Opowiadanie
Dziecko Wiecznego Zmierzchu
Rozdział 6
Autor: | Kh2083 |
---|---|
Serie: | X-Men, New X-Men |
Gatunki: | Akcja, Fantasy, Przygodowe |
Uwagi: | Yuri/Shoujo-Ai, Erotyka, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2016-12-01 20:06:34 |
Aktualizowany: | 2016-12-01 20:06:34 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Rozdział 6
- Twoja wnuczka przekroczyła granicę pomiędzy krainami. - oznajmił mężczyzna o jasnych włosach stojący naprzeciwko tronu swojej władczyni. Kobieta popatrzyła na niego uśmiechając się z zadowoleniem. Królowa Mab miała długie włosy koloru szmaragdowego, falujące na lekkim wietrze wpadającym do komnaty prze ogromne okiennice. Spod włosów wystawały jej spiczaste uszy. Ubrana była w długą, zielono-różową suknię, a na jej palcach tkwiły pierścionki z drogocennymi klejnotami.
- Powinniśmy przygotować dla niej wspaniałe przyjęcie. Bal jakiego ten świat nie widział od tysięcy lat. - powiedziała władczyni uśmiechając się.
- Prawdziwe przyjęcie na cześć naszego zwycięstwa. - dodała po chwili.
- Królowo, nie powinnaś świętować tego czego jeszcze nie osiągnęłaś. - mężczyzna pouczył swą władczynię. Kobieta nie była zadowolona z jego wypowiedzi, ale tym razem darowała mu tak niestosowne zachowanie.
- A czy mógłbyś mnie oświecić dlaczego? Przecież mój wierny sługa robi wszystko to co mu kazałam. Do tej pory nie zdarzyło się nic co mogłoby zaszkodzić temu, co zaplanowałam.
- Zdarzyło się, pani. Druga grupa ludzi przekroczyła bramy naszej nieskończenie pięknej krainy. Grupa ludzi omamiona przez kłamstwa twojej mrocznej połowy. - elf oznajmił kłaniając się nisko.
- Co takiego? Jak to się stało?
- Najwidoczniej jej ludzie są lepsi od twoich. Przynajmniej w nawiązywaniu znajomości z mieszkańcami świata w którym dzień i noc zwalczają się cyklicznie.
- Nie będę cię dłużej zatrzymywała, Elidgrze. Idź do Domu Fantazji Cielesnych i wybierz sobie najpiękniejszą kobietę... lub mężczyznę... lub cokolwiek, co spełni twoje potrzeby. Zasługujesz na chwilę rozkoszy.
- Dziękuję, o Klejnocie Wiecznego Zmierzchu. - długowłosy powiedział, kłaniając się nisko i po chwili wyszedł z komnaty. Królowa Mab wstała ze swego tronu, aby udać się do drewnianych drzwi leżących w dalekim krańcu jej komnaty. Kiedy kobieta otworzyła wrota kluczem wyjętym spod sukni, przed jej oczami ukazały się kamienne schody prowadzące głęboko pod powierzchnię ziemi. Mrok korytarza rozświetlany był przez magiczne lampy rzucające na cerę władczyni zielony blask. Mab szła coraz głębiej i głębiej, mijając po drodze tajemnice swego pałacu. Przechodziła koło ogromnego skarbca z klejnotami zaczarowanymi w czasach, kiedy jej świat dopiero się formował, mroczne lochy z których dochodziły dziwne odgłosy, a na ścianach tańczyły czarne cienie uwięzionych w nich istot, cele goszczące najpotężniejszych czarnoksiężników, pragnących w przeszłości poznać sekrety krainy Wiecznego Zmierzchu. Odwiedzała pracownie pełne mechanicznych cudów, gdzie szeregi automatonów tańczyły i grały na różnorodnych instrumentach na widok swej władczyni, a także ogniste klatki wewnątrz których rżały zaniepokojone jednorożce. W końcu dotarła do kresu swej wędrówki. Znalazła się w podziemnej jaskini pogrążonej w całkowitej ciemności. Grota była wilgotna, a w ciszy słychać było kapanie wody do podziemnego jeziora. Kiedy kobieta pogrążyła się w mroku podziemi, do jej uszu doszło warczenie psów i odgłos łańcucha pociąganego silną ręką.
- Pokaż się pokraczna starucho! - zielonowłosa kobieta wrzasnęła.
- Z szacunkiem, bo poszczuję cię psami! - zaskrzeczała jakaś stara wiedźma.
- Odważna jesteś, grozisz swojej władczyni! - odparła Mab.
- Te psy posmakowały ciała i krwi bogów! Myślisz, że bałyby się małego elfa, wywyższającego się ponad pozostałe? - stara kobieta zasyczała. Znów słychać było dźwięki łańcuchów i stukanie drewnianego kostura o twardy kamień.
- Co cię tu sprowadza Mab? - spytał skrzeczący głos, tym razem łagodniejszym tonem.
- Chcę, abyś wyruszyła na polowanie. - królowa oznajmiła z uśmiechem.
