Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Diuna - recenzje

Diuna

Autor:Grisznak
Redakcja:IKa
Kategorie:Książka, Recenzja
Dodany:2013-07-07 09:49:56
Aktualizowany:2013-07-07 09:50:56

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ilustracja do artykułu

Tytuł: Diuna

Cykl: Kroniki Diuny

Tytuł oryginału: Dune

Autor: Frank Herbet

Tłumaczenie: Marek Marszał

Data wydania polskiego: 2007

Liczba stron: 672

ISBN: 978-83-7301-723-8

Wydawnictwo: Rebis




Diuna Franka Herberta zaliczana jest, nie bez kozery, w poczet najwybitniejszych dzieł literackich, jakie przyniosła XX-wieczna fantastyka naukowa. Z drugiej strony, każdy, kto czytał tę książkę, wie doskonale, jak bardzo różni się ona od typowych przedstawicielek swojego gatunku. Cóż, na tym m.in. polega jej wyjątkowość. Sprawia to jednak, że w zasadzie uznanie jej za typową przedstawicielkę nurtu science fiction może napotkać pewne trudności.

Z pozoru taka klasyfikacja wydaje się naturalna. Rozgrywająca się w przyszłości o kilka tysięcy lat wyprzedzającej nasze czasy powieść, przedstawia wszechświat zdominowany przez ludzi, którzy swobodnie podróżują między planetami. Powstało dzięki temu wielkie, międzyplanetarne cesarstwo władane od wieków przez ród Corrinów. Składające się nań tysiące planet łączy komunikacja przy pomocy olbrzymich statków, należących do Gildii Kosmicznej. Pilotują je Nawigatorzy, zmutowane istoty ludzkie, zdolne do przewidywania przyszłości i określania dzięki temu możliwie najkrótszej i najbezpieczniejszej zarazem trasy w przestrzeni. Na pierwszy rzut oka mamy zatem dość typowe uniwersum, jakich na kartach literatury science fiction nie brakowało.

Szybko jednak zaczyna coś zgrzytać. Po pierwsze, w owym futurystycznym cesarstwie mamy feudalny system polityczny, gdzie władzę nad światami sprawują książęta, baronowie i hrabiowie, dzierżący nierzadko określone światy przez dziesiątki pokoleń. To jednak jeszcze można by przyjąć do wiadomości - nie jest niczym nowym łączenie elementów z różnych okresów historii w ten sposób. Ciekawiej się robi, gdy przyjrzymy się stopniu stechnologicyzowania tego świata. Wówczas okazuje się, że pod wieloma względami ustępuje on naszemu. Mówimy bowiem o uniwersum, w którym ludzkość czuje lęk przed maszynami, powodowany dawnym konfliktem, w którym myślące maszyny omal nie doprowadziły do jej zagłady. Dżihad Butleriańska1, która umożliwiła ostateczne zniszczenie maszyn, zmusiła jednocześnie ludzi do stawienia na nowo czoła problemom, które wcześniej rozwiązywały za nią komputery. Zamiast skomplikowanych maszyn latających, mamy przypominające skrzyżowanie szybowców i śmigłowców ornitoptery, zaś wynalazek tarczy - generatora pola siłowego, które przepuszcza tylko wolno poruszające się obiekty, przywrócił do łask broń białą, czyniąc broń palną nieprzydatnym anachronizmem.

W takim to świecie żyją główni bohaterowie Diuny - książęcy ród Atrydów, od wielu pokoleń władających wodną planetą Kaladan. Jego głowa, książę Leto Atryda, cieszy się dużą popularnością wśród imperialnej arystokracji, co jednocześnie ściąga nań niechęć cesarza. W wyniku intrygi, Leto otrzymuje jako lenno planetę Arrakis - miejsce wydobycia najcenniejszego we wszechświecie surowca - Przyprawy, umożliwiającej widzenie przyszłości i przedłużanie życia. Rządzący nią poprzednio ród Harkonnenów zamierza skorzystać z tego, by raz na zawsze rozprawić się z Atrydami i odzyskać panowanie nad tym kluczowym na gwiezdnej mapie imperium punktem. Ich poczynaniom sprzyjają także inne siły, co stawia księcia Leta, jego konkubinę Jessikę i syna Paula w sytuacji niemal bez wyjścia. Niemal, gdyż w momencie, kiedy wszyscy wydają się stać przeciwko bohaterom, udaje im się pozyskać przyjaźń Fremenów - dzikiego i pogardzanego ludu, wiodącego życie na pustyniach zajmujących większą część powierzchni Arrakis.

