Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Opowiadania Kotori tom 3 - recenzja

Autor:Yumi
Redakcja:IKa
Kategorie:Książka, Recenzja
Dodany:2014-10-25 00:54:09
Aktualizowany:2014-10-25 18:46:09

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


Ilustracja do artykułu









Tytuł: Opowiadania Kotori, tom III

Redakcja i skład: Beata Bamber

Korekta: Anna Ćwik

Współpraca: Paulina Klimentowska

Projekt okładki: Aleksandra "Rizu" Kapała

Wydanie: czerwiec 2014




***


Paulina Klimentowska - W Twoich snach

Ula Sikorska - Słowa niewypowiedziane

Shoko Yoshida - Czekam

Danka F., Wiolka K. - Obraz duszy

J. Q. Rodrigez - O trzech facetach szukających kota w Teksasie

Bartek Koczkodaj - Pożegnanie

Graczykij (Hag) - Osiemnaście dołków

Anna Maria Vanitachi - Modlitwa robota

Kintsukuroi - Duchy utopii

Theia - Mamą być


***


Kiedy człowiek zabiera się za pisanie recenzji zbioru opowiadań o gejach po raz piąty, nie za bardzo wie, jak tym razem powinien zacząć, żeby ktoś go nie posądził o kalkę. Siedzi sobie taka osoba przed pustą wirtualną kartką wyświetlaną na monitorze i myśli nad wstępem. I zaczynają jej przychodzić do głowy dziwne rzeczy, nasuwają się pytania. Po co wstęp, czy ktoś go w ogóle czyta? A czy ktoś czyta samą recenzję czegoś tak niszowego? Na ile liczny jest "ktoś", o ile istnieje? Być może czyta ten tekst jakaś część wydawnictwa Kotori, być może same autorki lub autorzy (?) opowiadań - może to właśnie im najbardziej zależy na recenzji, a może wręcz przeciwnie - ale ciekawe, kto jeszcze. To byłoby miłe, gdyby jakiś przypadkowy, zaciekawiony książką albo tytułem tekstu, czytelnik się tutaj zabłąkał i go przeczytał. Ale dość już tego dziwnego nie-wstępnego gdybania, bo nawet jeśli ktoś taki się znajdzie, zaraz go przepłoszę. Zabierzmy się może do rzeczy.

Najpierw trochę informacji bardzo ogólnych - co różni część trzecią Opowiadań Kotori od poprzednich dwóch? Bez zaglądania do środka stwierdzić można jedno: jest cieńsza, a więc ma mniej stron, a więc zawiera mniej opowiadań. To prawda. W poprzedniej było ich aż piętnaście, w pierwszej czternaście. Tutaj mamy dziesięć. To zdecydowanie zmiana na lepsze. Nieco inaczej wygląda także okładka. Zgodnie z tradycją i swego rodzaju symboliką jaką przyjęło wydawnictwo, zdobi ją delikatny zarys ptaszka. Uroczego koliberka sięgającego do kielicha kwiatka, ściślej mówiąc. Kolorystyka to, zgodnie z dawnymi zapowiedziami, kolejny po czerwieni i pomarańczu kolor tęczy - czyli żółty. Co ciekawe, tym razem zrezygnowano zupełnie z urozmaicenia książki ilustracjami obecnymi w poprzednich tomach. Niewielki obrazek znajdziemy tylko na pierwszej, tytułowej stronie. Papier, druk - pod tym względem nic się nie zmieniło. Większych błędów w tekście nie odnotowałam, raczej drobne uchybienia. Na przykład nie mówi się „pod tą starą kamienicę”, ale „pod tę starą kamienicę” (str. 66). Na stronie 139. z kolei znajdziemy ciekawy błąd, polegający na tym że w jednej linijce tekstu nie występują w ogóle odstępy między słowami. Ale takie kwiatki to rzecz bardzo epizodyczna.

