Opowiadanie
Rezonans
Ciężar prawdy
Autor: | Rinsey |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Przygodowe, Romans |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2020-07-19 21:29:44 |
Aktualizowany: | 2020-07-19 21:29:44 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Kopiowanie całości lub fragmentów przez osoby trzecie bez zgody autorki jest zakazane.
Notka odautorska:
Po ponad 3 latach pojawia się kontynuacja. Co więcej, zamierzam tę historię skończyć. Motywację zawdzięczam Arashino Shiro, której rozdział ten chciałam zadedykować . Dziękuję za całe Twoje wsparcie i cierpliwość!
Rozdział 13
Ciężar prawdy
Raz jeszcze zapadała się do wnętrza własnego istnienia. Czuła, że zewsząd otacza ją ciepły i znajomy płomień, ta część mocy, którą zdołała ujarzmić i przetłumaczyć na własną energię. Tutaj wspomnienia stanowiły obraz o wyraźnych konturach i jasnych barwach. W tym obszarze znała swój kształt i definicję swojego istnienia.
Jednak jej cel tkwił o wiele głębiej w oceanie jej jaźni.
Z lękiem przywitała pierwsze echo wspomnienia o porzuceniu formy wydobywającego się z niezmierzonej głębi nieposkromionego ognia.
Nie cofaj się. Idź naprzód. - W jej głowie rozległy się słowa magicznego stworzenia, z którym niegdyś zawarła magiczny kontrakt.
Czas powoli zdawał się tracić swoje znaczenie.
Jej cielesne granice zaczynały się zamazywać. Kontur istnienia stawał się coraz mniej wyraźny.
Stopniowo stawała się nurtem.
Wystarczy, nie schodź za głęboko! Pamiętaj, nie jesteś nurtem tylko kierujesz swoim nurtem. Zatrzymaj się i obserwuj, lecz nie wchodź do środka.
Czując więź wzmacnianą na mocy magicznego kontraktu, powoli wykonała brzmiące w jej głowie polecenie.
Świadomość krok po kroku, powróciła do więzienia kształtu, a zmysły posłusznie zaczęły się przyglądać nurtowi z bezpiecznej odległości.
Stała pośrodku ognistego sztormu. Płonące fale z ogromną siłą uderzały o skraj kamienistego brzegu, w który siła uderzenia wgryzała się niczym dzika zwierzyna, rozszarpując ostoję lądu na kawałeczki. Opadające drobiny materii wznosiły się do góry w chaotycznym rytmie, po czym stawały się jednym z nieokiełznanym żywiołem.
Błyskawicznie się spostrzegła, gdzie się właśnie znajduje.
Jej świadomość wniknęła do głębi własnego istnienia. Obserwowała własną magię, trzymaną w ryzach przez potężną barierę elementu ziemi.
To ją właśnie czekało, gdyby utraciła kontrolę, nie wspomagana przez Zelgadisa. Pochłonęłoby ją morze własnej, przerażającej potęgi.
Nagle poczuła przedziwne drgnięcie mocy.
Znała je i było jej obce jednocześnie. Niczym najbliższy sercu bezimienny, najodleglejsza gwiazda, którą widziało się w dniu swojego urodzenia. Jak skryta tęsknota serca zakopana tak głęboko, że nie mamy świadomości jej istnienia.
Instynktownie wykonała mentalny krok w stronę tego przedziwnego śpiewu energetycznego.
W jednej chwili obraz płonącego morza przeistoczył się mroczny korytarz. Nie wiedziała, gdzie prowadzi. Nie miała pojęcia, gdzie niosą ją nogi. Wiedziała, że musi dojść do samego końca. Już w oddali widziała skąpany w srebrzystym świetle księżyca koniec wędrówki. Serce przyśpieszyło swoje bicie, oddech stanął w piersi, a jej oczom ukazało się lustro.
Wykonała kilka ostatnich kroków i zatrzymała się tuż przed nim. Jej odbicie obserwowało uważnie każdy element jej istnienia. Pogrążony niczym w transie wzrok, niezwerbalizowane pytanie zastygnięte na lekko uchylonych ustach, dłoń, która machinalnie powędrowała w stronę szklanej tafli. Czerwone tęczówki, które w jednej chwili stały się złote. Rude, rozwiane na wietrze włosy w tym samym momencie przyjęły równie złocistą barwę.
Wargi jej odbicia rozchyliły się i zewsząd zaczęły płynąć słowa.
Mój umysł jest moją potęgą. Moja potęga jest moim umysłem.
Świat zaczął wirować bardzo szybko.
Szał magii. Zaraz po tym, jak poczuła pod stopami ziemię Eques po raz pierwszy. Przepełniona niepokojem i obawą energia smoczej kapłanki. Zapach modlitwy, lęku i niepewności.
Góra ksiąg sięgająca niemalże do samego nieba. Wizyta posłannika mrocznej mocy. Niepostrzeżenie zasiana drobina energii odrębnego bytu.
Nieregularna bryła szalejącej mocy rosnąca z sekundy na sekundę. Bez ustanku pochłaniająca coraz większy teren, wydając z siebie przeraźliwy jęk, ni to ludzki ni zwierzęcy.
Surowa moc chaosu eksplodująca pośrodku nicości.
Jej echo niesione przez zakrzywienie nowej czasoprzestrzeni.
Mój umysł jest moją potęgą. Moja potęga jest moim umysłem.
W jej świadomości potok słów i cień myśli.
Ona powraca.
-ina…
Cicho, cichusieńko.
-iiiinnaa….
Jeszcze chwila…
- Lina!
Jeszcze trochę…
- LINA!!!