Starsza kobieta patrzyła na niespodziewanego gościa z niedowierzaniem. Świeczka stojąca na parapecie już zgasła, zamieniwszy się w kałużę roztopionego wosku. Jej wnuczka i towarzyszący jej ludzie przeszli przez ścianę mgły do krainy wiecznego zmierzchu, a komunikacja z nimi stała się niemożliwa.
- Dziękuję, że powiadomiłeś mnie o mojej wnuczce, ale już się spóźniłeś. Mój syn i jego dwaj przyjaciele i nowi znajomi Megan ze Stanów Zjednoczonych gościli u mnie dzisiaj. Gdybyś przybył wcześniej, spotkałbyś ich. - kobieta odparła uśmiechając się.
- A gdzie oni są teraz? - spytał długowłosy mężczyzna.
- W Annwn. Użyłam ostatniego czaru otwierającego bramę pomiędzy światami.
- Czy ty postradałaś zmysły kobieto? Wysłałaś ją do Annwn? Gdybym przybył wcześniej... - Mężczyzna powiedział ze złością.
- Wiem o rebelii w Annwn, wiem o mrocznych Tylwyth Teg i o tym, że wysłali do Ameryki swoich posłańców. Megan miała przy sobie potężnych sprzymierzeńców, którzy odparli ataki tych potworów. Ian i jego przyjaciele zaproponowali, aby wysłać Megan na dwór Królowej Mab i prosić ją, aby za pomocą swojej magii usunęła z ciała Megan wszystko co łączy ją z Krainą Wiecznego Zmierzchu. W ten sposób Megan przestanie być celem Tylwyth Teg. Wiem, że podróż jest ryzykowna, ale to jedyny sposób, aby dziewczyna była bezpieczna.
- Ty głupia kobieto! Wysłałaś własną wnuczkę na pewną śmierć. To nie mroczne elfy posłały za nią zabójców, ale Królowa Mab i jej dwór! - mężczyzna krzyknął na staruszkę.
- O czym ty mówisz?
- Z ciała Megan nie da się usunąć wpływów Annwn, ponieważ to jej dusza należy w części, jeśli nie w całości do Tylwyth Teg. Jedynym sposobem, aby ją uwolnić od tej klątwy to ją zabić, a jej duszę wrzucić w piekielne czeluście, gdzie będzie uwięziona po wieczność. Nie ma innego wyjścia. I taki los dla Megan planuje Królowa Mab.
- Dlaczego mam ci uwierzyć? Może i Mab nie jest człowiekiem, ale przecież jest jej prawdziwą matką. Mogłaby zrobić coś takiego?
- Tak. Ciało Megan jest ludzkie, a Mab i jej podobni nienawidzą ludzi, chociaż potrafią ich oczarowywać udając przyjaźń, a nawet miłość. Ale nie w tym rzecz. Megan zagraża porządkowi panującemu u Tylwyth Teg. Megan jest czymś nowym, czymś czego jeszcze nie było w Annwn. Dlatego wprowadza zaburzenie w delikatnej tkaninie tworzącej tamtą rzeczywistość. Mab nie chce zmian i zrobi wszystko, aby jej świat pozostał taki jaki był od wieków. Zresztą nie ma zbyt wielkiego wyboru, bo za jej władzę i magię odpowiadają siły dużo starsze i potężniejsze niż jesteśmy to sobie w stanie wyobrazić.
- Jeśli to prawda, to dlaczego Ian i jego koledzy nalegali, aby zabrać Megan do Annwn? Przecież oni znali Mab dużo lepiej od ciebie. Powinni domyślić się do czego zdolna jest ta kobieta.
- Nie znali Mab, bo jej prawdziwą postać skrywa wiele całunów iluzji. Ale wytłumaczenie jest dużo prostsze niż ci się wydaje. Wykluczam Amerykanów, bo oni nie mają pojęcia o tym co się dzieje dookoła nas. Wśród trójki wędrowców musi być zdrajca pracujący dla dworu Mab.
- Kto?
- Nie wiem. Geralt jest magiem i Przywoływaczem. Może przywołał coś bardziej potężnego od niego samego? I teraz jest tego niewolnikiem? Will odwiedził Zakazany Las, może stamtąd nie powrócił on, tylko jakiś demon? A może Ian, w końcu spał z Mab, a ona miała wiele okazji aby rzucić na niego czar.
- Co ja zrobiłam? Jak mogłam być tak ślepa...
- Nie zadręczaj się. Kłamstwa, iluzje i rzeczy okazujące się być zupełnie inne niż sobie to wyobrażaliśmy to dzień powszedni w tamtym przeklętym świecie.
- Skąd to wszystko wiesz?
- Od istot przemierzających cienką granicę między naszym światem, a tym magicznym miejscem. Ich sposób komunikacji z naszym światem jest czasochłonny, ale skuteczny. - oznajmił siwy mężczyzna.
