Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

I found you baby

Vengeance

Autor:Matsurika
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Horror, Kryminał
Uwagi:Utwór niedokończony, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2011-02-24 13:52:21
Aktualizowany:2011-02-24 13:52:21


Poprzedni rozdział

Zainspirowane grą. Kopiowanie zabronione.


5 maj, kilka dni przed śmiercią Ruby

Posterunek policji, gabinet zespołu numer 9, zajmującego się sprawą seryjnego mordercy i gwałciciela

- Zabił już trzy dziewczyny - powiedział smutnym głosem James, chodząc po swoim gabinecie. - Kerry Johnson, Amy Kyle i Annę Jamis. Wszystkie zostały brutalnie zgwałcone, a ich ciała porzucił nagie w miejscu zdarzenia. Zrobił to w ciągu miesiąca. Ciągle zmienia miejsce pobytu. Jedyne, co mu się nie udało, to napaść na Jane Anderson - mówił sam do siebie, ponieważ jego partnerka już to wszystko wiedziała. Natalie wpatrywała się w portret pamięciowy, który sporządzili na podstawie zeznań niedoszłej czwartej ofiary. Wystające kości policzkowe, jasne włosy, kilkudniowy zarost, dobrze zbudowany, chytre, szare oczy, zmysłowe usta. Młody. Uroczy. Niepokojący. Kiedy wpatrywała się w narysowane oczy, to czuła jakby na nią patrzył. Skądś pamiętała tę twarz. Nie wiedziała jednak skąd. Spojrzała na okno. Zapadał zmrok.

- Idę do domu - powiedziała.

- Podwieźć cię? - spytał. Oboje spojrzeli po sobie. Ten przestępca już śnił im się po nocach. Natalie naprawdę nie zdziwiłaby się gdyby spotkała go w drodze do domu.

- Nie popadajmy w paranoję - powiedziała nieco drżącym głosem. - Poradzę sobie.

Zamilkli na chwilę, patrząc na siebie.

- Odwiozę cię - powiedział i oboje wyszli z posterunku.

Natalie przytulając twarz do szyby, przyglądając się światłom Nowego Jorku wiedziała, czuła to w kościach, że mimo wszystko spotka tego mężczyznę. Nie ma innej opcji.

***

Pub na obrzeżach Nowego Jorku, 22:00

Ashley weszła do pubu. W środku czekały już jej koleżanki, siedziały przy stoliku i popijały drinki z colą. Usiadła obok nich. Wszystkie miały osiemnaście lat i były ubrane w krótkie spódniczki. W sumie nie powinny być w takim miejscu, ale nie obchodziło je to zbytnio.

Dziewczyny gapiły się z uwielbieniem na dwóch grających na gitarach mężczyzn. Jeden z nich, w ciemnych dredach i kolorowej koszuli przypominał zwykłego hippisa. Miał zmrużone, naćpane oczy i grał dziwną melodie na swej zwykłej gitarze. Większą furorę jednak wywoływał mężczyzna stojący obok niego, grający na basie spokojne i ciepłe tony. Ubrany na czarno, dobrze zbudowany blondyn o szarych, chytrych oczach. Był przystojny, uroczy, ale i niepokojący. Tym bardziej, że gdy tylko Ashley na niego spojrzała, to straciła oddech. Znała go. Aż za dobrze pamiętała jego twarz, wykrzywioną najpierw w grymasie rozpaczy a potem, w grymasie gniewu.

„Dopadnę cię, głupia, mała dziwko!”

Mężczyzna też ją zauważył. Jego oczy nieco rozszerzyły się ze zdziwienia, a usta nagle wykrzywiły się w jakiś dziwny uśmiech. Nie przestawał grać. Zesztywniała ze strachu. Ciągle patrzyli sobie w oczy, Ashley i ten mężczyzna.

- Chyba mu się spodobałaś - szepnęła jej na ucho koleżanka. Dziwny, szalony utwór kończył się już. Ashley wiedziała co musi zrobić. Gdy rozległy się niemrawe oklaski, wstała i po prostu wyszła z pubu. Do domu czekało ją ponad półtora kilometra marszu, bo autobusy już nie jeździły. Po chwili zorientowała, się że powinna zadzwonić po kogoś. Sięgnęła po komórkę, gdy nagle usłyszała warkot silnika, który ucichł tuż obok niej. Odwróciła głowę i spojrzała w stronę samochodu.

- Podwieźć cię, mała? - spytał ciepłym głosem, patrząc się na nią w taki sposób... Tak strasznie, tak niepokojąco... Zaczęła biec, potykając się na długich szpilkach. Spódnica podwiewała jej do góry, a włosy się rozwiały. Myślała już tylko o uciekaniu. W pewnym momencie jednak upadła na ziemię. Już miała biec dalej lecz głupia obróciła się i struchlała ze strachu. Zaparkował niedaleko niej i wyszedł z auta, nawet go nie zamykając. Wstała chwiejnie i znów zaczęła uciekać lecz nagle zrobiło się tak jak w koszmarnym śnie. Biegła za wolno, jakby poruszała się w wodzie. Krzyknęła, lecz wiedziała, że nikt jej tu nie usłyszy. Znajdywała się na specyficznej ulicy, daleko od bloków. Znowu się wywróciła i uderzyła się w kolano tak mocno, że nie mogła wstać. Tymczasem on, śmiejąc się pod nosem, podszedł do niej i kucnął przy niej.

