Opowiadanie
Days of Destroyer
XXVII. Wszystko jest możliwe pod warunkiem, że nie wiesz, o czym mówisz.
Autor: | Socki |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy |
Uwagi: | Fusion |
Dodany: | 2010-04-15 08:00:12 |
Aktualizowany: | 2010-03-21 18:04:12 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.
A ja obnoszę swoją skargę
Ciężką jak baba damasceńska
Dałem ci serce nazbyt nagie
Tym więcej boli teraz klęska
Guillaume Apollinaire Piosenka niekochanego tom: Alkohole
Jeden kamyczek. Drugi kamyczek. Trzeci kamyczek.
Wiele kamyczków...
...i parę kamieni...
Głazy.
Lawina...i....
....i....krzyk:
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
ŁUP!!!
- Goury!!! Ty amebo!!!
- Ale Lina...
- Zabiję cię!!! Fireee…
- Nie rób tego, Lina!!! Błagam!
- …Baall!!!- Wrzasnęła rozjuszona czarownica i wysłała w stronę szermierza ogromną kulę ognia. ŁUP!!! Kolejna lawina kamieni spadła na podróżników( z tą pierwszą to oni spadli) i
- Mówiłem, żebyś tego nie robiła.
- Mógłbyś, już nie myśleć?-
- Ale Lin...AŁ!- Na głowę szermierza spadł sporych rozmiarów kamień. Goury padł jak długi na ziemię i tam też pozostał wyglądając zupełnie jak nieżywy. Lina pochyliła się nad blondasem.
- Goury?- Szturchnęła zezwłoczonego zezwłoka.
- Goury, nic ci nie jest?- Powtórzyła pytanie jednak nie otrzymała żadnej odpowiedzi.
Nic, zero reakcji. Czarownica delikatnie potrząsnęła nieprzytomnym towarzyszem.
- Goury, nie wygłupiaj się. - Jęknęła, ale ponownie, nic to nie dało. Lina zerwała się na równe nogi.
- Bogowie zabiłam go!!! Znaczy nie ja, to ten kamień!!! To było nie chcący,(ale z premedytacją). Przepraszam cię Goury!!!- Krzyknęła mając dziwne przeczucie, że jej przeprosiny niewiele pomogą zmarłemu przyjacielowi.
Lina była tak przejęta SWOIM nieszczęściem, że nie zauważyła jak szermierz powoli siada i patrzy na nią oszołomionym wzrokiem.
- Lina. Lina! Nic mi się nie stało...- Jęknął i potarł głowę. Czarownica rzuciła się w jego kierunku.
- O Bogowie jak ty mnie przestraszyłeś!- Krzyknęła w ostatniej chwili powstrzymując się przed rzuceniem się mu na szyję. Szermierz ponownie potarł czoło.
- Masz coś na ból głowy?- Zapytał z niepocieszoną miną.
- Ciesz się, że nie uszkodziłeś nic ważnego.- Mruknęła Lina. - Ile widzisz palców?- Podsunęła pod nos blondyna trzy palce.
- Lina, ja wiem, że wykazujesz tendencje do zachowań histeryczno nerwowych, ale proszę cię, daj spokój. Nic mi się nie stało.- Powiedziała odsuwając jej dłoń i podnosząc się z ziemi. Zręcznym ruchem otrzepał spodnie.
- Jesteś pewien?- Mruknęła lekko zbita z tropu, czarownica.
- Wiesz, jestem świadom wypowiedzianych przeze mnie słów.
- Goury, ale jesteś pewien, ze nic ci nie jest?
- Proszę cię Lino. Nie mamy czasu na nudne rozmowy. Musimy ruszać..- Powiedział, po czym zadarł głowę i spojrzał w niebo.
- Za jakieś trzy do czterech godzin, możemy liczyć na opady atmosferyczne. Świadczą o tym chmury zbierające na północy.
- Goury, co ty powiedziałeś?- Wypaliła zaskoczona Lina.
- Że zbiera się na deszcz.
- Wiem, co to opady atmosferyczne!!!
- To, dlaczego pytasz?
- B-bo bo...- Zaczęła jąkać
- No wyduś to wreszcie z siebie.- Ponaglił ją.
- Goury ty gadasz z sensem.- Stwierdziła przerażona czarownica.
Tak jak przypuszczała Lina. Nie było dobrze. Wcale nie było dobrze. Wręcz przeciwnie… było źle.
Kamienie, które spadły na głowę Gourego musiały mu poprzestawiać te i inne rzeczy w jego głowie. Zresztą, nie ważne, co zrobiły kamienie. Ważne, że Goury był mądry.
Teoretycznie Lina powinna się z tego cieszyć...a jednak jakoś nie dawało jej to spokoju.
Jednak dosyć irytującym jest fakt, że ktoś, kto jeszcze przed chwilą reprezentował obraz nędzy, głupoty i urzeczywistnienie obaw wszystkich genetyków i zwolenników różnych teorii postępu, jest teraz mądrzejszy od niej.
Tak, naprawdę Lina gotowała się z wściekłości. A Goury wcale nie chciał uciszyć swojej mądrości, która to Linę tak irytowała..
- A po za tym…- Kontynuował z miną pt. „Wiem wszystko”
- GOURY zamknij się, bo trzepnę cię FIREBALLEM.- Linie w końcu puściły nerwy i wydarła się na przemądrzałego szermierza.
- Powinnaś uważać Lino. Ten twój Fireball to zaklęcie zjawiska chaosu deterministycznego, tj. wielkiej wrażliwości zachowania układów nieliniowych na małe zmiany warunków początkowych. - Oświadczył niczym nie zrażony szermierz.
- Goury, co ty chrzanisz, co?!
