Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

W poszukiwaniu tego, co utracone

Echa przeszłości: Lina Inverse i Zelgadis Greywords

Autor:Rinsey
Serie:Slayers
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Przygodowe, Romans
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2012-08-07 10:31:48
Aktualizowany:2012-08-07 10:31:48


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Kopiowanie całości lub fragmentów bez zgody autorki zabronione.


Echa przeszłości

Lina Inverse i Zelgadis Greywords

Seyrun było potężnym, pięknym królestwem. Jedyną niewzruszoną ostoją białej magii na kontynencie. Natomiast do najbardziej szanowanych i najpotężniejszych rodów Seyrun należał ród Greywordsów. To z tej rodziny wywodził się legendarny czerwony kapłan Rezo, wielki mistrz wszelakiej magii, długowieczny opiekun miejsca narodzin syenleu i hiruzenkai. Nazwisko Greywords łączyło się z wieloma przywilejami i jednocześnie z wielkimi oczekiwaniami. Czekano z utęsknieniem na osobę, która mogłaby się stać prawdziwym następcą czerwonego kapłana.


***


Pchnięcie mieczem. Unik. Skok w przód. Zamach mieczem. Odskok w prawo. Salto. Cios. Jeden cios, drugi, a potem jeszcze następny. Powoli brakowało mu tchu, ale nie wolno mu było przestać. Musiał go przewyższyć, musiał być silniejszy, musiał wykonać kolejny unik i cios. Inaczej nigdy mu nie dorówna. Nie usłyszy tych słów, których pragnął najbardziej. Tylko w ten sposób mógł im udowodnić, że jest godny tego przeklętego nazwiska. Jedynie wtedy zostanie przez niego naprawdę zaakceptowany…

- Paniczu Zelgadisie! Gdzie jesteś?! -usłyszał znajomy głos. Zamiast odpowiedzieć na wezwanie szybko opuścił polanę, na której ćwiczył fechtunek. Westchnął niezadowolony. Skąd ta służąca wiedziała, gdzie go można znaleźć?

- Paniczu, obiad stygnie! Wielmożny pan Rezo już dzisiaj wyjeżdża. Nie może panicz unikać własnego dziadka! -Stąd wiedziała. Głupi staruch musiał wyczuć jego aurę i ją tutaj przysłać. Zelgadis jednak nie miał najmniejszej ochoty oglądać swojego dziadka. Nie zamierzał znowu wysłuchiwać, że wciąż mu daleko do potęgi chluby rodziny, chociaż został wybrany na hiruzenkai. Podejrzewał, że w tym wyborze nie kierowano się jego mocą tylko nazwiskiem. Nie zamierzał dawać staruchowi w czerwonych szatach kolejnego powodu do kpin, że niby taki słabeusz jak on miał zająć tak ważną funkcję, a poza tym nie miał zamiaru ochraniać jakiejś przygłupiej małolaty, gdyż słyszał, że żadna z jeszcze niezaprzysiężonych syenleu nie przekroczyła jego wieku, czyli 14 lat.

Po drugiej stronie lasu znajdywało się piękne jezioro, wykorzystywane w przeszłości do oczyszczania się poprzez medytację przy spokojnej toni wody, przez niektóre kapłanki. Cała oaza spokoju była otoczona szczelną barierą, której nie mogła spenetrować żadna magiczna sonda. W chwili obecnej rzadko kto zapuszczał się w tamte rejony, toteż miejsce to stanowiło ulubioną kryjówkę Zelgadisa.

Gdy przeszedł przez barierę od razu się odprężył, ponieważ wiedział, że teraz jest wolny od kontroli czerwonego starucha. Wyciągnął miecz i ponownie zaczął ćwiczyć celne wymierzanie ciosów. Po krótkiej chwili stało się coś, czego doświadczył w tym miejscu po raz pierwszy. Wyczuł czyjąś obecność. Natychmiast odwrócił się w stronę nieznajomej postaci przyszykowawszy wcześniej kulę energii w dłoni.

- Co tutaj robisz? -spytał podejrzliwie. Jego oczom ukazała się drobna dziewczęca sylwetka o włosach w kolorze płomienia, który rezonował z jej czerwonymi tęczówkami.