W międzyczasie, grupa młodych mutantów należących do drużyny Paragons zebrała się w jednym z pomieszczeń akademika. Każdy z nich został brutalnie wyrwany z objęć snu przez Hope Abbot, która uparła się, aby pomóc swej przyjaciółce nawet za cenę sprzeciwienia się nauczycielom ze szkoły. Nowa znajoma Jessiki Vale, mroczna dziewczyna o elfiej urodzie i imieniu Lorella obiecała, że pomoże drużynie przenieść się do miejsca przebywania Pixie, DJ-a i ich opiekunki Shan Coy Mahn. Chwilę później zniknęła z niewiadomego powodu i nie wróciła. Mijały długie minuty, a młodzi mutanci coraz bardziej niecierpliwili się jej nieobecnością. Sarah Vale zwróciła się do swojej siostry.
- Jessica, monitorowanie kamer w akademiku męczy mnie coraz bardziej. Mogę zrobić jakiś błąd i wtedy nasz plan ujawni się przed Frost i innymi. Jesteś pewna, że ona nas nie okłamała?
- Nie jestem. Poznałam ją przed paroma godzinami. Laura nadal jest w tamtym miejscu, Nexusie, czy jakoś tak to nazywali... nie pozwoliłaby chyba, żeby wyruszyli bez nas.
- Dlaczego zawsze jak dzieje się coś dziwnego i niebezpiecznego, to zawsze musi dotyczyć ciebie? - Wolfcub spytał, patrząc z niechęcią na czarnowłosą koleżankę.
- Tym razem nie chodzi o mnie, a może nie zdążyłeś tego zauważyć?
- Czy aby na pewno? Megan poleciała do Walii do swoich rodziców, a ty zniszczyłaś klasę malując ściany swoją krwią. Co jest bardziej normalne?
- Nick, przestań. Nie zaczynaj znowu. - Match starał się uspokoić chłopaka.
- Przecież wszystkich tych których spotkaliście, ona mogła wytworzyć swoją mocą. Tak samo jak tego wariata który o mało nas wtedy wszystkich nie pozabijał.
- Znowu zaczynamy się kłócić. Żałuję, że was tutaj zawołałam. - Hope przerwała nieprzyjemną rozmowę pomiędzy swymi znajomymi. Sarah zbliżyła się do siostry, widząc że dziewczyna źle zniosła oskarżenia młodego mutanta.
- Jessica, nie przejmuj się nim. On zawsze tak się zachowuje jak się czegoś boi. A boi się wszystkiego, dlatego zawsze się tak zachowuje.
Preview uśmiechnęła się na ułamek sekundy, a później znów spoważniała.
- A może on ma rację. Może jestem największym zagrożeniem od czasów Dark Phoenix?
- Za bardzo się zadręczasz. Parę głupich zdań nie powinno wpędzać cię w tak ponury nastrój.
- Ty nie widziałaś tego wszystkiego co ja tamtej nocy. Na dłoniach nie pojawiły ci się dziwne rany. Nie próbowała cię zabić jakaś wariatka...
- Masz rację. Ja nawet nie próbuje zrozumieć tego co czujesz, kiedy nachodzą cię te wszystkie katastroficzne wizje. Ale musisz pamiętać, że nie jesteś sama. Masz nas wszystkich i możesz na nas liczyć. Cały czas jesteśmy z tobą. Bez względu na to, co mówi Nicholas.
- Nie muszę już niczego dodawać. - Hope oznajmiła uśmiechając się.
- No dobrze... ale ta dziewczyna naprawdę gdzieś zniknęła. Czy mamy się w ogóle do czego przygotowywać? - swym krótkim stwierdzeniem, Ben sprowadził swych kolegów na ziemię.
W tym samym czasie Lorella i Loranir pojawili się na środku pogrążonego w półmroku korytarza szpitalnego. Rozglądnęli się dookoła, aby przekonać się, że nie zostali przez nikogo zauważeni. Dziewczyna chciała zrobić pierwszy krok, ale jej partner ją powstrzymał.
- Czekaj, nie możemy pozwolić sobie na zbyt długie opóźnienie. Musimy upewnić się, że nikt nam nie przeszkodzi.
- Ale... - Lorella wahała się.
- Daj spokój. Przecież twoja magia nic im nie zrobi. Jesteś łagodna jak płatki róży.
- Dobrze. - odparła dziewczyna. Uniosła obie ręce ponad głowę. W tym samym momencie w jednym z mniejszych szpitalnych pomieszczeń, dwie urzędujące na nocnej zmianie pielęgniarki poczuły się bardzo zmęczone i wkrótce usnęły, przewracając się na podłogę. Para mrocznych elfów ruszyła przed siebie, docierając do swego celu. Okazało się, że znajdowali się na oddziale położniczym, a miejscem do którego dążyli była sala pełna nowo narodzonych dzieci. Magia Lorelli zadziałała na noworodki tak samo jak na dorosłe kobiety, dlatego większość z nich pogrążona była w głębokim śnie. Okazało się, że czar nie zadziałał na jedno dziecko, leżące w małym łóżku niedaleko okna. Para zbliżyła się do niego, przyglądając mu się bardzo uważnie. Niemowlę było bardzo małe i wydawało się być niezwykle delikatne, a jego biała cera sprawiała wrażenie jakby należała do kogoś z innego świata, kogoś bardzo bliskiego czarnowłosemu rodzeństwu. Dziecko odwróciło głowę w kierunku pary magicznych istot, patrząc na nich tak jakby rozpoznało w nich dawno nie widzianego przyjaciela.
