Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Pokemon Jhnelle

Rozdział 4: Wkracza Zespół Witamina C!

Autor:O. G. Readmore
Serie:Pokemon
Gatunki:Komedia, Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2014-06-27 08:00:17
Aktualizowany:2014-06-21 21:32:17


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Utwór pojawił się na różnych forach i blogu. Historia, region, jak i projekty pokemonów zostały stworzone przeze mnie.


Czerwiec był najlepszym okresem w lesie Ortario. Rośliny wypuszczały kwiaty, ściółka leśna pachniała mchem i zeszłorocznymi, uschniętymi roślinami, a wysokie drzewa dzielnie broniły lasu przed gorącymi promieniami słońca. W upalny dzień jak dziś, las stawał się przyjemną oazą dla pokemonów jak i podróżnych.

Alissa siedziała na ogromnym pniu. Gdy tylko go zauważyła, postanowiła na nim odpocząć przed dalszą drogą. Miała widok na ścianę drzew o rozłożystych gałęziach i wystających z ziemi korzeniach. Stały na tyle blisko siebie, aby sprawiać wrażenie połączonych.

Dziewczyna uderzała w rytm melodii, która chodziła jej właśnie po głowie, zwisającą z pnia nogą. Znudzona wyjęła z leżącej obok torby pokeball i nacisnęła blokadę uniemożliwiającą pokemonowi samowolne wyjście.

- Si kłel! - zawołał kaczor wyłaniając się z kuli.

Dziewczyna raz jeszcze sięgnęła po torbę. Tym razem wyciągnęła z folii kanapkę. Podała ją swojemu pokemonowi. Dla siebie wzięła zielone jabłuszko.

- Niedługo dotrzemy do Ortario City - powiedziała, biorąc kęs. - Tam musimy wyzwać mistrza, o którym kompletnie nic nie wiem, a następnie przejdziemy przez jaskinie... - zaczęła planować.

Nie wiedziała jeszcze jak ułoży się jej „kariera” trenerska. Liczyła, że podróż pokemon pozwoli jej zadecydować jaką drogę powinna obrać. Póki co zdecydowała się grzecznie zbierać odznaki, łapać pokemony i nie pozostawać gorszą od Kyle'a i Josha.

„Ludzie są bezczelni! Nie ma innego wytłumaczenia dla ich bezczelnych zachowań jak czysta, niepohamowana bezczelność” - chciałaby powiedzieć pszczoła mieszkająca w lesie.

Pomimo słodkiego wyglądu, Honey była najzrzędliwszym stworzeniem zamieszkującym Ortario. Drażnili ją ludzie spacerujący po lesie, trenerzy polujący na nią, inne pokemony podkradające jej pożywienie. Ostatnio z przerażeniem musiała stwierdzić, że nawet ona sama działa sobie na nerwy. W rzeczywistości Honey miała skłonność do przesadzania i wiedzieli to wszyscy inni mieszkańcy lasu. Spacerujący po lesie ludzie nie przeszkadzali nikomu poza nią, zaś trenerzy nie próbowali łapać Honey, po prostu atakując ludzi sama często wymuszała walkę z użyciem pokeballa, a pożywienie, które zobaczyła, traktowała jak swoje bez względu na to, czy ma ono już znalazcę, czy nie ma.

Honey przyglądała się dziewczynie i jej pokemonowi. Ich obecność w lesie działała na pszczółkę jak płachta na byka. Wściekła, nie myśląc o niczym, rzuciła się przez zarośla wprost na trenerkę i jej podopiecznego. Alissa odwróciła się w porę słysząc bzyczenie. Odruchowo podniosła rękę, w której trzymała torbę. Ciężka torba, którą zwykle nosiła na ramieniu stała się bronią przeciwko Honey. Zderzenie z czerwonym plecakiem nie należało do przyjemnych. Pokemon pszczółka poczuł się płasko. Tym razem pozwolił zostać intruzowi w lesie. Odleciał powoli, zataczając w powietrzu koła, nie potrafiąc wyznaczyć sobie sensownej trajektorii lotu.

Alissa wstała z miejsca i wyjęła Dextera:

- Co to było?

- Honey. Pszczółka pokemon. Daj się zwieść jej łagodnemu usposobieniu. Jej największą zaletą jest umiejętność zbierania słodkiego nektaru z kwiatów, którą traci wraz z ewolucją w Bee-bee.

- Wyjątek od reguły - Alissa skomentowała opis Dextera. - Ta Honey z pewnością nie miała łagodnego usposobienia.