- A co? To jezioro to twoja własność? -spytała zaczepnie. -Nie ty jeden masz prawo do korzystania z tej bariery. -dodała mrużąc oczy.

- Jednym słowem, zwiałaś z lekcji magii. -podsumował krótko, chowając jednocześnie kulę energii. Jedno spojrzenie na dziewczynę wystarczyło, aby stwierdzić, że trafił w dziesiątkę. Nie było trudno się domyślić, że nowoprzybyła musiała mieć bliską styczność z magią, skoro potrafiła wyczuć działanie bariery. Rudowłosa nie wyglądała na więcej niż 12 lat, więc wciąż powinna uczęszczać do Akademii Magii w Seyrun. Dopiero starsze nastolatki przechodziły do indywidualnego trybu nauczania.

- Nic ci do tego. -odparła nieprzyjemnie. -A ty co, chowasz się przed kimś?

- Skąd ci to przyszło do głowy? -spytał podejrzliwie.

- Inaczej moje przybycie nie wytrąciłoby cię tak bardzo z równowagi. No więc, przed kim się ukrywasz? -Spojrzała na niego złośliwie.

- To nie twoja sprawa. -wycedził przez zęby.

- Haha, czyli mam rację! -Dziewczynka uśmiechnęła się triumfalnie. Zelgadis zaczynał mieć jej naprawdę dosyć.

- Zajmij się lepiej sobą. Przyszedłem tu, aby trenować, a nie użerać się z małolatami. -odezwał się w dość lekceważący sposób i odwrócił się na pięcie. Zanim jednak zdołał zrobić krok, poczuł aurę wrogiego zaklęcia. Wyćwiczone ciało instynktownie uskoczyło przed pokaźną kulą ognia.

- Jak mnie nazwałeś? -spytała niebezpiecznym głosem rudowłosa. W jej czerwonych oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Zelgadis uśmiechnął się pod nosem. To mogło być ciekawe…

- Małolatą. -odpowiedział przygotowując własne zaklęcie. Dziewczynka automatycznie przygotowała kolejnego Fire Balla. Przez pełną napięcia chwilę mierzyli się wzrokiem, kiedy zupełnie niespodziewanie pojawiła się pomiędzy nimi nienaturalnie biała gołębica. Ku zaskoczeniu chłopca, niezwykły ptak nagle przemówił.

- Lina, w tej chwili masz wracać z powrotem. -rozległ się groźny, nieznoszący sprzeciwu głos starszej kobiety. Przez chwilę Zelgadis i rudowłosa, która lekko zbladła, patrzyli w osłupieniu to na siebie to na magiczne zwierzę.

- Jak ona mnie tu znalazła? -Czerwonooka spytała z niedowierzaniem. Kąciki ust chłopca lekko się uniosły. -Na pewno to sprawka Sylphiel… Panna idealna musiała się wygadać…

- Lina, daję ci dziesięć minut na powrót. Inaczej nie dostaniesz deseru. - Słysząc to rudowłosa zupełnie zbladła. Tego Zelgadis już nie wytrzymał i parsknął śmiechem. - A ty z czego się śmiejesz?! -spytała oburzona.

- Lepiej naprawdę już idź, deser to poważna sprawa. -odparł próbując się opanować.

- A żebyś wiedział. -odpowiedziała dziewczynka. Ruszyła w stronę wyjścia, zanim jednak zrobiła pierwszy krok, zatrzymała się i zwróciła się do chłopca. - Trenujesz tutaj codziennie?

- Tak. -odparł zaskoczony. Nie wiedział do czego ta dziewczyna zmierza, zadając mu to pytanie.

- Po co aż tak ćwiczysz? Przecież jesteś silny. -stwierdziła patrząc mu prosto w oczy.

- To wciąż za mało… -zaczął.

- Za mało? -dopytywała.

- Aby go przewyższyć… -zakończył prawie szeptem. Dlaczego jej to mówił?

- Chcesz to zrobić dla siebie czy dla innych? -spytała wciąż mierząc go tym niesamowitym płomiennym, jednocześnie psotnym i pełnym ciepła spojrzeniem.

