Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Diuna - recenzje

Legendy Diuny

Autor:Grisznak
Redakcja:IKa
Kategorie:Książka, Recenzja
Dodany:2013-06-18 21:17:57
Aktualizowany:2013-07-05 09:52:57

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ilustracja do artykułu




Tytuł: Diuna. Dżihad Butleriański

Tytuł oryginału: Dune. The Butlerian Jihad

Seria: Legendy Diuny

Autor: Kevin J. Anderson, Brian Herbert

Tłumaczenie: Andrzej Jankowski

Data wydania polskiego: 2008

Liczba stron: 700

ISBN: 978-83-7510-099-0

Wydawnictwo: Rebis


Ilustracja do artykułu





Tytuł: Diuna. Krucjata przeciwko maszynom

Tytuł oryginału: Dune. Machine Crusade

Seria: Legendy Diuny

Autor: Kevin J. Anderson, Brian Herbert

Tłumaczenie: Andrzej Jankowski

Data wydania polskiego: 2008

Liczba stron: 844

ISBN: 978-83-7510-104-1

Wydawnictwo: Rebis

Ilustracja do artykułu





Tytuł: Diuna. Bitwa pod Corrinem

Tytuł oryginału: Dune. The battle of Corrin

Seria: Legendy Diuny

Autor: Kevin J. Anderson, Brian Herbert

Tłumaczenie: Andrzej Jankowski

Data wydania polskiego: 2009

Liczba stron: 736

ISBN: 978-83-7510-105-8

Wydawnictwo: Rebis






Po niezbyt, co tu kryć, udanych Preludiach do Diuny panowie Herbert i Anderson nie poddali się, ku radości części fanów kultowego cyklu i zmartwieniu reszty. Wręcz przeciwnie, mając za sobą pierwsze podejście, dopiero teraz zaczęli się na dobre rozkręcać. Zaryzykuję stwierdzenie, że odrobili jednak lekcję, dzięki czemu Legendy Diuny czyta się lepiej od poprzedniego cyklu.

Tym razem akcja cofa się o ponad dziesięć tysięcy lat względem oryginalnej Diuny. Osią wydarzeń jest wojna, która zdefiniowała niejako realia tego uniwersum - Dżihad Butleriański (warto tu dodać, że w obecnym tłumaczeniu nazwa zapisywana jest właśnie tak, podczas gdy w poprzednich tłumaczeniach mieliśmy „Dżihad Butleriańską” albo „Dżihad Butleryjski”). O przyczynach i przebiegu tego konfliktu w Diunie było bardzo niewiele, ale wydaje się, że nawet te wzmianki, które występowały, autorzy pominęli lub zinterpretowali bardzo swobodnie, tworząc swoją opowieść o wojnie ludzi z myślącymi maszynami.

Otwierający trylogię Dżihad Butleriański wprowadza czytelnika w czas i miejsce konfliktu. Po, wydawać by się mogło, pewnym triumfie technologicznym ludzkości, władzę nad nią przejęły Cymeki - ludzie, którzy swoje mózgi przenieśli do mechanicznych ciał. Jednak moment ich triumfu trwał krótko. Nad stechnologizowanym światem kontrolę zdobył komputerowy wszechumysł - Omnius, który zniewolił zarówno ludzi jaki i Cymeków, tworząc imperium Zsynchronizowanych Światów. Resztki wolnej ludzkości skupiły się na planetach należących do Ligii Szlachetnych, ze stolicą na Salusie Secundus. Zbyt słabe, aby zagrozić Omniusowi, starają się jedynie przetrwać.

Jednak nadchodzą wydarzenia, które mają zmienić sytuację. Uczony Tio Holtzman i Norma Cenva dokonują przełomowych odkryć z zakresu podróży międzygwiezdnych i wynajdują tarczę - pole energii nieprzekraczalne dla pocisków. Córka wicekróla - Serena Butler, dostaje się do niewoli maszyn i staje się niewolnicą niezależnego robota o imieniu Erazm, który poświęcił swoje życie badaniom rodzaju ludzkiego, dokonując w tym celu licznych, nierzadko brutalnych eksperymentów. W niewoli poznaje dwóch ludzi - Voriana Atrydę, syna najpotężniejszego z Cymeków, który wychowywany jest na dowódcę sił maszyn oraz sprytnego Iblisa Ganjo, nadzorcę niewolników. Tragiczne wydarzenia, której łączą tę trójkę, sprawiają, że pojawia się iskra, od której wybucha płomień nienawiści do maszyn, silniejszej niż kiedykolwiek wcześniej. Ludzkość podnosi się z kolan, by pod wodzą Xaviera Harkonnena i Voriana Atrydy rozpocząć świętą wojnę z maszynami - Dżihad, którego patronką jest Serena.

