Opowiadanie
Rezonans
Duchy przeszłości
Autor: | Rinsey |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Przygodowe, Romans |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2013-11-16 14:19:11 |
Aktualizowany: | 2013-11-16 14:19:11 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Kopiowanie całości lub fragmentów przez osoby trzecie bez zgody autorki jest zakazane.
Rozdział 5
Duchy przeszłości
Zawsze lubiła obserwować ogień. Sprawiał, że zapominała o tym, co straciła i przypominał jej, jak barwna przyszłość na nią mogła czekać. Teraz jednak nie myślała o niczym… Nie chciała myśleć o czymkolwiek… A czynność uwalniania z siebie fragmentu mocy i formowania go w idealną kulę doskonale jej w tym pomagała. Gdy spostrzegła się, że otacza ją idealne koło dwudziestu Fire Balli uniosła dłoń i pstryknęła palcami. Jej czerwone oczy z zainteresowaniem chłonęły widok niegroźnej eksplozji, której siła w znacznej mierze była pochłaniana przez magiczną łąkę. A gdyby tak tę samą ilość energii skupić w drobniejszej postaci? Jednocześnie można by ograniczyć pole zasięgu zaklęcia i wzmocnić miejscową siłę uderzenia. Ten pomysł natychmiast jej się spodobał i od razu zaczęła delikatną manipulację własną mocą. Tak jak uczył ją Zelgadis, najpierw wyobraziła sobie formę, jaką chciała osiągnąć. Następnie skierowała strumień mocy tuż przed siebie. Powoli zmaterializowała się przed nią cienka ognista strużka. Stopniowo kierowała w tym kierunku coraz więcej energii, w taki sposób, aby zachować oryginalny kształt zaklęcia. Szybko jej kreacja skojarzyła jej się ze strzałą. W takim wypadku brakowało jej już tylko łuku, który szybko utkała ze słabszych nici mocy. Sięgnęła po swoje dzieło. Oba ogniste przedmioty doskonale pasowały do jej dłoni. Gdy napięła cięciwę, w jej umyśle natychmiast pojawiły się słowa.
- Flare Arrow. - powiedziała cicho, gdy wystrzeliła ognistą strzałę w kierunku oddalonego lasu. Jej cel został osiągnięty. Wysokie drzewo w jednej chwili spłonęło. Co prawda ogień przeniósł się również na okoliczne krzewy, a chciała uzyskać takie zaklęcie, które niszczyłoby tylko jeden cel, ale jak na pierwszy raz była usatysfakcjonowana.
Opanowała podstawy tworzenia nowych zaklęć przy obecnej ilości mocy, jaką miała do dyspozycji i powoli zaczynało ją to nudzić. Miała ochotę przetestować te same czynności przy większej zawartości ognia, jednak wciąż większość jej magii była zapieczętowana.
Westchnęła poirytowana. Teraz miała się odbyć jej kolejna lekcja magii z Zelgadisem, jednak ani nie przypuszczała, aby jej nauczyciel zamierzał się zjawić, ani sama nie była przekonana, czy miała ochotę go widzieć. Z pewnością nie zamierzała z nim współpracować, jak długo Equeshan zamierzał zachowywać jak kretyn.
Już miała wrócić do optymalizacji Flare Arrow, gdy poczuła niedaleko siebie znajomą obecność.
- Jeżeli wciąż zamierzasz gryźć wszystkich wokół, możemy sobie darować dzisiejsze zajęcia. - powiedziała, nawet się nie odwracając w jego stronę.
- Nie zamierzam. - odpowiedział cicho. - I chyba… - dodał, chociaż ewidentnie było mu niezręcznie. - Jestem ci winien przeprosiny.
Na te słowa Lina odwróciła się lekko zaskoczona. Zelgadis jakoś nie pasował jej do osób, od których można by usłyszeć słowo przepraszam.
Mężczyzna nie patrzył się na nią. Usiadł i opierając się o niedalekie drzewo, utkwił wzrok w zachodzącym słońcu. Lina wyczuła, że mag zamierzał powiedzieć coś jeszcze, więc sama zajęła miejsce przy sąsiednim dębie.
- Powinienem też chyba powiedzieć ci kilka słów o tej osobie. - Zrobił krótką przerwę, po czym zaczął cicho opowiadać. - Niewidomy Czerwony Kapłan Rezo był potężnym czarodziejem. Niektórzy mówili nawet, że dorównywał samemu Lei Magnusowi. Cieszył się powszechnym poważaniem Eques i był uznawany za niezrównanego Strażnika Równowagi. I właśnie ten niesamowity ktoś wprowadzał mnie w świat magii. Moi rodzice mieli niewielki talent magiczny, więc nie wolno im było zamieszkać w Eques. Z drugiej strony ja byłem obdarzony tak silną mocą, że sama moja obecność stanowiła dla nich zagrożenie. W takich okolicznościach spotkałem Czerwonego Kapłana. Szybko trafiłem do krainy Równowagi i rozpocząłem trening na Strażnika. Byłem wtedy taki z siebie dumny. Zostałem w końcu uczniem samego Czerwonego Kapłana. I nawet mi przez myśl nie przeszło, aby mu odmówić, gdy zaproponował mi udział w swoich eksperymentach. Chciał jeszcze zwiększyć moją moc. Nie myślałem wtedy o żadnych konsekwencjach tych słów. Chciałem tylko pomóc swojemu dziadkowi. Tylko to się wtedy dla mnie liczyło.
Lina otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Zaczekaj, ten cały Rezo… Był twoim dziadkiem?
- Owszem. I uważał, że skoro płynie we mnie jego krew, jestem doskonałym materiałem do eksperymentów. - powiedział Zelgadis, uśmiechając się gorzko. - W rezultacie zaklął mnie w postaci chimery. Połączył ciało człowieka, golema i demona Brau, tworząc ciało teoretycznie o doskonałym powinowactwie do mojej mocy ziemi.
- Teoretycznie? - spytała cicho rudowłosa.
- Teoretycznie. - potwierdził wojownik. - W praktyce naczynie i zaklęta w nim moc zaczęły się zwalczać, co było poza moimi zdolnościami kontroli. Wpadłem w szał magii… - Nie musiał kończyć myśli, aby Lina mogła sobie wyobrazić, co się mogło stać potem. Pamiętała własną utratę kontroli i swój ówczesny cel, aby zniszczyć wszystko, co się znajduje wokół niej. - Gdy stłumiono tę moc, musiałem się ponownie uczyć kontroli, chociaż i tak przez wiele lat byłem zaklęty w postaci tej bestii. Ale nawet wtedy nie zwątpiłem w mojego mistrza i dziadka. Myślałem, że po prostu popełnił błąd, chociaż później okazało się, że był bardzo zaskoczony, że jednak odzyskałem kontrolę nad mocą i przeżyłem. Koniec Czerwonego Kapłana nadszedł, gdy odszukałem jego tajne laboratorium. Wierz mi, że trudno jest opisać słowami okropieństwa, jakie tam można było znaleźć. Nie ulegało wątpliwości, że Rezo pracował nad czymś, co miało zniszczyć Równowagę. Czerwony Kapłan został postawiony przed sądem Przymierza Równowagi i jednogłośnie został strącony do Ruelzaar a wszelkie jego badania miały zostać zniszczone jako uznane za niezwykle niebezpieczne. Nie trudno jest się pewnie domyśleć, że ja również nie cieszyłem się w tym świetle zaufaniem. Jako uczeń i wnuk kogoś tak niebezpiecznego również mogłem trafić do Ruelzaar. Tylko dzięki wstawiennictwu Phila udało mi się uniknąć tego losu. Dlatego Czerwony Kapłan jest kimś, z kim nie chcę mieć nic wspólnego… To dla mnie zamknięta historia..
Przez cały czas mówił beznamiętnym głosem, ale czerwonooka wiedziała, że opowiadanie nawet tej okrojonej historii wywoływało u niego dyskomfort. Mogła tylko sobie wyobrażać, jak mroczne obrazy przelatywały mu właśnie przed oczami.
- Gdyby było tak naprawdę, nie wywoływałby on u ciebie takich emocji. - wtrąciła delikatnie Lina, wciąż obserwując zachód słońca. - Sprawił ci wiele bólu. Na pewno masz prawo go nienawidzić, ale wciąż uważam, że pozostawienie w kącie tamtych badań to błąd. Pomijając fakt, czy on powrócił czy też nie, zrozumienie jego badań może rzucić na całą sprawę zupełnie nowe światło. Nie będę się ciebie pytać, czy wiedziałeś, czym się ten człowiek kierował, ale możliwe jest, że widziałeś tylko jedną stronę barykady.
- Próbujesz go usprawiedliwiać? - W jego tonie pojawiła się niebezpieczna nuta.
- Nie. - Dziewczyna pokręciła głową. - Chcę tylko powiedzieć, że czasem tylko poznanie nawet najgorszej prawdy może ci pozwolić iść naprzód.
- Widziałem wystarczająco, nie muszę wiedzieć nic więcej. - odparł.
- Wątpię. - Spokojnie weszła mu w zdanie. - Myślę, że bardzo długo zadawałeś sobie pytanie, dlaczego on tak postępował i do czego naprawdę dążył, a w pewnym momencie wmówiłeś sobie, że cię to zupełnie nie obchodzi. Rozumiem to, ale w ten sposób nigdy się naprawdę od niego nie uwolnisz. - Już widziała kątem oka, że mistrz ziemi z oburzeniem otwiera usta, jednak zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, wzięła głęboki wdech i zaczęła cicho opowiadać. - Moi rodzice byli wybitnymi archeologami… Musieli odkryć coś niebezpiecznego, gdyż zostali zamordowani, kiedy byłam dzieckiem. - Zelgadis zamknął usta. Jeżeli zamierzał cokolwiek powiedzieć, musiał w tym momencie zmienić zdanie. - Moja babcia i siostra zabroniły mi zagłębiać się w tę sprawę, ale nie spocznę dopóki nie odkryję prawdy. Owszem byłoby znacznie łatwiej, gdybym to zostawiła i żyła dalej własnym życiem, ale nie potrafię tak. Muszę poznać prawdę za wszelką cenę. - Na chwilę zamilkła, ale zaraz potem energicznie wstała i uśmiechnęła się. - Dobra, dość tych depresyjnych wynurzeń. Ktoś miał mnie tutaj nauczyć czegoś nowego.
Zelgadis przez moment przyglądał się bez słowa rudowłosej.
- Myślałem, że po dzisiejszym dniu nie będziesz miała ochoty na jakąkolwiek naukę.
- To źle myślałeś. - odparła z zadziornym uśmieszkiem początkująca czarodziejka.
Wojownik również się uśmiechnął pod nosem i podniósł się.
- Najwidoczniej.
- Chciałabym, abyś odblokował kolejną część mojej mocy. Ciekawa jestem, jak wygląda sprawa tworzenia tych samych zaklęć przy większej dawce mocy. - Czerwonooka przeszła od razu do meritum.
- Nie zapomniałaś przypadkiem, kto tu jest nauczycielem? - spytał rozbawiony mag. - Na to jest chyba trochę za wcześnie. Cieszę się, że czujesz się komfortowo z obecną ilością mocy, ale przy większej ilości mogłabyś zacząć szaleć.
Lina przewróciła oczami.
- No to wtedy chyba będziesz w stanie sobie z tym poradzić, co nie?
- No dobra, ale w razie czego nie będę wysłuchiwał żadnych skarg, jasne?
Lina tylko wystawiła mu język w odpowiedzi.
Mężczyzna westchnął i zawiesił dłoń nad jej głową. Tym razem rudowłosa nie zamykała oczu i obserwowała, jak Zelgadis się skupia na własnej pieczęci. Szybko poczuła uderzenie gorąca, które energicznie rozlało się po całym jej ciele. Lekko zakręciło jej się w głowie, ale natychmiast przymknęła powieki i wyobraziła sobie moc jako strumień energii, nad którym miała całkowitą kontrolę. Do wcześniejszej ilości mocy błyskawicznie się przyzwyczaiła. Teraz nową dawkę energii odczuła jako dodatkowy ciężar. Szybko doszła do wniosku, że aby zlikwidować to odczucie, powinna równomiernie rozłożyć nowe niematerialne obciążenie. Bardzo powoli udało jej się wykonać ten proces i gdy wreszcie otworzyła oczy, miała wrażenie, jakby przebiegła bardzo długi dystans.
- Widzisz? To, że ty się przyzwyczaisz do przepływu mocy, nie oznacza, że przyzwyczai się do niej twój organizm. Manipulacja dodatkową energią pochłania sporo siły. - tłumaczył Strażnik.
- Faktycznie jest to większe obciążenie niż myślałam, ale nie jest źle. Czuję się tylko zmęczona fizycznie, nie czuję żadnego efektu upajania się mocą. - przyznała dziewczyna.
- Zmęczenie fizyczne jest jak najbardziej normalnym objawem. Dopóki moc nie zamracza ci umysłu, nie muszę jej z powrotem pieczętować. Z drugiej strony przez kilka dni możesz czuć się osłabiona, zanim twój organizm się przystosuje do podtrzymywania zwiększonego nurtu. - wyjaśnił mag. - A póki co przejdziemy do magii defensywnej. Chociaż moc żywiołu najlepiej sprawdza się w ataku, można ją również wykorzystać do utworzenia bariery ochronnej.
- Poczekaj chwilę. Zanim przejdziesz do szczegółów tworzenia tych barier, wytłumacz mi jedno. Dlaczego z Filią tak podkreślacie pojęcie mocy żywiołu? To jakaś specjalna forma magii?
Wojownik pokiwał głową.
- Każdy ludzki mag posiada pewną pojemność magiczną, czyli ilość mocy, która przebywa w danym momencie w jego ciele. Podstawowy poziom korzystania z mocy polega na emitowaniu niewielkich wiązek czystej energii, która jeszcze nie przybrała żadnego kształtu. Wyższym stopniem wtajemniczenia jest nadanie surowej mocy jakiejś konkretnej formy. Najczęściej na tym etapie dochodzi do znacznego zróżnicowania charakteru mocy. Na przykład magia Gourry’ego przyjmuje postać miecza. Gourry nie tylko doskonale włada tą bronią, ale jest też w stanie manipulować jego siłą ataku i wieloma innymi parametrami. Potrafi on również zrobić idealny miecz dla każdego. Indywidualnie dobiera takie parametry, aby dany miecz jak najlepiej pasował do nowego właściciela. Najczęściej moc dostosowuje się do właściciela. Mówi się, że najsilniejszą postać, jaką może przybrać magia jest elementarna moc żywiołów. Dlatego byliśmy zaskoczeni z Filią, że twoja moc tak szybko się określiła bez żadnego treningu. Z drugiej strony, jak cię lepiej poznać, to oczywiste, że twoja moc przyjmie formę ognia. Wracając jednak do tematu, moc żywiołów ma swoje wady i zalety. Z jednej strony charakteryzuje się największa siłą, ale zwykle osoba władająca mocą żywiołu nie jest w stanie nauczyć się innego rodzaju magii takiego jak na przykład leczenie. Przeciętny Strażnik zna podstawowe zaklęcia lecznicze obok zaklęć ofensywnych dzięki temu, że jego surowa energia jest bardziej plastyczna w przeciwieństwie do twojej mocy, która uparcie będzie przyjmowała tylko i wyłącznie postać żywiołu.
- A czym jest wobec tego magia tożsamości? Mówiłeś, że będę w stanie opanować ten rodzaj magii.
- Magia tożsamości jest zupełnie inną dziedziną magii jak na przykład teleportacja. Jest to charakterystyczny sposób manipulowania energią a nie jej przekształcania. Zaklęcia tworzysz poprzez manipulację przekształconą energią, natomiast teleportujesz się dzięki zdolności wyczuwania zewnętrznych nurtów mocy. Fakt, że masz moc żywiołu ogranicza twoją zdolność do nadawania nowej formy twojej mocy, ale nie wpływa na zdolność manipulacji mocą, której już została nadana forma.
Lina słuchała w skupieniu jego wyjaśnień. Gdy skończył wypowiadać ostatnie zdanie, dziewczyna przywołała drobną kulę ognia, który odbijał się wesoło w jej oczach.
- Faktycznie, nie wyobrażam sobie, jakby ta moc miałaby przyjąć inną postać. To by zupełnie nie pasowało. - powiedziała, przyglądając się z uwagą małemu Fire Ballowi.
- Rozumienie istoty własnej mocy jest pierwszym krokiem do magii tożsamości. - wtrącił cicho Zelgadis. - Ale póki co skupmy się na magii defensywnej.
Rudowłosa oderwała wzrok od własnego zaklęcia i spojrzała na swojego nauczyciela.
- Przez to, że posiadasz moc żywiołu, wszystko, co jesteś w stanie przywołać, będzie się opierało na ogniu. Dlatego też twoja bariera ochronna również będzie bazować na ogniu. Musisz też być świadoma, że taka bariera będzie gorzej cię chronić przed atakami wodnymi, ale za to będziesz miała przewagę nad atakami powietrznymi.
- No, tego się akurat domyślam. - skomentowała, uśmiechając się pod nosem.
- No dobrze, pani mądralińska, pozwól wydostać się części swojej mocy, ale jak tylko moc znajdzie się poza granicami twojego ciała, zawróć ją. Gdy moc zacznie powracać do twojego ciała ponownie pozwól jej się wydostać.
To było bardzo dziwne ćwiczenie. Jej pierwsze lekcja magii polegała na tym, aby powstrzymać falę energii od nagłej emisji, a teraz miała zrobić coś niemalże zupełnie przeciwnego. Tym razem jednak nie musiała sobie wyobrażać mocy jako płynącego nurtu. Powoli wypuściła część mocy. Nie stanowiło to dla niej trudności. Tak jej się przynajmniej na początku wydawało. Okazało się, że jednak rozpieczętowanie kolejnej dawki energii zakłóciło jej zdolność manipulacji, w rezultacie czego wypuszczona porcja magii przyjęła postać fali uderzeniowej. Lina usłyszała tylko, jak coś się gwałtownie od czegoś odbija i dopiero, gdy wszystko się uspokoiło, zauważyła, że Zelgadis przywołał własną barierę ochronną, która przyjęła postać zielonej bańki. Najwidoczniej wojownik musiał odeprzeć jej nieumyślny atak przy pomocy własnej magicznej tarczy.
- Naprawdę byłoby ci łatwiej bez dodatkowej mocy. - powiedział nieco rozbawiony mag, gdy cofnął swoje zaklęcie.
- Odczep się. - odparła uparcie Lina i ponownie skupiła się na instrukcji swojego mentora.
Po chwili obok czerwonookiej pojawiła się nierówna czerwona ściana.
- Dobrze. - przyznał Zelgadis. - Ale, aby to zaklęcie przydało ci się w życiu, bariera musi mieć kształt idealnej bańki. Wtedy jej wytrzymałość jest największa, nie wspominając już o kształcie, który całkowicie ciebie osłania.
Rudowłosa pokiwała głową, ale nie mogła nic odpowiedzieć, gdyż była zajęta łapaniem oddechu.
- Chyba kończymy na dzisiaj. - podsumował Zelgadis.
- Ile ty tej mocy uwolniłeś? - spytała podejrzliwie Lina. Coś jej się tutaj nie zgadzało. Spodziewała się, że przy dwóch czy trzech promilach uwolnionej mocy może być ciężej. Ale to zmęczenie, które odczuwała w tym momencie, to już była przesada.
Mężczyzna uśmiechnął się wrednie.
- Trochę więcej niż myślałaś na początku.
- To znaczy?
- Dziesięć razy więcej w porównaniu do pierwszej dawki mocy.
- Najpierw byłeś przeciwny uwalnianiu jakiejkolwiek kolejnej dawki, a potem odblokowałeś dziesięciokrotność tej mocy? - spytała z wyrzutem czerwonooka.
- Uwolniłem najmniejszą dawkę, przy której nie zaczęłabyś wpadać w szał magii. Chcę, abyś bardzo dokładnie zapamiętała ten stan. W chwili obecnej nie ma takiego zagrożenia, ale podobnie można się czuć, jak się przesadzi z używaniem mocy. Ciągła manipulacja energią jest ogromnym obciążeniem dla organizmu. Bez względu na to, jaką łatwość i frajdę będzie ci sprawiało korzystanie z mocy, nie możesz zapomnieć o tym, że możesz znacznie nadwerężyć własny organizm, gdy przesadzisz. A gdy nie będziesz miała fizycznej siły, aby zapanować nad mocą, również możesz wpaść w szał magii.
- Nie mogłeś mi o tym po prostu powiedzieć? - W jej głosie pobrzmiewała pretensja.
- Jak odczujesz coś na własnej skórze, lepiej zapamiętasz, czym to pachnie. A ty i tak byś mnie nie posłuchała, tylko byś eksperymentowała, ile wlezie. Więc potraktuj to jako moje pójście na kompromis. - oznajmił z zadowoleniem mag, nie przejmując się nieco groźnym spojrzeniem rudowłosej.
Dziewczyna milczała przez chwilę, po czym powoli się uśmiechnęła złowieszczo.
- Fire Ball!!!
Kapłanka Ceiphieda nie mogła tej nocy zasnąć. Wydarzenia minionego dnia stały się źródłem tak niespokojnego natłoku myśli, że przewracała się tylko z boku na bok, nie mogąc zmrużyć oka. Powrót Czerwonego Kapłana boleśnie przypominał jej o tym, co stało się siedem lat wcześniej. O sytuacji, która miała zdecydowany wpływ na całe jej życie. W końcu właśnie wtedy utraciła jednego bliskiego mężczyznę i jednocześnie zakorzenił się w jej sercu perfidny Demon o przeraźliwych fioletowych oczach…
Dokładnie siedem lat temu magicznym światem wstrząsnęła wiadomość o zdradzie sławetnego Rezo. Dla niej jednak ten temat był wtedy zupełnie nieistotny. Nie w momencie, gdy jej rodzony brat został oskarżony o zdradę Równowagi.
Valgaarv i Filia Ul Copt zawsze stanowili niezwykle zżyte rodzeństwo. Obydwoje wykazywali ponadprzeciętne zdolności w zakresie magii, przez co szybko zostali zauważeni i przydzielono im wybitnych mentorów. Smoczycę spotkał zaszczyt bycia uczoną przez samego Milgazię Ragradia, z kolei drugi Ryozoku trafił do Armace’a, potężnego kapłana Ceiphieda z wymiaru Overworld. Od chwili rozpoczęcia szkolenia ich drogi się rozeszły i widywali się o wiele rzadziej, jako że trening wraz ze wzrostem stopnia zaawansowania wymagał od nich coraz więcej zaangażowania. Blondynka na samym początku nie znosiła tego dobrze. Przyzwyczaiła się do długich rozmów ze swoim młodszym bratem, w których zawsze albo debatowali nad przyszłością Eques, jak powinna się zmienić kraina Równowagi, albo zwyczajnie dokuczali sobie wzajemnie. Oddzielne szkolenie wymogło niestety zmiany na ich codzienności, co doprowadziło w rezultacie do przykrego dla niebieskookiej pogorszenia ich relacji. Na początku Filia nie zwracała na to uwagi, ale jednak po pewnym czasie musiała przyznać, że coś się z Valgaarvem działo. Powoli przestawała być jego powierniczką i przyjaciółką. Nawet jak się spotykali, mężczyzna zachowywał się sztywno i oficjalnie. Blondynka martwiła się tym, ale wtedy nawet przez myśl by jej nie przeszło, że jej jedyny brat złamie święte prawo.
Właśnie w tym okresie poznała Xellossa Metallium. Jak tylko go ujrzała, doszła do wniosku, że akurat ten osobnik był najperfidniejszym przedstawicielem rodu Demonów, jaki istniał we wszystkich dwunastu wymiarach. Błyskawicznie uznała go za wrednego i bezczelnego manipulatora, chociaż źródło niesamowitej dumy stanowił dla niej fakt, że udało jej się wyprowadzić cynicznego Mazoku z równowagi już przy pierwszym spotkaniu, określając fioletowowłosego wdzięcznym terminem „namagomi”, będącym niezwykle wyszukanym przekleństwem. Pogratulował jej tego później sam Milgazia, któremu wtedy Filia towarzyszyła na spotkaniu z Zellas Metallium, potężnej Mazoku pełniącej funkcję zarówno Shyllien jak i Xullan świata Wolf Pack Island, co świadczyło o jej niewyobrażalnej sile. Doświadczenie tak obezwładniającej obecności nie wpłynęło na niebieskooką zbyt dobrze. Zawsze przebywanie słabszego Smoka w towarzystwie wroga o tak intensywnej aurze, kończyło się pewnym rozstrojeniem mocy. Z tego względu młoda kobieta czuła się dosyć niestabilnie, co zostało zwielokrotnione przez rozmowę z niewiele mniej niepokojącym fioletowowłosym. Dlatego ogromną satysfakcję przyniosła jej reakcja Tajemniczego Kapłana na wyszukany pseudonim. Jednak zanim zadowolona z siebie Ryozoku opuściła nieprzyjemne dla niej towarzystwo, Xelloss wypowiedział słowa, które od tamtego momentu zaczęły ją stale prześladować.
- To ty jesteś siostrą Valgaarva Ul Copt?
- Owszem, ale co ci do tego?
- Kiedy ostatnio widziałaś się z bratem?
Natychmiast poczuła, jak coś jej się nieprzyjemnie przewraca w żołądku.
- Jakiś miesiąc temu. Czy coś mu się stało? - spytała zaniepokojona, błyskawicznie zapominając o tym, jak bardzo irytował ją ten Mazoku.
W tym momencie Demon po raz pierwszy lekko uchylił powieki. Zadrżała, gdy dostrzegła kryjącą się w nich grozę. Wtedy po raz pierwszy uświadomiła sobie, że to nie jest zwyczajny przedstawiciel swojej rasy.
- W sumie to ja chciałem zadać ci to pytanie. Dostajemy niepokojące raporty z Overworld. Równowaga tam została zachwiana. I mamy podstawy przypuszczać ze stoi za tym między innymi Valgaarv Ul Copt.
- To kłamstwo. - odparła bez chwili wahania. Coś w jej bracie uległo zmianie, ale nigdy by nie uwierzyła, że miałby on pogwałcić zasadę Równowagi. - Zresztą wymiar Overworld jest pod opieką Ceiphieda, nie macie prawa infiltrować tego świata! Jak zawsze wy Mazoku chcecie tylko wszędzie zaprowadzić chaos!
- W tym temacie mylisz się, Filio. - wtrącił nagle jej mentor, który dotychczas tylko się przyglądał do niedawna zabawnej konwersacji jego podopiecznej i Demona. - Gdy Równowaga jest w niebezpieczeństwie, nie jest ważne czy jesteśmy ludźmi, Mazoku czy Ryozoku.
Blondynka spojrzała na swojego nauczyciela z przerażeniem w oczach.
- Wiedział pan o tym wcześniej? I nic mi pan nie powiedział? - W jej głosie pojawiła się pretensja. - Nie, to jest jakaś pomyłka. - dodała po chwili szeptem i natychmiast się teleportowała. Musiała się spotkać z Valgaarvem osobiście. W ten sposób będzie mogła udowodnić panu Milgazii i temu przeklętemu Demonowi, że się mylą.
Już wtedy jednak podświadomie wiedziała, że gdy spotka się ze swoim bratem, ujrzy zupełnie obcego jej Smoka. Dotychczas nie pozwalała sobie, aby te drobne zmiany ją niepokoiły. Wmawiała sobie, że jak zakończą szkolenie i ponownie zamieszkają w tym samym wymiarze, odbudują swoją relację. Prawda była jednak taka, że Ryozoku stawał się coraz bardziej zamknięty w sobie, traktując świat z przygnębiającą obojętnością. Nie miała pojęcia, co przyczyniło się do tej przemiany i już wtedy zaczynała sobie wyrzucać, że przez własne tchórzostwo mogła doprowadzić do utraty swojego brata, jedynej rodziny, jaką posiadała.
Osoby wyjątkowo czułe na nurty Eques, błyskawicznie wyczuwały jednostki, łamiące zasadę Równowagi. Sposobem pogwałcenia świętego prawa świata magii było świadome zakłócanie jego wewnętrznych prądów, czyli takie korzystanie z własnej mocy, które nie współgrało z naturalnym przepływem energii w Eques. Jednak za największą zbrodnię uważano zabicie innego Strażnika. Taki akt, poza okrucieństwem wynikającym z odebrania drugiej osobie życia, drastycznie wpływał na utrzymanie Równowagi.
Teleportacja międzywymiarowa pochłaniała wiele mocy, ale nie powstrzymało to jej przed przeniesieniem się do miejsca, gdzie miał przebywać Valgaarv w Overworld. Jak tylko się zjawiła na pałacowym ganku, wiedziała, że zdarzyło się tutaj coś złego. Pulsujące nieprzyjemnie nurty energetyczne już na wstępie ostrzegały Smoczycę, że musi się mieć na baczności.
- Val? - zawołała.
Wszechogarniająca cisza wydawała jej się o wiele bardziej złowieszcza od jakiegokolwiek krzyku.
- Val?! - krzyknęła głośniej.
Po chwili usłyszała cichy stukot butów o kamienną podłogę. Gdy się odwróciła w tamtym kierunku, miała przez chwilę nadzieję, że wzrok ją zawodzi.
- Filia? Co ty tutaj robisz? - spytał zachrypniętym głosem morskowłosy mężczyzna o złotych tęczówkach. Czerwone plamy na jego białych spodniach można było wytłumaczyć tylko w jeden sposób.
- Val… Co ty zrobiłeś? - odpowiedziała pytaniem roztrzęsiona Ryozoku. To miejsce zostało tak przeniknięte zapachem śmierci, że nie było wątpliwości, że popełniona zbrodnia musiała się wydarzyć jakiś czas temu. Ale skoro tak, to czemu nikt nie pojawił się tutaj wcześniej?
Gdy dokładniej rozejrzała się po pomieszczeniu, doszła do wniosku, że się pomyliła. Wiele osób przybyło tutaj wcześniej… Jednak wszystkie leżały martwe… Z ich już rozkładających się ciał wydobywała się czarna para, co uniemożliwiało natychmiastowe rozpoznanie zwłok.
- Musiałem to zrobić. - odezwał się mężczyzna donośniejszym głosem. - Równowaga jest kłamstwem. Oni wszyscy nas okłamują. Nie mają prawa ukrywać przed nami prawdy.
- O czym ty mówisz? - Szok coraz bardziej ją paraliżował. Tak bardzo chciała uwierzyć, że to nie była prawda. - Jak możesz w jakikolwiek sposób się usprawiedliwiać? Zabiłeś innych Strażników! Nic tego nie wytłumaczy!
Jej brat milczał przez chwilę, a jego spojrzenie stało się jeszcze chłodniejsze.
- Wiedziałem, że nie zrozumiesz. Ja nie zamierzam żyć w niewiedzy i nikt mnie przed tym nie powstrzyma. Nawet ty. - Wyciągnął przed siebie dłoń, w której pojawiła się kula mrocznej energii.
- Nie wydaje mi się. - Nagle odezwał się nowy męski głos.
Filia odwróciła głowę i ujrzała za sobą Xellossa Metallium, który stał, trzymając w zaciśniętej dłoni laskę i obserwując Smoka zimnymi fioletowymi oczami.
- Nadszedł koniec twojej zabawy, chłopczyku. - powiedział chłodno Demon.
- Niedoczekanie twoje! - krzyknął Valgaarv i rzucił w Mazoku świetlistą sferą.
Wystarczyło tylko, że fioletowowłosy podniósł dłoń i nie tylko mroczna moc błyskawicznie uległa rozproszeniu, ale również złotooki na skutek zderzenia z falą potężnej energii uderzył boleśnie o mur, natychmiast tracąc przytomność.
- Zaczekaj! Co ty wyprawiasz?! - spytała z pretensją Filia, spoglądając groźnie na Demona.
- To chyba oczywiste. - odparł beznamiętnym tonem. - Twój brat zamordował swojego mistrza Armace’a oraz wszystkich Strażników, którzy próbowali go powstrzymać. Jawnie pogwałcił zasadę Równowagi i zostanie postawiony przed sądem Przymierza Równowagi.
Smoczyca poczuła, że robi jej się słabo.
- Wszystkich Strażników, którzy próbowali go powstrzymać… - powtórzyła i wtedy wszystko stało się dla niej jasne. - To dlatego mi teraz o tym powiedziałeś. Wiedziałeś, że natychmiast będę chciała udowodnić, że się mylisz… I miałeś nadzieję, że przez to, że jestem jego siostrą, sprawi, że się chociaż na chwilę zawaha, co ułatwiłoby ci zastawienie pułapki, tak?
- Zgadza się. - Nawet nie próbował zaprzeczać.
- Nawet nie próbowałeś mi powiedzieć prawdy… Bezczelnie mnie wykorzystałeś, aby osiągnąć swój cel. - Zaczęła się trząść ze złości. Miała w głowie tak niesamowity mętlik, że gdy pojawił się w jej umyśle gniew, chwyciła się go jak tonący brzytwy. W ten sposób mogła chociaż na chwilę oddalić od siebie wizję jej jedynego brata, który popełnił największą możliwą zbrodnię.
Xelloss zwrócił wtedy na nią swoje lodowate spojrzenie.
- Wybrałem po prostu sposób, aby najszybciej obezwładnić niebezpiecznego przeciwnika. I przypominam ci, że przede wszystkim jesteś Strażniczką i twoim obowiązkiem jest służyć Równowadze. - odpowiedział chłodno, po czym owinął swoją mroczną mocą bezwładne ciało Valgaarva i zniknął, zostawiając roztrzęsioną Ryozoku samą.
Czas przed procesem Valgaarva był dla Filii najgorszym okresem w życiu. Robiła, co w jej mocy, aby zobaczyć się z bratem przed rozprawą. W wyniku działania jej temperamentu wiele budynków wyleciało w powietrze, kilku Strażników odniosło niegroźne obrażenia, lecz nie uzyskała pozwolenia na spotkanie z rodzeństwem. Młodszy Ul Copt został uznany za niezwykle groźnego dla otoczenia, przez co szczytem uległości dla władz było pozwolenie blondynce na wzięcie udziału w zebraniu Przymierza Równowagi. W międzyczasie Ryozoku wielokrotnie widywała Xellossa. Mijała go, nie zaszczycając mężczyzny nawet spojrzeniem. Wtedy najłatwiej jej było zrzucić całą winę na Demona, robiąc z niego główny obiekt jej nienawiści. Czuła się lepiej, obdarzając go w myślach całą masą wyzwisk, chociaż dobrze wiedziała, że nie mógł inaczej postąpić. Musiała stawić czoła prawdzie, że jej brat był mordercą, zdrajcą Równowagi. Tylko, że wtedy nie miała siły zachowywać się jak prawdziwa Strażniczka…
Samą rozprawę zgodnie z oczekiwaniami trudno było nazwać procesem. Wina Valgaarva nie wzbudzała żadnych wątpliwości i młody Ryozoku jednogłośnie został skazany na wygnanie do Ruelzaar. Gdy Filia usłyszała wyrok, wszystko zabrzmiało dla niej jak kiepski żart. W jej głowie pojawiła się pustka. Nie miała siły stać ani krzyczeć. Siedziała, półprzytomnie wpatrując się w wykrzykującego brata. Przez cały czas miała nadzieję, że nagle ktoś znajdzie przyczynę tego szaleństwa, że to wszystko okaże się nieprawdą. Jednak nic takiego się nie stało. Smok został pochwycony przez dwójkę potężnych Equeshan, którzy zaprowadzili go do ogromnego marmurowego budynku pozbawionego dachu i okalającego obezwładniający nurt mrocznej energii będący jednostronnym wejściem do trzynastego wymiaru. Przy wykonywaniu egzekucji mogli być obecni jedynie Strażnicy strzegący więzienia w krainie Równowagi, członkowie elitarnego oddziału Equeshan, więc tam Filia już nie miała wstępu. Zdała sobie sprawę z faktu, że widzi Valgaarva po raz ostatni przed śmiercią w momencie, gdy mężczyzna stanął tuż przed olbrzymimi wrotami. To było wręcz nienaturalne, jak szybko jej odrętwienie ustąpiło fali rozpaczy. Gdy wielkie drzwi się zamknęły, dotarło do niej, że już nigdy nie zobaczy brata i pomimo całej swojej mocy nie mogła w żaden sposób na to wpłynąć. Nigdy wcześniej i nigdy później nie płakała tak jak wtedy. Pozostawała głucha na wszelkie próby pocieszenia. Nie rozpoznawała głosów, nie rozróżniała słów. Zanurzała się w beznadziei i zwątpieniu. Jak mogło dojść do czegoś takiego? Jak ustrój Eques mógł doprowadzić do czegoś takiego?
Dużo później, chociaż wtedy zupełnie nie była świadoma upływającego czasu, pojawiła się w jej głowie nieustępliwa myśl. Musiała raz jeszcze porozmawiać z bratem. Bez względu na wszystko. Nawet jeśli oznaczało to otwarcie bram Ruelzaar…
Wtedy nie uważała tego pomysłu za absurdalny. Stanowił on dla niej jedyne źródło nadziei na odnalezienie jakiegokolwiek sensu w życiu. Nie myślała o żadnych konsekwencjach, gdy zjawiła się przed tymi samymi wrotami, w których kilka dni wcześniej zniknął Valgaarv. Wystarczyło po prostu wyzwolić odpowiednią ilość mocy, aby wysadzić te drzwi w powietrze. Nic więcej… Już kumulowała moc… Już prawie wysłała ją w stronę bramy oddzielającej ją od jej jedynej rodziny… Kiedy ponownie pojawił się przed nią on…
- Wybierasz dosyć dziwne miejsce na spacer. - Jego głos brzmiał jak zawsze. Irytująco. A mimo wszystko były to pierwsze słowa, na jakie zareagowała od rozprawy Valgaarva. Może z tego prostego względu, że nie zawierały w sobie ani współczucia ani zrozumienia, co przypominało o resztkach jej codzienności sprzed szaleństwa brata?
- Zejdź mi z drogi. - powiedziała zachrypniętym od płaczu głosem. Jej słowa nie zabrzmiały złowieszczo. Wyrażały większy smutek aniżeli groźbę.
Mazoku zrobił kilka kroków w jej stronę.
- A jeśli tego nie zrobię? - spytał.
- To cię do tego zmuszę. - Podniosła na niego swój półprzytomny od rozpaczy wzrok. Zaczęła ją otaczać potężna aura światła Ceiphieda. Niejeden Mazoku, widząc taką moc, błyskawicznie by się wycofał. Jednak ten Demon, tak jak poprzednim razem, jedynie podniósł dłoń.
Cała energia, jaką skupiła, w jednej chwili uległa rozproszeniu. Młoda kobieta w szoku patrzyła się na fioletowowłosego. Rozbicie jej mocy zabrało mu mniej niż sekundę, jednak nie to ją wprawiło w zdumienie. Nie rozumiała, dlaczego on tu się pojawił, ani co było jego prawdziwym zamiarem.
- Zostaw mnie w spokoju. - powiedziała cicho.
Mazoku nie odpowiedział, tylko zrobił kilka kolejnych kroków w jej stronę.
- Zostaw mnie w spokoju! - powtórzyła, krzycząc. Jego obecność przygniatała ją. Stawała się dla niej wręcz nie do zniesienia. Opadła na kolana i zaczęła łkać. Przez łzy zobaczyła, że Xelloss kuca tuż przed nią. Minęło kilka chwil, zanim uchylił lekko powieki i zaczął przemawiać bezlitosnym tonem o ironicznym zabarwieniu.
- Jeżeli naprawdę uważasz, że to jest lepsze wyjście, mogę cię przy pomocy jednego pstryknięcia wysłać z powrotem do twojego ukochanego Ceiphieda. Twój brat, za którym tak rozpaczasz, nawet przez chwilę się nie zawahał przed zadaniem ci śmiertelnego ciosu. Jakby zobaczył to, co zamierzasz zrobić, z pewnością by się niezwykle wzruszył.
Te słowa bardzo szybko do niej dotarły. Ich sens wbijał się w nią niczym ostrze, ale jednocześnie powoli zaczęło do niej dochodzić, co tak naprawdę się stało kilka dób temu.
- Jaka jest twoja decyzja? - spytał Mazoku, patrząc jej prosto w oczy. - Czy chcesz dzisiaj umrzeć?
W jego zimnych, fioletowych tęczówkach ujrzała śmierć, a przynajmniej wszystko, czym byłoby jej zjednoczenie z Ceiphiedem tego dnia. Ból. Samotność. Ciemność.
Wtedy zrozumiała, że to nie było to, czego pragnęła. Ogarnął ją strach. Zaczęła się cała trząść i kręcić głową.
Czy to nie paradoks, że lęk przed śmiercią był tym, co przywróciło jej chęć do życia?
Xelloss, przyjmując jej gest jako zaprzeczenie, wyciszył swoją energię, dzięki czemu Filia zdołała się trochę uspokoić. Czuła się taka zmęczona… I spragniona czyjegoś ciepła… A on był tak blisko… Bez zastanowienia oparła głowę o jego klatkę piersiową. W tym momencie nie miało dla niej znaczenia, że to naturalny wróg jej rasy, osobnik o takiej mocy, że byłby w stanie ją zabić w jednej chwili. Chciała tylko na moment znaleźć pocieszenie w postaci kontaktu z kimś, kto rozumiał ją lepiej niż ona sama.
Później z ogromnym zaskoczeniem wspominała fakt, że Mazoku nie odsunął się. Że ten jeden raz nie wypowiedział ani jednego złośliwego słowa, pozwalając jej ukoić ból.
Po tej sytuacji Filia została przydzielona do oddziału Zelgadisa Greywordsa, potężnego, lecz zamkniętego w sobie siedemnastoletniego wnuka Czerwonego Kapłana Rezo. Obydwoje wiedzieli, jak wygląda życie osoby powiązanej z kimś, kto został zesłany do Ruelzaar, więc szybko pojawiło się między nimi zrozumienie, zmieniając się w przyjaźń o solidnych fundamentach zaufania. Jednak Smoczyca nie była w stanie zapomnieć o fioletowowłosym Mazoku. Nie mogła sobie wybaczyć, że pozwoliła sobie mieć tak ogromny dług wobec wroga. Z przerażeniem doszła do wniosku, że będzie zmuszona regularnie widywać się z Mazoku z racji ich funkcji. Była przekonana, że Demon w jakiś sposób wykorzysta swoją wiedzę o jej chwili słabości, jednak stało się coś zupełnie odwrotnego. Xelloss z zamiłowaniem się z niej nabijał, doprowadzał do szewskiej pasji oraz manipulował nią przy każdej okazji. Ale nigdy nie wspomniał słowem o tamtej sytuacji. Ryozoku nie rozumiała jego motywów, a Tajemniczy Kapłan był ostatnią osobą, która odpowiedziałaby wprost na postawionej jej pytanie. Stopniowo kapłanka Ceiphieda nauczyła się jego sposobu bycia i przestała skupiać się na tych wątpliwościach. Przyjęła, że Mazoku po prostu stał się najbardziej irytującą częścią jej świata i jedyną rzeczą, którą ją przerażała, była pogłębiająca się świadomość, że wbrew wszelkim zakazom zaczyna czuć do swojego naturalnego wroga coś więcej.
- Pamiętajcie, że Bóg kocha każdego z was. On wszystko wam wybaczy. I wy również powinniście postępować na jego wzór i wybaczać swoim nieprzyjaciołom. Fundamentem szczęśliwego życia jest wybaczenie. Tylko wtedy zaznacie spokoju w sercu i odczujecie działanie Jego łaski. - głosił z ambony w pięknym, ascetycznym kościele starszy kapłan o długich białych włosach i żywych zielonych oczach. - Idźcie więc moje owieczki i czyńcie na świecie dobro! - żegnał w duchowym uniesieniu licznych wiernych.
Świątynia pustoszała niezwykle powoli. Wiele osób pragnęło zaczerpnąć rady u szanowanego duchownego lub przynajmniej wyrazić swoją wdzięczność. Kleryk słuchał uważnie wszystkich pragnących skorzystać z jego pomocy, jednak gdy w budynku pozostała tylko jedna kobieta skrywająca twarz za ogromnym beżowym kapeluszem, ksiądz porzucił swój dobrotliwy wyraz twarzy, spoglądając na ostatniego gościa.
- Moja droga, wyglądasz po prostu olśniewająco. - Uśmiechnął się czarująco.
- Jak zawsze mi schlebiasz, Guesh. - odpowiedziała radosnym głosem, obdarzając mężczyznę rozbawionym spojrzeniem jasnobrązowych oczu. - Ale ja sama nie mogę wyjść z podziwu, jak pięknie potrafisz mówić o wybaczeniu, chociaż jesteś chyba ostatnią osobą na tym świecie, która by się podpisała pod tymi słowami.
- Moja droga Elsevien, zgadzam się z każdym wypowiedzianym przez siebie słowem. Wybaczanie to piękna i ważna rzecz. - rzekł, wyciągając z kieszeni spodni papierosa. - Po prostu. - Zapalił go i wsadził do ust. - Są rzeczy, których na tym świecie wybaczyć się nie da. I każda osoba, która doświadczy takiej rzeczy, ma prawo do zadośćuczynienia. - Wydmuchał dym. - To wszystko.
- Zdumiewająco prosta filozofia. - Kobieta bawiła się rąbkiem swojej czerwonej sukienki. - Ale również niezwykle prawdziwa.
Mężczyzna zmierzył ją przenikliwym wzrokiem.
- Doskonale wiesz, co powiedzieć, aby się komuś przypodobać, moja droga. Czy podobnie idzie ci w sprawie Szarego Wilka?
Elsevien ze stoickim spokojem spojrzała na swojego rozmówcę.
- To delikatna sprawa. Ale konsekwentnie porusza się naprzód, chociaż nie powiem, że nie pojawiły się pewne przeszkody.
- Jakie na przykład?
- Moja obecność została zauważona przez Xellossa Metallium.
Guesh zmarszczył brwi.
- To chyba nie jest pomyślna wieść.
- Wbrew pozorom może mieć to swoje dobre strony. Gdy dowiedział się o mnie Xelloss, dowie się o mnie również Szary Wilk. - odpowiedziała wesoło brązowowłosa.
- I jak to niby ma pozytywnie wpłynąć na nasz plan? - spytał z delikatnym powątpiewaniem w głosie.
- Przerażającą cechą Szarego Wilka jest jego zdolność do chłodnej analizy sytuacji bez względu na okoliczności. Tam gdzie większość się gubi, on potrafi podjąć najlepszą decyzję. Są jednak tematy mogące go wytrącić z równowagi. I takim tematem jestem między innymi ja. - W jej tonie pojawił się element satysfakcji.
- Z całym szacunkiem, ale nie przeceniasz się przypadkiem w tym temacie?
- Wątpię. - odparła krótko.
Kapłan ponownie się zaciągnął gęstym dymem.
- No cóż. W sumie Czerwony Pan ma podobna strategię.
- Co masz na myśli? - Na jej twarzy pojawił się wyraz szczerego zainteresowania.
Guesh uśmiechnął się złowieszczo.
- Pokaże tym nadętym Equeshan, że to, co uważali za niemożliwe, jest jak najbardziej możliwe. A potem będzie patrzeć, jak ci głupcy pomimo całej swojej mocy nie będą w stanie nic poradzić na fakt, że ich czas już wkrótce dobiegnie końca.
A już Ci wysłałam na privie :)
Oj, zaczynasz mnie "natychać" do stworzenia nowej historii, bo w żadnej obecnej F/V już nie upchnę ;p Hm... a jakby tak wszystko w ogóle powywracać do góry nogami... Filia jako czarny charakter, Val tym razem dobry, może nawet główny bohater... Rezo pragnący, aby jego wnuk porzucił drogę zła... Amelia wątpiąca w sprawiedliwość... Gourry wyrzekający się miecza...
Poproszę w takim razie o linka, bo na akceptację trzeba będzie pewnie chwilę poczekać. ^^
F/V łamie szablon więc mogłoby być ciekawe. :)
A poza tym był już nieszczęśliwie zakochany, teraz jako brat więc nie wiem, ale wydaję mi się, że nie wiele już pozostało. :D Chyba, że jako wróg? ;D
Właśnie jakoś tak Valem żongluję i ustawiam go w przeróżnych pozycjach obok Filii ^^' Chociaż F/V... Hm... To brzmi jak wyzwanie :D Jak będę pisać coś nowego, to przemyślę tę sprawę :) A następny rozdział czeka na akceptację :)Ale mogę Ci też wysłać linka na privie :)
Rozdział głównie poświęcony Filii, miło - można się dowiedzieć czegoś o jej motywach działania. Widzę, że w tej wersji Val został jej bratem? Heh, zastanawiam się czy ktoś kiedyś stworzy dla nich jakiś dobry paring i zajdzie z klasycznego F/X. ;D Chętnie bym coś takiego przeczytała. :D Chociaż tutaj Xellos wykazał się jakąś resztą ludzkich uczuć więc to plus dla niego. :) Ciekawa jestem jak dalej się rozwinie wątek z tym przeklętym wymiarem 13stym? Val wróci stamtąd? ;> I kiedy kolejny rozdział? :)