- Mówiłem, że cię dopadnę no i proszę. Mam cię - powiedział z szerokim uśmiechem na ustach.

- Nie, nie...! - jęknęła i znów próbowała wstać lecz on chwycił ją w swoje ramiona.

Przystojny mężczyzna trzymał ją w ramionach. Szkoda tylko, że najwyraźniej chciał ją zabić.

- Wiesz... Byłem normalnym człowiekiem... Pięknym mężczyzną, za którym obejrzałabyś się na ulicy i uśmiechnęłabyś się - powiedział miękkim, grubym głosem, patrząc na nią. - Ale wszystko zniszczyłaś. Przez ciebie stałem się psychopatą. Zapłacisz za to.

***

Dom Natalie, 22:10

- Może chcesz wejść? - spytała Natalie. James spojrzał na nią dziwnym wzrokiem.

- Naprawdę mnie zapraszasz? - spytał.

- Nie myśl sobie niczego. Nie chciałabym jeść samotnie kolacji.

- Dość późno jak na kolację - powiedział James, patrząc na zegarek. - Poza tym nie umiesz ponoć nawet ziemniaka obrać - dodał, choć sam umiał niewiele więcej.

- Wiem. Liczę na ciebie. - Pociągnęła go za sobą do niewielkiego domu po rodzicach. James bardzo rzadko tu bywał. Czasem, w najśmielszych snach wyobrażał sobie, że wprowadza się do Natalie i razem robią śniadanie w kuchni lub oglądają telewizję w salonie. Te sny były miłe lecz ostatnio widział w nich także seryjnego mordercę, którego mieli znaleźć. W snach, gdy wracał z pracy, zastawał Natalie taką jak tamte dziewczyny. Nagą, zgwałconą, zabitą. I czasami jeszcze ręka, noga, mózg na ścianie. Potrząsnął głowę na tę myśl.

- Co jest? - Zdziwiła się.

- Nic - odpowiedział szybko.

Przygotowali jakieś szybkie danie i usiedli na kanapie przed telewizorem. Leciały jakieś stare sezony komedii. Niezbyt romantyczna atmosfera. Raczej przyjacielska. Bardzo chciał to zmienić. Odłożył jedzenie na stolik do kawy. Spojrzała na niego pytająco. Zabrał jej z ręki talerz i również położył na stoliku. Akurat, gdy w serialu rozległ się sztuczny śmiech, on przycisnął ją do oparcia kanapy i pocałował. Zaraz potem jednak rozległy się dwudziestosekundowe brawa i James uznał to za dobry omen. Natalie na początku nieco się opierała lecz zaraz przestała i po prostu przytuliła się do niego. Ścisnął ją mocniej, tak że o mało co nie mogła złapać tchu i spojrzał na nią.

- Nie powinniśmy chyba wdawać się w romanse skoro razem pracujemy - powiedziała cicho. James spojrzał jej w oczy.

- A pieprzyć to. Poza tym nikt nam tego nie zakazał - powiedział szybko, trochę przerażony że zaraz odsunie go od siebie i każe mu wyjść. Pocałował ją lecz ona przerwała pocałunek i zaczęła go od siebie odsuwać. Ten ścisnął ją jeszcze mocniej, uniemożliwiając jej to.

- Nie chcesz iść ze mną na górę, to nie. - Zaśmiała się. Wydało się to dla niej nagle cholernie zabawne. Natychmiast puścił ją, a ona wzięła go za rękę i pociągnęła za sobą na górę. I tak ciągle się śmiali. Zupełnie zapomnieli o gwałcicielu i tym podobnych bzdurach.

***

Przedmieście Nowego Jorku, dwie przecznice od pubu, 22:40

Ashley oszołomiona zastanawiała się, czemu jest jej tak zimno. Aha, no tak, to pewnie dlatego, że leży naga na zimnej ulicy. Częściowo straciła świadomość przez ból i strach. Spojrzała na swojego oprawcę. Stał nad nią i ubierał się powoli i starannie. Wstała chwiejnie. Iść do domu... Chciała tylko iść do domu... Szukała swojego ubrania lecz gdy zobaczyła je podarte u swoich stóp, uznała że równie dobrze może iść nago. Odwróciła się i zaczęła iść w stronę domu.

- A ty dokąd? - spytał. Zatrzymała się struchlała ze strachu.

- J-ja... - jęknęła tylko. Nie była w stanie mówić. Czuła jak krew zasycha na jej ciele, chciała już tylko iść do domu.

- Myślałeś że cię wypuszczę? Głupia, to tylko początek twojego koszmaru.