- Jesteś pewien, że to on? - Lorella spytała mężczyznę.
- Tak, przecież nie śpi tak jak inne dzieci. Spójrz na jego oczy, mają w sobie mądrość.
- Też taki kiedyś byłeś, Loranir. - dziewczyna uśmiechnęła się.
- Tak jak i ty, siostro. Zaczynamy.
Para nachyliła się tak, aby być jak najbliżej twarzy dziecka.
- Pamiętam dąb rodzący żołędzie... - wyrecytowała Lorella.
- Pamiętam kurę znoszącą jajka... - dodał Loranir.
- Ale nie pamiętam kogoś warzącego piwo w skorupce od jajka. - powiedzieli oboje. Ich oczy zaświeciły na niebiesko, a oczy noworodka odpowiedziały dokładnie takim samym zjawiskiem. Dziecko spojrzało na elfów poważnym wzrokiem dorosłego człowieka.
- Przynoszę do waszego świata wiadomość. - powiedziało dziecięcym, ale wyraźnym i łatwym do zrozumienia głosem.
- Mab wypuściła starą jędzę. Zaczęło się polowanie. Polowanie na przyjaciół naszej prawdziwej Królowej. - zabrzmiała przepowiednia przyniesiona przez Zmiennika ze świata Wiecznego Zmierzchu. Zmęczone dziecko usnęło. Para przyglądała mu się przez dłuższą chwilę. Loranir położył dłoń na ramieniu dziewczyny.
- Chodź siostro, bo na nas oczekują.
- Loranir, co się z nim stanie? - Lorella zdawała się ignorować słowa brata.
- Będzie miał własne życie. A jeśli będzie w niebezpieczeństwie, to na pewno ktoś się nim zaopiekuje. Tak jak nami kiedyś. - Długowłosy mężczyzna wyszeptał elfce do ucha, a chwilę później para teleportowała się do szkoły dla młodych mutantów.
Oboje pojawili się przed grupą Paragons bez ostrzeżenia i wymieniwszy z Jessicą Vale spojrzenia napełnione wzajemnym zrozumieniem, teleportowali młodych mutantów, jednego po drugim, do Nexusa, nie dając im możliwości wyrażenia opinii o przymusowej podróży. Przejście przez węzeł łączący czasoprzestrzeń było niezwykle szybkie, a przynajmniej takie się wydawało każdemu nieprzyzwyczajonego do tego typu transportu. Młodzi mutanci znaleźli się w lesie pogrążonym w ciemności nocy. Nieopodal było jezioro, a każdy o bardziej wrażliwych zmysłach był w stanie wykryć jego charakterystyczny chłód i zapach.
- Co się stało?! - krzyknął Ben.
- Kim oni są? Jessica, mów co wiesz! - Nicholas rozkazał zdenerwowany patrząc na długowłosego mężczyznę z nienawiścią.
- Gdzie jest Sarah? - Hope spytała, zauważając, że przy Jessice nie było siostry.
- Spokojnie... to na nich czekaliśmy. - poinformowała Jessica.
- Może mogli by nas ostrzec, nie uważasz? - Ben nadal nie był zadowolony z przymusowej wycieczki.
- Jessica, nie wzięłam ze sobą żadnych rzeczy. - narzekała Hope.
Loranir zbliżył się do dziewczyny i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Tam gdzie idziemy, nie będą ci potrzebne. Nie mamy za dużo czasu, dlatego musieliśmy zadziałać w ten sposób. Przepraszamy. - dodał.
- To był mój pomysł. Chciałam przyśpieszyć sprawy po tym jak dowiedziałam się o najnowszych wiadomościach ze świata Annwn. - Z ciemności nocy wyłoniła się Laura Kinney i towarzyszące jej Lorella i Owena.
- Laura? - Ben był bardzo zdziwiony widokiem.
- Wiedziałem, że te dwa źródła kłopotów, kiedyś się ze sobą połączą. - Wolfcub oznajmił myśląc o Preview i X-23.
- Macie jakieś nowe wiadomości? - spytała Jessica, jednocześnie zbliżając się do Lorelli.
- Tak. Moi bracia i siostry nie dysponują potęgą na tyle dużą, aby otwierać wrota do świata Wiecznego Zmroku zbyt często. Nasze przejście, którym zaraz będziemy podróżować wymagało wielu lat pracy... ale to dla was nieważne. Mamy jednak sposób, aby dowiadywać się co się dzieje w Annwn. Nasi czarnoksiężnicy wysyłają na Ziemię elfie niemowlęta, które wy nazywacie Zmiennikami. W ich umysłach jest zakodowana informacja, najnowsze zdarzenia dotyczącej dworu Królowej Mab. My i inni mroczni Tylwyth Teg mieszkający na Ziemi potrafimy ją odkodować. My także trafiliśmy na Ziemię w dokładnie taki sam sposób wiele lat temu. Ja i mój brat Loranir. Ostatni Zmiennik przekazał nam, że Mab jest zdolna bronić swego miejsca za wszelką cenę. Wysłała Matyldę, starą czarownicę kontrolującą watahy potworów takich jak psy piekielne i wilki astralne, istoty zabójcze dla każdego mieszkańca Annwn. Nasza podróż może być znacznie bardziej niebezpieczna, niż jesteście to sobie w stanie wyobrazić.
- Jeśli mamy pomóc Megan, to nie zastanawiajmy się dłużej. - oznajmiła Hope.
- A gdzie jest Sarah? - spytała po chwili.
- Sarah nie będzie z nami podróżować. Od początku nie brałam jej pod uwagę. Sarah jest zbyt ważna do tego, aby nasze zniknięcie zostało jak najdłużej niezauważone.
- A może lepiej by było, gdyby X-Men się tym zajęli? Przecież oni mają doświadczenie w takich sprawach. Byli w Limbo, w innej Galaktyce...
- My wszyscy jesteśmy największą grupą ludzi zdolną przejść przez istniejące w tym miejscu przejście. Więcej osób zamknęłoby wrota i uwięziło nas w przestrzeni pomiędzy światami.
- To trzeba było zabrać najlepszych X-Men... - Nicholas wtrącił się do rozmowy.
- Musimy zabrać ze sobą tylko stygmatyczkę! - Loranir odparł ze złością.
- Jeśli nie chcecie dalej iść to wasza sprawa! Nie potrzebujemy innych! Zostawię was w lesie i sami będziecie musieli sobie radzić! - dodał.
- Pójdziemy tam dla Megan i Marka, ok? Należymy do jednej drużyny i musimy sobie nawzajem pomagać. A poza tym, jeden X-Man jest w Annwn - Shan. - powiedział Ben.
- Jeden z najsłabszych. Też mi pocieszenie... - Wolfcub nadal był bardzo sceptycznie nastawiony do całego pomysłu, a para nieznajomych nie zyskała jego zaufania.
- No dobrze... a gdzie jest przejście o którym cały czas nam mówicie? - spytała Hope.
- Tam. - odpowiedziała Lorella jednocześnie wskazując palcem na pogrążone w mroku i ciszy jezioro.
- Według legendy istniało tutaj kiedyś miasto, które w sposób nadnaturalny znalazło się pod wodą. Tak naprawdę to była tutaj kiedyś twierdza Tylwyth Teg. Zbudowana została w części krainy, gdzie bariera pomiędzy naszymi dwoma światami jest najcieńsza. Tak przynajmniej opowiadał nam nasz nauczyciel. Wychowując się we współczesnym świecie, niewiele wiemy o krainie w której zostaliśmy poczęci. Nie wiemy dlaczego twierdza Faerie przestała istnieć, ani skąd wzięło się to jezioro. To tutaj Pooka przynoszą elfie dzieci do podmiany. To prawdopodobnie stąd przybyli zabójcy nasłani przez Królową Mab.
- Czy to miejsce nie będzie bardzo strzeżone... to znaczy od drugiej strony? - zapytał Ben.
- Nie. Bo mieści się na krańcach Annwn, w terenach gdzie niewielu ma odwagę podróżować. Mab nie będzie ryzykowała wysyłania żołnierzy tam gdzie na każdym kroku mogą czyhać potwory. Jej zamek jest strzeżony i to wystarczy. Poza tym ona musi zając się swoją córką i tymi, którzy z nią podróżują, bo oni są dla niej dużo bardziej niebezpieczni niż my. I tylko jeden z nich jest zdrajcą. - odpowiedział mu Loranir.
- Potwory, jeszcze tego brakowało. - Wolfcub znów wtrącił się.
- Takie jak ten?! - Hope krzyknęła przerażona.
- Co takiego? - Loranir bardzo szybko odwrócił się w kierunku jeziora, a wszyscy pozostali powtórzyli jego ruch.
- Chyba jednak to miejsce jest strzeżone. - dodała Jessica. Na brzegu jeziora siedziała bardzo osobliwa postać. Była to ogromnych rozmiarów ropucha, większa od człowieka, a na dodatek na jej plecach rozpościerały się skrzydła nietoperza. Monstrum popatrzyło na młodych mutantów i parę Tylwyth Teg szykując się do ataku.
- Wysyłasz przeciwko nam potwory? Tak nisko upadłaś? - Loranir powiedział uśmiechając się. W jego dłoni pojawił się obiekt przypominający śniegowy płatek ogromnych rozmiarów.
- Na co czekasz maszkaro? - krzyknął w kierunku wielkiej żaby. W tym samym momencie potwór zatrzepotał skrzydłami i skoczył prosto na zaskoczonych mutantów. Match zareagował błyskawicznie. Uformował w dłoniach dwie ogniste kule i cisnął nimi w kierunku rozzłoszczonego potwora. Loranir uśmiechnął się.
- Ogień i lód. Podoba mi się to. - powiedział. Skierował dłoń w stronę maszkary i wystrzelił w nią setkę lodowych sztyletów. Dwa ataki dosięgły żabę raniąc ją boleśnie. Potwór wycofał się w głąb lasu w kilku potężnych skokach. Po chwili powrócił, jeszcze bardziej wściekły niż przed kilkoma sekundami, ponownie atakując drużynę. Rozwarł swą paszczę skrzecząc głośno, a po chwili wydobył z niej śliski jęzor kierując go w stronę elfa. Laura wysunęła pazury w dłoniach i niezwykle szybko znalazła się przed długowłosym mężczyzną. Kilka sprawnych cięć pozbawiło potwora jego języka, raniąc go i złoszcząc jeszcze bardziej.