- Si! - zaalarmował ją Sequel.

Dziewczyna spojrzała za siebie. W ich stronę zmierzali kłócący się bracia Daniels. Alissa słyszała tylko, co głośniejsze fragmenty ich rozmowy. Starszy z chłopców szedł szybkim krokiem i tylko od czasu do czasu rzucał w brata gniewnym spojrzeniem. Podobnie zresztą postępował młodszy z nich. Musieli mieć podobne charaktery.

- Nie! - powtórzył Kyle.

- Ale jeden powód dla którego nie mogę. - Jimmy nie dawał za wygraną.

- A może być pięć? Uciekłeś z domu, obiecałem cię pilnować, w Boheme City zostajesz z ojcem, jesteś za mały, a poza tym nie lubię cię - wyliczył.

- Powiem mamie!

- Mów. Diana też jest wkurzona po tym numerze.

- Nie trzeba było mnie brać ze sobą.

- Nie brałem! Ciesz się, że przebłagałem ojca, abyś mógł zostać.

- Cześć chłopaki! - przerwała im Alissa.

Kyle podniósł wzrok i na siłę przybrał miły wyraz twarzy.

- Cześć.

***


Witamina C to nie tylko tabletka, którą nabywasz w aptece, gdy jesteś przeziębiony. To również nazwa prężnie rozwijającej się organizacji przestępczej.

Para przedstawicieli Zespołu Witamina C rozbiła swój obóz po drugiej stronie lasu Ortario. Drużynę stanowili chłopak i dziewczyna w wieku dwudziestu lat. Nosili czarne uniformy. Koszulki zdobiły cienkie, żółte pasy, a co dwa pojawiał się jeden biały. Spodnie, a w przypadku dziewczyny spódniczka, były gładkie.

- Brendo... - zwrócił się do dziewczyny jej partner. - W lesie poza nami jest jeszcze troje ludzi. Jak oszacowałem po moim wywiadzie, dwoje z nich to trenerzy, a trzeci, nazywany przez większego „skaraniem boskim”, to zwykły dzieciak podróżujący z nimi na przyczepkę.

- Proste jak odebranie dziecku lizaka - stwierdziła kobieta, zanosząc się złowieszczym śmiechem.

***


Kyle, Jim i Alissa siedzieli wokoło pnia, pełniącego rolę stołu. Koli i Sequel odpoczywali kilka kroków dalej na trawie.

- Chwileczkę! Mam jeszcze miód - przypomniał sobie Kyle, wyciągając z plecaka niewielki słoiczek.

- To o co wam poszło? - spytała dziewczyna.

- Skąd wiesz, że się kłóciliśmy? - zdziwił się Jimmy.

- Słyszała was połowa lasu.

- Mój brat oznajmił, że skoro „musi” ze mną podróżować to także chce trenować pokemony - wyjaśnił w skrócie Kyle.

- Fajny pomysł - poparła Alissa. - Za kilka lat jak będziesz dojrzalszy...

- Ale ja chcę teraz! - wybuchł krzykiem. - Teraz! Teraz! Teraz! - po jego policzkach zaczęły spływać łzy.

- Mówiłaś coś o dojrzałości? - spytał Kyle.

Jimmy uspokoił się w przeciągu kilku sekund.

- Mógłbyś mi oddawać co drugiego pokemona jakiego złapiesz - wpadł na pomysł siedmiolatek.

- Chyba bozia cię opuściła - rozjuszył się Daniels.

- Bzzz... - rozbrzmiało nad drzewami.

- Może to znowu ta niezrównoważona Honey - zdenerwowała się Alissa.

Na horyzoncie pojawił się rój Bee-bee. Były kilka razy większe niż Honey. Pszczoły o dużych oczach i żądłach nie wyglądały na agresywne. Ich czułka i skrzydła wydawały charakterystyczne, ciężkie bzyczenie, które również odróżniało je od Honey.

Bee-bee sfrunęła tuż obok zdziwionych ludzi. Nie przejmowała się nimi specjalnie, a właściwie potraktowała ich jak powietrze. Podniosła w pyszczku słoik miodu i odfrunęła jak gdyby nigdy nic.

- Kurde! To kosztowało! - krzyknął Kyle.

Kilka metrów nad ziemią pszczoła upuściła do połowy pusty słoik.

- I to niby ludzie śmiecą w lasach - pokręcił głową.

Jimmy sięgnął po Dextera.

- Bee-bee. Podłe pszczoły wyzyskiwacze! Po ewolucji tracą możliwość zbierania miodu, ale ja uważam, że to zwykłe lenistwo. Dlatego też wykorzystują do tego swoje niższe formy, Honey, podkradając im miód.

- Ciągną do słodkiego - skomentował Jimmy.

Napoczęty miód nie musiał długo czekać. Obok słoika zaczęła kręcić się ciemnoniebieska gąsienica. Ostrożnie wymacała słodki napój czułkami, aby zaraz włożyć do pojemnika cały łeb. Niestety wejście okazało się znacznie prostsze, niż wyjście. Po chwili robaczek w komiczny sposób próbował wydostać swoją zbyt dużą głowę. Stanął na tylnych odnóżach i zaczął potrząsać całym ciałem jakby licząc, że wtedy słoik spadnie.

Jimmy ponownie użył wielkiego mistrza D.

- Wormly... - zaskoczony widokiem robaka ze słoikiem na głowie Dexter przez moment milczał. - Wydaje mi się, że lubi tańczyć w dziwnych przebraniach, albo jest na tyle głupi, żeby wciskać głowę tam, gdzie się nie mieści. Jego łapki wyposażone są w specjalne przyssawki, które umożliwiają mu wspinanie się po drzewach.

- Mniejsza o to! Muszę go złapać! - zarządził Jimmy. W ręku trzymał pokeball przygotowany na złapanie Wormly'ego.

- Chętnie pomogę - zaproponowała Alissa, a następnie wydała komendę: - Sequel! Wodna broń.

Delikatny strumień wody uderzył w Wormly. Słoik poszybował wysoko w niebo, zaś robak pokulał się po piaszczystej drodze.

Zniecierpliwiony Jimmy pchnął pokeball po ziemi. Kula toczyła się za robaczkiem, aż w końcu dosięgnęła go. Wormly znalazł się w jej wnętrzu. Po chwili niepewności pokeball przestał wibrować.

- Mam pierwszego pokemona! - wydarł się. - Dzięki Alissa, jesteś fajniejsza, niż mój rodzony brat - powiedział, rzucając się dziewczynie na szyję.

Radość chłopca przerwało czyjeś wołanie:

- Możemy poprosić o spokój? - spytała kobieta.

Obok niej stał wysoki mężczyzna.

- O co chodzi? - spytał zdziwiony Kyle.

Przez identyczny ubiór pary wziął ich za straż leśną. Zaraz każą im sprzątać bałagan, który narobiły Bee-bee i Wormly.

Dziewczyna nasunęła na czoło swoją ciemną czapkę z daszkiem, po czym wyrecytowała:

- Piękni i młodzi.

- Do akcji gotowi - włączył się chłopak.

- Złodziejskiemu kodeksowi honorowi.

- Nic nam nie zaszkodzi.

- Nie wiesz kto przybył.

- Nie wiesz z kim masz do czynienia.

- Za pomocą palca skinienia.

- Obrócimy ziemię w pył.

- Zespół Witamina C!

- Co? - na twarzy Alissy pojawił się mieszany uśmiech.

- Jak śmiesz psuć nasze motto? - oburzył się mężczyzna.

- Co? - powtórzył Kyle.

Przez moment Danielsowi wydawało się, że znajdują się w ukrytej kamerze. Dziwaczna para wydawała się nazbyt absurdalna, aby istnieć naprawdę.

- Gówno! Jesteśmy Zespół Witamina C! C jak champion! - wydarła się kobieta.

- Albo C jak ciołki - zaśmiał się Jimmy.

Nerwowa kobieta puściła uwagę mimo uszu.

- Jestem Brenda, a to Brendan - dodała ze spokojem. - Jesteśmy szajką przestępczą mającą za zadanie ukraść wasze pokemony.

Kyle rozejrzał się wokoło. Poza Brendanem i Brendą nie widział innych członków złego zespołu. Wreszcie spytał:

- A ile osób liczy wasza organizacja?

- Dwie!

- Tylko? - rozczarował się Jimmy.

Regiony Kanto i Sinnoh mogły poszczycić się zespołami liczącymi kilkuset członków. A Hoenn? Tam działały aż dwa zespoły. Jak widać Jhnelle doczekało się jak na razie dwuosobowej organizacji przestępczej.

- Co znaczy: „tylko”? Dwa to idealna liczba zła - burzyła się w dalszym ciągu Brenda.

- A ja myślałem, że idealna liczba zła to sześć, sześć, sześć.

- Zetrę wam te uśmieszki z twarzy! - rozdrażnił się Brendan. - Salameon! - wezwał swojego pokemona.

Przed dzieciakami pojawiła się półtorametrowa, zielona jaszczurka. W pierwszej kolejności spojrzenia przykuwał czerwony wzór zdobiący jej plecy. Długi ogon przypominał węża wijącego się po ziemi.

- Koli! - trener zawołał kota.

Koli wyskoczył na przód. Obok niego stanął Sequel. Oba pokemony bacznie przyglądały się Salameonowi w oczekiwaniu na komendy trenerów.

- I ja pomogę! - zawołał podekscytowany Jimmy. - Wormly! Wybieram cię!

Obok Koliego i Sequela pojawił się robaczek pokemon.

- Wło-ło! - zawołał Wormly.

Był szczęśliwy, że może wesprzeć w jakiś sposób swojego trenera. Równie mocno cieszył się z możliwości poznania Koliego i Sequela. Był pewien, że się zaprzyjaźnią. Dzień nie mógł lepiej się zacząć: słoik z miodem, miły chłopczyk - trener, grzeczne pokemony i pierwsza misja zlecona przez miłego trenera - chłopczyka. Po chwili zobaczył także dyszącego Salameona. Dla pewności, że nie będzie przeszkadzać w walce większym pokemonom, Wormly postanowił szybko wycofać się do swojego pokeballa.

- Wormly... - jęknął Jimmy.

- Doskonale! Zostało jeszcze dwóch! - uradowała się Brenda. - Salameon! Zostaw po nich bruzdę wtartą w ziemię!

Jaszczur zaczął zamachiwać się długimi łapami zakończonymi ostrymi pazurami. Koli i Sequel unikali każdego ciosu, a przy tym nieświadomie wycofując się w stronę własnych trenerów. Wodna broń okazała się za słaba na znacznie większego przeciwnika.

- Koli! Użyj ataku... - zawahał się Kyle. - Dzikim pnączem!

- Koli, koli...

- Nie potrafisz? Jakie ataki ma Koli? - spytał się stojącej obok dziewczyny. Nie czekając na odpowiedź podjął jeszcze jedną próbę: - Ostry liść!

Z futerka Koliego zaczęły strzelać liście. Najpierw bezwładnie wzbiły się w powietrze jakby niesione wiatrem, aby po chwili popędzić w stronę wroga. Kilkanaście z nich uderzyło w Salamoena. Pokemon zaczął cofać się w stronę swoich trenerów. W końcu zachwiał się pod naporem liści i upadł na Brendana.

- Złaź ze mnie! - wrzeszczał Brendan.

- Wygraliśmy! Koli! Nasz pierwszy pojedynek! - uradowany trener podbiegł do Koliego.

Brenda przez chwilę milczała.

- Daliśmy wam wygrać, aby nie było wam przykro - oświadczyła obojętnie członkini Zespołu Witamina C.

- Co? - oburzył się Jimmy.

- To co słyszałeś! Dziś wam darujemy! Ale jutro... Wrócimy z nowym planem - ostrzegła.

- Ale starym mottem! - zapewnił ich Brandon, chowając Salameona do pokeballa.

Honey myślała, że zaraz oszaleje. Najpierw ta dziewucha, a teraz jeszcze ci przestępcy! Nie czekając, podjęła wyzwanie. W jej oczach pojawiły się kurwiki. Na żółtej buzi wyszły nabrzmiałe żyły. Rozzłoszczona pszczoła zaczęła szarżować w stronę Zespołu Witamina C. Zatrzymała się nad głowami Brendy i Brendana. Z pomarańczowych plamek na ciele polał się miód. Odrobina lepkiej substancji spadła na głowy przestępców. Brendan starł z policzka odrobinę mazi i powąchał ją po czym wziął do ust.

- Miód - oznajmił.

Na horyzoncie pojawiły się Bee-bee. Z oddali wyglądy jak czarna, bzycząca chmura.

- Miód musiał je tutaj zwabić - stwierdziła Alissa.

Pszczoły rzuciły się wprost na Brendana i Brendę. Witamina C wraz Honey zaczęli w popłochu uciekać przed Bee-bee. Jim, Alissa i Kyle odprowadzili wzrokiem rój goniący za miodem.

Około kilometra dalej las Ortario znajdował swój koniec. Drzewa nagle znikały, ustępując Ortario City.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.