Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Brave: Lady Genevieve

Rozdział III

Autor:Setsuna
Korekta:Teukros
Serie:Warhammer Fantasy
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Przygodowe, Romans
Uwagi:Przemoc
Dodany:2008-03-03 08:00:50
Aktualizowany:2008-03-03 00:12:09


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Minęły dwa lata. Chaos rozpoczął inwazję na niespotykaną dotąd skalę. Imperium zmobilizowało wszystkie swoje siły. Ja wstąpiłem do ochotniczego pułku jazdy Nuln. Dosłużyłem się dosyć szybko stopnia kapitana dzięki utarczkom, jakie jeszcze w Imperium mieliśmy ze zbójami i mutantami na drogach i w lasach. Kiedy dotarliśmy do Kislevu, by tam, na równinach stawić czoła nadciągającej potędze mrocznych bogów, byłem już dowódcą szwadronu.

Bitwa od początku była ciężka. Armie Chaosu były inne niż poprzednio. Zawsze były dzikie i nieokrzesane. Teraz walczyły karnie, dobrze dowodzone wykorzystywały wszystkie swe przewagi. Mimo bohaterskich szarż ciężkiej jazdy zakonnej, morderczego ognia imperialnej artylerii i bohaterskiego poświęcenia kislevskiej piechoty, fale wojowników Chaosu parły do przodu. Stada mutantów, zwierzoludzi i przedstawicieli normalnych ras, którzy zaprzedali się Chaosowi walczyły jak regularna armia. Wilczy jeźdźcy goblinów dokonywali szybkich i gwałtownych ataków na nasze szeregi. Szarże ciężkiej jazdy rozbijały się o linie czarnych orków. Sam widziałem jak sztandar zakonu Białego Wilka padł w błoto, gdy zginął ostatni z broniących go rycerzy. Jak strzelcy oddawali salwę za salwą, by w końcu chwycić arkebuzy za lufy i tłuc nimi jak maczugami nacierających skavenów. Jak zwarte linie piechoty cofały się pod naporem mas wrogów. Tylko przewaga, jaką dawały nam rozlokowane na wzgórzach ciężkie działa nie pozwalała nam jeszcze przegrać. Jednak moździerze nie mogły razić celów położonych blisko. Wtedy właśnie otrzymaliśmy ten rozkaz...

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Wiedziałem, że powinna odejść i zadbać o to, byśmy się już nie zobaczyli. Ale wtedy, na jej brudnej i zmęczonej twarzy zobaczyłem coś, czego bym się nie spodziewał. Łzę. Odwróciła się i skryła twarz w dłoniach.

- Jak mogłeś... - usłyszałem jak mówi przełykając łzy - Jak mogłeś mi to wtedy zrobić... Nigdy nikogo nie kochałam tak jak...

Wahałem się tylko chwilę. Podszedłem do niej i objąłem ją.

- Wtedy... - zacząłem - Teraz już tego nie zrobię.

- Panie Kapitanie - usłyszałem - Mamy rozkaz jechać na lewe skrzydło.

Wypuściłem ją z objęć. Mój zastępca, Hermann, wołał mnie.

- Wycofujecie się teraz na tyły - powiedziałem do niej. Nie chciałem jej opuszczać, ale miałem pod swoją komendą ludzi, którzy powierzyli mi życie - Po bitwie się spotkamy.

Wskoczyłem na konia i na czele przetrzebionego szwadronu pogalopowałem tam, gdzie czekała reszta pułku. Jadąc wzdłuż szeregów wojsk patrzyliśmy na bitwę. Wróg wciąż nacierał. Widać znów zaszła jakaś nagła potrzeba, gdyż głównie do tego celu używano lekkich chorągwi. Jednak gdy dotarliśmy z resztą pułku na lewe skrzydło, okazało się, że zebrał się tam kwiat konnicy naszej armii. Ciężka jazda zakonna. Pantery z cesarskiej gwardii. Łucznicy konni cara Kislevu. No i my.

Dowiedziałem się, że cesarz planuje kontratak, który pozwoli odebrać inicjatywę Chaosowi. W tym celu zebrano najprzedniejszą jazdę armii sprzymierzonych. Naszym celem było uderzyć tam, gdzie wojska Chaosu wydawały się najsłabsze, wbić się w nie i odciąć je od reszty zgrupowania. Wtedy miała nimi zająć się nasza piechota. Patrzyłem jak kolejno w szyku ustawiają się chorągwie. Lekka z Nuln miała być w ubezpieczeniu.