- Jesteś szybka. Ale nie zbliżał do mnie tego żelastwa. - Loranir powiedział do X-23, po raz kolejny szykując się do ataku.
- Ognisty chłopcze. Uderz go jak najmocniej potrafisz. - krzyknął.
- Dobrze. - Ben odparł kierując obie dłonie na latającą żabę. Wystrzeliły z nich dwa strumienie ognia, a ciało elfa wytworzyło lodowy wicher. Płomienie zaczęły trawić skórę kreatury, podczas gdy przenikliwe zimno zamrażało jej błoniaste skrzydła. Potwór w ułamku sekundy zamienił się w kupę dymiącej i trzęsącej się masy.
- Och... chyba zaraz zwymiotuję. - Hope powiedziała patrząc z obrzydzeniem na pozostałości po wielkiej żabie.
- Nieźle nam poszło. To był strażnik? Nawet się za bardzo nie spociliśmy. - oznajmił Nicholas.
- Zbyt łatwo. Nie rozumiem co miało oznaczać wysłanie tego potwora. - Loranir był bardzo zdziwiony własnym zwycięstwem. Jego siostra zbliżyła się do Jessiki. Owena, która do tej pory nie odzywała się, także znalazła się przy czarnowłosej dziewczynie.
- Czy wyczuwasz coś stygmatyczko? - Lorella zapytała.
- Nie, nie miałam żadnej wizji. I nie nazywaj mnie tak. Mam na imię Jessica. - odparła mutantka.
- Może potwór niósł jakąś wiadomość? Musisz sprawdzić. Wiem, że dotykanie przedmiotów aktywuje twoje moce. - Lorella kontynuowała. Preview spojrzała na ohydną górę wnętrzności.
- Nie. Do tego mnie nie zmusicie. Już raz w tym tygodniu dotykałam trupa.
- Laura. Przynieś kawałek tego czegoś. - Owena zwróciła się do X-23.
- Ok. - Laura podeszła do zwłok, wysunęła z dłoni jeden z pazurów i odcięła kawałek mięsa. Owena szybkim ruchem go jej zabrała i włożyła w dłonie Jessiki.
- A teraz? - spytała.
Jessica milczała. Stała w miejscu zupełnie nieruchomo trzymając kurczowo kawałek mięsa. Zgromadzeni wokół niej ludzie przez chwilę cierpliwie oczekiwali na jej reakcję, ale po chwili zdecydowali się działać zauważając, że z ich koleżanką stało się coś niedobrego.
- Jessie? Jessica? Co z tobą? - Hope spytała patrząc w oczy przyjaciółki. Preview upuściła mięso na trawę, jednocześnie robiąc krok w kierunku pozostałych. Uśmiechnęła się szeroko, ale nie był to uśmiech dziewczyny, którą wszyscy znali.
- Jestem Matylda! Witam was wszystkich u wrót mojego ukochanego świata! Zorganizuję dla was wspaniałe polowanie! - powiedziała śmiejąc się.
- Zawładnęła nią wiedźma! - Lorella krzyknęła.
- Trzeba ją powstrzymać, zanim zacznie rzucać na nas czary! - Owena ścisnęła mocno miecz, przygotowując się na najgorsze. Laura, przeczuwając jej ruch, zagrodziła jej drogę wysuwając pazury. Była gotowa bronić koleżanki opanowanej przez złowrogą siłę.
- Ale to wy będziecie zwierzyną! - Jessica dodała wyglądając jakby wpadła w szaleńczy amok.
- Zostaw ją! - Hope opuściła ciało w formie projekcji astralnej i z ogromną prędkością ruszyła na Jessicę. Przeniknęła przez jej ciało, przerywając kontakt z czarownicą. W okolicy rozległ się krzyk. Wiedźma wrzeszczała przez gardło Jessiki, ponieważ nagła utrata kontroli nad dziewczyną bardzo ją zabolała. Jessica również nie wytrzymała tak dużego szoku. Nieprzytomna upadła na mokrą trawę. Owena znalazła się przy niej jako pierwsza i natychmiast zbadała jej oznaki życiowe.
- W porządku. Jest w szoku, ale żyje. - oznajmiła. Hope wróciła do swego ciała, klękła przy dziewczynie, mocno chwytając ją za dłonie.
- Jessica... No i co najlepszego zrobiliście! - krzyknęła na Owenę i Lorellę.
- Dzięki temu jesteśmy pewni, że wiadomość przyniesiona przez zmiennika nie była propagandą Mab, ale prawdą. - odezwał się Loranir.
- Dlatego zajmijcie się nią i jak najszybciej postawcie ją na nogi. Mamy mniej czasu niż przypuszczałem. - dodał.
- Czyli wiedzieliście, że coś takiego mogło się stać? - spytała Hope.
