Opowiadanie
...Halo, gdzie jesteś?
XXIII
Autor: | Taco |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Dramat, Komedia, Obyczajowy, Romans |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Yaoi/Shounen-Ai, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2014-08-29 08:00:56 |
Aktualizowany: | 2014-08-15 15:10:56 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Proszę nie kopiować.
Graliśmy chyba do piątej. I faktycznie, pod koniec Maryjka była naprawdę wkuta. Mimo, że staraliśmy się pozwalać jej wygrywać, to robiła takie głupoty... nic dziwnego że ciągle przegrywa. Ostatecznie rzuciła swoją talią kart, stwierdziła, że oszukujemy i idzie spać. Mieliśmy ubaw. Ale byliśmy tak zmęczeni, że nawet nie zauważyliśmy, kiedy zasnęliśmy. Przez spanie na podłodze dzisiaj jesteśmy pogięci, oczywiście oprócz Maryjki, która cwana, położyła się w swoim łóżku. Widząc nasz stan po przebudzeniu, zlitowała się i zrobiła śniadanie. Śniadanie a la Maria składało się z płatków i mleka.
-Karol, ty nie idziesz dzisiaj do pracy? - zapytała Maryjka i dokończyła swoją porcję.
Pokręcił głową, bo usta miał pełne.
-A właśnie, tak w związku z wyjściem... Co z psem? - odezwałem się.
Maryjka zastygła na moment z otwartymi ustami. Potem zerwała się z okrzykiem:
-Włodek!
Plasnąłem sobie dłonią w czoło, Karol uśmiechnął się pod nosem.
-Alex, idziemy! - ponagliła mnie.
-Chwila, tylko zjem. Poza tym, chyba musielibyśmy się przebrać, co?
-O Jezu, dobra! - wbiegła na chwilę do łazienki, potem przeleciała przez pokój i otworzyła szafę. Ściągnęła bluzkę, rzuciła ją na pościel i przebrała się w nową, wyciągniętą z szafy.
-Ona tak zawsze? - zwróciłem się do Karola zaskoczony. Wzruszył ramionami.
-Tylko w sytuacjach wyjątkowych. Zazwyczaj jest bardziej... - zerknął w jej stronę unosząc brwi, bo zaczęła ściągać spodnie - nieśmiała - dokończył zwrócony już do mnie.
-Alex, łap - Maryjka rzuciła coś w moją stronę.
Kiedy złapałem, zobaczyłem, że to jej bluza.
-Co mam z tym zrobić? - zapytałem.
-Jak to co? - spojrzała na mnie jak na wariata - Założyć.
-Założyć? Chyba żartujesz!
Z jej miny wnioskowałem że nie.
-Maria - wtrącił się Karol, a ona się skrzywiła - Alex może i ma długie włosy, ale nie nosi kiecek. Chyba... - dodał spoglądając na mnie łobuzersko. Zgromiłem go wzrokiem.
-Dzięki Karol - poklepałem go po ramieniu i wstałem. Oddałem dziewczynie bluzkę i wyszedłem.
Usłyszałem jak wybiega za mną i krzyczy do Karola:
-Jak będziesz wychodzić, to zamknij. Masz klucz, prawda?
Trochę się odświeżyłem, przebrałem i zanim się zorientowałem, jechaliśmy już tramwajem. Maryjka całą drogę podrygiwała nogą.
-Przestaniesz? - spytałem.
-Nie potrafię.
-Normalnie jakbyś jechała po dziecko, a nie psa.
Nie skomentowała.
Dotarliśmy szybciej niż poprzednio, znaliśmy drogę. Jak weszliśmy do środka, okazało się, że mężczyzna akurat przyjmował klienta, bo zza zamkniętych drzwi dobiegały nas odgłosy rozmowy. Usiedliśmy więc i czekaliśmy. Rozglądając się po pomieszczeniu, zauważyłem kilka reklam na jakieś preparaty dla zwierząt, ulotki i księgę na podstawce. Zainteresowany podszedłem do niej. Była to wielka książka ze spisem psów i kotów. Zacząłem ją przeglądać, zdziwiony ilością informacji i ras w niej zawartych. Wtedy drzwi się otworzyły i wyszedł z nich starszy pan, trzymający klatkę z jakimś futerkowym zwierzakiem, a za nim właściciel kliniki. Wymienili między sobą jakieś uwagi, roześmiali się i starszy pan wyszedł.
-Och, państwo od psa, tak? - odezwał się do nas.
