Opowiadanie
Niezapominajka
Autor: | Clemerina |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Dramat, Obyczajowy, Romans |
Dodany: | 2012-01-24 10:28:05 |
Aktualizowany: | 2012-01-24 10:28:05 |
I
Płakała, ach jak ona płakała. Oczy, ależ one szczypały, przecierane po raz kolejny brudnawą dłonią, na której pozostawały ślady poprzednich łez. Z tą dziwną zawziętością je odganiała, te śmieszne krople pełne wspomnień i dymu papierosowego, och, jak dużo tu tego było. A on patrzył na nią z tym kpiąco-ironicznym wyrazem twarzy, którego tak nie lubiła. Czasami podchodził i ocierał łzy, chociaż to i tak nie pomagało, bo one wciąż kapały i kapały, dlaczego one nie chciały przestać? Nie wiedziała. Nigdy tego nie wiedziała.
Powtarzał jej, że jesień to ona. Taka śmieszna w swym żalu, zimna, z powiewem ciepła. Czasami się z tego naśmiewał, wplatając szorstkie palce w te nielubiane rudawe kosmyki, które nigdy nie chciały się ułożyć tak jak chciała. Cały był szorstki. Ach, jak ona tego nie lubiła, tego dziwnego uczucia, które ją obezwładniało, gdy przesuwał kciukiem po jej umorusanym policzku. Twierdził, że jest dziecinna, a ją po prostu szczypały oczy. Czemu tego nie wiedział? Przecież one wszystkich szczypały.
Zabierał ją tam, gdzie brzmiała muzyka. Tylko takiego go znała - z tych nieoświetlonych do końca pomieszczeń, pełnych tego głupiego dymu i głośnego śmiechu, za którym nie przepadała. Czasami pokazywał jej jak grać, ale przeważnie siedziała, wpatrując się bezinteresownie w ścianę. Czemu ona się tak na nią patrzyła? No tak, jego odbicie. Ta jego niesamowita czupryna, tak straszna w tym nikłym świetle, która zdawała się płonąć od kolejnych ilości tytoniu w powietrzu. Chyba jeszcze żyła, bo czuła ten wstrętny zapach, którego nie znosiła. Boże, jak ona tego nie znosiła.
Czasami zdawał się ją rozumieć. Przynajmniej tak twierdziła, wpatrując się w swoje nijakie odbicie w starym zbitym lustrze. Siedem lat nieszczęścia, co? Niech one już miną. Mówił, że to nie ona, to nie jej wina. Chyba to wszystko zdawało się ze sobą zlewać. Oczy szczypały, dym wgryzał się w jej myśli. Nie lubiła tego, nie lubiła. Krzyczała czasami, że chce stąd wyjść. Nigdy nie słuchał, czy on jej kiedykolwiek słuchał? Miała wrażenie, że nie odbiera jej fali. To tylko niemy krzyk, tylko nikły akt desperacji. Taka jesienna melancholia. Tak przynajmniej twierdził, prostując jej łopatki. Niknął bezpieczny łuk, klatka uciekała w niepamięć. Było wtedy zbyt dużo tej wolności, której nie rozumiała, zbyt dużo jej, zbyt mało jego. Przytulała się do niego, nie rozumiejąc, że pobrudzi jego schludną białą koszulę tym głupimi łzami, w których chowała kolejne wszechświaty. Ale jej nie odsuwał, chyba rozumiał, jak bardzo go czasami potrzebowała.
Głupi dym gryzł oczy, wywołując kolejną lawinę, kolejny bezinteresowny potok. Dlaczego ona zawsze ma brudne ręce? Chciała je umyć, schować, ukryć przed światem, gdy na nią nie patrzył tym swoim wzrokiem, który sprawiał, że chciała się uśmiechnąć. Chyba nie pamiętała jak się uśmiechać, był tylko ten bukiet liści klonu, który codziennie jej przynosił. Czasami miały kształt róż. Nie lubiła róż. Wolała niezapominajki. Tyle razy chciała mu o tym powiedzieć, jednak zawsze znikał, zbyt nieokreślony, by dłużej przy niej zostać. Stała w drzwiach i czekała.
Zawsze na niego czekała.
II
Przyniósł jej pastele. Takie śmieszne kredki, których zapach kojarzył jej się z jesiennym ogrodem, a barwy były przecież tylko brązowe. Chyba lubił brązowy kolor. Lubił ten kolor, który zawsze mieszkał gdzieś na opuszkach jej palców, nie do końca starty przez lodowatą wodę. Głupie, zawieruszone w próżni pigmenty, tworzące tylko i wyłącznie jego twarz. To on był brązowy, to on mógł na nią patrzeć tymi nieograniczonymi sepiowymi tęczówkami. Czasami brakowało jej jednak fioletu.
Chciała mieć oczy koloru niezapominajki. Tylko takie nie płakały, tylko takie zdawały jej się nie szczypać. Dymu było coraz mniej, chyba mu przeszkadzała. Nigdy już z nim nie grała, a te kosmyki jego włosów zaczynały się coraz dziwniej układać. Ściana, nieokreślona ściana. Tak mało tam było słońca. Raz zabrał ją do zimnego domu, pełnego starych okien i brudnych, niezbitych luster. Nie podchodziła do nich, nie chciała mieć pecha. Mówił, że to nie była jej wina. Jakoś nie była tego pewna, ale on i tak sadzał ją na szarej kanapie, w której się zapadała. Chciała się do niego przytulić, ale stał przed nią z nieokreślonym wyrazem twarzy, czasami chowając się za drewnianymi sztalugami. Znikał jej, coraz częściej jej znikał.