- Chaos deterministyczny to w matematyce i fizyce i magii, własność równań lub układów równań, polegająca na dużej wrażliwości rozwiązań na dowolnie małe zaburzenie parametrów. Dotyczy to zwykle nieliniowych równań różniczkowych i różnicowych, opisujących układy dynamiczne. Jeśli takie równanie opisuje zmiany jakiegoś układu w czasie, to niewielkie zaburzenie warunków początkowych powoduje rosnące wykładniczo z czasem zmiany w zachowaniu układu, dlatego też fireball w czasie tworzenia nie rozrywa ci rąk. Popularnie nazywane jest to efektem motyla - znikoma różnica na jakimś etapie może po dłuższym czasie urosnąć do dowolnie dużych rozmiarów. Powoduje to, że mimo że model jest deterministyczny, w dłuższej skali czasowej wydaje się zachowywać w sposób losowy. Zachowanie takie można zaobserwować w wielu zjawiskach fizycznych oraz magicznych, między innymi w zmianach pogody, oscylujących reakcjach chemicznych, zachowaniu niektórych obwodów elektrycznych i ruchu ciał oddziałujących grawitacyjnie, rzucaniu magii chaosu lub też posadzeniu ciebie przy stole.
- Nigdy nie patrzyłam na to z tej strony-zamyśliła się na chwilę Lina- ZARAZ! Co miało znaczyć to ze mną i jedzeniem?!
- Spójrzmy prawdzie w oczy Lino…- Zaczął ze stoickim spokojem Goury
- W NIC NIE BĘDĘ SPOGLĄDAĆ!- Wrzasnęła.
- Lino jesteś choleryczką. Może masz problemy z tarczyca, jesteś taka chuda, i wybacz, że to powiem płaska.
- Nie wybaczę!!!- Ponownie krzyknęła i zaczęła poprawiać pelerynę, przygotowując się do rzucenia, Fireballa. - Ty meduzo ty! Ty, przemądrzała ropucho!!!
- Skończmy tą wojnę na obelgi, bo...- Przerwał jej Goury, ale Lina nie dawała się zakrzyczeć
- Sam zacząłeś!!!!
- Bo dochodzimy do Ravenshore. - Dokończył wskazując na drogę.
- Co?- Zapytała tępo Lina. Goury obrócił ją o 180 stopni i wskazał palcem na miasteczko położone w dole. Nad budynkami domów unosił się gęsty dym.
- Chyba ich zaatakowano.-Mruknęła wiedźma.
- No, co ty nie powiesz?
- Goury?
- Tak?
- Mógłbyś zabrać ręce z moich ramion, ty…ty…-Zawahała się w poszukiwaniu odpowiedniej obelgi, która nie godziłaby w inteligencję szermierza(te chwilowo nie pasowały)
- Lino, czy ty nie potrafisz być grzeczna?
- Nie.- Nadąsała się czarownica. Goury wzruszył ramionami i nagle bez żadnego pytania o zdanie przerzucił wiedźmę przez ramię.
- Hola Goury!!! Co ty wyprawiasz!?- Krzyknęła Lina waląc pięściami o plecy szermierza.
- Musimy zobaczyć, co się stało, a ty cały czas o coś się wściekasz i skutecznie uniemożliwiasz podróż. - Wyjaśnił.
- Dziwi cię to.
- Szszzz..
Chcąc nie chcąc, Lina całą drogę w dół spędziła na byciu przewieszoną przez ramię Gourego. W myślach przezywała go genialnym idiotą. Musiała to zrobić, bo chociaż jej przyjaciel nie miał w sobie teraz nic z idioty to ona wciąż wolała o nim myśleć w taki właśnie sposób.
- Już wolałam cię jako durnia.- Fuknęła, kiedy Goury po raz kolejny odmówił postawienia jej na ziemię, argumentując to jej niezwykle uciążliwym charakterem i skłonnością wpędzania ich w kłopoty.
- Co ty opowiadasz?- Zdziwił się chłopak.
- Byłeś kiedyś, idiotą, wiesz?
- Żartujesz?
- Nie...
- Nap....- Nie dokończyła, bo Goury postawił jej na ziemi i wskazał głową w kierunku, w którym zmierzali. Lina odwróciła się i widok, który ujrzała sprawił, że serce w niej zamarło. Zakryła dłonią usta na wypadek gdyby miała krzyknąć ze strachu widząc tlące się zgliszcza, niegdyś wielkiego miasta.
- K kto mógł zrobić coś takiego?- Wyszeptała czarownica.
- Chyba mazoku. Spójrz. - Goury roztarł w palcach odrobinę prochu.- Albo…- Zawahał się.
- Albo?- Powtórzyła Lina, ale nie otrzymała odpowiedzi.
- Musimy tam wejść. - Oświadczył szermierz i położył rękę na ramieniu Liny. Czarownica z niezadowoleniem stwierdziła, że znowu zaczyna zachowywać się jak jej opiekun.
- Ale…to niebezpieczne.- Wydukała.
- Lino, to miasto już zostało zniszczone. A omijając je zdradzimy wrogom naszą pozycję.- Wyjaśnił i wciąż trzymając rękę na jej ramieniu popchnął ją lekko do przodu. Lina nabrała głęboko powietrza w płuca i zacisnąwszy dłonie w pięści ruszyła do przodu. W ten sposób przekroczyli zrujnowane bramy miasta. Gdy tylko je minęli uderzyła ich woń palonego mięsa i włosów, duszący zapach, który wywracał wnętrzności na drugą stronę i sprawiał, że w oczach wstawały łzy. Ziemia, po której stąpali już dawno sczerniała od krwi, leniwie wyciekającej z ciał, których nikt nie uprzątnął. Tam gdzie był bruk, krew nie wsiąkła w ziemie i tworzyła czerwono- brunatne kałuże.
- Kto mógł zrobić coś tak potwornego?- Zapytała Lina przyciskając się do Gourego. Nie otrzymała odpowiedzi, jej przyjaciel szedł w milczeniu wciąż kierując się ku środkowej części miasta. Lina starała się nie rozglądać, ale ciężko jej było nie widzieć, niektórych nieszczęśników wyrzuconych przez okna, niektórych ponabijanych na belki a jeszcze innych spalonych. W mieście pojawiły się już kruki i psy ciągające martwe ciała po zakrwawionych ulicach. Przerażającą ciszę przerywało tylko trzeszczenie zawalających się stropów i wycie psów. Ogień już dawno wygasł pozostawiając osmalone szczątki niegdyś tak bogatego i wielkiego miasta.
- Co tu się stało?- Powtórzyła się Lina.
- Nie to jest najważniejszym problemem. To miasto jest opustoszałe. - Powiedział, bardziej do siebie niż do niej, Goury.
- No jasne. Ktoś je zaatakował.