-Tak, dzień dobry - odpowiedziałem za nas obydwoje.
-Proszę za mną.
Wprowadził nas do gabinetu. Zniknął na chwilę w następnym pokoju i wrócił już z koszykiem. W środku leżał psiak z wygoloną gdzieniegdzie sierścią. Czując poruszenie otworzył jedno oko.
Zgadnijcie. Maryjkę rozsadzały emocje. Wyściskała najpierw zaskoczonego weterynarza z okrzykiem „DZIĘKUJĘ!”, potem mnie.
-Maryjka... Ja rozumiem, że się cieszysz, ale... Wystarczy może, co?
-Och rany... - jęknęła i puściła mnie. Miała czerwone policzki.
-Dziękuję - powiedziała zażenowana do weterynarza - I... I on teraz ma tu zostać, tak?
-Na razie tak. A później?
-Ach, tak. Wezmę go do siebie.
Pokiwał głową.
-Dobrze. W takim razie dam Pani później taką maść... ale to potem.
-Maryjka, wiem, że chcesz się nim zająć, ale gdzie ty go wsadzisz? - zwróciłem się do niej - Przecież to mieszkanie jest małe... Poza tym, mieszkasz na trzecim piętrze.
-To nic! Znajdę dla niego miejsce. I kupię...ee...kuwetę i karmę...miskę... - głos jej się zawiesił. Może to wszystko nie było drogie, ale jednak nie miała za dużo kasy.
Westchnąłem.
-Kuweta to dla kotów… Ale dobra, coś się załatwi - powiedziałem.
Spojrzała na mnie z wdzięcznością.
-Wiec ile płacimy? - zapytałem mężczyznę.
Dwa dni później, Maryjka stwierdziła, że ona nie idzie. Dała mi pieniądze i wypchnęła za drzwi.
-Maryjka, to przecież twój pies!
-Nooo, wiem... Ale wiesz jak mi głupio po tym ostatnim? Tak się na niego rzuciłam, przecież to obcy facet... Pewnie pomyślał, że jestem świrnięta, czy coś. Proszę Cię, Alex! Na wizyty chodź ty, ja pójdę na zakupy.
Dorosła kobieta, nie ma co.
-Wizyty? Jakie wizyty? Przecież idę tylko dać pieniądze...
-Aleeex - wrzuciła przepraszający ton - ty wiesz, że ja się martwię. Wolałabym wiedzieć, czy robi mu się lepiej...
-To idź sobie sama!
-Proszę - zrobiła słodkie oczy.
Wzniosłem oczy ku sufitowi.
-Poza tym, przystojny ten weterynarz...
Spojrzałem na nią zaskoczony.
-Tym bardziej powinnaś iść - zacząłem niepewnie.
Pokręciła głową, szczerząc zęby i zamknęła mi drzwi przed nosem. Stałem tam jeszcze chwilę osłupiały.
No nic, kasę dostałem, to pójdę.
Przy okazji kupiłem sobie bułkę, bo od rana nic nie jadłem. Kiedy wsiadałem do tramwaju, zaczęło grzmieć. Nareszcie burza, może będzie trochę lżejsze powietrze. Bułkę dokończyłem w drodze do kliniki. Wewnątrz panował jak zwykle przyjemny chłód. Od razu w poczekalni natknąłem się na weterynarza. Rozmawiał z jakąś niską, pulchną kobietą.
-Dzień dobry - powiedziałem od wejścia.
-Dzień dobry - odpowiedzieli.
-Maiłem zapłacić... za tego pogryzionego psa.
-Tak, pamiętam. Proszę na chwilę ze mną.
Weszliśmy do gabinetu, razem z tą kobietą. Zajęła się czyszczeniem stołu, na którym były ślady krwi i sierści. Pewnie kolejny zraniony zwierzak.
Jak zacząłem przyglądać się właścicielowi, stwierdziłem, że Maryjka miała rację mówiąc, że jest przystojny. Trochę wyższy ode mnie (a do niskich nie należałem), włosy czarne, krótko przycięte. Szczupły, nic więcej nie mogłem stwierdzić przez ten fartuch. Trochę kanciasta żuchwa, cień zgolonego zarostu. Oczy... O kurna! Kiedy zauważył moje ciekawe spojrzenie, szybko odwróciłem wzrok.
-Muszę założyć kartę psiakowi, inaczej nie będę mógł wypisać leku - wytłumaczył mężczyzna. Pomyślał, że zastanawiam się co robi... Na moje szczęście, lub nieszczęście - Ma imię?