- Tak, to była jedna z wielu możliwych wersji wydarzeń. Ciesz się, że to już za nami. - Lorella odpowiedziała jej niechętnie.
- Mogło stać się coś gorszego?
- Lepiej żebyś nie wiedziała. - Młoda elfka bardzo szybko zakończyła rozmowę. Napięcie pomiędzy nią, a Trance zaczęło coraz bardziej narastać.
Megan Gwyn patrzyła na niezwykły krajobraz jaki przywitał ją po przekroczeniu granicy pomiędzy światem ziemskim, a magiczną krainą Wiecznego Zmierzchu. Trawa, drzewa, chmury i zabarwione wieczornym kolorem niebo były podobne do swoich odpowiedników z Ziemi, a jednocześnie bardzo się od nich różniły. Ich kolory były bardziej wyraźnie, żywe, uderzające w zmysł wzroku i pobudzające cały organizm do działania. Każde źdźbło trawy, każda gałązka i liść drzewa, każda kropla w chmurach przesuwających się po niebie zdawała się lśnić własnym odcieniem barwy, różniącym się od tysiąca sąsiadów. W okolicy panowała cisza, nawet wiatr poruszający drzewami i morzem łąk zdawał się jej nie zakłócać.
- Jest tutaj dokładnie tak samo jak wiele lat temu. - Ian oznajmił rozglądając się dookoła.
- Cudownie. Tu jest piękniej niż sobie to wyobrażałam. - Megan dodała. Kiedy poruszyła swoimi skrzydłami, spostrzegła że uniósł się z nich świecący pył. Dziewczyna pierwszy raz w życiu zobaczyła coś takiego, chociaż potrafiła doskonale posługiwać się zdolnościami jakie dawały jej skrzydła.
- Nie daj się zwieść pozorom. Pamiętaj o tym, przed czym cię ostrzegaliśmy. - Geralt wtrącił się.
- Wszyscy jesteśmy czujni. - odparła Shan. Mark podszedł do Pixie, delikatnie ją dotykając. Dziewczyna położyła mu głowę na ramieniu.
- Jak się cieszę, że jesteś przy mnie. - wyszeptała.
- Idealne miejsce na randkę, prawda? - Mark spytał patrząc jej w oczy. Próbował ją odwrócić i pocałować w usta, ale ona wyrwała mu się z objęć.
- Nie teraz. Mój ojciec na nas patrzy! - powiedziała oddalając się od młodego mutanta.
- Nie traćmy czasu. Przed nami daleka droga. - Will oznajmił ruszając przed siebie. Grupa szła wzdłuż łąk wydeptując nową ścieżkę na szlaku, którego nigdy wcześniej nie pokonał żaden inny mieszkaniec Ziemi, mijając miejsca nie widziane nawet przez trójkę przyjaciół podczas minionej wyprawy do królestwa Mab: ogromne łąki pełne różnokolorowych kwiatów zdających się obserwować z zaciekawieniem niecodziennych gości swojej krainy, strumieni z krystalicznie przejrzystą wodą na których dnie można było zobaczyć różnorodne kamienie szlachetne. Przemierzali ciemne lasy, gdzie jedynym światłem były unoszące się wszędzie dookoła maleńkie świecące iskry, zachowujące się tak jakby kierowała nimi jakaś wewnętrzna inteligencja. Po pokonaniu tunelu z połączonych ze sobą drzew, drużyna znalazła się na polanie, gdzie rosły kolorowe grzyby, większe od dorosłej osoby i na dodatek fosforyzujące w półmroku leśnym jakby były udekorowane neonami z wielkiej miejskiej metropolii.
- Co za miejsce! - odezwał się Mark.
- Dokładnie to miejsce podobało nam się najbardziej. - poinformował Ian. Geralt uśmiechnął się, a Will patrzył w zupełnie inną stronę, tak jakby wiedział, że w ciemności między drzewami coś się czaiło i śledziło każdy krok grupy.
W innym miejscu krainy, znajdował się wielki ogród pełen zielonych drzew, barwnych krzewów uformowanych w najbardziej fantazyjne kształty oraz niekończących się hektarów kwiatów. Pośród burzy płatków róż, unoszonych przez wiejący wiatr, stał złotowłosy mężczyzna. Był to ten sam elf-zabójca, który próbował zlikwidować Megan, gdy ta udała się na lotnisko i stoczył przegraną walkę z jej ukochanym. Moc młodego mutanta pozbawiła go dłoni, ale na jej miejscu pojawiła się proteza wykonana ze szczerego złota. Mężczyzna łapał za jej pomocą czerwone płatki wirujące wokół jego głowy. W pewnym momencie, do ogrodu weszła kobieta w długiej sukni, zielonych włosach i szpiczastych uszach. Elf pokłonił się jej i chwilę później zapytał:
- Czy przekroczyli już bramy naszej krainy, moja królowo?
- Tak, są tutaj wszyscy trzej oraz przyczyna wszystkich moich nieszczęść. - odparła kobieta.
- A czy jest z nią... ten przeuroczy młody człowiek, który mnie tak bardzo zranił?
- Tak... ludzie z Nowego Świata także odwiedzają mój świat.