Jak już mówiłam, opowiadań jest dziesięć. Co zabawne, tylko cztery z nich zostały poprowadzone w narracji trzecioosobowej. Co jeszcze zabawniejsze, z pozostałych sześciu tylko dwa nie są do nikogo zaadresowane. Aż cztery opowiadania zostały napisane w formie listu, monologu bądź dialogu z bardzo znikomym udziałem jednej ze stron. Uważam, że to zabawne, bo w poprzednich częściach trafiały się nie więcej niż po dwa teksty w takiej formie, i zwykle były to krótkie utwory. A tutaj, przy mniejszej ilości opowiadań mamy ich aż cztery, i nie, do małych one z pewnością nie należą. Nie jest to niczyją winą, zwykły pech, że tak się nagromadziło, ale jest to jednak trochę męczące. Ponadto w tomie trzecim Opowiadań zdecydowanie dominuje posępny, poważny klimat. Tylko dwa utwory mogę nazwać komedią, z pozostałych dwa to okruchy życia, ale zabarwione pesymistycznie, a reszta zawiera dramat w różnym natężeniu. Nie ma tutaj opowiadań typowo złych, wszystkie prezentują raczej wyrównany poziom i wydaje mi się, że różnica w ocenie wynika głównie z preferencji czytelników.

Pierwsze z nich, W Twoich snach wywołuje u mnie bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony mamy tutaj ciekawą koncepcję i całkiem dobrze rozegrane, zaskakujące zakończenie. Z drugiej - pomysł, na którym opiera się całe opowiadanie, chociaż ciekawy, wydaje mi się stanowczo zbyt abstrakcyjny i gryzie się z bardzo realistycznie przedstawionym światem. Rzecz w tym, że zupełnie nie przemawia do mnie idea prowadzenia wykładów i ćwiczeń praktycznych z zakresu świadomego śnienia na jakimkolwiek poważnym uniwersytecie, nawet jeśli miałoby to miejsce na Wydziale Psychologii. Jest to o tyle istotne, że akcja w większości dzieje się właśnie we śnie, świadomym śnie, w którym uczestniczą dwie osoby, a nie na jawie. Nic nie poradzę na to, że wydaje mi się to zwyczajnie głupie i dlatego bardzo drażniła mnie konstrukcja świata, bardzo realistycznego, połączona z tym jednym dodatkiem. Historia sama w sobie nie jest zła - do zwykłego „boy meets boy” dodano trochę dramatu opierającego się na zablokowanej przez podświadomość jednego z bohaterów traumie z dzieciństwa. Przyznaję, że ten wątek poprowadzono dość efektownie i zakończenie robi wrażenie. Bohaterowie, jak to w opowiadaniu, poprawni i wystarczająco realistyczni, by nie budzić większych zastrzeżeń, ale przy tym trochę mało wyraziści.

Drugie opowiadanie, Słowa niewypowiedziane zostało napisane w formie listu. Pewien mężczyzna żałuje rozstania ze swoim ostatnim partnerem, rozstania, które nastąpiło z jego winy. Najpierw opowiada swoją - właściwie ich wspólną - historię, po czym w tym dziwnym liście relacjonuje na bieżąco kroki, które podejmuje, aby odnaleźć i odzyskać ukochanego, za którym tęskni bardziej, niż przypuszczał. To było jedno z lepszych, sympatyczniejszych opowiadań w zbiorze - typowe okruchy życia, trochę pesymistyczne, trochę optymistyczne, ale ładne w ostatecznym wydźwięku. Nie bez znaczenia jest tutaj rola fundacji, w której spotykają się bohaterowie. Poza tym jest to pierwsze opowiadanie jakie znalazło się w zbiorze, napisane w takiej formie, zatem z tego względu budzi pewną ciekawość. Świat przedstawiony widzimy oczywiście wyłącznie oczami autora listu, dlatego jest on mocno subiektywny. Dotyczy to zwłaszcza pozostałych bohaterów, jednak nie przeszkadza w odbiorze. Najważniejsze jak sądzę jest to, że Słowa niewypowiedziane, chociaż nie są szczególnie odkrywcze, a przeciwnie, dość banalne, wzbudzają zainteresowanie i chce się je czytać do końca.