-Tak... Włodek... - powiedziałem z krzywym uśmiechem przyglądając się kobiecie.
Zapytał jeszcze o kilka rzeczy, po czym zapłaciłem. Wychodząc z kliniki, zauważyłem, że idzie za mną. „Mam szczęście, że kończę pracę tak wcześnie”, powiedział z uśmiechem. Ten uśmiech zwrócił moją uwagę. Szliśmy razem tą samą ulicą, rozmawialiśmy swobodnie. Mówiliśmy w zasadzie o takich banalnych rzeczach, jak ilość przypadków pogryzień, czy pogoda, ale nie miałem ochoty tego przerywać. W końcu przestałem rozróżniać poszczególne ulice, kompletnie nie wiedziałem gdzie jestem. Byliśmy na jakimś placu. Pośrodku znajdowało się kilka drzew i chodnik, a wokół tego kamienice i restauracje. I zaczęło padać. Ulewa zaczęła się nagle, zaskakując wszystkich spacerujących. Ludzie pouciekali schronić się pod daszkami restauracji, lub we wnęki kamienic, tak samo jak my.
-O rany, co to ma być? - zdziwił się - Nie zapowiadali burzy.
Wyjrzał spod daszka na niebo zasnute ciężkimi ołowianymi chmurami. Przyjrzałem mu się. Nie był wkurzony, jak większość ludzi, po prostu stwierdzał fakty.
Staliśmy pod jakąś małą restauracją. Ze środka kilku klientów wyglądało przez okno. Pewnie też nie wzięli parasoli.
-Skoro już tu jesteśmy... - odezwał się mój towarzysz - To czemu nie skorzystać z okazji?
Popatrzyłem na niego pytająco. Skinął głową na restaurację.
-Wejdziemy? - zapytał - Ja stawiam.
Zaskoczony zastanowiłem się, po czym wzruszyłem ramionami. Weszliśmy.
Po powrocie z miasta, od razu udałem się do Maryjki. Zapukałem do drzwi jej mieszkania. Nikt nie odpowiadał. Zastanowiło mnie to, bo myślałem, że będzie chciała wiedzieć co się dzieje z jej psem. Ale może się na mnie po prostu wkurzyła, w końcu od kiedy wyszedłem minęło prawie pięć godzin... Dobrze mi się z nim gadało.
Zapukałem jeszcze raz. Cisza. Postanowiłem spróbować później.
Poszedłem do siebie. Zrobiłem kawę i usiadłem na parapecie. Po głowie nie chodziły mi żadne myśli. Chmury płynęły wolno, odbijały się w mętnej wodzie kanału. Po drugiej stronie znajdowała się zarośnięta chwastami i drzewami działka. Panował tam taki busz, że trudno było stwierdzić, czy ktokolwiek tam mieszka. Kiedy spojrzałem w dół, na wąski pas ziemi między metalowym płotem odgradzającym kanał od budynku, a jego ścianą, zobaczyłem metala, który powiedział mi o tym miejscu. Dotychczas go tutaj nie widziałem. Stał przy płocie i palił papierosa. Wiele ludzi chodzi tam palić. Po chwili pojawiła się krótko przystrzyżona kobieta. Ona objęła go w pasie, on ją pocałował. Nie potrafię zrozumieć, jak można całować kogoś, kto w tym czasie pali, tak samo jak nie mogę pojąć, że robią to tak po prostu. Ogólnie nie znoszę jak ludzie się obściskują na przykład w tramwaju. Niech sobie idą do domu, gdzie mają spokój, a tak to tylko ludzi denerwują. Bo mogę nie rozumieć ich swobody, ale potrzebę bliskości rozumiem doskonale.
Przykleili się do siebie szczelnie, więc się odwróciłem.
-Halo?
-Halo? Artur?
-Nie, Artur bierze akurat prysznic. Chcesz żebym coś przekazała?
-Ach, nie. Może tylko że dzwoniłem. Alex jestem.
-Okej. Coś jeszcze?
-Nie, do widzenia.
-Do widzenia.
--.--.-.
Uf. XD
Wyobrazam se jakby Alex wygladal w takiej bluzie. XD
Nie musiał, przecież jej oddał bluzę XD
Mhyhy , Alex musiał bluzę Maryjki założyć. X3
Ooo czuje że coś będzie pomiędzy tym weterynarzem a Alexem.. O3O"
Czekam na nexta .3. .