Opowiadanie
Córka Boga
Rozdział 10
Autor: | Itasagi |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Harry Potter |
Gatunki: | Fikcja |
Uwagi: | Self Insertion |
Dodany: | 2011-12-18 15:29:14 |
Aktualizowany: | 2011-12-18 15:29:14 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Spojrzała przez okno biblioteki.
Na boisku właśnie zaczynała się rozgrzewka Ślizgonów. Był początek roku, co oznaczało nabór do drużyny.
Popatrzyła na zegar. Wskazywał, że ma jeszcze piętnaście minut.
Postacie na miotłach zataczały coraz niższe kręgi.
Odłożyła przeglądaną książkę z powrotem na półkę. Wzięła torbę i wyszła.
Zbiegła ze schodów.
Szybkim krokiem skierowała się na stadion.
Kiedy tam dotarła eliminacje już trwały. Na szczęście zaczęli od pałkarzy, więc nic jej nie ominęło.
Zauważyła Iris, Mirę i Darlene. Usiadła obok.
Nadeszła kolej na obrońców. Wszystkie zacisnęły kciuki.
Amber wsiadła na miotłę i uniosła się w powietrze. Poszło jej najlepiej, na pięć strzałów obroniła wszystkie.
Następni byli ścigający. I tutaj tez nie miały komu kibicować.
W końcu nadeszła kolej na szukających. O to miejsce starały się dwie osoby: pewien nieciekawy Ślizgon z szóstej klasy i Lauren. Walka do ostatniej chwili była wyrównana, szli łeb w łeb. Na szczęcie Lauren złapała znicz jako pierwsza.
Widać było wielką radość malującą się na jej twarzy. Dużo trenowała, by zdobyć to miejsce i wszystkie były z niej naprawdę dumne.
Po eliminacjach udały się do kuchni, gdzie urządziły sobie małe przyjęcie na cześć wielkiego zwycięstwa.
Skrzaty były już przyzwyczajone do ich obecności, ostatnio odwiedzały to miejsce coraz częściej. Od kiedy dowiedziały się, jak tam wejść, przychodziły tam co weekend.
One były szczęśliwe, bo mogły najeść się za darmo. A skrzaty cieszyły się, bo miały komu usługiwać.
Wróciły do pokoju wspólnego dopiero po kolacji.
Siadły przy kominku i zaczęły dyskutować nie wiadomo o czym.
I tak cały wieczór przepłynął im między palcami.
Następnego dnia wstały wyjątkowo wcześnie, pomimo tego, że była niedziela.
Wprawdzie nie miały zupełnie nic do roboty, ale chciały spędzić ten dzień najlepiej i najleniwiej jak tylko się da.
Szybko się zebrały i przeszły na palcach przez pokój wspólny. Cicho opuściły lochy.
By nie tracić czasu, czekając na śniadanie, zjadły posiłek w towarzystwie skrzatów.
Zmierzały właśnie na błonia, by korzystając z jeszcze ładnej pogody, poleżeć w cieniu drzew, gdzieś koło jeziora.
Ale po drodze wpadły na Snape’a.
- Dyrektor oczekuje cię u siebie, teraz - oznajmił.
Kiedy zniknął za zakrętem, dziewczyny jęknęły przeciągle.
- Akurat dzisiaj? - spytała Lauren przewracając teatralnie oczami.
- Mamy ustalony cudowny plan dnia, a tu wszystko idzie kulać dropsa. - Zdenerwowała się Mira.
Melani też nie była zbyt zadowolona. Profesor zawsze wzywał ją w najmniej odpowiednim momencie.
Pożegnała się z przyjaciółkami i ruszyła w stronę gabinetu dyrektora.
Na miejscu zorientowała się, że nie zna aktualnego hasła. Wypróbowała wszystko, co przyszło jej do głowy, ale nic nie pasowało.
W końcu znalazł się ratunek - profesor Mcgonagall.
Weszły razem do środka. Gabinet był pusty.
Podeszły do biurka. Nauczycielka zostawiła na nim jakieś papiery i wyszła, żegnając się uprzejmie z Melani.
Usiadła na krześle i czekała. Rozglądała się dookoła, pomimo tego, że znała to wnętrze na pamięć.
Usłyszała skrzek. Przez okno wleciał czerwony ptak i usiadł na żerdzi.
Podeszła do niego.
Spojrzał na nią zaciekawiony i wysunął łepek w jej stronę. Pogłaskała go delikatnie.
Zawsze zastanawiało ją jak to się dzieje, że on ją lubi, pomimo tego że jest Ślizgonką. W końcu feniksy kojarzone są z Gryfonami.
Faweks wyglądał na słabego i zmęczonego życiem.
- Jego czas niedługo nadejdzie. - Usłyszała głos za sobą. Obejrzała się.
Profesor Dumbledore stał na szczycie schodów. Spoglądał na nią, uśmiechając się łagodnie.
- Widać to po nim - stwierdziła głaszcząc go delikatnie po dziobie. - Nie lubię tego, że ginie w płomieniach. Mam wrażenie, że cierpi, a przecież tak nie jest...
Dyrektor uśmiechnął się szerzej.
Zszedł ze schodów i usiadł za biurkiem. Wskazał jej krzesło naprzeciw. Usiadła grzecznie.
Zaczęło się zwyczajnie. Spytał ją jak mija jej czas, jak ocenia nowego wiceministra magii, itp.
Norma.
Zawsze ich rozmowy kręciły się wokół takich prostych rzeczy.
Potem przeszli do spraw poważnych, czyli nauki. Pod czujnym okiem profesora Melani uczyła się zaklęć i uroków, których nie poznaje się na zajęciach w klasie. Takich, których nie powinni znać zwykli uczniowie.
Na szczęście ona się do takich nie zaliczała. Od zawsze wykazała ponadprzeciętne zdolności magiczne.
Dlatego miała dodatkowe eliksiry ze Snapem, a od zeszłego roku zajęcia z Dumbledorem.
Choć często zastanawiała się jak to możliwe. Przecież w historii szkoły było wielu niezwykle utalentowanych uczniów, a z tego co udało się jej dowiedzieć, tylko ona miała takie lekcje.
Podejrzewał, że może mieć to związek z jej ojcem.
Lekcja minęła spokojnie, choć pracowicie. Starała się robić wszystko jak najdokładniej, a zarazem szybko. Byle tylko prędko skończyć i dołączyć do przyjaciółek.
Kiedy przerobili wszystko, co było zaplanowane na tą lekcję, Melani zebrała swoje rzeczy i szybko skierowała się w stronę wyjścia.
W drzwiach zatrzymał ją głos profesora.
- Od przyszłego miesiąca będziesz mieć dodatkowe zajęcia z obrony przed czarną magią - oznajmiał.
- Z kim...? - spytała z nadzieją w głosie.
- Z profesorem Snapem. - Kiwnęła głową na znak, że zakodowała tą informację.
Skłoniła się dyrektorowi i wyszła. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, na jej twarzy zagościł uśmiech.
W radosnych podskokach pokonała schody i poszła szukać przyjaciółek.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.