Opowiadanie
Wampirzyca Edyta
Rozdział 2: Izydor
Autor: | manna |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Zmierzch |
Gatunki: | Fantasy, Komedia, Romans |
Dodany: | 2011-11-12 16:06:31 |
Aktualizowany: | 2011-11-12 16:06:31 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Edyta otworzyła oczy. Leżała na jakimś łóżku, ktoś trzymał ją za rękę, a sufit był straszliwie biały.
- Żyjesz! - Ucieszył się Izydor, jeszcze mocniej ściskając jej dłoń, na szczęście zabandażowaną. - Zemdlałaś na korytarzu!
- Aha - wykrztusiła Edyta, próbując się podnieść. Czuła się lepiej i dobrze znosiła obecność Izydora. Już nie odczuwała palącej potrzeby, by dostać się do jego szyi.
- To ja wracam do klasy.
- Żartujesz? Załatwiłem ci zwolnienie! - zawołał Izydor. - Odprowadzę cię do domu. Jeśli pozwolisz - dodał szybko.
Edyta zawahała się. Nie powinien jej odprowadzać, ale jednak...
- Dobrze - powiedziała powoli. - Ale tylko kawałek.
Może przez ten czas uda jej się powstrzymać.
Izydor rozpromienił się. Niemal ściągnął Edytę z kozetki, kiedy wróciła pielęgniarka, ruda i w średnim wieku. Zganiła ostro chłopaka i pomogła obolałej Edycie wstać.
- Odprowadź ją - zgodziła się pielęgniarka. - Tak będzie bezpieczniej. Mam nadzieję - dodała ciszej.
Na szczęście dla Edyty, dzień był pochmurny. Pozwoliła poprowadzić się za miasto, w okolice lasu. Izydor milczał, ale za to wymownie, sugerując swoje onieśmielenie pięknem Edyty. Niemka pozwoliła mu więc milczeć.
Wampirzyca zatrzymała się nagle. Tu kończył się chodnik, a zaczynało zwykłe pobocze.
- Mam jeszcze kawałeczek do przejścia - powiedziała Edyta. - I wybacz, ale nie podam ci mojego adresu. Widzisz, mieszkam w brzydkim domku - dodała. - Jest mały, z różową elewacją i brakuje wielu mebli. Wstydzę się przyjmować gości.
- Nie musisz - bąknął Izydor. - Nie przychodzę oglądać twojego domu, tylko ciebie... - urwał. - No... to do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Edyta nie miała pojęcia, co ją podkusiło, by posłać odchodzącemu Izydorowi buziaka. Chłopak pokraśniał i zaczął iść tyłem. Edyta uśmiechnęła się lekko, ale tylko na sekundę.
- Uważaj!- wrzasnęła.
Za późno. Izydor odwrócił się zbyt wolno.
Przerażony kierowca zatrzymał tir. Co teraz? Rany boskie, co on zrobił?! Właśnie zabił dziecko! Policja? Nie, nie ma mowy! Musi zakopać zwłoki... Głęboko, żeby nikt nie znalazł. Wyskoczył z samochodu i rozejrzał się.
Na drodze nie było nikogo, zderzak nie był nawet zakrwawiony. Pod ciężarówką również nie było nic przypominającego zwłoki lub ich resztki. Spojrzał do rowu za sobą i odetchnął z ulgą. Dzieciak ruszał się, a przy nim stała jakaś pałająca żądzą mordu dziewczyna.
Kierowca ocenił odległość między dziewczyną, a kabiną kierowcy. Powinien spokojnie zdążyć. Rzucił się do biegu.
Ale nie zdążył.
Edyta była głodna i pojawienie się kierowcy było jej bardzo na rękę. Posiliła się i ukryła zwłoki. Tirówką zajmie się później. Na razie Izydor jest najważniejszy.
Kiedy do niego wróciła, właśnie się ocknął.
- Czy to niebo? - wychrypiał. - Umarłem, prawda?
- Nie - powiedziała spokojnie Edyta. - Kierowca skręcił w ostatniej chwili.
- Och. Muszę mu podziękować.
- Już sobie poszedł.
- Och. - Izydor zorientował się, że cały się trzęsie. Nie tylko z powodu tira. Coś mu nie pasowało. Widział ciężarówkę centymetry od siebie. Ale nie mógł się zorientować, co tu nie gra.
- Trafisz do domu? - zapytała Edyta. - Nic sobie nie złamałeś.
- Trafię - odparł słabo Izydor i stanął chwiejnie na nogi. - Dzięki za pomoc. Do zobaczenia.
- Pa.
Izydor odszedł dość daleko, kiedy pojawił się brakujący kawałek układanki. Uspokoił się nieco i pomyślał przejrzyściej. Kierowca nie miał prawa zdążyć skręcić. Coś odepchnęło go na bok. A raczej ktoś. Obok stała tylko Edyta, ale ona nie mogła poruszać się tak szybko.
A może...?
Pobiegł na miejsce wypadku. Edyta już znikła, został tylko tir. Izydor uświadomił sobie, że przybiegł tu bezmyślnie. Bo po co? Westchnął ciężko i skierował się do domu.
Edyta wróciła do domu zadowolona. Spotkała swoją drugą połówkę i najadła się porządnie.
- Witaj - powiedziała, wchodząc do chaty. - Jak minął dzień?
- Cierpliwość jest cnotą - wyrecytował odruchowo Walenty. - Wytrzymaj jeszcze... A dobrze, dziękuję...
Urwał i z zaskoczeniem spojrzał na podopieczną.
- A tobie? - zapytał podejrzliwie.
Edyta uśmiechnęła się drapieżnie.
- Genialnie, mistrzu - odparła. - Raj na ziemi.