- LINA!!! -Z magicznego ptaka znowu dobiegł ich głos starszej kobiety.

- No cóż, ty wiesz jak mam na imię. A ty? -spytała z uśmiechem.

- Zelgadis. -odpowiedział wciąż zdezorientowany jej poprzednim pytaniem.

- Zeldigas? -powtórzyła nico nieudolnie.

- Zelgadis! -poprawił ją poirytowany chłopiec.

- To do zobaczenia Zel! -uśmiechnęła się i wybiegła z polany.

- Zel? -mruknął do siebie zdziwiony Zelgadis, po czym uśmiechnął się ciepło. Wyciągnął miecz i już miał wrócić do treningu, gdy nagle rozległ się za jego plecami znajomy głos.

- No niemożliwe, to mój wnuczek jednak potrafi się uśmiechać? -Przerażony chłopak odwrócił się i ujrzał tego, przed którym miał nadzieję schronić się w środku jeziornej bariery. Mężczyzna ten może i był ojcem dwójki dorosłych braci, jednak nikt nie określił by go mianem starca. Szybka nauka magii zakonserwowała doskonale jego ciało w taki sposób, że nikt by nie przypuszczał, że majestatyczny jegomość w średnim wieku o półdługich fioletowych włosach liczył sobie ponad siedemdziesiąt lat. Odziany w szykowne szkarłatne szaty nie bez powodu był nazywany czerwonym kapłanem. Chociaż jego oczy utraciły dar patrzenia, Rezo zawsze wszystko wiedział. Była to jedna z tych jego cech, które przerażały Zelgadisa.

- Jak mnie tu znalazłeś? -spytał zaskoczony chłopak.

- Ta gołębica zrobiła dziurę w barierze, dzięki czemu wreszcie mogłem cię znaleźć. -Wyjaśnił rzeczowo.

- A niby czemu mnie szukałeś? -odparł chłodno Zelgadis, kiedy już się otrząsnął z pierwszego szoku.

- Muszę mieć powód, aby się zobaczyć z moim drogim wnuczkiem? -odpowiedział pytaniem Rezo.

- Myślę, że wielki czerwony kapłan ma lepsze zajęcia niż odwiedzanie wnuka. -rzekł obojętnie.

- No wiesz, chciałem ci pogratulować wyboru na hiruzenkai. Rodzina jest z ciebie dumna. -Głos potężnego maga wydawał się być serdeczny, jednak Zelgadis wiedział, że zaraz nastąpi atak.

- Ale ty nie jesteś, prawda? -spytał chłopak. Przez chwilę panowała nieprzyjemna cisza.

- Dlaczego każdego dnia tak ciężko trenujesz, Zelgadisie? Pewnie mi odpowiesz, że chcesz stać się silny. Jednak wiedz, że wciąż brakuje ci jednej rzeczy bez której nigdy mnie przewyższysz. Nawet jakbyś miał trenować codziennie przez najbliższe tysiąc lat. -Słowa te zostały wypowiedziane niesamowicie chłodnym głosem, zupełnie innym od jego zwyczajnego tonu. Chłopak nic nie odpowiedział. Zaczął słyszeć nieprzyjemne dzwonienie w uszach. Znowu czuł ból. Potężny jak nigdy wcześniej.

- Dam ci szansę na odkrycie tej jednej rzeczy. -kontynuował czerwony kapłan. Zelgadis z przerażeniem spojrzał na laskę mężczyzny zakończonej małymi dzwnoneczkami, która rozbłysła oślepiającym czerwonym światłem. Z kostura wydobyło się coś na kształt bestii o trudnym do opisania wyglądzie. Jedyne, co można było wyłowić z nieokreślonej świetlistej masy, to demoniczne, czerwone ślepia bestii. Przez krótką chwilę szafirowe tęczówki patrzyły się z przestrachem w przerażające oczy potwora. Trwało to jednak tylko przez moment. Sekundę później stwór skoczył prosto na Zelgadisa. Potem nie było już nic. Tylko ciemność i krzyk.