Czerwone oczy otworzyły się szeroko i w jednej chwili wróciła świadomość. Płuca panicznie domagały się ogromnej ilości tlenu. Wzięła jeden głęboki wdech, po czym jeszcze jeden, a następnie kolejny. Dopiero gdy poczuła, że jej oddech stał się w miarę regularny, jej umysł był w stanie rozpoznać utkwioną w niej parę szafirowych oczu.
- Zel? - Jej głos był słaby, ledwo słyszalny. Tyle jednak wystarczyło.
W tle zwyczajny pokój. Proste łóżko, pojedyncza szafka i drzwi.
-Lina, poznajesz mnie? - Nigdy wcześniej nie słyszała w jego głosie tyle… czystego niepokoju.
- A czemu miałabym cię nie poznać? - spytała tak głośno, jak potrafiła, lecz jej głos i tak stał się jedynie o ton donioślejszy od szeptu.
- Jak się czujesz?
- Dobrze. - Spróbowała się podnieść, lecz natychmiast odczuła gwałtowne zawroty głowy. - A może i nie tak dobrze. Sama nie wiem…
- Lina, nie wstawaj. - Poczuła, jak jego dłonie lekko lecz stanowczo skierowały ją do pozycji leżącej.
Jak tylko jego palce dotknęły jej skóry, zalała ją fala obrazów. Wspomnienia jeszcze chwilę wcześniej drzemiące pod pokrywą zamroczonego umysłu wydobyły się na powierzchnię, w ułamku sekundy zyskując barwę i kształt.
Z impetem usiadła, wykorzystując fakt, że Zelgadis również zastygł na moment w bezruchu.
- Gdzie jest Adreenu? Muszę go spytać, co widziałam.
- Lina.
Umysł czarodziejki pracował na najwyższych obrotach. Czuła tchnienie rozwiązania największej zagadki w historii wszystkich dwunastu wymiarów. Musiała się dostać do lidera Episti jak najszybciej. Niewiele myśląc wstała, czując przypływ nowej energii. Dezorientacja i zawroty głowy w jednej chwili odeszły w niepamięć.
Nagle poczuła lekki chwyt na nadgarstku. Jeden oddech później dwie silne ręce zamknęły ją w delikatnym uścisku.
Świat nagle się zatrzymał. Jej mózg w jednej sekundzie przestał rozumieć, co się dzieje.
- Zzzel? - W jego imieniu zawarła niewypowiedziane pytanie.
- Jesteś mi to winna - odparł spokojnie mag. - Myślisz czasem o uczuciach osób, które cię otaczają?
Powoli, bardzo powoli, jej myśli skupiły się na obejmującym ją mężczyźnie. Zdążyła zauważyć, że był wyczerpany. W szafirowych oczach tliło się jednocześnie poczucie ulgi ale też echo przeżytego stresu.
- Zel… Ja… Chciałam wreszcie zrozumieć, co się dzieje dookoła nas. I co więcej, chyba wreszcie znalazłam odpowiedź. Nie chcesz tego usłyszeć? - odpowiedziała cicho, patrząc się na jego powoli unosząca się i opadającą klatkę piersiową.
- Chcę. Ale po piersze Adreenu i reszta Episti potrzebuje jeszcze kilku godzin, aby przetworzyć zebrane dane. Po drugie nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
W tym momencie poczuła lekkie ukłucie złości. Podniosła głowę, aby spojrzeć mu prosto w oczy.
- Do cholery, Zel. Ledwo wróciłam z głębi własnego nurtu, nie mam siły domyślać się, o co ci chodzi.
W jednej chwili pożałowała swojej decyzji. W jego spojrzeniu nie było gniewu ani irytacji. Było tam coś, co podświadomie rozumiała od długiego czasu, jednak jej umysł obawiał się nadania tym emocjom imienia.
- Zginęłaś. Na moich oczach. Potem wróciłaś i natychmiast zaryzykowałaś roztrzaskanie swojego umysłu. Chcę od ciebie chwili na to, aby mój mózg przyjął, że żyjesz, że jesteś cała i zdrowa. Zanim zasypiesz mnie informacjami, na skutek których najprawdopodobniej świat, jaki znam odejdzie w niepamięć. Jest to wystarczająco zrozumiałe?
Jej ciało podświadomie się rozluźniło. Nieśmiało uniosła wiszące dotychczas bezwładnie ręce i również go objęła.
- Tak - odpowiedziała cicho, czując, że się lekko rumieni. Opuściła głowę i lekko oparła ją o jego tors. - Tak jest dobrze? - spytała niepewnie.
W odpowiedzi tylko przytulił ją mocniej.
Zastygli tak przez pewien czas, ciesząc się wzajemnym ciepłem i obecnością. Świat na jedną chwilę się zatrzymał. Na moment przestał być skomplikowany, a jego barwy stały się ciepłe i klarowne.
Jednak ten świat zbliżał się ku końcowi. Jej wspomnienia powoli przybierały kształt i gruby kontur. Mniej więcej wiedziała, co się stało. Bardziej pamiętało ciało niż umysł, lecz ujrzane obrazy zaczęły składać się w jedną, wielką całość. Potrzebowała od Episti tylko kilka informacji, upewnienia się, że wnioski, które wyciągnęła, są poprawne. Zgodnie z prośbą Zelgadisa nie poruszała tego tematu. Obydwoje potrzebowali odpoczynku, aby się zmierzyć z podjęciem decyzji, od których będzie zależeć przyszłość Krainy Równowagi.
Niebywałe! Niespotykane! Oszałamiające!
Tribuo altum incipere - tłumacząc dosłownie, nurkowanie w głąb istnienia. Ich pradawna metoda poznawania historii magicznych osobników. Technika najczęściej kończąca się roztrzaskaniem umysłu istoty decydującej się na poznanie swojego magicznego ego.