Opowiedziała Walentemu o Izydorze. Ten kiwał głową, słuchając uważnie.
- Wspaniale - podsumował. - Widzisz? Opłacało się poczekać.
- To naprawdę jest takie przyjemne - stwierdziła po chwili Edyta. - To znaczy...
- Też przez to przechodziłem - przerwał jej Walenty.
- Co się z nią stało?
- Po pierwsze, to był on. Po drugie, porozmawiamy o tym, jak dorośniesz.
- No dobrze. - Edyta usiadła na resztkach kanapy. - Co mam teraz zrobić z drugą połówką?
- Musisz go w sobie rozkochać.
- Z tym nie będzie problemu. A dalej?
- A dalej...
Edyta wytrzeszczyła oczy na mistrza.
- Nie mówisz poważnie - stwierdziła.
- Przecież on cię pokocha, a sam nie będzie narzekał.
Dziewczyna namyślała się chwilę.
- I to jest bardzo fajne, tak?- upewniła się.
- Tak. A teraz, na jakim poziomie znajomości jesteście?
- No... odprowadził mnie kawałek - powiedziała Edyta. - A ja go uratowałam przed tirem. I przy okazji się najadłam. Ale ten kierowca był strasznie słony. W ogóle nie czułam żelaza. Miał anemię czy co? Szkoda, że nie był przynajmniej cukrzykiem. Słodkie też jest dobre.
- Usunęłaś mu pamięć? - zapytał Walenty.
- Za kogo mnie masz? - Obruszyła się Edyta. - Oczywiście, że... - Wstała gwałtownie. - Och... A jeśli... A jeśli mnie poniosło?
- No to co? Był tylko przejezdnym, prawda? Zatarłaś ślady.
- No... tak, rzeczywiście... ja... ja się pójdę przejść... Na razie!
Wybiegła z chaty jak burza. Cholera, jak mogła zapomnieć o tirówce?!
Szybko znalazła grób kierowcy pod losowo wybraną wcześniej sosną. Własnymi rękami odkopała mężczyznę. Kluczyki, gdzie ma kluczyki?!
- To dopiero romantyczne! - zawołał Tom, kiedy Izydor opowiedział mu w tajemnicy o wypadku. - Też tak chcę! To prawda, że całe życie przelatuje ci przed oczami?
Izydor wytężył pamięć.
- Nie pamiętam - stwierdził.
Tom machnął na to ręką. Zmusił brata, by ten zaprowadził go na miejsce zdarzenia. Za nimi szła Alina, która przypadkiem wszystko usłyszała i wprosiła się na wycieczkę.
Na miejscu ciągle stał wielki tir. Z ust rodzeństwa wydało się chóralne westchnienie.
- Odjazd! - zawołał zachwycony Tom, podchodząc bliżej. - O, ma kluczyki w środku!
Alina minęła go i wskoczyła do kabiny. Zatarła ręce.
- Ej, a ty co? Chcesz się zabić? - Zaniepokoił się Tom.
- Co ty! Umiem prowadzić. - Alina pokazała mu język. - Tir jest bardzo podobny do osobówki. Tylko się przyjrzę. O, to fascynujące!
- Co? - zapytali jednocześnie Izydor i Tom.
Alina zagwizdała.
- Zaiste, ciekawe - dodała. - Kierowca trzymał pod siedzeniem pisma porno.
- Pokaż! - Tom wskoczył do kabiny i wyrwał siostrze gazetę.
Izydor skrzywił się. Gdyby teraz obejrzał pismo porno, dręczyłby się, że sprofanował piękny obraz Edyty. Stanęła mu nagle przed oczami jak żywa. Izydor zamknął oczy i, wyobrażając sobie, że Edyta naprawdę stoi obok, objął widmową dziewczynę.
Widmo okazało się zaskakująco materialne. I miało silną rękę.
- Obmacujesz mnie! - zawołała zgorszona Edyta, odsuwając się od niego.
- Nie chciałem! - wykrzyknął przerażony Izydor. - Samo wyszło! Nie bij mnie, błagam! - Rozpłakał się i usiadł na drodze. Edyta rozłożyła bezradnie ręce. W kabinie kierowcy dostrzegła rodzeństwo chłopaka zajęte czytaniem gazet. No cóż... Z usunięciem tira faktycznie może być problem. Chyba że...
- Izydorze - powiedziała powoli. - Co powiesz na fajkę pokoju?
- Hę?
Edyta uśmiechnęła się szeroko.
- Zrobimy sobie ognisko. Teraz. Zaraz. Możemy pośpiewać.
Izydor również się rozpromienił, ale zawahał się. Edyta miała w sobie teraz coś przerażającego.
- Nie spalisz mnie? - upewnił się chłopak.
- Nie. Przyrzekam.
- To gdzie zrobimy to ognisko?
- Daleko stąd.
- Nie pchaj mnie, do jasnej Anielki - syknęła Alina. Obok niej siedzieli ściśnięci Tom, Izydor oraz Edyta. - Bo wjadę do rowu!
Tir rzeczywiście jechał zygzakiem. Wszyscy cieszyli się, że było już ciemno, a droga pusta. Edyta zarządziła postój, kiedy dojechali na opuszczone tereny, gdzie znajdował się głęboki i zapomniany wąwóz.
- Tu jest dobrze - stwierdziła po chwili oględzin. - Idealnie.
- To robimy ognisko? - zapytał Tom. - Zimno mi! Co chcesz w ogóle zapalić?
Uśmiech Edyty przyprawił całą trójkę o ciarki.
- Nie bój się, chłopaczku. Nie ciebie - powiedziała pogodnie i sięgnęła po zapałki.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.