Opowiadanie
Roniąc Pióra (Crisis Core: Final Fantasy VII)
Rozdział II – Stracona chwila
Autor: | Shadica1stClass |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Final Fantasy |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Komedia, Science-Fiction |
Uwagi: | Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2019-03-08 23:50:58 |
Aktualizowany: | 2019-03-08 23:50:58 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)
Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.
Rozdział II - Stracona chwila
Deszcz padał nieprzerwanie, kiedy Genesis ostrożnie podszedł do ukrytych drzwi. Odgarnął mokre liście i przymknął oczy. Jego wyostrzony słuch nie wyczuł nikogo, kto stałby za nimi czy w ich pobliżu. Nigdzie nie znalazł żadnego zabezpieczenia w postaci skanera siatkówki, co jeszcze bardziej zapewniło go, że wejście to było rzadko używane. Delikatnie przejechał dłonią po chłodnym metalu i skupiając się na materii sprawił, że lód przeniknął w głąb mechanizmu, czyniąc zamek łatwym do wyłamania. Owszem, on lub Angeal mogli po prostu przeciąć drzwi mieczem, ale hałas z pewnością zaalarmowałby strażników. Użycie materii było więc znacznie lepsze, a przy tym, wedle Genesisa, znacznie bardziej poetyckie.
Kiedy lód pokrył już cały zamek, obaj SOLDIER odczekali chwilę, po czym Angeal lekko pchnął drzwi, które bezproblemowo otworzyły się, nie czyniąc żadnego alarmu tylko… rozsypując się w pył. Zdumiony zajściem, Angeal spojrzał pytająco na Genesisa, a ten przywołał na twarz swój najbardziej czarujący uśmiech na znak, że wszystko było w pełni zaplanowane i chciał zobaczyć minę towarzysza. Widząc ją, wszedł do środka wyraźnie usatysfakcjonowany. Po sekundzie Angeal zrobił to samo, przysięgając sobie w duchu, że powie mu o rozdartych połach płaszcza. Niech ma za swoje.
Wewnątrz pierwszym, co rzuciło się obojgu w oczy był dziwny wygląd tunelu w jakim się znaleźli - za metalowymi drzwiami ktoś zbudował ogromne pomieszczenie z literą E na jednej ze ścian, z którego wychodziło pięć korytarzy. Gdzieniegdzie przez sufit przebiegały grube korzenie drzew, najwyraźniej zbyt twardych do usunięcia. Rzucane przez nie cienie wywierały dość ponure wrażenie.
Angeal czujnie rozejrzał się po najbliższej okolicy, jednak wszystkie korytarze wyglądały identycznie.
I niemal jednocześnie rozległ się głośny sygnał.
- UWAGA: WSZYSTKIE JEDNOSTKI Z OBSZARU E-20 MAJĄ SIĘ STAWIĆ NA SALI TRENINGOWEJ D-02. POWTARZAM...
Po chwili z jednego korytarza dobiegł ich odgłos kroków wielu ludzi. Sądząc po miarowym szczęku stali, najwyraźniej uzbrojonych. I tyle z nadziei na łut szczęścia.
Genesis zerknął na szczątki drzwi i gdyby nie był sobą, to z pewnością pożałowałby swojej chęci popisania się magią. Ale jako iż był sobą, wzruszył ramionami i wraz z przyjacielem cicho pobiegli pierwszym korytarzem, z którego nie słyszeli żadnego dudnienia butów. Choć Angeal nie powiedział tego głośno (ale miał taką ochotę), to rudowłosy wiedział co ten o nim myśli i co teraz muszą zrobić: znaleźć bezpieczne schronienie i od nowa obmyślić plan działania. Wciąż biegnąc zauważył wejście do szybu wentylacyjnego. Mając pewne przykre doświadczenia z tego typu kryjówkami, liczył że Angeal go nie spostrzeże i pobiegną dalej. Niestety, jak na złość towarzysz stanął, zdjął osłonę i niemal siłą wepchnął go do ciasnego szybu, po czym sam tam wszedł.