Wtedy zgrały trąby. Rycerze dobyli włóczni i rozpoczęła się największa szarża w dziejach Imperium. Ogłuszający huk tętentu tysięcy koni bojowych zagłuszył wszystko. Patrzyłem, jak ciężka jazda wbiła się w szeregi wroga. Gobliny, których było tam najwięcej nawet nie próbowały uciekać. Nie miały na to czasu. Jedyne co mogły robić, to ginąć. Kawalerzyści planowo wbili się szerokim klinem w szyki ich wojsk. Teraz nasza kolej. Zagrała sygnałówka naszego oddziału. Pułk w pełnej szybkości zerwał się do szarży. Uderzyliśmy na te gobliny, które próbowały zamknąć pierścień okrążenia za naszymi. Krew i szczątki goblińskiego truchła posypały się we wszystkie strony. Nasze miecze siały spustoszenie wśród wroga. Wszelkie próby ze strony zielonoskórych spełzły na niczym. Na gobliny, które uciekały, posypał się deszcz strzał ścigających ich kislevskich łuczników konnych. Pierwsza część operacji poszła wzorowo. Teraz do walki ruszyły stalowe szeregi lancknechtów. Równy mur stali najeżony ostrzami i lufami arkebuzów posuwał się powoli wybijając okrążone gobliny.

Nieprzyjaciel jednak nie spał. Po pierwszym szoku, jaki wywołał sam rozmach naszego ataku, natychmiast zorganizował kontrę. Ku nam ruszyły szeregi gigantów, do tej pory widocznie trzymane w rezerwie. Wielkie, niemal kamienne postacie kroczyły ku nam, miażdżąc nierzadko szeregi własnych wojsk. Pierwsza linia rycerstwa nie zdołała uniknąć wroga i został stratowana przez nadchodzących olbrzymów. Kiedy Kislevici dostrzegli zagrożenie zaczęli szyć ku wrogom strzałami. Jednak ich groty odbijały się od twardej skóry potworów. "W oczy !!!" - ktoś wrzasnął. Łucznicy błyskawicznie zrozumieli i deszcz strzał poleciał ku twarzom nieprzyjaciół. Ci tymczasem posuwali się ku nam. Ciężka jazda została zmuszona do odwrotu, i starała się wycofać nie rozjeżdżając własnych wojsk. To oczywiście spowalniało ją. Lancknechci rozeszli się na boki łamiąc szyk, chcąc w ten sposób umożliwić ciężkozbrojnym konnym bezpieczny odwrót. Z obu stron leciały ku nim strzały nieprzyjaciół. Artyleria nie mogła nam pomóc, gdyż mogłaby razić naszych ludzi. Lancknechci porzucili większość swego ciężkiego ekwipunku i walczyli jak zwykła piechota z zalewającymi ich masami goblinów. Giganty po zatrzymaniu naszej szarży wycofały się, nie chcąc iść dalej. Widocznie strzały kislevitów odpędziły ich skutecznie. Wróg jednak wygrał. Nasz kontratak został złamany. Ciężka jazda poniosła duże straty. Elitarna piechota Imperium - lancknechci, straciła swą zasadniczą wartość bojową. A wróg ciągle szedł do przodu. Do naszej chorągwi przygalopował posłaniec. Podjechał do pułkownika.

- Cesarz chce się wycofać. Macie szarżować, by zatrzymać na pewien czas wroga.

Nie widziałem jeszcze u mojego dowódcy takiego wyrazu twarzy. Poszarzała, a beznamiętne dotąd rysy wyrażały całkowitą rezygnację. Wyciągnął miecz i spokojnie dał rozkaz by szykować się do szarży. Prawdopodobnie ostatniej w życiu nas wszystkich.

Zebrałem mój szwadron i uszykowałem go w linię. Zostało mi około pięćdziesięciu ludzi. Pięćdziesięciu z osiemdziesięciu. Wyjechałem przed nich.

- Uwaga! Za chwilę ruszamy do szarży. Niech żyje cesarz! Niech żyje Imperium!

