Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Lia Słysząca

Rozdział 5

Autor:iosellin
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy, Komedia, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony, Yaoi/Shounen-Ai
Dodany:2012-12-03 08:00:28
Aktualizowany:2012-12-02 10:02:28


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

- Byłeś najmłodszym i najlepiej zapowiadającym się Uzdrowicielem, jaki pojawił się w jej murach. Przysyłali do ciebie najtrudniejsze przypadki, choroby, których nikt nie umiał wyleczyć. A ty potrafiłeś. Wkładałeś w to całe serce, pomagałeś aż do wyczerpania własnego organizmu. Walczyłeś z chorobą o każdego. Często opuszczałem własne zajęcia, by przychodzić i patrzeć na ciebie. Bardzo chciałem cię bliżej poznać, ale byłeś zawsze zajęty, więc podziwiałem cię z daleka. Wykorzystywali twoją moc, nadmiernie eksploatowali, choć wiedzieli, że ma ona ciemną stronę. I że po każdym wyleczonym pacjencie, gromadzi się w tobie agresja. Aż przyszła do ciebie młoda dziewczyna, która była ci bardzo bliska. Wtedy chyba po raz pierwszy zrozumiałem, że się zakochałem w tobie. Gdy widziałem, jak ją obejmujesz, przytulasz, dałbym wszystko, by być na jej miejscu, mimo że miała przed sobą góra dwa miesiące życia.

- Przestań, proszę - jęknął. Wspomnienia wróciły jak żywe. Ayna, jego pierwsza, młodzieńcza a może jeszcze i dziecięca, miłość. Śmiertelnie chora, na bardzo rzadką i nietypową chorobę, był jej ostatnią nadzieją. Bała się, a on ją uspokajał, że wszystko będzie dobrze. Zaufała mu. Wiedział, że przypadek jest bardzo trudny, najtrudniejszy z jakim do tej pory miał do czynienia. Gdzieś w podświadomości został zaszczepiony strach. Może to jej lęk mu się udzielił? Kilka godzin, w maksymalnej koncentracji i gdy już się prawie udało, coś się stało. Coś pękło, równowaga została zachwiana, cały świat się zakołysał. Stracił kontrolę nad własnym ciałem, które zalane falą adrenaliny oszalało. Własnymi dłońmi, własnymi pazurami rozszarpał Aynę, rzucał się na każdego kto wszedł, czuł ich lęk, który potęgował agresję. Poranił strażników, nauczycieli, był przeraźliwie skuteczny, opowiadali później, że w pokoju było krwi po kostki. I nagle przypomniał sobie. Młody mag, o włosach za ramiona. Nie bał się, był zatroskany, ale spokojny. Spokój udzielił się i jemu, adrenalina odpłynęła. Zobaczył, co zrobił. Zobaczył Aynę... rzucił się do niej.

- Nienawidzę cię - wyszeptała, zanim zamknęła oczy. Świat zawirował przed oczami po raz kolejny i stracił przytomność.

Wszystko wróciło, a tak bardzo chciał o tym zapomnieć. Ból, który czuł przerwał tamę. Łzy popłynęły same z oczu.

- Przepraszam. - Usłyszał głos maga. - Chciałem tylko, żebyś wiedział skąd cię znam, nie chciałem sprawiać ci przykrości.

Nie potrafił powstrzymać łez. Siedział tu, w hotelowym pokoju, z dziwnym facetem i płakał jak dziecko. Godart wyciągnął rękę i przytulił go do siebie. Mocno.

- Miałem ją wyleczyć, a zabiłem. Zrobiłem tam masakrę. Czemu nie mogłem dostać daru Słyszenia jak Lia, tylko to przekleństwo? - załkał. Po raz pierwszy pękł, wyrzucił z siebie to, co dręczyło go latami.

- Lean, to nie była twoja wina. Trafiłeś do Szkoły Magii Stosowanej, bo mieli cię nauczyć, jak korzystać z mocy uzdrawiania i jak opanować towarzyszący jej instynkt zabijania. A zamiast tego, wykorzystali cię.

- Ale to ja ją zabiłem, tymi dłońmi. I nie potrafiłem zabić po tym siebie, choć ze wszystkich sił próbowałem.