Drugi tom, Krucjata Przeciwko Maszynom, to niejako bezpośrednia kontynuacja pierwszego. Tam obserwowaliśmy wybuch wojny, tu widzimy jej przebieg. Oczami bohaterów obserwujemy kolejne bitwy, jednocześnie śledząc drogę, jaką rozwijają się ich kariery. Większość postaci z pierwszego tomu występuje i w drugim, grono centralnych bohaterów właściwie nie ulega poszerzeniu. Vorian i Xavier, mimo dzielących ich różnic charakterologicznych, zostają oddanymi przyjaciółmi. Iblis Ganjo buduje swoją pozycję Wielkiego Patriarchy, zaś stworzona przez niego służba bezpieczeństwa - Dżipol, w coraz większym stopniu kontroluje społeczeństwo. Fanatyzm dżihadystów pozwala odnosić im zwycięstwa, jednak brak zbliżenia się do ostatecznego sukcesu sprawia, że po euforii nadchodzi zmęczenie. W tej sytuacji na scenę wkraczają neutralni dotąd Kogitorzy, którzy postanawiają znaleźć rozwiązanie.

W obu tomach wydarzenia związane bezpośrednio z Arrakis wydają się stać na dalszym planie. Co prawda czytelnik dowiaduje się o tym, w jaki sposób mieszkańcy pustyni poznali metody jazdy na czerwiach, a następnie obserwuje przybycie na planetę Zensunnitów, jednak wszystko to dzieje się niejako obok toczącego się na pierwszym planie konfliktu. Inna sprawa, że odkrycie na Arrakis melanżu jest jednym z tych wydarzeń, które zmieniają historię ludzkości, zaś Aureliusz Venport tworzy dzięki temu biznesową potęgę. Jego VenKee Enterprises wspiera także Normę, której udało się wyrwać spod kontroli Tio Holtzmana. Dokonywane przez nią kolejne odkrycia matematyczne dają ludziom coraz większe szanse w wojnie z maszynami.

O ile dwa pierwsze tomy stanowiły w zasadzie całość, tak trzeci, zatytułowany Bitwa pod Corrinem już z racji sporego odstępu czasowego, wydaje się osobną historią. Z bohaterów znanych z poprzednich tomów nie zostało wielu, zaś zdecydowanie na pierwszy plan wysuwa się teraz Vorian Atryda. Jego protegowanym jest Abulurd Butler, trzeci z synów jednego z głównych dowódców wojsk ludzkości - Quentina Butlera. Po licznych klęskach Omnius decyduje się na próbę kontrataku, który niemal zmiata ludzkości z powierzchni ziemi. Odpowiedzią jest zaś nowa fala religijnego szału, dzięki której ludzie podnoszą się z kolan i stają do ostatniego etapu wojny.

Bitwa pod Corrinem jest zdecydowanie najlepszą częścią tej trylogii. Przy bardzo dużej ilości wydarzeń, autorom udaje się wykreować nowe grono postaci, wśród których wyróżnia się Abulurd Butler. Czytelnik ma świadomość tego, że między nim a Vorianem musi dość do rozdźwięku. Niestety, tu mamy także jedną z największych wpadek tej książki - konflikt dwójki głównych bohaterów trzeciego tomu jest nagły, nieco zbyt sztucznie nadmuchany i w efekcie - niezbyt przekonywujący. O wiele lepiej wygląda starcie córki Voriana - Raquelli Berto Aniruli oraz przywódczyni rossakańskich czarodziejek, Tissi Cenvy.

Uważny czytelnik bez trudu dostrzeże zalążki organizacji, które zdominowały uniwersum Diuny - Bene Gesserit czy też Bene Tleilax. Pojawia się także zapowiedź stworzenia zakonu Mentatów (jego źródło zapewne zaskoczy wielu), jednak warto zaznaczyć, że większość z tego to pomysły spółki Herbert Jr & Anderson. To dotyczy generalnie lwiej części całej trylogii. Patrząc na to, co Frank Herbert wspominał na temat przebiegu opisanych tu wydarzeń (przytoczę tu fragment z Boga imperatora Diuny, gdzie w załączonym słowniczku stoi jak wół: „Napięcie między programistami, którzy uznawali wyższość zdolności człowieka (…) wzrastało przez blisko 500 lat, by - w roku 201 P.G. przemienić się z rebelii w siejącą śmierć i zniszczenie prawie stuletnią Dżihad”) można dojść do wniosku, że obaj autorzy potraktowali całość swobodnie. Biorąc jednak pod uwagę, że stworzyli już więcej książek poświęconych Diunie niż jej oryginalny autor, nie dziwi to aż tak bardzo. Czasami trudno wręcz się oprzeć wrażeniu, że mamy dwa uniwersa - oryginalne i to późniejsze, niekiedy tylko się na siebie nakładające.

Mamy tu nieco udanych pomysłów i sensownie stworzonych postaci. Mamy także, co cieszy, mniej nudziarstwa i głupich rozwiązań, które występowały w Preludiach.... Nadal jednak, co trzeba napisać, wszystko to wydaje się być tylko cieniem pisarstwa Herberta, brakuje temu głębi oraz rozważań, którymi autor Diuny hojnie raczył swoich czytelników. Dlatego też Legendy..., choć niewątpliwie bardziej udane od poprzedniej trylogii, nadal należy traktować raczej z ostrożnością. Czytadło to całkiem niezłe (i słusznych rozmiarów), ale mimo wszystko daleki byłbym do uznania jego pełnej kanoniczności, nawet jeśli momentami jest to kusząca propozycja.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.