Z tym okrzykiem cały pułk zerwał się do szarży. Szarżowaliśmy jak wściekli. Szeroką ławą natarliśmy na wroga i uderzyliśmy w jego pierwsze linie. Chyba tylko nasza wściekłość sprawiła, że gobliny rzuciły się do ucieczki. Siekłem we wszystkie strony. Obok mnie moi ludzie, którzy podobnie jak ja walczyli bez opamiętania. Nasze ciuchy, pancerze, konie wszystko było skąpane w zielonej posoce. Powoli zapadał zmierzch. Nie słyszałem już artylerii. Chciałem się odwrócić i zobaczyć, czy całe lewe skrzydło wycofało się, ale wiedziałem, że nie mogę. Tarcza pękła już jakiś czas temu i wiedziałem, ze moje lewe ramię jest łatwym celem. Pancerz nosiłem tylko na prawym. Wtedy przeraźliwy kwik uświadomił mi, że oto mój koń został ranny, może śmiertelnie. Już szykowałem się na śmierć, kiedy obok mnie znalazł się jeden z moich ludzi, który podał mi dłoń i pomógł wsiąść na swego konia. Obejrzałem się do tyłu. Szeregi wojsk Imperialnych wycofały się już bezpiecznie daleko.

- Trąb na odwrót! - krzyknąłem do jadącego koło nas trębacza pułku.

Nie byłem dowódcą pułku, ale wiedziałem, że czas już by się wycofać.

Rozległ się głos trąbki sygnalizujący odwrót. Wszyscy, którzy przeżyli, zawrócili swe konie i ruszyli ku oddalonym liniom wojsk. Nie byliśmy daleko, kiedy spadł na nas deszcz strzał. Koń, na którym jechałem został ubity i wraz z jeźdźcem spadliśmy na ziemię. Po uderzeniu o ziemię z trudem podniosłem się. Ku nam nadjeżdżali wilczy jeźdźcy goblinów. Sięgnąłem po miecz. "Tanio skóry nie sprzedam" - pomyślałem i stanąłem obok padłego konia. Kiedy obok przegalopował pierwszy goblin ciąłem potężnie odrąbując jego bestii głowę. Wilk przewrócił się, a goblin poleciał do przodu łamiąc sobie kark. Podniosłem miecz zabitego jeźdźca i cisnąłem nim w pierś kolejnego goblina. Ostrze wbiło się dokładnie w serce i goblin padł na miejscu. Ku mnie ruszyło troje kolejnych. "No to koniec" - pomyślałem. Jednak nagle rozległ się huk i gobliny spadły z wilków, zaś te rzuciły się do ucieczki. Obejrzałem się. Ku nam galopowała grupa Panter - elitarnej jazdy Imperium. Osłonili nas i umożliwili odwrót za linię wojsk. Zapadł zmierzch.

Bitwa była przegrana. Wykrwawiły się najlepsze oddziały wojsk imperialnych. Straty w piechocie były ogromne. Gdy ze wzgórza spoglądałem na posuwające się szeregi wojsk, byłem przerażony, pamiętając jak dużo większe były, kiedy tu szły. Kislev stracił wiele spośród swych lekkich chorągwi, które podobnie jak moja osłaniały odwrót wojsk. Z czterystu ludzi w moim pułku zostało około stu. Niektóre oddziały zostały wybite co do człowieka. Jednak dopiero patrząc na pole bitwy można było uświadomić sobie rozmiary klęski. Choć na jednego zabitego człowieka przypadało dziesięciu zabitych wrogów, to Chaos nie został zatrzymany, a straty powetuje sobie ożywiając zabitych ściągając posiłki. Nie było czasu by pochować poległych, a nawet aby spalić zwłoki. Teraz jechałem obok resztek mojego pułku. Jechaliśmy po dwóch na każdym koniu, niektórzy szli pieszo. Teraz ja byłem dowódcą, bo pułkownik zginął, zginęli zastępcy. Na wszystkich twarzach malował się strach i niepewność. "Co teraz?" - to pytanie nurtowało wszystkich. Ja zastanawiałem się, co się stało z Genevieve. Czy przeżyła? Czy zginęła w walce? Bacznie przyglądałem się mijanym kolumnom piechoty. Wszystkich pytałem o reiklandczyków, jednak każda odpowiedź w rodzaju "Nie wiem" czy "Podobno wszyscy zginęli" podkopywały moją pewność, że spotkam ją jeszcze żywą.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.