- Chodzi o to, że brakuje tu trupów.
- Jeszcze ci brakuje trupów!?- Prychnęła Lina- Nie wystarczą ci te dookoła.
- Mówię, że jest za mało zwłok jak na tak liczne miasto.- Wyjaśnił szermierz.
- Myślisz, że wiedzieli o ataku?- Zapytała czarownica, ale szermierz pokręcił głową.
- Niemożliwe…za dużo krwi.
- Coś kombinujesz.- Powiedziała czarownica i wtedy usłyszeli łoskot. Goury szybko wyciągnął miecz a Lina przygotowała się do rzucenia zaklęcia. Jak duże było ich zdziwienie, kiedy w oddali ujrzeli postać małego chłopca, który szedł w ich stronę chwiejnym krokiem.. Gdy był już tylko parę metrów od nich zachwiał się i upadł. Goury i Lina szybko do niego podbiegli, w obawie, że i to dziecko może być ranne.
- Teraz jest tak cicho.- Wymamrotał chłopiec, gdy szermierz pomógł mu wstać.
- Oni, przyszli z mroku, jak plaga. Ich pazury i kły rozszarpały wszystkich…- Powiedział patrząc na nich zdumionymi oczami.- Wszystkich oprócz mnie. Mnie nie mogli rozszarpać.
- Jak wyglądali?- Zapytał szybko Goury. Chłopiec zatrząsł się ze strachu, ale odpowiedział.
- Tylko ślepia, mieli straszne ślepia. Ale pełzali po ścianach…jak cienie…jakby nie mieli ciała. - Wydukał. Lina i Goury spojrzeli na siebie z przerażeniem.
- Nie kłamały?- Wydukała czarownica.
- Widocznie Śmierć, którą spotkaliśmy rzeczywiście spuściła swoje psy z łańcucha.- Powiedział podnosząc się z ziemi i chowając miecz.- Cienie, łowcy dusz. Tylko, dlaczego? - Zapytał
- Przecież sama powiedziała. Nudziło jej się.- Prychnęła Lina.- Ona jest nienormalna.
- Najprawdopodobniej. Ale zamiast o tym rozprawiać powinniśmy ruszać zanim będzie za późno. - Oświadczył Goury i spojrzał na czerwieniejący horyzont po stronie zachodu.
Przez jakiś czas szli w kompletnej ciszy, jednak przed ostatnim zakrętem chłopiec zaczął panikować i błagać ich, aby tam nie szli. Zignorowali go a gdy tylko wyszli zza rogu, zrozumieli, co tak przeraziło malca. Główny rynek był miejscem rzeźni, która spotkała mieszkańców Ravenshore. Teraz już wiedzieli gdzie podziała się reszta ludzi. Ich ciała poukładana równo na głównym rynku jak jakieś ciekawe eksponaty. Odór krwi był nie do zniesienia, ale i tak nikt z całej trójki nie odważył się poruszyć choćby o centymetr. Gdzieś z oddali usłyszeli skrzypienie. To jakiś biedak stał i cały czas kręcił kołowrotem od studni powtarzając „dobra woda”.
- Zwariował.- Powiedział cicho Goury.
- Słońce zachodzi.- Zauważyła Lina spoglądając w stronę horyzontu.
- No i…?- Szermierz zbagatelizował tą informację.
- Nawet człowiek o czystym sercu, który w nocy zmawia modlitwy, może uciec śmierci, gdy klątwa kwitnie w blasku księżyca. Albo tonąc we własnej krwi, kiedy Słońce zachodzi a jego ciało obumiera.-Wyrecytowała.
- Uciec śmierci? - Zapytał szermierz
- Jego dusza pozostaje w krainie umarłych, ale ciało należy do mniejszych bóstw Śmierci, takich jak cienie. Ale musi być spełniony jeden z warunków, albo trzeba rzucić klątwę w pełnię księżyca, albo zwłoki muszą leżeć we własnej krwi. - Wyjaśniła Lina.
- To jakiś zabobon!- Oburzył się Goury.
- Sam jesteś zabobon! To pradawna magia!
- To nie możliwe!
- Goury, od pół roku podróżowaliśmy razem z demonem i smokiem, szukamy odpowiedzi, której nikt nie zna, a przedwczoraj spotkaliśmy Śmierć! Co mam jeszcze zrobić żebyś uwierzył? Mam ją zmusić, żeby ugryzła cię w tyłek? - Krzyknęła Lina wymachując przy tym bezradnie rękami. Goury zamyślił się.
- W blasku księżyca, mówisz. -Spojrzał na niebo.- Mamy jeszcze czas.
- Lub we własnej krwi tonąc o zachodzie słońca...- Mruknęła Lina wskazując kciukiem na zachodzące Słońce.
- Cóż…- Zamyślił się Goury.- W takiej sytuacji pozostaje nam jedno wyjście. Do KATEDRY!!! - Ryknął i rzucili się w stronę świątyni. Byli już w połowie drogi, cel ich podróży był coraz bliżej, gdy nagle pojawiły się przednimi cienie. Tak jak opisał to chłopiec, wyglądały jak normalne cienie, jakiś potępionych bestii i jedynie świecące oczy świadczyły o tym, że istnieją.
- Świetnie!- Krzyknęła Lina.- A Xellosa i Filii nie ma!
- Nie martw się gorzej być nie może.- Mruknął Goury przypatrując się niemym szyderstwom wrogów. I wtedy za ich plecami rozległ się ostry śmiech.
- Jesteś tego pewien?- Zapytała wiedźma. Ich oczom ukazały się cztery sylwetki, sunące w ich stronę.
- No, nie a wy, czego tutaj?!- Krzyknął Goury na widok czterech jeźdźców, którzy wyłonili się zza rogu.
- Stęskniliście się?- Zapytał jeździec Śmierci poprawiając swój płaszcz.
- Nie bardzo. Nie mów, że po twojej ostatniej porażce szefowa dalej ci ufa?- Zapytała Lina podpierając ręce na biodrach. Szczerze mówiąc liczyła na godniejszego wroga.
- Szefowa miała parę ważniejszych spraw na głowie, więc dziś wami zajmuję się ja. Jako, że muszę dbać o wizerunek przygotowałem wam niespodziankę. - Wyjaśnił.