Nie podobała mi się natomiast Modlitwa robota. Na początku, zanim zapoznamy się z treścią opowiadania, autorka przygotowała dla nas definicję słowa „harmonia” zaczerpniętą z Wielkiej encyklopedii muzyki oraz cytat Simone Weil. Zwiastuje to opowiadanie głębokie, poruszające ważkie tematy, dające do myślenia. Zasadniczo tak właśnie jest... Teodor to przestarzały robot czwartej generacji, który z jakiegoś (nie znanego nawet jemu powodu) nadal obejmuje stanowisko nauczyciela harmonii w Akademii. Większość uczniów, jak i pozostałych profesorów, reprezentuje piątą i szóstą generację, która znacznie przewyższa Teo. Sztuczne inteligencje, które są już bardziej podobne do ludzi - wyposażone w zdolność odczuwania emocji czy poczucie humoru widzą świat zupełnie inaczej. Teo nie może czuć, ale potrafi myśleć i analizować. I robi to. Rozmyśla o świecie, w którym żyje, gdzie ludzie są niemal wymarłym gatunkiem dla własnego bezpieczeństwa trzymanym w rezerwatach, a mimo to i tak popełniający liczne samobójstwa. A najwięcej myśli poświęca dwóm studentom, co jest dość dziwne biorąc pod uwagę, że miał być niezdolny do odczuwania emocji... Opowiadanie może się poszczycić bardzo bogatym, ciekawym i szczegółowo obmyślonym światem przedstawionym. Oraz absolutnie niezrozumiałą dla mnie fabułą, zwłaszcza pod koniec. A przede wszystkim zupełnie nie do przejścia - przynajmniej dla mnie - formą, w jakiej zostało napisane. Mimo że mamy do czynienia z narracją trzecioosobową, jest to w gruncie rzeczy monolog wewnętrzny głównego bohatera. Chociaż istota jego myśli jest interesująca, pełno w nich szczegółów technicznych na temat jego konstrukcji i tym podobnych rzeczy - co dla mnie, jako że nie mam pojęcia na temat konstruowania robotów, brzmiało jak niezrozumiały bełkot. I było na tyle zbędne, że w końcu zaczęłam omijać niektóre linijki, szukając jakiejś zrozumiałej treści. Powiem wprost - mimo ciekawego pomysłu i przesłania, bardzo trudno było mi przebrnąć przez to opowiadanie. Musiałam rozłożyć lekturę na jakieś pięć razy, a tekst liczy przecież niewiele, bo tylko 37 stron. Zakończenie zaś pozostaje dla mnie zupełnie niezrozumiałe, bo ostatecznie nic nie wyjaśniono. Przerwano w połowie. Z całą pewnością znajdzie się wiele osób, którym opowiadanie się spodoba, które być może odnajdą niezauważony przeze mnie sens, bo tekst został napisany bardzo starannie i wysoce prawdopodobne wydaje się, że coś pominęłam. Zupełnie jednak nie czuję się na siłach, by czytać Modlitwę robota raz jeszcze, by to odnaleźć.

