Opowiadanie
Pokemon Jhnelle
Rozdział 6: Góry Mgliste
Autor: | O. G. Readmore |
---|---|
Serie: | Pokemon |
Gatunki: | Komedia, Przygodowe |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2014-07-25 15:18:11 |
Aktualizowany: | 2014-07-25 15:18:11 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Utwór pojawił się na różnych forach i blogu. Historia, region, jak i projekty pokemonów zostały stworzone przeze mnie.
Góry Mgliste, niczym forteca, osłaniały Ortario od wschodu. Ich grzbiety ukrywały się w gęstej mgle, dzięki czemu zyskały sobie nazwę "Mgliste". Niegdyś były jak skarbnica, z której korzystali mieszkańcy Ortario City. Wnętrza gór skrywały rzadkie i drogocenne minerały. To dzięki ich bogactwie mała osada robotnicza rozrosła się do rozmiarów dużego miasta. Wraz z zakazem prac górniczych miasto umarło. Dziś jedynie trenerzy zapuszczali się w góry, które stanowiły jedyną drogę do Darea Town.
Alissa zatrzymała się przed u podnóża gór. Góry Mgliste były zbyt strome, aby próbować się po nich wspinać. Przed nią znajdowało się wejście do wnętrza. Z niewiadomych przyczyn po plecach trenerki przeszedł zimny dreszcz. Nie bała się ciemności, ale miejsce wywoływało u niej dziwny niepokój. Dla pewności rozejrzała się za inną drogą.
- Szkoda, że nie mamy żadnego pokemona, który wydziela z siebie światło - powiedziała do człapiącego za nią Sequela.
Kaczor rzadko kiedy znikał w pokeballu. Większość drogi podążał za swoją trenerką. Dotąd był on nie tylko jej jedynym podopiecznym, ale i towarzyszem podróży. Alissa nie śpieszyła się ze zbieraniem odznak, treningami i werbowaniem pokemonów do drużyny.
- Dziesięć miesięcy to bardzo dużo czasu. Wystarczy złapać jednego stwora na dwa miesiące i zdobyć jedną odznakę miesięcznie. Proste - wyjaśniał jej brat.
Śmiała się na samą myśl. Nie miała zamiaru trenować według jakiegoś "kalendarzyka", który zalecił jej brat. "Słoneczko" potrafił być dziwny. Jak dotąd złapała jedynie Wormly'ego, który powędrował w ręce Jima. Póki co, była tylko ona i Sequel.
Ze stoku osunęło się kilka kamieni. Po chwili na drogę przed Alissą zeskoczył zadyszany Josh. Wspinaczka wyczerpała go. Momentalnie usiadł na ziemi i spróbował złapać oddech.
- Co tu robisz? - zagadała do niego.
Chłopak uspokoił oddech i odparł:
- Rozglądam się.
Mimo zdobycia odznaki w bardzo dobrym stylu nadal czuł niedosyt po walce z liderem. Od kilku godzin krążył po górach w poszukiwaniu przeciwników. Chciał sprawdzić jak poradzą sobie jego pokemony w walce z "tutejszymi".
- Mogło być lepiej - zarzucał sobie. - Mogło być lepiej...
- O czym mówisz?
- O walce z Nashem. Myślałem, że lider prezentuje już jakiś poziom, a on był... - wahał się nad użyciem słowa. - Słaby - przełamał się. - A może ty ze mną powalczysz? - zaproponował. - Trzy na trzy? - powiedział, wstając na równe nogi.
Alissa wydawała mu się znacznie lepszym trenerem od Kyle'a. Chciał poprosić ją o walkę jeszcze w Corella Town, ale po pojedynku z Danielsem nie było już ku temu okazji.
- Zwolnij... Mam tylko Sequela - wykręciła się.
- Tylko? Nie obraź się, ale nawet Kyle ma dwa pokemony. Powinnaś zacząć kompletować skład jak najwcześniej - udzielił jej wskazówki.
- Lepiej mi powiedz, czy wiesz jak przejść przez te ciemności?
