Opowiadanie
Pokemon Jhnelle
Rozdział 35: Z piątku na sobotę
Autor: | O. G. Readmore |
---|---|
Serie: | Pokemon |
Gatunki: | Komedia, Przygodowe |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2015-08-16 08:00:47 |
Aktualizowany: | 2015-07-15 22:34:47 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Utwór pojawił się na różnych forach i blogu. Historia, region, jak i projekty pokemonów zostały stworzone przeze mnie.
Kyle raz jeszcze obejrzał się za siebie. Nie widząc skradającego się za nim Jima, odetchnął i pewnym krokiem wszedł na molo. Przechadzając się po pomostku rozglądał się uważnie w poszukiwaniu znajomej twarzy. Zaraz po walce z ojcem otrzymał wiadomość od Matta Novy'ego, w której trener zaproponował mu transport na Black Moon Island. Po chwili dostrzegł znajomego z "miasta smoków". Mężczyzna znajdował się na jednej z mniejszych łodzi, a obok niego stał Josh Allen i jakaś młoda kobieta. Kyle ruszył w ich kierunku. Z drugiej strony nadchodzili Alissa i Carter. Kyle wątpił w Novy'ego i jego bezinteresowną chęć niesienia pomocy trójce absolwentów Akademii Pokemon w Corella Town. Mimo to nie miał zamiaru gryźć ręki, która mu pomaga. Matta otaczała pozytywna energia, która przechodziła na innych ludzi. Był wesoły, uczciwy i chętnie pomagał innym trenerom w potrzebie.
Uśmiechnął się szeroko i zawołał na przywitanie:
- Cześć wam! - pomachał stojącym przy łodzi.
- Kyle! Alissa! - zawołał Novy. - To dzieciaki, o których ci mówiłem - zwrócił się do milczącej dziewczyny. - Cieszę się, że zdążyliście - dodał przyjaźnie.
- To my dziękujemy za transport - podziękowała Christeensen.
- Skoro wszyscy są to skończmy pierdzielić o wełnie Meerysi i płyńmy - przerwała uprzejmości towarzyszka Matta.
- Tak, przedstawiam wam panią kapitan, która zabierze nas najpierw do Mroźnego Świata, a potem na Black Moon Island, Thia.
- Siema, siema - mruknęła pod nosem. - Pakujcie się na łajbę i spierdzielamy stąd.
Drobnej postury kobieta wynajmowała swoją łódź turystom i trenerom, którzy spóźniali się na rejsy wycieczkowcem. Doskonale znała Morze Bursztynowe i stworzenia czyhające w jego głębinach. W swojej sześcioletniej "karierze" przewoźnika na łodzi tylko kilka razy kursowała do Mroźnego Świata. Ta część Jhnelle była wyjątkowo niegościnna. Pokemony zamieszkujące lodową wyspę miały nieprzyjemne usposobienie i tylko czasami wydawało się, że każdego poranka budzą się z myślą jak dopiec ludziom.
Łódź ruszyła wydając z siebie stłumiony warkot. Kyle spoglądał na oddalające się Boheme. Nie mógł doczekać się wizyty w "świecie wiecznej zimy" jak Mroźny Świat określał jego dziadek. Wyspę znał jedynie z opowieści dziadka, który swego czasu wiele podróżował po Jhnelle. Kyle słyszał od niego o niezwykłych pokemonach żyjących w tamtych okolicach i o opiekunie Boheme zamieszkującym najciemniejszą z jaskiń.
Być może spotkamy tego opiekuna? - spytał samego siebie w myślach.
Do legend zawsze podchodził z dużym dystansem, ale od czasu kiedy spotkał Pierota, wiele się zmieniło w jego sposobie postrzegania świata. Nadal niepewnie sięgał po określenie "legendarny pokemon", ale zaczął wierzyć, że istnieją stworzenia na tyle silne i rzadkie, że przypisuje im się wyjątkowość określaną "legendarnością".
- Po co płyniesz do Mroźnego Świata? - spytał wreszcie wiedziony ciekawością Josh.
Kyle spojrzał na Matta.
- Znacie legendę o założeniu trzech miast? - odpowiedział pytaniem.
- Coś słyszałem - wtrącił się Carter.
- Na samym początku ludzie poszukiwali miejsc, w których mogliby osiedlić się. Dlatego też prosili boskiego smoka o pomoc. Smok wyznaczył im tereny, w których nigdy niczego im nie zabraknie.
- Novan, Darea i Boheme - dopowiedziała Alissa.
- Dokładnie - przytaknął Matt, po czym mówił dalej: - Ludzie założyli osady, a strzec ich mieli trzej opiekunowie. Każdy z strażników został uśpiony poprzez pieczęć.
- I ty chcesz znaleźć tego opiekuna - stwierdził Kyle.
- Niezupełnie. Chcę zapobiec jego znalezieniu - rzucił tajemniczo.
Widząc niezrozumienie wśród pozostałych mówił kontynuował:
- Kilka miesięcy temu pieczęć z Novan City została skradziona. Tym samym strażnik broniący miasta został uwolniony.
- I co z nim się stało? - spytał przejęty Kyle.
- Nie wiem, chyba biega sobie gdzieś po Jhnelle. Początkowo myśleliśmy, że odpowiedzialnym za kradzież pieczęci jest słynny złodziej z Novan.
- Ale trop okazał się mylny - dopowiedział Allen.
- Skąd wiesz? - zdziwił się Matt.
- Będąc w rezerwacie spotkałem liderkę z twojego miasta - wyjaśnił.
- Mówisz o mojej kuzynce, Sandrze. Niestety przestępcy ukradli również pieczęć z Darea i co gorsza złapali Deuce. Obawiam się, że ich następnym celem będzie Disturb. Jeżeli zapanują nad trójką strażników mogą dokonać niewyobrażalnych szkód w całym regionie. Muszę ich powstrzymać. Czy mógłbym liczyć na waszą pomoc? - spytał nieśmiało.
- Nie chcę przerywać waszego pitolenia o niczym, ale zbliżają się kłopoty - wrzasnęła Thia.
W stronę łodzi zbliżała się ciemnogranatowa chmura. Przesuwała się nienaturalnie i bardzo szybko. Zupełnie jakby tylko czekała na moment, w którym zjawią się ludzie. W końcu nieruchomo zawisła nad łodzią. Dopiero z bliska dało się zauważyć, że nie jest to chmura, a kilkanaście stworzonek wielkości głowy przypominających płatki śniegu. Wszystkie miały ogromne uśmiechnięte buzie i kryształowe oczka mieniące się najróżniejszymi odcieniami błękitu.
- Snołi! Snołi! - wołały.
- Co to za cudaki? - zdziwił się Kyle.
- Snowfall - przemówił wielki mistrz D. - Daj się oczarować słodkiemu uśmiechowi tego cholerstwa, a tylko na moment się odwrócisz, one wbiją ci nóż w plecy! Dosłownie!
- Są śliczne - Alissa skomentowała wygląd stworzonek.
W tym samym momencie uśmiechy zniknęły z pyszczków śnieżynek ustępując nieprzyjemnym grymasom złości.
- Ghee...- warczały Snowfall.
Pokemony zaczęły opadać na statek. Ich ostre ramiona wbijały się w pokład jak nóż w masło.
- Musimy pozbyć się tych potworów! - rzucił Josh i sięgnął po pokeball.
- Nie, walka dodatkowo naruszy statek- odkrzyknęła Thia. - Spróbuję dopłynąć do brzegu!
Dziewczyna straciła panowanie nad łodzią kiedy jedna z Snowfall z uśmiechem psychopatycznego mordercy zbiegłego z domu dla obłąkanych wbiła się w ster.
- Trzymajcie się! - zawołała Thia tracąc równowagę.
Kolejne Snowfall uderzały w łódź, która niczym łupinka orzecha pchnięta przez falę uderzyła w końcu o brzeg wyspy. Zapadła cisza. Thia otworzyła oczy. Obok leżała nieprzytomna, ale szczęśliwa poke-śnieżynka. Kobieta wstała i rozejrzała się. Łódź, choć zniszczona dobrnęła do brzegu.
- Nikomu nic się nie stało? - zawołała.
- Nie - odkrzyknęła Alissa.
- Piwo rozlałem - poskarżył się Matt.