- Czy mogę robić z nim wszystko co zapragnę? - złotowłosy pytał dalej.
- Tak. Możesz się zabawić jak nigdy przedtem.
Elf złapał kilka czerwonych płatków swą złotą ręką i przez chwilę rozkoszował się ich delikatnym, miłym zapachem.
- Uspokójcie się wszyscy! Nawet nie przekroczyliśmy bram Annwn, a już skaczemy sobie do gardeł! - Owena zdecydowała się wtrącić pomiędzy jej znajomych i młodych mutantów.
- Coś opanowało ciało Jessiki, a my mamy siedzieć spokojnie? Nigdy! - Hope przybrała pozycję obronną. Strach o życie przyjaciółki przerodził się w nienawiść do nowych sprzymierzeńców. Match i Wolfcub bardzo szybko do niej dołączyli.
- Od początku to wszystko mi się nie podobało. - powiedział Nicholas.
- Jaką mamy pewność, że oni wszyscy nie należą do tej samej grupy co tamtych dwóch? - dodał Ben.
- Przestańcie! Powinniśmy teraz myśleć tylko o tym jak pomóc Megan, a nie walczyć pomiędzy sobą! Czy nie widzicie, że wiedźma próbowała nas ze sobą skłócić? - Jessica krzyknęła w kierunku trójki młodych mutantów. Odzyskała przytomność i czuła się znacznie lepiej, ale nadal była bardzo słaba i dlatego Laura pomagała jej utrzymać pozycję wyprostowaną.
- Jessie? Powinnaś odpoczywać! - oznajmiła Hope.
- Czuję się lepiej i wiem, że mamy bardzo mało czasu. Kiedy stoimy tutaj i kłócimy się ze sobą, po drugiej stronie szykują się na powitanie Megan. Przez chwilę byłam połączona z umysłem czarownicy i widziałam świat jej oczami. Widziałam kogoś budującego jakąś dziwną maszynerię. Wcześniej zobaczyłam jej kawałki w mojej wizji. Widziałam na niej krew Megan! Hope, naprawdę nic mi się nie stało!
- Jak możesz im ufać? Znasz ich kilka godzin, może pół dnia... - Hope sprzeczała się z Preview.
- Nie ufam im. Ale są naszą jedyną szansą na dostanie się do tamtej krainy. Są naszą jedyną szansą na powstrzymanie tego co ma spotkać Megan. - Lorella i Loranir podeszli bliżej siebie i widząc, że Jessica skutecznie przekonywała swą przyjaciółkę do zmiany postawy wobec nich, postanowili pchnąć sprawy do przodu. Mężczyzna uniósł dłonie, a później zrobiła to także jego siostra. W jego dłoni pojawił się kryształ wyglądający jak płatek śniegu, a wokół palców dziewczyny zalśniła niebieska poświata. Woda jeziora odpowiedziała na ich zaklęcia, fosforyzując w takim samym kolorze jak dłonie młodej elfki.
- Co się dzieje?
- Co robicie? - zapytali jednocześnie Ben i Hope.
- Nie tracimy czasu na niepotrzebne gadanie tak jak wy. My lubimy działać. - odparła Lorella.
- Gotowe. - podsumował Loranir.
- Nie widzę tu żadnego przejścia! - zdziwił się Nicholas.
- Jeśli mi zaufacie i wejdziecie do jeziora, znajdziecie się po drugiej stronie. - poinformowała Lorella.
- Co takiego? Nigdy w życiu! - Wolfcub bardzo się zdenerwował.
- Jak chcecie. - Elfka odpowiedziała ze złością i ruszyła przed siebie. Podeszła do powierzchni jeziora i ostrożnie dotknęła jej stopą. Kiedy jej skóra zaburzyła idealnie płaską taflę wody, pojawiły się na niej fale mieniące się w kolorach błękitu. Dziewczyna, przekonana o istnieniu przejścia, zanurzyła się w jeziorze i bardzo szybko zniknęła z widoku pozostałych. Wkrótce dołączył do niej jej brat. Grupa Paragons pozostała na brzegu w towarzystwie Laury i Oweny. Blondynka schowała swój miecz do pochwy i także przygotowała się do przekroczenia magicznej bramy.
- Na co czekacie? - powiedziała do wahających się mutantów.
- Jeśli to zwykła woda to się co najwyżej jej nałykacie! Przecież tu nie jest nawet głęboko. - dziewczyna pobiegła w kierunku jeziora, znikając w nim podobnie jak jej przyjaciele kilka chwil wcześniej.
- Idziemy. - poinformowała Jessica. Ben przez chwilę milczał, po czym zwrócił się do pozostałych mutantów nie wiedzących co robić dalej.
- Idziemy. Megan nas potrzebuje. Mark i Shan także. - rozkazał stanowczo. Przekroczył granicę pomiędzy światami razem ze swą czarnowłosą przyjaciółką. Pozostali także zdecydowali się na wyprawę, wszyscy jeden po drugim zniknęli w ciemnym lustrze wody jeziora: Laura, później Hope, a na końcu także i Nicholas, który do ostatniej chwili nie mógł się przekonać do słuszności postępowania swoich przyjaciół.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.