W dużej mierze właśnie dzięki szczegółowemu i barwnemu opisowi kultury Fremenów Diuna zawdzięcza swą niepowtarzalność. Surowe życie, wszystko toczy się wokół najcenniejszego dla nich surowca - wody, język, kultura, obyczaje i tradycja - rzadko kiedy w literaturze fantastycznej udaje się autorowi wykreować coś podobnego. Choć uważny czytelnik dostrzeże nawiązania do ludów arabskich czy pustynnych, Herbert nie poszedł na łatwiznę. Większość pisarzy w takich przypadkach bierze po prostu najbardziej pasującą mu kliszę z kultury ziemskiej, dodaje do niej kilka nowych słów i tyle. Fremeni pozostają jednym z wyjątków od tej reguły.

Warto zauważyć, że całe uniwersum Diuny, z jego kosmiczną otoczką i tak naprawdę mocno feudalnym charakterem stanowiło coś niezwykle atrakcyjnego i wciągającego. Jeśli ktoś przywykł do tego, że klasyczne science fiction to roboty, zaawansowana technologia i żołnierze z pistoletami laserowymi, to Diuna idzie w zupełnie inną stronę. Tworzy odmienną „fikcję naukową”, w której komputer staje się synonimem zła, zaś ludzkość, zmuszona oprzeć się na własnych siłach, wraca do prastarych tradycji, tak politycznych jak i religijnych. Jednak pewne rzeczy, takie jak rządza władzy czy dążenie do nieśmiertelności nie zmieniają się, mimo upływu tysiącleci.

Istotną rolę w świecie Diuny odgrywa polityczno-religijne zgromadzenie żeńskie Bene Gesserit. Ta potężna organizacja przypomina nieco zakon, jednak dzięki wieloletnim ćwiczeniom jego członkinie są w stanie wejść w posiadanie mocy niedostępnych zwykłym ludziom. Manipulują polityką, dążąc do własnych, skrzętnie skrywanych celów. Dzięki wielowiekowemu programowi kontroli genetycznej, Bene Gesserit starają się stworzyć Kwisatz Haderach, mężczyznę o mocach przypominających te posiadane przez siostry, ale jeszcze potężniejszych. Wierzą, że kontrolując go, będą w stanie trwale zmienić historię ludzkości. Kluczową postacią w tym programie miała być córka Leto i Jessiki. Jednak książęca konkubina, sprzeciwiając się poleceniom zakonu, zamiast córki urodziła syna.

Istotnym elementem jest także sposób, w jaki autor zaprezentował świat. Poszczególne rozdziały otwierane są cytatami z książek dotyczących bohaterów lub nawet przez nich napisanych, znajdziemy tu także raporty poświęcone miejscom lub postaciom, a całość wieńczy słowniczek terminologii imperialnej, będący jednak czymś więcej niż tylko wyjaśnieniem niektórych znaczeń. Jego lektura pozwala bowiem lepiej poznać złożony wszechświat, w którym toczy się akcja powieści. Mimo tego wszystkiego czytelnik cały czas ma wrażenie, że poznał jedynie niewielki (choć istotny) fragment świata przedstawionego, zaś napominając mimochodem o innych planetach, ludziach czy wydarzeniach, autor jedynie go w tym utwierdza. Herbert zostawił tym samym sobie (oraz swoim kontynuatorom) bardzo dużo otwartych ścieżek fabularnych.

Słabszą stroną Diuny jest dość czarno-białe określenie bohaterów. Większość z nich jest jasno ustawiona po dwóch stronach barykady, są albo dobrzy, albo źli. Nawet, gdy ktoś dokonuje zdrady albo zmienia stronę, pozostaje nadal wierny wyznawanej ideologii. Drażni to trochę, szczególnie w przypadku „złych” Harkonnenów, gdzie, jak się może wydawać, nie ma szans, aby ktokolwiek mógł być, nawet jeśli nie dobrym i honorowym, to przynajmniej względnie neutralnym. Frank Herbert miał chyba tego świadomość i w kolejnych tomach cyklu usiłował, z lepszym lub gorszym skutkiem, zerwać z tym schematem. Oddać natomiast autorowi trzeba, że niezależnie od tego, wykreował bohaterów dających się lubić i zapadających w pamięć czytelnika.