- Czyli nic się nie stało...
- Jak nic? Moja ostatnia puszka, ale przynajmniej dotarliśmy do Mroźnego Świata - stwierdził, rzucając spojrzenie na ogromną grotę i drzewa przykryte białym puchem.
- Czemu Snowfall nas zaatakowały? - zdziwił się Kyle.
- W serialu o pokemonach w... - szukała w pamięci Thia - w sezonie "Pigment i Pierdła" tłumaczyli, że pokemony ochraniają swoje terytorium, ale w rzeczywistości stworzenia zamieszkujące Mroźny Świat są po prostu wredne.
- Łódź bardzo ucierpiała? - zainteresował się Carter.
- Nie tak bardzo, żebym nie mogła jej naprawić... Chyba... - odparła. - W każdym razie załatwcie to, co macie do załatwienia, a ja ogarnę ten bajzel.
***
Pięcioosobowa ekspedycja ruszyła w stronę wejścia do jaskini, w której wnętrzu postawiono posąg z pieczęcią ku czci Disturba. Przodem szli Josh i Alissa, a tuż za nimi pozostała trójka. Wystarczył moment nieuwagi, chwila beztroski lub złośliwość przyglądającym się ludziom poke-śnieżynkom, aby śnieg znajdujący się nad wejściem do pieczary zaczął gwałtownie obsuwać się. Lawina białego puchu niczym mur oddzieliła Allena i Christeensen od pozostałych. Na moment zapadła grobowa cisza. Jako pierwszy zareagował Carter:
- Musimy ich odkopać!
- Nie ma potrzeby - pokręcił głową Matt. - Te jaskinie mają setki korytarzy i labiryntów, a także dróg prowadzących na zewnątrz. Znajdą wyjście.
- Niby jak? - syknął aktor. - Nie mają mapy, nie znają tych tuneli...
- Wiem co mówię... Będziemy tracić czas na kopanie w śniegu, a oni tymczasem wyjdą z innej strony.
- Skąd ta pewność? Nie jesteś żadnym ekspertem od Mroźnego Świata - warknął Carter.
- Z pewnością większym niż ty - odburknął Novy.
Kyle czuł wiszącą w powietrzu kłótnię. Nie miał jednak zamiaru wtrącać się. Z doświadczenia wiedział, że lepiej nie pchać się między młot, a kowadło.
- Kyle! - szturchnął go porozumiewawczo rozdrażniony Matt. - Powiedz, który z nas ma rację.
- Wiedziałem, że tak będzie - mruknął pod nosem nastolatek.
- Ja, twój najlepszy kumpel, na którego porady odnośnie treningu pokemon zawsze możesz liczyć...
- Czy może aktor z twojego ulubionego kabaretu, a w przyszłości także twój kolega z pracy - Carter podał mu drugi wariant.
- Y... Nie wiem... Czuję się jakoś tak hamletycznie... - zaczął kręcić przyparty do muru Daniels.
- A więc? - czekali na rozsądzenie sporu.
- Dajcie chłopcu spokój - wtrąciła się siedząca w łodzi Thia. - Niech jeden lepiej rozpali ognisko, drugi rozejrzy się za jakimś innym wejściem, a trzeci niech pomoże mi z naprawą.
***
Alissa otarła twarz ze śniegu i odruchowo spojrzała za siebie. Wejście do groty zostało zasypane. Było bardzo ciemno, ale bez trudu dostrzegła sylwetkę Allena.
- Josh... - zaczęła niepewnie.
Chłopak odwrócił się i pomógł wstać swojej koleżance.
- Jak to się dzieje, że ilekroć was spotkam to wpadam w jakieś tarapaty? - spytał z lekkim uśmieszkiem.
Christeensen wzruszyła jedynie ramionami.
- Lepiej poszukajmy jakiegoś wyjścia - dodał, próbując dostrzec drogę w ciemnościach.
- A nie moglibyśmy roztopić śniegu z pomocą ognistego pokemona?
- To niezbyt bezpieczne. Tutaj wszystko jest z lodu. Ogień mógłby zniszczyć całe to miejsce - stwierdził. - Ale mały płomyk nikomu nie zaszkodzi - stwierdził, wypuszczając z kuli Rabbita.
Sierść ognistego królika błyszczała roztaczając wokoło siebie delikatne światło oświetlające ponurą jaskinię.
- Br...?
- Brrrr. Brrr? - rozległy się odgłosy.
Alissa spojrzała na ścianę, na której siedziały dwa pokaźnych rozmiarów czarne robaki o czerwonych szczękach i długich czułkach. Josh odruchowo sięgnął po pokedex:
- Centiperabox - przemówiło mechaniczne urządzenie. - Te pokemony wije mają bardzo słaby wzrok, gdyż większość życia spędzają w ciemnych jaskiniach. Dlatego też zamiast oczu wykorzystują długie czułka, którymi badają teren.
Alissa schowała się za plecami swojego towarzysza.
- Nie mów mi tylko, że boisz się robaków.
- Nie boję, a brzydzę - zróżnicowała swoje odczucia względem robactwa. - I jedynymi robakami jakich się brzydzę są właśnie Centiperaboxy, a więc chodźmy stąd.
Josh, Alissa i Rabbit ruszyli wąskim przejściem w głąb jaskini. Po krótkim marszu korytarzem dotarli do dużego pomieszczenia skutego lodem. Z sufitu zwisały sople, ściany okrywał biały puch, zaś na środku znajdowało się jezioro.
- Ładne miejsce - powiedział z uznaniem Allen.
- Frej!
Obok nóg trenerów plątał się drobny Friday. Alissa uklękła obok pokemona i pogłaskała go. Z jeziora wyszły jeszcze dwa inne stworki. Maluchy niedawno przyszły na świat i dopiero zaznajamiały się z jaskiniom i sąsiedztwem. Christeensen sięgnęła do torby po pokeball ze swoim Friday'em. Z kuli wyłoniło się światło, które niemal od razu przybrało postać pokemona. Podopieczny Alissy rozejrzał się po jaskini, którą dobrze znał, a dopiero zaś zwrócił uwagę na poke-dzieci.
- Freja... - pokręcił łbem przypominając sobie zdarzenia z Mroźnego Świata.
- Friday, co z tobą? - zapytała dziewczyna widząc jego zaniepokojenie.
Pokemon wydawał się być zdenerwowany, ale Christeensen nie miała prawa wiedzieć dlaczego. Poznali się w drodze z Darea Town, odległej od Mroźnego Świata i problemów z jakimi zmagają się Friday'e mieszkające w nim. Woda zaczęła się burzyć przyciągając czujny wzrok podopiecznego dziewczyny.
- Frej! Fre! - zawołał pośpiesznie.
- Nie rozumiem! Co się dzieje? - podniosła głos Alissa.
Trzy maluchy wycofały się pod ścianę. Z wody wyskoczyła ogromna ryba o wielkim pysku wypełnionym ostrymi jak brzytwy ząbkami. Stwór rzucił się wprost na Friday'e i trenerkę. Alissa stała w bezruchu wpatrzona w wodnego napastnika. Josh pociągnął trenerkę do tyłu. Pokemon z jeziora uderzył w miejsce, w którym przed momentem stała Christeensen. Był na tyle ciężki, aby skruszyć oblodzoną podłogę. Teraz leżał na lądzie uderzając spokojnie cienkimi płetwami w ziemię. Jego spojrzenie budziło niepokój u Friday'a.
- Co to za potwór? - zapytała dziewczyna.
Josh sięgnął po pokedex i ostrożnie zeskanował stworzenie.
- Subdraw - przemówił mechaniczny głos. - Drapieżna ryba żyjąca na bardzo dużych głębokościach. Płynąc z olbrzymią prędkością połyka mniejsze pokemony ogromnym pyskiem.
Podopieczny Alissy przypatrywał się rybie z dozą zdenerwowania. Subdrawy pojawiły się w jeziorach Mroźnego Świata jakieś dwa lata temu. Polowały na pokemony ze stada Friday'a. Za ofiary upatrywały sobie najmłodsze osobniki, które nie potrafiły się bronić, ani nie znały tego miejsca na tyle dobrze, aby skutecznie kryć się przed nim. Friday był jeszcze dzieckiem, kiedy zaatakował go Subdraw. Podczas ucieczki przed myśliwym oddalił się od stada i rodzinnego jeziora. Maluch znalazł się wtedy na pełnym morzu. Długo szukał drogi do domu, ale z każdą przepłyniętą milą bardziej gubił orientację w terenie. Czas mijał, a on rósł i tracił nadzieję, że kiedykolwiek odnajdzie Mroźny Świat i swoje stado. Po długiej tułaczce dał za wygraną i przyłączył się do dziewczyny trenującej pokemony - Alissy Christeensen.
Subdraw ruszył w kierunku Friday'a. Był równie szybki na lądzie, co w wodzie. Z jeziora wynurzyło się jeszcze jedno stworzenie. Był to szary pokemon o szczurzym pysku i ogonie zakończonym ostrymi kolcami. Stał na tylnych łapach w lekko zgarbionej pozycji. Wielkością mógł się równać z Subdrawem.
- Saturday... - wyszeptała Alissa.
Saturday wyskoczył z lodowatej wody, złapał Subdrawa za ogon i wrzucił go z powrotem do jeziora.
- Sata! Sata! - zawołał na kulące się pod ścianą maluchy.
Te zgodnie z poleceniem ruszyły w jeden z wąskim korytarzy. Ich opiekun spojrzał gniewnie na obcych. Pod jego wzrokiem Friday'a Alissy ugiął się.
- Dej! - ryknął Saturday.
Pokemon dziewczyny ruszył za stadem. Porozumiewawczo skinął łbem na swoją właścicielkę. Alissa, Josh i Rabbit ruszyli szybkim krokiem za nim. Okolice jeziora nie były bezpieczne.
- Gdzie idziemy? - spytał Josh.
- Za Friday'em - odparła krótko. W rzeczywistości nie miała pojęcia dokąd zmierzają. Mogła jedynie zaufać swojemu pokemonowi.
Przechodząc w jedną z bocznych grot trafili na terytorium stada. Kilka Friday'ów zwróciło uwagę na obcych. Saturday, za którym tu przyszli zniknął gdzieś w tłumie. Alissa poklepała swojego pokemona po grzbiecie:
- A więc stąd pochodzisz?
Ten ogarnął wzrokiem stado. Ostatni raz był tutaj bardzo dawno temu. Z ledwością przypominał sobie Mroźny Świat i życie tutaj. W głowie pulsowały obrazy, zapachy i dźwięki. Wszystko to zniknęło wraz z odgłosem pękającego lodu. Podłoga zaczęła zapadać się.
- Lód pęka! - zawołał Josh. - Zaraz to pomieszczenie zatonie!
Friday'e zaczęły skakać do wody. Jej temperatura nie robiła na nich większego wrażenia. Panika wśród stworków wybuchła dopiero wraz z pojawieniem się kilku Subdrawów.
Saturday będący przywódcą stada rzucił się jednego z napastników. Niestety z drugiej strony uderzył go inny Subdraw. Alissa i Josh pomogli wydostać się na brzeg rannemu przywódcy stada.
- Fraja! - warknął Friday.
- Racja - skinęła głową jego trenerka. - Musimy pozbyć się tych nieproszonych gości. Bitebat! Prequel! Gooseberry! Wybieram was!
- Rabbit, ty też pomóż! - wtrącił się Josh.
- Bitebat - zaczęła Christeensen. - Użyj promienia ogłupiającego!
Nietoperz wypuścił z pyszczka fale dźwiękowe, które wprowadziły zamęt wśród rybich wrogów. Ataki Wkurwienia się i Płomienia niespodziewanie wybudziły Subdrawy z zaserwowanego wcześniej otępienia, aby mogły ostatecznie oberwać Wodną bronią od Prequela i Friday'a. Poke-ryby były na straconej pozycji. Nie mogąc konkurować z atakami pokemonów Alissy i Josha prędko wycofały się. Friday'e ze stada naprawiły wyrwę w lodzie używając Lodowego promienia. Wszystko wskazywało na to, że sytuacja została opanowana. Od tamtego czasu Subdrawy nie nękały więcej stada Friday'ów. Alissa, Josh i ich pokemony mogli ruszyć w dalszą drogę korytarzami podziemnej jaskini.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.