Chciała być niezapominajkowym bukietem. Próbowała mu to powiedzieć, ale chyba nie do końca to rozumiał, ale jak mógł rozumieć, skoro ona tego nie rozumiała. Był brązowy, ona nie istniała. Za mało było barw w jego palecie i nigdy nie potrafiła się między nimi znaleźć. Ogarniało ją wtedy przerażenie, a co jeśli on też jej tam nie widział? Gdzie się podziewało jego szare, przeważnie zimne spojrzenie, gdy zasypiała na szarej kanapie otulona jakimś starym kocem pełnym dziur. Chciała go o to zapytać, ale zawsze zapominała. Oczy szczypały i łzy znów zabierały wspomnienia.
Czasami był szorstki. Zawsze był szorstki, ale w takich momentach jego dotyk był bolesny, zbyt gwałtowny, zbyt niecierpliwy. Zostawiał ślad na tym bladym policzku, nadając mu trochę więcej czerwieni, ale ona potrafiła tylko przekazać mu brąz. Chyba była tylko jednym z wielu jego odcieni, dlatego przy niej był. Wciąż nazywał ją Jesienią, ale melancholia odeszła, zostawiając tylko to zdziwienie. Czemu Jesień się dziwi? Jest przecież brązowa.
- Chciałabym niezapominajki.
Powiedziała, gdy miała na sobie lnianą beżową sukienkę, którą pomagał jej zasznurować. Dla niej było tam za dużo sznurków, za dużo możliwości i zbyt mało czasu, by je zrozumieć. Odwróciła się i zerknęła w te jego szarawe oczy, ale nie znalazła w nich niczego więcej niż zazwyczaj widziała. Nieco uspokojona pozwoliła się wyprostować, przymykając nieco szczypiące oczy.
- Chodź. Kupimy niezapominajki.
Lubiła barwę jego głosu, gdy zapinał jej karmelowy płaszcz i ciągnął ze sobą po tych śmiesznych uliczkach, których labirynt zawsze ją przytłaczał. Tylko on wiedział gdzie są, tylko on potrafił się znów odnaleźć. Zostawiała siebie w domu, bojąc się, że zgubi tę dziwną płaczącą dziewczynkę z twarzą brudną od brązu. Dlatego trzymała go mocno za rękę, rozglądając się dookoła. Niebo zazwyczaj miało szarą barwę jego oczu.
Od tamtego dnia zawsze przynosił jej niezapominajki. Cieszyła się, jakże ona się cieszyła, gdy wreszcie zrozumiał, że jest swoją niezapominajką i te głupie lustra już jej nie zapomną. Głaskał ją po głowie, czasami całował, chyba będąc szczęśliwszym od niej, chociaż tego nie rozumiała. Ale też się uśmiechała, bo szorstkość jego dłoni zamieniała się w czułość dzięki niezapominajkom.
III
- Źle z nią prawda? - zapytał, gdy stojąc w zbyt jasnym i zbyt głośnym pomieszczeniu rozmawiał, ale nie z nią. Nie lubiła, gdy mówił do kogoś innego, bo barwa jego głosu stawała się nagle ciemnobrązowa. Uniosła spojrzenie, patrząc na niego, gdy uspokajającym gestem przejechał szorstkim kciukiem po jej policzku. Znów ta czerwień, której nie lubiła. - Ona już sobie nie przypomni.
- Nie - odpowiedział mu ktoś, kogo wciąż nie pamiętała. Zmarszczyła lekko brwi, ale niezapominajkowe spojrzenie nie pomagało. Za dużo tu było bieli, zbyt wiele światła. - To już zawsze będzie tak wyglądać. Może być tylko gorzej. Jeżeli ci ciąży, to zawsze możesz ją oddać do domu opieki. Ktoś się na pewno nią zajmie.
- Nie ma mowy - gwałtownie zaprzeczył, strasząc ją tym dziwnym zachowaniem do którego nie przywykła. Jednak po chwili znów był jej, brązowy, z oczami koloru szarzejącego nieba. Chwytał ją za dłoń, a ona pozwalała się tej szarości porwać. Taka miła, tak zwyczajna szorstkość jego dłoni.
- Chodź. Idziemy do domu.
I faktycznie szli, a ona trzymała w dłoniach bukiet niezapominajek i oczy też przestawały niemiłosiernie szczypać.
Czuła się wtedy szczęśliwa.
Zachciało mi się płakać...
Historia ma w sobie coś urzekającego:)
Świetne... No, normalnie brak mi słów...
Będzie dalej?
Urzekł mnie klimat. Taki trochę tajemniczy i... no, nie wiem... niezwykły?
Spodobał mi się również sposób w jaki jest przedstawiony świat i ogólnie narracja...
Po prostu świetne. Z czystym sumieniem daję 10/10 :)