- Wizerunek? Jaki wizerunek…idź znajdź sobie jakiś wizerunek to wtedy pogadamy? - Parsknął Goury patrząc z politowaniem na jeźdźca Śmierci.
- Właśnie! Szkoda, że nie pomyślałeś o tym wcześniej. Zanim przypięto ci łatkę idioty.- Zawtórowała mu Lina.
- Zachowujecie się jakbyście byli na mnie za coś źli.- Obraził się jeździec.
- No, co ty? Może, dlatego, że zabiliście całe miasto!- Wrzasnął, Goury.
- No i po co te nerwy? Przecież zwrócimy im życie, prawda Elizo!? Tobie i innym. - Zawołał jeździec i przytulił trupa kobiety, którego trzymał pod ręką. - Poczekaj jeszcze tylko...- Wymruczał, gdy słońce zachodziło za murami miasta.- Chwilę.
W tym momencie uszu Gourego i Liny dobiegły ciche jęki. Na dziedzińcu pojawiło się dziewięć jaśniejących kręgów, które z każdą chwilą promieniowały coraz mocniejszym światłem.
- Chodźcie moje dzieci! Chodźcie!!! Lina Inverse chce żebyście żyli!!! A więc żyjcie!!! - Krzyknął jeździec. Nagle z cienia wyłoniła się Wojna i stanęła tuż obok kumpla.
- I zabijajcie.- Dodał zacierając ręce.
- No nie, jeszcze ciebie brakowało!- Krzyknęła Lina. - Przestańcie się popisywać, bo poczęstuję was odpowiednim zaklęciem!
Śmierdzące trupy poruszały się niepewnie, ślizgając na bruku mokrym od krwi. Niektórzy gubili swoje narządy wewnętrzne, ale dzielnie maszerowali w stronę dwójki przyjaciół i dziecka. Cała trójka cofnęła się niepewnie. Nie mieli, dokąd uciekać, a Śmierć doskonale o tym wiedział.
- I tak się kończy twoja historia, Lino Inverse. Jak to mówią: vivre le jour le jour( fr. żyje się chwilą) - Jeździec złożył dworski ukłon i zaczął/a się wycofywać.
- A chodźcie do mnie!- Wrzasnęła Lina poprawiając rękawiczki.- Moc brzasku i zmroku pochowana w purpurowym krwi strumienia czasu, na twą potęgę ślubuję pokonać wszystkich wrogów…- Zaczęła inkantację kuli smoka. Jednak nie zdążyła jej do kończyć, ponieważ Goury chwycił ją za ręce i krzyknął:
- Zwariowałaś? Zdradzisz naszą pozycję!-
- W dupie to mam!- Krzyknęła czarownica wyrywając się szermierzowi.- Mam dosyć tego śmierdzącego skisłymi jagodami idioty!
- Sama śmierdzisz jagodami ty ruda decho! - Odkrzyknął piskliwym głosem jeździec.
- Lina błagam zignoruj idiotę, bo nie zauważą różnicy.- Jęknął Goury starając się utrzymać wyrywającą się wiedźmę.
- Akurat ty nie powinieneś tego mówić!- Krzyknęła wściekła.
- Bogowie chcieli hecy, z tyłu plecy z przodu plecy! - Ciągnęła Śmierć
- No nie. Przegiąłeś! Tyś, który ciemniejszy niźli mrok; Tyś, który głębszy niźli noc;
Tyś, który pływa, któryś Morzem Chaosu; Złoty Królu ciemności…
- Lina zamknij się! Ryknął Goury próbując zatkać jej usta dłonią, ale wiedźma go ugryzła.
- Tu oddaję Ci cześć; tu oddaję się Tobie!!!
- Zwiewaj idioto, bo wysadzi nas wszystkich w powietrze!- Krzyknął szermierz w stronę jeźdźca, który chyba zorientował się, że sprawa nie wygląda najlepiej. Cofnął się o parę kroków, rozglądając się nerwowo.
- ZJEŻDŻAJ!!!- Ryknął Goury. O dziwo, jeźdźcy posłuchali go. Nie wiadomo czy to ze strachu przed zaklęciem, czy może, dlatego, że martwi mieszkańcy Ravenshore właśnie zorientowali się, że są głodni. W każdym razie, zniknęli. A Lina na szczęście przestała recytować zaklęcia mogące wysadzić w powietrze cały łańcuch górski.
- Słyszałeś, co powiedział? - Krzyknęła oburzona. Goury już nie chciał jej mówić, że podziela zdanie jeźdźcy, dlatego wskazał tylko na coś za jej plecami.
- Myślę, że w chwili obecnej mamy poważniejsze problemy.- Powiedział i wskazał na stado żyjących trupów idących w ich stronę.
- Orz w mordę!!!- Wypaliła czarownica. Obrócili się za siebie. Za nimi cienie, przed nimi trupy. Sytuacja była, co tu ukrywać, beznadziejna i beznadziejnie śmierdząca zarazem. Nagle pierś Liny, zaczęła świecić jasnym światłem.
- Lina twoje piersi...-Zauważył Goury wskazując palcem na jej klatkę piersiową.
- Co z nimi, jeżeli chcesz zno...- Zaczęła czarownica i spojrzała w dół. Sięgnęła za tunikę.
- To nie moje piersi świecą, Goury, to Oko Cyklonu, ten od matki wiatrów.
- Skra, co w mrokach płonie.- Przypomniał kawałek dziwnej przypowieści, którą usłyszeli od wiatrów na pożegnanie. Lina wygrzebała kamyk spod koszulki i potrząsnęła nim. Zaświecił jasnym światłem, przypominającym słoneczne.
- Rozproszy cienie, ale…trzeba to wzmocnić.- Powiedziała wiedźma unosząc go do góry.
- Eversionis...- Rozkazała powtórzyła i potrząsnęła kamyczkiem jednak na nic się to nie zdało.
- Lina, co jest!- Krzyknął, Goury starając się znaleźć jak najdalej od wilków i trupów.
- To przez tą Shinigami! Kazała mi go rozłupać!- Krzyknęła-Co za paszkwil! Już po nas!
- Miecz!-
- Co?!
- Lina Ostateczność jest wykuta przez bogów, zadziała jak miecz światła!!! Bierz go! - Szermierz rzucił rudej swoją broń. Dziewczyna już miała go złapać, lecz wtedy rączka miecza trafiła Linę w czoło.
- Dzięki- Mruknęła i chwyciła dwiema rękami broń, po czym stanęła przed zombie. Wyciągnęła kryształ-który był dosyć nie poręczną bronią, ale za to jedyną, jaką w tej chwili mieli i przycisnęła go do miecza.
- "Panie Koszmarów i Czterech Światów, wzywam cię, udziel mi wszelkiej mocy, jaką posiadasz!" - Wokół czarownicy zerwał się jasny porywisty wiatr. Kryształ Videretów promieniował oślepiającym światłem. Lina zerknęła za siebie.
- Szybciej, szybciej...-Mruczała. Gdy klinga miecza zalśniła jasnym światłem, wiedźma zaczęła recytować zaklęcie:
- Prawda i Sprawiedliwość, a z małej kłamstwo i krzywda.
On ponad to, co jest, wynosi, co być powinno,
Nieprzyjaciel rozpaczy, przyjaciel nadziei. On z plugawego zgiełku dręczonych wyrazów
Ocala zdania surowe i jasne.
On mówi nam, że wszystko jest ciągle nowe pod słońcem,
Otwiera dłoń zakrzepłą tego, co już było- Z każdym słowem Liny klinga miecza bardziej przypominała promień światła.
- Sławna będzie ich przyjaźń, ich czas nie ma granic.
Ich wrogowie wydali siebie na zniszczenie!!!- Krzyknęła. Słup jasnego światła otoczył miecz i skupił się wokół ostrza. Wiedźma uśmiechnęła się przewrotnie i zwróciła się w stronę cieni zastępujących im przejście do katedry.
- Witaj szczęściarzu.- Szepnęła. I rozcięła ciało pierwszego cienia na pół. Reszta cofnęła się, zachowując się zgodnie z jakimiś resztkami instynktu samozachowawczego. Jednak zombie nie posiadały tej cudownej cechy i dalej szły w stronę trójki żywych. Lina rzuciła się przed siebie tnąc zwłoki. Mimo iż broń sprawdzała się wspaniale, czarownica czuła jak zaklęcie pochłania jej moc.
- LINA! Do katedry!- Krzyknął Goury wskazując uchylone drzwi. Czarownica spojrzała za siebie i ujrzała cienie, które ponownie zastąpiły im drogę. Westchnęła i ruszyła w stronę wrogów.. Mimo ilości przeciwników czarownica wybiła prawie wszystkie. Stała już u wrót katedry, gdy poczuła jak opada z sił, moc uleciała z niej, sprawiając, że Lina Inverse była teraz niewiele silniejsza od zwykłej dziewczyny. Przyklęka oddychając ciężko. Zaraz Goury pojawił się obok niej, zabrał jej miecz i pomógł wstać Odetchnęła.
- Jestem pod wrażeniem!- Pochwalił ją.- Poradzisz sobie czy ci pomóc?
- Nic mi nie jest. - Mruknęła.
- Jesteś pewna?.- Zapytał szermierz, wycofując się do katedry. Z oddali usłyszeli głuche jęki.
- Trupy.- Szepnęła. Weszli do środka i gdy tylko zaryglowali jedne z drzwi Lina ciężko usiadła na pierwszej z brzegu ławie.
- Dobrze się czujesz?- Zapytał przyglądając się dziewczynie.
- Tak jestem tylko zmęczona.- Westchnęła i wstała.
- Musimy iść.
- Tylko gdzie?- Zapytał Goury
- Do katakumb.- Usłyszeli za plecami głos chłopca, o którym zdążyli już zapomnieć.
- Katakumb?- Powtórzyła Lina.
- Tak, ciągną się pod miastem i prowadzą do drugiej katedry.- Wyjaśnił chłopiec. W tym momencie usłyszeli głuche łomotanie w drzwi.
- Tak, katakumby to zdecydowanie dobry pomysł.- Mruknął Goury i pośpieszyli w stronę kamiennego przedsionka prowadzącego starymi schodami do podziemi. Szermierz zrobił krok na przód, gdy nagle poczuł jak Lina szarpie go za rękaw.
- Goury boisz się?- Spytała. Uśmiechnął się tylko i położył jej rękę na głowie.
- To tylko katakumby.- Odparł - Tam nie ma ślimaków. - Zeszli schodami w ciemności grobowców Ravenshore.
Było ciemno. Lina spała a więc nie mieli żadnego światła.
- Chłopczyku jak się nazywasz?- Zapytał Goury.
- Jestem Exul, a pan?-
- Nazywam się Goury Gabriev a to Lina Inverse.
- Dlaczego mnie ratujecie?
- A dlaczego nie.- Odpowiedział pytaniem na pytanie. Chłopiec siedział cicho. Goury już myślał, że mały zasnął, gdy usłyszał pytanie.
- Chcecie przejść na drugą stronę?-
- Tak.- Przytaknął Goury
- Nie przejdzie pan.
- Dlaczego?
- Są trzy wrota, nie przejdzie pan.
- A skąd ty o tym wiesz?
- Kapłani z tej świątyni znaleźli mnie pod jednymi z nich, każdy w Ravenshore wie, że można je otworzyć tylko od drugiej strony, stąd też moje imię Exul, co we wspólnej mowie znaczy wygnaniec.
- Słyszałem, że do tych drzwi są klucze....
- Te drzwi nie mają zamka, proszę pana, ale można przejść na drugą stronę.- Usłyszał z ciemności głos chłopca.
- To zdecyduj się można przejść, czy nie...- Zirytował się Goury. Nagle oślepiło ich jasne światło stworzone przez Linę, która siedziała na ziemi i przecierała oczy.
- Zjedzmy coś.- Wymamrotała. Goury wyciągnął sakiewkę, którą dostali od jednego z wiatrów i zaczął wyciągać z niej jedzenie. Gdy już wszyscy się pożywili, ruszyli w dalszą drogę.