***


- Czcigodna Tyress!!! Zachodnia część stolicy została zaatakowana!!! -Do skromnie urządzonego, niewielkiego pokoju, gdzie siedziały na podłodze naprzeciwko siebie staruszka i dziewczynka, wbiegł niski, korpulentny posłaniec ubrany w długą szarą szatę. Słysząc te słowa starsza kobieta podniosła się i zwróciła się do mężczyzny swoim charakterystycznym władczym głosem.

- Kyell, uspokój się i powiedz mi dokładnie, co się stało.

- Jakaś człekokształtna bestia zniszczyła cały las na zachodniej granicy miasta. Cała jednostka obronna tej okolicy próbuje uniemożliwić przejście tego stwora do części mieszkalnej, ale nie dają sobie rady. Potrzebujemy pani pomocy! -krzyknął rozgorączkowany człowiek.

- To atak Mazoku? -spytała spokojnie Tyress.

- Nie. To coś innego. -odpowiedział słabo.

- Dobrze, już w takim razie wyruszam.

- Mistrzyni Tyress, ja tam pójdę. -powiedziała stanowczo ruda dziewczynka.

- Panienka Lina? -zapytał zszokowany Kyell. - Przecież panienka jest za młoda.

- Siedź cicho Kyell. -przerwała mu ostro Tyress. -Jesteś pewna, że dasz radę? -zwróciła się do Liny.

- Tak. -odpowiedziała pewnie czerwonooka.

- A zatem ruszaj. -rozkazała po chwili milczenia. Lina bez słowa od razu skierowała się do drzwi. Jak tylko małe wrota się zamknęły zszokowany Kyell zwrócił się do staruszki.

- Czcigodna Tyress, czy puszczanie panienki Liny to naprawdę dobry pomysł?

- Wątpisz w mój zdrowy rozsądek, mój drogi? -spytała niebezpiecznym tonem. Kyell instynktownie się nieco cofnął w obawie przed gniewem członka starszyzny. Nie doczekał się jednak żadnej innej reakcji poza silnym kaszlem starszej kobiety.

- Pani, nic ci nie jest? -W momencie, gdy zadał to pytanie zauważył krew na rękawie Tyress. -Pani, ty jesteś chora! Trzeba zawiadomić resztę starszyzny!

- Nie ma takiej potrzeby, oni i tak już wiedzą. -zwróciła się do niego spokojnie. -Lina również zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego poszła zamiast mnie.

- Pani… -zaczął.

- W ciągu dwóch tygodni odbędzie się jej zaprzysiężenie na cephieleu. -powiedziała stanowczo.

- Ależ ona ma tylko 12 lat! Nawet pani Luna miała 14 lat w dniu zaprzysiężenia…

- Kyell, nie zostało mi wiele czasu. Wiem, że to wcześnie, ale nie ma innego wyjścia. Zresztą może ona wygląda jak dziecko, jednak jeżeli będzie miała odpowiednie wsparcie, poradzi sobie.

- Tak bardzo pani w nią wierzy? -spytał z niedowierzaniem Kyell. W odpowiedzi mężczyzna dostał wyjątkowy znak. Coś, co zdarzało się niezwykle rzadko. Surowa i wiecznie poważna Tyress Mcdiss uśmiechnęła się.


***


Zupełnie nie przypominał człowieka. Chociaż poruszał się na dwóch kończynach, kojarzył się jednoznacznie ze zwierzęciem słuchającym jedynie najpodlejszych instynktów. Czerwone, demoniczne ślepia omiatały otoczenie w poszukiwaniu kolejnego celu ataku. Niebieskawe ciało stwora wydawało się być wykonane niemal z kamienia, gdyż żaden atak mieczem nie odnosił skutku. Długa niebieskofioletowa grzywa przykrywała niemal całą głowę potwora, nie licząc przerażającej pary oczu.