Wzbijając tumany kurzu i czując nieprzyjemny zaduch jaki panował w nieużywanym szybie, Genesis przez moment miał ochotę wyjść i mimo wszystko walczyć z każdym, kto się nawinie, ale to byłoby więcej niż lekkomyślnym posunięciem. Tak więc tkwił wraz z Angealem w niewygodnej ciasnocie i z wymuszonym spokojem czekał aż wszelkie odgłosy ucichną. Tymczasem czarnowłosy szepnął:
- Nie mogłeś się powstrzymać? Wyważenie zamka w zupełności by wystarczyło, a tak za jakieś góra 5 minut cała baza dowie się o intruzach i nasze zadanie jeszcze bardziej się skomplikuje.
- W porządku, bardzo przepraszam. Nikogo nie słyszałem, a kto mógł pomyśleć, że akurat w tym momencie wezwą ludzi na trening? Zresztą ShinRa dała nam tyle czasu na przygotowania, co kot napłakał.
- Nie mam ci tego za złe, ale musimy zmienić plan bez skontaktowania się z dowództwem.
- Udajesz Sephirotha? - zaryzykował żart rudowłosy.
Lecz Angeal nie odpowiedział. Podczas misji zawsze był śmiertelnie poważny, co znacznie upodabniało go do Sephirotha (Sephiroth często powtarzał Genesisowi, że powinien brać przykład z przyjaciela, ale nie spotykał się z aprobatą. Albo i spotykał, o ile można tak nazwać wywalony język). Teraz Angeal wyjął miecz i zmieniał mu materie w slotach. Nie był to Buster Sword, który starym zwyczajem wisiał mu na plecach, a zwykły miecz SOLDIER 2nd Class. Przyjaciel prawie nigdy nie używał Buster Sworda, bo bał się zniszczenia „dumy swej rodziny”. Genesis podejrzewał, że tak łatwo by do tego nie doszło, ale w tej sprawie Angeal zachowywał się gorzej od upartego osła. Jednak skoro tak niechętnie nim walczył, to po co w ogóle zabierał go na wszystkie misje? Przecież mógł spokojnie zostawić miecz w swoim pokoju w ShinRze bez obawy kradzieży, ponieważ rozzłoszczony Angeal w celu odzyskania „dumy” byłby zdolny do strasznych czynów, a po za tym miecz swoje ważył. Kiedyś Angeal pozwolił Genesisowi wziąć go do ręki i rudowłosy zdziwił się, czując taki ciężar i nie mogąc zrozumieć jak można wytrzymać z czymś takim na plecach. Jego Rapier był nieporównywalnie lżejszy (i o znacznie milszym dla oka wyglądzie i estetyce, ale Genesis nigdy nie powiedział tego głośno).
- Genesis, skup się. To poważna misja. - Łagodny, lecz stanowczy głos przyjaciela wyrwał go z zamyślenia. - Słyszałeś, co mówiłem, czy mam powtórzyć?
Coś tam słyszał.
- Mimo iż ten szyb wentylacyjny fatalnie na nas wpływa, brudząc włosy i ubrania wbrew naszej woli, musimy przejść nim do głównego pomieszczenia zwanego potocznie „centrum dowodzenia”. Problem jest prosty, bo żaden z nas nie ma bladego pojęcia, gdzie to się znajduje. Prawidłowo?
Odpowiedziało mu skinięcie głowy, dość niefortunne w tym miejscu, bo zmusiło Genesisa do wciągnięcia w płuca pewnej ilości pyłu. Spróbował zakasłać, ale źle obliczył wysokość szybu i w efekcie walnął się głowę. Angeal taktownie odczekał aż Genesis przestanie żalić się Bogini, po czym powiedział:
- I w trakcie szukania powinniśmy być… niewidoczni.
Jeśli Genesis mógł jeszcze bardziej mieć dosyć tej misji, to właśnie otrzymał kolejny ku temu powód. Zrozumiał bowiem, o co chodziło Angealowi.
- Nie, nie i jeszcze raz nie! Nie zostawię tu płaszcza! A jak ktoś go znajdzie i sobie weźmie? - Aż zadrżał na myśl o tym.
- Poświęć się dla dobra misji. Czerwień za bardzo rzuca się w oczy - przekonywał Angeal. - A zresztą kto normalny szukałby ubrań w szybie? Przepraszam - dodał szybko, widząc minę przyjaciela, w której kryła się groźba trwałego kalectwa.