Katakumby były długim tunelem ciągnącym się przez wiele kilometrów. Zostały zbudowane jeszcze za czasów starożytnych i prowadziły od Katedry w Ravenshore do sanktuarium na Pojezierzach. Barierą były trzy bramy, które stanowiły zabezpieczenie, lecz tylko ze strony Sanktuarium- bo do Ravenshore mógł przejść każdy. Tunele wyciosane były z grubych kamiennych bloków, tworzącymi łuki nad przechodniami. Poza wyblakłymi zdobieniami, nie było tu nic. Po godzinnym marszu teren zaczął opadać nagle z oddali usłyszeli cichy plusk.
- Podziemna rzeka.- Stwierdził Goury. Gdy doszli do mostu zdali sobie sprawę, że korytarz rozdziela się w dwa mniejsze.
- Ciekawe, dokąd prowadzi ten?- Zapytała Lina wskazując na bardziej ozdobny tunel.
- Do Nekropolis, panienko, miasta umarłych.- Szepnął Exul.
- C co?-
- Tutaj jest nasz cmentarz. Podziemne miasto umarłych, Nekropolis.
- Chyba nie mam ochoty na jego zwiedzanie. Ci umarli też żyją?- Zapytała, ale chłopiec pokręcił głową.
- To bardzo ciekawe miejsce, ale dla archeologów. Nam zależy na czasie. - Powiedział i poprowadził ich przez most, pod którym rwał czarny potok, robiąc przy tym hałas większy niżby się wydawało.
- Nie wolno z niego pić wody. - Wyjaśnił malec.- Jest w nim trupi jad.
- Nie pytam, w jaki sposób się tam znalazł.- Mruknęła Lina.
Za mostem korytarz zmieniał się znacznie. Niskie sklepienie stało się teraz wysokim, podpieranym przez liczne kolumny. Gdzieniegdzie znajdowały się uchwyty na pochodnie oraz rzeźby. Przyjaciele przemierzali mroczne tunele jeszcze parę godzin, gdy nagle teren zaczął się podnosić a kamień stał się bardziej suchszy niż wcześniej.
- Dochodzimy.- Poinformował ich mały przewodnik.
- Prześpijmy się, zanim zabierzemy się za pierwsze drzwi. - Zaproponował Goury.-Maszerujemy już od dziesięciu godzin.
Nim się spostrzegli, wszyscy spali. Wszyscy oprócz Exula, który spokojnie siedział w koncie czekając aż dwójka ludzi obudzi się. Gdy Goury i Lina wstali, ze zdziwieniem stwierdzili, że malec doskonale wie, jaka jest teraz pora dnia.
- Nie spałeś?- Zdziwiła się Lina.
- W mieście umarłych się nie sypia. - Odparł.
- Mogłaś powiedzieć nam o tym wcześniej.-
- Wy możecie. - Wyjaśnił. Po krótkim posiłku ruszyli dalej przed siebie. Już po paru godzinach stali przy pierwszej bramie.
Była niesamowita. Ogromna, wykuta z jednego bloku skalnego, zdobiona tysiącem zakurzonych rzeźbień. Nigdzie nie było dziurki od klucza czy nawet inskrypcji. W koncie stała rzeźba kobiety tuląca do piersi niemowlę.
Lina wzmocniła moc zaklęcia światła i jasne światło oświetliło bramę. Goury powoli starł kurz.
- Tu są jakieś znaki.- Wyszeptał. Przyjrzał się uważnie. Rzeczywiście, w pięciu słupkach były różne litery i rysunki. Pierwsze z nich, były kwiatami, drugie drzewami, trzecie literami, czwarte Słońcem-każde w innym położeniu. Szermierz zmarszczył brwi.
- Co to może być?-
- Pozwól mi się przyjrzeć. -Lina podeszła bliżej. Przybliżyła zaklęcie by lepiej widzieć, gdy nagle, drzwi wessały cała kulkę energii. Symbole zaświeciły różnymi kolorami.
- Widziałeś to?- Zapytała
- Jeszcze raz.- Ponaglił ją Goury. Lina przyłożyła rękę do drzwi, które zaczęły promieniować mdłym światłem.
- No jasne, przecież tutaj nie znają magii, więc jak mogli je otworzyć?- Wyszeptał Goury. Przyglądając się symbolom.
- Mam nadzieję, że twoja nowa inteligencja na coś się nam przyda. - Mruknęła Lina.
- Szz myślę.
- Dziwnie to brzmi w twoich ustach, wiesz?-
- Lina!
- Dobra, dobra.- Czarownica zadarła głowę do góry. Ciekawe gdzie teraz są? Daleko od tego przeklętego miasta?
- Szukamy....Szukamy kobiety.- Mruknął Goury, patrząc na posąg.- Młodej kobiety, to jest najprawdopodobniej słońce po południu.
- Tylko gdzie jest ta kobieta? - Zastanawiał się na głos. Lina wyrwała się z zadumy.
- Może kryształ pomoże?- Wyciągnęła amulet Videretów. Nic, był równie matowy, co przedtem. Popukała nim w ścianę.
- TA jasne, gryź się. - Fuknęła chowając medalion. - Rozwiąże każdą zagadkę…Stary wariat nie wiedział, co mi daje.
- Poczekaj...- Mruknął Goury i zaczął wodzić palcem po rycinach.
- Załóżmy, że to starzec.
- Starzec ma czerwony kwiat.
- Dziecko ma zielone drzewo.
- Dojrzały człowiek ma literę C
- A zielony kwiat jest po lewej od białego.
- Osoba mająca żółte drzewo, ma męża.
- Osoba po środku ma literę A
- Starzec ma pierwszego kwiatka.
- Dziecko kobiety mieszka obok osoby, która ma dziadka.
- Osoba B ma czarne drzewo.
- Osoba z żółtym drzewem jest obok niebieskiego.
- Osoba z D ma drzewo żółte.
- Dziecko jest obok litery D.
- Myśl. Myśl. Myśl. Kobieta jest tu. Tu, ale co dalej?- Goury stukał się palcem po głowie. Lina raz jeszcze spojrzała na rzeźbę.
- Goury, ta kobieta szuka dziecka. Chyba chodzi o to, kto ma dziecko? - Szermierz spojrzał na nią dziwnie.
- Tak myślisz?
- Spróbuj.- Goury ukląkł na ziemi i zaczął rozrysowywać znaki. Lina zajrzała mu przez ramię. „Jestem genialna. Wiedziałam żeby zrzucić mu na głowę te kamienie” Pomyślała z zadowoleniem.