Liczne siły jednostki obronnej zachodniej części Seyrun w obliczu braku skutecznego sposobu zaatakowania dziwnego stwora, skupili się na obronie miasta tworząc stosunkowo silną barierę. Jednak w momencie przybycia Liny na miejsce zdarzenia, tarcza ochronna zaczęła powoli chylić się ku upadkowi na skutek działania bestii. Wojownicy nie mieli czasu wymienić zdezorientowanych spojrzeń, gdy ujrzeli, że na pomoc przysłano im dziecko zamiast doświadczonej starszej kapłanki, ponieważ potwór nagle wzmocnił swój atak. Rudowłosa minęła barierę i stanęła naprzeciwko stwora. Aby obronić samą siebie przed atakiem napastnika musiała zareagować natychmiast. Odskoczyła rzucając jednocześnie pokaźnego Fire Balla, który owszem, dotarł do celu, jednak od razu odbił się od grubego pancerza. Czerwone ślepia całkowicie skupiły się na nowym obiekcie.

- Kim jesteś? -spytała głośno i wyraźnie. To z pewnością nie był Mazoku. Wyczuwała niesamowitą mieszaninę emocji ukrytych pod zwierzęcą powłoką. -Jesteś człowiekiem, prawda? -Na te słowa stwór się zawahał na chwilę. W demonicznych oczach Lina przez ułamek sekundy ujrzała szafirowy odcień. Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, jednak zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, drapieżny osobnik znalazł się tuż przy niej i chwycił ją za gardło. Rudowłosa ledwo wydusiła z siebie:

- Zel? -Reakcja na to imię była natychmiastowa. Stwór puścił ją i złapał się za głowę. W całej okolicy dało się usłyszeć potworne wycie.

- Zel, to ty? -Gdy powtórzyła to imię i zaobserwowała, że potwór jednak zaprzestał ataku, zdecydowała się do niego powoli podejść. Nie była specjalistką w tworzeniu tak skutecznych barier jak Sylphiel, lecz postanowiła odgrodzić siebie i przeciwnika od reszty wojowników Seyrun przy pomocy osłony wiatru. - Tak bardzo pragnąłeś mocy, że stałeś się czymś takim? -Wycie ustało. Sieć jej zaklęcia zdołała ich otoczyć. Teraz już nikt nie mógł im przeszkodzić. -W ten sposób nie staniesz się naprawdę silny. -dodała. Okazało się, że był to błąd. Stwór ponownie wydał z siebie złowieszczy ryk i uniósł rękę z zamiarem zaatakowania dziewczynki. -Zel, jeżeli teraz mnie zaatakujesz nie będzie już odwrotu. -mówiła wciąż spokojnie Lina. Niejedna osoba mogłaby stwierdzić, że rudowłosa postradała zmysły. W końcu jak można było się doszukać człowieczeństwa w takiej bestii?

Gdy cios wciąż nie nadchodził, Lina postanowiła zrobić kolejny krok w jego stronę.

- Zel. - Raz jeszcze powtórzyła jego imię. -Nie pozwól, aby ta moc kontrolowała ciebie. To ty, możesz ją kontrolować. Przewyższysz tę osobę tylko w momencie, gdy znajdziesz ku temu prawdziwy powód. -Demoniczne ślepia ponownie przybrały szafirowy odcień. Tym razem jednak na dłużej. -Oczekiwania innych są nieważne. Liczy się tylko to, czego naprawdę pragniesz. -Rozległo się jeszcze jedno wycie, które nieoczekiwanie zaczęło przypominać ludzki krzyk. Powoli… Bardzo powoli jego ciało zaczęło się kurczyć, aż przyjęło rozmiar czternastoletniego chłopaka. Grzywa zniknęła i zamiast niej pojawiły się lawendowe, sztywne włosy. Jego skóra wciąż jednak była twardą niebieskawą powłoką pokrytą drobnymi kamieniami. Chłopak miał wyjątkowo nierówny oddech. Jego spojrzenie, jeszcze nie do końca przytomne, powędrowało po okolicy. Obojętnie patrzył na ogrom zniszczeń, dopiero gdy spojrzał na swoją drżącą dłoń, w jego oczach pojawiło się przerażenie. Lina błyskawicznie wyczuła, że ta przemiana jest wciąż niestabilna. Chwyciła dłoń chłopaka, zmuszając go tym samym, aby spojrzał jej w oczy.

