Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Slayers - Droga Niepokoju

W imieniu Księżyca! Dalsza podróż po światach!

Autor:Miya-chan
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy, Komedia, Przygodowe
Dodany:2005-07-14 15:57:28
Aktualizowany:2005-07-14 15:57:28


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

ODCINEK 17 - W IMIENIU KSIĘŻYCA! DALSZA PODRÓŻ PO ŚWIATACH!

Wszystko dokoła było wysokie. Bardzo wysokie. Budynki niemal sięgały nieba i były chyba zrobione ze szkła. Najbardziej zaś imponująca była ta dziwna strzelista wieża, do której prowadził drogowskaz z napisem "Atrakcja turystyczna - miejsce najsłynniejszych pojedynków w historii walki dobra ze złem".

Amelia patrzyła z podziwem w górę już dobry kwadrans i wreszcie zaczęła jej doskwierać szyja. Oderwała się od kontemplowania widoków dopiero gdy tuż za nią rozległo się głośne trąbienie... Odwróciła się i zobaczyła pędzący na nią pojazd, który miał z przodu wielkie, świecące oczyska. Amelia instynktownie skoczyła w górę, mając nadzieję że TYM RAZEM uda jej się zrobić salto. W kilka sekund znalazła się na dachu pojazdu, by po chwili z gracją z niego zeskoczyć i oczywiście upaść na twarz.

- Co to za wygłupy, młoda damo?!?!? - pojazd zatrzymał się i wyjrzał z niego człowiek z burzą emocji na obliczu - Ta dzisiejsza młodzież to tylko by się w superbohaterów bawiła!!! A do szkoły kto ma chodzić??? ><

A potem zatrzasnął drzwi od swej machiny i odjechał. Amelia stała z miną wyrażającą najszczersze zdumienie. Jak on mógł tak się odzywać, czyżby w tym dziwnym miejscu nie było orędowników Sprawiedliwości??? A tymczasem potraktował ją jak dzieciaka (którym w istocie była, ale najwyraźniej się tym nie przejmowała). Wreszcie wzruszyła ramionami i poszła dalej, znowu wznosząc oczęta w górę i przypatrując się wysokim budynkom. Robiło się już ciemno i niektóre z nich zaczynały... świecić! To znaczyło że i tutaj magia jest obecna, dobre i to...

- Ale ja naprawdę mam wątpliwości... - rozmyślanie przerwał jej żeński głos z nutką niepewności, brzmiący, jakby jego właścicielka właśnie coś przeżuwała. Amelia spojrzała w stronę, z której dochodził. Pod ścianą leżał jakiś wymizerowany facet. Był zarośnięty, miał poszarpane ubranie i leżał na ziemi przeciągając się i zastanawiając co go wyrwało ze snu. Powodem były najwyraźniej dwie stojące przed nim kobiety, ubrane... ekstrawagancko i, hm... skąpo.

- No pszesiesz to nie mosze byś delirium - mamrotał obudzony - Wy*hep!*piłem tylko d-dwie flachy...

- Śmiało, Syreno!! >< - zawołała jedna z kobiet, obdarzona ciemną karnacją i najwyraźniej ognistym temperamentem - Czy ciebie zawsze trzeba prowadzić za rączkę jak dziecko?!?!? ><

- Mam dziwne wrażenie, że popełniłaś jakąś pomyłkę w swoich kalkulacjach, Wrono - oznajmiła dość niemrawo druga, o stroju równie błękitnym jak jej włosy. Z ust zwieszała się jej macka ośmiornicy.

- Nie ma mowy o pomyłce!!!! - osoba nazwana Wroną chyba wychodziła już z siebie - Posiadaczem Gwiezdnego Ziarna jest TEN CZŁOWIEK!!!! - triumfalnie wskazała na oberwańca.

- A o so paniom chozi? - niedoszła ofiara gapiła się na nie jak ciele na malowane wrota.

- NIE POZWOLE NA TO!!!!!!!!!!!!

A cóż to za glos rozległ się nagle, przerywając taka uroczą kłótnię? Amelia spojrzała w tamta stronę z zainteresowaniem, natomiast te dwie jakby z rezygnacją. Za nimi pojawiły się dwa długie blond kucyki, zwieńczone koczkami na czubku głowy przyczepionej do nich drobnej dziewczyny. Była mniej więcej w wieku księżniczki, a przyodziana była w jasny strój z krótką plisowaną spódniczką, skrzydlastą kokardą i marynarskim kołnierzem. Z pleców wystawały jej - uwaga! - ogromniaste białe skrzydła.