Nie miał najmniejszej ochoty tego robić, ale musiał. Jęcząc, wijąc się i klnąc Genesis w końcu zdjął płaszcz. Złożył go starannie, chcąc już jak najszybciej skończyć tą przeklętą wyprawę. Obiecał sobie, że okulawi pierwszą osobę, jaka się mu nawinie. Chociaż, gdy spod płaszcza wyjrzała bardzo smukła sylwetka w czarnym pancerzu, to humor nieco mu się poprawił. Od dzieciństwa miał wzięcie u dziewczyn, gdyż w Banorze niewielu było tak przystojnych chłopców. Potem, gdy wraz z Angealem dołączyli do SOLDIER jego popularność nieco zmalała, bo nikt go znał i do tego pochodził z jakiejś zapyziałej wiochy. A że miejsce zamieszkania od zawsze miało spory wpływ na pozycję w grupie młodzieży... Jednak ogólna prezencja, zdolności oratorskie i odkryty talent magiczny szybko zrobiły swoje, więc ze wszystkimi pracownicami był na „ty”. Znaczy prawie wszystkimi, bo sprzątaczki bardzo niechętnie sprzątały sale treningowe po wyjściu Genesisa. A kto powiedział, że ogień nie osmala ścian, a lód nie obladza podłogi, czyniąc ją niemożliwą do użytkowania w wiadomym celu?
- Dobrze, płaszcz zdjęty, co teraz? - zapytał, chociaż doskonale znał już odpowiedź.
- Teraz trzeba się rozdzielić, bo ja w dalszej części tego szybu się nie zmieszczę, a ty jesteś znacznie szczuplejszy.
Genesis od zawsze lubił komplementy, ale i tak wolał się nie rozdzielać. Jednak zgodził się, dając sobie spokój z wywoływaniem kolejnej kłótni.
- A ty którędy pójdziesz?
- Górą. W pobliżu widziałem wejście do górnego szybu, a te są z reguły znacznie szersze. Ruszam. Powodzenia. - Wygramolił się i po chwili zniknął z pola widzenia rudowłosego.
Genesis założył miecz na plecy i rozpoczął czołganie w głąb tunelu, marząc o ciepłej kąpieli i wygodnym łóżku, które czeka na niego jakieś kilkaset kilometrów stąd.
Był zły. Bardzo zły. A wrogowie już niedługo odczują to na własnej skórze.
- Jasna cholera! - Dyrektor Lazard rzadko kiedy się złościł, ale jak już to na poważnie.
- C-co się stało, p-proszę p-pana? - Jego nowa sekretarka aż rozlała kawę ze strachu - Ojej! Przepraszam najmocniej! J-już to zmywam!
Dyrektor nie zwrócił najmniejszej uwagi na jej przeprosiny ani na spływającą z biurka gorącą kawę. Wstając z krzesła, zaczął nerwowo krążyć po swoim gabinecie. Nie chcąc przysparzać dalszego sprzątania pannie Nassi klął w myślach równo, jednocześnie próbując znaleźć wyjście z sytuacji. Nie dość, że dziesięć minut temu w Sektorze 6 wybuchła kolejna bomba, to dodatkowo zamachowcy napadli na posiadłość jakiejś tam arcyważnej osobistości i wzięli zakładników. I nie miał pod ręką żadnego SOLDIER 1st Class, bo jeden został wysłany do Wutai, a pozostała dwójka z misją zlikwidowania bazy tych terrorystów, którzy akurat dzisiaj postanowili zaatakować Midgar. Po raz kolejny słowa Prezydenta narobiły zamieszania. Westchnął. A dzień zapowiadał się tak spokojnie…
- Nie ścieraj teraz tej kawy, tylko prędko sprowadź mi Tsenga! - Sekretarka jak oparzona wyleciała z pokoju.
Odział 3rd Class już został wysłany na miejsce wybuchu, ale co z resztą? - rozmyślał gorączkowo. - Sephiroth dotrze tu zbyt późno, Rhapsodos i Hewley nie dają oznak życia…
Szybko podszedł do intercomu.
- Ross, wyślijcie oddział złożony z sześciu SOLDIER 2nd Class do Rezydencji Sir Gatana. Dokładnie poinformujcie ich o sytuacji i wyposażcie w materie ochrony 3 poziomu.
- Dobrze. Czy wysłać też tego nowego?
- Kogo?! Nie pytaj mnie, tylko ślij tam najlepszych SOLDIER!
- Tak jest!
Lazard, zrezygnowany, usiadł w miękkim fotelu i liczył, że jakoś to będzie.