- Wiem, Kociaku, że próbowałeś. Bardzo się o ciebie bałem wtedy. A potem zniknąłeś. Zrobili wszystko, by zatrzeć ślady, że kiedykolwiek tam byłeś. Szukałem cię od tamtej pory, mając tylko nadzieję, że przeżyłeś - szeptał, gładząc jego włosy.

- Niestety, przeżyłem. I każdego jednego dnia myślałem o tym, że zabiłem jedyną dziewczynę, którą kochałem. O tym, że chciałem ją uratować a odebrałem jej te dwa miesiące. O tym, że ostatnie słowa mojej ukochanej były „nienawidzę cię”.

Godart puścił go, wstał i przeszedł się kilka kroków w tę i z powrotem.

- Naprawdę tak ją kochasz? - zapytał, z dziwnym smutkiem w głosie. Lean zorientował się, że wypowiedziane przed chwilą słowa go zabolały. No tak, w końcu ten dziwny mag wyznawał mu miłość. Sytuacja była ze wszech miar idiotyczna.

- Kochałem. To było dziesięć lat temu. Ona nie żyje. Przeze mnie.

Godart długo ważył słowa, zanim przemówił.

- Nie zabiłeś jej. Wyleczyłeś. Żyje do dziś dnia.

- Kpisz sobie ze mnie - parsknął. Tego było już za wiele. Otworzył się, nie wiedzieć czemu przed nim, tylko po to, by...

- Nie kpię. Mogę ci to udowodnić.

- Więc dlaczego powiedzieli mi, że umarła?

- Bo takie było jej życzenie. Zgodziła się nie wytaczać Szkole procesu, a wierz mi, za to, do czego dopuścili, polecieliby wszyscy, postawiła tylko jeden warunek. Że nie powiedzą ci, że przeżyła.

Lean popatrzył na niego wzrokiem nic nierozumiejącym.

- Dlaczego? - szepnął, zduszonym głosem.

- Bała się ciebie. Sytuacja ją przerosła, nie umiała stanąć z tobą twarzą w twarz. Zresztą, zostały jej blizny, których nie potrafiłem... nie potrafiliśmy usunąć.

Ukrył głowę w dłoniach. Tego było za wiele.

- Jeśli będziesz chciał, zaprowadzę cię do niej - dodał.

- Nie teraz - szepnął. - Muszę odpocząć. Muszę to przemyśleć. Dlaczego mi o wszystkim powiedziałeś?

Godart podszedł i z powrotem usiadł obok. Delikatnie odjął ręce Leana od zapłakanej twarzy, ujął ją we własne dłonie i kciukami otarł łzy, patrząc mu prosto w oczy. Lean uciekał wzrokiem, ale w końcu zdecydował się odwzajemnić spojrzenie. W chabrowych oczach Godarta było coś trudnego do opisania, magnetycznego, hipnotyzującego, aż przeszedł go dreszcz. Godart powoli pochylił się ku niemu, aż dotknął czołem jego czoła i wyszeptał niskim, czułym tonem.

- Bo cię kocham, Leandearenie.

„Pocałuje mnie znowu?”- pomyślał. - „Po tym, co mu zrobiłem? Będzie się bał.”

I nagle zapragnął, żeby mag okazał się inny niż Ayna, żeby mimo wszystko odważył się, zaryzykował po raz drugi, dla niego.

Godart uśmiechnął się lekko.

- Nie, Kociaku, nie boję się ciebie - powiedział, jakby odczytał te myśli. Scałował najpierw resztki łez z policzków, nosa i brody po czym przywarł ustami do jego ust, całując mocno, zachłannie, aż obaj opadli na łóżko.

„Kompletnie mi odbiło” - pomyślał Lean chwilę później, gdy wsparty nad nim na łokciach Godart pozwolił mu na chwilę oddechu. „Czy ja naprawdę chciałem, żeby on... mnie...?!”

- Przepraszam. - Usłyszał i się zdziwił. Czyżby nagle i on uświadomił sobie, że całowanie faceta to nie jest... - Musisz być wykończony i pewnie marzysz o tym, by się wyspać.

- Owszem - miauknął, tracąc nadzieję na to, że Godart uzna tę sytuację za nieprzyzwoitą.

- Wyśpij się więc, pobawimy się później, gdy zregenerujesz siły.

- Mhm... - mruknął, odpływając powoli w niebyt.

„Zaraz!!! Co on powiedział?!”

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.