- Zel, spokojnie. To wciąż jesteś ty. -powiedziała pewnym głosem. -Możesz jeszcze bardziej cofnąć tę transformację. -To zapewnienie jakimś cudem okazało się być wszystkim, czego potrzebował do odzyskania samokontroli. Nie wiedział dlaczego, lecz nie potrafił nie wierzyć w jej słowa. Gdy spojrzał w głąb siebie zobaczył tę ciemną siłę, hybrydę golema i złośliwego demona. Wcześniej w przypływie beznadziei i utraty wiary w samego siebie pozwolił jej się kontrolować. Teraz wiedział, że jest w stanie nad nią zupełnie zapanować. Kiedy ponownie otworzył oczy i popatrzył na swoją ciągle ściskaną przez rudą dziewczynkę dłoń, która była… ludzka. Poczuł jak zalewa go fala ulgi. Dopiero wtedy dostrzegł jak opada bariera wiatru i ujrzał zniszczony, wypalony teren wraz z drużyną wojowników Seyrun w oddali.

- Ja to zrobiłem? -spytał słabo. -Czy ja kogoś… -Nie był w stanie dokończyć zdania.

- Nic się nikomu nie stało. -powiedziała Lina z uśmiechem. -Ale ostrzegam, że jak mi tu zaczniesz popadać w depresję, to wypróbuję na tobie moje nowe zaklęcie. -dodała niebezpiecznym tonem. Zelgadis widząc to od razu odgonił od siebie dołujące myśli. Wierzył, że dziewczynka będzie miała gdzieś fakt, że był ledwo żywy, i nie będzie miała większych oporów przed potraktowaniem go czymś naprawdę mocnym. -A za uratowanie ci skóry... -Lina wytrąciła go z zadumy. -Postawisz mi obiad, jasne? - powiedziała stukając go palcem w tors. Chłopak patrzył się na nią z niedowierzaniem.

- Za to wszystko, chcesz obiad? -powtórzył tępo.

- Tak! -oznajmiła radośnie, po czym jej wzrok powoli się zamazał i dziewczynka opadła bezpośrednio na niego.

- Ej, Lina! Co z tobą? -spytał przerażony. Dopiero gdy usłyszał jej oddech uspokoił się, że wszystko było w porządku. Mimo wszystko ona sama osłoniła otoczenie swoją barierą przed potworem, jakim się stał. Dokonała rzeczy, której nie była w stanie zrobić cała jednostka wojowników Seyrun. Taka moc ukryta w tak małym ciele. Westchnął. Gdyby nie jej wiek, byłby pewny, że dziewczynka mogłaby zostać nawet cephieleu. Wątpił, aby ktokolwiek pozwolił pełnić dziecku jednej z najważniejszych funkcji w kraju. Przerwał dalszy tok myśli, kiedy dostrzegł kątem oka, że ich dłonie wciąż były ze sobą złączone. Uśmiechnął się ciepło.

- Dziękuję ci. -szepnął.


***


Zelgadis był niezwykle zaskoczony, gdy usłyszał, że wybrano go na hiruzenkai cephieleu. Obrońcą najwyższej kapłanki zwykle zostawał najsilniejszy spośród kandydatów. Chłopak spojrzał na własną dłoń. W ciągu ostatnich dwóch tygodni odkrył, że może kontrolować swoją transformację. Przemiana w postać chimery, skrzyżowania człowieka, golema oraz nie będącym Mazoku demona Brau dawała mu potężną moc. Cząstka golema sprawiała, że był odporny na wszelkie fizyczne ataki. Element demona Brau wzmacniał jego zmysły, szybkość oraz pojemność magiczną. Jego człowieczeństwo spajało obie części, a wcześniejsze treningi pozwalały mu w kontroli tej nowej postaci. Jednak jakiekolwiek zakłócenie równowagi mogło doprowadzić do ponownej zmiany w potwora. Zelgadis mimo wszystko wątpił, aby coś takiego mogło się powtórzyć. Wciąż pamiętał uczucie, które towarzyszyło mu, gdy tej pamiętnej nocy pojawiła się przed nim ta dziewczynka. Chciał zrobić wszystko, aby nie zrobić krzywdy tej, która uwierzyła, że jest w nim jeszcze ludzka cząstka w momencie, gdy on sam pozwolił zawładnąć sobą zwierzęcemu instynktowi. Samo wspomnienie tej chwili pozwalało mu zachować wewnętrzny spokój, przez co wiedział, że ma całkowite panowanie nad własną mocą.