- Wiem.
Zrzucił z ramienia zielony plecak i otworzył boczną kieszonkę, w której znajdował się pokeball.
- Bunny, wyjdź.
Ze środka wyłonił się brązowy króliczek.
- Uny! - zawołał radośnie pokemon.
- Błysk - wydał polecenie.
Ognisty króliczek zaczął wydzielać z siebie mocne światło. Nie czekając na komendę trenera ruszył do wnętrza jaskini. Tuż za nim podążyli Josh, Alissa i Sequel.
***
Rower wyhamował nad przepaścią. Michael spojrzał i splunął w czarną otchłań. Nie było widać dna. Góry Mgliste były pełne urwisk, dołów i niebezpiecznych zejść. Należało zachować wszelkie środki ostrożności.
- Wypada, że to tu... - powiedział do siebie.
Zszedł z roweru i raz jeszcze przyjrzał się przepaści. Z kieszeni wyciągnął okrągłą kulę przypominającą pokeball. Uniósł rękę i rzucił ją w otchłań. Po chwili usłyszał trzask. Kula dotarła na dno. Nastąpiła eksplozja światła. Michael zakrył oczy. Przepaść wypełniła się bardzo jasnym światłem.
- Zaraz lepiej...
Wsiadł na rower i ruszył oświetlonym korytarzem.
Następny postój zrobił na skalistej polanie łączącej ze sobą góry. Zsiadł z roweru i rozejrzał się. Zewsząd otaczały go skały. Miejsce przypominało wąwóz i gdyby nie liczne groty prowadzące w głąb górskiego labiryntu, mogłoby stanowić doskonałą pułapkę bez wyjścia. Chłopiec spojrzał w niebo i poprawił okulary. Słońce chowało się za ostrymi wierzchołkami gór.
- Mogę zaczynać - oznajmił.
Z torby przepasanej do roweru wyciągnął czarną skałę. Starannie ułożył ją na kamieniu i odsunął się. Czekał. Jego spokój zakłóciły czyjeś głosy. Michael spojrzał za siebie. Z jednej z grot wyłoniła się para nastolatków z królikiem i kaczorem. Chłopak zaniemówił na ich widok.
- Cześć. Też szukasz wyjścia stąd? - zagaiła Alissa.
Zaskoczony Michael milczał. Jego misja miała przebiegać dyskretnie. Najpierw jednak musiał się pozbyć nieproszonych gości. Nie myślał, że coś może jeszcze bardziej pokrzyżować jego plany.
- Piękni i młodzi - rozległo się echem.
Zgromadzeni w wąwozie trenerzy zaczęli rozglądać się wokoło. Alissa dostrzegła na skalnej półce dwie znajome postaci - Brendę i Brendana.
- Do akcji gotowi!
- Złodziejskiemu kodeksowi honorowi - kontynuowała dziewczyna.
- Nic nam nie zaszkodzi.
- Nie wiesz kto przybył.
- Nie wiesz z kim masz do czynienia.
- Za pomocą palca skinienia.
- Obrócimy ziemię w pył.
- Zespół Witamina C!
- Piękna Brenda!
- I Brendan wspaniały!
Wykonali coś, co miało wyglądać jak chorografia do wcześniejszego przemówienia, po czym zeskoczyli na skalną polanę.
- Dobra! - przemówiła Bredna. - Nasze źródła donoszą, że macie odznaki z Ortario City!
- Źródła? - zdziwiła się Alissa. - To znaczy, że wasz zespół się rozrósł? Gratuluję - zaśmiała się.
Nie potrafiła traktować poważnie kogoś, kto swoje przybycie zaczyna od groteskowego motta.
- Nie, po prostu śledzimy was od lasu Ortario - wyjaśnił Brendan. Po chwili dodał groźniejszym tonem: - Oddajcie nam swoje pokemony, odznaki i pieniądze, albo zasmakujecie kwaśnej klęski wymierzonej przez Zespół Witamina C!