Z kolei O trzech facetach szukających kota w Teksasie to jedno z moich ulubionych opowiadań zbioru. Jest uroczą, „rodzinną” komedią i paradoksalnie chyba najbardziej realistycznie podchodzącym do tematyki homoseksualnej tekstem, jaki zdarzyło mi się przeczytać. Stosunkowo krótkie, prawie najkrótsze ze wszystkich dziesięciu utworów (mieści się na szesnastu stronach), zawiera wszystko, co mieć powinno. Fabuła przedstawia się następująco: Harvey, mężczyzna na tym etapie życia, kiedy przechodzi się kryzys wieku średniego, jest pisarzem. W teorii, bo od trzech lat - czyli od czasu, kiedy rozwiódł się z żoną i ożenił ponownie z byłym wrestlingowcem szwedzkiego pochodzenia - nie napisał niczego sensownego. W końcu sytuacja zmusza go do podjęcia terapii u psychologa, a efekty jej są takie, że mężczyzna postanawia odwiedzić rodziców i przedstawić im męża. Bardzo katolickich rodziców, rzecz jasna, z którymi nie miał kontaktu od jakichś trzech lat. W podróż do dalekiego Teksasu wybierają się trzy osoby: Harvey, jego mąż Ake i ich kot Hannibal, którego imię jest bardzo adekwatne do osobowości. Opowiadanie jest przesympatyczne i bardzo wesołe. Główny bohater podchodzi do życia z zastanawiającym dystansem i poczuciem humoru (a mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową) i wydaje się bardzo prawdziwe. Akcja, rzecz oczywista, rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych i wszystko wskazuje na to, że autorka bardzo dobrze orientuje się w amerykańskiej kulturze, stylu życia i mentalności. Daje często temu wyraz wplatanymi do tekstu drobnymi szczegółami, czyniąc go dzięki temu bardziej wiarygodnym.

Czekam to jedno z bardziej posępnych opowiadań. Akcja teoretycznie obejmuje tylko kilka godzin, podczas których bezimienny bohater, jakiś biedny chłopiec pracujący w porcie, prowadzi wewnętrzny monolog skierowany do kogoś. Co kilka akapitów widzimy godzinę, znak upływającego czasu i gdyby nie to iż, jak wynika z opowieści, chłopak z pewnością jest niepiśmienny, można by pomyśleć, że pisze coś w rodzaju dziennika czy listu. Dowiadujemy się więc dlaczego nic nieznaczący obdartus czeka w hotelowym pokoju na jakiegoś bogatego mężczyznę. Jak się poznali. Jak długa trwa ta znajomość i jak długo ma jeszcze szansę potrwać. Przekonujemy się, jak łatwo w pewnych okolicznościach zyskać sobie sympatię stojącego niżej w hierarchii człowieka, uzależnić go od siebie, a wreszcie dość bezczelnie to wykorzystać. I to w taki sposób, aby on dalej chciał być wykorzystywany. Cóż, historia ta nie opowiada o pięknych rzeczach i uczuciach, brzmi jednak przerażająco prawdziwie. Emocje głównego bohatera są odczuwalne. Chociaż nie podoba mi się treść, nie podoba mi się w oczywisty sposób bardzo niezdrowa relacja, jaką przedstawia to opowiadanie, przyznaję, że zostało ono naprawdę dobrze napisane. Sądzę, że właśnie takie emocje miało wywoływać, a zatem spełniło swoją rolę. Daje trochę do myślenia i zostaje w pamięci nieco dłużej.

W kolejnym tekście pewien mężczyzna siedzi w barze, kiedy dosiada się do niego nieznajomy. Funduje piwo. Podejrzewany o niecne zamiary uwodzenia stwierdza, że po prostu ma ochotę pogadać. W zamian za wysłuchanie swej historii oferuje kolejkę czy dwie whisky. Mężczyzna przystaje na taki układ, a nieznajomy zaczyna opowiadać. O golfie, jak początkowo się wydaje. O tym, jakie i z kim już przeprowadził rozgrywki, chwali się, że zawsze w tej grze wygrywa. Prawdopodobnie w rzeczywistości mówi o czymś zupełnie innymi, nawet bardziej zajmującym i niosącym więcej satysfakcji niż golf. Ciekawe tylko, jak szybko ten niezbyt bystry, nieco już odurzony alkoholem mężczyzna zorientuje się, o czym tak naprawdę rozprawia nieznajomy? Bo czytelniczki pojmą wszystko w lot. Osiemnaście dołków to ciekawe ćwiczenie stylistyczne: jak opowiedzieć coś na tyle zręcznie, by mogło wydawać się niewinną grą w golfa? Nie pozostaje w pamięci na długo, ale czyta się ten tekst przyjemnie, a puenta może nie zaskakuje, ale wyszła całkiem zgrabna.

Kolejne opowiadanie, Duchy utopii to jedno z bardziej... nietypowych, jakie miałam okazję przeczytać. Mikołaj przyjaźni się z Filipem od małego. Od małego niemal też mieszka u kolegi, ponieważ jego rodzice są alkoholikami, i to ciężkimi przypadkami. Chłopcy dorastają razem, Mikołaj dorabia sobie jak tylko może, potem obaj idą na studia. Jest niezależny, wreszcie. Ale wtedy dzieje się coś niespodziewanego. Rodzice Filipa giną w wypadku. Chłopak jest w szoku, zaczyna się oddalać od przyjaciela. Wreszcie wyjeżdża, twierdzi, że musi sobie z tym poradzić sam, oddalić się od wszystkiego. I nie daje znaku życia przez dwa lata. A potem pewnego dnia wraca. Zupełnie inny, dziwnie odmieniony. Chociaż początkowo wydaje się, że wszystko jest po staremu, nie jest tak i już nie będzie. Zmieniają też się relacje pomiędzy przyjaciółmi. Powoli i nieodwracalnie. I nie chodzi tylko to, że zaczynają ze sobą sypiać. Filip nie chce mówić o tym, co działo się z nim w Londynie, ale jasne jest, że używał tam życia ile wlezie. W którymś momencie stało się coś, o czym nie chce mówić, a co go głęboko zraniło. A Mikołaj być może nie od razu się orientuje o co chodzi, ale szybko okazuje się, że jest w takiej sytuacji bezradny. I chociaż treść jest posępna, pesymistyczna i zwyczajnie przygnębiająca, opowiadanie w jakiś sposób spodobało mi się. Jest dobre. Daje do myślenia. Opowiadanie zostało zgrabnie skonstruowane, niesie ze sobą jasną treść, przesłanie i wniosek. A jeśli ktoś nie zrozumie od razu, wątpliwości rozwieje epilog. Jednak pewną zagadkę stanowi dla mnie prolog. Niby go rozumiem, ale mam wrażenie że coś mi umyka. I chociaż metafora w nim zawarta jest trafna, powiedziałabym autorce jedno - pociągi przynajmniej niektórymi trasami jeżdżą znacznie częściej niż raz na kilka godzin, a samobójcy kładący się na torach chyba rzadko kiedy czekają na konkretny.

Pożegnanie jest najkrótszym opowiadaniem w zbiorze. Liczy sobie dziesięć stron i opowiada o stracie. O pustce, jaką pozostawia za sobą umierający człowiek, a zwłaszcza człowiek umierający nagle i niespodziewanie. O tym, jak dwie osoby się spotkały, a potem jak przypadkowo spotkały się jeszcze raz i tak jakoś zostało. Jest bardzo przygnębiające, ale też i realistyczne, wszystko opisane zostało tak, że bez problemu można sobie wyobrazić, że rozgrywa się w naszym mieście, gdzieś tuż obok. Historia strasznie banalna, ale wcale przez to nie gorsza. Zrobiła na mnie wrażenie - pozbawiona jest większych ozdobników, a mimo to trafia w sedno. W to, jak się czuje człowiek po takiej stracie. Zastrzeżenie mam do jednego - chyba takie było zamierzenie, ale jedyna obecna tutaj scena seksu jest dość wulgarnie opisana i może budzić rozbawienie. A nawet budzi, byłam świadkiem takiej reakcji. Być może o to chodziło, może to jakaś nierozumiana przeze mnie konwencja, ale moim zdaniem jednak trochę kłóci się z ogólnym nastrojem tekstu.