Zaczęła biec, potykając się. Poślizgnęła się na kałuży i chwyciła się jakiegoś ogrodzenia. Wtedy on podszedł do niej i odwrócił ku sobie. Trzymał w dłoni metalowy pręt. Krzyknęła i osłoniła głowę lecz on wcale nie celował w nią. Uderzył ją w nogi tak, że straciła w nich czucie. Opadła na klęczki i spojrzała na niego z dołu.

- Nie chcę umierać! - krzyknęła.

- Wszyscy kiedyś umrzemy - powiedział z uśmiechem oprawca. - Ty musisz zapłacić za to co mi zrobiłaś.

- To był wypadek - jęknęła - Proszę, nie zabijaj mnie.

- Hmm, gdybym był taki jak kiedyś, może bym rozważył twoją propozycję - powiedział, lecz zaraz dodał z uśmiechem: - Ale wybacz, jestem psychopatą.

***

Dom Natalie, ranek, 9:34, sypialnia

Zadzwoniła komórka Natalie. Minęły trzy sygnały aż James w końcu się obudził. Obok niego spała Natalie, krzywiąca się na dźwięk dzwonka. Przez chwilę oszołomiony nie wiedział co się stało, jednak zaraz sobie przypomniał i z uśmiechem na ustach odebrał telefon.

- Halo?

- James? Czemu odbierasz komórkę Natalie? - Zdziwił się ich kolega z posterunku, Joe.

- Później ci opowiem - powiedział zadowolonym głosem. - O co chodzi?

- Znaleziono jego kolejną ofiarę. Znaczy się, sądzimy że to on... W każdym razie sami zobaczycie.

Podał mu adres i rozłączył się. James westchnął. Wcale nie chciał dzisiaj wstawać. Taka piękna okazja wspólnego zjedzenia śniadania i wypicia kawy. Trochę jak w jego snach. Jednak obudził Natalie i powiedział jej, co się stało.

- Jedziemy - powiedziała i ubrała się. Razem, głodni, wybrali się na miejsce zbrodni. Na miejscu już kręcili się technicy i policjanci przesłuchiwali świadków. Czekali z zapakowaniem ciała do worka aż James i Natalie przyjadą. Spojrzeli na ciało i od razu odwrócili wzrok. Dziewczyna, przebita prętem i przy okazji nieźle obita i zakrwawiona, leżała na chodniku obok jakiegoś ogrodzenia. Oczy miała nadal otwarte, puste, martwe.

- Umarła około dziesiątej w nocy - poinformował ich patolog. Zawstydzili się lekko przypomniawszy sobie co wtedy robili. Trochę dziwna była myśl, że gdy ktoś umierał niedaleko stąd, oni oddawali się uciechom cielesnym. Natalie znów spojrzała na jej twarz i nagle przypomniała sobie wszystko.

- Wiem... Wiem! - wykrzyknęła. - Ta dziewczyna... To Ashley Jenkins!

- Kto? - zdziwił się James.

- Pamiętasz jak kilka miesięcy temu byłeś na chorobowym? - spytała go. James skinął głową. - Wezwano mnie do wypadku. Trzeba było zabrać na policję dziewczynę, która go spowodowała. To była ona - powiedziała.

- No tak, ale co to ma z tym wspólnego? - Zdziwił się James.

- Uderzyła w inny samochód, a jechały w nim dwie osoby - powiedziała. - Kobieta, Louise Voorhes oraz mężczyzna... - Jej oczy zasnuły się mgłą. - Jej mąż, dobrze zbudowany blondyn Robin Charles Voorhes.

James zawsze podziwiał jej niebywałą pamięć do nazwisk i twarzy.

- Zemsta? - zaproponował.

- Najprawdopodobniej... - westchnęła. - Śmierć ukochanej osoby może uczynić z człowieka psychopatę - stwierdziła. - Pytanie tylko czy będzie dalej zabijał?

- Natalie! James! Zgłoszono porwanie młodej dziewczyny! W Connecticut!

Spojrzeli po sobie z niepokojem. Bądź co bądź musieli go znaleźć.

***

Connecticut, 6:32, samochód Robina

Jechał sobie spokojnie samochodem. Na tylnym siedzeniu leżała młoda dziewczyna. Miasto jeszcze spało, nie musiał jej ukrywać w bagażniku. Kierował się w stronę lasu. Zastanawiał się trochę nad swoim życiem. W sumie nie musiał już nikogo zabijać. Zemścił się. Czuł wewnętrzny spokój, poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Jednak... Spodobało mu się to. Nie mógł się doczekać kolejnego morderstwa. Bardzo się cieszył, że potrącił tę rowerzystkę i wciągnął ją do samochodu. Tak, to będzie jego sposób na życie, w sumie nie miał nic do stracenia. Uśmiechnął się sam do siebie, po czym wjechał do lasu.

3 dni później w lesie znaleziono zwłoki Sally Smith zawinięte w dywan, zwłoki Ruby Red na jednej ze ścieżek oraz zwłoki Ethana Swanna w rowie. Ustalono że kobiety zginęły w wyniku krwotoków wewnętrznych a chłopak w wyniku postrzału z małej odległości. Sprawcy, Robina Charlesa Voorhesa ciągle nie odnaleziono.

CDN.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.