Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Fate/Transcendent X

Wędrowiec

Autor:Mikusiks
Korekta:Dida
Serie:Fate/Stay Night
Gatunki:Fantasy
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2010-12-26 11:05:15
Aktualizowany:2010-12-26 11:05:15


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Autor uważa, że i tak nie ma dużo do gadania. Nawet jakby miał, nie za bardzo obchodzi go czy tekst zostanie skopiowany, rozpowszechniany itp.


Tyk, tyk, tyk.

Tyk, tyk, tyk.

Tykanie zegara dobiegało chyba z każdej strony, odbijając się echem w głowie Rin.

- Iiiittee!

Faktycznie bolało. Całe jej ciało było rozgrzane jak piec. Dodatkowo każdy mięsień groził skurczem przy najdrobniejszym ruchu. Dość nieprzyjemne uczucie. Dlatego nie starała się nawet otworzyć oczu. Rin obawiała się, czy przez przypadek światło lampy nie pozbawi jej wzroku na resztę życia, jeśli teraz to zrobi.

Życia? No tak, żyje. Usilnie starała się sobie przypomnieć, co doprowadziło ją do takiego stanu. Może rozszyfrowanie spadku, który zostawił jej ojciec. Nie..., owszem męczące to to było, ale nie do tego stopnia. Poza tym, dwa dni na pewno starczyły, żeby odzyskać siły. Moment! W jej głowie pojawił się na chwilę obraz pięknego parku. Kiedy to było? Co tam robiła?

- Ekhem! - Ostry męski głos przerwał jej rozmyślania. Zdecydowanie należał do kogoś poirytowanego, ale Rin wyczuła w nim delikatną nutę troski. Oczywiście, mogło jej się tak tylko wydawać.

- Hej, daj kobicie spokój. Chyba widzisz, że trochę ją to wymęczyło.- Tym razem głos, ciepły i kojący, należał do chłopaka. Prawdopodobnie kogoś w jej wieku.

- I pomyśleć, że to ona ma być moim Mistrzem... - mężczyzna westchnął, po czym dodał: - Hej panienko, może łaskawie otworzysz oczęta i się przywitasz? Masz gości!

Mistrz. To słowo obudziło wspomnienia. Wojna o Graal, w której uczestniczyła, bo taka była jej powinność jako dziedziczki rodu Tohsaka, bo tak chciał on. Rin zignorowała ból i powoli wstała.

- Spokojnie, nie przemęczaj się. - Chłopak podtrzymał ją. Teraz, gdy otworzyła oczy, mogła mu się dokładniej przyjrzeć. Przystojny, o rozczochranych włosach i zielono-niebieskich oczach. Wzrokowa ocena jego wieku pasowała do tego, co wcześniej wydedukowała, choć jego postrzępiony płaszcz sugerował raczej osobę starszą, doświadczoną przez życie. Tak, w sumie wyglądałby jak młodsza wersja meneli, którzy rechocząc starali się ją zaczepiać. kiedy przechodziła przez centrum miasta, gdyby nie ten wyraz twarzy i rodzaj powagi w jego zachowaniu.

- Święty Graal to taki zabawny artefakt... - powiedział mężczyzna, po raz kolejny wzdychając i kierując oczy ku górze. - Niby przyzywa bohaterów, którzy względnie odpowiadają cechom ich Mistrzów.

Osoba podająca się za jej Sługę siedziała na fotelu, widocznie czując się jak u siebie. Czerwony płaszcz, nienaturalnie siwe włosy. Nic specjalnego.

- O, naoglądałaś się chłopaka, to teraz kolej na mnie? - Sługa zapytał kpiącym głosem.

- Dziękuję, jak mam na ciebie mówić? - Rin postarała się utrzymać na nogach o własnych siłach, kierując pytanie do jej rówieśnika, przy okazji odwracając się plecami do tego drania w fotelu.

- Ehem, nazywam się... eee... Ruben von Lebensvelt - odparł z wahaniem. - Wystarczy Rube! - Jego odpowiedź zaskoczyła Tohsakę. Słyszała, że Bohaterowie przyzwani na Wojnę często nie chcą zdradzać swojego imienia nawet Mistrzom, stąd zrozumiały opór. Rin chciała jednak najpierw poznać klasę swojego Sługi. Ale Ruben von Lebensvelt? Kto to w ogóle był?