Mamą być to druga ze wspomnianych przeze mnie na początku komedia. Jest dokładnie tym, o czym mówi tytuł - wycinkiem z życia matki czwórki niezwykle żywiołowych chłopców w wieku lat sześciu, piętnastu i siedemnastu. Jak przedstawia się fabuła? Tosia, tytułowa mama, przypadkiem widzi swojego najstarszego syna, Kacpra, jak obściskuje się z kolegą. Chociaż jest kobietą stosunkowo tolerancyjną i bezwarunkowo kochającą swoje dzieci, ma z nowonabytą wiedzą pewien problem. Nie ujawnia się z nią jednak, trochę urażona brakiem zaufania ze strony Kacpra, próbuje jakoś sobie wszystko w głowie ułożyć, no i nakłonić syna do tego, by sam chciał jej się zwierzyć. Nie ma tu prawie czegoś takiego jak fabuła, to zlepek scenek z życia wesołej rodzinki i zabawnych sytuacji, które wynikają z niedomówień oraz domysłów snutych przez matkę wzbraniającą się przed szczerą rozmową z synem. Rzecz jest wesoła, ciekawa i inna - cieszy taka zmiana perspektywy, która wnosi ona trochę świeżości. I czyta się naprawdę bardzo przyjemne.

Ocena ostatniego opowiadania, Obrazu duszy sprawia mi największy problem. Akcja utworu rozgrywa się w wiktoriańskiej Anglii. Gilbert Drake, młody hrabia szeroko znany ze swych oryginalnych upodobań i nieprzejmowania się opinią publiczną, przybywa na przyjęcie Wintersa, jednego z nielicznych przyjaciół. Spotyka tam Alexandra Edwardsa, młodego poetę i niedoszłego samobójcę. Chłopak niedawno przeszedł ogromne rozczarowanie miłosne - dziewczyna, którą kochał, jak sądził z wzajemnością, ostatecznie wyszła za mąż za innego. Alexander bardzo ciężko to zniósł i żałuje, że udaremniono jego próbę odebrania sobie życia. Okazuje się, że Richard Winters zaprosił na przyjęcie także Elizabeth, niedoszłą narzeczoną Edwardsa wraz z mężem, co niechybnie musi skończyć się awanturą. Niespodziewanie w obronie Alexandra staje hrabia Drake, wyzywając męża Elizabeth na pojedynek. Edwards nie rozumie tego, ale nie wypada tak po prostu odtrącać kogoś, kto zamierza ryzykować życiem w obronie jego honoru, prawda? Gilbert i Alex nawiązują więc bliższą znajomość, którą od początku otacza aura tajemnicy i dziwnego mistycyzmu. Obaj bowiem mają swoje sekrety, a wokół nich tworzy się właśnie jeszcze jeden. Jak powiedziałam, ocena tego utworu sprawia mi duży problem. Przede wszystkim bardzo podoba mi się jego nastrój - opowiadanie jest patetyczne i to bardzo, ale zadbano o odpowiednią oprawę tego patosu. Mam wrażenie, że ostrożnie dobierano tu każde słowo, ale dzięki temu całość czyta się naprawdę gładko i można faktycznie wczuć się w klimat i dać się wciągnąć. Specjalistką w temacie nie jestem, ale sądzę że dobrze oddano epokę, w której autorki osadziły akcję - zarówno jeśli chodzi o opisy miejsc, zwyczaje, ale przede wszystkim zachowanie i dialogi bohaterów. Pod tym względem jest naprawdę świetnie. Natomiast, jeśli chodzi o treść - jak mówiłam, jest patetycznie i to bardzo. Nieszczęśliwa miłość, dramat, pokuta, niepokojące czarne kruki i poezja Byrona... O dziwo nie przeszkadzało mi to. Ani trochę, całkowicie uległam klimatowi. Niemniej kilka pomysłów bym zmieniła, trochę więcej dopowiedziała, może dodała jeszcze jakiś epilog albo prolog. Z pewnością wiele rzeczy można było poprawić. Niemniej jest to jedno z opowiadań, które najbardziej przypadło mi do gustu i najprzyjemniej się czytało.