- Nigdy wam się nie..- Zaczął malec.
- MAM!- Krzyknął Goury.
- I?-
- Kobieta szukająca dziecka to osoba A.- Wziął rękę Liny i przyłożył ją do Litery. Nic. Lina zabrała rękę i oparła się po figurę.
- Ta jasne. A!- Gdy tylko wypowiedziała te słowa, ziemia zatrzęsła się pod ich nogami.
Z sufitu posypał się piach a drzwi zaskrzypiały. Powoli ogromny skalny blok zaczął się cofać i wsuwać w ścianę.
- Wieeedziałam, że to nie może być takie trudne.- Skwitowała Lina.
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca Lino, zostały jeszcze dwie bramy i podejrzewam, że ta była najprostsza.
- Jak ja nie znoszę ciebie mądrego.
Gdy drzwi odsłoniły przejście ich oczom ukazał się...
- Korytarz?- Zapytała z niedowierzaniem Lina.
- A czego ty się spodziewałaś?- Odparł, Goury. Cała trójka przekroczyła próg drzwi a gdy tylko weszli do tunelu, brama się za nimi zamknęła. Coś chrupnęło pod ich stopami. Lina spojrzała w dół i natychmiast zadarła głowę do góry.
- Nie patrzcie w dół. - Szepnęła. Wszyscy automatycznie spojrzeli w dół i zrozumieli, że cała ziemia jest pokryta ludzkimi szkieletami.
- Pokój ich duszom.- Mruknął sarkastycznie Goury i ruszył na przód. Przy każdym kroku słyszeli niemiłe chrupnięcie. Szli przy tym niemiłym akompaniamencie tak długo aż dotarli do drugiej bramy.
- TO jest brama?- Zapytała z niedowierzaniem Lina, przyglądając się samotnie stojącym drzwiom. Exul pokiwał głową. Czarownica obeszła parę razy drzwi, w końcu stanęła i rozłożyła ręce.
- Ale za nimi nic nie ma!- Fuknęła.
- Dlatego trzeba je otworzyć. - Odparł Exul wskazując na ścianę, na której wisiały tysiące kluczy.
- Jest jeden zamek, jeden klucz i jedna próba.- Dodał.
- Jak mamy trafić? To bez sensu!- Krzyknęła Lina wymachując rękami.
- Są wskazówki.- Powiedział Goury wskazując na ścianę z kluczami.
Dokładnie jeden z nas kłamie.
Dokładnie dwóch z nas kłamie.
Dokładnie trzech z nas kłamie.
Dokładnie czterech z nas kłamie.
Dokładnie pięciu z nas kłamie.
- Znowu zagadka? - Zdenerwowała się Lina.
- Nie tym razem, to wskazówki.- Odpowiedział szermierz i jeszcze raz wszystko przeczytał.
- Zdaje się, że....
- No, co?
- Ale nie jestem pewien.
- MÓW....
- A jak nie wyjdzie
- Jeżeli nie powiesz tak czy siak umrzemy. -Ofuknęła go wiedźma. Goury odetchnął.
- Tylko jeden z pięciu kluczy może mówić prawdę, tak?
- Tak.
- Zatem pozostałe cztery kłamią.
- Czyli?
- Klucz czwarty mówi prawdę.- Goury ściągnął klucz z haka.
- Jesteś pewien?- Zapytała Lina.
- Nie.- Powiedział szermierz i włożył klucz, po czym przekręcił go w zamku. Ponownie usłyszeli szczek i gruchot. Cofnęli się parę kroków a drzwi zaczęły skrzypieć i klekotać. Nagle wszystko uciszyło i usłyszeli cichutkie kliknięcie. Lina niepewnie nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi.
- I znowu korytarz. - Skrzywiła się wchodząc do następnego pomieszczenia.
- Nie! Nie! To koszmar!!! To nie możliwe!!! Nie prawda!!! - Wrzeszczała Lina, która stała przed ostatnimi drzwiami. Były ich tysiące. Duże i małe. Ładne i brzydkie. I każde z nich bez jakichkolwiek wskazówek. A więc musiała to być jakaś zagadka.
- TO NIE MOŻLIWE!!!- Zawyła
- TAK NIE MOŻE BYĆ!!!- Jęknęła. Tej zagadki nie mógł rozwiązać Goury, bo:
- Przykro mi Lino, ale to jest bez sensu.- Powiedział wzdychając ciężko.
- Nie można tworzyć zagadki bez pytania! To bzdura!!!- Jęknęła Lina klękając przy drzwiach.
- Bzdura, nikt na to nie wpadnie, to zupełnie jak z tym śledziem....- Zacięła się i spojrzała na szermierza. Goury nieznacznie podniósł jedną brew.
- Goury, pamiętasz jak mówiłam ci o tym, że byłeś kiedyś idiotą?
- Tak. A c....- Nie zdążył dokończyć pytania, bo padł jak długi na ziemię.
- Wybacz Goury, ale to było jedyne wyjście.- Powiedziała Lina wyrzucając za siebie kamień, którym uderzyła go w głowę i pochylając się nad towarzyszem. Szturchnęła go.
- No Goury, czas wstawać i być grzecznym idiotą.- Poklepała go po policzku. Szermierz spojrzał na Linę zdumionym wzrokiem.
- Co, co się stało?- Zaczął jąkać rozmasowując przy tym miejsce, w które uderzyła go Lina.
- Goury ile to dwa razy dwa?- Zapytała Lina.
- Osiem. - Odparł bez chwili namysłu.
- Świetnie. A teraz wstań.- Szturchnęła go i pomogła się podnieść.- No już. Już, nie mam całego dnia.
- Dlaczego jesteś taka szczęśliwa?- Zapytał zaskoczony Goury
- Wybierz sobie drzwi, którekolwiek, kieruj się swoim własnym bezsensownym instynktem.- Poleciła mu, zamiast odpowiedzi.
- Że, co?-
- No idź i znajdź wyjście z tych przeklętych katakumb!!!- Pchnęła Gourego w stronę setek drzwi. Szermierz przeszedł dwa razy w tę i z powrotem a potem nacisnął klamkę drzwi oznaczonych napisem „Wyjście”.