Na twarzy Josha pojawił się uśmiech. Mimo że Brendan nie wyglądał na kogoś, kto lubi żarty, wydał mu się taki zabawny.
- Długo mamy czekać? - niecierpliwiła się Brenda.
- Nie macie prawa przebywać tutaj! - wydarł się Michael.
Wreszcie całą uwaga skupiała się na dwunastolatku.
- A ty, nieletni kmiocie? Kim jesteś? - spytał Brendan.
W jego głosie czuć było wyższość.
- Jak mnie nazwałeś? Nie masz pojęcia z kim rozmawiasz! Jestem regulatorem! - wrzasnął.
Jego głos odbił się echem pomiędzy ścianami.
- Kim?
- Mógłbym wiele opowiadać o sobie i swojej potędze, ale nie... - powiedział skromnie. - Wynoście się stąd!
- Bredno! On chyba jest przestępcą jak my!
- W takim razie... Możesz przyłączyć się do Zespołu Witamina C!
- Chyba kpicie! - warknął. - Bee-bee! - zawołał swojego podopiecznego.
Pokeball zawieszony na pasku chłopca otworzył się. Nad jego głową unosiła się pszczoła pokemon.
- Brendanie... To znowu pszczoła...
Na samą myśl spotkania z żądłem Bee-bee po plecach kobiety przeszedł dreszcz.
- Myślimy... O tym samym?
Członkini Zespołu Witamina C skinęła głową. Wyszła przed swojego towarzysza i oznajmiła:
- Widzę, że musisz jeszcze przemyśleć naszą propozycję, a więc zostawimy cię i już pójdziemy.
Po czym zaczęli uciekać w popłochu. Pozostali trenerzy odprowadzili ich wzrokiem.
Nastąpiła eksplozja. Pozostawiona przez Michaela skała zaczęła błyszczeć. W powietrze wystrzeliła wiązka światła. Przypominała promień energii, który towarzyszy zwykle otwarciu pokeballa. Ze skały, na której leżał, wyłonił się czarny przedmiot. Z daleka przypominał podłużny kamień.
- Bingo! - ucieszył się Michael. Przypomniawszy sobie o intruzach zwrócił się do pszczoły. - Bee-bee, skończ z nimi.
Pszczoła rzuciła się na Josha i Alissę.
- Ja się tym zajmę - Josh uspokoił swoją towarzyszkę. - Biri! Nie, nie mogę... Biri nie poradzi sobie.
W ostatnim momencie powstrzymał się przed wypuszczeniem pokemona z pokeballa. Ptak mógłby nie znieść stresu związanego z walką.
- Bunny! Idź - dał znak stojącemu obok stworkowi.
Nie czekając na jakiekolwiek polecenie trenera, królik rzucił się na przeciwnika. Pokemony starły się w powietrzu. Uderzenie zmieniło trajektorię lotu pszczoły. Bee-bee wyhamowała przed ścianą i zawróciła.
- Nie rozumiem... - mruknął Josh. - Ten cios powinien być bardziej efektywny.
- Sequel, pomóż mu.
- Nie! Bunny poradzi sobie sam.
- Jak wolisz... - wzruszyła ramionami Alissa.
- Atak żądłem - wydał rozkaz Michael.
Jednak bardziej niż walką regulator był pochłonięty przyglądaniem się statuetce unoszącej się nad jego głową.
- Wiecie, co to jest? - spytał o przedmiot. - Dzięki temu - wskazał na figurkę przedstawiającą jakąś postać. - Bee-bee ma więcej siły i szybkości. Powiedzmy, że działa on jak... akumulator.
Miał rację. Pszczoła była szybsza od ognistego królika. Ten z ledwością unikał coraz to napastliwszych ataków wroga.
Alissa postanowiła nie czekać na przyzwolenie Josha.
- Wodna broń! - zawołała, wskazując mu cel.
Sequel wypuścił z dzioba strumień wody. Atak strącił lewitującą figurkę na ziemię. Przedmiot rozbił się na drobne kawałki.