Nie potrafił jednak zapomnieć bólu i strachu, jakiego doświadczył tamtego dnia. Nie miał pojęcia, co Rezo chciał przez to osiągnąć, lecz obiecał sobie, że nigdy mu tego nie zapomni. Podejrzewał, że stał się kolejną rozrywką, znudzonego własną potęgą czerwonego kapłana. Dokładnie wtedy Zelgadis poprzysiągł, że znajdzie sposób, aby się zemścić na tej zdradliwej kreaturze, jaką był jego własny dziadek.

Całe zdarzenie sprzed dwóch tygodni było owiane tajemnicą, ale ci, którzy tam byli, pamiętali, że to Zelgadis stał tą straszliwą bestią. Dlatego też chłopak był przekonany, że natychmiast straci pozycję hiruzenkai. Wiedział, że jego rodzina będzie zawiedziona, jednak po raz pierwszy w życiu całkowicie się tym nie przejmował. Chęć zadowolenia rodu Greywordsów nie pomogła mu przy zapanowaniu nad transformacją. Zaskoczył go fakt, że ta zmiana nastawienia sprawiła, że poczuł się lekko jak nigdy dotąd. Kiedy już się z tym pogodził, usłyszał, że został wyznaczony na obrońcę cephieleu. Jego pierwszą reakcją był jawny bunt. Miał ochraniać jakąś niekompetentną małolatę, której nawet nie znał? Istniała na tym świecie tylko jedna osoba, jaką by się zgodził bronić, lecz to by było niemożliwe, aby to właśnie ona została najwyższą kapłanką.

Wiadomość, że ceremonia zaprzysiężenia cephieleu odbędzie się właśnie dzisiaj, pojawiła się zupełnie niespodziewanie. Z jednej strony, dochodziły do stolicy raporty, że Mazoku rosną w siłę, więc potrzebowano jak najszybciej wybrać osobę, która mogłaby zostać naznaczona mocą Celphieda. Inną sprawą był fakt, że od śmierci poprzedniej cephieleu minęły zaledwie dwa lata, a nie przypuszczano, że w kraju znajduje się ktoś mogący zakończyć szkolenie na najwyższą kapłankę w tak krótkim czasie. Dotychczas w Seyrun tylko jedna syenleu złożyła przysięgę przed uśpionym boskim opiekunem kraju, więc wsparcie w postaci cephieleu było wyjątkowo pożądane.

Zelgadis posłusznie przebrał się w złotobiałe spodnie i tunikę, które stanowiły tradycyjny strój hiruzenkai, jednak nie zamierzał składać przysięgi przed Celphiedem. Domeną boskiego opiekuna Seyrun była prawda, więc jak mógł obiecać, że będzie chronił jakąś dziewczynę, skoro wiedział, że to kłamstwo?

Gdy wszedł do mauzoleum Celphieda i stanął we wskazanym mu wcześniej miejscu nie mógł powstrzymać przeczucia, że zaraz w tej złotobiałej sali ozdobionej licznymi ornamentami i podobiznami smoczego władcy wydarzy się coś wielkiego. Starał się pozbyć tej emocji, w końcu nie przyszedł tu składać żadnej przysięgi. Gdy patrzył na wzniesienie znajdujące się w środku kolistego pomieszczenia, do którego prowadziły wysokie strome schody, nie mógł pozbyć się wrażenia, że chociaż boski opiekun znajdywał się w stanie uśpienia, to tego dnia jakaś jego cząstka pojawiła się w Seyrun.

Nagle do niemal pustego dotąd pomieszczenia przybyły pomniejsze kapłanki. Pośpiesznie zajęły swoje miejsca po obu stronach majestatycznych schodów i zaczęły śpiewać. Dźwięk tej melodii wyciszał serca zebranych, natomiast moc Celphieda zdawała się coraz silniej wypełniać mauzoleum. Gdy skończyła się ostatnia nuta, zapadła cisza. Tuż obok Zelgadisa, który stał na samym dole, przemknęła drobna istotka. Jej płomienne włosy doskonale komponowały się ze złotobiałą sukienką o prostym, lecz eleganckim kroju. Chłopak nie wierzył własnym oczom. To ona miała zostać cephieleu?

Lina z wdziękiem weszła na samą górę, po czym uklękła i rozpoczęła słowa przysięgi.

- Przysięgam chronić to, co mi bliskie, czyli kraj, który zechciałeś ochraniać własną mocą. Wspomóż mnie na tej drodze swą mocą Celphiedzie i przyjmij mnie do grona swych wybranych. -Jak tylko zamilkła, cała jej postać została otoczona ciepłym, delikatnym, złotym światłem. Była to niezaprzeczalna oznaka, że kandydatka na najwyższą kapłankę została zaakceptowana. Moc Celphieda dodatkowo wzmacniała magiczne dary wybrańców. Zdarzały się jednak takie przypadki, że osoby pobłogosławione przez smoczego władcę nie miały wystarczającej pojemności magicznej, aby stać się naczyniem dla takiej potęgi, co kończyło się śmiercią tych ludzi. Z tego względu kandydatów na syenleu i hiruzenkai wybierano niezwykle ostrożnie, aby mieć pewność, że nie dojdzie do tragedii.

Po chwili otaczająca Linę poświata zniknęła. Dziewczynka wstała i zaczęła powoli iść w stronę Zelgadisa. Chłopak nie mógł pozbyć się wrażenia, że szła w jego stronę nieco mniej pewnie, aniżeli gdy kierowała się na górę majestatycznych schodów. Gdy stanęła tuż przed nim młodzieniec, poczuł jak jego opiekunowie zrobili się spięci. Swoją drogą wcale im się nie dziwił. W końcu przez całe dwa tygodnie robił im sceny, twierdząc, że nie będzie chronić żadnej małolaty. Kiedy spojrzał raz jeszcze w te dwa psotne ogniki tlące się w spojrzeniu cephieleu, wiedział, że całym sobą będzie się zgadzał ze słowami, które za chwilę miał wypowiedzieć. Ukląkł przed nią i rozpoczął wygłaszać przysięgę.

- Przysięgam cię chronić dopóki starczy mi sił, nawet za cenę własnego życia. Wspomóż mnie na tej drodze swą mocą Celphiedzie. -Wiedział, że mała cephieleu jest potężną czarodziejką, wciąż była jednak dzieckiem, które bardzo łatwo mogło się w pewnym momencie załamać pod ciężarem tak wielkiej odpowiedzialności bez względu na to jak bardzo zaradnie wyglądała. Obiecał sobie, że nigdy, ale to nigdy, nie pozwoli, aby tej promyk słońca zgasnął.

- Przyjmuję twoją przysięgę. -odrzekła mała cephieleu. Jak tylko wypowiedziała to zdanie, Zelgadis poczuł jak teraz w nim kumuluje się ciepła energia Celphieda. -A poza tym… -dodała szeptem Lina. -Nie zapominaj, że wciąż wisisz mi obiad. -Po tych słowach zakończył się wzniosły charakter ceremonii zaprzysiężenia cephieleu, gdy na całe mauzoleum rozniósł się szczery śmiech hiruzenkai.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • erravi : 2013-12-03 02:30:36
    :)

    Wybacz, że z opóźnieniem kontynuuje czytanie, ale obowiązki potrafią człowieka czasami naprawdę przytłoczyć. ;) Rozdział był... śliczny. Nie wiem dlaczego właśnie to określenie przyszło mi do głowy. Może to ze względu na małych Linę i Zelgadisa? W każdym razie, już nie dziwi mnie dlaczego jest on tak oddany. Jedyna zagwostka... co miał na myśli Rezo mówiąc o tej jednej rzeczy? Czyżby chodziło o akceptację samego siebie? Mam nadzieję, że na końcu opowiadania Zel to odnajdzie, cokolwiek to jest i tajemnica się wyjaśni. :)

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu