Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Wampirzyca Edyta

Rozdział 9: Heinrich Blumen

Autor:manna
Korekta:Dida
Serie:Zmierzch
Gatunki:Fantasy, Komedia, Romans
Dodany:2011-12-27 17:41:04
Aktualizowany:2011-12-27 17:41:04


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Podczas gdy Walenty i Elizabeth szukali Blumena, a Edyta stanęła z nim twarzą w twarz, Izydor został zaciągnięty do lasu przez własną siostrę.

Róża oświadczyła, że chce nauczyć brata, jak zrobić własny kołek.

- Może kiedyś się przydać - powiedziała. - Nie umrzesz, jeśli się tego nauczysz.

Po dłuższych oględzinach znalazła odpowiednie drzewo i urwała jedną z gałęzi. Kazała Izydorowi uważnie obserwować, jak ostrzy kij za pomocą noża. Izydor westchnął i spojrzał pod nogi, na lekko nadgniłe zimowe liście. Wtedy dostrzegł coś, czego nie powinno być w lesie. Schylił się i podniósł brzydki wisiorek Edyty.

- …I gotowe - oznajmiła Róża, triumfalnie unosząc gotowy kołek. - Trzymaj i przyjrzyj się temu.

Izydor odruchowo chwycił kołek, nie spuszczając oczu z wisiorka.

- Co to? - zapytała Róża.

- To Edyty - odparł Izydor. -Sznurek jest rozerwany. Coś musiało się stać!

Bez ostrzeżenia pobiegł w głąb lasu. Może Edyta jest w okolicy. Róża zawołała za nim, a nie otrzymawszy odpowiedzi ruszyła za bratem.


Edyta uznała, że ma dość nikłe szanse. Blumen blokował wejście, a do tego miał broń. Był starszy od niej, ale przecież nie tak dawno został mocno raniony. A mimo to, zdrowy rozsądek bezlitośnie skopał resztki nadziei, mimo to spokojnie polował na młode dziewczęta i nie został wykryty. Ostro, jak na chorego.

- OWZ już tu jest - powiedziała szybko Edyta. - Niebawem cię znajdą.

- Nie mam nic przeciwko temu. - Uśmiech Blumena nie wróżył niczego dobrego, kontrastując niesamowicie z jego piękną twarzą okrytą czarnymi lokami. - Właściwie byłoby mi to na rękę. W międzyczasie jednak pozwól, że wypełnię sobie czas oczekiwania.

Z tymi słowy skoczył ku wampirzycy. Edyta w ostatniej chwili odskoczyła w tył, ale zanim odzyskała równowagę, Blumen znalazł się przy niej i szybko zasłonił jej usta ręką. Edyta wyrwała się i ugryzła go z całej siły. Blumen jęknął, a ona wywinęła się i już miała uciec, ale popełniła jeden straszliwy błąd. W następnej chwili runęła na ziemię nieprzytomna, uderzona trzonkiem noża.

- Nigdy- wycedził Blumen bardziej do siebie niż do ofiary - nie odwracaj się tyłem do napastnika.


Róża biegła za oddalającą się sylwetką brata ile sił w nogach. Wreszcie chłopak zatrzymał się i dziewczyna zdołała go dogonić. Stanęli przed opuszczoną chatką. Tylko list przyczepiony do drzwi świadczył o tym, że ktoś tu był. Izydor zerwał go i szybko przeczytał.

- Edyta! - jęknął zaraz potem. - Róża, zostań tutaj! - zwrócił się do siostry. - Zaraz wrócę.

Róża chciała zaprotestować, ale była zdyszana i nie zdążyła dobyć głosu. Izydor pobiegł w głąb lasu. Dziewczyna jęknęła i postanowiła poczekać w chacie. Izydor porzucił list na ziemi, więc Róża również mogła go przeczytać. Dowiedziała się więc, że Edyta została porwana przez niejakiego H. B., że OWZ to banda idiotów, że celem jest zemsta oraz że Walenty powinien stawić się za miastem, jeśli chce ocalić Edytę. Według listu bez problemu miałby wypatrzyć ich z góry.

Róża uniosła brwi. Za miastem był głównie las. Może chodziło o jakąś polanę? Tak czy owak, brata już nie znajdzie. Czas modlić się, by ten Walenty wkrótce wrócił.