- Do jasnej nędzy! Nie! - wydarł się Michael.
Ciosy Bee-bee od razu stały się wolniejsze.
- Bunny, atak temperaturą - skorzystał z okazji Josh.
Królik zatrzymał się i skupił w sobie całą energię. Ciepło pulsowało po jego ciele, aby niespodziewanie wystrzelić z niego. Po polanie rozniosła się fala gorąca. Bee-bee nie miała szans. Atak dotknął również Michaela. Zdumiony regulator leżał tuż bok swojej podopiecznej, ale w przeciwieństwie do niej zachował przytomność. Wstał na równe nogi. Wytarł nos w rękaw i spojrzał za siebie. Zachowywał się, jakby cała akcja z Bunnym nie miała miejsca.
- Ciesz się. Pokonałeś regulatora. Z ledwością, ale pokonałeś. Zaraz pojawią się pozostali regulatorzy. O wiele silniejsi ode mnie... To będzie wasz jebany koniec! - wydarł się. - Słyszycie?! Mam nadzieję, bo jesteście martwi!
- Nie wydzieraj się tak - uspokoił go kobiecy głos.
Michael spojrzał w górę. Na skalnej półce, którą zajmował wcześniej Zespół Witamina C, siedziały dwie postaci. Wysoki, umięśniony szatyn i blondynka, z którą wczorajszego dnia był w muzeum.
- Dałeś się pokonać początkującym trenerom? - spytał mężczyzna.
- Nie moja wina! Zniszczyli punkt energii!
- Regulator nie potrzebuje dodatkowej pomocy, aby wygrywać. Powinieneś pokonać ich i bez punktu energii - wyjaśnił.
- Kim jesteście? - wtrącił się Josh.
- Ochłoń, kochany - zachichotała dziewczyna. - Jestem Angela, młody, którego pokonałeś to Michael, a to Tommy. Jesteśmy Regulatorami.
Nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych. Uczucie niepokoju, które towarzyszyło Alissie od momentu wejścia do jaskiń, nasiliło się.
- Nie szukamy zwady - weszła jej w zdanie trenerka.
- I słusznie. Nigdy więcej, nie wtrącajcie się w nasze sprawy, zrozumiano? - spytał dla pewności regulator.
- Chcę z wami walczyć - przerwał mu Josh.
Miał dziwne przeczucie, że po raz pierwszy natrafił na znacznie silniejszego przeciwnika. Nie wybaczyłby sobie, gdyby nie stoczył pojedynku z Tomem.
- Ty? Ze mną? Żartujesz? Zdajesz sobie sprawę, że nie masz ze mną najmniejszych szans?
Josh nie słuchał. Schował Bunny'ego do pokeballa i wyciągnął następną kulę.
- Jak chcesz - wzruszył ramionami Tom.
Zeskoczył ze skalnej półki i wyrzucił przed siebie pokeball.
- Cavesaur! Idź! - zawołał.
Przed Joshem pojawił się ogromny żółw. Masywny ogon kończyły kamienie, które służyły do obrony. Jego skorupę zdobiły kawałki ostrych głazów. Przez ich nierówne rozłożenie miało się wrażenie, że pokemon nieznacznie przechyla się na lewą stronę.
- Skalny... - wyszeptał Josh.
- Cavesaur - przemówił pokedex. - Poke-żółw. Jego skorupa jest bardzo wytrzymała. Do obrony służy mu ciężki ogon zakończony ostrymi kamieniami. Cavesaur jest niezwykle silny.
- Wybieram cię - zarządził Josh.
Pokeball poszybował w powietrze. Kula zakręciła i opadła na ziemię. Wraz z uderzeniem na zewnątrz pojawił się okrągły kamień. Wokoło niego jak hula hop, kręciła się obręcz. Dziwaczny pokemon lewitował kilka centymetrów nad ziemią.
Tym razem Alissa sięgnęła do kieszeni spodni po swój Dexter.
- Ringrock. Jhnelleowski odpowiednik Lunatone'a i Solrocka. Jego moc wzrasta zgodnie ze zmianami ustawienia pierścieni Saturna. Występuje tylko w Mglistych Górach.
- Fajny - skomentowała opis.
- Nie lubię przedłużać! Cavesaur, taran! Nie pozwól mu atakować!
Cavesaur ruszył wprost na Ringrocka. Pod wpływem łap uderzających w ziemię, ta zaczęła trząść się. Przeciwnik, mimo ciężkiej skorupy poruszał się dość szybko.
- Ringrock, przygotuj się do obrony. Potem spróbuj ataku psychicznego - wydał polecenie.
Pokemon przypominający planetę przygotował się do odparcia ataku. Cavesaur uderzył w niego z całej siły. Żadna obrona nie mogła przeciwstawić się jego potędze. Pokemon Josha został przyduszony do ziemi. Żółw wykorzystał kilka sekund, w których przeciwnik leżał unieruchomiony i zamachnął się ogonem. Jego twarde zakończenie uderzyło leżącego przeciwnika.
W jednej chwili przed oczyma Josha stanęła wcześniejsza walka z Nashem. Przy starciu z Cavesaurem, Roxer wydał mu się banalnym, niegroźnym oponentem.
Ringrock potoczył się po ziemi. Zatrzymał się tuż przed swoim trenerem.
- Ringrock, wstawaj! - nakazał mu Josh.
- Ha, ha, ha! Dobrze ci tak - zaśmiał się Michael.
- Zamknij się - Angela uciszyła Michaela.
- Jak już mówiłem: "nie wchodźcie nam w drogę" - powtórzył Tom. Schował Cavesaura do pokeballa i dodał: - I serdeczna rada na przyszłość... Największą głupotą jaką może zrobić początkujący trener jest wyzwanie na pojedynek doświadczonego przeciwnika - po tych słowach zwrócił się do Angeli i Michaela. - Nic tu po nas. Idziemy.
Regulatorzy odeszli.
Josh w milczeniu wycofał Ringrocka.
- Jak myślisz, czego szukali w górach?
Chłopak skinął głową w kierunku roztrzaskanej figurki.
- Tego czegoś, ale jak widać straciło do nich wartość, po tym jak niepotrzebnie wtrąciłaś się w moją walkę.
- Niepotrzebnie? Normalni ludzie mówią: "dzięki za pomoc".
- Pokonałbym go.
- Tak samo jak Cavesaura? Wątpię.
- Nie mam czasu na sprzeczki - oznajmił.
- Nie wierzę - pokręciła głową Alissa. - A może...
Nie zdążyła dokończyć. Jej towarzysz szedł przed siebie. Dziewczyna szybko dogoniła go.
Myśli Josha zaprzątało spotkanie z regulatorami. Zaczął zastanawiać się, ile wart był jego trening skoro przegrał z Tomem? A jeżeli na turnieju Jhnelle jest więcej trenerów takich jak Tom? Nie mógł przegrać.
***
Zbliżało się późne popołudnie. Drogą łączącą Ortario i Darea maszerowali Brenda i Brendan.
- Brendo... - zaczął nieśmiało chłopak.
- Tak, Brendanie?
- Myślę, że ten mały regulator nie przyłączy się do nas.
- Nie mów tak! Na pewno zależy mu na rozwoju kariery, a co może być lepsze dla niej od wstąpienia do nowo otwartego Zespołu Witamina C?
- Masz rację, ale on i tak nie przyłączy się do nas - obstawiał przy swoim.
- Skąd ta pewność?
- Bo nie zostawiliśmy mu żadnego numeru kontaktowego.
- Jasna cholera! Wiedziałam, że o czymś zapomnieliśmy - mruknęła. - Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem - oznajmiła po chwili. - Zajmijmy się trenerem, którego poznaliśmy w Centrum Pokemon w Novan.
- Tym z Pikaczu?
- Tak! Musimy ukraść jego Pikaczu, a przy okazji opanować świat! - przedstawiła cele zespołu.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.