- Doceniam ujawnienie mi swojego imienia. Jestem Tohsaka Rin. Do jakiej klasy należysz, Rube?

- Klasy...? - zapytał zakłopotany chłopak.

- Daruj sobie Rin. Przecież widzisz, że nie ma pojęcia o co tu chodzi. To ja jestem twoim Sługą. Archer, do usług. - Mężczyzna wstał, po czym zgiął się w parodii ukłonu.

- Archer? W takim razie.. - Rin musiała usiąść na łóżku. Wszystko znowu okazało się zagmatwane. Wzrok skierowała w stronę Rubena, który wyglądał jakby został złapany na gorącym uczynku. Tylko Archer jest jej Sługą? Racja, nie wyczuwała takiej koncentracji prany w chłopaku jak na Bohatera przystało. Szczerze mówiąc Rin, będąc dziedziczką znaczącego rodu czarodziei, powinna poradzić sobie z magią na poziomie przewyższającym jego możliwości. Myślała jednak, że tak jak kiedyś jej „nauczyciel” - ten klecha od siedmiu boleści - przyzwała jednego Sługę w wielu postaciach. Jeśli nie, znaczyłoby to... - Cz-czy jesteś demonem? - Rin pragnęła, aby zaprzeczył.

- Obawiam się, że tak tutaj jesteśmy nazywani... - Rube spuścił głowę. A już miał nadzieję, że do tego nie dojdzie.

Dziewczynę przeszły ciarki. Niedobrze. Odkąd pierwsi magowie odprawiali rytuały przyzwania, świat, zwłaszcza ten magiczny, poznał czym są demony. Potwory z równoległych wymiarów, bezrozumne monstra, żyjące wyłącznie po to, by zabijać. Zwykle nie przybierały konkretnej postaci, ukazując się jako czarne „coś”, uzbrojone w pazury, macki, kły, jakiekolwiek inne narzędzie mordu. Niestety, gdy do przywołania używano potężnych artefaktów, istoty, które pojawiały się przed swoim „mistrzem” nie były już tak prymitywne. Rin słyszała, że każdy czarodziej, który był nierozważny na tyle, żeby taki rytuał przeprowadzić, nie opuścił już nigdy dającego mu bezpieczeństwo Kręgu, co zazwyczaj skutkowało śmiercią głodową. W najlepszym przypadku. Niestety, Graal z pewnością należał do najświętszych artefaktów tego świata, a Rin właśnie patrzyła na przybysza z innego wymiaru. Bardzo niedobrze.

Rube wciąż stał milczący, ze wzrokiem wbitym w podłogę. Na jego twarzy nie było jednak wcześniejszej troski i zakłopotania.

- Demon? Widzisz dzieciaku? Tak ci się odwdzięcza. - Archer instynktownie napiął mięśnie, wyczuwając strach swojego Mistrza, który stanowczo odsunął się od chłopaka i stanął blisko niego.

- Nie zaatakujesz? - Chciała, żeby w jej głosie nie dało się usłyszeć przerażenia, które zaczęło ją ogarniać. Spokojnie. Masz przecież przy sobie Bohatera. Powinien dać sobie radę z jakimś demonem.

- Nie mam zamiaru. - odpowiedź Rubena była krótka. Patrzył teraz prosto na Rin lodowatym wzrokiem. - W końcu tobie zawdzięczam wizytę w tym świecie.

Moment absolutnej ciszy.

- Rozumiem, że nie mogę liczyć na standardowe trzy dni gościny, prawda? - uśmiechnął się ciepło, ale Rin widziała teraz już jego nieszczerość.

- Archer, odprowadź go do wyjścia.

- Chodź dzieciaku, nie chcą cię tutaj.

- Mhm, już wychodzę. W końcu jestem wędrowcem, nie mogę liczyć na wygody - powiedział Rube. Zatrzymał się przy drzwiach i dodał: - Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy Rin. - Po raz kolejny jego uśmiech mógłby być uznany za najniewinniejszy na świecie. Dziewczyna wiedziała jednak, że to tylko pozory.

Na zewnątrz było zdecydowanie zimno.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.