Opowiadanie
W poszukiwaniu tego, co utracone
Echa przeszłości: Filia Ul Copt, Valgaarv i On
Autor: | Rinsey |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Przygodowe, Romans |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2012-08-29 19:46:40 |
Aktualizowany: | 2012-09-07 21:44:40 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Kopiowanie całości lub fragmentów bez zgody autorki zabronione.
Echa przeszłości
Filia Ul Copt, Valgaarv i On
Nie wiedziała, kiedy to się zaczęło. W zasadzie była już w połowie drogi, gdy się zorientowała, że już nie może się cofnąć. Wbrew pozorom nie było jej trudno. Nie musiała nic dawać. I nie oczekiwała nic w zamian. Od początku wiedziała, czego może się spodziewać. Nie była naiwna, jak mogłoby się niektórym wydawać. W końcu nie chodziło tu o miłość, gdyż ich relacja opierała się na nienawiści pomiędzy dwiema stronami barykady. Fakt, że byli naturalnymi wrogami ukształtował ich własny zbiór zasad, którego żadne z nich nigdy nie ośmieliło się przekroczyć. Pierwszą niepisaną regułę stanowiło przekonanie, że nikt nie miał zamiaru zdradzać swoich popleczników. Od początku miała świadomość, że gdy on tylko dostanie taki rozkaz, nie będzie miał oporów przed pozbawieniem jej życia. W takim wypadku mało kto wchodziłby w tę relację, lecz dla niej był to zwykły aksjomat, który po prostu przyjęła do wiadomości. Miała moc, aby się bronić, a poza tym walka z nim byłaby zwyczajnie naturalną koleją rzeczy. Wiedziała, że kiedyś nadejdzie dzień, kiedy jedno z nich zabije z zimną krwią drugie. Ale czemu nie mogła wykorzystać pozostałego czasu, jak chciała? Całe jej życie było podyktowane przeznaczeniem zostania syenleu. Musiała brać udział w walce przez ogromną moc, z jaką się urodziła. I chociaż nawet przez chwilę nie myślała o odmowie, bywały chwile, gdy żałowała, że została kapłanką Seyrun. Normalne, pozbawione walki życie było jej cichym marzeniem. Panowała jednak wojna i wiedziała, że tylko dzięki działaniu ma szanse na spełnienie swojego pragnienia. Rozumiała swoje obowiązki, ale kontaktu z tym wrogiem nie uważała za zdradę. Obydwoje opanowali sztukę prześlizgiwania się przez własny surowy kodeks, kontynuując dziwną znajomość bez zmuszania siebie nawzajem do nielojalności wobec własnej strony barykady.
To nie była miłość. Ani nienawiść. Było to wszystkim, co się zawierało pomiędzy tymi dwoma pojęciami.
- Co tu robisz? -To były pierwsze słowa, jakie przyszły do głowy trzynastoletniej blondynce, gdy patrzyła swoimi niebieskimi oczami na osobę, którą widziała po raz pierwszy w świątyni w Lesie Południa, co było nieco zaskakujące, gdyż nikt z zewnątrz nie miał prawa wstępu na świętą ziemię.
- Spaceruję. -odparł z uśmiechem fioletowowłosy mężczyzna trzymający laskę zwieńczoną czerwonym kamieniem. Od reszty mieszkańców świątyni odróżniał go strój składający się z jasnobeżowej bluzki, ciemnych spodni oraz peleryny w tym samym kolorze, w niczym nie przypominający białych szat reszty zakonu. Jednak najdziwniejsze w nowo przybyłym było to, że przez cały czas wydawał się mieć zamknięte oczy.
- Spacerujesz. -powtórzyła z powątpiewaniem dziewczyna. -I myślisz, że kupię tę bajeczkę?
- A nie? -spytał zdziwiony.
- Nie. -odpowiedziała krótko.
- Oj, nie ma z tobą żadnej zabawy. -rzekł pozornie urażony.
- No więc odpowiadaj, co tu robisz? Nie jesteś stąd. -Dziewczynka założyła ręce i wbiła w niego groźny wzrok.
- Jaka z ciebie bystra dziewczynka. -pochwalił ją. Blondynka szybko doszła do wniosku, że nowo przybyły zaczyna ją irytować.
- Przestań się ze mnie nabijać!
- Ależ, gdzieżbym śmiał. Chciałem tylko pochwalić zdolności analityczne twojego umysłu.
Dziewczyna stwierdziła, że po pięciu minutach ma dosyć tego człowieka i po usłyszeniu kolejnego tylko pozornie niewinnego zdania, instynktownie sięgnęła po swoją najlepszą przyjaciółkę. Jeżeli on nie był stąd to nikt nie będzie miał jej za złe, że sobie nieco ulży, co nie?
- Powtórzę to tylko raz. -powiedziała podwijając jasnoróżową sukienkę.
- Chcesz mnie uwieść? -spytał rozbawiony mężczyzna spoglądając ze zdziwieniem na czynność, jaką właśnie wykonywała.
- NIE!!! -krzyknęła zarumieniona wyciągając spod sukienki wielką maczugę. -W życiu bym nie tknęła czegoś takiego jak ty! Masz przestać się ze mnie nabijać i gadaj kim jesteś i co tu robisz albo nie będziesz mógł się ruszać przez tydzień! -zagroziła, lecz fioletowowłosy nie wyglądał na przerażonego.
- Hm… co ja tu robię… -Mężczyzna się zamyślił. -Chcesz wiedzieć?
Niebieskooka wydała z siebie okrzyk szału.
- Powiem ci, ale musisz podejść bliżej.
- Czy ty masz mnie za idiotkę?!
- Ależ oczywiście, że nie. - Jego uśmiech się poszerzył. -Przecież masz swoją maczugę na wypadek, gdybym zrobił coś podejrzanego. Więc podejdziesz bliżej, czy nie?
Dziewczyna wzmocniła chwyt na swojej ukochanej broni. Po części ten denerwujący koleś miał rację. W razie czego mogła się obronić, i to nie tylko metalowym przyrządem, ale czy on naprawdę myślał, że ma nie po kolei w głowie, aby zbliżać się do wroga?!
- W porządku, podejdę bliżej. -odparła z przymilnym uśmiechem i w jednej chwili teleportowała się tuż przed niego biorąc jednocześnie zamach maczugą. Przez ułamek sekundy widziała jego zaskoczenie i była pewna, że trafi do celu, gdy nagle nieznajomy zniknął.
- Jak to… -wydukała, gdy ujrzała mężczyznę stojącego kilka kroków przed nią. Fioletowowłosy niewątpliwie się teleportował, ale nie było to standardowe przemieszczenie się z jednego miejsca do drugiego. Zwykle ta czynność wymagała kumulacji sporej dawki energii, którą osoba orientująca się w tematyce magii mogła bez trudu wykryć. Jedynie najzdolniejsi magowie byli w stanie teleportować się bez emanowania aury. Oczy dziewczyny rozszerzyły się w szoku. Najzdolniejsi magowie…. Albo Mazoku.
- Ale ty jesteś niewychowana. Atakować gościa świątyni bez powodu? -spytał urażonym tonem nowo przybyły. Jego słowom przeczył podejrzany uśmiech na twarzy.
- Bez powodu?! W jaki sposób przedostałeś się przez tę barierę, parszywy Mazoku?! -krzyknęła dziewczyna.
- To bardzo dobre pytanie, Filio Ul Copt. Czy możliwe jest, aby samiutki, niewinny Mazoku był w stanie w pojedynkę wejść do strasznej twierdzy wypełnionej świętą magią?
- Co chcesz przez to powiedzieć? -spytała zdezorientowana dziewczyna.
- To tajemnica. -odpowiedział z szerokim uśmiechem Mazoku.
Filia spojrzała na niego poirytowana. Co ten przeklęty Demon chciał osiągnąć?
- Jesteś najbardziej irytującym, najparszywszym Mazoku jakiego znam!!! -wrzasnęła blondynka.
- Jesteś naprawdę niewychowana. -odparł nieco urażony fioletowowłosy.
- Jak śmiesz mi mówić o dobrym wychowaniu skoro nawet nie potrafisz się przedstawić, nie wspominając już o innych rzeczach?! -Filia wręcz kipiała ze złości.
Na te słowa mężczyzna zamyślił się na chwilę.
- W sumie to masz rację. -oznajmił z uśmiechem. -Jestem… -W tym momencie Demon zniknął z pola widzenia dziewczyny. - Tajemniczym kapłanem. -powiedział pojawiając się tak blisko niej, że ich nosy się prawie stykały. W ułamku sekundy dziewczyna mocno się zarumieniła i krzyknęła biorąc porządny zamach maczugą.
- Odsuń się ode mnie zboczeńcu!!!
Jej broń nawet nie musnęła wroga, gdyż ten błyskawicznie się teleportował, tym razem znikając już na dobre, pozostawiając wyjątkowo sfrustrowaną blondynkę samej sobie, która po chwili, gdy się uspokoiła, zaczęła rozważać słowa niemile widzianego gościa.
Czy możliwe jest, aby samiutki, niewinny Mazoku był w stanie w pojedynkę wejść do strasznej twierdzy wypełnionej świętą magią?
Ryozoku, nazwa będąca uznawaną za mit nawet w tak wypełnionym magią kraju jak Seyrun. Jednak wbrew przekonaniom prostszych ludzi, ten legendarny lud wciąż istniał, chociaż swoje świetlane lata już dawno miał za sobą. Ich wyjątkowość tkwiła w umiejętności przekazywanej z babki na wnuczkę, z dziadka na wnuka. Co drugie pokolenie potrafiło dokonać niezwykłego czynu, jakim była możliwość transformacji w Smoka, zwanego inaczej Ryozoku. Ze względu na fakt, że boski opiekun Seyrun przyjmował najczęściej smoczą postać, ród Ryozoku uważano za tych, którzy poza rodziną królewską byli najbardziej godni łaski Celphieda. Przez wiele wieków Najwyższa Rada, tak jak i stanowiska syenleu oraz hiruzenkai były obsadzane jedynie przez członków rodu Ryozoku. W pewnym momencie, z niewiadomych przyczyn elitarne geny zaczęły słabnąć. Coraz rzadziej można było znaleźć u Smoków, kogoś na tyle silnego, aby mógł przyjąć moc Celphieda i zaczęto szukać potężnych magów pośród innych mieszkańców Seyrun. W obecnych czasach ród Ryozoku opiekował się jedynie świątynią w Lesie Południa. Najważniejsze funkcje w królestwie niekiedy trafiały w ręce Smoków, ale pod tym kątem straciły swoją niemalże uzurpatorską pozycję.
Filia Ul Copt była jedną z najmłodszych latorośli rodu Ryozoku. Opanowawszy zdolność transformacji w Smoka niemal do perfekcji w wieku 10 lat, szybko stała się kandydatką na syenleu. Najwyższy kapłan świątyni w Lesie Południa, Valruuk, pokładał w dziewczynce spore nadzieje. Gdyby młodej Smoczycy udałoby się zając stanowisko cephieleu, pozycja rodu Ryozoku zostałaby umocniona. Nikt nie miałby przecież odwagi podważyć słów najwyższej kapłanki Celphieda.
Sprawy jednak nie ułożyły się po myśli głowy rodu Ryozoku. Funkcję cephieleu miała objąć starsza z sióstr Inverse, Luna, przez co jego podopiecznej przypadła ponownie rola „pionka”, czyli zwyczajnej syenleu, która stała niżej w hierarchii od najwyższej kapłanki. Valruuk nie mógł się pogodzić z takim stanem rzeczy. Poprzysiągł na imię przodków, że zwróci swojej rodzinie należną jej pozycję w Seyrun. Musiał osiągnąć swój cel bez względu na wszystko.
Filia wciąż nie mogła zapomnieć o słowach wypowiedzianych przez tego wstrętnego Mazoku.
Czy możliwe jest, aby samiutki, niewinny Mazoku był w stanie w pojedynkę wejść do strasznej twierdzy wypełnionej świętą magią?
Demon niewątpliwie był najperfidniejszą i najbardziej irytującą formą wroga, z jaką mogła się spotkać. Z pewnością każde jego słowo było albo drwiną albo kłamstwem. Chociaż… Blondynka musiała przyznać, że Mazoku nie powiedział nic konkretnego, wręcz przeciwnie, unikał udzielenia możliwości jak tylko potrafił. A jeżeli nie przedstawił jej żadnych faktów, którym wprost mogłaby zaprzeczyć, to chyba nie można było mówić o oszustwie, prawda?
Z drugiej strony przez całą dyskusję jedynie się z niej nabijał, więc niby czemu miałaby potraktować to jedno zdanie poważnie? Ponieważ pod tą warstwą drwiny zostało zadane całkiem ważne pytanie. -odpowiedział jej cichy głosik w głowie.
Seyrun zostało otoczone silną barierą starej, lecz potężnej cephieleu, której nawet potężniejsze Demony nie miały prawa pokonać. Owszem zdarzały się chwile, kiedy osłona słabła, lecz paradoksalnie tylko pomniejsze Mazoku mogły przez nią wtedy przejść, gdyż działanie zaczarowanej siatki energii było wprost proporcjonalne do mocy wroga: im potężniejszy przeciwnik, tym dotkliwsze skutki odniosłoby zaklęcie w przypadku przekroczenia magicznej granicy. A czego jak czego, ale tego, że samozwańczy Tajemniczy Kapłan był niezwykle potężny, Filia była pewna. Co więcej, świątynia w Lesie Południa była otoczona dodatkową barierą rodu Ryozoku, więc wtargnięcie na ich teren jakiegokolwiek Mazoku było niemożliwe. A jednak kilka dni temu widziała go na własne oczy. Była szkolona do walki z Demonami od dziecka. Nie mogła pomylić tego sposobu teleportacji. Jedynym sensownym wnioskiem było to, że ktoś pomógł Mazoku dostać się do środka.
Blondynka gwałtownie się wzdrygnęła. Prawie, chociaż tylko w myślach, posądziła o konspirację z Mazoku członka własnej rodziny. Do czego to dochodziło? Pewnie to chciał osiągnąć przeklęty fioletowowłosy. Chciał ją zmusić do zwątpienia w najbliższych jej ludzi! Jakie to niegodziwe! Wręcz wstrętne!
Nie wspomniała nikomu o nieszczęsnym spotkaniu, między innymi ze względu na własne przemyślenia. Jak by na przykład zareagował pan Valruuk, gdyby usłyszał, że jakaś małolata, pomijając fakt, że była ona przyszłą syenleu, wmawia mu, że podejrzewa go o współpracę z Mazoku? Niebieskooka skuliła się w sobie na samą myśl o takim zniesławieniu. Żałowała, że nie ma obok niej Valgaarva. Chłopiec o złotych oczach i morskich włosach, chociaż często robił sobie z niej żarty, to w ważnych sytuacjach potrafił się zachować jak na jej najlepszego przyjaciela przystało, a nawet jak przystało na jej przyszłego hiruzenkai. Filia przez cały czas nie mogła zapomnieć, jak jej ulżyło, gdy się dowiedziała, że to mały Val będzie miał za zadanie ją chronić. W sumie już nie taki mały. -Blondynka uśmiechnęła się do siebie, gdyż w ostatnim czasie młodzieniec wreszcie ją przerósł, z czym dumnie obnosił się po całej świątyni. Oj tak… Gdyby Valgaarv tu był, powiedział by jej co powinna zrobić z tymi podejrzeniami, lecz, niestety, teraz Val uczestniczył w specjalnym treningu wraz ze swoim bratem Gaarvem, który to z kolei miał zostać hiruzenkai Luny Inverse, i nie spodziewano się ujrzeć braci z powrotem przed zbliżającym się zaprzysiężeniem cephieleu.
Filia westchnęła ciężko. Do czasu powrotu przyjaciela postanowiła nie powracać myślami do Tajemniczego Kapłana i do tego nieprzyjemnego wątku. Zadowolona ze swojego postanowienia powróciła do swoich codziennych zajęć. W jej rozumowaniu nie było nic błędnego. Wtedy nie miała prawa wiedzieć, że będzie zmuszona zmierzyć się z tym tematem o wiele szybciej niż uważała.
Obudziło ją uczucie przenikliwego chłodu. Otworzyła zaspane powieki i w jednej chwili zalała ją świadomość, że wróg jest blisko. Wyczuwała niemal setki negatywnych aur. Atak Mazoku? Teraz? Jak to było możliwe?
Szybko wstała z łóżka i podbiegła do okna. Na chwilę zapomniała o oddychaniu. Potężna bariera starej cephieleu upadała. Ich najlepsza forma obrony zanikała na jej oczach. A wróg, naturalnie, nie czekał na zaproszenie. Upadek tak złożonego czaru ochronnego, jakim było zaklęcie najprawdopodobniej umarłej najwyższej kapłanki Celphieda, przebiegał stopniowo. Najpierw pojawiały się w strukturze magicznej dziury, przez które mogły przeniknąć pomniejsze Demony. To jeszcze nie stanowiłoby takiego kłopotu. Prawdziwy problem zaczynał się w momencie, gdy po stronie Seyrun pojawiały się człekokształtne, czyli te o znacząco większej mocy, Mazoku. A właśnie takie stwory wyczuwała Filia. Bariera musiała zacząć zanikać stosunkowo niedawno. W jaki sposób średniej klasy Demony pojawiły się już po ich stronie osłony?
Filia błyskawicznie przebrała się w swoją ulubioną różową sukienkę i narzuciła na siebie długi, biały płaszcz. Wybiegła z pokoju i biegnąc długimi korytarzem wreszcie dojrzała kogoś ze swoich.
- Pani Aldish! -zawołała krótko obciętą, ciemnowłosą, starszą kobietę. -Co się tutaj dzieje?
- Filio, nic się nie dzieje. Wracaj do łóżka. -odparła ze stoickim spokojem .
- Jak to nic?! Bariera upadła! Wyczuwam średniej klasy Mazoku! To ma być nic?!
- Mamy wszystko pod kontrolą, dziecko.
Blondynka z niedowierzaniem spojrzała jej w oczy. Faktycznie, spojrzenie kobiety potwierdzało to, co mówiła.
- Odsuń się. -dodała nagle.
Filia odwróciła się za siebie. Jej oczom ukazał się dwugłowy potwór pozbawiony oczu. Unosił się na ogromnych szarych skrzydłach, pokrywających się z resztą ubarwienia. Z ohydnej paszczy dobył się przerażający ryk.
Przyszła syenleu myślała, że starsza kobieta za chwilę przystąpi do walki, jednak szybko okazało się, że się myliła. Ku dodatkowemu zaskoczeniu młodej Ryozoku, niezaatakowany Mazoku minął obojętnie obie kobiety.
- O co tutaj chodzi? -wydukała zszokowana Filia.
- Dowiesz się w swoim czasie. A teraz wracaj do swojej komnaty.
- Nie ma mowy. -oznajmiła pewnym głosem niebieskooka. - Nie mam pojęcia, co jest grane, ale zamierzam się tego dowiedzieć. -I zwinnym ruchem wyminęła starszą kobietę oraz pobiegła do pokoju Valruuka. Kto, jak kto, ale on musiał wiedzieć, co się tutaj dzieje. Błyskawicznie pokonała kolejny korytarz. Napotkała następnego niższej klasy Demona, którego bez chwili wahania zniszczyła spluwając na wroga smoczym laserem. Tego ją uczono przez niemal całe życie. Mazoku są złe. Seyrun, a zwłaszcza Ryozoku są dobre. Dobro musi zwyciężyć. Zło należy zniszczyć. Wszystko było proste. Wcześniej nie przyszłoby jej do głowy kwestionowanie rozkazów kogoś starszego z rodu. Jednak zasiane ziarnko wątpliwości zaczęło obficie kiełkować. Musiała poznać prawdę.
Nie nacisnęła jak zawsze spokojnie klamki. Bez wahania pchnęła drzwi korzystając ze swojej brutalnej siły, która również, obok smoczego lasera, była następstwem perfekcji smoczej transformacji. Jej oczom ukazał się widok niemal taki, jak zawsze. Starszy mężczyzna z potężną brodą i z lekką łysiną siedział na przepięknym fotelu w białych strojnych szatach przy ogromnym stole wykonanym z kamienia. Jego spojrzenie zwykle pełne mądrości i wyrozumiałości zwróciło się w stronę blondynki. Tak też było i tym razem i na krótką chwilę Filia zawstydziła się niegrzecznego wtargnięcia do gabinetu.
- Co tu robisz? Miałaś być w swojej komnacie. -spytał nieco zaskoczony starszy kapłan.
- Jestem przyszłą syenleu. -oznajmiła ozięble Filia. -A tuż obok mnie paraduje banda Mazoku, które jakimś cudem nas nie atakują, a moi przełożeni mówią mi, że mam być w swojej komnacie. Czy może mi to pan wyjaśnić? -spytała bardzo formalnie emanując grzecznym chłodem.
- Właśnie, moje dziecko. Jesteś przyszłą -wyraźnie zaakcentował to słowo -syenleu, a to oznacza, że jeszcze nie jesteś kapłanką Celphieda i że wciąż jesteś pod opieką starszych. Dlatego też nie powinno cię chyba dziwić to, że chcemy abyś była bezpieczna w swojej komnacie.
- Nie dam się dłużej traktować jak małe dziecko. Chcę wiedzieć, co jest grane. -powiedziała stanowczo blondynka. Nigdy wcześniej nie odważyła się na tak pozbawione szacunku odzywanie się do nestora rodu.
- Jesteś za młoda aby rozumieć to, co się teraz dzieje.
- Nie wydaje mi się.
- Filio, robisz się bezczelna. Nie mam zamiaru tego dłużej tolerować. -Dotychczas spokojny ton głosu staruszka nabrał ostrego brzmienia. Przyszła syenleu była jednak nieugięta. Musiała poznać prawdę.
- Bariera upada! Nasz śmiertelny wróg nas atakuje! Dlaczego nikt w tej świątyni nie walczy z Mazoku?! -krzyknęła blondynka.
Zanim starszy kapłan zdążył cokolwiek odpowiedzieć z przyległego do jego gabinetu pokoju dało się usłyszeć kolejny ryk. Filia na chwilę zastygła w bezruchu. To nie mogła być prawda. Zrobiła krok w stronę drzwi, lecz gdy dojrzała kątem oka, że starszy mężczyzna chce jej uniemożliwić przejście, gwałtownie przyśpieszyła i w jednej chwili weszła do środka.
Nie wierzyła w to, co zobaczyła. Przyległy pokoik by ogromną salą, na środku której był świeżo rozrysowany krąg runiczny, co chwila błyskający jasnym światłem. Przy każdym mrugnięciu oświetlenia pojawiała się kolejna bestia kierująca się następnie do korytarza prowadzącego do wyjścia świątyni.
Filia w jednej sekundzie zrozumiała sens słów znaków ze starożytnego języka.
Bariera starej cephieleu była niezwykle potężna. Jednak, gdyby przy jej zasłabnięciu powstały współpracujące ze sobą portale po obu stronach granicy, byłoby możliwe uaktywnienie teleportu, mającego możliwości obejścia działania bariery.
Jej dumny ród, służący Celphiedowi od tysiącleci, pomagał Mazoku, zwolennikom Shabranigdo.
Filia poczuła, że nogi się pod nią uginają. Tuż za sobą usłyszała dyszącego starszego kapłana.
- Dlaczego? -zapytała słabym głosem.
- Ród Ryozoku powinien rządzić Seyrun, a nie mu służyć. -powiedział cicho. -Zostaliśmy zepchnięci do roli sługusów, przez tych niewdzięczników z Najwyższej Rady. -Z każdym słowem był coraz bardziej przepełniony bólem i gniewem. -Te Mazoku są inne. One pomogą nam się pozbyć tych, którzy odmawiają nam naszej wielkości.
- To pan? Pan podpisał pakt z Mazoku?
- Potępiasz mnie, bo nie wiesz, kim tak naprawdę byli twoi przodkowie. Nie wiesz, gdzie jest należne nam miejsce.
- Właśnie, Filio, uwierz najstarszemu. -wtrącił się nagle nowy głos. Blondynka spojrzała w stronę, z którego dochodził. Theolinne Mao, jej ciemnowłosa mistrzyni, matka dwójki dzieci zabitych z zimną krwią przez Mazoku przy rzadkim momencie osłabnięcia bariery. Dzięki tej kobiecie przyszła syenleu opanowała swoją moc. Jej zawdzięczała rozumienie swojego przeznaczenia. A teraz właśnie ona kazała jej się wycofać?
- Utraciliśmy swoją pozycję, bo ród Ryozoku nie ma wystarczającej mocy, aby walczyć z wrogiem. Kiedyś każdy był w stanie teleportować się w Smoka, a ile osób potrafi dokonać tego teraz? Odpowiedzialnym za ochronę może być tylko ktoś silny, a po was widzę, że Smoki utraciły nie tylko siłę, ale i honor. -skomentowała chłodno niebieskooka.
- Nie wiesz, o czym mówisz! Najsilniejsi? Honor?! -zasyczała Theolinne. -Czy Najwyższa Rada była honorowa wysyłając moich synów, aby strzegli tej przeklętej bariery?! Czy pieprzona ludzka cephieleu, pod której przewodnictwem ukrywamy się za barierą i unikamy otwartej walki od 150 lat, naprawdę błyszczy twoim zdaniem cnotą honoru?! -Po ostatnim zdaniu wzięła głębszy wdech, aby się uspokoić, po czym powiedziała ciszej, lecz dobitniej. -Jesteś naiwna, Filio, jeżeli uważasz, że w naszych czasach wciąż istnieje tak puste pojęcie jak honor. Każdy dąży do własnego zysku, dążąc po trupach do celu.
Po usłyszeniu tych słów przyszła syenleu spojrzała ze smutkiem na swoich mentorów i podniosła się.
- Dlaczego mówisz mi to teraz?
- Byłaś dzieckiem. A jeśli wciąż nie jesteś w stanie zrozumieć moich słów, oznacza to, że wciąż nim jesteś.
Filia spojrzała w ciemne oczy kobiety. Nie można w nich było znaleźć nawet krzty zawahania. Ten człowiek również wierzył w to, co mówił. Miała w głowie mętlik. W co miała teraz wierzyć? Co miała teraz zrobić?
Zanim znalazła w sobie odpowiedź wyczuła w sali jeszcze jedną obecność. Znajomą, lecz nieprzyjazną. Nie zareagowała od razu. Dopiero, gdy jego postać w pełni się zmaterializowała, zaczęła wypowiadać zaklęcie, jakie podpowiedział jej instynkt: zaklęcie świętej osłony.
Dwójka pozostałych zebranych bez lęku utkwiła swoje spojrzenie w nowo przybyłym, chociaż Filia odniosła wrażenie, że przybycie Tajemniczego Kapłana nie było w planie nestora rodu Ryozoku.
- Xellosie, co tu robisz? Mówiłeś, że anihilacją Najwyższej Rady zajmą się twoi podkomendni. -spytał Valruuk.
Blondynka zadrżała. Na własne uszy usłyszała, że nestor rodu planował zabicie najważniejszego organu władzy Seyrun przy pomocy wroga. Nie spowodowało to jednak przerwania potężnej bańki ochronnej, jaką utworzyła wokół siebie. Fioletowowłosy Mazoku zaczął emanować ciężką, mroczną aurą, która najwidoczniej uszła uwadze pozostałej dwójce.
- Najwyższej Rady nie da się pokonać za pomocą średniej klasy Demonów. -oznajmił pogodnie, jakby tłumaczył dziecku, do czego służy nóż i widelec.
- Ale przecież mówiłeś… - Valruuk wyraźnie pobladł.
- Że jeżeli utworzycie po swojej stronie portal, który umożliwi swobodne poruszanie się również mi, to wyślę do stolicy armię swoich podkomendnych… -dodał spokojnie Xelloss.
- Które miały zgładzić Najwyższą Radę! -wtrącił nerwowo starszy mężczyzna.
- Które miały spróbować zgładzić Najwyższą Radę. Taki magiczny kontrakt zawarliśmy. I z tego kontraktu moja strona się wywiązała. -Mazoku na poparcie swych słów podciągnął rękaw. Na jego przedramieniu była widoczna zanikająca sześciokątna gwiazda -symbol magicznego kontraktu, który stanowił jedną z najpotężniejszych starożytnych magii. -Atak został przeprowadzony, lecz dwie pozostałe syenleu już roztoczyły swoją barierę wokół Pałacu.
- Oszukałeś nas! -krzyknął nestor rodu Ryozoku.
- Nic podobnego. To wy uznaliście, że takie siły spokojnie wystarczą na pokonanie Rady. Po prostu nie doceniłeś ich sił, a przeceniłeś własne, panie Ryozoku. -kontynuował spokojnie Mazoku.
- Ale ty wiedziałeś, że tak będzie, prawda? -spytała milcząca dotąd Theolinne. Filia widziała, jak jej mentorka pobladła.
- Istnieje takie prawdopodobieństwo. -odparł wciąż rozbawiony Demon.
- Więc przez ten cały czas bawiłeś się naszym kosztem? -spytała oskarżycielsko kobieta.
- Nie nazwałbym tego w taki sposób. Dałem wam tylko kilka chwil ułudy, kiedy mogliście myśleć, że wasze marzenie się spełni. A teraz nadszedł czas na waszą zapłatę. -Mówiąc ostatnie zdanie Mazoku uchylił lekko powieki. Przyszła syenleu zadrżała, gdy ujrzała bezlitosne fioletowe tęczówki.
- Zapłatę? -spytał zdezorientowany Valruuk.
- Owszem. Dzisiaj wielu moich podkomendnych utraciło życie ze względu na naszą umowę. Nie uważasz, że trzeba to wyrównać? -spytał Demon, zanim cała świątynia została skąpana w mrocznej, potężnej energii.
Filia otoczona potężną bańką światła starała się zatkać sobie uszy, aby nie słyszeć krzyków umierających krewnych. Nie wierzyła w to, co widziała. To musiał być tylko zły sen…
Po chwili wszystko ustało. Przyszła syenleu z ogromnych strachem otworzyła oczy.
Fioletowowłosy Mazoku przez cały czas stał w tym samym miejscu. Zabicie wszystkich mieszkańców świątyni zajęło mu jedynie moment. Blondynka wiedziała, ze Demon jest potężny, ale w życiu nie spodziewała się czegoś takiego.
Ponownie opadła na kolana.
- Dlaczego mnie oszczędziłeś? Nie łatwiej by było mnie zabić a ich wciąż wykorzystywać, aby dotrzeć do Pałacu? -spytała. Wiedziała, że zareagowała za późno tworząc ochronną bańkę. Gdyby Demon o takiej mocy chciałby ją zabić, już byłaby martwa.
- Ci, co zdradzają tych, których mają chronić, nie są dobrymi sojusznikami, nie wydaje ci się?
- Ale czemu mnie nie zabiłeś, jak miałeś okazję?! -Musiała uzyskać odpowiedź na to pytanie.
Mazoku uśmiechnął się i spojrzał jej prosto w oczy zanim odpowiedział.
- Nie dostałem takiego rozkazu. Oj, bariera zaczyna działać. -skrzywił się. -Z pewnością zobaczymy się na polu bitwy, pani syenleu. -powiedział i szybko zniknął.
Gdy nie czuła już nawet krztyny mrocznej obecności, odwołała własne zaklęcie. Rozejrzała się po pustej i zdewastowanej sali. Moc Mazoku zniszczyła również ciała ofiar. Nie został nawet proch, który można by wrzucić do urny. Nie miała siły płakać, a nawet gdyby je miała, to kogo miała żałować? Tych, którzy ją okłamywali? Udzieliła sobie wewnętrznej reprymendy. To była jej rodzina! Przeklęty Demon zabił w jednej chwili jej ród! Nie… Widziała dowody na własne oczy. Valruuk zawarł ze śmiertelnym wrogiem magiczny kontrakt. Wszystko, co się stało, wydarzyło się na życzenie rodu Ryozoku. Próba układu z bezwzględnym wrogiem była jak próba obłaskawienia żywiołów, z góry skazana na porażkę. Z bezwzględnym wrogiem, który mógł ją zabić, a jednak tego nie zrobił…
Miała zostać syenleu. Zawsze była dumna ze swojego przeznaczenia. Tak jak pozostali podziwiała mądrą cephieleu, dzięki której wciąż wszyscy byli bezpieczni... Bezpieczni i bezbronni. Theolinne miała po części rację. Przez 150 lat mieszkańcy Seyrun oduczyli się walki. Ród Ryozoku nawet nie był w stanie oszacować swoich sił. Dopiero teraz Filia spojrzała na starą najwyższą kapłankę Celphieda jak na nadopiekuńczą matkę. Potężna użytkowniczka białej magii nie znosiła walki. Dlatego chroniła Seyrun najlepiej jak potrafiła, tworząc barierę nie do przejścia dla najpotężniejszych Mazoku. Ale taka ochrona nie zlikwidowała problemu. Demony pragnęły bitwy. Zostały do tego stworzone. I dopóki nie osiągną swojego celu, nigdy nie przestaną.
Najwyższa Rada wykorzystywała ród Ryozoku jako mięso armatnie. Ród Smoków spiskował z Demonami. Mazoku darował jej życie…
Świat zaczął wirować jej przed oczami i szybko poczuła, że zaczyna tracić przytomność.
***
Upadek świątyni w Lesie Południa został otoczony tajemnicą. Wielu miało wątpliwości, czy młoda kandydatka na syenleu, będąca jedyną ocalałą po ataku Mazoku, podniesie się po takim ciosie. Ku zdumieniu ogółu Filia Ul Copt szybko powróciła do ostatnich treningów i rok po katastrofie złożyła zaprzysiężenie na syenleu wraz ze swoim przyjacielem z dzieciństwa, Valgaarvem, który został oficjalnie mianowany hiruzenkai. Dwie stare syenleu miały przed sobą jeszcze rok życia. Czekał ich tylko rok gwarantowanej ochrony. Dwanaście miesięcy na ustalenie nowego programu ochrony Księżniczki oraz mieszkańców Seyrun. Niektórzy nie wierzyli w świeżo wybraną cephieleu, zaledwie czternastoletnią Lunę Inverse. Lecz ci, którzy widzieli nową najwyższą kapłankę Celphieda w akcji wznosili modły dziękczynne do boskiego opiekuna Seyrun. Szybko stało się jasne, że nastały dla królestwa nowe czasy. Długi, nerwowy sen miał zostać zastąpiony przez prawdziwą walkę. Istniały jednak pewne ograniczenia. Szkolone zastępy magów i kapłanów przez rzadki udział w prawdziwych potyczkach z Mazoku przedstawiały niezwykle niski poziom bojowy. Dosyć zaawansowane zdolności do tworzenia barier oraz do leczenia rekompensowały te braki w taktyce defensywnej, lecz nie w ofensywnej. Ponadto kandydatka na drugą syenleu, młodsza siostra najwyższej kapłanki Celphieda, wciąż była za młoda, aby złożyć przysięgę. Z tych względów Luna ułożyła plan ataku w dużej mierze opierający się na niej.
Luna Inverse była niezwykle potężna. Nawet rok po zaprzysiężeniu mówiono, że jej moc wciąż nie osiągnęła apogeum. Ale jej wróg również nie próżnował. Lordowie Mazoku jak tylko się zorientowali, że mają do czynienia z groźnym przeciwnikiem, uknuli misterny plan pozbycia się podobno najpotężniejszej od tysiąca lat cephieleu.
Tego dnia Filia była na samodzielnej misji. Valgaarv po kilku chwilach przekonywania, zakończonych wyciągnięciem maczugi, zgodził się na puszczenie Smoka samego, pod warunkiem, że on sam weźmie udział w patrolowaniu pobliskiego terenu. Największe prawdopodobieństwo odniesienia sukcesu wymagało działania w pojedynkę. Zadaniem niebieskookiej była weryfikacja zdobytej przez Lunę informacji. Cephieleu była zaniepokojona doniesieniami, że podobno gdzieś w górach Kataart notorycznie dochodziło do pewnych zakazanych rytuałów. Syenleu nie za bardzo rozumiała, co się kryło pod tym pojęciem, ale obiecała najwyższej kapłance Celphieda, że sprawdzi wskazany teren pod kątem podejrzanych śladów magicznych.
Młoda Ryozoku teleportowała się na jeden ze szczytów ośnieżonych gór. Szybko przeskanowała pobliski teren i dopiero, gdy była pewna, że w najbliższej okolicy nie znajduje się żaden podejrzany osobnik, pozwoliła sobie na wzięcie głębszego wdechu. Powietrze Kaatart było niezwykle mroźne, ale i zarazem cudownie czyste. W stolicy Seyrun, na każdym kroku można było spotkać magiczne ślady czyjejś obecności. A to miejsce było nieskażone magią. Nieskażone walką…
Blondynka ciężko westchnęła. Feralne wydarzenia sprzed dwóch lat pozostawiły na jej duszy trwałe piętno. Młoda dziewczyna przekonała się wtedy na własnej skórze, że świat nie jest czarnobiały. Obiecała sobie, że nigdy więcej nikomu nie pozwoli sobą kierować. Nie miała najmniejszego zamiaru być pionkiem w cudzych rozgrywkach. Zgodziła się na zostanie syenleu nie po to, aby, jak wierzyła jako dziecko, walczyć ze złem. Pojęcie czystego zła bezpowrotnie przestało dla niej istnieć. Była tylko i wyłącznie druga strona barykady. Wróg, który miał własny system wartości i własne cele. Tak jak ona.
Mimo wszystko właśnie to odkrycie było jej największą motywacją do działania. Każdy dążył do własnego celu. Każdy chciał, aby spełniło się właśnie jego marzenie. A jej pragnienie było bardzo proste. Normalne, pozbawione walki życie. Czy to naprawdę było tak wiele? Żadnych kapłanek, żadnych bóstw, żadnych kłamstw… Zacisnęła pięści. To nie był czas, aby znów wspominać przeszłość. Miała zadanie do wykonania.
Ukradkiem teleportowała się w inne miejsce, a potem w jeszcze inne. Pomimo silnego skupienia nic nie zwróciło jej uwagi. Nie napotkała nawet najmniejszego pomagicznego echa.
- O co tu chodzi? -spytała na głos. Przecież Luna nie wysłałaby jej tutaj bezpodstawnie.
- Szukasz czegoś, Smoczku? -Nagle usłyszała tuż za sobą znajomy głos. W jednej chwili gwałtownie odskoczyła i stanęła przodem do kogoś, o kim myślała przez ostatnie dwa lata o wiele częściej niż by się przyznała przed samą sobą.
- Jak mnie nazwałeś? -spytała poirytowana, chociaż bardziej była zła na siebie niż na Mazoku. Jak mogła o tym zapomnieć? Założyła, że sprawa dotyczy pomniejszych, niezdolnych do tak perfekcyjnego zamaskowania własnej aury, Demonów.
- Jesteś głucha? -odpowiedział pytaniem uśmiechając się przyjaźnie, co nieco kontrastowało z wypowiedzianymi przez niego słowami.
- Widzę, że jak zawsze jesteś mistrzem w doprowadzaniu ludzi do szału. -syknęła, jednocześnie skupiając się na czarze komunikacji. Musiała ostrzec Lunę.
- A ty równie naiwna jak poprzednio. Naprawdę myślałaś, że pozwolę ci na kontakt z cephieleu? -Jego ton był wciąż pogodny, jednak Filię mimowolnie przeszedł dreszcz. Kanały komunikacji zostały zablokowane. Nie mogła rzucić czaru komunikacji. Nie mogła się teleportować. Była zdana sama na siebie.
- Mój brak kontaktu z cephieleu nie będzie dla ciebie korzystny, gdyż istnieje prawdopodobieństwo, że Luna pojawi się tutaj osobiście. -odparła chłodno.
- Właśnie na to liczy moja pani. -odpowiedział z uśmiechem.
- Jak to? -spytała pobladła syenleu.
- Doskonale sprawdzasz się jako przynęta, Smoczku.
- I niby co twoja pani chce zrobić z Luną?
- To już nie jest ani moje ani twoje zmartwienie. Ale pomińmy sprawy naszych przełożonych. W końcu nie mogę pozwolić, abyś się tutaj nudziła, czyż nie? -Mówiąc te słowa Mazoku uchylił nieco powieki. -Pokaż mi moc legendarnej syenleu.
Filia przypomniała sobie tamtą chwilę, gdy Mazoku w okamgnieniu dokonał anihilacji rodu Ryozoku. Miała walczyć z kimś, kto posiadał taką moc? Ręce zaczęły jej drżeć. Jesteś kapłanką Celphieda, jesteś o wiele potężniejsza niż dwa lata temu. Nie bądź tchórzem, do cholery! -Udzieliła sobie wewnętrznej reprymendy.
Xelloss błyskawicznie przywołał kulę ciemnej, negatywnej energii i posłał ją w stronę Smoka. Filia w ostatnim momencie zrobiła unik. Wciąż patrzyła się przerażona na Demona.
- To wszystko? Czekam na więcej, Smoczku. -zadrwił.
W jednej chwili Ryozoku ogarnął gniew.
- Nie. Mów. Tak. Do. Mnie. -wycedziła przez zęby.
- Niby jak, Smoczku? -Wciąż się drażnił.
To było wręcz zabawne, jak łatwo jej przerażenie ustąpiło wzburzeniu.
- Sam się o to prosiłeś, parszywy Namagomi. -wysyczała.
- Jak mnie nazwałaś? -spytał nieco poirytowany Mazoku, ale nie uzyskał odpowiedzi, gdyż nagle w przypływie jasnego światła zniknęła młoda dziewczyna i pojawił się przed nim wielki, złoty smok. Wystarczył jeden ruch skrzydeł, aby wzniecić falę szturmową, która uderzyła w Demona. Xelloss odleciał na parę metrów, lecz szybko teleportował się w miejsce będące poza zasięgiem Ryozoku.
- Całkiem nieźle. -Uśmiechnął się. -Ale to wciąż za mało.
Filia splunęła na niego smoczym laserem. Potężny pocisk uderzył w górę tworząc w niej pokaźny krater, tuż po tym gdy Mazoku z łatwością się teleportował. Smok nie zwracając na to uwagi zaczął torpedować przeciwnika gradem ataków.
Mazoku w niesamowitym tempie unikał wszystkich strumieni energii. Jednak w pewnym momencie Demon zatrzymał się tuż przed Smokiem. Zaskoczona syenleu o ułamek sekundy za późno wystrzeliła kolejny pocisk. Xelloss wyciągnął przed siebie dłoń i wystrzelił z niej strugę złowrogiej mocy, która niczym lasso owinęła się wokół ogromnej sylwetki Ryozoku.
Syenleu wydała z siebie przerażający krzyk, gdy seria wyładowań negatywnej energii objęła swój cel. Ból był obezwładniający. Przez chwilę miała tak zamroczony umysł, że nie wiedziała, gdzie się znajduje. Ostatkiem sił wypowiedziała zaklęcie:
- Chaotic Disintegrate.
Usłyszała krótki męski jęk. Skierowany w nią atak się skończył.
- To było coś. -odparł bez cienia drwiny Xelloss trzymający się za ramię.
Filia niemogąca już dłużej utrzymać smoczej transformacji wróciła do ludzkiej postaci. Cała poraniona dyszała ciężko. Gdyby atak trwał choć chwilę dłużej, mogłaby tego nie przeżyć. Tym razem blondynka nie czekała dłużej na zaproszenie i skierowała na przeciwnika bez ostrzeżenia strumień czystej świętej magii.
Mazoku zareagował od razu, odpowiadając wiązką mrocznej mocy.
Dwa pasma energii zderzyły się.
Filia zapomniała o swojej misji, o tym, że Luna była najprawdopodobniej w niebezpieczeństwie. Patrzyła na dwie neutralizujące się moce. Mogła z nim walczyć! Uczucie euforii trwało jednak bardzo krótko, gdy ujrzała, że negatywna moc zaczyna przeważać. Natychmiast przestała kierować swoją energię w stronę wroga i zrobiła unik, gdy mroczna wiązka uderzyła tuż obok niej.
- To była ładna walka. Ale musimy już chyba kończyć tę zabawę. -powiedział Xelloss przed uniesieniem jednej ręki w górę. W rezultacie wokół kapłanki pojawiły się liczne ciemne stożki. Niebieskooka wpatrywała się w nie przerażona. Była świadoma, że gdy chociaż jeden z nich w nią uderzy, będzie po niej. W jednej chwili podniosła wokół siebie osłonę.
Przez moment para wrogów patrzyła sobie w oczy. Co upadnie jako pierwsze? Jej bariera czy jego pociski?
Właśnie w tej chwili niebo przecięło błyskawica.
- Cóż, chyba dokończymy zabawę kiedy indziej. -Mazoku ponownie się uśmiechnął przymykając powieki.
- Kiedy indziej? W co ty pogrywasz?! -Filia wrzasnęła. -Czy nie powinieneś mnie zabić jak tylko masz ku temu okazję?!
- Póki co mam inne rozkazy. -oznajmił spokojnie.
- Wydaje mi się, że nieco je naginasz do swojej woli. -powiedziała poirytowana syenleu.
- Co masz na myśli?
- Że wolisz się ze mną drażnić, aniżeli mnie zabić. -walnęła bez namysłu.
- To niezwykle ciekawa teza. -rzekł podchodząc do niej bliżej. Dzieliła ich jedynie jej bariera.
- Co chcesz przez to osiągnąć?! -krzyknęła podświadomie zbliżając się do niego.
Mazoku uchylił nieco powieki. Filię ponownie mimowolnie przeszedł dreszcz. Umieścił swoją głowę tuż przy jej twarzy, zachowując jednocześnie bezpieczny dystans wobec bariery, który nawiasem mówiąc nie był zbyt duży. Syenleu poczuła, że się rumieni, gdy Demon poruszył ustami.
- To… -szepnął. Dziewczyna nie mogła zrozumieć jak jego głos mógł się nagle stać tak… sensualny. Nic innego się nie liczyło w tym momencie. Chciała jedynie usłyszeć, odpowiedź na pytanie: dlaczego?
- Tajemnica. -dodał po krótkiej chwili i zniknął.
Gdy zapach jego magicznej obecności się ulotnił, Filia cofnęła zaklęcie i opadła na kolana. Zaczęła dygotać z wściekłości. Jak on śmiał?! Nagle jednak jej tok myśli został zatrzymany przez olbrzymią eksplozję potężnej energii. Wybuch trwał tylko jedną sekundę, a blondynkę w jednej chwili ogarnęła obezwładniająca pustka. Wiedziała, co ona oznacza. Cephieleu odeszła.
Powoli po policzkach dziewczyny spadły łzy.
Zawiodła.
Ponownie przeżyła, a ktoś inny został zamordowany.
Na jej ubraniu pojawiły się pierwsze krople deszczu. Szybko mżawkę zastąpiła głośna ulewa. Jednak nic nie mogło zagłuszyć kobiecego szlochu.
Po śmierci Luny Inverse, ataki Mazoku na pewien czas ucichły. Chociaż nie znano dokładnych okoliczności tego zdarzenia, nikt nie miał wątpliwości, że umierająca cephieleu musiała zabić albo przynajmniej mocno zranić chociaż część napastników.
Najwyższa Rada podjęła ryzykowną decyzję wybierając na następną najwyższą kapłankę Celphieda jej młodszą siostrę. Była to jednak ostatnia szansa Seyrun. Tylko Lina Inverse miała szansę zastąpić Lunę. Gdyby jej się to nie udało, królestwo mogło się pożegnać z jakąkolwiek nadzieją na przetrwanie.
Ponownie ja!
Wybacz, że po takiej przerwie, ale natłok obowiązków i zwyczajny brak czasu nie pozwolił mi wcześniej spokojnie zająć się czytaniem. W każdym razie... Dziwie się, że Filia mogłaby mieć jakikolwiek romans z Xellosem po wydarzeniach, które opisałaś. To już nawet nie chodzi o to, że jej ród okazał się zdrajcą, ale o to, że Xellos bez mrugnięcia okiem zabił tak wielką liczbę osób. To całkiem przerażające. xD Filia ma jakieś zaburzenia psychiczne jeśli myśli o kimś takim inaczej niż o wrogu! xD Choć Xellosa opisałaś świetnie. :)