Od połowy lat 80. ukazało się w Polsce kilka wydań i tłumaczeń Diuny, w których moim zadaniem najlepszym pozostaje seria wydana na początku lat 90 przez wydawnictwo Phantom Press. Cechowały ją efektowne, podwójne okładki ze świetnymi grafikami i dobre tłumaczenie Marka Rozwadowskiego. Przez wiele lat z kolei jedynym dostępnym przekładem było paperbackowe wydanie z Zysk i S-ka, gdzie za przekład odpowiadał kontrowersyjny Jerzy Łoziński (ukrywający się tu pod pseudonimem „Ładysław Jerzyński”). Tłumaczenie to nie zostało zbyt dobrze przyjęte, podobnie jak szerzej znany przekład Władcy Pierścieni, będący dziełem Łozińskiego. Dostępne obecnie na rynku wydanie Rebis może się pochwalić niezłym tłumaczeniem autorstwa Marka Marszała.

Science fiction to gatunek, który piekielnie szybko się starzeje. Diuna oparła się temu w dużej mierze dzięki oryginalnej, wybiegającej daleko w przyszłość wizji świata. Wykorzystując motyw czystki technologicznej jako uniku przed koniecznością kreowania futurystycznych technologii (czyli czegoś, na czym niejeden pisarz się wyłożył), Herbert stworzył dzieło uniwersalne, nabierające z czasem klasy i smaku. Choć podejmował tematy w swoich czasach mało ważkie, to kwestie np. przemian ekologicznych lub dostępu ludzi do wody z biegiem czasu stały się dla mieszkańców Ziemi zaskakująco aktualne. Pisząc powieść, w której istotną rolę odgrywała religia, autor nie uległ pokusie stworzenia czegoś pro- bądź antyreligijnego. Dzięki temu nawet teraz, niemal pięćdziesiąt lat od jej powstania, wciąż stanowi wyzwanie intelektualne dla czytelnika, będąc świetnie napisaną powieścią, a nie tylko szacowną klasyką, którą znać wypada.

_________________________________

Żródło okładki Wydawnictwo Rebis - Diuna t.1
1 Wersja zgodna z tłumaczeniem na podstawie którego powstała recenzja.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • slocik : 2013-11-05 21:53:10

    Co tu mowic, najlepiej diuna to sie nie zestarzala.

    Jak na klasyk to juz tylko chyba trzyma sie sama nostalgia, bo ani pod wzgledem oryginalnosci ani tez pod kwestia poruszanych tematow nikigo nie zaskoczy.

    Prosciutka jak drut opowiesc o zemscie w krolewskiej rodzinie, tym razem w kosmosie.

    Po pierwszej ksiazce juz po reszte nie siegnelem.

  • Grisznak : 2013-07-11 20:02:04

    "Auriga" napisał(a):
    W momencie gdy mamy do czynienia z literaturą, w której wzrasta zawartość "nauki" i zgodności z nią wykorzystanych koncepcji wzrasta także ponadczasowość samego dzieła. Stąd jeśli utwór jest całkowicie oparta na istniejącej lub możliwej nauce i technologii jest rownież całkowicie ponadczasowa.

    Problem w tym, że współczesny (czyt. mający miejsce w drugiej połowie XX wieku i później) rozwój nauki wyprzedził domysły wielu autorów gatunku. Pisząc swoje dzieła w latach 50 - 70 opisywali oni możliwy rozwój techniki w sposób, który dziś najczęściej budzi tylko śmiech. I to mam na myśli mówiąc, że ich twórczość zestarzała się. Najlepiej natomiast prezentują się te dzieła, którzy traktowali kwestie technologiczne drugoplanowo - jak choćby "Diuna" czy np. "Odyseja Kosmiczna 2001". Ci zaś autorzy, którzy bawili się w zgadywanki technologiczne bliskiego stopnia, zwykle tworzyli rzeczy, które dziś raczej śmieszą. Dlatego wolę te bardziej abstrakcyjne pomysły, jak w "Diunie".

  • Auriga : 2013-07-11 17:04:03

    Technologia może być jedynie mniej lub bardziej zaawansowana. Postęp w tej dziedzinie nie jest

    prostą konsekwencją chronologii. Np. kultury starożytne dysponowały bardziej zaawansowanymi

    technikami niż te dostępne w średniowieczu, dopiero w okresie oświecenia odkryto je na nowo.