- Gdzie was jeszcze nie było, perfidne istoty przybyłe z ciemności?!? - wykrzyknęła podniosłym tonem, wykonując przy tym zamaszyste ruchy rękoma - Ośmieliłyście się zaatakować tego nieszczęśnika zanim dostał od życia szanse na poprawę!!! Nawet jeśli stowarzyszenie AA wam wybaczy, Sailor Moon, piękna Wojowniczka o Miłość i Sprawiedliwość, surowo was ukarze W IMIENIU KSIĘŻYCA!!!!!!!!

Po takim wystąpieniu Amelia mogła już tylko zacząć bić brawo. Ale...

***

- Przykro mi, panienko, ale nie możemy przyjąć tych pieniędzy - gość w białym ubranku z muchą pokręcił głową na widok garści monet podsuniętych mu przez Linę.

- Co, coś nie tak? Forsa to forsa, w każdym świecie pieniądz to potęga! - odpowiedziała wyżej wymieniona, rozwalając się na krześle po sutym posiłku - Jeśli wolicie klejnoty, to trudno, bo akurat nie mam przy sobie.

- Bardzo mi przykro - kelner ukłonił się już chyba po raz piąty odkąd weszła do restauracji - Najwyraźniej będzie panienka musiała odpracować obiad zmywając naczynia...

- Akurat - prychnęła czarodziejka - Za taki posiłek jak ten nie zasługujecie na łaskę pomocy z mojej strony!

- A mimo to sporo się jednak zjadło - kelner uśmiechnął się krzywo spoglądając na resztki uczty, jaka wcześniej zrobił sobie rudzielec.

- A CO NIBY MIAŁAM ZROBIĆ?!?!? Myślisz ze te wszystkie rybki, soja i wodorosty (tfu!) wystarcza żeby się porządnie najeść?!?!? >< Jak mam myc u was naczynia, dajcie jakieś NORMALNE jedzenie!!!!!!!!!

- Proszę się nie awanturować, tylko płacić albo zmywać - kelner stawał się powoli znudzony.

- A FAJERBALLEM CHCESZ?!?!? ><

- E tam, ja jestem realista i nie wierze w te wszystkie hokus-pokus. Nawet jak te dwa świry, które twierdzą że nazywają się "Kamui", rozwaliły "niechcący" pół restauracji, pozostałem przy swoim zdaniu. Czary nie istnieją i tyle.

- Co się tam u ciebie dzieje? - rozległ się nagle groźny damski glos. Linie ciarki przeszły po plecach. Odwróciła się zaskoczona.

- A, kolejna zbawicielka świata mi się tu awanturuje. A może niszczycielka raczej - odrzekł jej przemiły rozmówca. Czarodziejka nie zwróciła na to uwagi, stojąc jak słup i wpatrując się w przybyłą postać. Kobieta stała w cieniu i nie widać było jej twarzy, ale jej głos, sylwetka... Nawet strój kelnerki... Przypominały... Ale to niemożliwe! Nie w tym świecie!!!

Straszliwa postać powiedziała coś i zaczęła iść w kierunku Liny. A ta, wstyd powiedzieć... zwiała. Z wrzaskiem. Zapomniała, że jest piękną i genialną czarodziejką o niepodważalnej sławie, w tej chwili była tylko młodszą siostrą z przerażającymi wspomnieniami. Nie oglądając się wypadła z restauracji i pomknęła przed siebie, byle dalej. Wreszcie wbiegła w jakąś uliczkę, gdzie zatrzymał ją i zaciekawił zgiełk, w którym usłyszała chyba głos Amelii. Dwie kobiety w skąpym przyodziewku patrzyły w tamtą stronę ze znudzonymi minami, aż w końcu jedna powiedziała "Nic tu po nas", weszły do jakiejś ciasnej budki i zniknęły. Zaintrygowana Lina podeszła bliżej. Tak jak przypuszczała, była tam Amelcia, a naprzeciwko niej blondyneczka w skrzydlastym ubranku, rozwrzeszczana chyba do granic możliwości. Obok niej stały cztery inne dziewczyny w podobnych strojach, ale skromniejszych i na pewno wygodniejszych. Chyba zjawiły się niedawno i jeszcze nie wiedziały o co chodzi.

- Ale w czym problem, Usagi-chan? - dopytywała się dryblaska w zieleni, wyglądająca na silną, ale z subtelnym uśmiechem.

- Ona twierdzi, że nazywa się SAILOON!!!!! >< - rozdarły się blond kitki.

- A co mam poradzić, że wymyśliłaś sobie przydomek podobny do mojego nazwiska??? >< - odpowiedziała tym samym tonem księżniczka.

- Amelia! Miło spotkać wreszcie kogoś znajomego! :D - wtrąciła się Lina.

- Jak dobrze, że pani przyszła, panno Lino! - ucieszyło się dziewczątko - Pełna podziwu dla męstwa tej panny - wskazała na dwa kitki - chciałam ją wspomóc w walce o Sprawiedliwość, ale chyba spotkałam się z zazdrością! - zakończyła żałośnie.

- Też coś! - obruszyła się pomarańczowa, bujna blondyna z kokardką we włosach - Odwaga nie wystarczy, trzeba mieć jeszcze aparycję!

- Do tego czuję od was niepokojącą aurę - stwierdziła zadziornie kolejna, czarnowłosa. Miała groźne, acz egzotyczne oczy, i czerwony strój, współgrający chyba z temperamentem. Nie wiadomo skąd wyciągnęła pergamin z dziwnymi symbolami i rzuciła nim w Linę.

- Ej, co ja jestem, śmietnik??? - wściekła czarodziejka zerwała z twarzy pergamin.

- Oparłaś się moim egzorcyzmom! Musisz więc być naprawdę straszliwą istotą, rozprawię się z tobą w imieniu Marsa! - czerwona zamachała rękami. W jej dłoniach pojawił się łuk z ognia.

- MARS FLAME SNIPER!!!!!!!!!!!!! - wystrzeliła.

- FLARE ARROW!!!!!!!!!!!!! - Lina odpowiedziała na ogień ogniem. Jej pocisk z łatwością zmiótł strzałę tamtej, która upadła nieco przypieczona.

- Sailor Mars, nic ci nie jest? - pozostałe podbiegły do niej z niepokojem.

- Przypiekła mnie, nie widzicie? >< - dziewczyna była chyba ciut jędzowata - Mówiłam, że one nie są zwykłymi ludźmi!

- Zebrałam wszystkie dostępne dane - odezwała się delikatnym głosem niebieska, która do tej pory trzymała się na uboczu. Miała łagodne rysy i inteligentne spojrzenie, w dłoniach trzymała dziwny przyrządzik, a na jej twarzy była osłonka, na której coś się wyświetlało - Jeśli komputer mówi prawdę, przybyły one z innego wymiaru!

- A jednak! - ognista nie miała zamiaru dłużej siedzieć na ziemi - Wszystkie dobrze wiemy, że z innych wymiarów przybywają przebrzydłe kreatury o czarnych myślach!

Na te słowa właścicielka dwóch kitek z miejsca się rozbeczała.

- Co się znów stało, Sailor Moon? - zwróciła się do niej zielona macierzyńskim tonem.

- MARS ZNOWU MNIE PRZEZYYYYYYYYWAAAAAAAA!!!!!! T_T

******************GLEBA*********************

- Ale my jesteśmy te dobre! - zawołała Amelia błagalnie. Cała piątka spojrzała na nią krytycznie. Może by jej uwierzyły, gdyby nie plątała się w pobliżu tak niebezpiecznej osoby jak Lina? Amelia po raz pierwszy zapytała siebie, czy nie powinna zmienić towarzystwa...

Nagle w uliczkę wpadła jak strzała tajemnicza postać, która okazała się Zelem.

- DEMOOOOOON!!! - wrzasnęła Sailor Moon na jego widok. Amelia podeszła do niej i bezlitośnie trzepnęła ją po głowie.

- Cicho!! - syknął Zelgadis, wciskając się w najciemniejszy kąt. Po paru sekundach przebiegł tamtędy spory tłumek płci żeńskiej, piszcząc wniebogłosy. Tłumek minął uliczkę, w której znajdowała się drużynka, kierując się prosto.