Episti wykorzystując swoje magiczne właściwości, tworzyli pomost pomiędzy umysłem maga i jego mocą. Stabilizowali jego wędrówkę w głąb własnego istnienia. Umożliwiali rozdzielenie percepcji i stanu własnej energii. W ten sposób można było obserwować swój wewnętrzny nurt, nie martwiąc się o wpływ braku kontroli na przepływ mocy.
Najtrudniejszy był jednak powrót. Przetłumaczenie stanu postrzegania świata w sposób Episti z powrotem na tryb samodzielny. Właśnie wtedy magowie tracili jasność umysłu, oddając się w ramiona szaleństwa.
Dzierżycielka Płomienia okazała się być wyjątkiem również i w tym wypadku.
- Ona powraca - powiedziała cicho, gdy obydwoje ze swym nauczycielem wrócili z przydzielonego im na chwilowy odpoczynek pokoju.
- Kto? - spytał równie cicho Terramistrz.
- Praprzyczyna. - Nie miała innego słowa na opisanie własnych doświadczeń.
- Ona. Ciemniejsza od mroku. Głębsza od nocy. Morze Chaosu. Złoty Król Ciemności. - Żółte oczy Adreenu przyjęły ciemniejszy odcień. - Złota Królowa Ciemności. My, Episti, pamiętamy energię Pradawnej. To pierwszy ślad magiczny nauczany od małego Epistolaka.
Oczy mistrza ziemi przyjęły wyraz chłodnej akceptacji.
- A więc ona naprawdę istnieje?
- Ona jest odpowiedzią na twoje pytanie, Terramistrzu. Wszystkie punkty dostępu, o które pytałeś są zapieczętowane mocą nicości.
W szafirowych oczach pojawił się błysk zrozumienia. Jego klatka piersiowa się gwałtownie uniosła i opadła po nienaturalnie długiej chwili.
- Moc tworzenia i destrukcji. Moc tworzenia nowych nurtów. Moc nicości. Dostępna jedynie dla dzieci Smoków i Mazoku. Na Ceiphieda, wszystko pasuje. - Westchnął ciężko. Ku zdziwieniu Adreenu nie było po nim widać jakiegokolwiek zaskoczenia. Bardziej dominującą emocją w jego wyrazie twarzy była świadomość ciężaru nadchodzących zmian i implikacji świadomości istnienia nowej siły w Krainie Równowagi. - Ale skąd w tym wszystkim Lina? - Wbił wyczekująco wzrok w lidera Episti.
- Dzierżycielka Płomienia posiada niezwykłą strukturę pojemności magicznej. Jej naczynie, początkowo puste, potrafi zaakceptować różne formy mocy. Dlatego, gdy dojrzała w niej moc tworzenia, Ona odpowiedziała na wezwanie. Ta moc zwielokrotniła wasze naturalne połączenie. I w ten sposób wasz Rezonans zaistniał i dojrzał dużo wcześniej niż było wam pisane.
Dopiero te słowa wywołały reakcję, której lider starożytnej magicznej rasy oczekiwał od samego początku. Szok, niedowierzanie, podszept lęku u najsilniejszego wojownika Rejonu Varney było czymś niesamowicie ciekawym do zaobserwowania.
- Jaka moc tworzenia w Linie? Jak Ona mogła odpowiedzieć?
- Zel… - zaczęła spokojnie Lina, lekko dotykając jego ramienia. Jej dotyk miał natychmiastowy wpływ na maga, którego napięte ciało, się lekko rozluźniło. - Pamiętasz moje pierwsze starcie z Filią? Jak opanował mnie szał magii. Moje ciało w jakiś sposób zaabsorbowało część mocy Filii. - Jej oczy przyjęły lekko nieobecny wyraz twarzy. Wypowiadała kolejne słowa, jakby w transie. - Było tego bardzo mało, ale chwilę później przetłumaczyłam moc Ayneres na moją własną, która miała zmierzyć się z twoją mocą ziemi.
- Przetłumaczyłaś moc?
- Nie zrobiłam tego świadomie. Moja moc dostosowała się do twojej, jeśli dobrze rozumiem, dlatego właśnie mam powinowactwo do twojej magii ziemi.
- To ma sens. Ale jak to się stało, ze nie byłem w stanie wyczuć w tobie mocy Filii?
- To była jedynie drobna cząstka przykryta pod lawą mojej mocy. Nikt poza Episti nie byłby w stanie tego wyczuć.
- Skąd w takim razie moc tworzenia?
- Moje spotkanie z Xellossem. W tej krótkiej chwili, kiedy myślałam, że coś się stało, ale nie wiedziałam co. Stało się właśnie to. Zostawił we mnie maleńką cząstkę mocy Shabranigdo. Ponownie nie byłeś w stanie tego wyczuć, dawka mocy była zbyt mała. I potem nic się nie działo aż do momentu…
- Kiedy w Dzierżycielkę Płomienia wniknęła burza czasoprzestrzenna - dokończył Adreenu. - Właśnie wtedy dwie cząstki przeciwnej mocy stały się jednym, dając początek magii nicości i tworzenia. Został wysłany sygnał w nową, nieprzewidywalną czasoprzestrzeń. Ona na to odpowiedziała. W rezultacie sygnał płomienia został tak bardzo wzmocniony, że został osiągnięty Rezonans pomiędzy Dzierżycielką Płomienia a Terramistrzem.
- Ale czemu ona odpowiedziała na sygnał Liny?
- Na to pytanie nie mam odpowiedzi, Terramistrzu.
- Rezo chce ją sprowadzić z powrotem. Czyli faktycznie istnieje inny porządek świata. Ale z jakiegoś powodu Ona musiała zostać zapieczętowana. Wiedza o niej zniknęła z tego świata z jakiegoś powodu.
- Zel, ona musi powrócić. To jest naturalny porządek świata. Ona jest jego Praprzyczyną. Obecna Równowaga jest utrzymywana sztucznie. Nie widzisz tego?
- Lina, nie wiesz, co mówisz.
- Myślę, że całkiem niedawno wiedziałam, co mówię i co robię. - Uśmiechnęła się półgębkiem. - Teraz nagle, gdy mówię niezgodne z tym, co chcesz usłyszeć rzeczy, jednak nie wiem, co mówię?
- To doskonale sformułowane pytanie, Lino Inverse. - Rozległ się głęboki męski głos. Całe pomieszczenie wypełnił delikatny, lecz doskonale słyszalny dźwięk dzwonków.
Całe pomieszczenie otoczyła czerwona poświata. Adreenu wraz z innymi Episti zniknęli z ich pola widzenia.
- Witaj, Lino Inverse. Witaj, Zelgadisie. - Usłyszała ten głos po raz pierwszy w życiu, a i tak od razu wiedziała do kogo on należy.
Czerwony Kapłan Rezo we własnej osobie.
Zelgadis błyskawicznie złapał ją za rękę i otworzył się na nurty teleportacyjne.
Całkowicie bezskutecznie. Chociaż obydwoje stworzyli siatkę teleportacyjną na terenie niemagicznego terenu Episti, wszelkie kanały ucieczki zostały zablokowane przez najbardziej intensywną moc, jaką Lina poczuła w życiu.
- Zelgadisie, już i tak jesteś podwójnym zdrajcą obecnie panującej Równowagi. Sam fakt, że usłyszałeś o Pani Nocnych Koszmarów, sprawia, że już nie wrócisz do świata, który znasz. Przymierze Równowagi zrobi wszystko, aby cię zgładzić. W obecnie panującym porządku sam fakt świadomości Jej istnienia tworzy z ciebie zdrajcę i wyrzutka. Czy teraz wiedząc, że nie masz dokąd wracać, wreszcie mnie wysłuchasz?
Czerwone, dostojne szaty lekko powiewały na generowanym przez przepływ mocy wietrze. Fioletowe włosy ułożone w tak podobny do Zelgadisa sposób. Młoda, choć emanująca doświadczeniem twarz i zamknięte powieki. Jego półprzezroczysta sylwetka unosiła się kilka metrów nad nimi. Lina westchnęła w niechętnym podziwie. Jaką mocą dysponował ten człowiek, skoro jedynie jego projekcja emanowała tak duszącą aurę?
- Nie wierzę, że masz czelność pokazywać się przede mną w formie hologramu - wysyczał mężczyzna.
Czuła kumulującą się moc w trzymającym ją mocno za rękę Zelgadisie. Nie wiedziała, jak długo wojownik będzie w stanie zapanować nad swoim temperamentem, a skoro sam Rezo oferował im odpowiedzi, nie chciała zmarnować tej okazji.
- Dlaczego Pani Nocnych Koszmarów zniknęła z historii wszystkich światów? - spytała głośno Lina. - Ja chcę usłyszeć odpowiedź, Czerwony Kapłanie.
- Doskonale, tego od ciebie oczekiwałem, Lino Inverse. Otwartości umysłu niezbrukanej uprzedzeniami.
Te cztery słowa okazały się przelać czarę goryczy.
- Otwartości umysłu niezbrukanej uprzedzeniami? - Zelgadis zaczął trząść się ze złości. - Ty podły skurwielu! Masz czelność wypowiadać takie słowa w mojej obecności?! Eksperymentowałeś na mnie, na własnym jedynym wnuku, ale nie tylko na mnie. W twoim laboratorium były setki zwłok, o nienaturalnym kształcie, o wewnętrznym nurcie rozdartym na kawałki. Jesteś potworem! I tchórzem na dodatek! Wysyłasz projekcję magiczną zamiast pojawić się osobiście…
Na twarzy przywódcy Ruelzhan zagościło chłodne zrezygnowanie.
- Widzę, że wciąż nie dorosłeś do kulturalnej rozmowy, Zelgadisie. Pozwól zatem, że dorośli porozmawiają w spokoju - odparł z lekką irytacją w głosie potężny mag, zanim uniósł rękę dzierżącą laskę, której czerwony kamień rozbłysnął jasnym światłem.
Natychmiast pomiędzy Liną a Zelgadisem powstała półprzeźroczysta ściana energetyczna. Czarodziejka poczuła, jak chwyt mistrza ziemi na jej dłoni ustępuje działaniu obezwładniającej siły.
- Co ty wyprawiasz, Kapłanie?! - gwałtownie odwróciła się w stronę Rezo.
- Stwarzam jedyną sposobność, abyśmy mogli porozmawiać. To półprzepuszczalna bariera dźwiękowa. Mój wnuk wysłucha tego, co mam do powiedzenia, a my nie będziemy musieli słuchać jego wrzasków.
Lina automatycznie zerknęła na barierę. Zelgadis z wyraźną wściekłością ruszał ustami, lecz do jej uszu nie dobiegł nawet najcichszy dźwięk. Mężczyzna zmrużył niebezpiecznie oczy, po czym ukucnął i położył dłoń na ziemi.
- Ach, mamy w taki razie około 5 minut na rozmowę, Lino Inverse. Za tyle mniej więcej, mój wnuk przełamie barierę.
Czarodziejka spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Tak go traktujesz i się dziwisz, że on nie chce z tobą rozmawiać?
- Nie mam czasu zajmować się jego niedojrzałością.
- A może gdybyś zmienił podejście, może chciałby cię jednak wysłuchać.
- Minęło już pół minuty. Nie chcesz usłyszeć odpowiedzi na swoje pytania?
Oczy Liny zwęziły się nieprzyjemnie. Nie lubiła być traktowana jak dziecko. Coraz bardziej rozumiała podejście Zelgadisa do własnego dziadka. Sama jednak przywołała się do porządku. Przyjdzie dzień, kiedy Czerwony staruch dostanie za to wszystko Fire Ballem… A teraz musiała zdobyć tyle informacji, ile tylko zdoła.
- Dlaczego więc Pani Nocnych Koszmarów zniknęła z historii wszystkich światów? Co się stało 2000 lat temu? Skąd Wiek Pustki? I co jest waszym prawdziwym celem? I przede wszystkim czemu zrobiłeś coś takiego własnemu wnukowi? - Z wypowiadaniem ostatniego pytania w jej oczach pojawił się gniew.
- Jesteś naprawdę fascynującą osobą, Lino. Tak, jak mi opowiadano.
- Taaaa. I dlatego na początku zleciłeś swoim przydupasom zabicie mnie?
- Mamy wojnę. Na planszy pojawiła się nowa niewiadoma mogąca wpłynąć na przebieg mojego planu. Masz racjonalny umysł. Myślę, że jesteś w stanie zrozumieć, że był to po prostu najbardziej racjonalny manewr w danej sytuacji.
Lina parsknęła ironicznie.
- Powiedzmy, wróćmy zatem do odpowiedzi na moje pytania.
Rezo uśmiechnął się w trudny do zdefiniowania sposób.
- Po to tu przybyłem. 2000 lat temu Pani Nocnych Koszmarów była częścią tego świata. Nie było żadnej Równowagi, którą trzeba było utrzymywać. Nurty krążyły swobodnie. Nie było potrzeby wprowadzania urzędu Shyllien bądź Xullan. To są sztuczne twory, niezbędne do podtrzymywania Równowagi nurtów pod Jej nieobecność. Właśnie wtedy Ryuzoku, Mazoku i ludzie pod dowództwem Lei Magnusa połączyli swoje siły, aby dokonać największego bluźnierstwa w historii istnienia światów. Zapieczętowali Pradawną.
- Jak?
- By pomieścić Jej obecność poświęcono cały czternasty wymiar. Jej zapieczętowanie odbiło się na symetrii światów i zabiło życie w wymiarze trzynastym.
Kurwa. To była tylko jej teoria. Czternasty wymiar naprawdę istniał…
- Symetria. Ta jebana, chorobliwa symetria tego świata. Jakim cudem ja na to wpadłam po kilkumiesięcznym pobycie w Eqeus? Czemu nikt nie wpadł na to wcześniej?
- Ja również zadałem sobie to pytanie. Tak jak wielu moich poprzedników. Jak bardzo cię zaskoczę, jak powiem, że oni wszyscy zostali wysłani do Ruelzaar?
- Przecież ciebie zesłano do Ruelzaar za eksperymenty na mieszkańcach Eques.
- Nie wypieram się moich eksperymentów. Ale prawdziwym powodem mojego zesłania była świadomość Jej istnienia. Głównie za to wysyła się Strażników do Ruelzaar. Tak samo jak za miłość Smoków i Demonów. Bądź Smoków i Ludzi. Bądź Ludzi i Demonów. Najbardziej niebezpieczne dla obecnej Równowagi są dzieci Ryuzoku i Mazoku, jako że potrafią tkać nowe nurty. Ale to już przecież wiecie. Inne kombinacje są w stanie stworzyć potomstwo, które może przejawiać nowe formy magii. Wszystkie te istoty były mordowane przez Przymierze Równowagi. Bądź wysyłane do Ruealzaar. Jeden z moich generałów… - Rezo zwrócił się w stronę swojego wnuka. - Tego, którego uśmierciłeś, Zelgadisie. Guesh był młodym Strażnikiem, gdy się zakochał w Ryuzoku. Mieli dziecko. Położna poproszona o pomoc w przyjściu dziecka na świat zgłosiła ten fakt Przymierzu Równowagi. Matka z dzieckiem została zamordowana. Udało mi się uratować tylko Guesha. Taka jest prawda o obecnej Krainie Równowagi. Moim głównym celem jest sprowadzenie Pani Nocnych Koszmarów z powrotem. I obalenie władzy Przymierza Równowagi.
Następna część wypowiedzi była skierowana tylko do jednych uszu.
- Zelgadisie, moje eksperymenty miały jeden powód. Urodziłeś się ze zbyt wielką mocą i zbyt słabym naczyniem, abyś był w stanie ją utrzymać. Na drodze moich eksperymentów dostałeś ciało, dzięki któremu jesteś w stanie wykorzystać potencjał swojej mocy.
Z ust Liny wydobyło się następne ironicznie parsknięcie.
- Nie, no, Czerwony Kapłanie. Teraz już przesadziłeś. Teraz granie dobrego dziadulka nigdzie cię nie zaprowadzi. Jestem w stanie uwierzyć, że Zelgadis urodził się ze zbyt wielką mocą i zbyt słabym ciałem. - Wbiła wściekłe spojrzenie czerwonych oczu w majestatycznego mędrca. - Ale od początku pokazujesz, że nie jesteś człowiekiem, który by robił coś takiego dla dobra jednostki, nawet jeśli jest nią twój jedyny wnuk. W ogóle nie kojarzysz mi się z osobą, która robiłaby coś dla świata. Jest coś, co chcesz osiągnąć, nie wiem jeszcze tylko co.
Chociaż mimika potężnego maga była dosyć oszczędna, słowa te wydawały się zrobić wrażenie.
- Tak samo jak mój wnuk, masz prawo wierzyć w co chcesz, Lino Inverse. Popełnisz jednak wtedy takie same błędy jak on.
- Być może. - Lina uśmiechnęła się półgębkiem. - Mam jeszcze ostatnie pytanie, czemu Pani Nocnych Koszmarów została zapieczętowana?
- Obawiam się, że nasz czas dobiega końca. - Magiczna bariera zaczęła pękać. - Jeśli chcesz poznać pełną prawdę, przyłącz się do nas Lino. Być może wtedy rozwikła się zagadka twojego koszmaru.
Czerwone tęczówki rozszerzyły się w szoku.
Rozległ się gwałtowny świst i ponownie poczuła, jak całe pomieszczenie wypełnia dobrze jej znana moc żywiołu ziemi. Ściana w jednej chwili rozpadła się na miliony kawałków we wszystkich kolorach tęczy. W tle majestatyczna sylwetka Czerwonego Kapłana rozpłynęła się w powietrzu.
Koniec jest początkiem, a początek końcem.
Doskonale pamiętała dzień, w którym je uratował. Ją i jej ostatnie spoiwo z rzeczywistością.
Serya nie wypowiedziała słowa od tygodni, od kiedy po powrocie do domu ze zwykłej dziecięcej wyprawy zastały swój wiecznie wypełniony śmiechem i ciepłem rodzinnym domu pozbawiony wszelkiego bytu. Stopniowo obserwowała jak uchodzi życie z wielkich ciemnych oczu, które z coraz większą obojętnością przyglądały się kolejnemu wschodowi słońca. Jej jedyna rodzina, ostatnia rzecz nadająca jej życiu sens, powoli umierała z bólu i żalu, które przejęły kontrolę nad jej wewnętrznym nurtem. Episti nauczyły ją poruszać się niewidzialnymi dla większości ścieżkami Eques, jednak nigdy wcześniej nie przypuszczała, że tak szybko przyjdzie jej korzystać z tej wiedzy, aby przetrwać. Przemieszczały się powoli, głównie nocą, w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogłyby się ukryć. Jej młody umysł brał pod uwagę jedynie ucieczkę do Rejonów niemagicznych. Tylko tam istniała mniejsza szansa na spotkanie Strażników. Doskonale wiedziała, że spotkanie Equeshan w obecnych okolicznościach zakończy się dla nich śmiercią. Nie wiedziała dokąd zmierza, a jednak coś w jej wnętrzu kazało jej iść naprzód. Cichy głos szeptał jej do ucha, gdy wahała się, który zakręt powinna wybrać. Kiedy nie starczało jej sił, by dźwignąć własne ciało, czuła czyjeś dłonie unoszące ją do góry.
Nie pamiętała, jak długo trwała ta wędrówka z niemą przewodniczką. Szła jak w transie, zachowując jedynie tyle świadomości by ciągnąć za rękę młodszą siostrę. Aż pewnego dnia jej uwagę przykuł wyjątkowo piękny wschód słońca. Pierwsze promienie padały na dach ogromnej, majestatycznej świątyni. Gdy obserwowała imponującą budowlę, w jej umyśle pojawiła się świadomość, że wreszcie dotarła do kresu swojej wyprawy.
Chwilę później tuż przed nią zmaterializowała się postać wysokiego, starszego mężczyzny. Uśmiechał się do niej, gładząc się po długich, siwych włosach. Drobne zmarszczki na jego pociągłej twarzy mogły świadczyć o dojrzałym wieku, jednak żywe zielone oczy wciąż błyszczały nieprzeciętną bystrością.
- Kim jesteś? Odsuń się od nas! - wyjąkała przestraszona nagłym pojawieniem się obcego, cofając się i zakrywając Seryę własnym ciałem.
- Nie jestem wrogiem, dziecko - powiedział uspokajającym tonem. - Uciekacie przed Strażnikami, zgadza się?
Jej oczy rozszerzyły się w niemym przerażeniu. Niewiele myśląc, skupiła energię w dłoni.
W ułamku sekundy mężczyzna złapał ją za rękę. Jego chwyt był delikatny, ewidentnie nie chciał jej zrobić krzywdy, lecz skutecznie rozproszył kumulowaną przez nią moc.
- Rozumiem, że się boisz. Lecz to Ona cię tutaj przyprowadziła, czyż nie?
Dopiero te słowa sprawiły, że po raz pierwszy od tego spotkania wsłuchała się w sens wypowiadanych przez niego słów.
- Jaka… Ona?
- To było jedynie echo jej obecności. Tylko nieliczni ją słyszą. Ona chciała, abyś dotarła tutaj do mnie, do przeciwników obecnej Równowagi.
- Przeciwników Równowagi? Chcecie obalić ustrój Eques? I kim jest Ona? Nie rozumiem!
- Pozwolisz mi zobaczyć twoją towarzyszkę? Jak zrobię cokolwiek, co ci się nie spodoba, możesz sprawić, abym przestał. - Po tych słowach Frena poczuła, jak stojący przed nią człowiek robi coś, czego nigdy by nie zrobił mieszkaniec Eques. Zlikwidował barierę chroniącą jego duszę i ciało przed obcymi nurtami gwałtownie przepływającymi przez Krainę Równowagi. Dawał jej prawo ingerencji w jego wewnętrzny nurt. Na Ceiphieda i Shabranigdo! Nawet w swoim obecnym stanie mogłaby go unicestwić w jednej chwili…
Cały czas bacznie go obserwując, odsunęła się, pozwalając mu spojrzeć na młodszą dziewczynkę.
To nic nie da. Wiedziała, że Serya stawała się jedynie pustą skorupą. Jej ciemne oczy patrzyły na świat, lecz już zupełnie nie reagowały nie zewnętrzne bodźce. Dziewczynka jadła i poruszała się mechanicznie, jak marionetka, której sznurki były okręcone dookoła dłoni Freny, a jej dusza była szczelnie zamknięta w pułapce zrozpaczonej psychiki.
Mężczyzna podniósł dłoń i położył ją na głowie dziewczynki.
Energia i wspomnienia zaczęły płynąć.
Nie rozumiała, co i jak się stało, lecz po trudnym to oceniania czasie usłyszała cichy, zachrypnięty od długiego nieużywania głos.
- Frena… Rodzice…
W jednej chwili do jej oczu napłynęły łzy. Dziewczynka odsunęła mężczyznę i przytuliła siostrę ze wszystkich sił.
- Serya…
- Frena… Rodzice nie żyją, prawda?
- Tak.
Kolejna zdająca się nie mieć końca cisza.
- Pomścimy, ich dobrze?
- Pomścić?
- Chcę by Strażnicy cierpieli jak my.
Frena w szoku odwróciła się do obcego mężczyzny.
- Co ty jej zrobiłeś?
Mężczyzna wbił w nią nieugięte spojrzenie zielonych oczu.
- Zanurkowałem w głąb jej istnienia i pomogłem jej wrócić na powierzchnię świadomości. By to zrobić, musiałem jej podać powód. A ty nie pragniesz zemsty, Freno?
Była wycieńczona. Zmęczona wielotygodniową wędrówką, trzymaniem swoich emocji pod sztywną kontrolą chłodnej logiki przetrwania. Nie miała siły zastanawiać się nad odpowiedzią na takie pytania.
- Ja nie wiem… Chcę, aby Serya żyła. Reszta jest mi obojętna.
- Frena… Ja wróciłam tu tylko w tym jednym celu. Chcę im zadać taki ból, jaki oni zadali nam.
- Serya… - zdołała wypowiedzieć tylko jej imię, zanim nieznany mężczyzna wszedł w jej zdanie.
- Masz prawo do zadośćuczynienia. Oni zabrali ci wszystko, zostawiając za sobą tylko łzy i cierpienie. Nie czuj się winna, odbierając to, co ci się należy.
- Panie Guesh...
Frena z przerażaniem obserwowała wymianę zdań pomiędzy tą dwójką. W głębi istnienia Seryi musiało stać się dużo więcej niż zdradzał ten cały Guesh. Jej siostra poznała i zapamiętała jego imię… To nie było zwykłe wniknięcie w nurt. To musiało być Tribuo altum incipere.
Oznaczało to dwie rzeczy.
Guesh był bardzo potężnym magiem. Miał jeden cel, który pragnął osiągnąć bez względu na koszty. I w tym właśnie dążeniu pragnął użyć dwóch potomkiń Smoka i Mazoku, które nie miały dokąd uciec. Nie był wybawcą, tylko zręcznym manipulatorem.
A jednak wybudził Seryę. Dokonał czegoś, co nie leżało w jej mocy. W tym świecie nic już nie miało wartości poza jej siostrą. Tak długo jak Serya patrzyła jej w oczy, rozpoznając jedyne rodzeństwo, jakie posiadała, nic innego nie miało znaczenia.
Koniec jest początkiem, a początek końcem.
Ramulez ostatkiem sił zdołał teleportować wciąż jeszcze ciało ciepłe ciało Guesha obok pięknego nagrobka na terenie starego, opuszczonego kościoła w jednym z niemagicznych Rejonów. W powietrzu wciąż unosił się zapach lilii i świeżo zapalonych zniczy. Zmarkotniałe, pożółkłe liście leżały bezwładnie, pozbawione życia tak samo jak jeden z pięciu generałów Czerwonego Kapłana.
Frena podchodziła bardzo powoli do ciała swojego opiekuna i mistrza. Spojrzała na epitafium tuż obok brata Guesha.
Visenna i ……. Zangh’s
Miłość i światło mojego życia
Nie potrafiła powstrzymać łez, gdy popatrzyła na jego twarz, na której malował się spokojny, pogodzony z losem uśmiech.
Uklękła obok niego i zamknęła mu powieki.
- Już wystarczy. Odpocznij, Guesh. Uściskaj ode mnie Visennę i Malutką.
Tylko taki koniec czekał większość z Ruelzhan. Prawie wszyscy byli tak zranieni przeszłością i tak przepełnieni zemstą, że poza tym, nie mieli już nic innego. Nawet gdy wendetta się dokona, ich jedyne paliwo rozpłynie się w powietrzu niczym bańka mydlana. Śmierć była jedyną matką i kochanką, mogącą uśmierzyć wszelki ból.
- O Pani Złota, przybądź proszę, jak najszybciej.
Koniec jest początkiem, a początek końcem.
Otulająca ją ciemność zaczęła się powoli rozpraszać. Zanim odzyskała przytomność, czuła że jest tuż obok. W ciągu tych siedmiu lat nauczyła się bezbłędnie wyczuwać jego obecność.
- Gdzie ja jestem? - spytała drżącym głosem, spoglądając prosto w zimne fioletowe tęczówki spozierające na nią spod lekko uchylonych powiek.
- W domu. - Jego głos był pozbawiony zwykłe pobrzmiewającej w nim nuty drwiny.
Dopiero wtedy pozwoliła sobie na objęcie wzrokiem pomieszczenia, w którym się znajdywała…
Xelloss mówił prawdę. Była w swoim domu. Nie obecnym, tylko tym dawnym, o którym zdążyła niemal zapomnieć. Nie… Zapomnieć to złe słowo. Po prostu świat, w którym jako mała Ryuzoku mogąca całymi dniami bawić się beztrosko ze swoim młodszym bratem… gdzie całymi dniami obserwowała mamę parzącą najlepszą herbatę w Rejonie… jak obserwowała tatę praktykującego jakieś starożytne rytuały, których nigdy nie rozumiała… był tak różny od jej obecnej rzeczywistości, jak kropla morza od wnętrza wulkanu.
Jednocześnie bliski i daleki. Wywołujący wręcz bolesną tęsknotę serca, a jednak będący już całkowicie poza zasięgiem jej dłoni.
- Czemu mnie tu sprowadziłeś? - Jej wzrok omiatał znajome ściany, meble, zabawki… W jej umyśle tliła się iskra wspomnień tłumiona przez strach i niepewność tego, co się z nią zaraz stanie.
Mazoku podniósł jeden palec do góry.
- Co tutaj czujesz?
W dalszym ciągu żadnej ironii? Żadnego grożenia Przymierzem Równowagi? Już zupełnie nie wiedziała czego ma się po nie spodziewać, więc po prostu, zupełnie jak nie ona, odpowiedziała mu na pytanie.
- Wspomnienia.
- Nie pytam o płaszczyznę psychiczną. Co czujesz na płaszczyźnie nurtów?
Filia westchnęła ciężko.
- To mój dom rodzinny. Opuszczony 10 lat temu. Ostatnimi mieszkającymi tu istotami byłam ja i brat. Jest tu więc jest tu jedynie echo magiczne moje i mojego brata. To chciałeś usłyszeć?
Demon na moment zmrużył oczy w typowy dla siebie sposób i zaklaskał kilka razy.
- Doskonale Smoczku! - Po czym ponownie ujrzała jego tęczówki. - Teraz posłuchaj mnie bardzo uważnie. Jeśli spędzisz tutaj dzień, nawet jeśli inni Strażnicy będą cię przesłuchiwać, będziesz w stanie usprawiedliwić w ten sposób resztki aury Valgaarva, które wciąż przebywają w twoim wewnętrznym nurcie. W ten sposób możesz powiedzieć, że nikogo nie spotkałaś.
- Dajesz mi odejść wolno, po tym, jak wiesz, że spotkałam Valgaarva?
- Sama dokonasz wyboru, Filio. Ale jeszcze nie skończyłem. Philionel… nie może się obudzić.
Kapłanka Ceiphieda zamarła w bezruchu. W jednej chwili przestała się przejmować swoim losem.
- Jak to… nie może się obudzić?
- Co więcej, znaleziono przy nim echo magiczne Zelgadisa. Wiesz, co to oznacza, prawda?
Jej dłonie w jednej chwili zrobiły się wilgotne. W żołądku coś się nieprzyjemnie przewróciło. W uszach zaczęło jej dziwnie dzwonić.
Philionel… który… się nie budzi. Żadne inne określenie nie przeszło przez jej myśli.
Echo magiczne Zelgadisa…
Mag ziemi nie mógł tego zrobić… Doskonale o tym wiedziała.
Lecz Milgazia… od dawna chciał wtrącić Zelgadisa do Ruelzaar. Nie mogła temu zaprzeczyć. Nie w takiej sytuacji.
- Musisz ich ostrzec, zanim dopadnie go Przymierze Równowagi.
- Wtedy oficjalnie stanę się sprzymierzeńcem domniemanego wroga Eques.
- Możesz też zostać tutaj i całkowicie oddalić od siebie jakiekolwiek podejrzenia. To twój wybór, Filio.
Dzwonienie powoli zmieniło się w dziwne skrzypienie. Dźwięk zdumiewająco podobny do brzmienia rozpadającego się świata.
Ojeeej, dziękuję Wam obu za takie słowa motywacyjne <3 :). Pomysł jest, zamysł jest, ale czasu brak, bo się w weekend przeprowadzam ^^'. Ale pierwszy akapit jest, więc jest progres względem trzech lat :D.
Popieram, czas na nowy rozdział Rin! ^.^
Zapomniałam dodać, że mnie przy Gueshu też ściskało w gardle przy czytaniu. Jak tekst potrafi wywrzeć takie emocje to po prostu jest dobry i basta. :)
Męczyłam, męczę i będę męczyć o następny rozdział :D
Tekst jest za dobry by go zawiesić w Morzu Chaosu, musi zostać zakończony i kropka ;)
A po urlopie masz pewnie tyyyyyyle pomysłów na dalszą część, że niedługo będzie nowy rozdział. Prawda Rinsey? :)
Wiesz... Tak mnie zachęcasz do obijania się, skoro byś mnie miała odwiedzić w celu pogonienia do pisania :D (Zapraszam nieustająco serdecznie :D). Nie no gupi to był żarcik, muszę na nowo uporządkować sobie rozdział następny i zacznę pisać. Nie obiecuję, że w następnym miesiącu, ale na pewno szybciej :). Arashino znalazła na mnie ciekawy sposób z dziuganiem mnie prawie codziennie i po przerwie nauczyłam się nowej dyscypliny pisania jednocześnie mojej pracy i fika, więc na nowo przyzwyczaiłam się do pisania w miarę regularnego ^^'.
Dziękuję Ci serdecznie za tak długi komentarz! I łojej, przeczytanie ponownie wszystkiego od początku!
Oj cieszę się bardzo, że podobała Ci się scena po przebudzeniu Liny. Nie powiem, że pisałam rozdział głównie dla tej sceny, ale zdecydowanie sprawił mi największą frajdę ^^.
Cieszę się też, że chyba udaje mi się przekazać, że tu nie ma absolutnie krystalicznie czystej strony. Chciałam opisać historię, gdzie nie ma dobra i zła, tylko ludzkie wybory i ich konsekwencje.
Co do Xellosa i Zellas, zdradzę, że nie układa się z Rezo. To ich reakcja na nowe okoliczności, które w ich oczach naprawdę mogą zniszczyć dotychczasowy porządek.
Guesh... Wiem, że mogłam go dużo bardziej rozwinąć. Nawet się wahałam, czy to właśnie teraz powinien nastąpić jego koniec. Ale ta część pisała się sama. Ten rozdział ma być końcem pewnego etapu. I naturalny bieg jego postaci tutaj stał się częścią nurtu opowieści. Dodam też brzydko, że cieszę się, że jest Ci go żal. To moja własna postać, a jak Ci kiedyś pisałam, uważam własne postacie za swój słaby punkt, więc bardzo mnie cieszy, że moja własna postać może wzbudzać emocje.
Raz jeszcze bardzo Ci dziękuję ^^.