    Ponadczasowość utworu można osiągnąc na dwa sposoby.

    W pierwszym przypadku, zgodnie z definicją - science fiction obejmuje obiekty kultury, które

    przynajmniej w założeniu traktują słowo "science" zgodnie z jego właściwym znaczeniem.

    W momencie gdy mamy do czynienia z literaturą, w której wzrasta zawartość "nauki" i zgodności

    z nią wykorzystanych koncepcji wzrasta także ponadczasowość samego dzieła. Stąd jeśli utwór

    jest całkowicie oparta na istniejącej lub możliwej nauce i technologii jest rownież całkowicie

    ponadczasowa.

    Druga metoda - zabieg polegający na uniknięciu przedstawiania konkretnych rozwiązań z detalami

    pozwala na niejednokrotnie metaforyczne wprowadzenie istotnych dla fabuły elementów.

    Tak jest w "Diunie" gdzie zaawansowane technologie mają często postać "sześcianów o atramentowej

    barwie". Z tym samym zjawiskiem spotykamy się w "Kuli" Crichtona, gdzie tytułowa kula - atrefakt

    obcej cywilizacji jest opisywana jako nieomal abstrakcyjny twór uzasadniający bieg wydarzeń.

    W obu przypadkach ("Diuna" i "Kula") mamy do czynienia z naciskiem polożonym na świecie przeżyć i

    psychologii postaci oraz eksploracje świadomości bohaterów. W przypadku "Kuli" i wspomnianego konfliktu

    dziecko - dorosły nie chodzi o biologiczną definicję dziecka lecz specyficzny stan świadomości, który

    nadaje swojemu "właścicielowi" określone zdolności. "Kula" eksploruje jego możliwości i istotność dla przetrwania człowieka. Towarzyszy temu konkluzja, że bycie dzieckiem stanowi cenną wartość, która należy chronić.

  • Grisznak : 2013-07-08 23:04:16
    RE:

    Auriga napisał(a):
    Science fiction to dość grząski temat. Większość tekstów

    stanowi po prostu fantastykę, przy ktorej użycie przymiotnika "naukowy" jest jedynie ozdobnikiem mającym nadać splenor powstałemu dziełu.

    W przypadku "Diuny" przymiotnik ten ma, moim zdaniem, zastosowanie, ponieważ autor faktycznie stworzył wizję świata posttechnologicznego, takiego, który świadomie rezygnuje z bardziej zaawansowanej technologii na rzecz poszerzania możliwości ludzkiego ciała i umysłu - to im przychodzi zastąpić odrzucone komputery. Można się spierać nad sensem takiej wizji, trzeba jednak autorowi oddać, że stworzył dość spójny i oryginalny obraz świata przyszłości, dramatycznie odmienny od typowych wówczas wizji przyszłości. Co ważne, dzięki rezygnacji z hipotez na temat możliwych kierunków rozwoju techniki, "Diuna" nie starzeje się tak szybko jak te powieści, które właśnie głównie techniką się zajmują.

  • Auriga : 2013-07-08 20:53:37

    Science fiction to dość grząski temat. Większość tekstów

    stanowi po prostu fantastykę, przy ktorej użycie przymiotnika "naukowy" jest jedynie ozdobnikiem mającym nadać splenor powstałemu dziełu. Jednak istnieją pisarze, którym udało się wyprodukować tekst (lub inną formę) nie urągającą godności gatunku i w pewnym stopniu przewidzieć przyszłość - np. Verne i łodzie podwodne, Da Vinci i czołgi oraz helikoptery, Archimedes i jego wykraczające poza świat starożytny wizje rozwoju technologii. Nie wspominając o Michaelu Crichtonie, którego "Jurassic Park" urzeka i doprowadza do łez niektórych specjalistów... I zmienia ludzkie życia.

    A propos Chrichtona. Jego książka "Kula" stanowi notabene odwołanie do "20000 mil podwodnej żeglugi" Verne'a. W jej polskim tłumaczeniu (-czytałem dość dawno, więc cytuję z pamięci), występuje zdanie sugerujące wprost, że dorośli gdy stają się dorosłymi "coś tracą". Z kontekstu fabularnego wynika, że tym czymś jest coś bardzo ważnego, wręcz niezbędnego do istnienia. Ale odkrycie co to takiego pozostawię czytelnikom.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu