Opowiadanie
Rezonans
Powrót koszmaru
Autor: | Rinsey |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Przygodowe, Romans |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2014-04-26 11:08:30 |
Aktualizowany: | 2014-04-26 11:08:30 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Kopiowanie całości lub fragmentów przez osoby trzecie bez zgody autorki jest zakazane.
Rozdział 7
Powrót koszmaru
Opowiadano, że Kraina Równowagi narodziła się w momencie, gdy dwójka tytanów znużyła się wiecznie nie rozstrzygającą się bitwą i zapadła w sen, pozwalając, aby w wymiarach, które przetrwały, rozwijało się życie. Eques miało mieć swój początek w zjawisku nałożenia się na siebie płaszczyzn dwunastu światów. W wyniku tego wyjątkowego procesu miał powstać obszar, gdzie magia połączywszy się z materią, mogła swobodnie krążyć, tworząc niemalże żywą istotę, podatną na wpływy obdarzonych umiejętnością manipulacją mocy.
W przekazach tych rzadko wspominano o Zeraquey.
Dla większości Strażników Zeraquey stanowiło nieosiągalną mekkę, prawdziwą świątynię Równowagi, do której dostęp mieli jedynie Shyllien - Filary dwunastu wymiarów, Xullan - Strażnicy Nurtu oraz najpotężniejsi wojownicy Eques. Jednym z panujących praw w Krainie Równowagi był zakaz zbliżania się do magicznej granicy bez odpowiedniego zezwolenia. Szeregowi Equeshan przekazywali sobie tę wiedzę z ust do ust, jednakże rzadko kto zdawał sobie sprawę z faktu, czym tak naprawdę było Zeraquey.
Zeraquey stanowiło samo centrum Krainy Równowagi, będącej miejscem swobodnego przepływu mocy. Środek Eques był zatem obszarem wypełnionym surową, nieokiełznaną magią tworzenia. Tylko nieliczni mogli przekroczyć granice Zeraquey i opuścić je przy zdrowych zmysłach. Nurty energetyczne wyjątkowo trudno poddawały się kontroli magów, a najmniejsza pomyłka przy manipulacji mocą mogła wiele kosztować. Osoby nie rozumiejące albo otwarcie sprzeciwiające się zasadzie Równowagi natychmiast zostawały unicestwiane. Ten fakt miał jedną, niebagatelną zaletę: w ten sposób od razu można było rozpoznać przeciwników Równowagi. I właśnie z tego względu wyznaczono Zeraquey na miejsce spotkań Przymierza Równowagi mającego podejmować decyzje wpływające na cały magiczny wszechświat.
Każda delegacja miała do dyspozycji jedną z Kryształowych Komnat wykonanych z orihalkonu, rzadkiego budulca wykazującego właściwość do blokowania magii. Działanie tego metalu na terenie Zeraquey było mocno ograniczone, lecz do pewnego stopnia łagodziło wpływ gwałtownych nurtów magii tworzenia. Kontakt pomiędzy przedstawicielami dwunastu wymiarów gwarantowały lakrimy, magiczne kryształy umożliwiające przesyłanie sygnałów audiowizualnych. Takie podejście dodatkowo minimalizowało prawdopodobieństwo zaistnienia jakiejkolwiek wzbudzającej wątpliwości działalności.
W czasie posiedzeń Przymierza Równowagi stosowano niezwykle potężne środki bezpieczeństwa. Nie było takiej możliwości, aby w czasie takiego spotkania doszło do jakiejkolwiek wrogiej interwencji. Tak przynajmniej wydawało się Filii do czasu, kiedy na ogromnym magicznym ekranie zamiast twarzy członków delegacji mieszkańców pozostałych jedenastu wymiarów pojawiła się majestatyczna sylwetka człowieka, którego od ponad siedmiu lat uznawano za martwego
- Rezo. - Do jej uszu dobiegł szept Zelgadisa. Mężczyzna z niedowierzaniem spoglądał na niewidomego maga odzianego w czerwone, szykowne szaty. Ponownie poruszył ustami, jednak Smoczyca nie była w stanie rozróżnić poszczególnych słów.
Ryuzoku podejrzewała, że w myślach jej przyjaciela zapanował jeszcze większy chaos niż w jej własnej głowie. Wiedziała, ile włożył wysiłku w odcięcie się od Czerwonego Kapłana, sprawcę ogromnego cierpienia w życiu jedynego wnuka. Tak bardzo starał się zaprzeczać doniesieniom raportu z Wolf Pack Island, a teraz okazało się, że ich najgorsze obawy stały się rzeczywistością.
- Witajcie, drodzy przyjaciele. - Nagle rozległ się głęboki męski głos. Filia kątem oka obserwowała lawendowowłosego wojownika, którego twarz nie wyrażała nic poza potężnym skupieniem. Tylko jego ręce zaciśnięte w pięści zdradzały emocję bardzo rzadko pojawiającą się u najsilniejszego Equeshan Rejonu Varney. Strach. - Podejrzewam, że to spotkanie jest dla niektórych z was ogromnym szokiem, chociaż wiem, że panu Xellosowi Metallium udało się wykryć moją obecność, co powinno was chociaż trochę przygotować na to spotkanie. Ale jak to zwykle bywa, trudno nam uwierzyć w coś nieprawdopodobnego, o ile nie ujrzymy tego czegoś na własne oczy. Więc teraz, moi drodzy, wyświadczam wam przysługę. Pomagam wam uwierzyć w istnienie niemożliwego, a jednocześnie ostrzegam, że jeżeli nie zmienicie swojego postrzegania świata, spotka was zagłada.
W jednej chwili kapłanka Ceiphieda odczuła, że natężenie mocy gwałtownie zaczęło wzrastać. Niektórzy członkowie Przymierza Równowagi najwidoczniej nie zamierzali czekać aż Czerwony Kapłan skończy swoją wypowiedź i postanowili niezwłocznie przejść do ataku. Pomimo silnych, chaotycznych nurtów Zeraquey wypełniło się potężną energią, mającej na celu wyśledzenie intruza i dokonanie jego natychmiastowej anihilacji.
- Głupcy - warknął mag, który zerwał się z miejsca i podszedł do lakrimy.
- To na nic, Zelgadisie - zwrócił się do niego się Philionel, chociaż wzrok Shyllien, tak jak Milgazii, wciąż był skupiony na postaci Rezo. - Wszelkie kanały komunikacji zostały zablokowane.
- Pragnę was również powiadomić, że licząc od dzisiejszego dnia, równo za rok położę kres waszej ukochanej Równowadze. Możecie robić wszystko co w waszej mocy, aby mnie wyśledzić i powstrzymać, lecz dzięki waszemu zadufaniu i ignorancji, jestem przekonany, że nie zdołacie mi przeszkodzić. - Mężczyzna na moment zamilkł, lecz gdy ponownie jego głos wypełnił Kryształową Komnatę, Filię przeszedł zimny dreszcz. - Mam jeszcze jedną, już ostatnią wiadomość, tym razem skierowaną do jednej osoby. Do krwi z mojej krwi. Zelgadisie, wiem, że tu jesteś. Już raz mnie zdradziłeś, ale ponieważ płynie w twoich żyłach moja krew, uważam że jako jeden z nielicznych masz potencjał, aby zrozumieć prawdziwą istotę Równowagi. Zwróć się ku mnie, a wybaczę ci wszystko.
Późniejsze wydarzenia tworzyły w pamięci Filii chaotyczny ciąg, z którego trudno było Smoczycy cokolwiek odtworzyć. Pamiętała, jak wszystko, co ją otaczało, w ułamku sekundy zostało zalane przez falę obezwładniającej energii. Wydawało jej się, że ktoś głośno krzyknął, zanim zawładnęło nią poczucie, że lada chwila utonie w zalewie tej zniewalającej mocy. Ostatnią rzeczą pojawiającą jej się przed oczami był uśmiech mężczyzny. Wyrażający jednocześnie satysfakcję i smutek.
Znała Zelgadisa niecały tydzień. Oczywiście, nie był to długi okres czasu, ale nawet tych kilka dni całkowicie wystarczyło, aby zyskać świadomość, jaką potęgą dysponował ten mężczyzna. Dlatego też ogarnęło ją przerażenie, gdy ujrzała nieprzytomnego maga podtrzymywanego przez Philionela, który śpiesznym krokiem opuścił krąg w Sali Teleportacji.
- Tato! Nic ci nie jest? Co się stało z panem Zelgadisem? - krzyknęła roztrzęsiona Amelia, natychmiast podbiegając do ojca.
- Zelgadis natychmiast musi trafić do Sylphiel - powiedział stosunkowo spokojnym jak na tę sytuację Philionel. - Gourry, natychmiast zanieś go do skrzydła szpitalnego - zwrócił się do szermierza, który bez słowa przewiesił sobie bezwładne ciało mistrza ziemi przez ramię i ruszył we wskazanym przez Shyllien kierunku. - Lino, Amelio, pomóżcie Filii - dodał, gdy ponownie rozbłysło światło i oczom rudowłosej ukazał się majestatyczny mężczyzna o półdługich blond włosach oraz przenikliwych żółtawych oczach, które z pewnością nie mogły należeć do człowieka. Początkująca czarodziejka pomimo wyczerpania nie mogła nie zwrócić uwagi na niesamowitą aurę otaczającą nowo przybyłego i pobudzającą do życia wszelkie delikatne nurty Eques. Odkrycie to zrobiło na niej takie wrażenie, że dopiero po chwili zwróciła uwagę na fakt, że Strażnik podtrzymywał półprzytomną Smoczycę.
- Panie Milgazia, a panu nic się nie stało? - spytała ze zmartwieniem w głosie Amelia, zarzucając sobie jedną rękę Ryuzoku na szyję.
Milgazia. To imię padło w jednej z jej rozmów z kapłanką Ceiphieda. Tak, to musiał być Strażnik Nurtu tego wymiaru.
- Nic. Filii też nic się poważnego nie stało, ale na wszelki wypadek lepiej niech Sylphiel ją przebada - odezwał się Xullan głębokim basem, który pomimo faktu, że zwracał się do córki Shyllien, przez cały uważnie obserwował Linę pomagającą Amelii podtrzymać Smoczycę. - Jak na niecały tydzień pobytu, masz rozpieczętowaną sporą część mocy - zwrócił się do rudowłosej. - Co więcej, jesteś na skraju wyczerpania. To nie jest bezpieczne w twoim przypadku.
Dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy.
- Jeżeli nie będę się już dzisiaj bawić w manipulację, nic się nie stanie, panie Xullan - odparła z chłodną uprzejmością. Wiedziała, że właśnie rozmawia z jedną z najważniejszych osób w Eques, lecz nie podobało jej się zwątpienie w głosie jej rozmówcy.
Strażnik Nurtu nie odpowiedział od razu, tylko wciąż bacznie jej się przyglądał.
- Faktycznie to niespotykane - odezwał się po kilku sekundach. - Ty naprawdę czujesz nurt, chociaż jesteś zwyczajną śmiertelniczką mieszkającą tu od kilku dni.
- Panie Milgazia, musimy zanieść pannę Filię do panny Sylphiel - wtrąciła nieco nerwowo użytkowniczka białej magii.
Zanim Ryuzoku zdołał odpowiedzieć, po całej okolicy przeszedł kolejny, potężny wstrząs. Dopiero wtedy Złoty Smok oderwał wzrok od początkującej czarodziejki.
- Równowaga mocy została zachwiana - powiedział cicho.
- Lino, Amelio, pod żadnym pozorem nie wolno wam się teleportować - odezwał się Philionel tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Zaraz aktywuję osłony. Do czasu aż się nie ocknie Zelgadis nie opuszczajcie dworku, jasne? Jak tylko z Milgazią ustabilizujemy przepływ mocy, przyjdę do was. - Po czym, nie czekając na jakąkolwiek reakcję, zdematerializował się wraz ze Strażnikiem Nurtu.
- Tato! Zaczekaj! - jęknęła Amelia. Dziewczyna wciąż była roztrzęsiona po ataku Ruelzhan. W czasie tej pół godziny od pierwszego wstrząsu do pojawienia się Philionela i Milgazii w Sali Teleportacji przyszła Shyllien niemal odchodziła od zmysłów z niepokoju. A teraz zaledwie po kilku minutach musiała ponownie rozstać się z ojcem.
- Amelio, musimy się zająć Filią - powiedziała stanowczo rudowłosa.
- Tak… Wiem… - odparła cicho Amelia, po czym obie z Liną ruszyły w stronę skrzydła szpitalnego. Droga, jaką miały do pokonania, nie była długa, lecz z obciążeniem w postaci Smoczycy zajęła im kilka minut więcej niż zazwyczaj. Jak tylko położyły Filię na łóżku w pomieszczeniu, gdzie zwykle oczekiwano na wizytę u Sylphiel, która była nie tylko Strażniczką, ale i miejscową uzdrowicielką, z ust Ryuzoku padły trzy słowa wypowiedziane cichym, niewyraźnym głosem charakterystycznym dla osób mamroczących przez sen.
- Czerw…ony Ka…płan Re…zo…
Spojrzenie czerwonych tęczówek natychmiast powędrowało do nieprzytomnej postaci Złotego Smoka. Ten szept ostatecznie potwierdził jej podejrzenia. Wciąż nie miała szerokiej wiedzy na temat świata magicznego, jednak na podstawie dotychczas zebranych informacji mogła wskazać tylko jedną przyczynę tłumaczącą obecne wydarzenia. Najwidoczniej przy pisaniu raportu z Wolf Pack Island wbrew wszelkim zaprzeczeniom ze strony Zelgadisa nie popełniono żadnego błędu.
Minęło zaledwie pół godziny, od kiedy Sylphiel zamknęła drzwi swojej lecznicy zaraz po tym, jak Gourry zaniósł do niej Zelgadisa. Lina rozumiała, że trzydzieści minut to naprawdę niedługi czas na operację czy jakikolwiek inny zabieg magiczny, lecz nie mogła powstrzymać strumienia niespokojnych myśli. Miała świadomość, że uzdrowicielka wciąż nie odzyskała sił po wrogim ataku, a stan wojownika nie napawał optymizmem. Dobrze jednak wiedziała, że martwienie się na zapas w niczym jej nie pomoże i chyba po raz setny spróbowała się skupić na stronicy jednej z książek, które pokazała jej tego ranka Filia.
Barahesi, rzadkie miejsca nachodzenia na siebie dwóch wymiarów od zarania dziejów były obiektem badań magów-badaczy…
Rudowłosa westchnęła ciężko i odłożyła opasły tom na stół. Nie było mowy, aby mogła się w chwili obecnej na czymkolwiek skupić. Rozejrzała się po pokoju, w którym zebrali się wszyscy mieszkańcy dworku. Gourry siedział na solidnym, drewnianym krześle i w ogromnym skupieniu polerował miecz. Dziewczyna wciąż nie mogła się nadziwić, jak mylne było jej pierwsze zdanie na temat blondyna. Pod powłoką beztroskiego uśmiechu i pozornie krótkiej pamięci krył się potężny wojownik w przypadku zagrożenia nie wahający się nawet sekundy przed zadaniem śmiertelnego ciosu…
Nieopodal niej u stóp łóżka zajmowanego przez nieprzytomną Smoczycę siedziała skulona Amelia z głową opartą na kolanach, wbijając zmartwiony wzrok w ziemię. Osoba o posturze młodej kobiety i oczach należących do dziecka, mająca pewnego dnia objąć jedną z najważniejszych funkcji w Krainie Równowagi. Na jej twarzy malowała się ponura mieszanka strachu i niepewności, emocji, których przyszła Shyllien musiała doświadczać niezwykle rzadko. Rudowłosa raz jeszcze przeklęła w myślach Philionela.
Nagle do jej uszu dobiegło wycie wiatru, co całkowicie wytrąciło ją z zadumy. Zaintrygowana podniosła się z fotela i podeszła do okna. Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy wpatrywała się w liczne płatki śniegu tańczące w rytm podmuchów lodowatego powietrza. Był środek sierpnia. Lato nasycało swoją obecnością nie tylko Atlas, ale i Krainę Równowagi. Jeszcze kilka godzin temu na dworze królowała intensywna zieleń skąpana w promieniach słońca. Jakim cudem pogoda zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni w tak krótkim czasie?
- Tak wygląda proces regulacji nurtów Eques przez Shyllien i Xullan, panno Lino - powiedziała cicho Amelia, przerywając panujące dotąd milczenie. - Gdy Równowaga zostaje zachwiana, najpierw Filar doprowadza do wyciszenia wszelkich przepływów mocy. Następnie Strażnik Nurtu z powrotem wprawia w ruch wszelką magię znajdującą się w Eques. Obie czynności są powtarzane dopóki zgubne czynniki, które wpłynęły na zachwianie Równowagi, nie zostaną ostatecznie wyparte.
W oczach Liny pojawiło się zrozumienie.
- Aha… Czyli obniżenie temperatury jest skutkiem ubocznym wyciszania nurtów mocy, a silny wiatr wzbudzania magii?
- Tak. Jednak gdy Równowaga zostanie przywrócona, pogoda wróci do pierwotnego stanu.
Jak tylko Amelia wypowiedziała ostatnie słowa, stało się to, na co czekali od kilkudziesięciu minut. Drzwi lecznicy otworzyły się i stanęła w nich wyczerpana Sylphiel.
- Nic mu nie będzie. Potrzebuje tylko dużo odpoczynku - powiedziała zmęczonym, lecz pogodnym głosem.
Lina w jednej chwili poczuła, jak przyjemne poczucie ulgi rozlewa się po całym jej ciele.
- Jak dobrze… - Oczy Amelii zaszkliły się łzami. - Jak dobrze, że panu Zelgadisowi nic nie jest…
- Świetna robota Sylphiel! - odezwał się Gourry, wreszcie odrywając wzrok od miecza, na którego twarzy również malowała się ulga.
- Och, to nic, panie Gourry - odparła nieco zarumieniona uzdrowicielka, uśmiechając się promiennie do blondyna.
- Sylphiel, możesz jeszcze przebadać Filię? - wtrąciła Lina, rzucając okiem na nieprzytomną Smoczycę.
Sylphiel w jednej chwili oderwała wzrok od szermierza i podeszła do kapłanki Ceiphieda.
- Oczywiście - powiedziała cicho i przyłożyła dłoń do klatki piersiowej Ryuzoku. W okamgnieniu sylwetka Smoczycy została otoczona delikatnym światłem o ciepłej zielonej barwie. - Nic się jej nie stało - dodała po chwili. - Tylko zemdlała z powodu zbyt dużego natężenia obcej mocy.
- Co masz dokładniej na myśli? - spytała szybko rudowłosa.
- Gdy osoba obdarzona mocą znajdzie się w atmosferze przesyconej potężną magią, nad którą nie może zapanować, może utracić przytomność. Coś takiego stało się w przypadku panny Filii. Byliśmy świadkami ogromnego wstrząsu, który dotarł nawet do pola Venn, które jest znacznie oddalone od centrum Eques. Trudno jest mi sobie wyobrazić do emisji jak ogromnej mocy doszło w Zeraquey. Panna Filia jest bardzo potężna, ale w porównaniu do pana Zelgadisa, Philionela i Milgazii jej moc jest stosunkowo niewielka, więc nie dziwi mnie, że w obliczu tak ogromnej eksplozji mocy zemdlała.
- Co się w takim razie stało Zelgadisowi?
- Wydaje mi się, że pan Zelgadis przyjął na siebie całe uderzenie tej mocy. A nawet ktoś taki jak pan Zelgadis nie mógł zrobić czegoś takiego bez żadnego uszczerbku. Jego wewnętrzny nurt został niemalże przerwany.
- Jak wewnętrzny nurt może zostać przerwany? - zdziwiła się Lina.
- Może do tego dojść między innymi w przypadku, gdy do wnętrza maga dostaje się obca, potężna magia. A gdy wewnętrzny nurt zostaje przerwany, czarodzieja może zabić jego własna magia, która nie mogąc swobodnie krążyć, zaczyna niszczyć ciało swojego właściciela od wewnątrz - wytłumaczyła spokojnie Sylphiel.
- Ale przecież Zelgadis musiał o tym wiedzieć. A skoro tak, to czemu wziął na siebie cały atak? Przecież tuż obok stali Philionel i Milgazia - zaczęła się zastanawiać na głos.
- Szczerze mówiąc, też mnie to zastanawia… - odparła z namysłem uzdrowicielka.
- Zelgadis podejrzewał, że Czerwony Kapłan będzie próbował zakłócić Równowagę we wszystkich wymiarach. - Nagle w pomieszczeniu rozległ się nowy męski głos. - I postanowił wziąć całe uderzenie na siebie, aby Filar i Strażnik Nurtu mogli jak najszybciej przywrócić Równowagę w wymiarze.
- Tato! Nic ci nie jest?! - krzyknęła Amelia, zanim zapłakana padła ojcu w ramiona.
Philionel przytulił córkę jedną ręką, a drugą zaczął gładzić ją po głowie.
- No coś ty, córciu. Jakże tacie mogłoby się coś stać? - odparł pogodnie.
- Phil, skończ z tym - wtrąciła mocno poirytowana Lina. - To oczywiste, że mogło ci się coś stać, więc przestań wreszcie karmić Amelię bajkami.
Filar Rejonu Varney spojrzał rudowłosej prosto w oczy, po czym niemal niezauważalnie się uśmiechnął.
- Pewnie chcielibyście się dowiedzieć, co się stało w Zeraquey - zaczął, jakby nie słyszał odzywki początkującej czarodziejki. - Pewnie już się tego domyślacie, ale w środku Eques, gdzie wszyscy gwałcący zasadę Równowagi są natychmiast likwidowani, pojawił się ten, który siedem lat temu został skazany na wyklęcie do Ruelzaar, Czerwony Kapłan Rezo i zapowiedział, że w ciągu roku położy kres Równowadze.
- I to on wyemitował tę olbrzymią moc? - odezwała się Sylphiel.
- Tak - przyznał Philionel. Wesoły blask w jego oczach nieco przygasł. - I powiem wam szczerze, że chociaż żyję już trochę na tym świecie, nigdy dotąd nie wiedziałem czegoś takiego.
- I ta moc… Ten jeden człowiek sprawił, że została zakłócona Równowaga we wszystkich wymiarach… - podsumowała oniemiała Sylphiel, siadając na pobliskim krześle, które bez słowa postawił obok niej Gourry.
- I powiedział, że równo za rok położy kres Równowadze? - spytała Lina.
- Dokładnie tak - przytaknął Philionel.
- Skąd tak dokładne określenie czasu? Zwykle chyba nie składa się tak dokładnych gróźb - zamyśliła się rudowłosa.
- Myślisz, że wyemitowanie tej mocy miało na celu coś więcej niż zabicie jak największej ilości członków Przymierza Równowagi? - wtrąciła Sylphiel.
- Tak. Z tego co słyszałam o tym Czerwonym Kapłanie, wydaje mi się on o wiele bardziej wyrachowaną osobą. Wiedział, że członkowie Przymierza Równowagi są potężni. Myślę, że mogło mu chodzić o dwie rzeczy: o zasianie niepokoju i chwilowe zachwianie Równowagi. Czyli musiał zrobić coś w ciągu tych kilku godzin, kiedy Równowaga była niestabilna. Coś, co jego zdaniem w ciągu roku doprowadzi do upadku Równowagi - odparła poważnie Lina.
- Ale panno Lino, gdy Równowaga jest zakłócona, nie da się nic zrobić. Wszelka teleportacja międzywymiarowa jest niemożliwa… - zaczęła uzdrowicielka.
Początkująca czarodziejka uśmiechnęła się pod nosem.
- Czy mi się wydaje, czy jakiś czas temu słyszałam, że niemożliwe jest, aby uciec z Ruelzaar? Że niemożliwe jest przeżyć pobyt w Zeraquey, gdy pogwałciło się zasadę Równowagi? Nie znam waszego świata, ale naprawdę, dobrze wam radzę, musicie porzucić taki tryb myślenia. Jeżeli wciąż będziecie powtarzać, że kolejne rzeczy są niemożliwe ten cały Rezo zrobi ze wszystkimi Strażnikami, co tylko będzie chciał.
- Wiesz Lino, że po części powtórzyłaś słowa Czerwonego Kapłana? - odezwał się Philionel, wciąż gładząc cicho łkającą Amelię po głowie. - Myślę, że masz rację. I co więcej, jako osoba z zewnątrz masz świeższe spojrzenie na nasz świat. Chciałbym, abyś po wyzdrowieniu Zelgadisa wzięła udział w naszych naradach.
Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Phil, może już zapomniałeś, ale jestem tutaj niecały tydzień. Nie znam waszego świata. Nie jestem w stanie wam pomóc.
- Jak najbardziej jestem odmiennego zdania - odpowiedział z uśmiechem Philionel. - Możesz wytknąć błędy w naszym rozumowaniu, co nigdy nie było nam tak bardzo potrzebne jak teraz. - Gdy kończył wypowiadać ostatnie zdanie, w jego oczach pojawił się poważny błysk. - Powoli będę się żegnał. Milgazia zaraz zakończy ostatni proces pobudzania Nurtu.
- Tato, już idziesz? - spytała cicho Amelia.
- Tak, córeczko - odparł Shyllien. - Zresztą to był ciężki dzień dla nas wszystkich. Myślę, że każdy z was chciałby odpocząć. Pamiętajcie, dopóki Zelgadis się nie obudzi, nie chcę abyście wychodzili poza teren dworku, jasne?
- Nie ma sprawy, Phil - odezwał się wesoło Gourry.
Uzdrowicielka zmierzyła bacznym spojrzeniem Philionela i Linę.
- Panie Gourry, mógłbyś przenieść Filię do jej pokoju? Nie za bardzo przepada za skrzydłem leczniczym - zwróciła się do blondyna Sylphiel.
- Nie ma problemu. - odparł natychmiast szermierz, po czym podniósł nieprzytomne ciało Smoczycy i opuścił pomieszczenie.
- Dziękuję, panie Gourry! - zawołała za nim z wdzięcznością uzdrowicielka.
- Nie ma za co, Sylphiel! - odkrzyknął mistrz miecza.
- Amelio, pomogłabyś mi trochę w porządkach? - zwróciła się po chwili do przyszłej Shyllien.
Młodsza dziewczyna nieco zaskoczona kiwnęła głową.
- Oczywiście - odparła, po czym przytuliła na pożegnanie ojca i posłusznie ruszyła za zmęczoną uzdrowicielką, w rezultacie czego po krótkiej chwili w pomieszczeniu została tylko Lina i Shyllien.
- Dlaczego zataiłeś przed Amelią dotychczasowe poczynania Ruelzhan? - odezwała się nagle z pretensją w głosie rudowłosa. - Chcesz, aby szkoliła się na Strażniczkę, na twoją następczynię, a przez ten cały czas traktujesz ją jak dziecko. - Philionel nic nie odpowiedział, założył jedynie ręce na piersiach i w skupieniu słuchał kolejnych oskarżeń. W czerwonych tęczówkach zapłonął gniew, gdy potężny mężczyzna wciąż milczał. - Wiesz przez co ta dziewczyna będzie teraz przechodzić?! Wiesz jak ciężko jej będzie teraz zetknąć się z rzeczywistością?!
- Twoje zarzuty są słuszne, Lino - odparł po dłuższej chwili Filar Rejonu Varney. - Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie poza tym, że jestem rodzicem. A każdy rodzic, chce ochronić swoje dziecko przed całym złem całego świata. Nawet jeżeli ta nadopiekuńczość może mu bardziej zaszkodzić niż pomóc. - Mężczyzna ponownie spojrzał Linie prosto w oczy. W jego wzroku dominowało silne przekonanie o słuszności własnych słów. - Dlatego właśnie wam zleciłem zajęcie się moim dzieckiem.
- Nam? - powtórzyła z lekkim poirytowaniem w głosie czarodziejka. - Na mnie za bardzo bym nie liczyła. Nie za bardzo się nadaję do wychowywania dzieci.
Na twarzy Shyllien zarysował się delikatny uśmiech.
- Właśnie na ciebie liczę najbardziej, Lino - rzekł, po czym się zdematerializował.
- Phil, zaczekaj! Jeszcze z tobą nie skończyłam! - krzyknęła rozdrażniona rudowłosa.
Na jej wezwanie odpowiedziało tylko głośne wycie szalejącego za oknem wiatru.
Od feralnego spotkania Przymierza Równowagi minęły trzy dni. Chaos, który się rozpętał na wieść o powrocie zza grobu Czerwonego Kapłana, wstrząsnął całym Eques. Jednak w dworku zamieszkiwanym przez najpotężniejszych wojowników Rejonu Varney paradoksalnie panowała cisza i spokój. Minione wydarzenia poważnie nadwerężyły siły nie tylko początkujących adeptek magii ale i bardziej doświadczonych Strażników. Wszyscy więc oddawali się pozornie beztroskim czynnościom, próbując choć na chwilę zapomnieć o fakcie, że panujący dotąd pokój stał się niezwykle kruchy. Filia odzyskała przytomność po kilkunastu godzinach, lecz ku zaskoczeniu Liny niemal natychmiast ponownie zasnęła. Sylphiel tłumaczyła nieco zaniepokojonej dziewczynie, że tak długi sen dla osób obdarzonych potężną magią nie jest niczym dziwnym. W czasie, gdy świadomość pozostawała w uśpieniu, najszybciej dochodziło do odbudowania wewnętrznego nurtu. Był to swego rodzaju mechanizm obronny, mający na celu zapobieganie sytuacjom, w których niezregenerowany w pełni czarodziej mógłby utracić kontrolę nad mocą. Oczywiście działo się tak tylko w przypadkach wyjątkowego wyczerpania magicznego.
Lina akurat przechodziła obok lecznicy Sylphiel, kiedy poczuła znajome drgnięcie mocy. Nie namyślając się długo, nacisnęła klamkę i weszła do pokoju, gdzie odpoczywał jej nauczyciel. Z ogromną ulgą przywitała fakt, że Zelgadis już nie spał, tylko siedział na łóżku i wpatrywał się w okno.
- No, obudziłeś się wreszcie, śpiochu - zagadnęła wesoło, zamykając za sobą drzwi.
Mężczyzna się nie poruszył. Nie wykonał nawet pojedynczego gestu na znak, że usłyszał jej słowa.
- Zel? Wszystko w porządku? - W jej głosie pojawił się niepokój.
- Już prawie zapomniałem o postaci jego magicznej obecności - odezwał się cicho. Lina nie miała pewności, czy to wyznanie jest skierowane do jej uszu, czy też mężczyzna po prostu wypowiadał swoje myśli na głos. - A tymczasem ten staruch nie tylko powrócił z zaświatów, ale musiał jeszcze na dodatek zakpić ze mnie na oczach całego Przymierza Równowagi. - Mówił pozornie spokojnym głosem, jednak rudowłosa dostrzegła w jego tonie wszelkie oznaki napadu zimnej furii, którego była świadkiem kilka dni wcześniej.
- Co masz na myśli? - Powoli podeszła do krzesła stojącego nieopodal łóżka Zelgadisa i się na nim usadowiła.
- Zaproponował mi, abym się do niego przyłączył. Że mi łaskawie wszystko wybaczy, a w tym „moją zdradę”, jako że mam potencjał, aby pojąć „prawdziwą istotę Równowagi”.
- Twoją zdradę? Czy przypadkiem nie było na odwrót? - spytała ze zdziwieniem w głosie.
- Tak właśnie było, ale jak widać mojemu dziadkowi przez siedem lat nie zmieniło się poczucie humoru - odparł sarkastycznie.
Lina na moment wbiła wzrok w podłogę i zamilkła.
- A może… on wcale nie chciał z ciebie zakpić?
Zelgadis wreszcie odwrócił głowę i zwrócił ku niej swoje przenikliwe spojrzenie szafirowych oczu.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
Rudowłosa podniosła głowę i utkwiła w nim spojrzenie.
- Może faktycznie jesteś jedynym, który ma potencjał, aby pojąć „prawdziwą istotę Równowagi”? Sam mi mówiłeś, że prowadziliście wspólnie badania, te dotyczące luki w historii Eques… Może Rezo naprawdę liczy na to, że jak powrócisz do tych badań i pojmiesz tę „prawdziwą istotę Równowagi”, zrozumiesz jego motywy postępowania?
- To jest absolutnie niemożliwe - oświadczył natychmiast Zelgadis.
- Ciągle powtarzacie to samo - odparła z lekkim poirytowaniem Lina. - A czy Rezo nie pokazuje wam na każdym kroku, że nie ma czegoś takiego jak niemożliwe? Dobra, Zel, nie zamierzam ci wmawiać, że twój dziadek nagle przypomniał sobie o uczuciu do wnuka. Chcę się tylko spytać, co teraz zamierzasz?
Spojrzenie mistrza ziemi stało się lodowate i bezlitosne.
- To chyba oczywiste. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby Czerwony Kapłan powrócił tam, gdzie jego miejsce, czyli do zaświatów - oznajmił mściwie.
- Czy oznacza to, że wrócisz do waszych dawnych badań?
Zelgadis milczał przez chwilę, zanim ponownie się odezwał.
- Obiecałem sobie, że nigdy nie powrócę do tych badań… Ale w obecnej sytuacji niestety nie mam wyboru. Czy teraz jesteś usatysfakcjonowana?
- Jestem - odpowiedziała krótko. - Swoją drogą, co twoim zdaniem było celem Rezo przy tym całym ataku na Zeraquey?
- Na pewno coś więcej niż wypowiedzenie wojny. Planował zakłócić Równowagę we wszystkich wymiarach jednocześnie. Taki czyn jest możliwy tylko w Zeraquey. Ta część jest oczywista. To na pewno miała być przykrywka do czegoś innego, jego właściwego celu.
- Do rozpoczęcia procesu, który równo po roku miałby doprowadzić do upadku Równowagi, tak?
- Dokładnie. - Lekko kiwnął głową, po czym zmierzył początkującą czarodziejkę bacznym spojrzeniem. - Pewnie będziesz chciała uczestniczyć w tych badaniach, mam rację?
Dziewczyna zmierzyła go tylko lekko poirytowanym spojrzeniem.
- Jesteś przekonana, że chcesz brać w tym wszystkim udział?
Lina parsknęła śmiechem.
- Teraz zadajesz mi to pytanie?
- To coś innego niż uczenie się kontroli ze względu na własne bezpieczeństwo. Tego akurat nie musisz robić.
- Zdziwiłbyś się. Phil zarządził, że mam wziąć udział w jakichś naradach.
- To nie jest zbyt dobry pomysł.
- Też tak mi się wydaje. Prawie nie znam tego świata…
- Nie o to mi chodzi. W naradach bierze udział wielu Strażników. Ruelzhan przeniknęli nasze szeregi. Sam Rezo wie, jak głęboko. A nie chcę, aby zbyt wiele osób się o tobie dowiedziało.
W oczach Liny pojawiło się powątpiewanie.
- Naprawdę uważasz, że da się ukryć moją obecność w Eques? Wydaje mi się że zarówno Strażnicy jak i Ruelzhan mają porządnie rozwiniętą siatkę wywiadowczą, więc prędzej czy później, gdzieś pojawi się przeciek…
- Masz rację, ale nie chcę własnoręcznie przyśpieszać tego procesu. Im później to się stanie, tym będziesz miała większą kontrolę nad mocą. Więc każdy dzień ich dezinformacji działa na naszą korzyść.
Rudowłosa cicho westchnęła.
- W sumie prawie do tego doszło.
Brwi Zelgadisa niemal nieznacznie się uniosły.
- Co masz na myśli?
- Gdy byliście w Zeraquey, na polu Venn pojawił się jeden z Ruelzhan.
- W jaki sposób pokonał bariery? - Mistrz ziemi niemalże natychmiast wpadł jej w zdanie.
- Zaatakował Sylphiel, kiedy była w Atlas - odparła spokojnie Lina. - Następnie Sylphiel się odruchowo teleportowała właśnie na pole Venn, gdzie Gourry uczył nas podstaw szermierki. Napastnik wykorzystał to i teleportował się wraz z nią. Gourry stanął z nim do walki, dając czas mi i Amelii, abyśmy pomogły Sylphiel. Gourry dosyć szybko go pokonał, ale gdyby ten Ruelzhan zdołał uciec, przekazałby swoim zwierzchnikom, co się stało z mocą Ayneres. Zastanawia mnie tylko fakt, jak szybko się na mnie poznał. Wystarczyło tylko, że użyłam ognistej bariery…
- To akurat nie jest takie dziwne - wtrącił Zelgadis. - Moc żywiołu jest prawdziwą rzadkością. A jeżeli był jednym z polujących na tamtą Ayneres, mógł rozpoznać w twojej aurze, jaką emanowałaś w czasie rzucania zaklęcia, ten sam pierwiastek mocy. Bardziej mnie niepokoi, że ten atak nastąpił tak blisko Varney i to na dodatek w czasie popisów Rezo w Zeraquey. Z drugiej strony… - Spojrzał jej prosto w oczy. - Nie bałaś się?
Lina przekrzywiła lekko głowę, zastanawiając się nad odpowiednim ubraniem swoich myśli w słowa.
- Trudno powiedzieć… Bardziej byłam skoncentrowana na tym, aby utrzymać barierę.
Zelgadis przez pewien czas patrzył na nią z niedowierzaniem, po czym lekko się uśmiechnął.
- No tak, a cóż innego mógłbym od ciebie usłyszeć. Jest w ogóle coś, czego się boisz?
Początkująca czarodziejka odwzajemniła uśmiech.
- Myślisz, że tak od razu ci się do tego przyznam?
- Czyli jednak coś takiego istnieje.
- Phi, nic takiego nie powiedziałam - odparła zadziornie. - Po prostu… - Na moment spoważniała. - Od mojego przybycia do Eques trochę się zmieniła moja perspektywa… - Utkwiła wzrok w oknie, zza którego można było dostrzec pierwsze gwiazdy na tle szarego nieba. - Już od dawna szukałam odpowiedzi na pytanie, co się działo w historii świata 2000 lat temu… Będąc w Atlas utknęłam w martwym punkcie, a będąc tutaj, mam coraz większe wrażenie, że badając historię Eques, znajdę wskazówki, które pomogą mi wyjaśnić historię mojego świata. Może faktycznie, w jakiś wyjątkowo pokręcony sposób, spadająca gwiazda spełniła moje życzenie… Więc w sumie jak mogę się bać drogi, która pozwala mi odnaleźć odpowiedzi na moje pytania? - zakończyła wesołym akcentem, nie odrywając wzroku od coraz ciemniejszego nieboskłonu.
- Mam nadzieję, że nie będziesz żałować tych słów - odparł Zelgadis tak cicho, że Lina nie mogła go usłyszeć.
W tych rzadkich chwilach, kiedy była zupełnie sama, starała się jak najdokładniej przypomnieć sobie wszystkie wspomnienia z jej dawnego życia. Wierzyła, że jeżeli co jakiś czas będzie przywoływać te radosne obrazy, nigdy nie dojdzie do sytuacji, w której zapomniałaby, jak wyglądał uśmiech jej matki.
Serya, pamiętaj…
Nie wiedzieć czemu tym, co najbardziej zapadło jej w pamięć…
Mrok nie może istnieć bez światłości.
Była pewna dziwna sentencja...
A światło nie może istnieć bez mroku.
…której nigdy tak naprawdę nie zrozumiała. Świat przecież był urządzony bardzo prosto. Albo ktoś podążał drogą światłości i czynił dobro albo sprzeciwiał się jasności, zwracając się ku ciemności. Ci, co czynili dobro, mieli prawo żyć, a pogrążeni w mroku musieli zostać ukarani. Tak jak Equeshan, którzy zamordowali jej rodziców. Jak można było mieć co do tego jakiekolwiek wątpliwości? W jej przekonaniu światło mieniło się jasnym blaskiem znacząco odróżniającym go od zimnego mroku… Nie było niczego pośrodku. To samo tyczyło się również jej samej. Po utracie prawie całej rodziny stały przed nią tylko dwa wyjścia. Albo podążyć drogą wybaczenia i szkolić się na Strażniczkę albo wyrzec się Krainy Równowagi i poświęcić życie zemście. Nie myślała długo przed podjęciem decyzji. W jej sercu płonął potężny płomień gniewu, którego nie potrafiła ugasić w żaden sposób. Kiedy spotkała Guesha, od razu wiedziała, że mężczyzna stawia przed nią jedyną szansę na wyciszenie tlącej się w głębi jej istnienia nienawiści. Frena ani razu nie próbowała jej powstrzymać. Od samego początku przyrzekła jej, że pójdzie wszędzie tam, gdzie tylko uda się ona sama. Przed wypowiedzeniem ostatecznego „tak” zadała Seryi tylko jedno pytanie.
A co zrobisz później, gdy już dokonasz zemsty?
Serya nie odpowiedziała wtedy siostrze, tylko uklękła przed Gueshem i przysięgła wierność nowemu bractwu, które później zaczęto nazywać Ruelzhan. Owszem, była dzieckiem, ale nie łudziła się, że gdy osiągnie swój cel, będzie na nią cokolwiek czekać. Strażnicy byli niezwykle potężni. Szansa, że uda jej się dożyć dnia, kiedy w Eques zostanie przywrócona prawdziwa Równowaga, niemalże nie istniała. Od początku przygotowywała się na zapłacenie najwyższej ceny, aby już nikt nie musiał cierpieć tak jak ona i Frena. W jej świadomości nie było miejsca na takie pojęcie jak „później”. Jej przyszłość odeszła wraz z ostatnim oddechem ojca i matki.
Nagle jej rozmyślania przerwał znajomy, donośny głos.
- Panie Guesh, udało się zlokalizować Ayneres, którą mieli wyśledzić Hashney i jego partner - powiedział Ramulez, jeden z bezpośrednich podkomendnych Guesha, jednego z pięciu głównych dowódców, którzy podlegali bezpośrednio Czerwonemu Kapłanowi.
Serya jęknęła w duchu. Myślała, że wybrała się na spacer w przeciwnym kierunku od głównej bazy. Nie chciała zostać posądzona o podsłuchiwanie przełożonych. Ale skąd mogła przypuszczać, że w tym lesie spotka kogokolwiek?
- Co masz na myśli? - spytał Guesh.
- Qmien został zamordowany przez Strażników, ale tuż przed śmiercią przysłał mi bardzo zwięzły raport, z którego wynika, że rozpoznał pierwiastek mocy Ayneres w pewnej dziewczynie, która korzystała z mocy żywiołu.
- Z mocy żywiołu? - powtórzył zamyślony dowódca Ruelzhan. - Znaleźli kogoś, kto zaabsorbował tę moc, w wyniku czego surowa energia Ayneres przyjęła moc żywiołu?
- Na to wygląda, proszę pana. - Serya nie widziała sylwetek rozmówców, ale była przekonana, że na twarzy obu jej towarzyszy broni malowało się niezadowolenie.
- To Szary Wilk przejął Ayneres, można więc przypuszczać, że dziewczyna znajduje się pod jego bezpośrednią opieką. - Guesh mówił szybko i lekko niewyraźnie. Widać było, że wypowiadał na głos swoje myśli. - Dwóch magów żywiołu… Ach… Chyba już rozumiem co nasz drogi przyjaciel chce osiągnąć.
- Co ma pan na myśli? - spytał zaniepokojony Ramulez.
- On chce wyszkolić kogoś z kim osiągnie Rezonans. - odparł krótko jego rozmówca.
W głosie niższego rangą pojawiło się przerażenie.
- Ale zakładaliśmy, że Szary Wilk jest zbyt potężny, aby znalazł parę do Rezonansu. To niemożliwe, aby znalazł się ktoś tak silny jak on, nawet pani Elsevien nie była w stanie osiągnąć Rezonansu z Szarym Wilkiem.
- Jeżeli ta dziewczyna zdoła zapanować na mocą tej Ayneres, nie zdziwiłbym się, jakby to była prawda - stwierdził ponuro Guesh.
- Ale przecież… Przygotowywaliśmy się na walkę z Szarym Wilkiem. Ale z Szarym Wilkiem, który walczyłby przy pomocy Rezonansu, cały nasz plan by runął! - krzyknął Ramulez.
- Jeszcze się nie załamuj. - Głos dowódcy Ruelzhan był opanowany i zdecydowany. - Po pierwsze, niewiadomo, czy ta dziewczyna zdoła zapanować nad tą mocą, chociaż skoro wciąż żyje, myślę że posiada taki potencjał. Ale mamy dzięki naszemu drogiemu Qmienowi przewagę nad wrogiem. Jeżeli wyeliminujemy tę dziewczynę, zanim zdobędzie prawdziwą kontrolę nad mocą, wszystko ponownie będzie szło zgodnie z naszym planem.
Przez moment panowało milczenie.
- Ma pan rację. - Niższy rangą mężczyzna odezwał się po paru sekundach. - Ale wobec tego, czy nie należy powiadomić pani Elsevien o zmianie planu?
- Jak najbardziej.
Po chwili zapadła cisza i Serya postanowiła, że na dzień dzisiejszy już jej wystarczy podsłuchiwania. Zdobyła wszystkie informacje, których potrzebowała. Ta dziewczyna od Ayneres stała na drodze do realizacji celu będącego sensem jej istnienia. Nie pozwoli na to, aby ktokolwiek pokrzyżował te plany. Do tego nie był potrzebny ani Guesh ani ta cała Elsevien. Ona sama posiadała wystarczającą moc, aby pozbyć się tej drobnej przeszkody.
Twoje przemyślenia świerzbią mnie, aby uchylić rąbka tajemnicy ^^. Rezo ma bardzo dobry powód ku temu, aby dać im tyle czasu, czyli realną szansę na odkrycie jego planu. W zasadzie to już chciałabym opisać całą intrygę, już mam mnóstwo fragmentów z dalszych rozdziałów napisanych, ale jak se pomyślę, ile jeszcze musi minąć, zanim będę mogła je wykorzystać, to mnie to trochę przytłacza ^^'. Jestem w trakcie pisania ósmego rozdziału, a to bardzo być może jest dopiero 1/3...
Ponownie dziękuję za Twój wnikliwy komentarz :)
Ach, nowy rozdział ^.^ Po dość długiej przerwie trochę powylatywały mi z głowy nazwy, ale w fabułę na szczęście wskoczyłam dość szybko.
Więc Rezo dał im cały rok? Cóż, zastanawia mnie czemu tak długo? Wiadomo, że w tym czasie Lina osiągnie już całkiem sporo umiejętności, a jak się okazało pod koniec rozdziału wrogowie już wiedzą o jej mocy. Poza tym, nie tylko Lina miałaby czas na przygotowania, ale i cała reszta. Rezo pozbawił się więc elementu zaskoczenia i dodatkowo dał czas przeciwnikom aby stali się silniejsi. Wierzę, że ma dobry powód ku temu. ;P
Rozdział dobry, czekam na kolejny. :)