziś księżyc - zamyślił się - pełnia i te gwiazdy.
Chłopak wyszedł na taras. Wpatrując się w niebo, uniósł kielich w kierunku srebrzystej tarczy księżyca. Nadmorska willa rodowa rodu Justynianów mieściła się na południe od Nazairy. Pośród lasów na wzgórku między rzekami Karus i Zoll, które nieopodal kończyły swój bieg w morzu. Był to dwustuletni, dwupiętrowy, ceglany budynek wzniesiony zgodnie z popularnymi zasadami sztuki architektonicznej, zaopatrzony w piwnicę, duży salon dla gości, komnaty domowników i pokoje dla służby.
- Ale żeś sobie znalazł kompana do kieliszka! - Śmiała się Mila.
Ręka Zenona opadła jakby poddając się sile grawitacji i rozlewając wypełniający ją alkohol.
- Ale z ciebie gapa! - Teraz udawała współczucie. - Polałeś się - dodała po chwili, widząc czerwoną plamę na jego koszuli. - Będziesz musiał to sam sczyścić.
- A co ze służbą? - zapytał zdziwiony chłopak.
Mila zmarszczyła brwi.
- Już zapomniałeś? Ojciec ich dzisiaj odesłał.
- Faktycznie - Zenon popił mały łyczek z kieliszka. - O wilku mowa, przyjechał - powiedział Zenon, po czym pomyślał: „Ciekawe co załatwił”.
Filon zauważył syna, gdy jeszcze siedział w karecie, ale gdy tylko kareta się zatrzymała, wystrzelił z niej, wbiegł przez drzwi wejściowe, a potem na piętro, gdzie przebywało rodzeństwo.
- Co ty robisz!? - wydarł się na Zenona.
- Co?!
- Miałeś tego nie ruszać!
- Przecież nie robię nic złego.
- Zostaw to! - wrzeszczał czerwony ze złości.
Ani Mila, ani Zenon nie rozumieli tego wzburzenia ojca, który znikł w przejściu, w którym się uprzednio pojawił. Rozumieli natomiast coś innego, coś się stało. Coś, co może być straszne. Zenon pokazał palcem przejście i dał siostrze znać, aby poszła sprawdzić, o co chodzi. Ona gestami dłoni i mimiką twarzy odpowiedziała mu, iż nie da rady jej do tego zmusić. On z kolei przekonał ją, że już przed chwilą raz oberwał, a nawet nie wie za co. Mili brakło argumentów na odparcie tego. Wstała, złapał go za kudły na głowie i wyszeptała:
- Idziesz ze mną.
Ciągnąc tak starszego brata, poczuła strach wymieszany z podnieceniem. Pierwszy raz od dawna. Bała się przede wszystkim o siebie, nie sądząc, że może mieć to coś z nią wspólnego. Już prędzej z bratem bawidamkiem. Ojciec siedział w konfidentce z twarzą ukrytą w dłoniach. On nie był zły tylko załamany. Obecna sytuacja wcale nie musiała mieć z nimi niczego wspólnego. Puściła brata, poprawiła mu włosy i pogroziła palcem, aby się od niej nie oddalał. Jednak on uciekł, gdy tylko wymówiła pierwsze słowo.
- Tato...
Zdjął dłonie z twarzy. Tym razem był blady. Czyżby nie był ani zły, ani załamany. Gorzej. On płakał. Nigdy nie widziała go w takim stanie.
- Tato... Co się dzieje?
- Usiądź, proszę. To dotyczy też ciebie.
- Tato, o co chodzi? - Teraz naprawdę się bała.
- Pamiętasz ród Korneliuszy?
- Tak - zastanowiła się - prowadzisz z nimi interesy.
- Chcą ubić z nami interes.
Pokręciła głową.
- Tato powiedz mi wprost. - Pochyliła się, poprawiając włosy. - Czy ja jestem częścią tego interesu?
- Nie! - wykrzykną skryty w cieniu Zenon. - Jak mogłeś pozwolić, aby jakieś homo novusy tak nas upokorzyły. Jesteśmy veteres²! To do czegoś zobowiązuje!
Filon i Mila patrzyli na niego jak na kogoś obcego.
- Do czego? - zapytał Filon. - Jesteśmy bankrutami. Toniemy w długach. Zostało się nam tylko nazwisko. Jeśli tak dalej pójdzie...
- Nie!
- Uspokójcie się trochę - przerwała im Mila. - Tu chodzi o mnie.
Na chwilę zapadła cisza.
- Tato... jest bardzo źle? To dlatego odesłałeś służbę?
Nikt nie odpowiedział.
¹Homo nous - dosł. „nowy człowiek” w starożytnym Rzymie pogardliwe określenie na przedstawiciela z rodu po raz pierwszy obejmującego stanowisko urzędnicze.
²Veteres - dosł. „dawni” to pojęcie z prawa rzymskiego. Tutaj określenie ogólne na stare rody.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.