Na szczęście do obrzeży miasta nie było daleko. Polan było niewiele i Izydor szybko odwiedził część z nich. Na żadnej nie znalazł Edyty. Zanim dotarł na kolejną, tą właściwą, minęło wiele cennych minut.


Edyta ocknęła się i odkryła, że przywiązano ją do drzewa. Nieważne, jak silnie się szarpała, nic to nie dało.

- Skończyłaś? - Rozległ się głos Blumena, który stał obok. - Więc możemy przejść do rzeczy.

- Dlaczego to robisz?! - zapytała Edyta, chcąc opóźnić przejście do rzeczy. Instynktownie czuła, że nie czeka ją nic przyjemnego.

- Dlaczego? Z zemsty, oczywiście! - Roześmiał się Blumen. - Mam też drugi powód: jestem sadystą.

- To mnie jakoś nie dziwi - wymsknęło się Edycie. Na szczęście Blumen tego nie usłyszał.

- Twój drogi mistrz polował na mnie wiele miesięcy - mówił dalej Heinrich. - Przyznaję, dałem się dopaść, ale nie puszczę mu tego płazem.

Walenty miałby ścigać Blumena już wcześniej? Edyta nigdy o tym nie słyszała. Zawsze sądziła, że mistrz znalazł się tam przypadkiem. Blumen dostrzegł jej zaskoczenie i bezlitośnie kontynuował.

- O, czyżbyś nie wiedziała? Walenty pracował dla OWZ. Został wyrzucony po uratowaniu cię. Ale czas leci. A nuż zjawią się za wcześnie. Czas na zabawę.

Kucnął przy Edycie i zbliżył do jej twarzy srebrny nóż. Wampirzyca jak dotąd była umiarkowanie przerażona, ale teraz strach urósł gwałtownie. Tym bardziej, że zaraz potem czubek noża zanurzył się w jej prawym policzku.


Izydor biegł na kolejną polanę, kiedy usłyszał wrzask z jeszcze innej strony. Bez namysłu skręcił w tamtym kierunku. Zdyszany wbiegł na polanę po kilku minutach. Blumen właśnie wstawał z zakrwawionym nożem w ręku. Odwrócił się, gdy Izydor wykrzyknął imię Edyty.

- O, ciebie się nie spodziewałem - wyznał wampir, odsuwając się od Edyty. Izydor dopiero teraz spostrzegł, że wampirzyca ma zakrwawioną twarz i klatkę piersiową.

- Co jej zrobiłeś?! - wrzasnął Izydor, mocniej ściskając w dłoni kołek. W duszy dziękował Róży, że mu go dała. - Natychmiast ją wypuść!

- Cóż za duch walki! - Roześmiał się Blumen. - Żeby śmiertelnik walczył o jedną marną wampirzycę? Zapewne jesteś jej połówką, czyż nie? Słyszysz, dziewczyno? - Szturchnął nogą półprzytomną Edytę. - Twój rycerz na białym koniu zaraz zginie.

Edyta nie zareagowała. Izydor z bojowym okrzykiem rzucił się na Blumena, wściekły i jednocześnie przerażony. Blumen bez trudu uniknął ciosu.

- Tylko na tyle cię stać? - zadrwił i wymierzył Izydorowi cios w brzuch.

Izydor upuścił kołek i zgiął się w pół. Kolejny cios powalił go na ziemię.

- Coś krótko walczyłeś - powiedział z żalem Blumen. - Ale doceniam twoją odwagę. Dlatego będziesz moim posiłkiem.

Edyta drgnęła i lekko uniosła głowę. Izydor spojrzał na nią i zamarł. Połowa twarzy wampirzycy była mocno pocięta, brakowało też prawego oka. Lewe jednak, całe i zdrowe, wyrażało szczerą chęć mordu. Tak czy owak nawet rozwiązana Edyta nie zdołałaby zrobić kroku, obolała i przerażona. Nie zdobyła się nawet na złośliwy komentarz.

I wtedy nadeszła pomoc.

Zaskoczony Blumen runął na ziemię, powalony kopniakiem Walentego.

- To ty! - warknął Blumen, wstając szybko.

Zaraz jednak cofnął się o krok - Walenty emanował wściekłością.

- Tym razem na pewno zginiesz! - zawołał. - Powinieneś był zapomnieć o Edycie!

Blumen stanął prędko w pozycji bojowej. Walenty zaczął go powoli okrążać. Izydor zafascynowany obserwował ich ruchy. Ocknął się dopiero, gdy dwa wampiry rzuciły się na siebie. Nóż Blumena wylądował kawałek dalej i zaczęła się walka na kły i pazury. Izydor przytomnie poczołgał się po nóż, a następnie do Edyty. Drżącymi dłońmi zaczął ciąć zakrwawione więzy. Tuż obok toczyła się walka na śmierć i życie.


Elizabeth opuściła Walentego i wędrowała w zupełnie innym miejscu. Szybko jednak uznała, że w pobliżu nie ma żadnego wampira i wróciła do chaty. Tam rzuciła się ku niej Róża, w ręce ściskając list.

- Nareszcie! - zawołała Róża. - Przeczytaj to szybko! Mam nadzieję, że coś z tego rozumiesz!

Elizabeth prędko przeczytała list i uśmiechnęła się.

- Mamy go! - krzyknęła triumfalnie. - A ty jesteś…

- Róża Swamp - powiedziała Róża. - Czy… czy jesteś może z OWZ?

Elizabeth uniosła brwi i kiwnęła głową.

- Więc… mogę cię prosić o pomoc, prawda? - podjęła Róża o wiele ciszej. - Kiedy tylko uratujesz mojego brata, ja...

Elizabeth wysłuchała uważnie prośby Róży i obiecała pomoc. Nie dała jednak poznać po sobie, jak historia dziewczyny ją zszokowała. Mimo to, na razie najważniejszy był Blumen.

Łowczyni kazała Róży zostać w chatce, a sama ruszyła na poszukiwania przestępcy.


Walentemu udało się powalić Blumena i bez wahania przebić go szponami. Izydor od pewnego czasu siedział z zamkniętymi oczami - nagle pojawiające się szpony i wydłużone kły u wampirów przekraczały jego zdolności pojmowania. Fakt jednak, że obaj walczący mieli rany cięte, a Blumen do tego dziurę w brzuchu. Izydor nie widział więc, jak Walenty bezlitośnie atakuje ponownie, tym razem wyrywając przeciwnikowi serce. Izydor drgnął i krzyknął, czując ruch obok siebie - to Edyta próbowała wstać z kolan. Chwyciła zapomniany nóż i rzuciła go Walentemu, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Walenty złapał broń i przebił nożem serce Blumena tuż obok właściciela.

Blumen wrzasnął rozdzierająco i zaczął się wić jak wąż. Po chwili zmienił się w pył. Walenty nie uznał jednak bitwy za zakończoną - garść po garści, zaczął przenosić kolejne kupki popiołu w różne miejsca, za polaną i na niej. Część prochów schował do kieszeni. Dzięki temu spadła szansa na odrodzenie Blumena.

Wtedy na polanę wbiegła Elizabeth.

- Dobra robota - pochwaliła szczerze Walentego. - A jak się mają dzieciaki? - Dostrzegła jeńców i podeszła do nich. - Co z tobą, chłopcze? Otwórz no oczy!

Izydor uchylił powieki.

-Żyjesz - uznała Elizabeth. - Boli cię coś?

-Nie… ale Edyta… - wymamrotał Izydor.

- Pokaż się, Eduś - zażądała Elizabeth i bez wahania doskoczyła do wampirzycy. - Brzydko to wygląda - uznała, przyjrzawszy się jej twarzy. - Pozwól, że udzielę ci pierwszej pomocy.

Z kieszeni, która okazała się całkiem spora, wydobyła bandaże i niezidentyfikowaną maść. Walenty podszedł do nich i przykucnął, patrząc gdzieś w bok. Elizabeth posmarowała bandaż maścią i owinęła nim głowę Edyty. Wampirzyca dzielnie milczała. Może dlatego, że mówienie tylko pogorszyłoby sprawę.

- Powinnaś się napić - dodała Elizabeth, zerkając na Izydora. Chłopak nie był w najlepszym stanie. - No cóż - łowczyni zaczęła rozpinać guziki kołnierzyka - poświęcę się ten jeden raz.

Edyta dość mechanicznie wgryzła się w szyję Elizabeth. Picie też nie szło sprawnie. Wkrótce łowczyni zyskała na bluzce krwawe plamy, ale cierpliwie czekała, aż Edyta zyska trochę siły. Czego się nie robi dla połówki?

Kiedy Edyta była już w stanie iść, Elizabeth postanowiła zająć się sprawą Róży.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.