Dotarliśmy już do końca trzeciego tomu Opowiadań Kotori. Wszystko co miałam na jego temat do powiedzenia już wiecie. Jak widać, zbiór prezentuje się całkiem nieźle, poziom opowiadań jest coraz bardziej wyrównany i sądzę, że jako całość tom trzeci jest lepszy od dwóch poprzednich części. A zatem - jeśli tylko nie macie dość opowiadań o gejach i jesteście ciekawi, co jeszcze można w tym temacie wymyślić, nie pozostaje Wam nic innego jak sięgnąć i po tę część.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Yumi : 2014-10-25 12:59:45

    Droga recenzentko, Simone Weil. Nie "Simona Weila". Simone była kobietą :)

    Oczywiście mój błąd, bardzo przepraszam, nie ukrywam że osoba ta jest mi nieznana, stąd taka pomyłka.


    Jeśli chodzi o "Modlitwę robota" - źle mnie zrozumiałaś, doskonale zrozumiałam o co chodziło  kliknij: ukryte z kartą pamięci a także uczłowieczającą miłość. Natomiast nie zrozumiałam kompletne, o co chodziło i co miała na celu intryga związana ze śmiercią tego nieszczęsnego robota, jakoby było to morderstwo, nie samobójstwo: jak dla mnie wątek wprowadzony na koniec i bezsensownie urwany, więc po co? Wprowadził niepotrzebny chaos i zaburzył w moim odczuciu równowagę tekstu. I tak, zrozumiałam przesłanie na temat miłości, było ono dość oczywiste, ale po prostu forma w jakiej zostało przekazane kompletnie do mnie nie trafia. I w związku z wątkiem, który uważam za bezsensowny - uważałam po prostu że może kryć się za tym coś więcej, co do mnie nie dotarło... To miałam na myśli.



    W kwestii "Duchów Utopii" - oczywiście wiem, że nie należy tego rozumieć dosłownie, ale po prostu takie przemyślenie mi się nasunęło podczas lektury.


    A jeśli chodzi o świadome śnienie - owszem, jestem świadoma tego że jest to zagadnienie badane naukowo, sama się interesowałam tematem, ale mimo wszystko warsztaty i ćwiczenia, kiedy studenci dzielą się na grupy i próbują ten stan osiągnąć... Po prostu wydaje mi się to głupie i prowadzone w takiej formie gryzie mi się z rzeczywistością.


    Moderacja łączy. I poprawia Simone.

  • Altena : 2014-10-25 12:23:49
    adj. recenzji i "Modlitwy Robota"

    Droga recenzentko, Simone Weil. Nie "Simona Weila". Simone była kobietą :)

  • : 2014-10-25 02:23:59

    W "Modlitwie robota" wyjaśniono wszystko co trzeba - aczkolwiek fakt, że wymaga to dość uważnego przeczytania.  kliknij: ukryte  Reishi wraz z kartą pamięci brata przejął również jego osobowość, w wyniku czego cierpi na coś w rodzaju rozdwojenia jaźni, co dobitnie widać w ostatnim zdaniu. Co do Teo, to moim zdaniem Autorka bardzo zgrabnie przekazała opowiadaniem myśl, że to miłość nas uczłowiecza.

    Metafora w „Duchach Utopii” dotyczy raczej tego, że czasem na nasze „być albo nie być” mają znaczący wpływ zupełnie inne czynniki, z których nawet nie zdajemy sobie sprawy i jako taka ładnie komponuje się z treścią opowiadania. Nie brałabym tego samobójcy na torach tak dosłownie.

    Natomiast świadome śnienie jest jak najbardziej przedmiotem badań stricte naukowych (nie tylko 'paranaukowych') i, uwaga: zdarza się, że na poważnych uniwersytetach (Uniwersytety Jagielloński bądź Warszawski chyba należą do poważnych, nie?) wygłaszane są z tego tematu wykłady dla studentów (choćby tu: http://www.biol.uw.edu.pl/sknn/pliki/archiwum1011/swiadome_snienie.pdf).

  • Skomentuj