- To były chyba kapłanki jakiejś podejrzanej sekty - wyjaśnił reszcie - Chciały mi porwać ubranie, wyrwać włosy i zrobić lalkę voodoo - -'

- Szkoda, że im nie dałam nauczki >< - w oczach Amelci zapłonęła żądza mordu.

- Wiesz co? - zwróciła się zielona dryblaska do pomarańczowej z kokardką - On mi przypomina mojego byłego chłopaka... *___*

- A wiesz, że nie wiem? - koleżanka spojrzała na nią sceptycznie - O tym, że twój były miał kamulce na twarzy jeszcze nam nie mówiłaś... _^_

- Dobra - Sailor Mars przywołała wszystkich do porządku - Jeśli nie jesteście niebezpieczni (w co śmiem wątpić), powiedzcie co tu robicie?

- Sprowadziło nas tu dziwne magiczne światło - wyjaśniła Amelia.

- I pewnie chcecie wrócić do swojego świata? - zainteresowała się zielona.

- Najpierw musimy znaleźć... - Lina nie dokończyła wypowiedzi, gdyż coś wielkiego i jasnowłosego zwaliło się na nią znienacka.

- Gourry, debilu, nie widzisz, że JA tu stoję??? >< - krzyknęła na niego - Co się stało? - spytała już łagodniej, gdy zobaczyła, że jej przyjaciel jest cały zazipany.

- No w sumie stoję sobie i zastanawiam się gdzie jestem - zaczął opowiadać - a tu podchodzą do mnie gostki i pytają czy się z jakiegoś kospleju urwałem. Potem jeden mówi, że wyglądam jak ten z amini... anemi... no, z czegoś.

- Faktycznie, mi też przypomina...

- Mako-chan, nie kończ!!! _^_ - przerwały zielonej jej przyjaciółki.

- A potem spytali, czy mój miecz jest prawdziwy... - podjął opowieść Gourry.

- A ty im go pokazałeś - dokończyła ponuro Lina - Kiedy tu będą?

- Zaraz - odpowiedział, przytulając do siebie Samirenn.

- Nawet najstraszniejszy demon wypada blado w porównaniu z tłumem rozszalałych otaku - powiedziała Sailor Mars tonem osoby ciężko doświadczonej przez los. Tenże tłum akurat ich dopadł i na obie drużynki spojrzało triumfalnie jakieś 200 par oczu.

- O! Sailorki! - zawołał ktoś.

- Eee, Sailorki to już przeżytek, teraz nowe anime lecą... Slayers na przykład...

- Przeżytek??? Ja wam dam przeżytek!!! - rozsierdziły się dwa kitki. Dziewczyna wyczarowała wymyślnie zdobione berło i zaczęła nim wymachiwać, wykonując jakiś balecik.

- O! Lina Inverse! - wykrzyknął kolejny z ktosiów.

- Znają mnie! *___* Odniosłam sławę na skalę międzyświatową! *___*

- Ty, ona jest jeszcze bardziej płaska niż w telewizorze!

- CO TAKIEGO?!?!? - Lina nie mogła znieść tej zniewagi i potraktowała cały tłum fireballem, podczas gdy złotowłosa wciąż bez wyraźnego efektu machała berłem.

- No pięknie - podsumowała Mars - Jak się pozbierają, to będzie na nas - -'

- Trzeba znaleźć sposób by odesłać was do domu - stwierdziła inteligentka w błękicie.

- Nie ma strachu! - odpowiedziała Lina - zakład, że to światło przybyło tu razem z nami, więc wystarczy po prostu pozostać na miejscu i poczekać aż samo nas znajdzie!

***

- Masz jeszcze jakieś pomysły? - burknęła Sailor Mars po dwóch godzinach czekania.

- Nikt wam nie kazał siedzieć tu z nami! - odburknęła Lina. Niebieska tymczasem wystukiwała coś na swoim urządzeniu.

- Zlokalizowałam nieznane fale w parku Jűban - powiedziała nieśmiało - Może to to?

- Idźmy tam, a się dowiemy! - zaproponowała zielona. Całe towarzystwo trochę się ożywiło, obudziło Gourry'ego i Sailor Moon, i ruszyło tam gdzie wskazał przyrządzik. Wkrótce okazało się, że energia również nie stoi w miejscu - napotkali ją w połowie drogi.