Zapadła cisza. Lina i Exul podbiegli do szermierza i wyjrzeli za drzwi. Przed nimi rozciągał się szeroki korytarz.
- To tu. - Stwierdził Exul, przechodząc na drugą stronę.
- A ty skąd wiesz?- Zdziwiła się Lina.
- Gdybyście otworzyli złe drzwi najprawdopodobniej zostalibyście poszatkowani jak sałata, przez tysiące srebrnych cienkich nici.
- Świetnie- mruknęła lekko zaszokowana Lina i ruszyła za Exulem. Pociągnęła za sobą Gourego.
- Jak dobrze, że znów jesteś idiotą? Inaczej byśmy z tego nie wyszli.- Powiedziała bardziej do siebie niż do reszty.
Nagle przystanęli przed schodami prowadzącymi w górę. Tuż obok nich znajdowały się małe drzwiczki prowadzące do jakiegoś pomieszczenia. Teraz przed nich wyszedł Exul.
- Tymi schodami.- Wskazał brodą na drzwi u szczytu chodów- Dojdziecie do Sanktuarium. Powinniście być tam bezpieczni, przynajmniej przez jakiś czas. Miło było z wami podróżować i życzę wam powodzenia, cokolwiek macie zamiar robić.
- Nie idziesz z nami?- Zapytała zdziwiona Lina. Chłopiec pokręcił głową.
- Ja, nie należę do świata żywych.
- Znaczy, że co?- Zapytała.
- Lino twoja wypowiedź jest wy...- Zaczął Goury.
- Zamknij się!- Warknęła- Co ma znaczyć, to, że nie należysz do świata żywych.
- Jeżeli wam powiem, pomożecie mi?- Zapytał. Lina kiwnęła głową, nawet nie rozważając możliwości, że taki chłopiec mógłby w jakiś sposób im zaszkodzić.
- No dobrze...- Zgodzili się. Chłopiec uchylił drzwi i wszyscy weszli do środka. Lina rozjaśniła pomieszczenie zaklęciem światła.
- To grobowiec.- Szepnęła zaskoczona.
- Tak, to grobowiec mnichów.- Powiedział Exul podchodząc do jednego z wydrążonych w skale grobowców.
- Niestety mnisi nie żyją tu od dwustu lat i mniej więcej od takiego czasu nikt tu nie zaglądał.- Chłopiec przykląkł przy jednej z katakumb, na ziemi leżał mały szkielet.
- Zmarli. Na zarazę, która przyszła tu wraz z handlarzami mięsa.- Pogładził małą czaszkę palcem.
- Wszyscy oni. I jeden chłopiec. Mieszkał z nimi, znaleźli go porzuconego po drugiej stronie wrót. Wychowywali go, uczyli.- Mruczał. - A potem wszyscy umarli.
- Jak nazywał się chłopiec?- Zapytał Goury.
- Exul.- Odparł mały. Lina uśmiechnęła się.
- Spodziewałam się tego, że jesteś duchem, wiesz?
- Rabusie wtargnęli tu w poszukiwaniu bogactw, akurat mój szkielet musieli wyrzucić.- Ciągnął Exul.
- A więc chcesz, żebyśmy złożyli twoje ciał...eee....Kości w grobie? Bo sam nie możesz tego zrobić?- Zapytała. Chłopiec pokiwał głową.
- Wreszcie odpocznę.- Uśmiechnął się.
- Eh, zbłąkane dusze. Z wami to zawsze jest jakiś problem. - Powiedziała Lina targając sobie grzywkę.
- Dobrze, już je odkładamy, tylko powiedz, dlaczego z nami szedłeś i pomagałeś nam przejść?-
- Noooo chciałem, żeby ktoś mnie odłożył na miejsce.- Wzruszył ramionami.
- Racja. Głupie pytanie. - Mruknęła Lina.
- No, więc miłego odpoczynku, mały Exulu, pewnie się jeszcze spotkamy, tam po drugiej stronie.- Powiedziała i potargała chłopczykowi grzywkę a później wraz z Gourym, ostrożnie, powoli złożyli wszystkie małe kości na ich miejscu. Z każdą odłożoną kostką chłopiec robi się coraz jaśniejszy, aż w końcu wyparował. Lina i Goury ruszyli po schodach. Po dziesięciominutowej wspinaczce dotarli do upragnionego celu.
- Drzwi do Sanktuarium.- Wyjaśniła Lina. Pchnęli je. Na początku nie widzieli nic, bo oślepiło ich tak jasne światło, ale z czasem, gdy ich oczy przyzwyczaiły się do Słońca spostrzegli, że owo Sanktuarium jest całe zrujnowane.
- Niewiele z niego zostało.- Mruknęła Lina.
- Zostało zburzone w 1302r. - wtrącił, Goury.
- Co powiedziałeś?!
- Że zostało zburzone...-
- W roku...?!
- 1302.
- Goury ty zapamiętałeś datę?!
- Tak.
- Jesteś dalej inteligentny?!
- Zawsze byłem.
- Przecież powiedziałeś, że dwa razy dwa...
- Zgrywałem się. Myślałem, że to zauważyłaś.- Oświadczył ze stoickim spokojem.
- CZYLI W KAŻDEJ CHWILI MOGLIŚY ZGINĄC!!!- Ryknęła Lina.
- Przecież napisali wyjście, nie?
- FIREBALL!!! - Ognista kula trafiła w szermierza. Po chwili lawina gruzu spadła na jego głowę.
Ciemno...Wszędzie
Głucho…wszędzie.
- Co to będzie?! Co to będzie!?- Krzyknęła spanikowana Lina.
- Goury.
- Goury…- Krzyknęła klepiąc go po twarzy.
Szermierz zamruczał i powiódł wzrokiem po otoczeniu. Coś widział. To była Lina. Obraz się wyostrzył. Usiadł i potarł głowę.
Czuł się tak lekko, wesoło.
- Goury wszystko, ok.?- Zapytała go zaniepokojona wiedźma.
- Kiedy obiad?- Zapytał.
uf
Uf...Goury nie pozostał mądry. Całe szczęście. Pomysł w sumie świetny ale tylko na jeden rozdział. Ta jego naukowa paplanina nawet mnie dobijała.