- Przydałoby się potężne zaklęcie... Gdybym tak mogła rzucić Dragon Slave - pomyślała Lina na głos i naraz wpadł jej do głowy pewien pomysł.

- Ty, Sailor Moon! - zwróciła się do dwóch kitek - Umiesz czarować?

- A śmiesz w to wątpić??? >< - obraziła się zapytana.

- Nie ma na to czasu - powiedziała Lina - Gdy dostaniemy się do wnętrza, możecie trzasnąć w to światło waszym najsilniejszym zaklęciem? My zaś uderzymy od środka!

Sailorki z pewnym wahaniem skinęły głowami. Ustawiły się wkoło, natomiast drużyna Liny stanęła tuż pod światłem, które coraz bardziej się do nich zbliżało. Wojowniczki o Sprawiedliwość już miały się przygotować do ataku, gdy nagle czwórka przybyszów zniknęła jakby zapadli się pod ziemię!

- Wiedziałam, że tak będzie! - wybuchnęła Mars - Zostawili nas same z tym... z tym czymś!!!

***

Nie mieli pojęcia jak to się stało, że wylądowali na bladoróżowej kanapie. Na szczęście owa kanapa była mięciutka i pluszowa, więc nic sobie nie potłukli. Ze zdumieniem rozejrzeli się po pomieszczeniu, w którym się znajdowali. Był to dość spory pokój bez okien, za to na ścianach wisiało mnóstwo obrazów, wykonanych różnymi technikami, ale niewątpliwie mających w sobie to "coś", decydującego o uznaniu ich za dzieła sztuki. Poza tym pokój był wypełniony różnymi dziwnymi meblami i przedmiotami - wyglądało to tak jakby każda z tych rzeczy pochodziła nie tylko z innej epoki, ale wręcz z innego świata. Choć w pokoju panował swego rodzaju nieład, wszystko tu zdawało się być dokładnie na swoim miejscu i świetnie do siebie pasować. Na prawo znajdowało się przejście do innego pomieszczenia, zasłonięte wielobarwną tkaniną. Sufit miał kolor nocnego nieba, a namalowane na nim gwiazdy wyglądały jak prawdziwe.

A przed Liną i przyjaciółmi stał okrągły biały stolik z pięcioma filiżankami herbaty.

- Jak się tu znaleźliśmy? - odezwał się wreszcie Zelgadis - I dlaczego???

- Cóż, trzeba przyznać, że znalezienie was zajęło mi chwilkę - odpowiedział znajomy głos. Odwrócili się w kierunku niby-drzwi, przy których zobaczyli Xellę-Medinę.

- Co ty tu, u diabła, robisz??? - zawołała Lina - I gdzie jest to "tu"???

- U mnie - odpowiedziała z rozbawieniem Poszukiwaczka Tajemnic - Zatem mam chyba pełne prawo by tutaj przebywać, nie uważasz? ;>

- Ale w jednej chwili byliśmy tam... a teraz ni stąd ni zowąd tu... - rozważał na głos Zel.

- Oczywiście się zamartwiasz zamiast się cieszyć z ucieczki przed problemem - westchnęła z udawaną rezygnacją.

- Lepiej powiedz, dlaczego nas tu ściągnęłaś - Lina spojrzała na kapłankę podejrzliwie.

- Bo potrzebna pomoc... - Xella-Medina uśmiechnęła się jakoś nieprzytomnie - Uzdrowienie...

Dopiero teraz zobaczyli że dziewczyna trzyma się za bok, a na jej pelerynce jest ciemna plama.

- Pani jest ranna!!! - przestraszona Amelia skoczyła w jej kierunku, gotowa rzucić Recovery.

- NIE!! - podnoszenie głosu było u Xelli-Mediny raczej nietypowe - Za chwilę będę jak nowa - oznajmiła już spokojniej - Nie mi potrzebna pomoc. Jemu.

Odsunęła zasłonę, dzięki czemu Amelia mogła zajrzeć do drugiego pokoju. To samo uczynili Zel i Lina, a gdy spojrzeli na postać leżącą szerokim łóżku z fioletową narzutą, na ich twarzach pojawiło się niezmierne zaskoczenie.

Nie ma się im co dziwić, widok Xellosa w takiej* sytuacji był CO NAJMNIEJ zaskakujący...

CDN

*Uprzedzam domysły - to była sytuacja krytyczna, a nie dwuznaczna... T_T

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.